Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pióro strusia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 38, 39, 40 ... 46, 47, 48  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:50, 08 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
Jak do tej pory, optymistycznie zaraportował, ze drzazgi nie są sosnowe – ale przyznawał, ze pewności w tym względzie nie ma. Próbował różnych testów, nieco przypadkowych. Traktował odłamki drewna pozyskane z tartaku różnymi kwasami i zasadami, w różnym stężeniu. Próbował opisać ich strukturę, kolor. Zapach.
To właśnie zapach nie dawał mu spokoju.

Doktor Harper coraz bardziej mi się podoba. Jest dociekliwy, uparty w swoich poszukiwaniach, typ naukowca
Cytat:
Wziął ją do ręki i powąchał – kiedy zamknął oczy poczuł bijącą od rękawiczki woń. Woń cedrowego pudełka, w którym ją przechowywał.
(…).
Miał gitarę w ręku. Pachniała intensywnie, bo Naughty i Pernell natarli ja olejkiem cedrowym.
Harper patrzył roziskrzonym wzrokiem to na rękawiczkę, to na pudełko. W końcu, rzucił pudełko na ziemię, rozbijając je. Rękawiczkę niedbale odrzucił do szuflady. Zebrał kilka długich drzazg z pudełka i odwrócił się do swojego stołu roboczego.

No, i proszę co może spowodować woń rękawiczki byłej narzeczonej. Zdaje się, że doktor Harper jest bardzo blisko odkrycia prawdy


Cytat:
Adam Cartwright zsiadł lekko z konia i przeciągnął ręką po aksamitnej sierści zwierzęcia. Łzawe, orzechowe oczy patrzyły na niego spokojnie i ze zrozumieniem. Tak jakby jego wierzchowiec znał go… jak łysego konia.

Bo tak jest. Znają się jak łyse konie … chciałoby się rzec jaki pan taki koń

Cytat:
Adam uśmiechnął się lekko, nieznacznie unosząc brwi. W oczach rozbłysły mu iskry. Mężczyzna poprawił kapelusz i schylił się, by zawiązać raz jeszcze cienki rzemyk podtrzymujący kaburę.

Tu rozmarzyłam się, a moja wyobraźnia zaszalała

Cytat:
- Pan Adam Cartwright – usłyszał za sobą radosny, rześki głos. – Nie spodziewałem się pana w tych… skromnych i nieco zakurzonych progach – dokończył Forger spoglądając uważnie na podłogę pod stopami Adama.
- Witam… jak sądzę nie ma pan wielu petentów tutaj? – Adam kiwnął lekko głową.
- Nie jestem przekonany, czy gdyby więcej osób tutaj przychodziło to porządek by był większy – zaryzykował stwierdzenie Forger obserwując uważnie gościa.
- Może i nie… ale bałagan by był inny – zauważył spokojnie Adam, patrząc Forgerowi prosto w oczy.

Piękna słowna szermierka. Adam zdaje się znalazł godnego siebie przeciwnika przynajmniej w słownych potyczkach. Forger od początku nie wzbudzał sympatii

Cytat:
- Kawy nie odmówię… choć mam nadzieję, ze jest przygotowywana w nieco lepszych warunkach – Adam usiadł ostrożnie na krześle.

Cały Adam – czyścioszek i esteta
Cytat:
- Nie powodzi się panu najlepiej – skonstatował spokojnie Adam, rozglądając się po gabinecie. – Rzadko tutaj kto przychodzi… Żadnych klientów, ranczerów chcących sprzedać ziemię?
- Jeden z moich potencjalnych klientów siedzi na tym krześle. – Forger usiadł po drugiej stronie biurka i splótł przed sobą ręce.

Sytuacja przedstawia się dość dziwnie. Forger, który prowadzi niedochodowy interes liczy na takiego klienta, jak Cartwright … , a więc Cartwright ma coś na czym zależy Forgerowi

Cytat:
- Jestem jedynie przedstawicielem, nie do mnie należy kwestionowanie decyzji.
- Czyżby? – Adam uniósł powątpiewająco brew. – A metody, jakimi pan próbuje nakłonić nas do wzięcia udziału w tym… interesie… również nie są od pana zależne?

Sprawa pomału zaczyna się wyjaśniać. Forger działa na zlecenie. Ciekawe czyje?

Cytat:
- Nie mam żony panie Cartwright. Nie mam dzieci. Nie ma braci czy sióstr. Jestem sam. – Forger wstał i postawił dzbanek z wodą na piecu. – I mam pieniądze. Dla mnie jednego… wystarczy, nie muszę się posuwać do czegoś… - przerwał na moment, szukając odpowiedniego słowa.
- Co pan wiesz o porwaniu mojej córki? – Adam wstał i oparł rękę o rękojeść kolta.
- Nic. – Forger stanął naprzeciw Adama i rozłożył ręce. – Gdybym coś wiedział… gdybym był winny… czy stałbym tutaj bez broni?
- A czajnik? – Adam spytał grobowo.

Argumenty Forgera nie są pozbawione sensu. Pytanie Adama niesamowite, ale prawdę mówiąc czajnik od biedy może posłużyć jako broń
Cytat:
- Dlaczego chcesz pan wykupić moja ziemię? – Adam spytał prosto z mostu.
Forger westchnął i wyciągnął klucz z kieszeni. Podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady mapę. Rozłożył ja na blacie.
- Nie chodzi nawet o srebro… ale o żelazo. – wyjaśnił niechętnie. Podejrzewamy, że na terenie Ponderosy mogą być złoża tego surowca.

A więc o to chodzi. Złoża żelaza … na to bym nie wpadła

Cytat:
- Nie mieliście pewności, czy żelazo rzeczywiście jest… stąd te wybuchy. – powiedział powoli, omiatając wzrokiem mapę.
- Ja miałem jedynie odkupić ziemię, sprawdzaniem podejrzeń mieli się zająć inni ludzie… i dopiero wtedy, kiedy ziemia znajdzie się w rękach… innych niż wasze. – zakończył kulawo. – Żadnych wybuchów… nie...

Sprawa wybuchów również się wyjaśniła i zdaje się, że ktoś był tu niezwykle niecierpliwy.
Cytat:
- Proszę mi powiedzieć… - przemówił spokojnym jednak głosem. – Gdzie były te wybuchy. I jakie straty państwo ponieśliście.
- I co pan zrobi z tą wiedzą? – Adam uśmiechał się kpiąco, opierając się łokciami o stół.
Forger uśmiechnął się szeroko, lekko upiornie. Był już spokojny, choć pozornie.
- Ja wiem kto mi wydawał rozkazy i wiem, jakie to rozkazy były.
Adam wyprostował się i spojrzał zdziwiony.

Podobnie, jak Adam jestem zdziwiona i zaciekawiona kto stoi za tymi wszystkimi wydarzeniami i komu tak bardzo zależy na ziemi Cartwrightów
Senszen, fragment przybliżający nas do wyjaśnienia całej sprawy. Mam jednak nadzieję, że nie nastąpi to zbyt szybko, bowiem niewątpliwy urok Twojego opowiadania leży w pięknej i nieśpiesznej narracji. Obie części tego fragmentu bardzo mi się spodobały. Dociekliwy doktor Harper i rozmowa Adama z Forgerem to prawdziwe perełki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:50, 10 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
Znów pomyślał o swojej byłej narzeczonej. O tym, jak odurzony namiętnością całował jej dłonie, jej delikatne, pachnące nadgarstki. Jak kiedyś , rozbawiona, zostawiła mu swoją rękawiczkę.

Ach! Te wspomnienia … i zranione serce doktora. Jednak .. czegoś się przydały

Cytat:
W małym pudełku, leżała tam biała rękawiczka zdobiona czarnym haftem. Wziął ją do ręki i powąchał – kiedy zamknął oczy poczuł bijącą od rękawiczki woń. Woń cedrowego pudełka, w którym ją przechowywał.
Naughty pewnego dnia, kiedy już wracała do zdrowia pokazywała mu gitarę ojca. Jak tłumaczyła, gitary cedrowe posiadają zazwyczaj ciemniejsze brzmienie, mniej na nich słychać niedoskonałości dźwięku, jej właściwości brzmieniowe nie ulegają zmianie.
Miał gitarę w ręku. Pachniała intensywnie, bo Naughty i Pernell natarli ja olejkiem cedrowym.

Doktor Harper już rozwikłał zagadkę tajemniczego zapachu!

Cytat:
Adam Cartwright zsiadł lekko z konia i przeciągnął ręką po aksamitnej sierści zwierzęcia. Łzawe, orzechowe oczy patrzyły na niego spokojnie i ze zrozumieniem. Tak jakby jego wierzchowiec znał go… jak łysego konia.

Ta delikatna aluzja, to … cios w zbolałe serca fanek

Cytat:
Adam z niesmakiem spojrzał na szare kłaczki kurzu tańczące radośnie po drewnianej, wytartej podłodze.

Nasz czyścioszek w takim miejscu?!

Cytat:
- Kawy nie odmówię… choć mam nadzieję, ze jest przygotowywana w nieco lepszych warunkach – Adam usiadł ostrożnie na krześle.

Co za odwaga! Istny kamikadze

Cytat:
- Woda jest czysta, zapewniam… zresztą na temat pomp miejskich i czystości wody wie pan więcej niż ja… cukier jest kupiony wczoraj w sklepie Gordonów, podobnie jak kawa… prawdziwa, nie ta z żołędzi… Co jeszcze? – zastanowił się rozbawiony Forger, patrząc na siedzącego z bardzo niewinną miną Adama. – Ach tak… mam jeszcze śmietankę… myślę, że pani Quintal przypilnowała, by do tej pory nie wpadły do niej pająki… a pani Blaze raczej nie zatruła mi placka z jeżynami.

Jak widać Forger również ceni sobie sarkazm

Cytat:
- Jestem jedynie przedstawicielem, nie do mnie należy kwestionowanie decyzji.

Albo jest taki skromny, albo … ktoś inny kombinuje

Cytat:
- Co pan wiesz o porwaniu mojej córki? – Adam wstał i oparł rękę o rękojeść kolta.
- Nic. – Forger stanął naprzeciw Adama i rozłożył ręce. – Gdybym coś wiedział… gdybym był winny… czy stałbym tutaj bez broni?

Trochę racji ma … chociaż może to podstęp?

Cytat:
- A czajnik? – Adam spytał grobowo.
Forger prychnął i odstawił ledwo ciepły czajnik na blat biurka, bliżej Adama.

Czajnik jak widać groźniejszy od rewolweru może być

Cytat:
- Dlaczego chcesz pan wykupić moją ziemię? – Adam spytał prosto z mostu.
Forger westchnął i wyciągnął klucz z kieszeni. Podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady mapę. Rozłożył ja na blacie.
- Nie chodzi nawet o srebro… ale o żelazo. – wyjaśnił niechętnie. Podejrzewamy, że na terenie Ponderosy mogą być złoża tego surowca.

No proszę … zadał pytanie i dostał odpowiedź … jakie to proste

Cytat:
- Nie mieliście pewności, czy żelazo rzeczywiście jest… stąd te wybuchy. – powiedział powoli, omiatając wzrokiem mapę.
- Ja miałem jedynie odkupić ziemię, sprawdzaniem podejrzeń mieli się zająć inni ludzie… i dopiero wtedy, kiedy ziemia znajdzie się w rękach… innych niż wasze. – zakończył kulawo. – Żadnych wybuchów… nie...
- To może jednak ktoś inny… pośpieszył się z ekspertyzą? – niewinnie zapytał Adam, tłumiąc złość. – Narażając nas na straty… I narażając nasze zdrowie?

Wybuchy się zgadzają

Cytat:
- Proszę mi powiedzieć… - przemówił spokojnym jednak głosem. – Gdzie były te wybuchy. I jakie straty państwo ponieśliście.
- I co pan zrobi z tą wiedzą? – Adam uśmiechał się kpiąco, opierając się łokciami o stół.
Forger uśmiechnął się szeroko, lekko upiornie. Był już spokojny, choć pozornie.
- Ja wiem kto mi wydawał rozkazy i wiem, jakie to rozkazy były.
… - Jestem wojskowym, panie Cartwright. – Forger wyprostował się dumnie. – Byłym co prawda… ale wojskowym. I nie lubię być pionkiem w nieznanej mi, nieudolnej grze.

To brzmi wiarygodnie … być może Forger to sojusznik, nie wróg Cartwrightów … a przynajmniej może się stać ich przyjacielem

Bardzo piękne opisy,ga kryminalna, zwroty akcji i nierozwiazana zagadka, kto dybie na ziemię Cartwrightów? Mam nadzieję, że koleżanka niedługo odpowie nam na te pytania. Całość emocjonująca, dobrze opracowana i interesująca … z elementami humoru


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 18:45, 10 Wrz 2015    Temat postu:

Bardzo wam dziękuje za długie i miłe komentarze, za czas, który poświeciłyście na napisanie ich... i oczywiście za to, ze tak miło przyjęłyście ten fragment opowiadania Smile
Cytat:
a przynajmniej może się stać ich przyjacielem

z Mauricem się zaprzyjaźnili... z Forgerem też mogą
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:10, 10 Wrz 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Fragment uległ pewnej delikatnej zmianie... ale chyba wam się to spodoba Very Happy

Laughing Ja bym nazwała to zmianą dokumentną… Wink
senszen napisał:
.
Znów pomyślał o swojej byłej narzeczonej. O tym, jak odurzony namiętnością całował jej dłonie, jej delikatne, pachnące nadgarstki. Jak kiedyś , rozbawiona, zostawiła mu swoją rękawiczkę.
Usiadł gwałtownie. Z bijącym sercem zszedł z leżanki i podszedł do szafki.

Czyli po narzeczonej ostał mu się ino zapach cedrowego pudełeczka? Laughing
senszen napisał:

W małym pudełku, leżała tam biała rękawiczka zdobiona czarnym haftem. Wziął ją do ręki i powąchał – kiedy zamknął oczy poczuł bijącą od rękawiczki woń. Woń cedrowego pudełka, w którym ją przechowywał.

Harper podoba mi się bardzo. Kumaty, wykształcony, rozgarnięty…
senszen napisał:
- Pan Adam Cartwright – usłyszał za sobą radosny, rześki głos. – Nie spodziewałem się pana w tych… skromnych i nieco zakurzonych progach – dokończył Forger spoglądając uważnie na podłogę pod stopami Adama.
- Witam… jak sądzę nie ma pan wielu petentów tutaj? – Adam kiwnął lekko głową.
- Nie jestem przekonany, czy gdyby więcej osób tutaj przychodziło to porządek by był większy – zaryzykował stwierdzenie Forger obserwując uważnie gościa.
- Może i nie… ale bałagan by był inny – zauważył spokojnie Adam, patrząc Forgerowi prosto w oczy.

Ach ta uprzejma rozmowa, iskry w powietrzu… Very Happy
senszen napisał:
- Panie Cartwright… - Forger skrzywił się – nie udawajmy….

Pierwsze koty za płoty…Rolling Eyes
senszen napisał:

- Chyba na spędach pijał pan z czegoś innego niż porcelana, prawda? – Forger zapytał niepewnie. Adam tylko uśmiechnął się tajemniczo.

A żebyś się Folger nie zdziwił.. Laughing
senszen napisał:

- Ja wiem, Panie Cartwright… i proszę się rozejrzeć… spojrzeć na zdjęcia mojej rodziny na biurku…

Adam podniósł brwi zaskoczony. Na obdrapanym biurku stal jedynie kałamarz i suszka. Leżały dwa pióra i kilka luźnych kartek.

O w mordę…przez chwilę moje czoło się zasępiło nad losem pana Forgera…. Wink
senszen napisał:

- Nie chodzi nawet o srebro… ale o żelazo. – wyjaśnił niechętnie.


No proszę…ciekawy pomysł Senszen.
senszen napisał:

- Ja wiem kto mi wydawał rozkazy i wiem, jakie to rozkazy były.

Adam wyprostował się i spojrzał zdziwiony.

- Jestem wojskowym, panie Cartwright. – Forger wyprostował się dumnie. – Byłym co prawda… ale wojskowym. I nie lubię być pionkiem w nieznanej mi, nieudolnej grze.

Hm….ciekawa rozmowa. Za chwilę poznamy być może interesujące nas rzeczy.

Fajny pomysł Senszen i nawet jak tak z boku zerkam, to Foreger nie wydaje się być taki zły…ciekawe jak się rozwinie jego wątek…no chyba, że zwinie się do grobu czy cóś. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 21:20, 10 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
ciekawe jak się rozwinie jego wątek…no chyba, że zwinie się do grobu czy cóś.

ciekawy pomysł, ciekawy, rozważę...

Fragment uległ zmianom... ale chyba nie narzekasz na ich charakter? Laughing
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:36, 10 Wrz 2015    Temat postu:

1. Nie narzekam na zmianę fragmentu
2. Nie namawiam na ukatrupienie Forgera.
3. W sumie skasowany fragment można spokojnie wykorzystać....ty wyciepać, tam dopisać i jak znalazł. Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 21:58, 10 Wrz 2015    Temat postu:

3.Pewnie tak ale już go wykasowałam wiec po ptakach Laughing
2. Plany wobec pana Forgera mam już sprecyzowane Cool
1. Bardzo się cieszę, tym bardziej, że jesteś chyba jedyną osobą, która go miała okazję przeczytać Laughing


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 22:01, 10 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:54, 10 Wrz 2015    Temat postu:

Niekoniecznie ... ja również go czytałam, podobał mi się i nawet go skopiowałam na Worda, żeby skomentować ... to znaczy córka mi na laptopie skopiowała i potem przerzuciła ... niestety, dzisiaj po napisaniu komentarza, zauważyłam, że Senszen wycofała ten fragment, skomentowałam kolejny i ... skasowałam wszystko Sad ... Ale pamiętam ... zwłaszcza zgorszenie Genevieve Very Happy gatkami wiszącymi na sznurku Wink a właściwie bielizną pościelową ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 22:56, 10 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 14:51, 11 Wrz 2015    Temat postu:

Scena w sumie była już zbyt groteskowa, nawet jak na to opowiadanie - przynajmniej w mojej ocenie. Przykro mi, że poświęciłaś czas na próżno Confused
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:04, 11 Wrz 2015    Temat postu:

Tak...zgorszenie bezcenne Laughing ja przez chwilę myślałam, że nastąpi dłuższa rozmowa na temat pióra na szali ....Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 19:31, 11 Wrz 2015    Temat postu:

nie spodziewałam się, że wplecenie motywu ze strusim piórem będzie aż tak wariackim pomysłem Laughing Na przyszłość muszę wybierać jakieś prostsze tytuły Wink

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 19:35, 11 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 0:28, 16 Wrz 2015    Temat postu:

Ponieważ namieszałam z imionami... krótkie sprostowanie.
Johannes Chaney - to jest mesmerysta
Maurice W. Schwartz - księgowy pana Browna przysłany by sprawdzić wiarygodność Genevive



***

Przez szare, nisko zawieszone chmury przebijały się zaciekle pojedyncze promienie słońca. W powietrzu wisiała wilgoć oblepiająca ciężkim woalem wszystko dookoła. W szarej, rozmokłej drodze wciąż błyszczały kałuże wypełnione brunatną wodą, rozjeżdżone przez dziesiątki końskich kopyt i ciężkie koła wozów. Na ulicy wrzało życie. Tłoczyli się robotnicy zjeżdżający na sezonowe prace. Biegły dzieci śpieszące na pierwsze lekcje. Kobiety, zmieszane nieco, przechodziły szybko ulicą, unosząc wysoko rąbki sukien by nie powalać materii błotem.

Pastorowa beznamiętnie wyglądała przez okno. Bezmyślnie przestawiała doniczki stojące na parapecie. Kobieta oglądała ulicę, jakby uważnie obserwowała wszystkich aktorów tego małomiasteczkowego spektaklu. W końcu wyprostowała się i podeszła do lustra. Z gładko zaczesanej fryzury wyciągnęła kilka kosmyków, które skręciły się i opadły w bezwładzie na czoło. Rozpięła dwa górne guziki kołnierzyka i przygładziła niemal niewidoczne fałdki na gorsie sukni. Odetchnęła lekko, tyle na ile pozwalał jej ciasno zaciśnięty gorset i uśmiechnęła się do siebie. Chociaż tyle zyskała na małżeństwie – możność ubierania się w zdecydowane kolory czy dobierania bardziej śmiałych kroi sukien.

Suknia w bordowo-czarne paski opinała skromnie jej biodra, drapowania z boku przytrzymywały małe, czarne, jedwabne kokardki. Delikatny haft zdobił mankiety. Rzadko się stroiła, żeby nie wzbudzać zazdrości parafianek. Ale od czasu do czasu… każda kobieta musi się poczuć kobietą.
Pastorowa z tajemniczym uśmiechem na twarzy założyła pasujący do całości mały kapelusz i opuściła na oczy czarną woalkę. Pastorowa westchnęła i wyszła z domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Zamyślona, podniosłą rąbek sukni i zaczęła się przechadzać po ulicy. Kłaniała się uprzejmie mijanym kobietom, uśmiechała skromnie do mijanych mężczyzna. Powoli zbliżała się do celu.

Przed wejściem do sklepu Gordonów stał wóz należący do Cartwrightów. Już z okna widziała, ze kręci się wokół niego Griff King. Łatwo było poznać ową wysoką postać z nieodłączną, czerwoną chustką na szyi.

Pastorowa przeszła jeszcze kilka kroków i pochyliła się, udając, że zapina guzik przy rękawie. W uszach jej lekko pulsowało, na policzki wypływał jej gorący rumieniec. Jeżeli jest to wóz Cartwrightów i jest tutaj Griff King… to powinien być tutaj ktoś jeszcze.

Podniosła głowę powoli i poprawiła woalkę. Przegryzła wargi, mając nadzieję, ze rumieniec odpłynie z jej twarzy. Odetchnęła i zrobiła krok do przodu, wciąż wypatrując tego odpowiedniego. Wyciągnęła jednocześnie zza paska koronkową chustkę, którą zamierzała rzucić mu pod nogi.
Chustka spadła tuż przy zabłoconych czubkach czarnych butów. Dokładnie tam, gdzie miała spaść.

- Pan… wybaczy… - bezbarwnym tonem szepnęła i wzniosłą na niego płonące oczy.
- Ależ nic się nie stało – mruknął Ben. Mężczyzna pochylił się i niezdarnie podniósł chusteczkę. Przytrzymując dwoma palcami za rąbek podał ją Pastorowej z uprzejmym uśmiechem.
- Ależ dziękuję… jest pan bardzo… uprzejmy. – zimnymi placami złapała go za rękę i pochyliła się lekko w jego kierunku. Ben, zaskoczony, patrzył na nią bez słowa. – Radzę jednak… aby pan pamiętał, ze uprzejmość ma swoje granice.
- Nie bardzo rozumiem… - Ben zmarszczył brwi, wpatrując się w oczy zasłonięte czarną woalka.
- Uprzejmym być… wobec gości… to cnota. Ale należy pamiętać… by nie pobłażać im w każdym ruchu panie Cartwright. Pańska młoda podopieczna… pozwala sobie na zbyt wiele… zdecydowanie jej zachowanie… nie przystoi panience z dobrego domu.
- Nie jestem pewien o kim pani mówi.
- Panna Brown… zdecydowanie zbyt wylewnie… okazuje sympatię każdemu młodzieńcowi… w tym mieście kto miał nieszczęście… zachować się wobec niej uprzejmie. – dokończyła pastorowa puszczając rękę Bena i prostując się z wdziękiem
- Dziękuję… że raczył mnie pan… wysłuchać. – zakończyła głośniej i szeleszcząc materiałem sukni weszła do sklepu, cicho zamykając za sobą drzwi.


***


Maurice W. Schwartz rozprostował przed sobą kawałek papieru. Przesunął po nim ręką, by wygładzić go jeszcze bardziej. Spojrzał na swój kopiowy ołówek z którym się nie rozstawał już od ładnych kilku lat. Żeby cos nim napisać – musiał go zwilżyć. Ilekroć zbliżał go do swoich ust przypominało mu się zasłyszane kiedyś powiedzenie „mówić co mu ślina na język przyniesie”…

- choć w tym przypadku to bardziej pisać – mruknął cicho pod nosem. – Ale i tak nigdy ci to nie wychodziło, prawda? – obrócił w szczupłych palcach niebieski ołówek i odłożył go na blat.

Jak żywa stanęła mu scena przed kilkunastu lat, gdy tak samo zmartwiony siedział przy swoim biurku – i nie wiedział co ma napisać. Za oknem roztaczały się ciemności Londynu, oblepione paskudną, żółtawą mgłą.
Lampka stojąca przy jego lewej ręce świeciła nieśmiało, jakby wstydziła się wydobyć z mroku te kilka zdań, które z bólem zdołał napisać przez cały dzień. Zdań krótkich, sztywnych, pozbawionych polotu. Napisanych niebieskim ołówkiem kopiowym, którego smak pamiętał do dziś. Niebieskie litery, niezmywalne. Efekt jego pracy wybitnie świadczył o braku skupienia i woli do pracy. Cała jego energia skupiona była chyba na oczekiwaniu. Cała jego uwaga krążyła wokół zniszczonego biurka, stojącego ledwie kilka jardów dalej.

Stanowisko, przy którym za dnia pracował Johannes Chaney.

Wesoły człowiek, sympatyczny. Nie porażał urodą; niski ale energiczny, na drobnej, żywej twarzy błyszczały małe czarne oczy. Johannes dla każdego miał słowo. Nawet nie jedno. Potok słów układający się w przedziwne monologi bez widocznej puenty, pozornie nie mające większego sensu ale przesycone… jakby każde słowo przesycone zostało energią tego małego człowieka.
Johannes codziennie siadał przy swoim biurku i nieprzerwanie zapełniał kolejne kartki. Bez wysiłku układał figlarne i niezwykłe odpowiedzi na przychodzące skargi; odpowiedzi zawsze tak samo barwne, uprzejme i pozbawione konkretów. Chaney bawił się słowem jednocześnie zabawiając wszystkich w biurze opowieściami.

Czasem zabawiał wszystkich, czasem tylko jedną osobę.

Od tygodnia tą osobą był właśnie on, Maurice W. Schawrtz. Wyłącznie on. Jeden wdzięczny widz w teatrze jednego, wielkiego aktora.

Słuchał więc tych opowieści, w których przewijały się z beztroską bóstwa maści wszelakiej, gwiazdy, byty nierealne a żywe. Początkowo niechętny, stopniowo coraz bardziej tonął w tych opowieściach,nurzając się w esencji życia i beztroskiej radości, jaka promieniował Johannes. Czuł się tak, jakby nagle do tego cienkiego mleka, które pijał codziennie – do tej wodnistej, mętnej cieczy – ktoś dolewał słodkiego, odurzającego wina. Jakby jego życie nagle nabierało rumieńców. Radości.

Podziwiał tego drobnego człowieka coraz bardziej. Coraz bardziej wyczekiwał tych monologów, dziwnych opowieści. I nagle, brutalnie, wszystko się urwało. Johannes zniknął a wraz z nim - pieniądze.

Maurice W. Schawrtz podniósł głowę i zamrugał. Zatopiony w swoich wspomnieniach nie zauważył, że za oknem zapadał już zmierzch. Był znowu w Ponerosie, nie w brudnym, hałaśliwym Londynie. Od kilku lat prowadził już inne życie niż wtedy… po prostu prowadził życie, jakiekolwiek. Spokojne i uczciwe. Bezbarwne.

Ale znów obok niego pojawił się Johannes. Starszy o te kilkanaście lat, smutniejszy i słabszy. Ale znowu, energią zawartą w jednym swoim słowie sprawił, że on, Maurice W. Schwartz, pijący codziennie rano zbożową kawę z mlekiem… znów do ręki wziął puchar wypełniony słodkim winem.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 0:30, 16 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:13, 16 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
Przez szare, nisko zawieszone chmury przebijały się zaciekle pojedyncze promienie słońca. W powietrzu wisiała wilgoć oblepiająca ciężkim woalem wszystko dookoła. W szarej, rozmokłej drodze wciąż błyszczały kałuże wypełnione brunatną wodą, rozjeżdżone przez dziesiątki końskich kopyt i ciężkie koła wozów. Na ulicy wrzało życie. Tłoczyli się robotnicy zjeżdżający na sezonowe prace. Biegły dzieci śpieszące na pierwsze lekcje. Kobiety, zmieszane nieco, przechodziły szybko ulicą, unosząc wysoko rąbki sukien by nie powalać materii błotem.

Kolejny iście malarski opis prozaicznej codzienności-rzeczywistości

Cytat:
Pastorowa beznamiętnie wyglądała przez okno.

Żonie pastora nie przystoi wygladać namiętnie przez okno … to i wyglądała sobie beznamiętnie

Cytat:
Odetchnęła lekko, tyle na ile pozwalał jej ciasno zaciśnięty gorset i uśmiechnęła się do siebie. Chociaż tyle zyskała na małżeństwie – możność ubierania się w zdecydowane kolory czy dobierania bardziej śmiałych kroi sukien.

Zdaje się, że szczęśliwa w tym związku to ona nie jest

Cytat:
Pastorowa przeszła jeszcze kilka kroków i pochyliła się, udając, że zapina guzik przy rękawie. W uszach jej lekko pulsowało, na policzki wypływał jej gorący rumieniec. Jeżeli jest to wóz Cartwrightów i jest tutaj Griff King… to powinien być tutaj ktoś jeszcze.

O kogo jej chodzi? I … dlaczego?

Cytat:
Wyciągnęła jednocześnie zza paska koronkową chustkę, którą zamierzała rzucić mu pod nogi.
Chustka spadła tuż przy zabłoconych czubkach czarnych butów. Dokładnie tam, gdzie miała spaść.

Stara sztuczka, ale muszę przyznać, że skuteczna

Cytat:
- Ależ nic się nie stało – mruknął Ben. Mężczyzna pochylił się i niezdarnie podniósł chusteczkę. Przytrzymując dwoma palcami za rąbek podał ją Pastorowej z uprzejmym uśmiechem.

To Ben! On jest obiektem … zainteresowania? Pastorowej?

Cytat:
- Uprzejmym być… wobec gości… to cnota. Ale należy pamiętać… by nie pobłażać im w każdym ruchu panie Cartwright. Pańska młoda podopieczna… pozwala sobie na zbyt wiele… zdecydowanie jej zachowanie… nie przystoi panience z dobrego domu.
- Nie jestem pewien o kim pani mówi.
- Panna Brown…

Chyba chodzi o Genevieve? Przecież ona właściwie nic złego nie zrobiła … dziewczyna sobie marzy i … to wszystko. Może Pastorowa jest zazdrosna?

Cytat:
Jak żywa stanęła mu scena przed kilkunastu lat, gdy tak samo zmartwiony siedział przy swoim biurku – i nie wiedział co ma napisać. Za oknem roztaczały się ciemności Londynu, oblepione paskudną, żółtawą mgłą.

Czyżby wspomnienia z przeszłości?

Cytat:
I nagle, brutalnie, wszystko się urwało. Johannes zniknął a wraz z nim - pieniądze.

To niezbyt uczciwe było … powiedzmy sobie … to była kradzież!

Cytat:
Był znowu w Ponderosie, nie w brudnym, hałaśliwym Londynie. Od kilku lat prowadził już inne życie niż wtedy… po prostu prowadził życie, jakiekolwiek. Spokojne i uczciwe. Bezbarwne.

Ludzie się zmieniają

Cytat:
Ale znów obok niego pojawił się Johannes. Starszy o te kilkanaście lat, smutniejszy i słabszy. Ale znowu, energią zawartą w jednym swoim słowie sprawił, że on, Maurice W. Schwartz, pijący codziennie rano zbożową kawę z mlekiem… znów do ręki wziął puchar wypełniony słodkim winem.

Czyżby znów go złe kusiło?

Piękne opisy, interesujące postacie, starannie opracowane szczegóły. Trochę się gubię w panach Maurice’ach, ale mniej więcej chyba rozszyfrowałam ich … ciekawe, czy Pastorowa dybie na Bena? I co na to Pastor? Intryga niezła, a Ben? Ucieknie, czy stawi czoła? Ewentualnej wielbicielce? Fajne i ciekawe


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 13:22, 16 Wrz 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 15:02, 16 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
Chyba chodzi o Genevieve? Przecież ona właściwie nic złego nie zrobiła … dziewczyna sobie marzy i … to wszystko. Może Pastorowa jest zazdrosna?

Genevive nic właściwie złego jeszcze nie zrobiła... ale kilka razy spotkała się na tajemnej schadzce z Francisem. Matka jak widać nie jest zachwycona wyborem syna i próbuje tutaj nieco... namieszać. I za wszelką cenę wyciągnąć syna z możliwych zobowiązań

Cytat:
Trochę się gubię w panach Maurice’ach, ale mniej więcej chyba rozszyfrowałam ich

wiem, strasznie namieszałam z tymi dwoma... Ogólnie namieszałam w tym odcinku, ale mam nadzieję, ze powoli się to wszystko wyprostuje Smile [b]Ewelina[/] bardzo dziękuję za komentarz Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:40, 16 Wrz 2015    Temat postu:

Cytat:
Przez szare, nisko zawieszone chmury przebijały się zaciekle pojedyncze promienie słońca. W powietrzu wisiała wilgoć oblepiająca ciężkim woalem wszystko dookoła. W szarej, rozmokłej drodze wciąż błyszczały kałuże wypełnione brunatną wodą, rozjeżdżone przez dziesiątki końskich kopyt i ciężkie koła wozów.

Bardzo sugestywny opis. Tę wilgoć nieomal czuję.
Cytat:
Pastorowa beznamiętnie wyglądała przez okno. Bezmyślnie przestawiała doniczki stojące na parapecie. Kobieta oglądała ulicę, jakby uważnie obserwowała wszystkich aktorów tego małomiasteczkowego spektaklu. W końcu wyprostowała się i podeszła do lustra. Z gładko zaczesanej fryzury wyciągnęła kilka kosmyków, które skręciły się i opadły w bezwładzie na czoło.

Obraz znudzonej do granic możliwości kobiety. Zdaje się, że jej życie małżeńskie nie należy do udanych
Cytat:
Chociaż tyle zyskała na małżeństwie – możność ubierania się w zdecydowane kolory czy dobierania bardziej śmiałych kroi sukien.

To niewątpliwy sukces - kolorowe suknie.
Cytat:
Ale od czasu do czasu… każda kobieta musi się poczuć kobietą.
Pastorowa z tajemniczym uśmiechem na twarzy założyła pasujący do całości mały kapelusz i opuściła na oczy czarną woalkę.

Akurat to jest prawdą, jednakże pojawiają się od razu pytania:
1) z jakiego powodu?
2) dla kogo?

Cytat:
Jeżeli jest to wóz Cartwrightów i jest tutaj Griff King… to powinien być tutaj ktoś jeszcze.

Ocho, coś knujemy?
Cytat:
Chustka spadła tuż przy zabłoconych czubkach czarnych butów. Dokładnie tam, gdzie miała spaść.

- Pan… wybaczy… - bezbarwnym tonem szepnęła i wzniosłą na niego płonące oczy.
- Ależ nic się nie stało – mruknął Ben. Mężczyzna pochylił się i niezdarnie podniósł chusteczkę.

Teraz już wiemy, co się uknuło. Ben niczego nie świadomy, jak zwykle niezwykle kulturalny
Cytat:
Pańska młoda podopieczna… pozwala sobie na zbyt wiele… zdecydowanie jej zachowanie… nie przystoi panience z dobrego domu.
- Nie jestem pewien o kim pani mówi.
- Panna Brown… zdecydowanie zbyt wylewnie… okazuje sympatię każdemu młodzieńcowi… w tym mieście kto miał nieszczęście… zachować się wobec niej uprzejmie.

Obrończyni cnoty panieńskiej i moralności się znalazła. Pani pastorowa zastosowała przebiegłą taktykę. Pod przykrywką troski o dobre imię panny Brown i Bena próbuje zbliżyć się do Cartwrighta.
Cytat:
Jak żywa stanęła mu scena przed kilkunastu lat, gdy tak samo zmartwiony siedział przy swoim biurku – i nie wiedział co ma napisać. (…) Efekt jego pracy wybitnie świadczył o braku skupienia i woli do pracy. (…) Cała jego uwaga krążyła wokół zniszczonego biurka, stojącego ledwie kilka jardów dalej.

Stanowisko, przy którym za dnia pracował Johannes Chaney.

Wspomnienia … czyżby wyrzuty sumienia, jakieś żale, a może zawiść
Cytat:
Johannes codziennie siadał przy swoim biurku i nieprzerwanie zapełniał kolejne kartki. Bez wysiłku układał figlarne i niezwykłe odpowiedzi na przychodzące skargi; odpowiedzi zawsze tak samo barwne, uprzejme i pozbawione konkretów. Chaney bawił się słowem jednocześnie zabawiając wszystkich w biurze opowieściami.

Prawdziwy artysta. Słowa same spływały mu na papier. Tylko pozazdrościć.

Cytat:
Podziwiał tego drobnego człowieka coraz bardziej. Coraz bardziej wyczekiwał tych monologów, dziwnych opowieści. I nagle, brutalnie, wszystko się urwało. Johannes zniknął a wraz z nim - pieniądze.

Czyżby uzależnienie od Maurice?
Cytat:
Maurice W. Schawrtz podniósł głowę i zamrugał. (…) Od kilku lat prowadził już inne życie niż wtedy… po prostu prowadził życie, jakiekolwiek. Spokojne i uczciwe. Bezbarwne.

Ale znów obok niego pojawił się Johannes. Starszy o te kilkanaście lat, smutniejszy i słabszy. Ale znowu, energią zawartą w jednym swoim słowie sprawił, że on, Maurice W. Schwartz, pijący codziennie rano zbożową kawę z mlekiem… znów do ręki wziął puchar wypełniony słodkim winem.


Wynika z tego, że spotkanie obudziło w Maurice’sie głęboko skrywane pragnienia, a wraz z Johannesem powróciło uzależnienie i pragnienie zmiany.
Senszen, jak zwykle przepiękne, ciekawe opisy. Wątek Pastorowej zapowiada się niezwykle interesująco. Ciekawe, co z tego wyjdzie. Mam nadzieję na potężną aferę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 38, 39, 40 ... 46, 47, 48  Następny
Strona 39 z 48

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin