Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nieudane oświadczyny
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:34, 20 Cze 2014    Temat postu:

Nie zauważyłam, żeby "sens" tego opowiadania się rozjeżdżał...Shocked może Twój pomysł się rozjechał...Laughing ale nie sens ....

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 22:34, 20 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 11:37, 21 Cze 2014    Temat postu:

Laura to narzeczona Candy'ego z odcinka "Star crossed". Nie wiem jak wygląda męski sposób myślenia, ale fakt, że narzeczona mu umarła na rękach mógł sprawić, że jest teraz zbyt nerwowy...

***********

Wyjechali późnym rankiem. Joe i Hoss żartowali, Adam rozglądał się szukając śladów, co pewien czas spoglądając na Candy’ego, jadącego w ogonie i porozumiewawczo, na ojca.
Ben jechał w milczeniu, spoglądając na swoich synów. W pewnym momencie dał znak Adamowi, że zostaje w tyle. Zrównał się z Candym.

Candy był wyraźnie myślami gdzie indziej – i raczej nie były to myśli wesołe. Minę miał zaciętą, ramiona sztywne.

- Candy. Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale musimy porozmawiać.

Candy spojrzał na niego, rozejrzał się dookoła i lekko się uśmiechnął.

- Dlaczego by nie panie Cartwright? Skoro nam wygodnie i możemy rozmawiać…

Ben przez chwilę szukał odpowiednich słów.

- Czy naprawdę przepuszczasz, że zostawiłbym swoją synowa, swojego najmłodszego syna samych, gdybym przepuszczał, ze coś im grozi?

Candy żachnął się gwałtownie.

- Czemu nie mogę się nawet martwić o własną żonę? Czemu wszystkich to aż tak bardzo dziwi? – Zwrócił się do Bena. W jego głosie nawet nie było gniewu, raczej zniecierpliwienie.
- Bo nie ma takiej potrzeby. Jest bezpieczna, tam, gdzie jest. Nigdy bym nie wystawił świadomie na niebezpieczeństwo…
- Świadomie, a nieświadomie? – Candy odchylił rondo kapelusza i spojrzał na niego uważnie.
- Jestem świadomy wszystkich możliwości… Doskonale pamiętam wszystkie kobiety, które pokochali moi synowie. – Powiedział Ben w zadumie. – Pamiętam też Laurę. Bo chyba to cię gryzie, prawda?

Candy wpatrzył się intensywnie w łęk siodła.

- Rozumiem, dlaczego się teraz martwisz o swoją żonę. Ale nie możesz patrzeć na teraźniejszość przez pryzmat przeszłości; inaczej zniszczysz wszystko co masz. – Miękko powiedział Ben. – Nie możesz zakładać, że to się powtórzy.
- Bardzo pocieszające panie Cartwright. Ale to nawet nie to. Po prostu… – Mruknął pod nosem Candy.
- Masz mądrą żonę. Ciesz się tym i nie wymyślaj najczarniejszych scenariuszy, pomyśl, że będzie na ciebie czekała kiedy wrócisz. – Ben przechylił się i poklepał go po ramieniu.
- Łatwo powiedzieć. – Candy uśmiechnął się trochę krzywo.
- Wręcz przeciwnie. – Ben pokręcił głową. – Trochę zamarudziliśmy, musimy przyśpieszyć. – Dodał, spinając konia ostrogami.

Candy głęboko odetchnął mroźnym powietrzem i przyśpieszył.


**********

- Dobra panowie, korzystajmy z chwil wolności i grajmy w karty. Poker? Oczko?
- Nie mam pieniędzy, jesteśmy przed wypłatami. – Jęknął Oak. – Ale na warcaby już patrzeć nie mogę.
Odpowiedział mu zgodny pomruk z dziewięciu męskich gardeł.
- Ktoś ma whisky? – Z nadzieją zapytał Peek.
- A wszystko jest już sprawdzone? Stodoła zamknięta, dom zamknięty…?
- A od kiedy ty taki porządny Oak?
- No wiesz, jeżeli spada ci na barki odpowiedzialność za bezpieczeństwo takiej kobiety jak pani Cartwright – to ja mogę nawet być porządny! – Dumnie się wyprostował.
- Racja. – Przytaknął Peek ze śmiechem. – Ale wszystko jest sprawdzone, panie mogą spać spokojnie.
- Canaday zawsze jest taki przewrażliwiony? Jak cerber strzegący bram do pól elizejskich, jak Charybda walcząca wespół ze Scyllą…
- Maurice, nie wiem o czym mówisz, ale odpowiedź chyba brzmi nie. – Nieśmiało odpowiedział Peek.
- On tak od kiedy poznał tą dziewczynę… Nerwowy się zrobił. – Oak przewrócił oczyma. – Ale zależy mu na niej, a chłop jest sympatyczny… Może to polowanie mu dobrze zrobi.
- Nie ma to jak ścigać kuguary. Świetny lek na skołatane nerwy. – Zaczęli się śmiać.
- W co gramy?
- Maurice, a tobie ten magentyzm i fluidy pomagają w karty?
- Magnetyzm? A co ma magnetyzm do kart? Chociaż, pieniądze są znakomitym przekaźnikiem, zaraz mogę udowodnić i przepowiedzieć wam przyszłość przy okazji. – Maurice błysnął oczami zachęcająco.

Rozległ się pomruk zainteresowania.

- Ja tez mogę przepowiedzieć przyszłość. – Wtrącił milczący do tej pory Jon. – Zbliżysz się do moich pieniędzy, to pożałujesz. Przecież to czysta głupota.
- No i popsułeś całą zabawę. – Westchnął Oak. – Dobra panowie, idziemy spać. Późno się zrobiło.
Światło zgasło.

Maurice leżał, wsłuchując się w oddechy swoich współlokatorów. Zapadali w sen jeden po drugim. Po trzech godzinach, gdy dochodziła druga w nocy, podniósł się cicho z posłania. Wyszedł z baraku najciszej jak potrafił. Skierował się w stronę domu. Ben Cartwright trzymał w sejfie pieniądze na wypłaty. A on, Maurice, potrafił otworzyć każdy zamek.


************


Maurice drżącymi rękoma otworzył sejf. Było w nim znacznie mniej niż się spodziewał. Mimo to załadował pieniądze do torby. I wyszedł; miał całkowicie miękkie nogi. Czuł się upojony sukcesem – udało się, pierwszy raz od dawna, udało mu się!

Dalej drżącymi rękoma próbował osiodłać swojego konia. Siodło było ciężkie, ciągle się zsuwało z grzbietu niespokojnego zwierzęcia.

- Maurice, wybierasz się gdzieś?

Odwrócił się gwałtownie. W drzwiach stodoły stał Oak i Peek. Mieli broń i wyglądali na bardzo poważnych.

- Panowie, nie rozumiecie. – Wyjąkał. – Wyczuwam złe fluidy płynące z tej ziemi, powodują one, że pieniądze umykają, kobiety chorują, rośliny nie chcą rosnąć…

Jego wzrok powędrował w stronę wielkiego, okazałego egzemplarza sosny, widocznego przez otwarte drzwi stodoły.

- …przynajmniej niektóre. – Uściślił. Na pewno biegną tutaj żyły wodne i… - Zbladł, widząc ich poważne miny.

Podniósł ręce wysoko za głowę.

- Poddaje się. Dobrowolnie. Miałem szansę wyjść na prostą, ale pokpiłem sprawę. Rozumiem wasz ból i niepokój. Wybaczcie mi moje postępowanie, wybaczcie, że zawiodłem wasze zaufanie. Niegodny jestem, aby mi wybaczono; odwoływać się nie mogę nawet do tych aniołów, które natchnęły pracodawców, które powierzyły mi w zaufaniu…- Głos mu się załamał, łzy ukazały się w jego oczach.

Oak i Peek spojrzeli na siebie niepewnie.

- Oak, weź pieniądze i schowaj w skarbcu… Pan Cartwright zdecyduję co zrobić. A ty, idziesz ze mną…

Maurice przeszedł powolnym krokiem, z żałobną miną. Rozbawione oczy ukrył za zamkniętymi powiekami.


************


Adam pił powoli kawę, ogrzewając ją co pewien czas nad ogniskiem. Rozdzielili się – Ojciec, Joe i Hoss pojechali tropić jednego kuguara, on i Canaday zamykali obławę na drugiego. Jak do tej pory niewiele się działo, ślady były niewyraźne.

Wyciągnął się na derce, oparł głowę o siodło. Canaday się nie odzywał, leżał, obok, w identycznej pozycji, zasłaniając twarz kapeluszem.

Gwiazdy błyszczały na stalowoszarym niebie, rozjaśnionym kobaltowymi błyskami. Iskry z ogniska odbijały się ciepłymi blaskami na tle zimowego krajobrazu, unoszone w żwawym tańcu. Z lekkim trudem wstał i dorzucił kilka gałęzi do ognia.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:41, 21 Cze 2014    Temat postu:

Mesmerysta nie wytrzymał presji sejfu pełnego gotówki Very Happy Ale ... wyczuwam, że jeszcze coś kombinuje ... on tak łatwo się nie poddaje ... jego fluidy nad tym pracują ... intensywnie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:52, 21 Cze 2014    Temat postu:

senszen napisał:
- Ja tez mogę przepowiedzieć przyszłość. – Wtrącił milczący do tej pory Jon. – Zbliżysz się do moich pieniędzy, to pożałujesz.

Niektórzy potrafią na krótką metę równie dobrze wróżyć Laughing
senszen napisał:
.... Skierował się w stronę domu. Ben Cartwright trzymał w sejfie pieniądze na wypłaty. A on, Maurice, potrafił otworzyć każdy zamek.

I nie wytrzymał... Surprised
senszen napisał:
- Maurice, wybierasz się gdzieś?
Odwrócił się gwałtownie. W drzwiach stodoły stał Oak i Peek. Mieli broń i wyglądali na bardzo poważnych.

Spodziewałam się, że ucieknie, na szczęście niektórzy poważnie traktują swoje obowiązki....mam nadzieję, że dostaną jakąś premię Wink
senszen napisał:
- Panowie, nie rozumiecie. – Wyjąkał. – Wyczuwam złe fluidy płynące z tej ziemi, powodują one, że pieniądze umykają, kobiety chorują, rośliny nie chcą rosnąć…

Jego wzrok powędrował w stronę wielkiego, okazałego egzemplarza sosny, widocznego przez otwarte drzwi stodoły.
- …przynajmniej niektóre. – Uściślił.

Laughing Laughing Laughing
senszen napisał:
Iskry z ogniska odbijały się ciepłymi blaskami na tle zimowego krajobrazu, unoszone w żwawym tańcu.

A tu już tradycyjnie piękne zdanie...

Ewelina czuję, że podpuszczasz Senszen....chyba rzadko się zdarza, żeby drobny złodziejaszek i nieudacznik życiowy wzbudził taką sympatię Laughing ale Senszen błagam nie bierz się za Laurę....nie zamierzam jej polubić nawet jeśli przedstawisz ją we wszystkich kolorach tęczy Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 11:56, 21 Cze 2014    Temat postu:

prawie jak wyzwanie Very Happy ale nie miałam takiego zamiaru Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:51, 21 Cze 2014    Temat postu: Pogaduchy

Ja rozumiem Candego ,jego strach i niepokój o żonę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:54, 21 Cze 2014    Temat postu:

Oczywiście ja też rozumiem Candy'ego Senszen, ale oni wszyscy jakoś zeszli w tym fragmencie (dla mnie ) na drugi plan....Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:07, 21 Cze 2014    Temat postu:

Świetnie oddałaś charakter Bena. Candy wprawdzie nie jest jego synem, ale Ben otacza go ojcowskim zainteresowaniem i poprzez szczerą rozmowę stara się mu pomóc.

Mesmerysta zaprzepaścił szansę i zawiódł zaufanie tych, którzy uwierzyli w jego przemianę.

To ognisko będzie się tylko palić czy przyciągnie kogoś/coś? Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:35, 21 Cze 2014    Temat postu:

Bardzo ciekawa taka ojcowska rozmowa Bena z Candym. Mesmerysta się jednak nie zmienił, a miałam nadzieję, że wykorzysta szansę, którą dał mu Adam.
Ciekawe, jak się skończy to polowanie dla Adama i Candego.

Cytat:
Gwiazdy błyszczały na stalowoszarym niebie, rozjaśnionym kobaltowymi błyskami. Iskry z ogniska odbijały się ciepłymi blaskami na tle zimowego krajobrazu, unoszone w żwawym tańcu.

Opis bardzo ładny. Czekam na ciąg dalszy Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 15:55, 21 Cze 2014    Temat postu:

ognisko na razie się tylko pali, jeszcze nic nie przyciągnęło.
a pan mesmerysta chyba niedługo dostanie oficjalną nagrodę, od autorki, za najlepsza rolę drugoplanową Very Happy Rolling Eyes Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 16:26, 21 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:38, 21 Cze 2014    Temat postu:

Mesmerysta z tymi fluidami jest świetny ... tak się stara, ale skutek ... rozwiewa się, niczym fluidy Very Happy Faktycznie, zepchnął głównych bohaterów na drugi plan Rolling Eyes No, prawie zepchnął ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 16:29, 22 Cze 2014    Temat postu:

***********

Noc trwała, Adam gwizdał „They call the wind Mariah” i nieuważnie dorzucał chrustu do ogniska. Niedługo obudzi Candaya i pójdzie spać… potem kolejny dzień tropienia niewidocznych kuguarów.
Przeciągnął się i wtedy usłyszał niewyraźny pomruk, jaki wydać może tylko puma, stojąca aż nazbyt blisko. Bał się odwrócić, prawdopodobnie stała tuż za nim. Zmartwiał, czując kołatanie własnego serca. Ma szanse na jeden ruch. Odliczył powoli do dziesięciu, żeby uspokoić ręce. W ciszy usłyszał nawet miękki odgłos łap.

Odwrócił się gwałtownie i strzelił. W tej samej chwili usłyszał drugi strzał. Spojrzał w bok – Canaday siedział wyprostowany, z dymiącym jeszcze winczesterem w dłoni. Pumy nigdzie nie było.

- Nic panu nie jest Panie Cartwight? – Zapytał. – Zauważyłem, jakiś ruch…
- Słyszałeś pumę? – Adam podniósł kapelusz.
- Jasne, że tak. – Powiedział, chowając winczestera do kabury. – Inaczej bym nie strzelał. Na szczęście ją spłoszyliśmy, bo żaden z nas nie trafił.
- Masz dobry refleks. – Zauważył.
- Dziękuję panie Cartwright… Jak sądzę, teraz moja kolej na pilnowanie ogniska?
- Przestań w końcu. Do Joe i Hossa mówisz po imieniu, do mnie też możesz.
- Nie śmiałem. – Z rozbrajającym uśmiechem powiedział.

Adam prychnął lekko, zniecierpliwiony, otulił się kurtką i usiadł przy ognisku.

- Skoro już jesteśmy po imieniu… Adamie, czy czuwając mogę sobie pogwizdywać pieśni o niepodległość? Skoro ty cały czas…

Adam się w końcu roześmiał.

- O ile gwiżdżesz lepiej niż mały Joe - to możesz gwizdać co tylko chcesz…


*************


W dwa dni później India i Marie siedziały w milczeniu przy kominku, każda zatopiona we własnych myślach.
India podniosła głowę, nasłuchując.

- Słyszysz? To chyba konie.
- Masz lepszy słuch niż ja – Zdziwiła się Marie. – Ale rzeczywiście, ktoś wjechał na podwórze…

W pięć minut później, do salonu wkroczył uśmiechnięty Adam i Ben.

- Uprzedzę twoje pytanie Indio. Candy jest w stajni… Jak się ma moja synowa? – Ben spytał z uśmiechem.

Marie uśmiechnęła się czule do swojego Adama, do tych migdałowych, ciemnych oczu, wysokiej, mocnej sylwetki…Zdejmował kapelusz i patrzył wprost na nią… Zaraz do niej podejdzie…

Ben pokręcił głową, rozbawiony. Młodzi…


***********


- Dobra, najpierw chyba pogadamy z Candym – Zaproponował Oak. – Jest w stajni, reszta już poszła do domu.
- Dobra, idziemy. – Peek wziął głęboki oddech i się skrzywił. – Dlaczego u… Dlaczego to akurat mnie jest wstyd? Przecież nic nie zrobiłem.
- Mnie też jest wstyd. – Przyznał grobowym głosem Oak. – Polubiłem nawet Maurice’a… a on nam taki numer wyciął… Przynajmniej nie próbował znowu uciekać. Mam nadzieję, że Candy ma lepszy humor.
- Przekonamy się.

Podeszli do stajni i weszli przez uchylone drzwi.

- No… ma chyba lepszy humor. – Peek stwierdził rozbawiony. – Ładny obrazek.

Candy stał, trzymając mocno w ramionach Indię. Był roześmiany, rozluźniony…

- Idziemy. – Mruknął, ale poczuł na ramieniu rękę. – No co?
- Daj im chwilę. – Westchnął Oak. – Nagle sobie przypomniałem, że przed piętnastu laty, moja żona miała najładniejsze oczy w całej Nevadzie…

Peek westchnął ciężko.

- Macie coś do mnie? – Zapytał rozbawiony Candy. – Czy tak tylko podziwiacie?
- Candy, Oak właśnie odkrył w sobie romantyczna strunę… Ale jak będziesz miał chwilę…


*************

Cartwrightowie zgromadzili się w salonie. Ben siedział w skórzanym fotelu i wpatrzony był ponuro w Maurice’a. Adam stał za ojcem, z bardzo podobną, zacięta miną i ponurym wyrazem oczu. Candy, Joe i Hoss stali za sofą, na której siedział India i Marie. Jaimie siedział na obramowaniu kominka.

- Oak i Peek opowiedzieli co się stało. – Spokojnym jeszcze tonem zaczął Ben. – Teraz twoja kolej, choć powiem, że nie masz zbyt wiele…
- do dodania… - Dodał cicho Adam.

Maurice spojrzał po zebranych, spojrzał na zegar – dochodziła szósta. O szóstej, jego towarzysze mieli się, zjawić na ranczu, o ile on by się nie zjawił wcześniej na umówionym miejscu. Trzeba zyskać trochę na czasie… Potem ucieknie z pieniędzmi. Miał tylko nadzieję, że ci głupcy nie będą strzelali zbyt nisko.

- Panie Cartwright, jestem jedynie robakiem pełzającym w popiele, jedynie ślepcem zagubionym w ciemności. Nie potrafiłem sprostać oczekiwaniom i popełniłem błąd, błąd, którego nie mam zamiaru umniejszać, deprecjonować. Daliście mi wszyscy drugą szansę, wybaczyliście dotychczasowe … potknięcia – wyższym tonem dodał, patrząc na Canadaya – ale zobaczyliście we mnie cząstkę człowieczeństwa, białe pole na pergaminie zapisanym nieprzemyślanymi czynami. W towarzystwie waszym wyczuwam fluidy – zająknął się - Wybaczcie mi raz jeszcze, dajcie kolejną szansę, dojrzyjcie we mnie człowieka, nie zbrodniarza. – Dokończył wzniosłym tonem, osuwając się na kolana i padając przed Benem Cartwrightem.

Pozostał w tej pozycji przez parę nużących minut, w całkowitej ciszy.
W końcu podniósł głowę.

Było już dziesięć po szóstej.

- Maurice. – Zduszonym głosem rozpoczął Ben. – Wolę, żebyś przy mnie nie klęczał, bo czuję się nieswojo. Jeżeli to wszystko, co masz do powiedzenia…I na nikogo nie czekasz…Czas już chyba zakończyć tą komedię.
- Ale… ale…mieli tu być… - Wyjąkał.
- Oak, Peek i Jon znaleźli twoich towarzyszy i dość łatwo ich przekonali, że nie mają na co czekać. – Dorzucił Adam.

Maurice zamknął na chwile oczy, lekko zszokowany. Po krótkiej chwili jednak uspokoił się.

- Zgoda. Dziękuję, było miło w tym jakże barwnym towarzystwie. Miło było poznać was wszystkich. – Zdecydowanym głosem stwierdził. – Czy jak odsiedzę i tą karę… to będę mógł poszukać tu pracy?

Joe prychnął śmiechem, podobnie jak Hoss. Ben oniemiał.

- Joe, Oak… odwieźcie pana do szeryfa… - Wyjąkał. – Ale jutro rano…

Joe poszedł odprowadzić Maurice’a, kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Ben opadł bezsilnie na oparcie fotela.

- Chyba czas na kolację. – Westchnął ciężko. – Candy, Indio, zostajecie jeszcze, czy chcecie jechać od razu?
- Jeżeli nikomu to nie przeszkadza, to chętnie zostaniemy. – Odpowiedział Candy z szerokim uśmiechem.


i to w zasadzie jest koniec Smile


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 18:43, 22 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:58, 22 Cze 2014    Temat postu: Nieudane oświadczyny

W zasadzię wszystko dobrze się skończyło.
Maurice mnie rozbawił ,taki czarny charakter ,który okazał się ofiarą losu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:21, 22 Cze 2014    Temat postu:

Senszen bardzo mi się spodobało zakończenie Twojego opowiadania. W rezultacie to dobrze, że nic złego nikomu się nie stało. Poza tym Adam i Candy zaufali sobie i chyba może to być początek pięknej przyjaźni. Mesmerysta zaprzepaścił szansę, którą otrzymał od Cartwrightów i zadaje się, że on nigdy niczego się nie nauczy. Jego przemowa skierowana do Bena genialna, prawdziwy majstersztyk Very Happy rozbawiła mnie do łez.
Senszen, Twoje opowiadanie jest od początku do końca przemyślane i lekko poprowadzone. Chwilami wprowadza czytelnika w niepokój by natychmiast uspokoić go samymi optymistycznymi wieściami. Pięknie! Mam nadzieję, że na następne opowiadanie nie każesz nam długo czekać. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:57, 22 Cze 2014    Temat postu:

senszen napisał:
Przeciągnął się i wtedy usłyszał niewyraźny pomruk, jaki wydać może tylko puma, stojąca aż nazbyt blisko. Bał się odwrócić, prawdopodobnie stała tuż za nim. Zmartwiał, czując kołatanie własnego serca. Ma szanse na jeden ruch. Odliczył powoli do dziesięciu, żeby uspokoić ręce. W ciszy usłyszał nawet miękki odgłos łap.

Bardzo spodobała mi się scena przy ognisku. Dobrze oddałaś napięcie i niepokój Adama. Cieszy mnie również to, że Adam i Candy mogą stać się w przyszłości przyjaciółmi. Smile

senszen napisał:
- Daj im chwilę. – Westchnął Oak. – Nagle sobie przypomniałem, że przed piętnastu laty, moja żona miała najładniejsze oczy w całej Nevadzie…
Peek westchnął ciężko.
- Macie coś do mnie? – Zapytał rozbawiony Candy. – Czy tak tylko podziwiacie?

Ta scena też mi się spodobała ze względu na romantyczno-żartobliwe podłoże. Smile

senszen napisał:
Cartwrightowie zgromadzili się w salonie. Ben siedział s skórzanym fotelu i wpatrzony był ponuro w Maurice’a. Adam stał za ojcem, z bardzo podobna, zacięta miną i ponurym wyrazem oczu. Candy, Joe i Hoss stali za sofą, na której siedział India i Marie. Jaimie siedział na obramowaniu kominka.

Niemal jak w sądzie. Oskarżony przed ławą przysięgłych. I sędzia – w tej roli Ben Cartwright – który ma wydać wyrok. Mesmerysta ma gadane i bezczelnością przewyższa zwykłych nieudaczników. Nic dziwnego, że Ben w końcu oniemiał. Laughing

To, że Candy i India zostają u Cartwrightów na kolacji, zapowiada jakiś postęp. Candy chyba się przełamał i już nie będzie się boczył na odruchy sympatii.

Ładne opowiadanie. Polubiłam też parę Candy – India. Sceny z tą parą bohaterów uważam za wyjątkowo udane.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Senszen Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 30, 31, 32  Następny
Strona 19 z 32

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin