|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 23:55, 06 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
***
Zdecydowanie, po prawej stronie głowy pozostało jej za dużo włosów. Spływały one jasną kaskadą na ramiona. Natomiast po lewej stronie, wszystkie włosy zostały ujęte w warkocz. Na pewno nie był równy, była tego pewna. Do tego czuła jeszcze, że pojedyncze kosmyki zaplątały się jej między palce i nie była w stanie ująć ich w jeden, zgrabny koniec.
Cookie sapnęła, poirytowana i wypuściła włosy z ręki. Zamachała lekko rękoma, bo już zaczynały ją boleć od tego trzymania w górze. Zerknęła w lustro, sięgnęła po szczotkę i zaczęła rozczesywać trochę poplątane pasma.
Zmarszczyła lekko nos. Dzisiaj miała po raz drugi iść do szkoły i bardzo nie chciała, by jakieś starsze dziewczynki wyśmiewały, znowu, jej krzywy warkocz. Chciała, by tata był z niej dumy a najwyraźniej, obejmowało to też idealnie prostu warkocz. Zazwyczaj sama zaplatała sobie warkocz i nikt nie zwracał jej uwagi, ze coś z nim jest nie tak. Yumi pokazywała jej też, jak się zaplata taki bardziej odświętny warkocz, ale w jej wykonaniu to zawsze było prostsze
Odłożyła ostrożnie szczotkę i starannie rozdzieliła trzy pasma na szczycie głowy. Powoli dobierała włosy, starając się, by warkocz układał się dokładnie pośrodku. Kolejne, jasne pasma układały się równo, odsłaniając ciemniejsze włosy pod spodem. Na to też wszystkie dziewczynki zwróciły uwagę. Że ma włosy jak pomalowane. Na wierzchu jaśniejsze, pod spodem ciemniejsze. Jakby było w tym coś dziwnego. Pani Torrece miała włosy ciemne na prawie całej długości a przy głowie białe. I nikt jej uwagi nie zwracał. W sumie pani Torrece chyba coś robiła z tymi włosami, bo ten jasny pasek za każdym razem był innej długości.
Dotarła szczęśliwie do końca, ostatni kosmyk okręciła wokół zebranej kitki i zamarła.
Warkocz chyba był ładny, ale jak miała go związać? Z normalnym warkoczykiem nie miała tego problemu, ale tutaj… ręce miała zajęte a żeby zawiązać porządnie wstążkę, to musiała mieć wolne obie ręce.
Zamknęła oczy i zaczęła gorączkowo myśleć. W sumie nawet nie wiedziała, gdzie ma wstążkę. Zapomniała o niej!
- Cookie, daj – usłyszała nad sobą głos taty. Poczuła, jak delikatnie zawiązuje jej coś na włosach. – Możesz już puścić.
Puściła z lekką obawą, ale nie czuła, by włosy się jej rozsypały. Odemknęła jedno oko i odgięła głowę do tyłu. Tata stał nad nią i trzymał ręce na jej ramionach.
- Równy? – zapytała niepewnie.
Candy powstrzymał uśmiech i pieszczotliwie przesunął jej włosy na plecy.
- Równy i bardzo ładny – zapewnił poważnym tonem.
- A mogę sobie zawiązać moją jedwabna chusteczkę na włosach?
Candy lekko przegryzł sobie wargę.
- Ale pytasz mnie o to, czy to będzie pasować, czy o to, czy możesz zabrać ja do szkoły?
- To… drugie? – Cookie uśmiechnęła się niepewnie.
- Ach… w takim razie, mogę ci powiedzieć, że tak.
- A jakbym spytała o to pierwsze? – zainteresowała się dziewczynka.
- To bym chyba nie był w stanie udzielić ci tej odpowiedzi – Candy uśmiechnął się, pochylił i pocałował ją w czubek głowy.
Cookie pisnęła i wywinęła się szybko.
- Zaraz mi potargasz warkoczyka! – zaprotestowała.
- Jakże bym śmiał – odpowiedział poważnym tonem, choć oczy mu się śmiały.
- No, jakże? – Cookie schyliła głowę ku ramieniu.
- Nie potargam ci włosów, obiecuje – Candy oparł się jedną ręka o krawędź łóżka i pochylił się lekko – Czy panna jest już gotowa do wyjścia?
- A zawiążesz mi jeszcze chusteczkę? – zapytała, patrząc uważnie na ojca. Uśmiechnęła się do niego i on odwzajemnił jej uśmiech.
- To daj chusteczkę – wyciągnął do niej rękę. – I stój spokojnie, nie potargam ci włosów.
Cookie podała ojcu ciemnoniebieską, jedwabną szmatkę. To była jej ulubiona, zresztą wcześniej należała do mamy. W jednym rogu namalowane miała drobne, niebieskie kwiatki. Zawsze, kiedy ją odkładała do szuflady starała się, by kwiatki leżały na wierzchu.
- To co, gotowa do wyjścia?
Kiwnęła głową. Dzisiaj była gotowa. Dzisiaj już była przygotowana.
***
- Dwadzieścia funtów mąki, cztery funty kawy, siedem funtów suszonej fasoli – Adam powoli odhaczał kolejne pozycje na liście. Candy przeszedł obok niego, lekko zdjął z ramienia małą beczułkę i wrzucił ją na wóz.
- I nie zapomnij zaznaczyć melasy. Jeden galon – Candy oparł się o wóz, odsunął na tył głowy kapelusz i uważnie spojrzał na Adama.
- I jeden galon melasy – mruknął Adam, odhaczając kolejna pozycję. – No, o co chodzi? – wyrwany ze skupienia, spojrzał pytająco na Candy’ego. – Jeden galon, prawda?
- Adam, wszystko w porządku? – Candy spojrzał wymownie na krótką listę. – Chyba mi nie powiesz, że Jo… że masz aż tak kiepskiego zarządcę, że musisz pilnować go na każdym kroku. – Uśmiechnął się kątem ust – bo w takim razie, to chyba rzeczywiście powinieneś poszukać zastępstwa.
W oczach Adama zapłonęło lekkie rozbawienie.
- Pamiętam, ze pewnego razu, podczas robienia zakupów, udało nam się obtoczyć w melasie pewne… indywiduum – mrugnął do Candy’ego i schował ołówek, wraz z karteczką do kieszenie spodni.
- I dlatego postanowiłeś od czasu do czasu odwiedzić miasto i zakupić galon melasy?
- Na to wygląda – Adam zlustrował uważnie wszystkie paczki. – Chyba wszystko mamy.
- A jak to wygląda na Twojej liście? Może lepiej sprawdzić? – zatroszczył się Candy.
Adam nie odpowiedział, choć kącik ust mu drgnął.
- Dotarły do mnie pogłoski, że jesteś zbyt zapracowany, więc postanowiłem sprawdzić, ile w tym prawdy – powiedział, chłodnym i rzeczowym głosem. – Jak do tej pory…
- Ach, to dlatego uczepiłeś się mnie ostatnio jak rzep psiego… – wpadł mu w słowo Candy
- … zauważam jedynie, ze Twoje obowiązki nie są aż tak wyczerpujące, byś…
- Panie Canaday, sądzę, ze musimy odbyć konwersację, po raz kolejny zresztą, mimo moich nagabywań.
Adam przerwał i spojrzał chłodno na twarz pani Blaze. Stała ona, ledwie trzy jardy od nich, nerwowo wachlowała się pomarańczowo- różową chusteczką. Na jej twarzy widać było poirytowanie i lekkie rozdrażnienie. Na twarzy Candy’ego z kolei, odwróconego od pani Blaze tyłem, malowała się czysta nienawiść.
- Pani Blaze, w czym mogę pani pomóc? – Adam uśmiechnął się, najmilej jak potrafił i wystąpił krok przed Canaday’a.
- Azaliż, mam ja instytucjonalną sprawę do pana Canaday’a, panie Cartwright. Pańskie towarzystwo jest w tym sporze zbędne.
- Adamie, myślę, ze wszystko już mamy, chyba możemy jechać – wtrącił Candy, zupełnie jakby nie słyszał pani Blaze. – Jeżeli się nie pośpieszymy, to przy dzisiejszym upale cukier zdąży się nam stopić.
- Pan mnie intratuje! – oburzyła się pani Blaze i zrobiła krok do przodu. Candy natomiast, wskoczył lekko na kozła i spojrzał wyczekująco na Adama.
- Pani Blaze, jak zawsze miło było panią spotkać – Adam skłonił się lekko, odwrócił i wspiął lekko na kozła. Candy ruszył niemal natychmiast. Adam cicho zaklął pod nosem, podciągnął się na ławkę i usiadł pewniej.
- Może trochę melasy, na ostudzenie emocji? – zakpił, wciskając kapelusz mocniej na głowę .
- Raczej smoły i pierza – warknął Candy.
***
Ruth stała, ściskając w dłoni mocno pałąk koszyka. Oczy miała szeroko otwarte, usta uchylone. Wóz, który przejechał przed nimi w takim pospiechu, zniknął w obłoku szarego pyłu.
- Ciociu – szepnęła.
- Moja droga, myślę, że musimy pomóc pani Blaze – zdecydowanym głosem oznajmiła Laura Quintal.
- Czy… to był pan… Canaday? – jęknęła Ruth.
- Tak, ten cham, impertynent, prostak i …i pewnie też i bezbożnik, bo w kościele to już dawno go nikt nie widział… - Laura podniosła lekko spódnice sukni i zrobiła dwa kroki. Spostrzegła, że Ruth za nią nie idzie i odwróciła się zniecierpliwiona.
- O co chodzi, moja droga?
- To był pan Canaday? – szeptem powtórzyła Ruth i opuściła nieco koszyk.
- Przecież mówię.
A miał być taki wspaniały, z poczuciem humoru, przystojny, uprzejmy
- Chyba nie chodzi znowu o te niemądre oświadczyny, prawda? – Laura spojrzała z potępieniem na Ruth. – Chyba nie powiesz, że cię nie ostrzegałyśmy, prawda?
- Jak, znowu? – zaperzyła się Ruth. – Ja przecież o nich nie wspominam, to wy mi nie dajecie o nich zapomnieć!
- Nie kłóćmy się, tylko pomóżmy Joan.
- Chyba już sobie pomogła, weszła do sklepu – zauważyła Ruth. – Wyglądała całkiem dziarsko, jak na kogoś, kto potrzebuje pomocy.
- Na pewno jest, biedna, całkiem przerażona – zauważyła ze współczuciem pani Quintal – nieczęsto ma się okazje oglądać pokaz takiego chamstwa…
A miał być taki miły, dobry i wyrozumiały… przystojny… choć w sumie to brzydki nie jest… ale bardziej przystojny… i…
- Ciociu – Ruth zeskoczyła lekko ze schodka, na którym stała i podeszła do czekającej nań ciotki – A… w sumie… chyba jest jakiegoś rodzaju konflikt między panią Blaze a panem Canaday’em, prawda?
- Jest, choć na pewno nie jest on z winy Joan. To słodka, uczynna i troskliwa kobieta…
- Ale, jakie jest… źródło tego konfliktu? – drążyła Ruth, truchtając za ciotką.
Już prawie przeszły przez drogę, jak dojdą do sklepu to nigdy nie uda się jej uzyskać odpowiedzi… Może coś się stało, może nie dla każdego jest taki niemiły…niech tylko odpowie na moje pytanie!
Laura Quintal podeszła do drzwi sklepu i chwyciła za gałkę. Rozbrzmiał dzwoneczek.
- No to się nie dowiem – skwitowała Ruth, gdy drzwi zamknęły się jej przed nosem.
A miało być tak pięknie…
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 18:28, 07 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:54, 07 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Cookie sapnęła, poirytowana i wypuściła włosy z ręki. Zamachała lekko rękoma, bo już zaczynały ją boleć od tego trzymania w górze. Zerknęła w lustro, sięgnęła po szczotkę i zaczęła rozczesywać trochę poplątane pasma.
Zmarszczyła lekko nos. Dzisiaj miała po raz drugi iść do szkoły i bardzo nie chciała, by jakieś starsze dziewczynki wyśmiewały, znowu, jej krzywy warkocz. |
Skąd ja to znam? Na ogół wszystkie kobiety, duże czy małe mają problem z ułożeniem fryzury. To naprawdę bardzo stresujące zajęcie, zwłaszcza, gdy włosek jest… pod włosek.
Cytat: | Chciała, by tata był z niej dumy a najwyraźniej, obejmowało to też idealnie prostu warkocz. |
A które dziecko by nie chciało?
Cytat: | Odłożyła ostrożnie szczotkę i starannie rozdzieliła trzy pasma na szczycie głowy. Powoli dobierała włosy, starając się, by warkocz układał się dokładnie pośrodku. Kolejne, jasne pasma układały się równo, odsłaniając ciemniejsze włosy pod spodem. |
Z Cookie to prawdziwa perfekcjonistka…irytuje się i pewnie ma dość tego czesania, a jednak z uporem dąży do celu. Tak trzymaj mała
Cytat: | Z normalnym warkoczykiem nie miała tego problemu, ale tutaj… ręce miała zajęte a żeby zawiązać porządnie wstążkę, to musiała mieć wolne obie ręce.
Zamknęła oczy i zaczęła gorączkowo myśleć. W sumie nawet nie wiedziała, gdzie ma wstążkę. Zapomniała o niej!
- Cookie, daj – usłyszała nad sobą głos taty. Poczuła, jak delikatnie zawiązuje jej coś na włosach. – Możesz już puścić. |
Niezawodny tata. Pojawia się w odpowiednim czasie i wie, co zrobić, choć pewnie wielu innych ojców na jego miejscu po prostu „poległoby”
Cytat: | - A mogę sobie zawiązać moją jedwabna chusteczkę na włosach?
Candy lekko przegryzł sobie wargę.
- Ale pytasz mnie o to, czy to będzie pasować, czy o to, czy możesz zabrać ja do szkoły?
- To… drugie? – Cookie uśmiechnęła się niepewnie.
- Ach… w takim razie, mogę ci powiedzieć, że tak.
- A jakbym spytała o to pierwsze? – zainteresowała się dziewczynka.
- To bym chyba nie był w stanie udzielić ci tej odpowiedzi – Candy uśmiechnął się, pochylił i pocałował ją w czubek głowy. |
Bardzo interesująca rozmowa. Cookie jest niezwykle dociekliwą dziewczynką. Ciekawe tylko, co byłoby gdyby powiedział jej, że to niemożliwie?
Cytat: | - To daj chusteczkę – wyciągnął do niej rękę. – I stój spokojnie, nie potargam ci włosów.
Cookie podała ojcu ciemnoniebieską, jedwabną szmatkę. To była jej ulubiona, zresztą wcześniej należała do mamy. W jednym rogu namalowane miała drobne, niebieskie kwiatki. Zawsze, kiedy ją odkładała do szuflady starała się, by kwiatki leżały na wierzchu. |
Dziewczynka wciąż tęskni za mamą. Widać to choćby w takich drobiazgach, jak ten z chusteczką, choć z pewnością dla Cookie nie jest to „drobiazg”
Cytat: | - Dwadzieścia funtów mąki, cztery funty kawy, siedem funtów suszonej fasoli – Adam powoli odhaczał kolejne pozycje na liście. Candy przeszedł obok niego, lekko zdjął z ramienia małą beczułkę i wrzucił ją na wóz.
- I nie zapomnij zaznaczyć melasy. |
Adam niczym prawdziwy nadzorca wydaje polecenia i pilnuje pracownika. Podobno „pańskie oko konia tuczy”
Cytat: | W oczach Adama zapłonęło lekkie rozbawienie.
- Pamiętam, ze pewnego razu, podczas robienia zakupów, udało nam się obtoczyć w melasie pewne… indywiduum – mrugnął do Candy’ego i schował ołówek, wraz z karteczką do kieszenie spodni.
- I dlatego postanowiłeś od czasu do czasu odwiedzić miasto i zakupić galon melasy? |
No, proszę nie dość, że panowie prowadzą rozmowę o lekkim sarkastycznym zabarwieniu to jeszcze czasami potrafią się „nieźle zabawić”
Cytat: | - Dotarły do mnie pogłoski, że jesteś zbyt zapracowany, więc postanowiłem sprawdzić, ile w tym prawdy – powiedział, chłodnym i rzeczowym głosem. – Jak do tej pory…
- Ach, to dlatego uczepiłeś się mnie ostatnio jak rzep psiego… – wpadł mu w słowo Candy
- … zauważam jedynie, ze Twoje obowiązki nie są aż tak wyczerpujące, byś… |
Pani Blaze ma wyjątkowy dar pojawiania się tam, gdzie nie trzeba. I teraz nie dowiem się, co Adam chciał powiedzieć Candy’emu.
Cytat: | - Panie Canaday, sądzę, ze musimy odbyć konwersację, po raz kolejny zresztą, mimo moich nagabywań. |
??? Ten babsztyl jest okropny. O co znowu jej chodzi?
Cytat: | Na twarzy Candy’ego z kolei, odwróconego od pani Blaze tyłem, malowała się czysta nienawiść. - Pani Blaze, w czym mogę pani pomóc? – Adam uśmiechnął się, najmilej jak potrafił i wystąpił krok przed Canaday’a.
- Azaliż, mam ja instytucjonalną sprawę do pana Canaday’a, panie Cartwright. Pańskie towarzystwo jest w tym sporze zbędne. |
Trudno się dziwić Candy’emu. Blaze nieźle zaszła mu za skórę. I jak potraktowała grzecznego Adasia?! Zgroza!!!
Cytat: | - Pani Blaze, jak zawsze miło było panią spotkać – Adam skłonił się lekko, odwrócił i wspiął lekko na kozła. Candy ruszył niemal natychmiast. Adam cicho zaklął pod nosem, podciągnął się na ławkę i usiadł pewniej.
- Może trochę melasy, na ostudzenie emocji? – zakpił, wciskając kapelusz mocniej na głowę .
- Raczej smoły i pierza – warknął Candy. |
Jestem tego samego zdania, co Candy. Smoła i pierze… i byłoby tak ciekawie… rozmarzyłam się
Cytat: | - Czy… to był pan… Canaday? – jęknęła Ruth.
- Tak, ten cham, impertytent, prostak i …i pewnie też i bezbożnik, bo w kościele to już dawno go nikt nie widział… - Laura podniosła lekko spódnice sukni i zrobiła dwa kroki. |
A to Laura wystawiła Candy’emu niezłą laurkę
Cytat: | - Ciociu – Ruth zeskoczyła lekko ze schodka, na którym stała i podeszła do czekającej nań ciotki – A… w sumie… chyba jest jakiegoś rodzaju konflikt między panią Blaze a panem Canaday’em, prawda?
- Jest, choć na pewno nie jest on z winy Joan. To słodka, uczynna i troskliwa kobieta…
- Ale, jakie jest… źródło tego konfliktu? – drążyła Ruth, truchtając za ciotką.
Już prawie przeszły przez drogę, jak dojdą do sklepu to nigdy nie uda się jej uzyskać odpowiedzi… (…)- No to się nie dowiem – skwitowała Ruth, gdy drzwi zamknęły się jej przed nosem.
A miało być tak pięknie… |
Ufam, że jednak będzie pięknie tak dla Ruth, jak i Candy’ego. A tak przy okazji miałam nadzieję, że oboje znajdą wreszcie okazję do rozmowy, a tu… nici. Fajna byłaby z nich para.
Senszen, pięknie i ciekawie napisany odcinek. Szczególnie rozmowa Cookie i Candy’ego, jest pełna czaru, ciepła i miłości. Jeżeli chodzi o relacje Ruth – Candy, które póki, co trudno nazwać relacjami, to przyznam się, że liczyłam na więcej. Cóż, będę się ćwiczyć w cierpliwości… aczkolwiek nie wiem jak to mi się uda, zwłaszcza, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną, czyli jakby powiedziała pani Blaze: instytucjonalnie jestem naznaczona niewątpliwą zaletą niecierpliwej cierpliwości.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 8:44, 08 Lip 2016, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:54, 07 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | instytucjonalnie jestem naznaczona niewątpliwą zaletą niecierpliwej cierpliwości. |
w takim razie postaram się, by cierpliwość Twoja nie została wystawiona na zbyt ciężką próbę
Serdecznie dziękuje za komentarz, jak zawsze czytanie go było prawdziwą przyjemnością
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:25, 07 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Moja cierpliwość dziękuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:42, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
A ja nadal nie wiem - Candy, czy Griff? Który z nich? Według nbue obaj się nadają, ale nie wiadomo, co wymyśli autorka ... obszerniej napiszę nieco później
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 14:46, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
co prawda istnieje powiedzenie, że trzeciego wyjścia nie ma... ale w tym wypadku, owszem, trzecie wyjście może się pojawić
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:56, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Odłożyła ostrożnie szczotkę i starannie rozdzieliła trzy pasma na szczycie głowy. Powoli dobierała włosy, starając się, by warkocz układał się dokładnie pośrodku. |
To bardzo trudne. Podziwiam wytrwałość Cookie
Cytat: | Candy powstrzymał uśmiech i pieszczotliwie przesunął jej włosy na plecy.
- Równy i bardzo ładny – zapewnił poważnym tonem.
- A mogę sobie zawiązać moją jedwabna chusteczkę na włosach?
Candy lekko przegryzł sobie wargę.
- Ale pytasz mnie o to, czy to będzie pasować, czy o to, czy możesz zabrać ja do szkoły?
- To… drugie? – Cookie uśmiechnęła się niepewnie.
- Ach… w takim razie, mogę ci powiedzieć, że tak. |
Piękna rozmowa ojca z córeczką. Doskonale się rozumieją
Cytat: | - Adam, wszystko w porządku? – Candy spojrzał wymownie na krótką listę. – Chyba mi nie powiesz, że Jo… że masz aż tak kiepskiego zarządcę, że musisz pilnować go na każdym kroku. – Uśmiechnął się kątem ust – bo w takim razie, to chyba rzeczywiście powinieneś poszukać zastępstwa. |
Czyżby kiełkowało zatrute ziarno zasiane przez wrednego Jona? Pewnie tylko się przekomarzają
Cytat: | W oczach Adama zapłonęło lekkie rozbawienie.
- Pamiętam, ze pewnego razu, podczas robienia zakupów, udało nam się obtoczyć w melasie pewne… indywiduum – mrugnął do Candy’ego i schował ołówek, wraz z karteczką do kieszenie spodni.
- I dlatego postanawiasz od czasu do czasu odwiedzić miasto i zakupić galon melasy? |
Ach! Te cudne wspomnienia … sprzed lat, ale … galon melasy zawsze warto mieć pod ręką … może się przydać
Cytat: | - Panie Canaday, sądzę, ze musimy odbyć konwersację, po raz kolejny zresztą, mimo moich nagabywań.
Adam przerwał i spojrzał chłodno na twarz pani Blaze. Stała ona, ledwie trzy jardy od nich, nerwowo wachlowała się pomarańczowo- różową chusteczką. Na jej twarzy widać było poirytowanie i lekkie rozdrażnienie. Na twarzy Candy’ego z kolei, odwróconego od pani Blaze tyłem, malowała się czysta nienawiść. |
Urocza pani Blaze nie jest ulubienicą Candy'ego. Jak mniemam
Cytat: | - Azaliż, mam ja instytucjonalną sprawę do pana Canaday’a, panie Cartwright. Pańskie towarzystwo jest w tym sporze zbędne.
- Adamie, myślę, ze wszystko już mamy, chyba możemy jechać – wtrącił Candy, zupełnie jakby nie słyszał pani Blaze. – Jeżeli się nie pośpieszymy, to przy dzisiejszym upale cukier zdąży się nam stopić.
- Pan mnie intratuje! – oburzyła się pani Blaze i zrobiła krok do przodu. Candy natomiast, wskoczył lekko na kozła i spojrzał wyczekująco na Adama. |
Podejrzewam, że Candy pragnął nie tyle intratować, co lekko stratować „uroczą” kumoszkę. Skutecznie spławili babę
Cytat: | - Moja droga, myślę, ze musimy pomóc pani Blaze – zdecydowanym głosem oznajmiła Laura Quintal.
- Czy… to był pan… Canaday? – jęknęła Ruth.
- Tak, ten cham, impertytent, prostak i …i pewnie też i bezbożnik, bo w kościele to już dawno go nikt nie widział… |
Zabrakło mi tu podkradania owoców z sadu pastora. Laura niezbyt korzystnie określiła Candy’ego
Cytat: | - To był pan Canaday? – szeptem powtórzyła Ruth i opuściła nieco koszyk.
- Przecież mówię.
A miał być taki wspaniały, z poczuciem humoru, przystojny, uprzejmy
- Chyba nie chodzi znowu o te niemądre oświadczyny, prawda? – Laura spojrzała z potępieniem na Ruth. – Chyba nie powiesz, że cię nie ostrzegałyśmy, prawda?
- Jak, znowu? – zaperzyła się Ruth. – Ja przecież o nich nie wspominam, to wy mi nie dajecie o nich zapomnieć! |
Jak widać opinie o Candy’m bardzo się różnią. Dla jednych jest fajnym facetem … dla innych podejrzanym typem
Cytat: | - Ciociu – Ruth zeskoczyła lekko ze schodka, na którym stała i podeszła do czekającej nań ciotki – A… w sumie… chyba jest jakiegoś rodzaju konflikt między panią Blaze a panem Canaday’em, prawda?
- Jest, choć na pewno nie jest on z winy Joan. To słodka, uczynna i troskliwa kobieta… |
Z pewnością. Pani Blaze jest uosobieniem słodyczy, wdzięku i życzliwości
Bardzo ciekawie pokazana relacja między Cookie i Candy’m, trochę rodzinna, trochę przyjacielska. To nie zawsze idzie w parze. Za mało Griffa w tym odcinku. Koleżanka mogłaby kogoś mu przydzielić, bo bidula cały czas tak samornie sobie żyje … „na przyczepkę” do rodziny Candy’ego i Cartwrightów. Mógłby mieć własną. Dobry człowiek, pracowity, sympatyczny … do tego przystojny … szkoda go. Mniej mi żal wiecznie mających pretensje kumoszek z Wirginia City. Zdrowo dokuczyły Indii … i nie tylko jej. No i co z Ruth? Czy odnajdzie tego jedynego? Zdaje się, że ona raczej pogodziła się z losem, to jest ze staropanieństwem i podchodzi do tego z humorem, ale … też mogłaby znaleźć swoją drugą połowę … tak jak Griff. Autorka sugeruje trzecią możliwość, ale ja jej na razie nie dostrzegam. Chyba nie ma na myśli Jona!!! Tego bym nie zniosła, bo jak wspomniałam kończy mi się zapas Cardiolu. Opowiadanie udane, ciekawe i … ta niepewność, jak potoczą się losy bohaterów opowiadania?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 20:59, 08 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 21:01, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Zdaje się, że ona raczej pogodziła się z losem, to jest ze staropanieństwem i podchodzi do tego z humorem, |
z humorem może i się stara podchodzić, ale staropanieństwo nie jest niczym przyjemnym. Czy ona się z tym pogodziła to ja wątpię.
Cytat: | Autorka sugeruje trzecią możliwość, ale ja jej na razie nie dostrzegam. Chyba nie ma na myśli Jona!!! |
interesująca myśl, interesująca
Ewelina, bardzo dziękuje za komentarz W następnym odcinku, postaram się, może być więcej Griffa
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:06, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Griff OK, Jona wraz z panią Blaze do melasy ... a potem pierze i słoma, lub coś w tym rodzaju
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 21:10, 08 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Ach, pomyślę, może moja wena na to przystanie... a może będzie miała ochotę na jakieś bardziej radykalne rozwiązania
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 20:31, 09 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
***
Najgorsze było to, ze nawet nie wiedziała dokładnie, gdzie mieszka pan Canaday. Choć może to akurat nie było najgorsze, jedynie najbardziej niewygodne. Najgorsze okazało się być to, że wciąż potwornie chciała z nim porozmawiać. Mimo że okazał się być chamem, prostakiem, który nieuprzejmie potraktował panią Blaze… to dalej chciała z nim porozmawiać. W sumie, to teraz chciała z nim porozmawiać nawet bardziej… łapała się na jakimś niejasnym uczuciu, chęci.. w sumie do czego? Do uratowania grzesznika?
Ruth zastanowiła się głęboko i spojrzała na pusta stronę swojego pamiętnika. Czuła się w sumie dosyć żałośnie – przekroczyła już trzydzieści lat a wciąż spisywała swoje przemyślenia w pamiętniku, jak… jak jakaś młoda panienka.
Ale to było niezłe, to można by było wykorzystać.
rozmówić się z panem Canaday’em odnośnie wizyt w kościele
Cel godny, nikt nie powinien mieć do niej pretensji.
rozmówić się z panem Canaday’em odnośnie zachowania July
To już było mniej pociągające. July Canaday była słodkim dzieckiem, małomównym i bardzo spokojnym. Zresztą w szkółce niedzielnej uczyła się krótko i nie bardzo było o czym mówić. Chyba, ze połączy się punkt pierwszy z punktem drugim.
przywitać się z panem Canaday’em, jako jego nowa sąsiadka
Byłoby to na pewno dużo prostsze, gdyby wiedziała, gdzie on w zasadzie mieszka. Poza tym, istniało ryzyko, że by musiała odwiedzać wszystkich w mieście i w okolicy.
przyznać się przed panem Canaday’em, że ma się na jego punkcie lekką obsesję
Dobrze, że to tylko pamiętnik…
przeprosić za swoje dziwne zachowanie przed kościołem
Choć w sumie przeprosiny należały się komu innemu. Z drugiej strony, pan King już przeprosił i chyba nie było sensu, by jechać do niego z kolejnymi przeprosinami.
darować sobie wszelkie powody i po prostu pojechać?
Ruth zapatrzyła się na ostatni punkt. Zakręciła pióro, delikatnie, by nie pobrudzić sobie atramentem palców. Odłożyła je do szuflady, wraz z pamiętnikiem. Po chwili namysłu wyciągnęła pamiętnik, wyrwała z niego ostatnią, zapisaną stronę. Złożyła ją w mały kwadracik i schowała do swojej torebki. Nie miała dowodów na to, ze ciotka szpera jej w rzeczach, ale nie chciała prowokować losu.
Teraz, kiedy powzięła już decyzję, pozostały jej tylko drobiazgi… ubrać się, uczesać, dowiedzieć się, gdzie mieszka pan Canaday i wymyślić, jak się do niego dostać.
***
- To ten, panie Cartwright…
- Gdzie? – Adam podniósł wysoko brwi. Naughty, która siedziała obok niego, zatopiona w lekturze, uśmiechnęła się katem ust.
- Co, gdzie? – zdziwił się Jon. – Ja, ten, chciałem...
Naughty zacisnęła mocno zęby, żeby się nie roześmiać. Adam zachował kamienną twarz.
- Tak? – zapytał, głosem miękkim i jedwabistym.
Jon odetchnął głęboko i usiadł przy stole. Nerwowym gestem uderzył kapeluszem o udo, wzbijając małe obłoczki kurzu.
- Uważam, że można by było tego, zarobić.
- Doprawdy? Słucham więc.
Jon ze świstem wypuścił powietrze z ust, zdmuchując luźne kosmyki włosów, spadające mu na twarz.
- Rozmawiałem ostatnio ze swoim kontaktem spoza miasta. I ten,
- Ten kontakt, jak mniemam?
- Ten, no tak. Przekazał mi, że niedługo w okolice wprowadzi się jeden taki, bardziej majętny. Można by było z nim zrobić interes. Na pewno będzie potrzebował kilku rzeczy, bo on chyba z zagranicy przyjeżdża…
- A na czym ma polegać ten interes? – Adam odchylił się nieco w krześle.
- Na pewno, będzie potrzebował konia – Jon ożywił się. – A chce podobno mieć jakiegoś specjalnie ułożonego i ten, mamy teraz konia, którego można by było sprzedać, ja mogę go przyzwyczaić do siodła i ten, można by…
- Za konia, przyzwyczajonego do siodła, ujeżdżonego, można dostać więcej, to prawda – przyznał Adam. – Nie przypominam sobie, byśmy mieli teraz jakieś konie do sprzedania.
- Mamy – Jon wyprostował się dumnie. – Mamy jednego dwulatka. Gotowy o jazdy, jeszcze można go nauczyć nowych sztuczek, tylko w sumie, to chciałem o pozwolenie spytać, ja bym go chętnie przyuczył i..
- I ten, ja rozumiem. Koń na sprzedaż – przerwał mu lekko zniecierpliwiony Adam. – Nie widzę w tym nic szczególnego. Jeżeli ten twój kontakt ma jakoś więcej informacji na temat potencjalnego nabywcy…
- Bo mnie chodzi o to, ze ja bym mógł już przyuczać konie i je sprzedawać. Znam się na tym – wyrzucił z siebie Jon. – Znam się na koniach.
- Nie wątpię – Adam wyprostował się sztywno. – Skontaktuj mnie ze swoim kontaktem, wtedy dam ci odpowiedź. Albo, jeszcze lepiej, skontaktuj mnie z nabywcą.
- Ale lepiej z kontaktem, to znaczy, moim kontaktem, bo on się zajmuje przygotowaniem wszystkiego na miejscu. Koniem, domem i w ogóle, wszystkim. Spiżarnią.
Adam powoli skinął głową.
- W porządku, spotkam się z twoim kontaktem. W środę. Po dwunastej, w Ponderosie. Niech się nie spóźni.
Jon gorliwie kiwnął głową. wstał, na moment stracił równowagę, skłonił się niedbale i w pospiechu, wyszedł.
- Tato, ale on wie, że zasadniczo to zajmujecie się sprzedażą bydła i drewna? – Naughty przewróciła stronę w książce.
- Och, jestem tego pewien.
- To dlaczego tak mu zależy na sprzedaży jednego konia? – Naughty zmrużyła oczy.
- Zapewne ma w tym jakiś osobisty interes – Adam podrapał się po podbródku. – Może po prostu chce zmienić pracodawcę.
- Pan Canaday chyba by się ucieszył… - Naughty bąknęła pod nosem.
- Pewnie tak – Adam spojrzał z na córkę, która wciąż pochylona była nad książką. Na jego twarzy pojawił się lekko uśmiech. Pogłaskał córkę po głowie i pocałował w skroń.
- Co? – Naughty spojrzała na niego z uśmiechem.
- Ech, nic takiego – Adam uśmiechnął się. – Mam bystrą córkę, cieszy mnie to.
***
Chwiejnym krokiem wyszedł z saloonu. Wyszło mu dzisiaj, naprawdę mu wyszło! Namówił starego Cartwrighta na swój interes. Kudłaty Jhon twierdził, że Loce, w zamian za odpowiednio ułożonego konia, odwdzięczy się dodatkową sumką.
Jon przeciągnął się, stracił równowagę i w ostatniej chwili złapał się koniowiązu. Starannie ustawił nogę, koło nogi i wyprostował się powoli. Zaparł się rękoma o chropawą powierzchnię belki i rozejrzał dookoła.
Słońce raziło go mocno w oczy. Ściągnął rondo kapelusza niżej i przetarł palcami obolałe i piekące od dymu oczy. W głowie mu lekko wirowało, ale przyjemnie. W ustach czuł jeszcze posmak whisky, niestety, w kieszeniach miał już pustki. Usztywnił plecy, podniósł ciężką głowę i spojrzał raz jeszcze na ulicę. Chociaż nieco mniej falowała.
Mignęła mu jedna kobieta, w jasnej spódnicy, mignęła mu pani Blaze, w czymś jaskrawym. Obejrzał się chętnie za jej córką. I wtedy wzrok jego padł na kobietę w paskudnej bluzce w paski. Od tych pasków kręciło mu się w głowie. Ale kobietę poznał. Stała tyłem do niego, wpatrzona jak sroczka w wystawę sklepu. Ale ją poznał, widział ją w kościele. Stara panna. Rosie chyba miała na imię. Zdesperowana, znał się na tym. India też taka była, na milę czuć było od niej staropanieństwem. Szara myszka, lekko skrzywiona. Z takimi łatwo idzie. Można wziąć co trzeba i pójść dalej.
Zrobił krok do przodu, zachwiał się, wyprostował i ponowił próbę. Kobieta zmieniła pozycję, te przeklęte paski zamigotały mu w oczach. Ale już był blisko.
Paski zafalowały mu jeszcze raz, więc dla pewności schwycił kobitę za rękę.
Odwróciła się natychmiast.
- Proszę mnie puścić! – aż mu nieprzyjemnie huknęło w głowie.
- Spokojnie, chciałem się tylko przywitać. Rosie.
- Na imię mam Ruth i proszę mnie puścić. –kobieta szarpnęła się. Silna była, ale słabsza niż on. Zacisnął rękę mocniej na jej ręku, byle tylko te idiotyczne paski nie zaczęły się znowu przemieszczać.
- RRuth, ładniej nawet. Brzydka nawet nie jesteś, nie wyrywaj się tak – przyciągnął ją do siebie. Wolną ręką otarł pot, gromadzący się na czubku nosa.
Kobieta szarpała się, jak ryba na haczyku. Próbował ją uspokoić i pogłaskał ją po włosach. Wtedy ktoś wykręcił mu boleśnie rękę i szybko, zdzielił w szczękę. W oczach mu pociemniało i zamachnął się nieskładnie.
- Jon, uspokój się, na litość – usłyszał znajomy głos. – Ruth, idź już.
Poczuł, ze wzbiera w nim złość. Bolała go ręka, bolała go nawet szczęka. Odemknął z trudem oczy. Ktoś stał, zasłaniając kobietę, odwrócony był do niego bokiem i nie zwracał za bardzo uwagi. Na niego.
Wyciągnął nóż z pochewki przy bucie i wycelował. W plecy.
Też były jakieś znajome.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 10:28, 10 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:48, 09 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Senszen, nie dość, że koszmar, to przerywasz w takim miejscu! Hitchcock to Twoje drugie imię?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:14, 10 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Najgorsze było to, ze nawet nie wiedziała dokładnie, gdzie mieszka pan Canaday. Choć może to akurat nie było najgorsze, jedynie najbardziej niewygodne. Najgorsze okazało się być to, że wciąż potwornie chciała z nim porozmawiać. |
Ona jeszcze nie wie, gdzie mieszka Candy? Cóż za niedopatrzenie. A poważnie mówiąc to coś mi się wydaje, że Ruth wpadła, jak śliweczka w kompot.
Cytat: | W sumie, to teraz chciała z nim porozmawiać nawet bardziej… łapała się na jakimś niejasnym uczuciu, chęci.. w sumie do czego? Do uratowania grzesznika? |
Szczytny cel. Jestem pewna, że go uratuje..
Cytat: | Czuła się w sumie dosyć żałośnie – przekroczyła już trzydzieści lat a wciąż spisywała swoje przemyślenia w pamiętniku, jak… jak jakaś młoda panienka. |
Nie powinna się tak czuć przecież pamiętniki piszą ludzie w różnym wieku.
Cytat: | darować sobie wszelkie powody i po prostu pojechać? |
Jestem za! To najlepszy „powód” jaki Ruth mogła wymyślić
Cytat: | Po chwili namysłu wyciągnęła pamiętnik, wyrwała z niego ostatnią, zapisaną stronę. Złożyła ją w mały kwadracik i schowała do swojej torebki. Nie miała dowodów na to, ze ciotka szpera jej w rzeczach, ale nie chciała prowokować losu. |
Miała rację. Przezorny zawsze ubezpieczony. Ciotce Ruth jakoś nie wierzę.
Cytat: | - A na czym ma polegać ten interes? – Adam odchylił się nieco w krześle.
- Na pewno, będzie potrzebował konia – Jon ożywił się. – A chce podobno mieć jakiegoś specjalnie ułożonego i ten, mamy teraz konia, którego można by było sprzedać, ja mogę go przyzwyczaić do siodła i ten, można by… |
Nie podoba mi się propozycja Jona, podobnie zresztą jak on sam. Mam wrażenie, że chce naciągnąć Adama.
Cytat: | Koń na sprzedaż – przerwał mu lekko zniecierpliwiony Adam. – Nie widzę w tym nic szczególnego. Jeżeli ten twój kontakt ma jakoś więcej informacji na temat potencjalnego nabywcy…
- Bo mnie chodzi o to, ze ja bym mógł już przyuczać konie i je sprzedawać. Znam się na tym – wyrzucił z siebie Jon. – Znam się na koniach.
- Nie wątpię – Adam wyprostował się sztywno. – Skontaktuj mnie ze swoim kontaktem, wtedy dam ci odpowiedź. Albo, jeszcze lepiej, skontaktuj mnie z nabywcą. |
Zgadzam się z Adamem i utwierdzam się w tym, że Jon ma niecne plany. Adam powinien go pogonić.
Cytat: | - To dlaczego tak mu zależy na sprzedaży jednego konia? – Naughty zmrużyła oczy.
- Zapewne ma w tym jakiś osobisty interes – Adam podrapał się po podbródku. – Może po prostu chce zmienić pracodawcę.
- Pan Canaday chyba by się ucieszył… - Naughty bąknęła pod nosem. |
Jaki ojciec… taka córka. Inteligentna, spostrzegawcza, bystra i wszystko wskazuje na to, że podobnie jak Adam nie pozbawiona sarkazmu.
Cytat: | Jon przeciągnął się, stracił równowagę i w ostatniej chwili złapał się koniowiązu. Starannie ustawił nogę, koło nogi i wyprostował się powoli. Zaparł się rękoma o chropawą powierzchnię belki i rozejrzał dookoła. |
Jak widać Jon lubi się zabawić i efekty tego już widać
Cytat: | Mignęła mu jedna kobieta, w jasnej spódnicy, mignęła mu pani Blaze, w czymś jaskrawym. Obejrzał się chętnie za jej córką. I wtedy wzrok jego padł na kobietę w paskudnej bluzce w paski. Od tych pasków kręciło mu się w głowie. Ale kobietę poznał. |
Jaki bystrzak, a przecież nieźle „zmęczony”.
Cytat: | Zdesperowana, znał się na tym. India też taka była, na milę czuć było od niej staropanieństwem. Szara myszka, lekko skrzywiona. Z takimi łatwo idzie. Można wziąć co trzeba i pójść dalej. |
Obrzydliwiec… i jeszcze kala pamięć Indii. Ktoś powinien mu dać niezłą nauczkę.
Cytat: | Kobieta zmieniła pozycję, te przeklęte paski zamigotały mu w oczach. Ale już był blisko. Paski zafalowały mu jeszcze raz, więc dla pewności schwycił kobitę za rękę. |
Szkoda, że te paski go nie oślepiły
Cytat: | - RRuth, ładniej nawet. Brzydka nawet nie jesteś, nie wyrywaj się tak – przyciągnął ją do siebie |
Jaki amant się znalazł… biedna Ruth
Cytat: | Kobieta szarpała się, jak ryba na haczyku. Próbował ją uspokoić i pogłaskał ją po włosach. Wtedy ktoś wykręcił mu boleśnie rękę i szybko, zdzielił w szczękę.. |
Nieoczekiwany wybawca… brawo! Mam nadzieję, że poprzestawiał Jonowi zęby
Cytat: | Wyciągnął nóż z pochewki przy bucie i wycelował. W plecy.
Też były jakieś znajome. |
Powiało grozą Mam dziwne przeczucie, że te plecy należą do pana C, obym się myliła.
Senszen moja cierpliwość została usatysfakcjonowana (na razie). Odcinek początkowo nie zapowiadał tak dramatycznego zakończenia. Boję się myśleć, co Twoja wena wymyśliła i dlatego moja cierpliwość ponownie zostanie poddana próbie. Czekam na ciąg dalszy z niepokojem
p.s. Te plecy nie dają mi spokoju. Czyżby azali to plecy pana C, a może pana G, bo chyba nie pana A
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 11:20, 10 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
ADA, bardzo dziękuję za komentarz, wstawiony już o lekko nieprzyzwoitej porze
Jeżeli chodzi o plecy... azali, są to plecy znajome dla Jona. Mogę jedynie powiedzieć, ze nie są to plecy A.C, H.C czy J.C. Jakieś C (wysokie ), może się przewinąć w tej historii, ale gwarancji nie daje
Lucy, spokojnie Może nie będzie tak strasznie
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 11:25, 10 Lip 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:17, 10 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Senszen, Twoja odpowiedź wcale mnie nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie... jeżeli moje domysły się sprawdzą to dopiero się narobi...
p.s. Pora całkiem przyzwoita. Nie było jeszcze tak późno
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|