 |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:16, 17 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
Przez szare, nisko zawieszone chmury przebijały się zaciekle pojedyncze promienie słońca. W powietrzu wisiała wilgoć oblepiająca ciężkim woalem wszystko dookoła. W szarej, rozmokłej drodze wciąż błyszczały kałuże wypełnione brunatną wodą, rozjeżdżone przez dziesiątki końskich kopyt i ciężkie koła wozów. Na ulicy wrzało życie. |
Piękny opis. I taki życiowy….
senszen napisał: | Suknia w bordowo-czarne paski opinała skromnie jej biodra, drapowania z boku przytrzymywały małe, czarne, jedwabne kokardki. Delikatny haft zdobił mankiety. Rzadko się stroiła, żeby nie wzbudzać zazdrości parafianek. Ale od czasu do czasu… każda kobieta musi się poczuć kobietą. |
Święta prawda.
senszen napisał: | Jeżeli jest to wóz Cartwrightów i jest tutaj Griff King… to powinien być tutaj ktoś jeszcze. |
Ale kto???
senszen napisał: | Odetchnęła i zrobiła krok do przodu, wciąż wypatrując tego odpowiedniego. |
Obstawiam …Candy’ego? Może…. Adama?
senszen napisał: |
- Ależ dziękuję… jest pan bardzo… uprzejmy. – zimnymi placami złapała go za rękę i pochyliła się lekko w jego kierunku. Ben, zaskoczony, patrzył na nią bez słowa. – Radzę jednak… aby pan pamiętał, ze uprzejmość ma swoje granice. |
Chodziło o Bena? Serio? No poroszę…
senszen napisał: | - Panna Brown… zdecydowanie zbyt wylewnie… okazuje sympatię każdemu młodzieńcowi… w tym mieście kto miał nieszczęście… zachować się wobec niej uprzejmie. – dokończyła pastorowa puszczając rękę Bena i prostując się z wdziękiem
- Dziękuję… że raczył mnie pan… wysłuchać. – zakończyła głośniej i szeleszcząc materiałem sukni weszła do sklepu, cicho zamykając za sobą drzwi. |
Czy to próba zwrócenia na siebie uwagi?
senszen napisał: | Wesoły człowiek, sympatyczny. Nie porażał urodą; niski ale energiczny, na drobnej, żywej twarzy błyszczały małe czarne oczy. Johannes dla każdego miał słowo. Nawet nie jedno. Potok słów układający się w przedziwne monologi bez widocznej puenty, pozornie nie mające większego sensu ale przesycone… jakby każde słowo przesycone zostało energią tego małego człowieka.
Johannes codziennie siadał przy swoim biurku i nieprzerwanie zapełniał kolejne kartki. Bez wysiłku układał figlarne i niezwykłe odpowiedzi na przychodzące skargi; odpowiedzi zawsze tak samo barwne, uprzejme i pozbawione konkretów. Chaney bawił się słowem jednocześnie zabawiając wszystkich w biurze opowieściami. |
Taki człowiek może rozładować atmosferę.
senszen napisał: | Słuchał więc tych opowieści, w których przewijały się z beztroską bóstwa maści wszelakiej, gwiazdy, byty nierealne a żywe. Początkowo niechętny, stopniowo coraz bardziej tonął w tych opowieściach, nurzając się w esencji życia i beztroskiej radości, jaka promieniował Johannes. Czuł się tak, jakby nagle do tego cienkiego mleka, które pijał codziennie – do tej wodnistej, mętnej cieczy – ktoś dolewał słodkiego, odurzającego wina. Jakby jego życie nagle nabierało rumieńców. Radości. |
Obłędne!
senszen napisał: | Podziwiał tego drobnego człowieka coraz bardziej. Coraz bardziej wyczekiwał tych monologów, dziwnych opowieści. I nagle, brutalnie, wszystko się urwało. Johannes zniknął a wraz z nim - pieniądze. |
Oooo….yyy…
senszen napisał: | Maurice W. Schawrtz podniósł głowę i zamrugał. Zatopiony w swoich wspomnieniach nie zauważył, że za oknem zapadał już zmierzch. Był znowu w Ponerosie, nie w brudnym, hałaśliwym Londynie. Od kilku lat prowadził już inne życie niż wtedy… po prostu prowadził życie, jakiekolwiek. Spokojne i uczciwe. Bezbarwne. |
Uczciwe, ale jednak po…kradzieży.
Senszen znowu odleciałam na zieloną trawkę. Zjawiskowe opisy przemyślenia i intrygujące zachowanie Pastorowej. Super!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:38, 19 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen, przykro mi, gdzieś w lipcu nie zauważyłam jakiegoś powiadomienia o nowym komentarzu i potem już nie śledziłam Twojego fanfiku. A tyle się działo! I wciąż ten niesamowity, poetycki klimat! Piękne!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 14:06, 19 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
ADA
Cytat: | To niewątpliwy sukces - kolorowe suknie. |
Skoro małżeństwo do zbytnio udanych nie należy to chociaż Pastorowa się może ubraniami pocieszać Ale jednak myślę, że pastorowa lubi wyglądać ładnie raczej dla siebie samej niż dla kogoś innego.
Cytat: | Czyżby uzależnienie od Maurice? |
Nowa jednostka chorobowa mesmeryzmoza?
Aga
Cytat: | Obstawiam …Candy’ego? Może…. Adama? |
Och… tak się długo zastanawiałam… Ale panowie chyba potrzebują nieco wytchnienia od problemów i… ogólnie Na chwilę przynajmniej
Jak już wspomniałam, w następnym fragmencie postaram się nieco lepiej zarysować różnice między jednym a drugim Maurice’m… bo namieszałam beznadziejnie Będzie więc więcej ich... przemyśleń Bardzo wam dziękuje za przemiłe komentarze i za zainteresowanie Lucy, bardzo mi miło, ze dalej śledzisz to opowiadanie
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:35, 19 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Kobiety, zmieszane nieco, przechodziły szybko ulicą, unosząc wysoko rąbki sukien by nie powalać materii błotem. |
Skoro unosiły “wysoko”, to nic dziwnego, że zmieszane były. Zawsze można zachować godność, unieść tylko trochę, a spód po prostu doprać.
senszen napisał: | Pastorowa beznamiętnie wyglądała przez okno. Bezmyślnie przestawiała doniczki stojące na parapecie. Kobieta oglądała ulicę, jakby uważnie obserwowała wszystkich aktorów tego małomiasteczkowego spektaklu. |
Nuda to straszna rzecz, popycha ludzi do tak dziwnych czynności jak przestawianie doniczek na parapecie.
senszen napisał: | Odetchnęła lekko, tyle na ile pozwalał jej ciasno zaciśnięty gorset |
Gorset = narzędzie tortur
senszen napisał: | Suknia w bordowo-czarne paski opinała skromnie jej biodra |
Ciekawe zestawienie wyrazów, zadziwiające wręcz.
senszen napisał: | Już z okna widziała, ze kręci się wokół niego Griff King. Łatwo było poznać ową wysoką postać z nieodłączną, czerwoną chustką na szyi. |
Z punktu widzenia psychologii, czerwień to kolor, który wybieramy, gdy chcemy przyciągnąć uwagę innych osób (świadomie lub podświadomie).
senszen napisał: | Chustka spadła tuż przy zabłoconych czubkach czarnych butów. Dokładnie tam, gdzie miała spaść.
- Pan… wybaczy… - bezbarwnym tonem szepnęła i wzniosłą na niego płonące oczy.
- Ależ nic się nie stało – mruknął Ben. Mężczyzna pochylił się i niezdarnie podniósł chusteczkę. |
Pełne zaskoczenie w kwestii wyboru pastorowej. Nie mam nic przeciwko Benowi, po prostu nie spodziewałam się tego i już. Ben zachował się trochę jak zmieszany King Kong...
senszen napisał: | Maurice W. Schawrtz podniósł głowę i zamrugał. Zatopiony w swoich wspomnieniach nie zauważył, że za oknem zapadał już zmierzch. Był znowu w Ponerosie, nie w brudnym, hałaśliwym Londynie. Od kilku lat prowadził już inne życie niż wtedy… po prostu prowadził życie, jakiekolwiek. Spokojne i uczciwe. Bezbarwne. |
Czyli wcale nie takie złe.
senszen napisał: | Ale znowu, energią zawartą w jednym swoim słowie sprawił, że on, Maurice W. Schwartz, pijący codziennie rano zbożową kawę z mlekiem… znów do ręki wziął puchar wypełniony słodkim winem. |
Jednakowoż odmiana zdaje się przyszła w samą porę.
Senszen, scena z Benem i pastorową dała mi do myślenia, Benowi chyba też. Cartwright nawet nie ma pojęcia o potajemnych spotkaniach Genevive z Francisem, więc pewnie biedak będzie się głowił, co też żona pastora mogła mieć na myśli.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 0:44, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
***
India stała zamyślona przy ladzie i oglądała wyłożone materiały. Ostrożnie wzięła do ręki rąbek kremowej bawełny drukowanej w drobne brązowe kwiatki. Wydawał się być mocny i stosunkowo miękki. Podobnie zresztą jak drugie płótno, brązowe w drobne, kremowe prążki. India westchnęła lekko i oparła rękę na biodrze.
- Indio, zdecydowałaś się już może? – zagadnęła ją rozbawiona panie Gordon.
- Jakoś do mnie nie przemawiają... – India ponownie rozłożyła płótno i spojrzała na nie z powątpiewaniem.
- A myślałaś może o czymś bardziej kolorowym? - Jane Gordon spojrzała raz jeszcze na wyłożone materiały. – Nie wiem czy wiedziałaś, ale pastorowa ostatnio miała na sobie cudowną suknię… w kolorze wina, z czarnymi ozdobami…I jeszcze tak odważnie skrojona. Niemal jej nie poznałam. Zwykle chodzi w bardziej… neutralnych kolorach
- Jakoś kolor wina do mnie nie przemawia… - nieuważnie odpowiedziała India. – Nie jestem w stanie się jakoś skupić… - pożaliła się.
- A może szmaragdowa zieleń? – zaproponowała pani Gordon. – Tak ładnie wyglądasz w zielonym… A może kobaltowy? W tym kolorze każdej kobiecie jest do twarzy… Annie ostatnio kupiła przepiękny, ciemnoniebieski woal na nową suknię… - urwała na moment i uważnie spojrzała na Indie. - Chyba nie denerwujesz się tak bardzo tym przesłuchaniem w biurze szeryfa? Chyba nic się nie stało? Albo nie stanie…
India zamrugała, lekko zbita z tropu.
- Och, moja droga, przecież w tym mieście nic się nie ukryje – zaśmiała się kobieta. – Podobno szeryf nie jest w stanie wydobyć z podejrzanego żadnych zeznań... To naprawdę chodzi o kilka zbitych doniczek? Przecież szeryf nie złapał nawet tego, który porwał córeczkę Adama a tyle energii poświęca na takie… przepraszam cię, ale… drobiazgi.
- Och, to nie chodzi tylko o doniczki – zaprotestowała India, lekko zaczerwieniona. – Zresztą szeryf chce tylko, żebym powiedziała, czy poznaję tego mężczyznę. Myślę, że ma jakiś dalszy plan.
- Ale dalej nie przybliża to szeryfa do złapania porywacza, prawda? Nie czuje się bezpiecznie… a jeżeli to się powtórzy, jeżeli ktoś będzie chciał porwać kogoś jeszcze? Szery Coffee zwykle wiedział co robi…
- Szeryf Bitter wie co robi – spokojnie zaprotestowała India.
- Jesteś tego pewna? – Jane Gordon spojrzała na Indię z powątpiewaniem. – Nowy szeryf jak na razie… Jesteś pewna, ze chcesz brać w tym udział? To może być…
Dzwonek u drzwi przerwał jej w pół słowa. Do sklepu wszedł wysoki mężczyzna, z kapeluszem głęboko nasuniętym na czoło. Pogwizdywał wesoło, ręce włożył do kieszeni.
- Adam mu ufa – z niewinną miną India sięgnęła po ostateczny argument, zamykający większość dyskusji. – Zresztą…
- Chyba, ze tak… - mruknęła pod nosem Jane. – Skoro ufa mu Adam Cartwright…W czym mogę panu służyć? – odwróciła się do nieznajomego, który z zainteresowaniem oglądał wystawione na półkach puszki z brzoskwiniami.
- Czy dostanę może dyble bednarskie? –spytał nieznajomy, mocno ochrypłym głosem.
- Niestety nie… - Jane spojrzała na niego zdumiona. – Nie prowadzimy takiego asortymentu… ale może u pana…
- Nie jesteście panie zadowolone z nowego szeryfa? – zaśmiał się nieznajomy, przerywając Jane. – Jak na razie chyba nie robi on zbytnich postępów…
Jane i India wymieniły zaskoczone spojrzenia, pani Gordon wyprostowała się dumnie i założyła ręce.
- Jesteśmy zadowolone z szeryfa. – spokojnie obwieściła.
- Ach… - nieznajomy zaśmiał się krótko. – Pani też jest zadowolona z wyboru? Chce… pani brać w tym udział?
- Nie jestem pewna o co panu chodzi, ale nie mam ochoty brać udziału w tej dyskusji. – India cicho odpowiedziała. Dziękuje Jane, ale chyba już pójdę… Adam na mnie czeka, chyba niedługo zacznie się irytować, że tak długo wybieram jakiś materiał…
- Och… nie przesadzaj, żaden rozsądny mężczyzna nie powinien gniewać się na kobietę, która jedynie chce dobrze wyglądać. W końcu… nie stroimy się dla siebie. – zażartowała Jane.
India uśmiechnęła się do niej.
- Do zobaczenia w takim razie… do widzenia panu… - India wzięła do ręki koszyk z zakupami i spokojnie ruszyła do wyjścia.
Przed sklepem zatrzymała się na chwile, by poprawić ułożenie paczek w koszyku; morele spadły na samo dno i obawiała się, że za bardzo się poobijają.
Opuściła głowę i nieśpiesznie przesuwała zawartość koszyka, co pewien czas spokojnie odgarniając kosmyki luźno spadające jej na czoło. Słońce świeciło mocno, w powietrzu wirowały wesoło drobiny kurzu, piasku i ledwo uchwytne pyłki roślin. Na ulicy było niemal pusto, cicho. Pojedyncze osoby leniwie przechadzały się główną ulicą, ledwie słychać było stukot obcasów czy ciche pogwizdywanie. Adam jeszcze nie było, pewnie wciąż rozmawiał z doktorem Harperem. Dzisiaj po południu miał on zdać szeryfowi szczegółowe sprawozdanie dotyczące rozbitej gitary… potwierdzone przez zeznania mesmerysty. Candy, Joe i Charles Forger sprawdzali pewnie jeszcze, gdzie dokładnie na terenie rancza znajdują tajemnicze leje.
Szeryf Bitter sprawiał wrażenie, że każdy nowy dowód, choćby najbardziej przypadkowy, przybliża go do rozwiązania sprawy. Często naradzał się z Adamem i oboje mieli nadzieję dzisiaj ostatecznie wyjaśnić sprawę porwania i kilku innych, tajemniczych zdarzeń z ostatnich tygodni. A ona miała jedynie potwierdzić, czy poznaje mężczyznę, który porozbijał jej doniczki. Była skłonna zaufać szeryfowi, choć nie bardzo wiedziała czy i jak to wszystko się ze sobą wiąże… ale nie była zachwycona swoim udziałem w całej sprawie. Choć powtarzała sobie, ze to drobiazg – była zdenerwowana.
- Czyli… - niespodziewanie usłyszała za sobą ochrypły głos. – postanowiła pani się bezpośrednio zaangażować w sprawę prowadzoną przez szeryfa?
- Myślę, ze nie powinien pan być tym zainteresowany – chłodno odpowiedziała India i zrobiła krok do przodu. Na ramieniu natychmiast poczuła ciężką rękę mężczyzny.
- Ale jestem zainteresowany. Kobiety nie powinny się angażować w politykę. To jest zdecydowanie… nieeleganckie.
- Co według pana jest nieeleganckie? – poirytowała się India i wyrwała mu się zdecydowanie.
- Jak się w poważne interesy wplątuje dzieci i kobiety – ze smutkiem wyznał mężczyzna. – Wtedy to wszystko się robi takie… nieeleganckie. – powtórzył i raptownie ją do siebie przytulił. Zimna lufa rewolweru boleśnie wbiła się jej w bok.
- Bardzo mi przykro pani Cartwirght – szepnął on jeszcze - Moje kondolencje.
I strzelił.
India szarpnęła się przez sen i cicho krzyknęła.
Candy obudził się gwałtownie i spazmatycznie zaczerpnął powietrza. Przycisnął rękę do piersi i zacisnął zęby. Zaczął odliczać od dwudziestu, żeby uspokoić oddech. Łóżko lekko zaskrzypiało i poczuł jak otaczają go szczupłe ramiona Indii.
- Candy, co się dzieje? - szepnęła mu do ucha zaniepokojonym, drżącym głosem. Chłodną dłoń położyła mu na czole, potem delikatnie położyła mu dłonie na uszach i mimo szarości poranka próbowała spojrzeć mu w oczy. Trąciła go czule nosem i spróbowała się uśmiechnąć. Wyglądała na przerażoną.
-Miałam paskudny... naprawdę paskudny sen... - stwierdziła. - Ale twój był chyba jeszcze gorszy...
Oparł się mocno o wezgłowie łózka i zapatrzył na swoja żonę. Nie był w stanie sobie przypomnieć co mu się śniło, ale na pewno napawało go to przerażeniem.
Ale patrzył teraz w jej błyszczące, szare oczy, ślad od poduszki na prawym policzku i powoli się uspokajał.
- Nie chce, żebyś się mieszała w sprawę Forgera - odetchnął głębiej.
- Candy... nic mi nie będzie. - odpowiedziała spokojnie, jednostajnym ruchem gładząc go po włosach. - Maurice'a też się obawiałeś... teraz się nawet przyjaźnimy... - ciągnęła dalej, wpatrując się mu intensywnie w oczy. Kto wie, z Forgerem może też się zaprzyjaźnimy...
- To niczego nie dowodzi - wytknął jej zniecierpliwiony.
- Nie martw się na zapas. Wszystko jest w porządku. To tylko sny... w nocy wszystko wygląda gorzej...
Zniecierpliwiony zacisnął szczęki raz jeszcze i opadł na poduszkę. Serce dalej mu waliło a płuca wydawały się być obolałe od braku oddechu. India siedziała obok niego, wyprostowana, przeczesując mu włosy palcami.
- Candy, wszystko jest w porządku, nie martw się - szepnęła błagalnie. - Co ja mogę zrobić, żeby cię uspokoić?
Spojrzał na nią i bez słowa, zachłannie, przyciągnął do siebie.
***
- W porządku Joe, jeszcze raz… - Ben podniósł głowę i spojrzał zmęczonym wzrokiem na najmłodszego syna.
Adam wstał z trudem i podszedł do kominka, sięgnął po pogrzebacz i rozgrzebał żar. Czerwonawy blask zalał stół, cynobrową łuną kładąc się na twarzach wszystkich dokoła. Adam usiadł na kamiennym obramowaniu i zwiesił głowę.
- Sprawdzaliśmy gdzie są te leje, zaznaczaliśmy na mapie… Szło nam to dosyć szybko. Znaleźliśmy już dziewięć… o siedmiu już wiedzieliśmy wcześniej, dwa były nowe. Candy stwierdził, ze prawdopodobnie z tego tygodnia… Forger wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany… i zmartwiony. – Joe przerwał i odetchnął płytko.
Ben kiwnął głową, czekając na ciąg dalszy opowieści.
- Wracaliśmy już, przejeżdżaliśmy obok jeziora Washoe, kiedy Forger kazał nam stanąć… Zsiadł z konia, podobnie jak Candy zaczęli wypatrywać…Przyznaję… ja nic nie słyszałem – Joe skrzywił się z niechęcią. Chwilę później znalazłem się na ziemi… Wszystko… - Joe westchnął.
- Ktoś na was czekał? – Adam bardziej stwierdził niż zapytał.
- Na to wygląda – Ben przetarł dłońmi poszarzałą ze zmęczenia twarz. – Pytanie tylko, czy Forger miał się tam zatrzymać… i wystawić kogoś, z kim jechał… czy rzeczywiście coś usłyszał i po prostu był zaniepokojony.
- On nam już tego nie powie. – mruknął Adam. – Ale… nie wydaje mi się, żeby Forger coś ukrywał – powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Miałem wrażenie, że po prostu zlecono mu dane zadanie… i chciał je wykonać... – Adam skrzywił się, szukając odpowiedniego sformułowania. – uczciwie.
- Może i tak – wtrącił szeryf, milczący do tej pory. - Jednak nie ulega wątpliwościom, że Forger dużo wiedział. Miał składać szczegółowe zeznania dzisiaj… I tajemniczym zbiegiem okoliczności… dzisiaj też zginął?
Zapanowało ciężkie milczenie.
- Nie podawałem do wiadomości publicznej szczegółów… - ciągnął ostrożnie szeryf – zauważyłem jednak, że w mieście ludzie… dużo mówią o przebiegu wydarzeń.
- W takim mieście jak Virgina City ludzie często plotkują – spokojnie zauważył Ben. – A plotka… często mówi prawdę.
- Ale najczęściej ma też i swoje źródło. – Szeryf powiódł wzrokiem po zgromadzonych. – Ważne jest więc ustalenie ile może wiedzieć nasz przeciwnik. Kogo może jeszcze zechcieć…uciszyć. – zakończył niezręcznie.
- Chyba najbezpieczniej będzie przyjąć, ze wie wszystko. – pozornie spokojnie odpowiedział mu Adam. – A wszyscy ci, których my mógł chcieć… jak to pan ujął „uciszyć”, obecnie znajdują się pod tym dachem. Czy mam rację? – spojrzał na milczącego szeryfa.
- Z wyjątkiem Jane Gordon, ale… mój zastępca już tam jest.
- Alcee Gordon nie pozwoli nikomu skrzywdzić swojej żony – z przekonaniem stwierdził Joe.
- Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – niespodziewanie odezwał się Candy. Wstał z czerwonego fotela, w którym siedział do tej pory i poszedł do sofy. Półmrok podkreślał nieprzyjemnie podłużne bruzdy na jego twarzy, oczy osadzał w ciemnych nieckach. – Co w takim razie robimy teraz?
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 16:21, 27 Wrz 2015, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:50, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
- Jakoś kolor wina do mnie nie przemawia… - nieuważnie odpowiedziała India. – Nie jestem w stanie się jakoś skupić… - pożaliła się. |
Zwykle zakupy poprawiają humor, ale działa to na krótką metę … jak wiemy problemów nie rozwiążą.
senszen napisał: | - Och, moja droga, przecież w tym mieście nic się nie ukryje – zaśmiała się kobieta. – Podobno szeryf nie jest w stanie wydobyć z podejrzanego żadnych zeznań... To naprawdę chodzi o kilka zbitych doniczek? Przecież szeryf nie złapał nawet tego, który porwał córeczkę Adama a tyle energii poświęca na takie… przepraszam cię, ale… drobiazgi. |
Jak się zbierze do kupy drobiazgi można odkryć drugie dno. Jane widzi tylko fragment…czyli rozbite doniczki.
senszen napisał: |
- Nie jesteście panie zadowolone z nowego szeryfa? – zaśmiał się nieznajomy, przerywając Jane. – Jak na razie chyba nie robi on zbytnich postępów… |
A co on taki ciekawski?
senszen napisał: | …
- Och… nie przesadzaj, żaden rozsądny mężczyzna nie powinien gniewać się na kobietę, która jedynie chce dobrze wyglądać. W końcu… nie stroimy się dla siebie. – zażartowała Jane. |
Ponoć jest teoria, że kobiety stroją się dla innych kobiet. Mężczyźni zazwyczaj próbują wypatrzeć co jest po spodem. Zapytaj faceta w jakiej sukience była partnerka …oczywiście to tylko teoria.
senszen napisał: | A ona miała jedynie potwierdzić, czy poznaje mężczyznę, który porozbijał jej doniczki. Była skłonna zaufać szeryfowi, choć nie bardzo wiedziała czy i jak to wszystko się ze sobą wiąże… ale nie była zachwycona swoim udziałem w całej sprawie. Choć powtarzała sobie, ze to drobiazg – była zdenerwowana. |
India ma intuicję, wie, że to nie tylko drobiazg.
senszen napisał: | - Czyli… - niespodziewanie usłyszała za sobą ochrypły głos. – postanowiła pani się bezpośrednio zaangażować w sprawę prowadzoną przez szeryfa? |
Licho go nadało czy jak?
senszen napisał: |
- Jak się w poważne interesy wplątuje dzieci i kobiety – ze smutkiem wyznał mężczyzna. – Wtedy to wszystko się robi takie… nieeleganckie. – powtórzył i raptownie ją do siebie przytulił. Zimna lufa rewolweru boleśnie wbiła się jej w bok. |
Senszen omal nie zeszłam z tego świata. Cała scena po prostu obłędna. A już ta lufa…o zgrozo…aż mnie dreszcz przeszedł.
senszen napisał: | I strzelił. |
Tu zamarłam. Pomyślałam czy kolejna wena oszalała? Oddałaś świetnie całą dramaturgię. Dałam się nabrać choć widziałam i zdziwiło mnie, że piszesz kursywą.
senszen napisał: |
India szarpnęła się przez sen i cicho krzyknęła.
Candy obudził się gwałtownie i spazmatycznie zaczerpnął powietrza. |
Cóż za synchronizacja nawet śnią podobnie.
senszen napisał: |
-Miałam paskudny... naprawdę paskudny sen... - stwierdziła. - Ale twój był chyba jeszcze gorszy... |
Nie licytujmy się…oboje mieli paskudne sny i są przerażeni.
senszen napisał: | Zniecierpliwiony zacisnął szczęki raz jeszcze i opadł na poduszkę. Serce dalej mu waliło a płuca wydawały się być obolałe od braku oddechu. India siedziała obok niego, wyprostowana, przeczesując mu włosy palcami.
- Candy, wszystko jest w porządku, nie martw się - szepnęła błagalnie. - Co ja mogę zrobić, żeby cię uspokoić?
Spojrzał na nią i bez słowa, zachłannie, przyciągnął do siebie. |
Scena cudownie obłędna! Brak mi słów.
senszen napisał: | - Wracaliśmy już, przejeżdżaliśmy obok jeziora Washoe, kiedy Forger kazał nam stanąć… Zsiadł z konia, podobnie jak Candy zaczęli wypatrywać…Przyznaję… ja nic nie słyszałem – Joe skrzywił się z niechęcią. Chwilę później znalazłem się na ziemi… Wszystko… - Joe westchnął.
- Ktoś na was czekał? – Adam bardziej stwierdził niż zapytał.
- Na to wygląda – Ben przetarł dłońmi poszarzałą ze zmęczenia twarz. – Pytanie tylko, czy Forger miał się tam zatrzymać… i wystawić kogoś, z kim jechał… czy rzeczywiście coś usłyszał i po prostu był zaniepokojony.
- On nam już tego nie powie. – mruknął Adam. – Ale… nie wydaje mi się, żeby Forger coś ukrywał – powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Miałem wrażenie, że po prostu zlecono mu dane zadanie… i chciał je wykonać... – Adam skrzywił się, szukając odpowiedniego sformułowania. – uczciwie.
- Może i tak – wtrącił szeryf, milczący do tej pory. - Jednak nie ulega wątpliwościom, że Forger dużo wiedział. Miał składać szczegółowe zeznania dzisiaj… I tajemniczym zbiegiem okoliczności… dzisiaj też zginął? |
Mnie to też bardzo niepokoi. Pętla zaciska się wokół zleceniodawcy, sny, porwanie, trupy. Chyba nasi bohaterowie powinni wzmóc czujność.
senszen napisał: | – Ważne jest więc ustalenie ile może wiedzieć nasz przeciwnik. Kogo może jeszcze zechcieć…uciszyć. – zakończył niezręcznie.
- Chyba najbezpieczniej będzie przyjąć, ze wie wszystko. – pozornie spokojnie odpowiedział mu Adam. |
Zgadzam się z Adamem. Ależ on mądry.
senszen napisał: |
- Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – niespodziewanie odezwał się Candy. Wstał z czerwonego fotela, w którym siedział do tej pory i poszedł do sofy. Półmrok podkreślał nieprzyjemnie podłużne bruzdy na jego twarzy, oczy osadzał w ciemnych nieckach. |
Candy ponury mnie przeraża, jakby myślał, że cokolwiek zrobią śmierć i tak zbierze żniwo.
Senszen zdeka mnie przerażasz. Apeluję do Twojej weny, aby nie świrowała.
Świetny fragment.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 12:56, 27 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 13:02, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
wena i tak się uspokoiła nieco Świruje tylko trochę Ale zakończenie będzie względnie szczęśliwe... tak myślę...
Dziękuję za komentarz Cieszę sie, ze fragment się spodobał
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:34, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Ostrożnie wzięła do ręki rąbek kremowej bawełny drukowanej w drobne brązowe kwiatki. Wydawał się być mocny i stosunkowo miękki. Podobnie zresztą jak drugie płótno, brązowe w drobne, kremowe prążki. India westchnęła lekko i oparła rękę na biodrze. |
Trochę smutne te kolory. India chyba też jakaś przygaszona.
senszen napisał: | - A może szmaragdowa zieleń? – zaproponowała pani Gordon. – Tak ładnie wyglądasz w zielonym… A może kobaltowy? W tym kolorze każdej kobiecie jest do twarzy… |
Pani Grodon jest bardzo usłużna, ale ta klientka chyba nic dziś u niej nie kupi.
senszen napisał: | pastorowa ostatnio miała na sobie cudowną suknię… w kolorze wina, z czarnymi ozdobami…I jeszcze tak odważnie skrojona. Niemal jej nie poznałam. |
To chyba na cześć Bena. A co na to pastor? Nie zauważył zmiany w zachowaniu i wyglądzie żony?
senszen napisał: | - Adam mu ufa – z niewinną miną India sięgnęła po ostateczny argument, zamykający większość dyskusji. – Zresztą…
- Chyba, ze tak… - mruknęła pod nosem Jane. – Skoro ufa mu Adam Cartwright… |
Adam cieszy się w mieście sporym autorytetem … zwłaszcza wśród kobiet.
senszen napisał: | - Co według pana jest nieeleganckie? – poirytowała się India i wyrwała mu się zdecydowanie.
- Jak się w poważne interesy wplątuje dzieci i kobiety – ze smutkiem wyznał mężczyzna. – Wtedy to wszystko się robi takie… nieeleganckie. – powtórzył i raptownie ją do siebie przytulił. Zimna lufa rewolweru boleśnie wbiła się jej w bok.
- Bardzo mi przykro pani Cartwirght – szepnął on jeszcze - Moje kondolencje.
I strzelił.
India szarpnęła się przez sen i cicho krzyknęła. |
Pełne zaskoczenie. Myślałam, że to wspomnienia, czytam, czytam i moje oczy robią się okrągłe ze zdziwienia. Trzeba przyznać, że sen Indii był bardzo realistyczny.
senszen napisał: | -Miałam paskudny... naprawdę paskudny sen... - stwierdziła. - Ale twój był chyba jeszcze gorszy...
Oparł się mocno o wezgłowie łózka i zapatrzył na swoja żonę. Nie był w stanie sobie przypomnieć co mu się śniło, ale na pewno napawało go to przerażeniem.
Ale patrzył teraz w jej błyszczące, szare oczy, ślad od poduszki na prawym policzku i powoli się uspokajał. |
Paskudna noc. Okazuje się, że oboje mieli koszmary w tym samym czasie.
senszen napisał: | - Candy, wszystko jest w porządku, nie martw się - szepnęła błagalnie. - Co ja mogę zrobić, żeby cię uspokoić?
Spojrzał na nią i bez słowa, zachłannie, przyciągnął do siebie. |
Pragmatyczny, sprawdzony sposób.
senszen napisał: | - On nam już tego nie powie. – mruknął Adam. – Ale… nie wydaje mi się, żeby Forger coś ukrywał – powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa. – Miałem wrażenie, że po prostu zlecono mu dane zadanie… i chciał je wykonać... – Adam skrzywił się, szukając odpowiedniego sformułowania. – uczciwie.
- Może i tak – wtrącił szeryf, milczący do tej pory. - Jednak nie ulega wątpliwościom, że Forger dużo wiedział. Miał składać szczegółowe zeznania dzisiaj… I tajemniczym zbiegiem okoliczności… dzisiaj też zginął?
Zapanowało ciężkie milczenie. |
Sytuacja robi się coraz bardziej zagmatwana.
senszen napisał: | - Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – niespodziewanie odezwał się Candy. Wstał z czerwonego fotela, w którym siedział do tej pory i poszedł do sofy. Półmrok podkreślał nieprzyjemnie podłużne bruzdy na jego twarzy, oczy osadzał w ciemnych nieckach. |
Wygląda jak chmura gradowa.
Senszen, odcinek bardzo mi się podobał. Udało Ci się uśpić moją czujność. Czekam na rozwiązanie sprawy, niekoniecznie w następnym odcinku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:38, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
A ja się zastanawiam komu się śnił sen o śmierci Indii.... może Candy'emu? Co prawda założyłam, że Indii ale nie jest to jednoznaczne...według mnie oczywiście.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 19:42, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
W zasadzie to Indii, nie ma pojęcia co się śniło Candy'emu. Zazwyczaj jednak występujemy w swoich własnych snach.
Nie jest to wszystko jednoznaczne... ale pocieszam się jedynie, ze to sen. W snach wiele można wybaczyć
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:44, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Candy raczej nie śniłby o materiałach i kolorach. On zdaje się w którymś odcinku błędnie określał barwy sukienek i India się z niego odrobinę naśmiewała w tej kwestii.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:49, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Raz, że takie określanie kolorów raczej przekracza możliwości przeciętnego mężczyzny (moje zresztą też ). Poza tym, mam wrażenie, że to się śni w pierwszej osobie?
Ale czytając rano ten fragment, mało nie udusiłam się z wrażenia! No, na jawie też się dzieje!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 19:52, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Ech... nazwy kolorów... Wszyscy maja z tym problem. Nie tylko mężczyźni. Brzmi to wszystko magicznie, ale rozróżnić błękit pruski i błękit paryski to prawie niemożliwe... A już takie kolory jak purpurowy i pąsowy to ja ostatnio musiałam sprawdzać w słowniku.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:52, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
W sumie racja...facet i kolory...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 20:39, 27 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Nastroje w moim opowiadaniu to się zmieniają jak w kalejdoskopie Lucy, Mada, dziękuje za komentarze
Dzisiejszy fragment jest dużo spokojniejszy i niewiele się wyjaśnia
***
Dzwonek zabrzęczał melodyjnie i drzwi otworzyły się – do sklepu weszła pani Blaze. Ubrana starannie w jedwabną, pomarańczową suknię z kontrastowo dobrana ciemnoniebieską szarfa wydawała się być dziwnie nie na miejscu. Kobieta rozejrzała się z niepokojem po sklepie i zrobiła krok do przodu.
- Panie Gordon – ukłoniłą się krótko Alcee Gordonowi, który siedział za ladą, wyprostowany i czujny. Obok, oparta o półki stała strzelba.
- Pani Blaze, dawno pani już nie zaglądała do naszego sklepu – powitała ją radośnie Jane Gordon. – W czym mogę dzisiaj pani pomóc?
- Potrzebuje proszku do pieczenia… dwa funty cukru… I to chyba będzie wszystko – sztywno odpowiedziała pani Blaze i wbiła wzrok w koronkowe rękawiczki.
- A może zaproponuje morele? Znakomite na placek wesoło rzuciła Jane, sięgając po puszkę z proszkiem. – Mój drogi, czy możesz zabrać to… narzędzie – powiedziała wskazując na strzelbę. – Chciałam sięgnąć po ten proszek.
Alcee Gordon bez słowa wziął strzelbę i podsunął żonie niską drabinkę.
- Dziękuje ci, mój drogi – ucieszyła się ona i sprawnie zdjęła z półki potrzebny produkt. – Cukier brązowy czy biały, pani Blaze?
- Co takiego? – panie Blaze oderwała wzrok od broni w rękach pana Gordona.
- Cukier. Biały czy brązowy? – powtórzyła cierpliwie Jane Gordon.
- Biały, biały… Widzę, ze maż pani bardzo poważnie potraktował ostatnie wydarzenia…
- Widzisz mój drogi, mówiłam. Straszysz mi klientki. – Jane Gordon uśmiechnęła się do męża i pocałowała go w policzek.
- Mam nadzieje, ze nie tylko klientki – mruknął on i objął ją na krótko. – Zresztą na brak klientów ostatnio nie mamy co narzekać.
- To prawda… - zaśmiała się Jane i zaczęła odważać cukier. – Może być nieco więcej niż dwa funty?
- Tak… tak… Widziałam, że rzeczywiście, ostatnimi czasy mieliście państwo więcej klientów – uprzejmie zauważyła pani Blaze a oczy jej zabłysły. – Podejrzewam, ze wszyscy chcieli się dowiedzieć… co się stało…To takie niedelikatne. – zauważyła z potępieniem.
Jane Gordon przegryzła lekko wargi i wbiła wzrok w papierową torebkę, do której wsypała cukier.
- Nie stało się nic takiego nadzwyczajnego… - po chwili powiedziała, siląc się na powagę. – Po prostu kolejny… nachalny klient.
Alcee Gordon prychnął pogardliwie.
- O ile dobrze słyszałam… w sklepie była wówczas tez i panna Cole… to znaczy pani Canaday… nie wiem dlaczego, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić – zaśmiała się nieco sztucznie pani Blaze.
- Och tak, India też wtedy była w sklepie – obojętnym tonem potwierdziła Jane. – Cukier i proszek do pieczenia… To będzie wszystko?
- Może jeszcze poproszę funt kawy… Wokół tej kobiety gromadzą się nieszczęścia – obwieściła ponurym tonem pani Blaze.
- Och, nie przesadzajmy. Przecież nie wyczarowała tego mężczyzny… a wystraszyła się w takim samym stopniu co ja. Czyli jeszcze funt kawy… To będzie dolar i trzydzieści pięć centów.
Panie Blaze wyciągnęła ozdobną, różowo – pomarańczową portmonetkę i z namysłem zaczęła w niej szukać odpowiedniej kwoty.
- A właściwie… co się wtedy wydarzyło? – rzuciła niewinne pytanie.
Jane Gordon stłumiła uśmiech. Przez ostatnie dwa tygodnie słyszała to pytanie wielokrotnie… i była pewna, ze pani Balze zna już odpowiedź na to pytanie.
- Dzień zaczął się spokojnie… oglądałam właśnie z Indią materiały – Chciała sobie sprawić nową sukienkę a akurat mamy bogaty wybór ślicznych lekkich kretoników – kiedy wszedł ten mężczyzna. Napastliwie dosyć zaczął się nas dopytywać o naszą opinię o nowym szeryfie, potem zaczął się zachowywać coraz bardziej gwałtownie i zbił piękną wazę, która stała przy oknie. I wtedy wszedł mój mąż – Jane obdarzyła Alcee płomiennym spojrzeniem – i przegonił go. Czyli jak widać, nic się nie stało.
- Miała pani dużo szczęścia – zauważyła pani Blaze. – i zamknęła zdecydowanym ruchem portmonetkę. – A jakie to materiały oglądała pani Canaday? – zainteresowała się nagle.
- Jak mówiłam mamy w sprzedaży śliczne, kolorowe kretoniki – Jane obróciła się ku półce, na której staranie ułożone zostały kolorowe płótna.
- Chętnie obejrzę… Co prawda preferuję materiały lepszego gatunku…Nie można wyglądać dobrze w sukni z taniego materiału. Na pewno nie w wieku moim czy pani Candady – ale taki kretonik byłby idealny na fartuszek dla mojej Rosie. Ona jest tak młodziutka, ze wygląda ślicznie we wszystkim.
- Oczywiście – krótko podsumowała Jane i wymieniła z mężem znaczące spojrzenia. – Już pokazuję.
***
- A czemu Tata takich nie ma? – zainteresowała się Cookie przeglądając szufladę.
- Czego nie ma kochanie? – India oderwała się składania pościeli i podeszła do córki.
- Tego? – Cookie pokazała jednym gestem zawartość szuflady - batystowe, haftowane chusteczki, leżące obok koronkowych rękawiczek i jedwabnych wstążek. – ładnie by w nich wyglądał – stwierdziła z przekonaniem.
- W czym konkretnie by ładnie wyglądał Cookie? – India stłumiła śmiech, usiadła na stołeczku i wzięła Cookie na kolana.
- W tych chusteczkach. Mógłby je sobie zawiązać na szyi. I są nawet podpisane – zauważyła Cookie i sięgnęła po szczotkę z drewna różanego. Powąchała ją zainteresowana. – ładnie pachnie. Jak ciasteczko. – zauważyła.
India przez chwilę milczała, patrząc zaskoczona na dziewczynkę.
- Kochanie, skąd wiesz, ze są podpisane?
Cookie wzniosłą na nią swoje radosne oczy i uśmiechnęła się radośnie.
- Bo tu jest „C”. A ty mówisz na tatę Candy… i jest jeszcze „T”, jak tata… Tylko nie wiem dlaczego tu jest jeszcze trzecia literka.
- Oj Cookie… - India zaśmiała się i radośnie pocałowała dziewczynkę. – To są moje chusteczki. Ale już prawie umiesz czytać!
Cookie pisnęła zadowolona i przytuliła się do matki.
- Gdybyś takie metody stosowała jako nauczycielka, to osiągnęłabyś na pewno sukces – usłyszała za sobą rozbawiony głos Candy’ego.
- Spektakularny, na pewno – pozwoliła sobie na sarkazm.
- Nie doceniasz swojego uroku, moja droga. Jak zwykle zresztą – mrugnął do niej rozbawiony. Cookie wodziła zainteresowanym wzrokiem do jednego rodzica do drugiego. – Jestem pewien, że gdybyś w ten sposób nagradzała powiedzmy… odrobioną pracę domową, to…
- To co? – India spojrzała na niego z uśmiechem w oczach. – Ale wiesz, ze gdybym odnosiła aż takie sukcesy jako nauczycielka, to pewnie bym nie chciała rezygnować z pracy – niewinnie zakończyła.
Candy przewrócił oczyma i uśmiechnął się szerzej.
- Coś bym wymyślił.
- Nie wątpię… - zakpiła India i zrobiła odpowiednią do sytuacji pozornie poważną minę. Cookie spojrzała na nią, oparła się i przybrała podobny wyraz twarzy.
Candy prychnął śmiechem.
- Czuje się pokonany.
- To źle? – zaniepokoiła się Cookie.
- Skądże.. – Candy zaśmiał się i pocałował ją w głowę. – A teraz mi powiedz, co wiesz na temat mojej niebieskiej banadany.
- Ja? – Cookie zaczerwieniała się i spojrzała bezradnie na Indię.
- Tak, ty. Coś mi się wydaje, ze wiesz, gdzie może teraz być.
- Króliczek ją ma – Cookie nieśmiało przyznała.
- A może mi o ją pożyczyć? – Candy poprosił łagodnie.
- Chyba tak – Cookie uśmiechnęła się na powrót i ześlizgnęła z kolan matki. – Zaraz ja przyniosę.
India odprowadziła Cookie wzrokiem i z wyrzutem spojrzała na Candy’ego.
- Pozwoliłam jej ją wziąć. Zresztą nigdy mi się… - przerwała w pół słowa. – Co się dzieje?
- Właśnie nic. Od ponad dwóch tygodni jest spokój… – Candy potarł dłonią szczękę. – pomyślałem, ze w końcu byśmy mogli się przeprowadzić do naszego nowego domu. Co ty na to?
India poderwała się ze stołka i rozpromieniona, rzuciła się mu na szyję.
- Wiedziałem, ze nie będziesz miała nic przeciwko temu, żeby tam mieszkać – zauważył Candy z lekką kpiną w głosie.
India fuknęła na niego z przyganą.
- Nie lubię takich niespodzianek, dobrze o ty wiesz. Ja cię tak nigdy nie zaskakuję.
- No nie wiem - Candy roześmiał się beztrosko. – Jesteś odpowiedzialna za kilka moich najprzyjemniejszych niespodzianek.
- Nie wiem o czym mówisz – India zaczerwieniała się lekko.
Candy rozpromienił się w uśmiechu.
- Doskonale wiesz. Chodź, pokaże wam w końcu jak wygląda nasz dom.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|