Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pióro strusia
Idź do strony 1, 2, 3 ... 46, 47, 48  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 1:17, 30 Lis 2014    Temat postu: Pióro strusia

Mężczyzna podniósł się z wysiłkiem i jęknął, łapiąc się za głowę. Przeczesał ostrożnie dłonią włosy, wyczuwając jedynie guza. Poruszył drugą ręką, poruszył jedna nogą, drugą – i znowu jęknął. Lewa noga. Nie była złamana, bo mógł nią poruszać, ale solidnie go bolała. Pokręcił głową, przesunął dłonią po twarzy i spróbował wstać.

Podniósł się na rękach, ostrożnie przeniósł ciężar na zdrową nogę – i wstał, delikatnie tylko opierając się na zranionej nodze. Utykając przeszedł kilka kroków i rozejrzał się dookoła. Jego konia nie było, musiał uciec. Dookoła rozpościerała się jedynie wielka połać różowawo-żółtego piasku, gdzieniegdzie widniały szare głazy czy wysuszone, mizerne krzewy. Słońce nagrzewało mu silnie ciemne włosy, paliło go w kark, świeciło w oczy i rozmywało kontury wszystkiego dookoła.

Mężczyzna skrzywił się nieznacznie i podniósł leżący w kurzu kapelusz. Energicznie otrzepał go o udo i nałożył na głowę, nasuwając go głęboko na oczy. Powoli, niespiesznie skierował się w stronę jedynego drzewa w okolicy. Usiadł w jego cieniu, patrząc na drogę. O ile będzie miał szczęście, to niedługo drogą jechać będzie dyliżans do Virginia City.

O ile nie… Na drodze tańczyły cienie rzucane przez drobne liście. Spojrzał krótko w jasnobłękitne niebo i ciemne sylwetki ptaków, odznaczające się na jego tle.
Uśmiechnął się szeroko. Z każdej sytuacji jest wyjście.


*********************


Bordowo-brązowy dyliżans jadący do Virginia City podskakiwał gwałtownie na wybojach i dziurach piaszczystej drogi. Woźnica niewzruszony, siedział na koźle, ignorując zupełnie trzeszczenie starego pojazdu. Pokonywał tą trasę już setki razy, przyzwyczajony był do wszelkich niewygód. Rozrywką było dla niego obserwowanie niedowierzania i niekiedy nawet przerażenia podróżnych.
Tym razem wiózł cztery osoby. Trzy kobiety i mężczyznę.

Dojeżdżał już do widocznego w oddali rozłożystego dębu, gdy zauważył w cieniu drzewa leżącą postać. Spiął się lekko. Ostatnio w okolicy grasowali złodzieje. Zatrzymał się gwałtownie, z pudła dyliżansu dobiegł go krótki, oburzony krzyk kobiecy. Zeskoczył z kozła i podszedł do drzwi.

- Co się stało? – ciemnowłosy mężczyzna wychylił się przez okno.
Siedząca obok niego blondynka w pośpiechu poprawiała fryzurę wzburzoną gwałtownym postojem.

- Tam leży mężczyzna. – woźnica wyjaśnił lakonicznie.
- Jest ranny? – zainteresowała się druga, młodsza kobieta, też blondynka.
- Margaret… - odezwała się pierwsza z nich. – Dlaczego się pan zatrzymał? Pewnie ten ktoś tylko czeka, żeby nas okraść!
- To możliwe. – przyznał jej rację woźnica. – Ale może też jest ranny i potrzebuje pomocy, nie umiem powiedzieć z tej odległości.
- Daleko to? Możemy tam podejść we dwóch, sprawdzić to… - zaoferował mężczyzna, machinalnie sięgając do uda, gdzie powinien mieć kaburę.

Skrzywił się lekko nie znajdując przy sobie broni.
Starsza blondynka zganiła go wzrokiem.

- To niebezpieczne. – oznajmiła.

Woźnica zmierzył ją wzrokiem.

- Podjedziemy tam ostrożnie, wolałbym jednak, aby pan wyciągnął jednak broń. Tak na wszelki wypadek. O ile ją pan ma… - dorzucił niepewnie.

Mężczyzna kiwnął głową i nie zważając na zbulwersowaną minę swojej żony wysiadł z powozu, wskoczył na kozła i otworzył swój bagaż, wyjmując z niego broń. Kiedy zakładał pas na jego twarzy zagościł dziwny wyraz – prawie radości, podekscytowania.

- Jedziemy. – zaordynował energicznie, ładując naboje w bębenek colta.

Przejechali kolejne pięćset jardów i woźnica zaniepokoił się wyraźnie. Mężczyzna pod drzewem nie ruszał się – co gorsza, było w jego sylwetce coś znajomego. Dopiero kiedy od drzewa dzieliło go ledwie sto jardów znajomy nieznajomy usiadł, spojrzał w ich stronę i zamachał kapeluszem.
Woźnica zapukał w bok dyliżansu i krzyknął.

- W porządku, znam go.

Zatrzymał się. Z pojazdu natychmiast wyskoczył ciemnowłosy podróżny. Woźnica niespiesznie zeskoczył z kozła, zdjął kapelusz i otarł pot z czoła.

- Candy, wystraszyłeś mnie…

Canaday uśmiechnął się szeroko i wstał niezgrabnie.

- Widzę, to zdenerwowanie aż z ciebie wycieka. Wybacz John, ale nie bardzo miałem ochotę skakać.

Ciemnowłosy mężczyzna schował broń do kabury, poprawił poły grafitowej marynarki i zmierzył Canaday’a uważnym spojrzeniem.

- Potrzebuję pan pomocy? Ktoś pana napadł?

Candy odwzajemnił spojrzenie, nakładając z powrotem kapelusz. Odchylił rondo w tył, uśmiechnął się i jakby lekko skłonił kobietom wyglądającym przez okienko dyliżansu.

- Dłuższa historia… Ale straciłem właśnie konia, więc, jeśli pan pozwoli… John?

Woźnica kiwnął głową i gestem wskazał na kozła.
Candy zrobił krok i na jego uśmiechniętej twarzy pojawił się lekki grymas.

- On jest ranny… - z dyliżansu dobiegł cichy głos.
- Ciężko będzie panu na koźle. W środku jest jeszcze miejsce. – podróżny stwierdził.
- Ale… - Candy zająknął się.
- Przecież to nie problem. – podróżny wzruszył ramionami. – A panu będzie wygodniej. Proszę wsiadać. Candy? Dobrze usłyszałem? – uśmiechnął się w końcu lekko.
- Candy.
- Wsiadaj więc.

Candy z lekkim trudem wsiadł do dyliżansu i ostrożnie opadł na wytarte, brunatne siedzenie. Rozejrzał się i raz jeszcze uchylił kapelusza siedzącym w dyliżansie kobietom.

- To moja żona, Laura. – mężczyzna wskazał na elegancką blondynkę w granatowo-popielatym kostiumie. – Moja córka, Margaret i jej przyjaciółka, Genevieve.

Candy uprzejmie uśmiechnął się do wszystkich. Laura zmierzyła go chłodnym, niechętnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na zakurzonych kowbojkach i rozdartym rękawie koszuli. Po pierwszej ocenie wzrok wbiła w widok za oknem, nie zwracając więcej uwagi na jego obecność. Tylko nerwowe szarpanie mankietów sukni zdradzało jej zdenerwowanie. Genevieve, pulchna, młoda dziewczyna w różowej sukni i śnieżnobiałych, koronkowych rękawiczkach odsunęła się od niego, wciskając się w kąt bliżej okna. Candy zagryzł wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Tylko Margaret odwzajemniła uśmiech.

- Nie potrzebuję pan pomocy, wody… - Poznał ją po głosie, to ona zauważyła, że on utyka.
- Wystarczy, że będę mógł podjechać kawałek bliżej do Virginia City. Dziękuję.

Uśmiechnęła się do niego raz jeszcze i bez słowa zaczęła szperać w koszyku, stojącym obok niej. Podała mu manierkę.

- To tylko woda, gorąco dzisiaj…

Wziął od niej manierkę i napił się łapczywie. Z uśmiechem oddał jej naczynie, ignorując oburzenie wymalowane na twarzy Genevive. Zaśmiał się w duchu. Coś miał przeczucie, że dziewczyna już nie weźmie jej nawet do ręki.
Ciemnowłosy mężczyzna wsiadł i zatrzasnął drzwiczki.

- Ma pan szczęście. Jedziemy właśnie do Virginia City… - podał mu rękę. – Ja jestem Will. Will Cartwright.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 11:34, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:31, 30 Lis 2014    Temat postu: Pióro strusia

Ciekawy początek.
Czyli Will wrócił do Ponderosy po tylu latach ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:11, 30 Lis 2014    Temat postu:

Senszen Zaglądam na forum, a tu taka niespodzianka! Cieszę się bardzo, że zaczęłaś pisać nowe opowiadanie, którego początek jest bardzo ciekawy i obiecujący.
Senszen napisał:
Podniósł się na rękach, ostrożnie przeniósł ciężar na zdrową nogę – i wstał, delikatnie tylko opierając się na zranionej nodze. Utykając przeszedł kilka kroków i rozejrzał się dookoła.

Bardzo wyrazisty opis. Od pierwszego słowa wiedziałam, że chodzi o Candy'ego i nie pomyliłam się
Senszen napisał:
Jego konia nie było, musiał uciec. Dookoła rozpościerała się jedynie wielka połać różowawo-żółtego piasku, gdzieniegdzie widniały szare głazy czy wysuszone, mizerne krzewy. Słońce nagrzewało mu silnie ciemne włosy, paliło go w kark, świeciło w oczy i rozmywało kontury wszystkiego dookoła.

Niezbyt zachęcający widok dla kogoś kto właśnie stracił konia i nieźle został poobijany. Na samą myśl robi się człowiekowi gorąco
Senszen napisał:
Bordowo-brązowy dyliżans jadący do Virginia City podskakiwał gwałtownie na wybojach i dziurach piaszczystej drogi. Woźnica niewzruszony, siedział na koźle, ignorując zupełnie trzeszczenie starego pojazdu. Pokonywał tą trasę już setki razy, przyzwyczajony był do wszelkich niewygód. Rozrywką było dla niego obserwowanie niedowierzania i niekiedy nawet przerażenia podróżnych.

Kolejny bardzo ciekawy opis, który stwarza wrażenie iluzji. Wystarczy zamknąć oczy i już widać dyliżans, drogę pełną wertepów i niewzruszonego woźnicę ...
Senszen napisał:
Mężczyzna kiwnął głową i nie zważając na zbulwersowaną minę swojej żony wysiadł z powozu, wskoczył na kozła i otworzył swój bagaż, wyjmując z niego broń. Kiedy zakładał pas na jego twarzy zagościł dziwny wyraz – prawie radości, podekscytowania.

Ciekawy jest ten mężczyzna Cool nic nie robi sobie z miny żony, jest gotów pomóc. Tak w przeciwieństwie do żony on zdecydowanie podoba mi się
Senszen napisał:
Candy z lekkim trudem wsiadł do dyliżansu i ostrożnie opadł na wytarte, brunatne siedzenie. Rozejrzał się i raz jeszcze uchylił kapelusza siedzącym w dyliżansie kobietom.

- To moja żona, Laura. – mężczyzna wskazał na elegancką blondynkę w granatowo-popielatym kostiumie. – Moja córka, Margaret i jej przyjaciółka, Genevieve.

No, i wszystko wyjaśniło się. Teraz już znamy główne postaci. Tylko ta Laura mnie niepokoi
Senszen napisał:
Laura zmierzyła go chłodnym, niechętnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na zakurzonych kowbojkach i rozdartym rękawie koszuli. Po pierwszej ocenie wzrok wbiła w widok za oknem, nie zwracając więcej uwagi na jego obecność. Tylko nerwowe szarpanie mankietów sukni zdradzało jej zdenerwowanie

I miałam rację. Już samo pojawienie się Laury wprowadziło nerwową atmosferę. Ciekawe, co będzie dalej
Senszen napisał:
- Nie potrzebuję pan pomocy, wody… - Poznał ją po głosie, to ona zauważyła, że on utyka.
- Wystarczy, że będę mógł podjechać kawałek bliżej do Virginia City. Dziękuję.

Panienka ma dobre serduszko i zapewne nie odziedziczyła go po mamusi.
Senszen powtórzę jeszcze raz, że bardzo cieszę się z Twojego nowego opowiadania. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy, bo tam gdzie pojawia się Laura dużo będzie się działo. Mam nadzieję, że i problemów miłosnych będzie co niemiara


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 11:27, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 11:24, 30 Lis 2014    Temat postu:

Oj... nie przewidywałam jakoś szczególnie dużo problemów miłosnych...Jakieś się pojawią, to na pewno Wink

ADABardzo dziękuję za miły i ciekawy komentarz Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 11:25, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:13, 30 Lis 2014    Temat postu:

Candy miał szczęście.
Laura jak zawsze drętwa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:02, 30 Lis 2014    Temat postu: Re: Pióro strusia

senszen napisał:
Mężczyzna podniósł się z wysiłkiem i jęknął, łapiąc się za głowę. Przeczesał ostrożnie dłonią włosy, wyczuwając jedynie guza. Poruszył drugą ręką, poruszył jedna nogą, drugą – i znowu jęknął. Lewa noga. Nie była złamana, bo mógł nią poruszać, ale solidnie go bolała. Pokręcił głową, przesunął dłonią po twarzy i spróbował wstać.

Bardzo sugestywny opis, ale w przeciwieństwie do ADY nie wiedziałam kto to.
senszen napisał:
Dookoła rozpościerała się jedynie wielka połać różowawo-żółtego piasku, gdzieniegdzie widniały szare głazy czy wysuszone, mizerne krzewy. Słońce nagrzewało mu silnie ciemne włosy, paliło go w kark, świeciło w oczy i rozmywało kontury wszystkiego dookoła.

Widok piękny, ale to akurat nie pociesza w obecnej sytuacji. Rolling Eyes
senszen napisał:

- Co się stało? – ciemnowłosy mężczyzna wychylił się przez okno.
Siedząca obok niego blondynka w pośpiechu poprawiała fryzurę wzburzoną gwałtownym postojem.

- Tam leży mężczyzna. – woźnica wyjaśnił lakonicznie.
- Jest ranny? – zainteresowała się druga, młodsza kobieta, też blondynka.
- Margaret… - odezwała się pierwsza z nich. – Dlaczego się pan zatrzymał? Pewnie ten ktoś tylko czeka, żeby nas okraść!
- To możliwe. – przyznał jej rację woźnica. – Ale może też jest ranny i potrzebuje pomocy, nie umiem powiedzieć z tej odległości.

Woźnica już mi się podoba mimo ewentualnego ryzyka ...ryzykuje. Brawo! Very Happy
senszen napisał:

- Potrzebuję pan pomocy? Ktoś pana napadł?

Kolejny chętny do pomocy, konkretny człowiek.
senszen napisał:

- To moja żona, Laura. – mężczyzna wskazał na elegancką blondynkę w granatowo-popielatym kostiumie.

Yyyyy....pierwszy zgrzyt. Confused
senszen napisał:
– Moja córka, Margaret i jej przyjaciółka, Genevieve.

To już wszystko jasne Very Happy
senszen napisał:

- To tylko woda, gorąco dzisiaj…

Wziął od niej manierkę i napił się łapczywie. Z uśmiechem oddał jej naczynie, ignorując oburzenie wymalowane na twarzy Genevive.

O matko cóż ona teraz będzie piła? Laughing

Fajnie Senszen, że w końcu wróciłaś do świata piszących. Czekam na kolejny odcinek. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 16:23, 30 Lis 2014    Temat postu:

Cytat:
Fajnie Senszen, że w końcu wróciłaś do świata piszących.

Aga, przerwa nie była aż tak długa, od zadania listopadowego minęło ile... trzy tygodnie?


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 16:34, 30 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:45, 30 Lis 2014    Temat postu:

Zaledwie? To sporo a jeśli wziąć pod uwagę, że zadanie listopadowe było małym przerywnikiem od zakończenia ostatniego fanfica to już ocean przerwy Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:59, 30 Lis 2014    Temat postu:

senszen napisał:
Mężczyzna podniósł się z wysiłkiem i jęknął, łapiąc się za głowę. Przeczesał ostrożnie dłonią włosy, wyczuwając jedynie guza. Poruszył drugą ręką, poruszył jedna nogą, drugą – i znowu jęknął. Lewa noga. Nie była złamana, bo mógł nią poruszać, ale solidnie go bolała. Pokręcił głową, przesunął dłonią po twarzy i spróbował wstać.

Zaczyna się mocnym akcentem. Shocked

senszen napisał:
Podniósł się na rękach, ostrożnie przeniósł ciężar na zdrową nogę – i wstał, delikatnie tylko opierając się na zranionej nodze. Utykając przeszedł kilka kroków i rozejrzał się dookoła. Jego konia nie było, musiał uciec. Dookoła rozpościerała się jedynie wielka połać różowawo-żółtego piasku, gdzieniegdzie widniały szare głazy czy wysuszone, mizerne krzewy. Słońce nagrzewało mu silnie ciemne włosy, paliło go w kark, świeciło w oczy i rozmywało kontury wszystkiego dookoła.

Bardzo sugestywny i malowniczy opis. Piękna pożywka dla wyobraźni. Cool

senszen napisał:
Usiadł w jego cieniu, patrząc na drogę. O ile będzie miał szczęście, to niedługo drogą jechać będzie dyliżans do Virginia City. O ile nie… Na drodze tańczyły cienie rzucane przez drobne liście. Spojrzał krótko w jasnobłękitne niebo i ciemne sylwetki ptaków, odznaczające się na jego tle. Uśmiechnął się szeroko. Z każdej sytuacji jest wyjście.

Poczucie humoru typowe dla Candy’ego. Ciekawa jestem, czy zgadłam. Smile

senszen napisał:
Zatrzymał się gwałtownie, z pudła dyliżansu dobiegł go krótki, oburzony krzyk kobiecy.

Czyżby kobieta wylądowała w objęciach jedynego mężczyzny w dyliżansie? Laughing

senszen napisał:
Mężczyzna kiwnął głową i nie zważając na zbulwersowaną minę swojej żony wysiadł z powozu, wskoczył na kozła i otworzył swój bagaż, wyjmując z niego broń.

Jedzie dyliżansem i broń zdał na bagaż? Ryzykant… albo … optymista. Rolling Eyes

senszen napisał:
- W porządku, znam go.
Zatrzymał się. Z pojazdu natychmiast wyskoczył ciemnowłosy podróżny. Woźnica niespiesznie zeskoczył z kozła, zdjął kapelusz i otarł pot z czoła.
- Candy, wystraszyłeś mnie…

Miałam rację. Cieszę się, bo lubię Candy’ego, choć nie widziałam ani jednego odcinka z jego udziałem. Senszen jednak opisuje go tak ciekawie, że bohater budzi sympatię. Very Happy

senszen napisał:
- To moja żona, Laura. – mężczyzna wskazał na elegancką blondynkę w granatowo-popielatym kostiumie. – Moja córka, Margaret i jej przyjaciółka, Genevieve.

Ależ natłok eleganckich pań.

senszen napisał:
Laura zmierzyła go chłodnym, niechętnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na zakurzonych kowbojkach i rozdartym rękawie koszuli. Po pierwszej ocenie wzrok wbiła w widok za oknem, nie zwracając więcej uwagi na jego obecność.

Zakurzony kowboj nie zasłużył w jej mniemaniu na nic więcej. Jakie to smutne…

senszen napisał:
Genevieve, pulchna, młoda dziewczyna w różowej sukni i śnieżnobiałych, koronkowych rękawiczkach odsunęła się od niego, wciskając się w kąt bliżej okna.

Ze wstrętem czy przestrachem? To dosyć istotna kwestia. Confused

senszen napisał:
…ignorując oburzenie wymalowane na twarzy Genevive. Zaśmiał się w duchu. Coś miał przeczucie, że dziewczyna już nie weźmie jej nawet do ręki.

Chyba jednak chodzi o daleko posuniętą niechęć.

Margaret od pierwszych chwil budzi sympatię. W przeciwieństwie do pozostałych bohaterek. Mam jednaj nadzieję, że Genevieve jeszcze się przekona do Candy’ego. Na Laurę w tym względzie raczej nie liczę.

Senszen, czekam na rozwój wydarzeń. Początek bardzo ciekawy. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 17:12, 30 Lis 2014    Temat postu:

Cytat:
Mam jednaj nadzieję, że Genevieve jeszcze się przekona do Candy’ego.

Ten wątek będzie przez pewien czas rozwijany Very Happy

Aga, Mada, dziękuję za miłe i wnikliwe komentarze Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:19, 30 Lis 2014    Temat postu:

Juz mnie zaciekawiłaś! Rolling Eyes Rozwijaj, rozwijaj....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 0:11, 01 Gru 2014    Temat postu:

Na poranek Very Happy Jak już wspominałam, nie umiem rozstać się ze swoimi postaciami, raz już wymyślonymi Wink

*******************

Milczenie przedłużało się. Genevive dalej wciśnięta w kąt, jak najbliżej okna, rzucała co pewien czas ukradkowe, niechętne spojrzenia w stronę Candy’ego i wachlowała się ostentacyjnie używając małego, delikatnego wachlarzyka. Wachlarzyk widać nie był przystosowany do takiego intensywnego użytkowania, bo po kolejnym kwadransie rozpadł się jej w rękach. Candy stłumił śmiech. Dziewczyna rzuciła mu urażone spojrzenie i zbliżyła twarz do okna.
Blondynka naprzeciw niego, Laura, w dalszym ciągu nie raczyła na niego spojrzeć, lekki grymas na jej twarzy świadczył jednak o tym, że w pewien sposób odczuwała ona jego obecność. Dalej szarpała mankiety sukni.
Nad głową Candy’ego rozbrzmiał głuchy stukot, pojazd zatrzymał się.

- Zatrzymamy się na kwadrans, muszę napoić konie. – woźnica krzyknął.

Genevive wyraźnie ożywiła się, nachyliła w stronę Margaret i zaczęła coś do niej gorąco szeptać. Podobnie zachowała się Laura. Nachyliła się do męża i zaczęła mu coś mówić do ucha. Doleciało do niego słowo chemise.

Candy, mało tym zainteresowany, wyjrzał przez okienko. Znajdowali się blisko zielonej dolinki. Kilka wierzb rosło tu nad małym, ale wartkim strumykiem, rozpływającym się w czystą sadzawkę. Nad brzegiem przejrzystej, stojącej wody rosły liczne kępy tataraku i biało kwitnącej babki.

- Czy może pan wyjść? Genevive chciałaby zaczerpnąć świeżego powietrza… - Margaret zwróciła się do niego uprzejmie.
- Oczywiście. – uśmiechnął się do niej. Genevive patrzyła wyniośle w sufit, modląc się chyba, żeby tylko wyparował z powierzchni ziemi.

Wysiadł ostrożnie z dyliżansu, zaraz potem wystrzeliła z niego dziewczyna i unosząc wysoko spódnicę, minęła go bez słowa. Zatrzymała się dopiero pod jedną z wierzb, siadając na kamieniu i malowniczo rozpościerając dookoła siebie fałdy spódnicy. Białą parasolkę rzuciła obok siebie.

Candy powstrzymał śmiech i skierował się w stronę strumyka, żeby chociaż trochę zmyć z siebie piach i kurz. Znalazł sobie nawet uroczą kępę tataraku, by nie kłuć nikogo w oczy w swoją osobą. Zdjął koszulę i energicznie ochlapał się wodą.

- Niezły pomysł, kolego. – usłyszał rozbawiony głos.

Odwrócił się i mrugnął rozbawiony do Willa Cartwrighta.

- Mogę pożyczyć koszulę. – zaproponował rzeczowo. – Dla dobra ogółu.

Candy bez słowa wziął od niego koszulę, założył ją i odgarnął z czoła mokre włosy.

- Dziękuję.
- To pomysł Laury. – spokojnie wyjaśnił Will. – Jest nieśmiała…Ale to dobra kobieta i…
- Nie musisz jej tłumaczyć. Nic mi do tego. Dziękuję za koszulę.

Patrzyli na siebie w milczeniu. Will uśmiechnął się do niego porozumiewawczo i zostawił samego.

Candy usiadł ostrożnie i podwinął nogawkę spodni. Noga nie wyglądała źle. Obmył ją sobie delikatnie zimną wodą i poczuł się dużo lepiej. Z pogodnym uśmiechem spojrzał na wysokie pędy tataraku. Niedługo będzie miał blisko za domem jezioro, obrośnięte takim właśnie tatarakiem. Niedługo usiądzie sobie na tym drewnianym pomoście i…

- Jedziemy!

Westchnął lekko, wstał i przeszedł obok zarośli. Margaret i Laura były już blisko dyliżansu, Will pomagał im wsiadać. John poprawiał uprząż u jednego z koni. Genevive zbierała się powoli. Zrównał się z nią, w momencie gdy ona wstała i chciała wziąć do ręki parasolkę, leżącą do tej pory na słońcu.

- Hej uważaj… - złapał ją za dłoń odruchowo. Zauważył, że w parasolce coś się poruszyło. Dziewczyna krzyknęła w proteście i wyszarpnęła rękę z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Co TY sobie wyobrażasz?

Candy’ego aż zatkało. Spojrzał na nią lekko osłupiały. Takiej pogardy w głosie dziewczyny na oko, może dwudziestoletniej… Nie spodziewał się.

- Do środka wpełznął wąż. – wyjaśnił pozornie spokojnie. Kopnął delikatnie parasolkę. Rudawy koniec ogona wyraźnie odciął się od białej krawędzi materiału.

Dziewczyna wrzasnęła przeraźliwie.
Spojrzał na nią z lekkim politowaniem zmieszanym z rozbawieniem.

- Nie ugryzł cię przecież? Chodź, trzeba już jechać.

Poszła posłusznie, zostawiając parasolkę na ziemi.


********************

Dyliżans trząsł tak samo jak poprzednio. Gorąc buchał przez okna, nędzne firanki nie powstrzymywały kurzu i piasku z drogi. Ale już jej to nie przeszkadzało. Nagle, jej życie nabrało sensu i znaczenia. Stała się kobietą, która kocha... Patrzyła na nieznajomego, który stanął na jej drodze i niczym tajemniczy rycerz uratował jej życie. Patrzyła na niego z zachwytem, zastanawiając się, jakim cudem wcześniej nie dostrzegła u niego tak pięknie zarysowanej męskiej szczęki, zdecydowanych ust, silnych ramion… Delikatnie objęła palcami swój nadgarstek… Który ON przed chwilą miał w swoich rękach… a ona bezmyślnie wyrwała.

A jeżeli by nie wyrwała… Na pewno stało by się coś magicznego… Przecież on był jej przeznaczony. Dlatego się spotkali, w tym dzikim, nieprzyjaznym pustynnym i brudnym miejscu. ON jej uratował życie… I jej życie teraz należy do niego. Jak w najpiękniejszej francuskiej powieści.

Teraz...Zamknął oczy… Odchylił głowę… I ON się teraz uśmiecha… Wie, że o nim myślę… Jesteśmy sobie przeznaczeni… ON ją pokocha, ON ją już kocha...


*****************

Candy oparł głowę o wysłużony zagłówek. Ta podróż była nieco męcząca… W dyliżansie było trochę duszno, nikt nic nie mówił, panowała tylko niezręczna cisza. Pulchna blondynka, Genevive teraz oczy miała szeroko otwarte, zamglone i dosyć niewyraźne, usta lekko uchylone. Laura w dalszym ciągu wpatrywała się intensywnie w okno i nerwowo szarpała rękawy.

Zamknął oczy. Pomyślał raz jeszcze o zielonym tataraku przy pomoście. Usiądzie tam, zrobi córeczce nową łódeczkę z kory. Cookie uwielbiała się nimi bawić, najczęściej wkładała tam jakieś listki, kwiatki czy jagódki. A obok niego siedzieć będzie India i… Sama myśl o nich sprawiała, że poprawiał mu się humor.

Odetchnął z ulgą, na twarz wypłynął mu uśmiech.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 16:03, 01 Gru 2014, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:50, 01 Gru 2014    Temat postu:

Senszen ale miła niespodzianka. Przeczytałam z ogromną przyjemnością. Cieszę się, że pojawiły się India i Cookie. Na razie co prawda w myślach Candy'ego, ale zawsze. Very Happy Skomentuję obszerniej wieczorem Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:38, 01 Gru 2014    Temat postu: Pióra strusia

Jakie to typowe dla Willa -tylko on dostrzega w Laurze dobroć.
Nie wiem co myśleć o tej dziewczynie ,która naczytała się chyba za dużo książek i we głowie jej się pomieszało -przecież ten facet był tylko uprzejmy ,był dżentelmenem a po za tym jest żonaty..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:26, 01 Gru 2014    Temat postu:

Cytat:
Mężczyzna skrzywił się nieznacznie i podniósł leżący w kurzu kapelusz. Uśmiechnął się szeroko. Z każdej sytuacji jest wyjście.

Z pewnością.

Cytat:
Tam leży mężczyzna. – woźnica wyjaśnił lakonicznie.
- Jest ranny? – zainteresowała się druga, młodsza kobieta, też blondynka.
- Margaret… - odezwała się pierwsza z nich. – Dlaczego się pan zatrzymał? Pewnie ten ktoś tylko czeka, żeby nas okraść!

Jakże różne reakcje.

Cytat:
Starsza blondynka zganiła go wzrokiem.
- To niebezpieczne. – oznajmiła.

Podejrzewam, że ów często był ganiony … wzrokiem

Cytat:
Mężczyzna kiwnął głową i nie zważając na zbulwersowaną minę swojej żony wysiadł z powozu, wskoczył na kozła i otworzył swój bagaż, wyjmując z niego broń. Kiedy zakładał pas na jego twarzy zagościł dziwny wyraz – prawie radości, podekscytowania.

Podróżuje dyliżansem na Dzikim Zachodzie i broń trzyma w walizce? Albo kufrze?

Cytat:
- Candy, wystraszyłeś mnie…
Canaday uśmiechnął się szeroko i wstał niezgrabnie.
- Widzę, to zdenerwowanie aż z ciebie wycieka. Wybacz John, ale nie bardzo miałem ochotę skakać.

Jak widać Candy zawsze sobie jakoś poradzi.

Cytat:
To moja żona, Laura. – mężczyzna wskazał na elegancką blondynkę w granatowo-popielatym kostiumie.

A ta tu po co? Żeby namieszać?

Cytat:
– Moja córka, Margaret i jej przyjaciółka, Genevieve.

Panienki też na Dziki Zachód się wybrały?

Cytat:
Laura zmierzyła go chłodnym, niechętnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na zakurzonych kowbojkach i rozdartym rękawie koszuli. Po pierwszej ocenie wzrok wbiła w widok za oknem, nie zwracając więcej uwagi na jego obecność. Tylko nerwowe szarpanie mankietów sukni zdradzało jej zdenerwowanie.

Pewnie jej poczucie estetyki zostało głęboko zranione.

Cytat:
Z uśmiechem oddał jej naczynie, ignorując oburzenie wymalowane na twarzy Genevive. Zaśmiał się w duchu. Coś miał przeczucie, że dziewczyna już nie weźmie jej nawet do ręki.

Żeby się nie zdziwił

Cytat:
Ja jestem Will. Will Cartwright

I jeszcze Will do kompletu.

Cytat:
… wachlowała się ostentacyjnie używając małego, delikatnego wachlarzyka. Wachlarzyk widać nie był przystosowany do takiego intensywnego użytkowania, bo po kolejnym kwadransie rozpadł się jej w rękach.

To się nazywa złośliwość przedmiotów martwych.

Cytat:
Candy powstrzymał śmiech i skierował się w stronę strumyka, żeby chociaż trochę zmyć z siebie piach i kurz. Znalazł sobie nawet uroczą kępę tataraku, by nie kłuć nikogo w oczy w swoją osobą. Zdjął koszulę i energicznie ochlapał się wodą.

No proszę. Nie tylko czyścioch, ale i taktowny facet

Cytat:
To pomysł Laury. – spokojnie wyjaśnił Will. – Jest nieśmiała … Ale to dobra kobieta i…
- Nie musisz jej tłumaczyć. Nic mi do tego. Dziękuję za koszulę.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Will uśmiechnął się do niego porozumiewawczo i zostawił samego.

Will chyba nieraz już się tłumaczył … za Laurę.

Cytat:
Genevive zbierała się powoli. Zrównał się z nią, w momencie gdy ona wstała i chciała wziąć do ręki parasolkę, leżącą do tej pory na słońcu.
- Hej uważaj… - złapał ją za dłoń odruchowo. Zauważył, że w parasolce coś się poruszyło. Dziewczyna krzyknęła w proteście i wyszarpnęła rękę z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
- Co TY sobie wyobrażasz?

Jeśli ostrzegł to pewnie miał powód. Nie ma co protestować.


Cytat:
Do środka wpełznął wąż. – wyjaśnił pozornie spokojnie. Kopnął delikatnie parasolkę. Rudawy koniec ogona wyraźnie odciął się od białej krawędzi materiału.

To dobry powód, żeby nie dotykać parasolki. Powinna podziękować!

Cytat:
Nagle, jej życie nabrało sensu i znaczenia. Stała się kobietą, która kocha... Patrzyła na nieznajomego, który stanął na jej drodze i niczym tajemniczy rycerz uratował jej życie. Patrzyła na niego z zachwytem, zastanawiając się, jakim cudem wcześniej nie dostrzegła u niego tak pięknie zarysowanej męskiej szczęki, zdecydowanych ust, silnych ramion… Delikatnie objęła palcami swój nadgarstek… Który ON przed chwilą miał w swoich rękach… a ona bezmyślnie wyrwała.

Jaka odmiana! Obwieś zmienił się w rycerza w lśniącej zbroi. Godnego, by o nim marzyć

Cytat:
Teraz...Zamknął oczy… Odchylił głowę… I ON się teraz uśmiecha… Wie, że o nim myślę… Jesteśmy sobie przeznaczeni… ON ją pokocha, ON ją już kocha...

Całe szczęście, że Candy nie potrafi czytać w myślach …

Cytat:
Pomyślał raz jeszcze o zielonym tataraku przy pomoście. Usiądzie tam, zrobi córeczce nową łódeczkę z kory. Cookie uwielbiała się nimi bawić,najczęściej wkładała tam jakieś listki, kwiatki czy jagódki. A obok niego siedzieć będzie India i… Sama myśl o nich sprawiała, że poprawiał mu się humor.

A Candy jak zwykle myślał tylko o swojej zonie i córeczce. Żeby o tym panie z dyliżansu wiedziały
Nastrojowe, pełne ciepła. Zapowiedź rozwijającej się akcji. Jeśli pojawiła się Laura, to pewnie nieco będzie się działo. No i Candy jako obiekt westchnień młodziutkiej dziewczyny … nawet się nie dziwię. Przecież ją uratował przed wężem. Niekoniecznie jadowitym, ale … taki wąż wygląda bardzo groźnie. To i zrobił wrażenie. Nie wiem, czy o to Candy’emu chodziło, ale cóż … on też ma ten męski urok


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 46, 47, 48  Następny
Strona 1 z 48

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin