Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pióro strusia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 46, 47, 48  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:31, 15 Sty 2015    Temat postu:

No, właśnie Senszen, oni byli bogaci, a Ty mogłabyś tak prześlicznie opisać, jak oni te czapsy przyoblekają Very Happy proszę, proszę, proszę ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:32, 15 Sty 2015    Temat postu:

O matko Shocked Senszen ? Czy według Ciebie Adam dobrze wygląda w czapsach? Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 20:36, 15 Sty 2015    Temat postu:

A) Czapsy będą nosić, obiecuję Very Happy
B) Czy Adam dobrze wygląda w czapsach... nie wiem. Wygląda jak mężczyzna, który idzie pracować na ranczu Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:37, 15 Sty 2015    Temat postu:

czyli dobrze....ufff...będą czapsy...Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:45, 15 Sty 2015    Temat postu:

Bardzo się cieszę. Będą czapsy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 20:47, 15 Sty 2015    Temat postu:

a coś więcej powinno być? Laughing Laughing
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:53, 15 Sty 2015    Temat postu:

Jak najbardziej , a czapsy to taka wisienka na torcie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucy
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom, Górny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:57, 15 Sty 2015    Temat postu:

Też się cieszę na czapsy i, przede wszystkim, Adama w czasach! Wygląda w nich bardzo, bardzo męsko, choć i bez nich nic mu nie brakuje Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 2:46, 18 Sty 2015    Temat postu:

Jakoś ciężko mi szła ta wizualizacja... Zwłaszcza czapsów. Rolling Eyes

***

Genevive przewracała się bezsilnie z boku na bok. Męczył ją wstyd, który nie pozwalał jej zasnąć, podobnie zresztą jak ból głowy, który się pojawił po długim płaczu. Teraz leżała, widząc w lustrze swoje zapłakane odbicie – i cierpiała podwójnie. Przewróciła się raz jeszcze, kładąc się na wznak. Zapatrzyła się w drgające cienie. Na suficie przenikały się cienie czarne, głębokie, niczym ciemny aksamit i te delikatne, na wpółprzejrzyste, niczym batystowa chusteczka. Tworzyły delikatne koronkowe wzory, roztańczone, zmienne.

Usiadła gwałtownie na łóżku, odgarnęła włosy z czoła i otuliła się kołdrą. Spojrzała w kierunku okna, powoli wstała, ciągnąc za sobą kołdrę i usiadła na stołeczku pod oknem. Widok był niezmiennie piękny. Wysokie sosny odbijały się ciemnym zarysem od kobaltowo atramentowego nieba, przysłoniętego lekkimi niczym gazowa woalka chmurami. Niczym srebrne nici w skomplikowanym splocie błyszczały tysiące gwiazd.
Oparła spokojnie podbródek o dłonie i zapatrzyła się na piękny obrazek. Rzadko nocą patrzyła w niebo, lampy gazowe w mieście zresztą skutecznie rozpraszały ciemność.

Kiedy tak patrzyła na bezkresny niemal las wysokich drzew, czuła na twarzy delikatny powiew suchego, pachnącego żywicą powietrza – poczuła się bardzo samotna. A w odruchu niezwykłej szczerości przyznała – przed samą sobą – że od chwili wyjazdu z san Francisco nie powiedziała ani jednego rozsądnego słowa.


***

- Ładny jesteś, wiesz? – Cookie wyciągnęła rękę i pogłaskała źrebaka po szyi. – Mogę mu dać kawałek jabłka? – spytała się ojca, który stał tuż obok, z założonymi rękoma i z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Myślę, że nie ma w tej chwili na nie ochoty. Raczej szykuję się do snu.

Spojrzała. Rzeczywiście, konik układał się właśnie na sianie. Duża głowa chyba mu ciążyła, bo nie mógł jej nigdzie oprzeć.

- Czy on nie ma za dużej głowy tato? – zainteresowała się Cookie.
- Skądże. – Candy roześmiał się cicho. – To normalne, że źrebak ma dużą głowę i długie, miękkie pęciny. Zwykle wtedy wyrasta na ładnego konia.
- Candy, ile mamy koni do ujeżdżenia? – Adam klepnął po ramieniu Canaday’a. – Witam pannę. – mrugnął do Cookie.
- Dzień dobry panie Adamie. – Cookie uśmiechnęła się i lekko dygnęła.
- Po wczorajszym… Ze trzy konie jeszcze musimy przyzwyczaić do siodła, cztery możemy zacząć ujeżdżać. A jednego musimy chyba odpuścić… Hoss musi jeszcze z nim porozmawiać.
- Zgoda, trzy konie. To dzisiaj. A kto i kiedy zajmie się ujeżdżaniem?
- Na pewno ja, Joe też się zaoferował… Porozmawiam jeszcze z Oakiem i z Clemem. Możemy zacząć pojutrze.
- Zgoda. Za godzinę masz być przy korralu.

Cookie przyjrzała się uważnie konikowi.

- Tato…
- Tak maleńka?
- A ja mogę pojeździć na koniku?
- Kiedy? – zdziwił się. – Wieczorem, jak nie będziesz jeszcze spała mogę cię zabrać na krótką przejażdżkę.
- A teraz? Sama? – poprosiła.
- O nie – zaprotestował. – Nie będziesz jeździła sama. Jesteś za mała.
- Ale konik też jest mały! Sam mówiłeś, że jest mały…
- Cookie. – Candy powstrzymał śmiech i przyklęknął przy dziewczynce. – Źrebaczek jest zdecydowanie za mały na takie zabawy. Musi urosnąć. Teraz, gdybyś chciała się tak bawić, zrobiłabyś mu krzywdę.
- Ale on jest większy niż ja?
- Tak tylko wygląda. On jeszcze urośnie, nabierze wagi… Ale kiedy już będzie gotowy, żeby na nim jeździć… To będziesz się mogła przejechać. – zapewnił ją.

Cookie rozbłysła uśmiechem.

- A kiedy to będzie? Za tydzień?

Candy pokręcił głową.

- Dwa? – zapytała niepewnie.

Znów pokręcił głową.

- Za jakieś trzy lata. – sprostował.

Cookie zrobiła trochę rozczarowaną minę, ale szybko się uśmiechnęła.

- Ale obiecujesz?
- Obiecuję. Chodź, już porozmawiałaś ze źrebaczkiem. – Candy wziął dziewczynkę za rękę.
- Do zobaczenia Granny. – dziewczynka pokiwała ręką. – Do zobaczenia pani Smith. – pokiwała ręką w kierunku klaczy pochylającej się na źrebięciem.


***

Kolejna fontanna piasku wzbiła się w powietrze, poprzedzona obłokiem lekkiego kurzu. Czekoladowo-szary koń zarzucił srebrną grzywą. Wszystkie mięśnie miał napięte, ciemne, łzawe oczy lśniły wśród jaśniejszych plam na smukłym pysku. Wierzgał on niespokojnie, podrzucając co chwila grzywę, wspinając się na zadnie nogi, prezentując smukłe pęciny. Pozostałe konie, nie mniej zgrabne, były znacznie spokojniejsze. Krążyły po terenie, szukając pojedynczych kępek trawy.

Will Cartwright stał, oparty o ogrodzenie. Oczy mu błyszczały przy każdym gwałtowniejszym ruchu konia.

- Widzę, że chyba masz ochotę popracować na ranchu. – usłyszał za sobą głos Joe. Will odwrócił się spokojnie i uśmiechnął.
- To nie praca, to będzie przyjemność.
- Który tak ci przypadł do gustu? – zainteresował się Joe.
- Ten o umaszczeniu silver dapple.
- Piękny. – przyznał Joe. – Ale Candy twierdzi, że nie nadaję się jeszcze do ujeżdżania.
- To będzie wyzwanie. – Will uśmiechnął się łobuzersko.
- Jak masz ochotę… - Joe zaśmiał się. – To zgoda. Mogę się założyć o pięć dolarów że ci się nie uda w pierwszym podejściu.
- Zgoda. Pięć dolarów. – Will wyciągnął rękę.


***

Laura patrzyła jak Adam i Will szykują się do porannego ujeżdżania koni. Obaj ubrani byli na czarno, głęboko na oczy nasunęli czarne kapelusze. Will był gotowy, naciągał już rękawice. Brązowo – rude czapsy szczelnie zakrywały jego nogi. Dół skórzanych nogawek zmyślnie przycięty, okalał podeszwę buta. Adam nakładał jeszcze swoje szaro-beżowe czapsy. Były skrojone podobnie – proste, stosunkowo wąskie, oplatały wysoko jego nogi. Zapięcie ciągnęło się od kostek aż po górną krawędź. Przytrzymywał je szeroki, czarny pas, ciężko osuwający się na biodra.

Laura spojrzała to na Adama, to na Willa. Podeszła do nich wolnym krokiem, unosząc wysoko spódnicę. Kiedy stanęła przed nimi – spojrzeli na nią oboje. Zignorowała Adama i zwróciła się do Willa.

- Nie możesz tego zrobić. – wydusiła.
- Dlaczego? – roześmiał się głośno.
- To nie jest zajęcie dla ciebie. Ktoś inny powinien się tym zająć. – wysoko podniosła głowę, próbując mu spojrzeć w oczy.
- Lauro, spokojnie. – przytrzymał ją za podbródek. – To bardziej jak zabawa, wiem co robię, nic mi się nie stanie.
- Dlaczego mnie nie słuchasz? – zapytała rozżalona. – Jutro jest potańcówka…
- Słucham, daj spokój Lauro. Zachowujesz się dziecinnie. – Will poirytował się.
- Nie możesz tego zrobić, to ci nie przystoi. – Laura powtórzyła uparcie.
Will pokręcił głową i odwrócił się do lekko rozbawionego Adama.
- Jestem gotów, idziemy?

***

Mężczyźni ubrani byli najczęściej w spłowiałe, kiedyś kolorowe, kraciaste koszule, rękawy mieli podwinięte. Przedramiona i karki spalone słońcem – to na barwę rdzawą, to brązową. Kapelusze naciągali na oczy, niektórzy na szyjach zawiązane mieli wąskie bandany. Stali oni, oparci beztrosko o drewniane pale ogrodzenia. Z małego tłumu wyróżniała się Peggy Dayton, stojąca na najniższym szczeblu ogrodzenia, wyprostowana, chłonąca całą sobą widowisko. Jasne włosy wysypywały się jej spod szarego kapelusza i spadały na ramiona obleczone w zieloną koszulę. Była zarumieniona, podekscytowana.

Tuż obok niej stał w pozornie spokojnej pozie Griff, gryzący jabłko. Miał za zadanie pilnować dziewczyny – żeby nie spadła z ogrodzenia, lub też, żeby w odpowiednim momencie uskoczyła.

Po drugiej stronie, na ogrodzeniu, siedział Candy i czekał na swoją kolej. Jego koń już był osiodłany, niespokojnie przebierał nogami w ciasnym boksie. Canaday siedział obrócony lekko tyłem, rozmawiał jeszcze z Indią.

A po biało-różowym piasku tańczył czekoladowy, szaro nakrapiany koń. Zarzucał on srebrną grzywą, wspinał się na tylne nogi, niemal kładł się na ziemi – a jeździec dalej siedział w siodle, trzymając się mocno wysokiego łęku, balansując ciałem. Czarno ubrany mężczyzna usiłował narzucić swoją wolę zwierzęciu. Śmiał się przy tym. Śmiał się, ilekroć koń wykonał gwałtowniejszy ruch, śmiał się, ilekroć koń przyśpieszał. Śmiał się, ilekroć koń kierował się w stronę wypalonych w słońcu, białych prawie, desek korralu.


***

Maurice Schwartz flegmatycznie oglądał książki. Większość tytułów była mu znana, żadna jednak nie wzbudziła w nim większego zainteresowania. Dzień był piękny, słoneczny, suchy. W powietrzu unosiła się atmosfera niecierpliwości, radości i przygody. Odetchnął i poprawił na nosie okulary. Przechylił głowę, by odcyfrować tytuł, gdy nagle wydało mu się, że usłyszał znajomy głos. Zaskoczony odwrócił się. W salonie było pusto… Ale ktoś chyba stał za drzwiami. Pani Canaday, wychodząc, zostawiła je uchylone. Podszedł bliżej i z ciekawością wyjrzał na zewnątrz.

- …niecierpliwie wyczekuję ona dnia, gdy w końcu dowie się jakiego spustoszenia dokonać może w sercach ludzkich żywioł natury, zwykła anomalia, przedziwny symbol zmiany…
- W porządku. Mam wiec jej przywieźć sztukę Szekspira…
- Tu? Ty? – Schwartz otworzył szeroko drzwi i wbił wzrok w przygarbionego mężczyznę o ciemnych oczach, stojącego na ganku.

Mężczyzna, który jeszcze przed chwila żywo gestykulował, oniemiał, ręce mu opadły, źrenice rozszerzyły się z przerażenia.
W ciszę, która zapanowała wdarł się przerażone krzyki ludzkie, trzask łamanych drzew i głośne rżenie koni.

Adam Cartwirght, do tej pory z lekkim uśmiechem wodzący po twarzach obu panów wyprostował się i spiął wyraźnie.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 3:46, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:33, 18 Sty 2015    Temat postu:

Genevieve chyba zaczyna się zmieniać. Nie wiem dlaczego, ale odniosłam wrażenie, że piękno krajobrazu tak na nią podziałało. Nic dziwnego ... taka poetyczna dusza ...
Fajna rozmowa Candy'ego z córeczką o źrebaczku. Candy jest bardzo czułym i wyrozumiałym tatusiem. Super opisy czapsów a raczej wyglądu panów w tych ochraniaczach? oslonach? Od razu widać, że wytrawni kowboje Very Happy
Maurice jak zwykle tajemniczy, Laura jak zwykle zadziera nosa, zapomniała, że kiedyś ona też kiedyś mieszkała na wsi ...
Zastanawia mnie rozmowa ... zapewne pana Schwartza z panem Schwartzem. Dla kogo ma być to dzieło Szekspira? Może dla Genevieve? Jako instrukcja? Wskazówka? Przewodnik życiowy? Mam nadzieję, że nie dostarczą jej "Makbeta"
Na końcu opowieści coś się stało. Czyżby Laura wykrakała i zdarzył się wypadek? Choć ona tylko jojczała, że Willowi nie przystoi ... a nie, że mu zaszkodzi ... choć to i Adasiowi też mogło się coś stać. Cóż, trzeba czekać na kolejny fragment, to może koleżanka wyjaśni ...
Bardzo dobrze poprowadzone psychologicznie, zwłaszcza zmiana w Genevieve, dynamiczne i te piękne opisy Rolling Eyes Uczta dla wyobraźni i dla oczu Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 3:36, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 3:44, 18 Sty 2015    Temat postu:

Cytat:
Zastanawia mnie rozmowa ... zapewne pana Schwartza z panem Schwartzem. Dla kogo ma być to dzieło Szekspira? Może dla Genevieve? Jako instrukcja? Wskazówka? Przewodnik życiowy? Mam nadzieję, że nie dostarczą jej "Makbeta"

mesmerysta rozmawia z Adamem, pan Schwartz wchodzi w chwile później. Książka ma być dla Naughty, która się nudzi Smile
Cytat:
Na końcu opowieści coś się stało. Czyżby Laura wykrakała i zdarzył się wypadek?

stało się, stało...

dziękuję za komentarz Wink


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 3:47, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 4:06, 18 Sty 2015    Temat postu:

Czyli w pokoju jest pan Schwartz, Adam i ... drugi pan Schwartz ... odetchnęłam ... tym razem to nie Adasia wytarmoszono ... Very Happy Ale opowiadanie bardzo poetyczne Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:33, 18 Sty 2015    Temat postu: Pióro strusia

Cieszę ,że w tej dziewczynie zaczęła zachodzić przemiana.
Laura chyba ciągle nie wie ,czy kocha Adama ,czy Willa.
I właśnie Will ,jest taką ważką ,która potrzebuje wolności a im bardziej się na niego naciska by coś zrobił .. tym większe prawdopodobieństwo ,że się uprze i zrobi na odwrót.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:11, 18 Sty 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Genevive przewracała się bezsilnie z boku na bok. Męczył ją wstyd, który nie pozwalał jej zasnąć, podobnie zresztą jak ból głowy, który się pojawił po długim płaczu.

Cóż, narozrabiała dziewoja, wielu osobom napsuła krwi lub zepsuła humor. Teraz przeżywa … Na zdrowie! Smile

senszen napisał:
A w odruchu niezwykłej szczerości przyznała – przed samą sobą – że od chwili wyjazdu z San Francisco nie powiedziała ani jednego rozsądnego słowa.

Ciekawe, na ile starczy tej samokrytyki. Wyśpi się i rankiem znowu zacznie swoje podchody. Wszak Adam podziałał na jej wybujałą wyobraźnię. Rolling Eyes

senszen napisał:
- Czy on nie ma za dużej głowy tato? – zainteresowała się Cookie.
- Skądże. – Candy roześmiał się cicho. – To normalne, że źrebak ma dużą głowę i długie, miękkie pęciny. Zwykle wtedy wyrasta na ładnego konia.

Miła i pouczająca scenka. Cool

senszen napisał:
- Cookie. – Candy powstrzymał śmiech i przyklęknął przy dziewczynce. – Źrebaczek jest zdecydowanie za mały na takie zabawy. Musi urosnąć. Teraz, gdybyś chciała się tak bawić, zrobiłabyś mu krzywdę.
- Ale on jest większy niż ja?
- Tak tylko wygląda. On jeszcze urośnie, nabierze wagi… Ale kiedy już będzie gotowy, żeby na nim jeździć… To będziesz się mogła przejechać. – zapewnił ją.

Trzy lata... Konik przez ten czas podrośnie, Cookie też. Smile

senszen napisał:
Kolejna fontanna piasku wzbiła się w powietrze, poprzedzona obłokiem lekkiego kurzu. Czekoladowo-szary koń zarzucił srebrną grzywą. Wszystkie mięśnie miał napięte, ciemne, łzawe oczy lśniły wśród jaśniejszych plam na smukłym pysku. Wierzgał on niespokojnie, podrzucając co chwila grzywę, wspinając się na zadnie nogi, prezentując smukłe pęciny.

Znakomity opis, od razu poczułam emocje.

senszen napisał:
- Piękny. – przyznał Joe. – Ale Candy twierdzi, że nie nadaję się jeszcze do ujeżdżania.
- To będzie wyzwanie. – Will uśmiechnął się łobuzersko.
- Jak masz ochotę… - Joe zaśmiał się. – To zgoda. Mogę się założyć o pięć dolarów że ci się nie uda w pierwszym podejściu.
- Zgoda. Pięć dolarów. – Will wyciągnął rękę.

Chyba obaj lubią hazard i ryzyko. Will z pewnością, skoro … ożenił się z Laurą. Confused

senszen napisał:
- Lauro, spokojnie. – przytrzymał ją za podbródek. – To bardziej jak zabawa, wiem co robię, nic mi się nie stanie.
- Dlaczego mnie nie słuchasz? – zapytała rozżalona. – Jutro jest potańcówka…

A ja naiwnie przez chwilę myślałam, że ona boi się o jego zdrowie i życie. Tymczasem Will może skręcić nogę i Laura nie będzie miała z kim tańczyć. Surprised

senszen napisał:
Z małego tłumu wyróżniała się Peggy Dayton, stojąca na najniższym szczeblu ogrodzenia, wyprostowana, chłonąca całą sobą widowisko. Jasne włosy wysypywały się jej spod szarego kapelusza i spadały na ramiona obleczone w zieloną koszulę. Była zarumieniona, podekscytowana.
Tuż obok niej stał w pozornie spokojnej pozie Griff, gryzący jabłko. Miał za zadanie pilnować dziewczyny – żeby nie spadła z ogrodzenia, lub też, żeby w odpowiednim momencie uskoczyła.

Griff co jakiś czas opiekuję się dziewczętami. Ciekawe, czy lubi pełnić rolę niańki?

senszen napisał:
W ciszę, która zapanowała wdarł się przerażone krzyki ludzkie, trzask łamanych drzew i głośne rżenie koni.

Chyba nici z potańcówki. Jeśli to był Will, to może skończyć w gipsie, tak jak Adam u ADY. Laura pewnie się obrazi. Rolling Eyes

Senszen, ciekawy odcinek. Opis wierzgających koni, bohaterów w czapsach działa na wyobraźnię czytelnika. Mnie się podobało i to bardzo. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:16, 18 Sty 2015    Temat postu:

Senszen napisał:
Jakoś ciężko mi szła ta wizualizacja... Zwłaszcza czapsów. Rolling Eyes

Senszen Tobie? Niemożliwe!
Senszen napisał:
Widok był niezmiennie piękny. Wysokie sosny odbijały się ciemnym zarysem od kobaltowo atramentowego nieba, przysłoniętego lekkimi niczym gazowa woalka chmurami. Niczym srebrne nici w skomplikowanym splocie błyszczały tysiące gwiazd.

Od razu można wyobrazić sobie noc w Ponderosie
Senszen napisał:
A w odruchu niezwykłej szczerości przyznała – przed samą sobą – że od chwili wyjazdu z san Francisco nie powiedziała ani jednego rozsądnego słowa.

Czyżby Genevive zaczęła przechodzić przemianę? Najwyższa pora
Senszen napisał:
- Cookie. – Candy powstrzymał śmiech i przyklęknął przy dziewczynce. – Źrebaczek jest zdecydowanie za mały na takie zabawy. Musi urosnąć. Teraz, gdybyś chciała się tak bawić, zrobiłabyś mu krzywdę.
- Ale on jest większy niż ja?
- Tak tylko wygląda. On jeszcze urośnie, nabierze wagi… Ale kiedy już będzie gotowy, żeby na nim jeździć… To będziesz się mogła przejechać. – zapewnił ją.

Cookie rozbłysła uśmiechem.

Cała rozmowa Candy'ego z córeczką ciepła, urocza. Widać, że Candy jest wspaniałym ojcem Very Happy
Senszen napisał:
Czekoladowo-szary koń zarzucił srebrną grzywą. Wszystkie mięśnie miał napięte, ciemne, łzawe oczy lśniły wśród jaśniejszych plam na smukłym pysku. Wierzgał on niespokojnie, podrzucając co chwila grzywę, wspinając się na zadnie nogi, prezentując smukłe pęciny.

To musiał być wspaniały koń
Senszen napisał:
Obaj ubrani byli na czarno, głęboko na oczy nasunęli czarne kapelusze. Will był gotowy, naciągał już rękawice. Brązowo – rude czapsy szczelnie zakrywały jego nogi. Dół skórzanych nogawek zmyślnie przycięty, okalał podeszwę buta. Adam nakładał jeszcze swoje szaro-beżowe czapsy. Były skrojone podobnie – proste, stosunkowo wąskie, oplatały wysoko jego nogi. Zapięcie ciągnęło się od kostek aż po górną krawędź. Przytrzymywał je szeroki, czarny pas, ciężko osuwający się na biodra.

Nie wiem, jak koleżanki, ale ja jestem usatysfakcjonowana tym opisem
Senszen napisał:
Mężczyźni ubrani byli najczęściej w spłowiałe, kiedyś kolorowe, kraciaste koszule, rękawy mieli podwinięte. Przedramiona i karki spalone słońcem – to na barwę rdzawą, to brązową. Kapelusze naciągali na oczy, niektórzy na szyjach zawiązane mieli wąskie bandany. Stali oni, oparci beztrosko o drewniane pale ogrodzenia

Świetny opis. Nic dodać nic ująć
Senszen napisał:
Mężczyzna, który jeszcze przed chwila żywo gestykulował, oniemiał, ręce mu opadły, źrenice rozszerzyły się z przerażenia.
W ciszę, która zapanowała wdarł się przerażone krzyki ludzkie, trzask łamanych drzew i głośne rżenie koni.

Wystarczyły dwa zdania, a mam wrażenie, jakbym równocześnie widziała dwie sceny. Zastanawiam się, co łączy obu panów. Wychodzi mi, że albo są spokrewnieni ze sobą, albo jeden drugiemu ukradł tożsamość. Rolling Eyes
Tym razem Adam nie będzie tarmoszony - przynajmniej na razie Smile

Senszen fragment, jak zwykle przesycony magią, poetyczny, zjawiskowy przełamany zagadką i wiszącym w powietrzu nieszczęściem - po prostu piękny. Czekam z niecierpliwą cierpliwością na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 46, 47, 48  Następny
Strona 16 z 48

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin