Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Grom z jasnego nieba
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 25, 26, 27  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:57, 15 Maj 2014    Temat postu:

A co ADA ...nie wiesz o której wybrać się do V.C.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:05, 15 Maj 2014    Temat postu:

Otóż nie. W sobotę nam najazd gości ... miłych zresztą Very Happy Stąd moje pytanie, ale Ty zdążyłaś z Mady wyciągnąć przybliżoną godzinę, więc jakoś sobie poradzę Very Happy Cierpię jednak na samą myśl, że będę musiała rozstać się z moim laptopikiem Sad Nie wiem czy nie zastosuję Twojego kibelkowego fortelu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:10, 15 Maj 2014    Temat postu:

kiedyś trzeba zacząć...da się z tym żyć Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:49, 17 Maj 2014    Temat postu:

* * * * *

Pół roku później
Adam wracał z San Francisco. Który to już raz pokonywał tę samą trasę? Trudno zliczyć. Interesy były jego żywiołem, a podróż w kurzu i upale znosił na pewno lepiej niż jego o dwadzieścia lat starszy ojciec. Zagłębiony w myślach dopiero po jakimś czasie zauważył, że siedząca naprzeciwko niego ponętna brunetka usiłuje zwrócić jego uwagę. Obok rozpierał się jej mąż. Kobieta w ogóle się tym nie przejmowała. Uśmiechała zalotnie do Adama, wypinając kuszącą zawartość dekoltu i prezentując zgrabny pantofelek oraz kawałek nogi obleczonej pończoszką. Uśmiechnął się do siebie i wyjrzał przez okno. Gdy się odwrócił, brunetka nachyliła się, poprawiając sprzączkę pantofelka, a jej biust niemal rozsadzał stanik sukienki. Z prawej strony usłyszał pełne zażenowania chrząknięcie. Spojrzał w tym kierunku. W prawym rogu siedziała ładna, młoda kobieta, której uwadze nie umknęły czytelne zabiegi brunetki. Na kolanach trzymała książkę, a na jej ustach, które drgały od powstrzymywanego śmiechu, malował się kpiący uśmiech. Zerknęła na Adama, uśmiechnęła się całkiem jawnie i wróciła do lektury. Wyglądało na to, że całe to przedstawienie nieźle ją bawi. Adama bawiło trochę mniej, zwłaszcza, że mąż brunetki zaczął się niespokojnie kręcić, zaniepokojony zachowaniem żony. Rzucał groźne spojrzenia w kierunku rzekomego rywala, a jego ręka zaczęła niebezpiecznie zbliżać się w kierunku broni. Adam zamknął oczy i zaczął udawać, że śpi. Nie miał zamiaru wplątywać się w jakąś awanturę. Dosyć miał własnych problemów.
Od śmierci Lysette żył w jakimś zawieszeniu. Czuł, że po raz kolejny zawiódł – tym razem ostatecznie. Nie sprawdził się jako mąż i opiekun. Żył w poczuciu winy. Ojciec i bracia byli dla niego wsparciem w najtrudniejszych chwilach. Samobójstwo Lysette wywołało skandal i choć doktor, targany wyrzutami sumienia, usiłował przekonać wszystkich, że to był nieszczęśliwy wypadek, wciąż w mieście trafiały się osoby, które podejrzewały, że Adam maczał palce w śmierci żony. Krążyły plotki, że był złym mężem, na szczęście zostały zduszone w zarodku przez pastora, który podczas zebrania koła pań z Virginia City przypomniał, że syn Bena zawsze nienagannie zachowywał się wobec Lysette i inni powinni brać z niego przykład. Po takiej rekomendacji miejscowe plotkary były zmuszone zweryfikować swoje poglądy i skupiły się na doktorze Martinie, u którego bywała pani Cartwright. Pani Dobkins usiłowała nawet wyciągnąć od lekarza jakieś informacje, ale doktor uciął wszelkie rozmowy, powołując się na tajemnicę lekarską. Adam miał dość wścibskich spojrzeń oraz tego, że gdziekolwiek się pojawiał, rozmowy cichły i wszyscy gapili się na niego z niemym pytaniem w oczach.
Po godzinie obrażona brunetka i jej niezadowolony mąż opuścili dyliżans. Adam odetchnął z ulgą. Po drodze pasażerowie wysiadali, wsiadali następni. Tylko jedna osoba oprócz niego wciąż pozostawała na swoim miejscu. W końcu zostali sami. Spojrzał na książkę, którą zidentyfikował już dawno. Miał identycznie oprawioną. Poznałby te wiersze z daleka.
- „Gdy los i ludzie częstują mnie wzgardą, Chcę miłosierdzie wzbudzić w głuchym niebie; Płaczę i żalę się na dolę twardą, I klnę upadek mój patrząc na siebie”* – wyrecytował w przestrzeń.
- „Chcę mieć bogatszą nadzieję przyszłości, Mieć rysy innych i przyjaciół rzeszę, Dobra jednego, innego zdolności, Gdyż tym, co moje, zgoła się nie cieszę”* – dopowiedziała bez zająknięcia, pięknym, aksamitnym głosem.
- Sonet XXIX – powiedział Adam.
- Zgadza się – dziewczyna spojrzała na niego z uznaniem. – Nie sądziłam, że mężczyźni interesują się poezją.
- Są różni mężczyźni. Adam Cartwright – przedstawił się, lekko pochylając głowę.
- Melissa Cranford – zrewanżowała się.
- Cranford? – powtórzył. – W Virginia City mieszka Anette Cranford.
- Właśnie do niej jadę – poinformowała dziewczyna. – To moja ciotka. Chcę ją namówić, żeby zamieszkała ze mną i bratem w San Francisco.
Niespodziewanie padł strzał. Woźnica spadł z kozła i przeturlał się kilka metrów. Dyliżans pędził dalej, ale w tej chwili nikt nim nie kierował. Adam wyjrzał przez okno i zobaczył trzech podejrzanych osobników. Nie wahał się ani chwili. Sięgnął po broń i dwóch unieszkodliwił. Konie zaczęły zwalniać, gdyż dopadł je niezwykle sprawny jeździec i w końcu umiejętnie zatrzymał. Adam wycelował w niego i sięgnął do klamki. Nagle usłyszał szczęk odbezpieczanego kurka. Obejrzał się. Okazało się, że z drugiej strony był jeszcze czwarty, którego wcześniej nie zauważył. Trzymał rewolwer tuż przy skroni Melissy.
- Rzuć broń albo rozwalę jej łeb – powiedział chuderlawy blondyn, którego wodniste oczy wyrażały bezwzględność charakterystyczną dla morderców.
Melissa spojrzała na Adama. Zastanowiły go dziwne błyski w jej oczach. Każda kobieta na jej miejscu byłaby przerażona. Ta intensywnie nad czymś myślała.
- Sam tego chciałeś – powiedział zimno blondyn i cynicznie uśmiechnął.
Adam nie miał wyboru, powoli odłożył rewolwer. Obok niego pojawił się ten, który zatrzymał konie. Na pierwszy rzut oka wyglądał sympatycznie. Gdyby zjawił się w mieście, nikt nie podejrzewałby go o niecne zamiary. Był niczym niewyróżniającym się, średniego wzrostu szatynem.
- Wysiadać – rzucił krótko.
Blondyn przeszukiwał bagaże, wyjmując z nich przedmioty, które wydały mu się cenne i godne uwagi. Po chwili Adam stracił swój portfel z pieniędzmi, a Melissa – piękną kameę, którą miała przypiętą do sukienki. Gdy blondyn odpinał broszkę, z całą premedytacją przejechał ręką po piersi dziewczyny i przyciągnął ją do siebie.
- Zabawimy się – powiedział, uśmiechając obleśnie.
Adam miał dosyć. Nie mógł uwierzyć, że drugi raz spotyka go coś takiego. Tym razem nie pozwoli, żeby ci zwyrodnialcy skrzywdzili tę dziewczynę. Zginie, a ich powstrzyma. Rzucił się na oślep i przyłożył blondynowi w szczękę. Gdy przeciwnik upadł, pochylił się i dołożył jeszcze, nie żałując ręki. Naraz przy skroni poczuł zimną lufę i do jego uszu dobiegł głuchy trzask. Zamknął oczy, czekając na śmierć. Nie poczuł bólu. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wciąż żyje. Z niewiadomego powodu broń przeciwnika nie wypaliła. Szatyn wziął zamach, aby uderzyć Adama rewolwerem w tył głowy. Melissa była szybsza.
- Panowie, po co te nerwy? – upomniała ich beztroskim tonem, opierając ręce na biodrach i przenosząc wzrok z jednego bandyty na drugiego. – Wiem, czego chcecie. Który pierwszy? – uśmiechnęła się zachęcająco.
Blondyn spojrzał na szatyna, szatyn na Adama, Adam na Melissę. Dziewczyna zdjęła kapelusz, wyjęła szpilki i rozpuściła włosy.
- Tamte krzaki wyglądają dobrze – powiedziała, wskazując oddaloną od drogi kępę. Ruszyła w ich kierunku, lekko unosząc sukienkę, a za nią podążył zaskoczony blondyn. Po kilku krokach odwrócił się i krzyknął do kamrata:
- Pilnuj go!
Szatyn przysiadł na pniu zwalonego drzewa, mierząc do Adama. Cartwright patrzył w ślad za oddalającą się dziewczyną. Po prostu nie wierzył oczom i uszom. To nie mogło dziać się naprawdę. Kim ona u licha była? Nawet dziewczyny z saloonu tak by nie postąpiły. Każda kobieta drapałaby, krzyczała, uciekała lub płakała. Ta podawała samą siebie na tacy z całą bezwstydnością. Nawet się nie zarumieniła. A on myślał, że to porządna, wykształcona panna, która ma dobrze poukładane w głowie. Pomylił się. Siedział na ziemi z opuszczoną głową i dlatego dosłownie w ostatniej chwili zauważył skradającą się ich kierunku Melissę. Szatyn wyłapał jego zdziwione spojrzenie, obrócił się, ale nie zdołał wykonać żadnego ruchu. Melissa zdzieliła go w głowę trzymanym w ręku konarem. Bandyta padł jak długi na ziemię. Adam patrzył na dziewczynę zbaraniałym wzrokiem.
- No co? – zapytała, wzruszając ramionami.
- A ten drugi? – Adam spojrzał w kierunku krzaków.
- Ten drugi też leży – poinformowała dziewczyna.
- Nie zrobił ci krzywdy?
- Krzywdę to ja mu zrobiłam – wyjaśniła i spojrzała Adamowi w oczy. – Baran.
- Do mnie mówisz? – zapytał skonsternowany.
- Do ciebie, ale nie o tobie – wyjaśniła. – Trzeba ich związać i dostarczyć szeryfowi w mieście – zadecydowała.
Po chwili obaj leżeli powiązani jak balerony. Trochę czasu zajęło im przetransportowanie blondyna i wtaszczenie obu do środka dyliżansu. Oboje nieco się zasapali. Gdy się zastanawiali, jak zorganizować podróż, niespodziewanie zjawił się kulejący woźnica. Całą drogę odbył pieszo. Okazało się, że jest tylko lekko ranny i potłuczony. Powiedział, że da radę powozić. Zanim Adam pozwolił wsiąść Melissie do środka, zadał jej jedno nurtujące go pytanie:
- Jakim cudem ci się udało?
- Mam starszych braci – wyjaśniła z porozumiewawczym uśmiechem. – To oni zadbali, abym umiała poradzić sobie z mężczyznami w każdej sytuacji. Edukowali mnie dobrych kilka lat. I wierz mi, byli potwornie wymagający i bezlitośni – niemal przeszedł ją dreszcz na samo wspomnienie „treningów”. - Teraz jestem im za to wdzięczna.



* William Szekspir „Sonety”, tłumaczenie Maciej Słomczyński

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:56, 17 Maj 2014    Temat postu: Grom z jasnego nieba

Nawiązała się kolejna ,bardzo interesująca znajomość.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:15, 17 Maj 2014    Temat postu:

Mada napisał:
W prawym rogu siedziała ładna, młoda kobieta, której uwadze nie umknęły czytelne zabiegi brunetki.


Fajne zdanie.

Mada napisał:
Rzucał groźne spojrzenia w kierunku rzekomego rywala, a jego ręka zaczęła niebezpiecznie zbliżać się w kierunku broni.


Ta broń to na Adama czy żonę? Laughing Bo mnie tu jedno ewidentnie zasługuje ....chociaż na porządne lanie. Surprised


Mada napisał:
- „Gdy los i ludzie częstują mnie wzgardą, Chcę miłosierdzie wzbudzić w głuchym niebie; Płaczę i żalę się na dolę twardą, I klnę upadek mój patrząc na siebie”* – wyrecytował w przestrzeń.
- „Chcę mieć bogatszą nadzieję przyszłości, Mieć rysy innych i przyjaciół rzeszę, Dobra jednego, innego zdolności, Gdyż tym, co moje, zgoła się nie cieszę”* – dopowiedziała bez zająknięcia, pięknym, aksamitnym głosem.


Piękne...od razu widać kto w jakim nastroju jest Very Happy

Mada napisał:
Niespodziewanie padł strzał. Woźnica spadł z kozła i przeturlał się kilka metrów.


Tu właśnie zamarłam z twarożkiem na łyżeczce.....dosłownie z rozdziawioną buzią Laughing Pomyślałam, że historia lubi się powtarzać Shocked

Adam lekko mnie zirytował zwątpieniem w Melissę i podejrzeniami o niej. Wszak powinien dostrzec, że ratuje mu tyłek Evil or Very Mad Wzięłam to w końcu na karb traumy, którą biedaczek przeżył i uznałam, że jednak mógł w związku z tym mieć małe luki w dedukcji....

Dziewczyna z charakterem, pytanie jak zniesie plotki o Adamie, jeśli jeszcze takie krążą....zawsze znajdzie się jakiś życzliwy Mad

Miła niespodzianka, wszak do dwunastej daleko Very Happy.....

*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:29, 17 Maj 2014    Temat postu:

Cieszę się, że tak wcześnie wkleiłaś kolejny odcinek. Bardzo mi się podobał, choć miałam obawy, że historia się powtórzy. Podobnie, jak Aga dziwię się, że Adam zwątpił w Melissę. Chyba trudno było mu uwierzyć, że kobieta w tak ekstremalnej sytuacji da sobie radę. Poza tym przeżyta tragedia też zrobiła swoje, więc go rozgrzeszam. Wszystko przed nimi. Mam nadzieję, że Mada dasz im szansę i Adam wreszcie będzie szczęśliwy, choć przyjdzie nam zapewne trochę poczekać (oby jak najdłużej). Opis napadu bardzo plastyczny, bonanzowy. Bandyci wzbudzający strach. A nawiasem mówiąc to Adamowi żadna kobitka się nie oprze. Laughing Nawet mężatka i to w obecności męża Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:37, 17 Maj 2014    Temat postu:

Dobrze, że wysiedli wcześniej bo mógł jej stanik w szwach popękac od tej twórczej gimnastyki przed Adamem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 13:24, 17 Maj 2014    Temat postu:

Prawie jak zbieg okoliczności... albo szczęśliwy strzęp losu.

Niezwykły początek znajomości. Bardzo się cieszę, że dziewczyna okazała się być kobietą z pazurem Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Camila
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:05, 17 Maj 2014    Temat postu:

Niespodziewany ten początek znajomości.
Dziewczyna z pazurkami, tylko mam nadzieję, że nie pokaże ich na Adamie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:20, 17 Maj 2014    Temat postu:

A dlaczego miał nie zwątpić? Przecież jej nie znał. Zwyczajowo, to kobiety w takich wypadkach mdlały, albo wzywały pomocy ... to chyba pierwsza, która "przykopała" osobiście łobuzom ... no, ale jeśli się trenuje od najmłodszych lat na braciach, to widać pożytek z tego jest ... i to jaki!
Sporo ich łączy - samodzielność, poczucie humoru, zamiłowanie do poezji ... mam nadzieję, że TA znajomość zaowocuje ... związkiem i ... hm ... owocami związku ... oczywiście legalnego ... żeby nie było Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:44, 18 Maj 2014    Temat postu:

* * * * *

Roy z chęcią przygarnął dwóch dostarczonych bandytów. Okazało się, że ci dwaj to od dawna poszukiwani, groźni przestępcy. Woźnicą zajął się doktor Martin. Melissa udała się do domu swojej ciotki. Szeryf zatrzymał Adama u siebie w biurze, chcąc usłyszeć dokładną relację z tego, co się wydarzyło. Dzięki temu mężczyzna odzyskał swój portfel i inne zrabowane rzeczy. Trzymając w ręku kameę – własność panny Cranford – odczuwał zażenowanie, że zbyt pochopnie ją ocenił. Posądził o rozwiązłość, brak hamulców moralnych. Teraz było mu głupio przed samym sobą. Ona po prostu dobrze odegrała rolę córy Koryntu i odciągnęła tego blondyna od towarzysza. Wiedział, że w obliczu pożądania każdy mężczyzna przestaje logicznie myśleć, tym łatwiej było Melissie zrealizować swój plan.
Po opuszczeniu biura szeryfa Adam udał się do domku Anette Cranford. Kobieta otworzyła mu drzwi i zaprosiła do środka. Była to starsza pani, drobna i szczupła. Zawsze trzymała się trochę na uboczu. Adam nigdy nie widział, aby angażowała się w jakieś przedsięwzięcia razem z innymi kobietami z miasta. Niewiele o niej wiedział.
- Odnoszę ten drobiazg – powiedział, podając Melissie pięknie wykonaną broszkę.
- Jak mogłam o niej zapomnieć? – zdziwiła się dziewczyna, biorąc ją do ręki i wpatrując się w owal wykonany z onyksu i masy perłowej.
- Skarbie ... – pani Cranford zwróciła się do bratanicy – ... zaproś pana Cartwrighta do stołu. Mam pyszną szarlotkę.
- Oczywiście – zreflektowała się Melissa. – Tak się zdziwiłam, że zapomniałam o dobrych manierach.
Pani Cranford zniknęła w kuchni. Dziewczyna wskazała Adamowi kwadratowy stolik przykryty ażurową serwetką. Nie zdążyli usiąść, gdyż zatrzymały ich odgłosy strzelaniny. Nie były to pojedyncze strzały, ale cała kanonada, której towarzyszyły dzikie wrzaski rozpędzonej bandy jeźdźców. Mknęli główną ulicą miasta, strzelając na oślep, bardziej w kierunku domów niż ludzi. Gdy szyby w domku pani Cranford eksplodowały, Adam zareagował odruchowo. Pociągnął za sobą Melissę, która bez protestów przypadła do ziemi. Kule ich nie dosięgły. Po chwili odgłosy umilkły.
- Co za dzień – Melissa pokręciła głową. – Tu zawsze jest tak niebezpiecznie?
- Bywają lepsze i gorsze okresy – przyznał szczerze, pomagając jej wstać. – Trafiłaś akurat na czas wzmożonych działań grup przestępczych.
Melissa spojrzała w stronę kuchni zaniepokojona ciszą. Szybko pokonała tych kilka metrów. Na podłodze leżała nieprzytomna pani Cranford, w okolicach talii na jej sukience widniała plama krwi.
- Sprowadzę doktora – usłyszała tuż za sobą.
Opadła na kolana i skamieniała. Napady i rozboje były częścią tego dzikiego świata, wiedziała o tym doskonale. Bracia zadbali, aby umiała się bronić przed napastnikiem, pokazali jej, jak się wyswobodzić z ciasnego uchwytu, zaatakować, gdzie i jak uderzyć. Zawsze powtarzali, że mają tylko jedną siostrę i chcą być pewni, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Słowem jednak nie powiedzieli, jak radzić sobie w obliczu utraty kogoś bliskiego. Położyła rękę na dłoni tej drobnej kobiety, która nigdy nikogo nie skrzywdziła. Usłyszała kroki. Zobaczyła doktora Martina, który niósł swoją torbę lekarską. Wyprosił ją z kuchni i zajął się pacjentką. Po jakimś czasie wszedł do salonu, wycierając ręce.
- Muszę wyjąć kulę – powiedział, zdejmując marynarkę i podwijając rękawy koszuli. – Pomoże mi pani?
- Oczywiście – Melissa zgłosiła swoją gotowość.
- Uprzedzam, że będzie dużo krwi – ostrzegł ją lekarz.
- Wiem – przyznała. – Kilka razy asystowałam wujowi, który ma praktykę w San Francisco.
- Doskonale – pochwalił ją doktor.
- To ja zaczekam – wtrącił się milczący dotąd Adam.
- Nie wiem, ile to potrwa – uprzedził go lekarz. – Mam nadzieję, że obędzie się bez komplikacji.
- W takim razie teraz pojadę do domu – Adam błyskawicznie podjął decyzję. – Ojciec i bracia pewnie się niepokoją. Wrócę jak najprędzej.
Spojrzał uważnie na Melissę, która skinęła mu głową i weszła do kuchni. Musiała odpowiednio przygotować stół, który najlepiej nadawał się do przeprowadzenia operacji.
Adam dotarł do domu bez przeszkód. Nie zdążył zsiąść z konia, gdy na podwórze wybiegli Joe i Hoss. Za nimi podążał Ben, na którego obliczu malowała się ulga.
- Spóźniłeś się – stwierdził zakłopotany Hoss.
- Martwiliśmy się o ciebie – przyznał Joe, na którego twarzy próżno było szukać zwykłej niefrasobliwości.
- Dobrze, że jesteś – Ben ciężko westchnął. – Nie masz pojęcia, co się tu dzieje.
Weszli do domu, po czym Hoss od razu zaryglował drzwi.
- No właśnie, co się dzieje? – zapytał zdezorientowany Adam. – Od kiedy używamy zasuwy w ciągu dnia?
- Od czasu, gdy w naszej okolicy zaczęła grasować banda Stillwella – powiedział poważnie Ben.
- Nie było mnie tydzień – zauważył Adam. – Wracam dyliżansem, który napadają przestępcy poszukiwani listem gończym. W mieście jestem świadkiem przejazdu wrzeszczącej i strzelającej kawalkady, a teraz okazuje się, że nawet w Ponderosie nie jest bezpiecznie.
- Zaraz, zaraz – przystopował go ojciec. – Jacy przestępcy poszukiwani listem gończym?
- Jeśli chcesz znać nazwiska, jedź do Roya – poradził Adam. – Obaj siedzą u niego pod kluczem.
- Nic ci nie jest? – upewnił się Ben, prześlizgując wzrokiem po sylwetce syna.
- Nie, woźnica jest ranny – poinformował Adam, słowem nie wspominając o Melissie.
- Nie na darmo mówią o tych terenach Dziki Zachód – zauważył Hoss.
- Powiedziałeś, że w okolicy grasuje banda … Stillwella – Adam zwrócił się do Bena. – Podjęto w ogóle jakieś kroki, żeby ich unieszkodliwić?
- Znasz przecież Roya – stwierdził ojciec. – On nie bagatelizuje takich spraw. Problem w tym, że ta banda składa się z wyjątkowo niebezpiecznych typów.
- Trzeba zawiadomić wojsko – zdecydował Adam.
- Roy już to zrobił – powiedział grobowym głosem Joe.
- I co? – zniecierpliwił się Adam.
- Nie przyjadą – poinformował go Hoss. – Od tygodnia jeden oddział ściga dezerterów, a drugi – tropi jakąś meksykańską bandę, która ukryła się w górach. W Forcie Churchill zostały tylko jakieś niedobitki pilnujące magazynów i samej twierdzy.
- Czyli jesteśmy zdani sami na siebie – zauważył cierpko Adama. – Jak zawsze.
- My nie powinniśmy narzekać – stwierdził Ben. – Na naszym ranczu zatrudniamy wielu pracowników, którzy pomogą nam w razie potrzeby. Pomyśl o tych, którzy mają niewielkie gospodarstwa, małe dzieci.
- Kiepsko to widzę – Adam dopiero teraz zdjął kapelusz i odwiesił kurtkę. – Coś musimy zrobić.
- Wiesz, jak jest – Joe uśmiechnął się kwaśno. – Nikt nie chce się wychylać, wszyscy się boją. Liczą, że to my przejmiemy odpowiedzialność za losy miasta i jego mieszkańców.
- Typowe! – zdenerwował się Adam.
- Spokojnie, bez nerwów – Ben położył rękę na ramieniu syna. – Coś zaradzimy. Wieczorem przyjedzie Roy i Clem Foster. Wspólnie się zastanowimy, co robić.
Wzmianka o nerwach przypomniała Adamowi o Melissie, która użyła podobnych słów w rozmowie z bandytami. Zaaferowany nowinami niemal o niej zapomniał.
- Zjem coś i wracam do Virginia City – poinformował Adam.
- To nie jest dobry pomysł – sprzeciwił się Ben.
- Obiecałem komuś, że wrócę – musiał w końcu się przyznać.
- Komu? – nie dawał za wygraną ojciec.
- Znajomej.
Słowa Adama wywołały lekką konsternację wśród Cartwrightów. Od śmierci Lysette Adam z nikim się nie umawiał, choć nie brakowało chętnych, aby pocieszyć strapionego wdowca.
- Powiesz nam coś więcej o tej … znajomej? – zapytał ostrożnie Ben.
- Wieczorem – wykręcił się chwilowo od przesłuchania. – Teraz się spieszę.
Ben spojrzał na Hossa, później na Joe. Wymienił z synami porozumiewawcze spojrzenia. Wszystkim pojaśniały oblicza. Nareszcie Adam zaczął przypominać człowieka, którego znali wcześniej. Coś drgnęło.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 13:53, 18 Maj 2014    Temat postu:

W twoim ostatnim opowiadaniu nie brak jest mocnych wrażeń, głównie jednak cierpią (jak na razie) kobiety...

Adam w swoim zawstydzeniu zapewne i tak emanowała majestatem Smile Very Happy Al dobrze, że poczuł zawstydzenie.

Mam wrażenie, że tym razem trafił na kobietę obdarzoną mocnym charakterem - chyba nawet silniejszym niż adamowy Smile
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 4 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:06, 18 Maj 2014    Temat postu: Grom z jasnego nieba

Znajomość się rozwija.
Ciekawe co z tymi bandytami ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:09, 18 Maj 2014    Temat postu:

Świetny fragment. Taki dynamiczny i dużo się dzieje. Bardzo dobrze się czyta. Wszystko masz opracowane w najdrobniejszych szczegółach.
Cytat:
Trzymając w ręku kameę – własność panny Cranford – odczuwał zażenowanie, że zbyt pochopnie ją ocenił. Posądził o rozwiązłość, brak hamulców moralnych. Teraz było mu głupio przed samym sobą.

Ujrzeć zażenowanego Adama - któż by nie chciał. Raczej rzadko mu się to przytrafia Very Happy
Cytat:
Od śmierci Lysette Adam z nikim się nie umawiał, choć nie brakowało chętnych, aby pocieszyć strapionego wdowca.

Oj, nie wątpię, że pocieszycielek była cała armia Very Happy
Cytat:
Ben spojrzał na Hossa, później na Joe. Wymienił z synami porozumiewawcze spojrzenia. Wszystkim pojaśniały oblicza. Nareszcie Adam zaczął przypominać człowieka, którego znali wcześniej. Coś drgnęło.

To musiała być prawdziwa ulga dla Bena i braci Adama. Ciekawe jak potoczy się ta znajomość, bo że jest to odpowiednia dziewczyna dla Adama to przecież nie ma wątpliwości. Czekam cichutko na ciąg dalszy, aczkolwiek zaczyna mnie skręcać z niecierpliwości ... Very Happy, na razie tylko troszeczkę. Do wtorku niedaleko, a z tego co sobie przypominam w każdy wtorek wklejasz kolejny odcinek Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 25, 26, 27  Następny
Strona 4 z 27

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin