|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:43, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
************************
Maurice trzymał w dłoni egzemplarz „Alicji w Krainie Czarów”. Wydanie pierwsze, sprowadzone z Anglii. Obracał ją niepewnie w dłoniach i otworzył na chybił trafił – książka była często czytana, intensywnie używana. Oryginalne, czarno-białe ilustracje zyskały nowe kolory, niekiedy sprzeczne z naturą. Uśmiechnął się do siebie, wpatrzony właśnie w jedną z nich – Alicja, rysowana stanowczą, choć przemyślaną linią, nieco karykaturalna… Długie włosy opadały kaskadami na drobne ramiona dziecka, wysunięta dłoń broniła się przed napaścią kart. Uwagę przykuwała twarz Alicji – o ile drobne ramiona, dłoń należały do dziecka, to twarz była twarzą kobiety dorosłej.
Być może i Tanniel wspaniale uchwycił zamysł autora, jego zamierzenie dualizmu osobowości, istotę powieści pokrętnej acz pełnej przedziwnego uroku.
Ale ręce dziecka potrafiły nadać temu kolor. Niebieskie włosy Alicji, zielona wstążka, żółta dłoń i kaskada wielobarwnych kart… Siła barw była niezmierzona, potężna, pozornie prostacko silna… Jednocześnie jednak elegancka w swej prostocie, delikatna w każdym uzyskanym odcieniu, ograniczona jedynie przez naszą własną percepcję, schematyczność…
- Mogę poczytać? – zagadnęła go Naughty. – Już się czuję dobrze, oczy mnie prawie nie bolą…
Odwrócił się – Naughty stała przed nim, w białej koszulce nocnej i niebieskim szlafroczku. Ciemne włosy miała nieco potargane, policzki czerwone od gorączki, oczy rozognione.
- Moja panno, powinnaś wracać do łóżka.
Zrobiła rozczarowaną minę.
- Nawet Ty mnie wyganiasz? Założyłam przecież szlafrok, już nie mogę leżeć….
- Moja panno, do łóżka, natychmiast.
Wygięła usta w podkówkę, zarzuciła włosami i obrażona poszła do swojego pokoju. Obróciła się w połowie drogi i uśmiechnęła
- A poczytasz mi „Alicję…”? Albo chociaż coś opowiedz…
Uśmiechnął się do niej, chociaż ostatnio ta czynność sprawiała mu coraz więcej problemów.
- Z miłą chęcią poczytam. – zamknął książkę i schował pod pachę.
Poszedł jeszcze po szklankę wody – kiedy wrócił, Naughty już grzecznie leżała w łóżku, robiąc niewinną minę.
- Wytargowałaś więc moja panno czytanie. – odchrząknął, popił wodą i otworzył książkę.
- Maurice, dlaczego ostatnio mniej mówisz? – zagadnęła go.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Kiedy pojechałyśmy z mamą na herbatę nic nie mówiłeś, tylko przeglądałeś z Pernellem obrazki w książkach. Wiesz jak było nudno przy stole? Nikt nic nie mówił!
- Czasem przyjemnie jest pomilczeć. – uśmiechnął się kątem ust.
- Ale nie wtedy… I nie przywitałeś się z ciocią Laurą… ani z Genevive… Nie mówiłeś, że są utkane z szarej mgły San Francisco, ozdobione lawendowymi płomieniami zachodzącego słońca, wydzielające… cokolwiek. - odetchnęła głęboko. – a przecież pani Canaday często mówisz, że jest emanacja uroku księżycowego, mama to uosobienie uroku wiosennych paków wierzby, owiane słodkim zapachem budzącego się do życia jeziora… Nic nie pokręciłam?
- Ależ wszystko się zgadza mała niebieska ptaszyno, wibrująca stanowczością i ukrytym pragnieniem wolności… - zaśmiał się cicho. – Czasem warto coś powiedzieć… tylko niektórzy nie doceniają… słów.
- Ale my byśmy doceniły!
- Milczenie jest potęgą, nie mniejszą niż słowa… A słowa, odpowiednio dobrane... No cóż… Nie zawsze warto się wysilać i marnować je na każdego.
Naughty zrobiła smutną minkę.
- Starczy już tego moja panno. – odłożył książkę. – Myślę, że książkę poczyta Ci Tata, jak tylko wróci z Ponderosy. Tymczasem…
- Tak? – ożywiła się wyraźnie.
- Mogę ci opowiedzieć o cudzie blasku księżyca, preludium do siły słońca. O mroku, rozświetlanym przez złoto, o prostocie barw bijących z kamiennych płaskorzeźb. O potędze bijącej w dalszym ciągu z ruin zrujnowanych miast. O piasku, który pochłonął to wszystko.
Zaczęło się to od delikatnego puchu okrywającego tuleję szarawego pióra. Puch ten wibrował w powietrzu wzbijanym oddechem. W mroku błyszczała złota szala, na której leżało pióro strusia...
*************************
- Ależ moje panie, spokojnie, spokojnie…. – Maurice Schwartz podniósł dłoń i wstał.
- Jak można być spokojnym w takiej sytuacji? – ostro rzuciła Laura. Była zdenerwowana, sztywna, mięśnie miała napięte. Przytulała jedną ręką Genevive, spłakaną, oszołomioną.
- Ale, Lauro… Do jakiej sytuacji tutaj doszło? – Ben patrzył oszołomiony to na dziewczynę, to na Laurę – czy w końcu na rozbawionego Adama.
- Tego też bym chciał się dowiedzieć. – uprzejmie przytaknął pan Schwartz.
- Dokładnie… Ale kim pan jest? – Ben odwrócił się do niego gwałtownie.
- Pa, spokojnie… Spokojnie… - Adam usiadł w niebieskim fotelu, wziął z patery zielono – żółte jabłko, przetarł je o koszulę i obejrzał raz jeszcze.
- Piękno szczegółu, czyż nie? Jaśnienie cienkiej skórki, wilgoć białego miąższu, chrupkiego i słodkiego, z lekka nuta kwasowości… - wyrecytował w natchnieniu.
Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Adama.
Ben chwilę pomasował sobie nasadę nosa i najspokojniej jak potrafił ponowił pytanie.
- Kim pan jest, panie…?
- Schwartz, Maurice Schwartz. – dumnie oświadczył schludny staruszek. – Jestem księgowym, rachmistrzem i bliskim współpracownikiem ojca panienki Brown.
- W porządku. – Ben odetchnął kilka razy. – O jakiej sytuacji tutaj mówimy?
- Pański pracownik, Canaday… - jadowicie wysyczała Laura.
- Spokojnie Lauro, spokojnie… - Adam uśmiechnął się promiennie i wgryzł w jabłko.
- Wykorzystał niecnie niewinność i słabość Genevive i…
- Że co proszę? – Ben osłupiał.
- Naruszył jej prywatność, wtargnął do jej pokoju i doszło między nimi do kontaktu… - ciągnęła Laura, mimo protestów Genevive.
Adam zakrztusił się jabłkiem. Ben poczuł się, jakby był o dziesięć lat starszy.
- Co takiego? Candy ośmielił się… ważył… - brakowało mu słów jak . Spojrzał na Genevive, na jej czerwone od płaczu oczy, poplamione łzami policzki, wymiętą suknię. Wymacał ręką krzesło, które stało za nim i ciężko usiadł. Niewierzył własnym uszom.
- Pa, mogę coś wtrącić? – Adam odzyskał głos i przezornie odłożył jabłko.
Ben mimowolnie kiwnął głową.
- Genevive… - Adam pochylił się i złożył ręce. Spojrzał przenikliwie na zapłakaną dziewczynę. – Czy Candy w ogóle cię dotknął?
- Tak – Laura, wzburzona, przycisnęła do siebie Genevive. – Groził jej jeszcze…
- Genevive? – Adam powtórzył, nie patrząc na Laurę.
Genevive patrzyła na niego, usta jej drżały. Ale wyglądała na równie wstrząśniętą nowinami co wszyscy inni.
- Tak… - szepnęła.
Adam podniósł wysoko brwi, Laura spojrzała na niego z wyższością.
-… wziął moja twarz w ręce i powiedział, że mam przestać. I zostawić go w spokoju.
- Jest bezczelny! – Laura wtrąciła. – Groził jej! Pomyśl, do czego on jeszcze jest zdolny!
- Jak na razie…- wtrącił Ben i odetchnął z ulgą. – Usłyszałem jedynie, że Candy wszedł do jej pokoju…
- A zapukał chociaż? – zapytał pan Schawrtz. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Uprzejmość to bardzo rzadka cecha… - wyjaśnił, niczym nie zrażony, z uśmiechem.
- Zrobił coś więcej? – Adam spojrzał raz jeszcze na Genevive. Ta pokręciła głową.
Ben spojrzał w sufit i zamyślił się głęboko.
- Adamie, czy Candy jest gdzieś w pobliżu? – zapytał cicho.
- Widziałem go w stajni.
- Poproś go tutaj.
Adam i Candy weszli do salonu w pięć minut później. Canaday rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych, zgromadzonych w półokręgu.
- Czy ja oczekuję na wyrok?
- Zwyrodnialec! – krzyknęła Laura.
- Lauro, spokojnie…- Adam uciszył ją ruchem ręki. – Candy, rozmawiałeś dzisiaj z Genevive?
- Trudno to nazwać rozmową, raczej ja mówiłem.
- A możesz wytłumaczyć, co się stało? – Ben spojrzał na niego uważnie, bez uśmiechu. Uśmiechał się za to Adam.
- Poprosiłem pannę, żeby przestałą opowiadać plotki. – Skrótowo wyjaśnił Candy. – To tyle. Powiedziałem może ze dwa, trzy zdania i wyszedłem po dwóch minutach.
- Czy to prawda Genevive? – Adam odwrócił się do dziewczyny, która skinęła głową, patrząc w podłogę.
- Ona się boi, biedna! – Laura poprawiła kilka luźnych loków dziewczyny.
- Ja też, plotek. – Candy zauważył spokojnie. – A mnie tu nikt raczej nie pociesza.
- To chyba musisz poczekać, aż wróci India. – Adam zauważył. – A ponieważ, jak widać, nie stało się nic…
- Tylko doprowadziła mi do płaczu dziecko. – mruknął Candy.
- Dzieci płaczą. To normalne. Niech on ją przeprosi. – zażądała Laura. – Jesteśmy gośćmi w tym domu, spotkał ją afront ze strony jakiegoś kowboja, któremu się wydaję, że jest właścicielem co najmniej Ponderosy!
Wszyscy umilkli. Candy zaciskał mocno szczęki, Adam patrzył na Laurę powątpiewająco.
- Lauro, posuwasz się za daleko. – ostrzegł ją Adam. – Cookie płacze rzadziej niż Ty miałaś w zwyczaju. Cała ta sprawa jest rozdmuchana przez Ciebie do absurdalnych rozmiarów. Zaprzestańmy już tego...Zmieniając temat... Panie Schwartz, dlaczego pan przyjechał? Zaczął pan odpowiadać na moje pytanie…
- Miałem… zresztą nieważne. – skapitulował.
- Ależ proszę się nie krępować… - ponuro zachęcił go Ben.
- Czy ja mogę już wrócić do pracy? Jako pracownik nieswojo się czuję w salonach swojego pracodawcy. – Candy wtrącił się do rozmowy.
- Miałem ocenić kondycję małżeństwa państwa Canaday i stwierdzić, czy afekt panny Brown jest prawdziwy… - powiedział jednocześnie pan Schwartz. – I w ostateczności, wszcząć proces rozwiązania węzła małżeńskiego państwa Canaday.
Candy zamarł w połowie ruchu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:47, 06 Sty 2015 Temat postu: Pióro strusia |
|
|
Laura nie wie o co chodzi i się najwięcej wymądrza ..
Ależ mnie ona irytuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:50, 06 Sty 2015 Temat postu: Re: Pióro strusia |
|
|
zorina13 napisał: | Laura nie wie o co chodzi i się najwięcej wymądrza ..
Ależ mnie ona irytuję. |
Ja nie bardzo wiem, o co jej chodzi... I podejrzewam, że ona sama już nie wie czego chce.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:03, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Laura zawsze wszystko wyolbrzymia i wychodzą potem dziwne sytuacje.
Dobrze, że Adam tam był jakoś dopytał Geneviwe, co się stało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:09, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Zakończenie powala ... to prawdziwy wstrząs nie wiem, jak dla mnie to Laura jest sobą. Genevieve jest dalej zagubiona między rzeczywistością a marzeniami? mrzonkami? Ona śni na jawie, albo ... bierze marzenia za rzeczywistość. jak dla mnie to ... ciekawa postać, nie jest zła ... może zmienić sie na lepsze kiedy spotka tego WŁAŚCIWEGO faceta. No i biedny Candy, którego nikt nie pociesza ... podejrzewany o molestowanie dziewicy Świetne ... już widzę jego minę ... i minę Adama, bo ben to jakby we wszystko uwierzył ... przecież kobiety nie mogą kłamać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:27, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | - Kiedy pojechałyśmy z mamą na herbatę nic nie mówiłeś, tylko przeglądałeś z Pernellem obrazki w książkach. Wiesz jak było nudno przy stole? Nikt nic nie mówił!
- Czasem przyjemnie jest pomilczeć. – uśmiechnął się kątem ust. |
Trudno nie przyznać racji Mauriceowi.
Senszen napisał: | Nie mówiłeś, że są utkane z szarej mgły San Francisco, ozdobione lawendowymi płomieniami zachodzącego słońca, wydzielające… cokolwiek. - odetchnęła głęboko. – a przecież pani Canaday często mówisz, że jest emanacja uroku księżycowego, mama to uosobienie uroku wiosennych paków wierzby, owiane słodkim zapachem budzącego się do życia jeziora… Nic nie pokręciłam?
- Ależ wszystko się zgadza mała niebieska ptaszyno, wibrująca stanowczością i ukrytym pragnieniem wolności… - zaśmiał się cicho. – Czasem warto coś powiedzieć… tylko niektórzy nie doceniają… słów.
- Ale my byśmy doceniły!
- Milczenie jest potęgą, nie mniejszą niż słowa… A słowa, odpowiednio dobrane... No cóż… Nie zawsze warto się wysilać i marnować je na każdego. |
Naughty jest niesamowitą dziewczynką. Mówi tak jak jej opiekun. Pięknie. Przez Maurice przemawia ogromna mądrość i doświadczenie życiowe
Senszen napisał: | Zaczęło się to od delikatnego puchu okrywającego tuleję szarawego pióra. Puch ten wibrował w powietrzu wzbijanym oddechem. W mroku błyszczała złota szala, na której leżało pióro strusia... |
Ślicznie się rozpoczyna, ciekawe co było dalej
Senszen napisał: | Adam usiadł w niebieskim fotelu, wziął z patery zielono – żółte jabłko, przetarł je o koszulę i obejrzał raz jeszcze.
- Piękno szczegółu, czyż nie? Jaśnienie cienkiej skórki, wilgoć białego miąższu, chrupkiego i słodkiego, z lekka nuta kwasowości… - wyrecytował w natchnieniu.
Wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem na Adama. |
No, proszę nawet Adam przesiąknął Mauricem.
Senszen napisał: | - Że co proszę? – Ben osłupiał.
- Naruszył jej prywatność, wtargnął do jej pokoju i doszło między nimi do kontaktu… - ciągnęła Laura, mimo protestów Genevive.
Adam zakrztusił się jabłkiem. Ben poczuł się, jakby był o dziesięć lat starszy.
|
Laura, zachowuje się w sposób jej właściwy. Reakcja Bena i Adama nie dziwi.
Senszen napisał: | - Jest bezczelny! – Laura wtrąciła. – Groził jej! Pomyśl, do czego on jeszcze jest zdolny!
- Jak na razie…- wtrącił Ben i odetchnął z ulgą. – Usłyszałem jedynie, że Candy wszedł do jej pokoju…
- A zapukał chociaż? – zapytał pan Schawrtz. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Uprzejmość to bardzo rzadka cecha… - wyjaśnił, niczym nie zrażony, z uśmiechem. |
Schwartz jest niesamowity. Zadał niezwykle błyskotliwe pytanie
Senszen napisał: | A ponieważ, jak widać, nie stało się nic…
- Tylko doprowadziła mi do płaczu dziecko. – mruknął Candy.
- Dzieci płaczą. To normalne. Niech on ją przeprosi. – zażądała Laura. |
Laura koszmarna i jeszcze żąda przeprosin, czy ona w ogóle ma choć trochę rozumu?
Senszen napisał: | - Lauro, posuwasz się za daleko. – ostrzegł ją Adam. – Cookie płacze rzadziej niż Ty miałaś w zwyczaju. Cała ta sprawa jest rozdmuchana przez Ciebie do absurdalnych rozmiarów. Zaprzestańmy już tego...Zmieniając temat... Panie Schwartz, dlaczego pan przyjechał? |
Zdaje się, że Adam stracił cierpliwość. Może potraktował Laurę zbyt obcesowo, ale to jej się należało.
Senszen napisał: | - Miałem ocenić kondycję małżeństwa państwa Canaday i stwierdzić, czy afekt panny Brown jest prawdziwy… - powiedział jednocześnie pan Schwartz. – I w ostateczności, wszcząć proces rozwiązania węzła małżeńskiego państwa Canaday.
Candy zamarł w połowie ruchu. |
To Candy dostał "kartofla między oczy". Mogę sobie wyobrazić co poczuł
Senszen bardzo ciekawy odcinek i jak zwykle pięknie napisany Ciekawa jestem jak historia potoczy się dalej, co na to wszystko Candy i jak zareaguje India. Czekam niecierpliwie mając nadzieję, że ciąg dalszy już piszesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:40, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
ADA
Cytat: | Ślicznie się rozpoczyna, ciekawe co było dalej |
właśnie, ciekawa jestem, czy jakkolwiek się wam to kojarzy
Cytat: | No, proszę nawet Adam przesiąknął Mauricem. |
chciał nieco rozładować atmosferę
Cytat: | Zdaje się, że Adam stracił cierpliwość. |
Serce mu zmiękło jak pomyślał, że czterolatka się przez coś takiego rozpłakała
ADA Bardzo dziękuję za obszerny i miły komentarz Ciągu dalszego jeszcze nie pisze, choć to już tylko kwestia przelania go na klawiaturę
Ewelina
Cytat: | ciekawa postać, nie jest zła ... może zmienić sie na lepsze kiedy spotka tego WŁAŚCIWEGO faceta. |
zgoda, postaram się, żeby postać przeszła lekka metamorfozę...
dziękuję za komentarz
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 22:44, 06 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:46, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen, skoro masz już pomysł to jestem spokojna. Wiem, że nie każesz nam długo czekać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 23:04, 06 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
postaram się, żebyście nie czekały długo
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 7:35, 07 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Jak miło. Mam lekturę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:12, 07 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | - Mogę poczytać? – zagadnęła go Naughty. – Już się czuję dobrze, oczy mnie prawie nie bolą…
Odwrócił się – Naughty stała przed nim, w białej koszulce nocnej i niebieskim szlafroczku. Ciemne włosy miała nieco potargane, policzki czerwone od gorączki, oczy rozognione. |
Mała próbuje coś utargować. Musi się nudzić. Tata pewnie zajęty… Mogłaby mamę poprosić.
senszen napisał: | - Kiedy pojechałyśmy z mamą na herbatę nic nie mówiłeś, tylko przeglądałeś z Pernellem obrazki w książkach. Wiesz jak było nudno przy stole? Nikt nic nie mówił!
- Czasem przyjemnie jest pomilczeć. – uśmiechnął się kątem ust.
- Ale nie wtedy… I nie przywitałeś się z ciocią Laurą… ani z Genevive… Nie mówiłeś, że są utkane z szarej mgły San Francisco, ozdobione lawendowymi płomieniami zachodzącego słońca, wydzielające… cokolwiek. - odetchnęła głęboko. – a przecież pani Canaday często mówisz, że jest emanacja uroku księżycowego, mama to uosobienie uroku wiosennych paków wierzby, owiane słodkim zapachem budzącego się do życia jeziora… Nic nie pokręciłam? |
Dziewczynka ma dobrą pamięć do tych niezwykłych ozdobników stylistycznych. Poza tym, herbatką z Laurą to musiało być duże przeżycie, nie sposób wyrazić tego słowami. Z pewnością dlatego wszyscy milczeli.
senszen napisał: | - Jak można być spokojnym w takiej sytuacji? – ostro rzuciła Laura. Była zdenerwowana, sztywna, mięśnie miała napięte. Przytulała jedną ręką Genevive, spłakaną, oszołomioną.
- Ale, Lauro… Do jakiej sytuacji tutaj doszło? – Ben patrzył oszołomiony to na dziewczynę, to na Laurę – czy w końcu na rozbawionego Adama. |
Gama rozbieżnych emocji.
senszen napisał: | - Piękno szczegółu, czyż nie? Jaśnienie cienkiej skórki, wilgoć białego miąższu, chrupkiego i słodkiego, z lekka nuta kwasowości… - wyrecytował w natchnieniu. |
Adam?
senszen napisał: | Pański pracownik, Canaday… - jadowicie wysyczała Laura.
- Spokojnie Lauro, spokojnie… - Adam uśmiechnął się promiennie i wgryzł w jabłko. |
Adam świetnie się bawi.
senszen napisał: | - Naruszył jej prywatność, wtargnął do jej pokoju i doszło między nimi do kontaktu… - ciągnęła Laura, mimo protestów Genevive.
Adam zakrztusił się jabłkiem. |
Tu chyba już mu nie do śmiechu.
senszen napisał: | - Zrobił coś więcej? – Adam spojrzał raz jeszcze na Genevive. Ta pokręciła głową. |
Dobrze chociaż, że nie skłamała.
senszen napisał: | - Tylko doprowadziła mi do płaczu dziecko. – mruknął Candy.
- Dzieci płaczą. To normalne. Niech on ją przeprosi. – zażądała Laura. – Jesteśmy gośćmi w tym domu, spotkał ją afront ze strony jakiegoś kowboja, któremu się wydaję, że jest właścicielem co najmniej Ponderosy! |
Laura wchodzi w kompetencje gospodarza lub pani domu.
senszen napisał: | - Lauro, posuwasz się za daleko. – ostrzegł ją Adam. – Cookie płacze rzadziej niż Ty miałaś w zwyczaju. |
Ale jej dołożył. Bezczelny!
senszen napisał: | - Czy ja mogę już wrócić do pracy? Jako pracownik nieswojo się czuję w salonach swojego pracodawcy. – Candy wtrącił się do rozmowy. |
Widać, że Candy jest zły.
senszen napisał: | - Miałem ocenić kondycję małżeństwa państwa Canaday i stwierdzić, czy afekt panny Brown jest prawdziwy… - powiedział jednocześnie pan Schwartz. – I w ostateczności, wszcząć proces rozwiązania węzła małżeńskiego państwa Canaday. |
Nic, tylko zakryć usta rękoma. Genevive powinna się teraz zapaść ze wstydu pod ziemię
Senszen, bardzo spodobał mi się pierwszy akapit tego fragmentu. Poza tym przesłuchanie Genevive, a później Candy'ego też ma niesamowity, nerwowy klimat. Skończyłaś w momencie niezwykle istotnym. Zawleczka granatu już wyjęta. Teraz powinien nastąpić wybuch.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:37, 08 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Senszen przeczytałam wczoraj jednym tchem, i powaliły mnie Twoje zjawiskowe opisy, a także akcja, zwłaszcza końcówka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 7:39, 08 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:41, 09 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
Maurice trzymał w dłoni egzemplarz „Alicji w Krainie Czarów”. Wydanie pierwsze, sprowadzone z Anglii. Obracał ją niepewnie w dłoniach i otworzył na chybił trafił – książka była często czytana, intensywnie używana. Oryginalne, czarno-białe ilustracje zyskały nowe kolory, niekiedy sprzeczne z naturą. Uśmiechnął się do siebie, wpatrzony właśnie w jedną z nich – Alicja, rysowana stanowczą, choć przemyślaną linią, nieco karykaturalna… Długie włosy opadały kaskadami na drobne ramiona dziecka, wysunięta dłoń broniła się przed napaścią kart. Uwagę przykuwała twarz Alicji – o ile drobne ramiona, dłoń należały do dziecka, to twarz była twarzą kobiety dorosłej.
Być może i Tanniel wspaniale uchwycił zamysł autora, jego zamierzenie dualizmu osobowości, istotę powieści pokrętnej acz pełnej przedziwnego uroku.
Ale ręce dziecka potrafiły nadać temu kolor. Niebieskie włosy Alicji, zielona wstążka, żółta dłoń i kaskada wielobarwnych kart… Siła barw była niezmierzona, potężna, pozornie prostacko silna… Jednocześnie jednak elegancka w swej prostocie, delikatna w każdym uzyskanym odcieniu, ograniczona jedynie przez naszą własną percepcję, schematyczność… |
Fajny fragment.
senszen napisał: |
- Kiedy pojechałyśmy z mamą na herbatę nic nie mówiłeś, tylko przeglądałeś z Pernellem obrazki w książkach. Wiesz jak było nudno przy stole? Nikt nic nie mówił!
- Czasem przyjemnie jest pomilczeć. – uśmiechnął się kątem ust.
- Ale nie wtedy… I nie przywitałeś się z ciocią Laurą… ani z Genevive… Nie mówiłeś, że są utkane z szarej mgły San Francisco, ozdobione lawendowymi płomieniami zachodzącego słońca, wydzielające… cokolwiek. - odetchnęła głęboko. – a przecież pani Canaday często mówisz, że jest emanacja uroku księżycowego, mama to uosobienie uroku wiosennych paków wierzby, owiane słodkim zapachem budzącego się do życia jeziora… Nic nie pokręciłam? |
To było świetne!
senszen napisał: | .
- Mogę ci opowiedzieć o cudzie blasku księżyca, preludium do siły słońca. O mroku, rozświetlanym przez złoto, o prostocie barw bijących z kamiennych płaskorzeźb. O potędze bijącej w dalszym ciągu z ruin zrujnowanych miast. O piasku, który pochłonął to wszystko.
Zaczęło się to od delikatnego puchu okrywającego tuleję szarawego pióra. Puch ten wibrował w powietrzu wzbijanym oddechem. W mroku błyszczała złota szala, na której leżało pióro strusia... |
Ale o co chodzi z tym piórem? Co dalej? Chyba tak tego nie zostawisz?
senszen napisał: |
- Piękno szczegółu, czyż nie? Jaśnienie cienkiej skórki, wilgoć białego miąższu, chrupkiego i słodkiego, z lekka nuta kwasowości… - wyrecytował w natchnieniu. |
No proszę...aż mnie zatkało.
senszen napisał: |
- Wykorzystał niecnie niewinność i słabość Genevive i…
- Że co proszę? – Ben osłupiał.
- Naruszył jej prywatność, wtargnął do jej pokoju i doszło między nimi do kontaktu… - ciągnęła Laura, mimo protestów Genevive.
Adam zakrztusił się jabłkiem. Ben poczuł się, jakby był o dziesięć lat starszy. |
Ben mnie zaskoczył, Adam omal się nie udławił. Brak słów.
senszen napisał: |
- Genevive… - Adam pochylił się i złożył ręce. Spojrzał przenikliwie na zapłakaną dziewczynę. – Czy Candy w ogóle cię dotknął?
- Tak – Laura, wzburzona, przycisnęła do siebie Genevive. – Groził jej jeszcze…
- Genevive? – Adam powtórzył, nie patrząc na Laurę. |
No chociaż jeden myśli. Dlaczego mnie nie dziwi, że Adam?
senszen napisał: |
- Ja też, plotek. – Candy zauważył spokojnie. – A mnie tu nikt raczej nie pociesza. |
Dowcip ma, nie ma co.
senszen napisał: |
- To chyba musisz poczekać, aż wróci India. – Adam zauważył. – A ponieważ, jak widać, nie stało się nic… |
Nie on jeden.
senszen napisał: |
- Miałem ocenić kondycję małżeństwa państwa Canaday i stwierdzić, czy afekt panny Brown jest prawdziwy… - powiedział jednocześnie pan Schwartz. – I w ostateczności, wszcząć proces rozwiązania węzła małżeńskiego państwa Canaday.
Candy zamarł w połowie ruchu. |
Ten fragment rozłożył mnie i pewnie wszystkich w pokoju. Pewnie nie tylko bzyczenie muchy było słychać, ale i..... jak rośnie trawa.
Senszen fragment super i czekam na rozwinięcie z niecierpliwością, a ponoć coś tam obiecywałaś.... że nie będziemy czekać....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 20:45, 09 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | le o co chodzi z tym piórem? Co dalej? Chyba tak tego nie zostawisz? |
zostawić nie zostawię, muszę tylko jakoś skleić to w "logiczną" całość.
Cytat: | a ponoć coś tam obiecywałaś.... że nie będziemy czekać.... |
jedynie stwierdziłam, że niezbyt długo Co może oznaczać okres od kilku godzin do kilku dni... Powiedzmy dziewięciu.
Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się spodobał odcinek
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 19:03, 13 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Chociaż fragment
***
Nigdy jeszcze nie czuła się tak zawstydzona. Poczuła jak serce jej wali, tchu jej brakowało… Aż w końcu na policzki, czoło, szyje wypłynęła fala gorąca. Nigdy jeszcze się tak nie wstydziła jak teraz. Kiedy pisała do ojca, kiedy nurzała się w swoim zauroczeniu – wszystko miało głęboki sens, wszystko zdawało się być logiczne i bardzo romantyczne.
A teraz było jej wstyd – tym bardziej, że teraz zobaczyła Canaday’a tym, kim był naprawdę. Prostym, niemal prostackim człowiekiem. Średnio urodziwym, pewnie ledwie piśmiennym, niezdolnym do odczuwania romantyzmu… Czy jakiekolwiek uczucia wyższego. Człowieka słabego, popędliwego.
A obok niego stał ON. Wysoki, przystojny, ciemne oczy o migdałowym wykroju, poza nonszalancka. Oblicze pełne męskiego uroku, inteligencji, siły. W oczach kryła się niezwykła głębia, w uśmiechu tysiące słów.
Kiedy stanęli obok siebie natychmiast pojęła swój błąd. Candy stał się tym, kim zawsze był. Zwykłym człowiekiem. Bezbarwnym.
Jak mogła się tak pomylić? Jak mogła wystawić na szwank swoja reputację, postawić na kruchej szali całe swoje życie?
***
- Ależ… dlaczego? – Candy odwrócił się zaskoczony.
- Panienka Brown dała znać swojemu ojcu, że zakochała się i pragnie wstąpić w związek małżeński… - Schwartz zamilkł, zmieszany osłupieniem wymalowanym na twarzach wszystkich.
- To kłamstwo! – zaprotestowała Laura.
- Genevive? – Adam spojrzał na dziewczynę, która spłoniona jak piwonia siedziała, starając się ukryć twarz.
Dziewczyna kiwnęła głową i ukryła twarz na ramieniu Laury.
- … Jednakowoż zasygnalizowała znaczący problem w postaci stanu cywilnego swojego wybranka oraz jego nieco odmiennej… pan wybaczy… - skłonił się lekko w kierunku Candy’ego – sytuacji społecznej.
- I to są jedyne problemu jakie zauważyła? – grobowym głosem spytał Candy.
- W istocie, o innych przeszkodach nie informowała… Wprawdzie forma wypowiedzi była lapidarna… Ale bardzo klarowna.
Zapadało milczenie. I wtedy Candy się krótko roześmiał.
- Biorąc pod uwagę moją pozycję społeczna… Nie moje to progi… wracam do pracy. – założył kapelusz i skierował się do drzwi.
- Jak śmiesz! – fuknęła nań Laura.
- Co takiego? – zdziwił się Adam.
- Jak on śmie tak reagować? Powinien być dumny, że ktoś taki jak Genevive zwrócił na niego uwagę!
- Ale mnie się ta uwaga nie podoba. – Candy uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś bezczelny! Kim ty w ogóle jesteś?
- Zarządcą rancza… To już zostało ustalone. – uprzejmie zwrócił jej uwagę.
Laura poczerwieniała.
- Jesteś nikim, nie masz nic… I obrażasz kogoś, kto oferuję ci tak wiele?
- Droga pani, mogę zapewnić, że mam przynajmniej trzy rzeczy. Swoja żonę, swoją córkę i swoją dumę. – Candy stwierdził spokojnie, zimno. – I więcej mi nie potrzeba. A na pewno nie potrzeba mi pierwszej roli w tej komedii.
- Jesteś pewien, że pierwszej? – zainteresował się Adam. – Może to dopiero druga… Albo i trzecia…
- Genevive jest młoda, piękna, wykształcona i wychowana. Uważasz, że nie jest dostatecznie dobra dla ciebie? – zdenerwowała się Laura.
- Chyba pani sama sobie przeczy pani Cartwright. – zauważył Candy z lekkim uśmiechem.
- Pozwolę sobie zapytać… - Maurice sięgnął za pazuchę i wyciągnął kawałek papieru. – Czyli nie jest pan zainteresowany warunkami, jakie stawia pan Brown? Proponuje on, o ile oczywiście pański afekt byłby szczery…
- Chyba go nie ma… - zauważył Adam. – Może pożyczyć pióro?
- Nie, dziękuję, pisze ołówkiem. – Maurice Schwartz uśmiechnął się promiennie. – Przynajmniej notatki, potem dopiero przepisuję piórem, oczywiście w dwóch egzemplarzach i wtedy…
- Jesteś zwolniony. – Laura wstała i władczo poprawiła suknię.
- Ależ... dlaczego? – pan Schwartz wyprostował się zdumiony.
- Ależ spokojnie, to chyba nie odnosiło się do pana. – uspokoił go Adam.
Maurice odetchnął z ulgą i uśmiechnął się ponownie.
- Canaday… - Laura założyła ręce na piersi.
- Lauro, nie rozporządzaj moimi pracownikami. – zirytował się Ben. – Nikt tutaj nikogo nie zwalnia i zwalniać nie będzie bez mojej zgody.
Zapanowała cisza.
- Panie Schwartz, może ja panu pomogę, bo inaczej będziemy tu siedzieć do rana. – zaproponował uprzejmie Adam. – Candy, czy jesteś zainteresowany… czymkolwiek z wcześniej wymienionych rzeczy? Rozwód, bogactwo…?
- Nie.
- A India? – zainteresował się niewinnie Adam.
- Tym bardziej jej o to nie zapytam. –mruknął pod nosem Candy.
- Genevive, czy Ty jesteś… dalej zainteresowana…
- Nie! – wtrąciła szybko dziewczyna.
- Panie Schwartz, czy wszystko jest w tej chwili jasne? – Adam spojrzał na staruszka.
- Absolutnie, dziękuję ci bardzo młodzieńcze. – pan Schwartz gorączkowo notował, co pewien czas zwilżając rysik ołówka językiem.
Genevive wstała gwałtownie i pobiegła po schodach do swojego pokoju, usłyszeli jeszcze tylko trzaśnięcie drzwiami. Chwile później w jej ślady poszła Laura.
- Skoro już wszystko jasne… pozwolę się oddalić. W celu naprawy płotów we wschodniej części rancza. – Candy skrzywił się lekko i pomasował sobie kark.
- Candy… - łagodnie wtrącił Ben.
- No, chyba, ze jestem zwolniony. Wtedy nie będę naprawiać płotów. – sprostował mężczyzna.
- Zostaw w spokoju płot, mamy konie do ujeżdżenia. – Adam podszedł do wieszaka przy drzwiach i założył kapelusz, naciągając go głęboko na oczy.
***
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 20:00, 13 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|