Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Marzenia i rzeczywistość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 47, 48, 49  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:02, 28 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Otrzepała rękawy sukienki z kropel, postąpiła kilka kroków do przodu, podniosła głowę i napotkała wzrok Alberta Monroe, który stał przy oknie i chyba też miał zamiar w tym miejscu przeczekać ulewę. Był niemal na wyciągnięcie ręki.
- To pani – skłonił głowę z galanterią.
- To pan – odwdzięczyła się tym samym.
Zapadła niezręczna cisza. Albert nie wydawał się zainteresowany dalszą rozmową.

Zdaje się, że sytuacja jest niezręczna dla obojga. Mimo to dziwię się trochę reakcji Alberta. Szkoda, bo myślałam, że on i Jennifer ...
Cytat:
- Chcę panu podziękować za okazaną mi pomoc i … przeprosić – powiedziała na tyle cicho, że tylko Albert mógł usłyszeć jej słowa. – Byłam wobec pana niegrzeczna, zupełnie bez powodu – przyznała, lekko się czerwieniąc.
Papiery w ręku mężczyzny znieruchomiały. Uśmiechnął się lekko, jakby z pobłażaniem.
- Była pani zdenerwowana, to zresztą zrozumiałe – odparł spokojnym tonem. – To raczej ja powinienem przeprosić, że się pani narzucałem ze swoją pomocą.

Jennifer bardzo ładnie się zachowała, chociaż widać, że dużo musiało ją to kosztować. Odpowiedź Alberta … no cóż trochę dziwna … czyżby żałował, że pomógł kobiecie
Cytat:
- Miło mi było panią spotkać – odkłonił się i ruszył przed siebie.
Jennifer nie zdążyła odpowiedzieć. Zmarszczyła brwi niezadowolona. A może raczej rozczarowana? Miała nadzieję … No właśnie, na co? Sama nie potrafiła sobie na to pytanie odpowiedzieć, ale czuła jakąś pustkę. Chciało jej się płakać.

Z reakcji Jennifer wnioskuję, że miała nadzieję na nieco dłuższą rozmowę z Albertem … on wydaje się zupełnie niezainteresowany … mimo to upieram się, że byłaby z nich piękna para
Cytat:
Joe Cartwright przewracał się z boku na bok w swoim małżeńskim łóżku. Czuł się niepocieszony, rozżalony, a jednocześnie poruszony i podekscytowany. Właśnie miał najpiękniejszy sen, o jakim mógł tylko marzyć. Przyśniła mu się ponętna Mary Hobson.

Faktycznie, już piękniejszego snu nie mógł mieć. Zdaje się, że Joe zapomina się.
Cytat:
Był zaskoczony tym, że znajduje się w małżeńskiej sypialni. Poczuł zawód, a zaraz potem wyrzuty sumienia.

A gdzie niby miał być … ta Perła Ponderosy. Joe niestety, jak zwykle niepoprawny
Cytat:
Dlaczego marzył o innej, skoro na wyciągnięcie ręki miał śliczną żonę, za którą oglądali się nawet młodsi od niego mężczyźni? Od dwóch miesięcy nie mógł przestać myśleć o pannie Hobson.

Dlaczego? Bo Joe nadal jest niedojrzałym emocjonalnie mężczyzną, który sam nie wie czego chce. A myślałam, że wreszcie wydoroślał
Cytat:
- Pa mówił, że niedługo będziemy przerabiać drzwi z prostokątów na trapezy – poinformował z powagą Joe.
- Dlaczego na trapezy? – Hoss zamarł z kanapką w dłoni.
- Bo trzeba będzie poszerzyć wejście, abyś się w nim zmieścił – Joe nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- Bardzo śmieszne, bardzo – brat z politowaniem pokręcił głową, po czym spojrzał na kanapkę, następnie na drzwi, na kanapkę i w końcu wsunął ją do ust.

Poczucie humoru nie opuszcza małego Joe, podobnie jak Hossa wilczy apetyt
Cytat:
- Czy jakaś kobieta podobała ci się bardziej niż Lucy?
- Nie – odparł bez zastanowienia.
- Nigdy? Ani przez chwilę? – drążył Joseph.
- Nigdy – potwierdził. – Kocham Lucy tak samo jak w dniu naszego pierwszego spotkania, a właściwie … tysiąc razy bardziej niż kiedyś.

Piękna deklaracja Hossa. Wyobraziłam sobie jego zdziwienie na pytania, które zadał mu Joe. Musiał zrobić ogromne oczy
Cytat:
- Marzę o kimś, na jawie i we śnie – wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Zwariowałeś? – Hoss wyprostował się na krześle jak struna. – A co z Nanette? Już jej nie kochasz?
- Kocham – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Ale to nie ma nic do rzeczy.
- Mówisz, jakbyś się najadł szaleju – rzucił zdenerwowany Hoss. – Myślałem, że już wyrosłeś z wieku dojrzewania.

Zgadzam się z Hossem. Joe najadł się szaleju.
Cytat:
- Tylko nie mów Adamowi – zastrzegł z przestrachem Joe.
- On sam cię rozgryzie prędzej niż myślisz – Hoss machnął ręką, wyszedł z kuchni, postąpił kilka kroków i natknął się na Lucy, która położyła palec na ustach.

Joe bardziej boi się Adama niż żony i ojca. Syndrom starszego brata trwa
Cytat:
- A jednak Nanette miała rację – westchnęła z niedowierzaniem.
- Jak to?
- Kilka tygodni temu powiedziała mi, że Joe robi maślane oczy do Mary Hobson. Nie chciałam jej wierzyć. Przekonywałam, że się myli, że jest przewrażliwiona, a tu proszę! To ja się myliłam!

Czyli Nanette domyśla się wszystkiego. Obawiam się, że może nas czekać kolejna ucieczka żony Joe
Cytat:
Adam Cartwright postanowił pojechać do więzienia, w którym odbywał karę Virgil Connolly. Od dwóch miesięcy męczyła go ta sprawa, której wciąż nie uważał za zamkniętą. Miał nadzieję, że być może uda mu się porozmawiać z przyjacielem i wyjaśnić wszelkie wątpliwości.

Inaczej być nie mogło. Adam już taki jest. Wszelkie wątpliwości próbuje wyjaśnić do końca.
Cytat:
Dyrektor spojrzał na Adama nieprzyjaźnie i mruknął coś niezrozumiale. Po chwili rzucił z urazą:
- Następnego dnia skazaniec został odesłany do więzienia w Filadelfii.
- Na jakiej podstawie?
- A to już nie pański interes – zdenerwował się mężczyzna, któremu wyraźnie nie w smak były te wszystkie pytania.

Sprawa wydaje się mocno podejrzana. Ciekawe dlaczego Virgil został przeniesiony do Filadelfii?
Cytat:
W więzieniu w Filadelfii panował system pensylwański*, który opierał się na bezwzględnej izolacji społecznej więźnia. Nie było tam kaplicy, pokoju do nauki, stołówki. Więźniowie wykonywali pracę oraz jedli w swoich celach, pozbawiono ich kontaktów z przyjaciółmi, krewnymi i pozostałymi skazanymi.

Bardzo ciekawa informacja, która przybliża nam realia tamtych czasów. Brawo Mada!
Cytat:
Po drodze minęli Independence Hall – budynek, w którym podpisano Deklarację Niepodległości oraz Konstytucję Stanów Zjednoczonych. Adam patrzył na miasto z zainteresowaniem. Dzięki budowie dróg, kanałów i linii kolejowych Filadelfia stała się największym ośrodkiem przemysłu w Stanach Zjednoczonych. Rozwijały się tu liczne przedsiębiorstwa: Baldwin Locomotive Works, William Cramp and Sons Ship and Engine Building Company i Pennsylvania Railroad. Najwięcej zakładów działało jednak w branży tekstylnej. Cartwright postanowił, że bez względu na wynik poszukiwań, uda się do magazynów i zakupi najpiękniejsze tkaniny, jakie znajdzie. Kimberly z pewnością zrobi z nich użytek.

Kolejna porcja informacji, tym razem o Filadelfii, naturalnie włączona do opowiadania.
Cytat:
Przy stoliku, na jednym z dwóch krzeseł siedział elegancki mężczyzna, ubrany w tradycyjną czerń. Bawił się złotą cygarnicą, obracając ją w swych długich, kościstych palcach.
(…) - Dam panu dobrą radę – powiedział bez cienia ironii nieznajomy. – Proszę się nie mieszać w tę sprawę.
- Virgil jest moim przyjacielem.
- On ma wielu przyjaciół … wpływowych i możnych – rzucił od niechcenia.
- I dlatego trafił do więzienia w Filadelfii?
- Ta sprawa pana przerasta – tym razem elegant pozwolił sobie na okazanie wyższości. – Proszę wracać do domu i nie kłopotać się losami … przyjaciela.

Godne pochwały jest to, że Adam tak bardzo przejął się losem przyjaciela. Jest w stosunku do niego niezwykle lojalny, jednak w tej sytuacji Adam powinien odpuścić, bowiem tajemniczy mężczyzna ma zupełną rację.
Cytat:
- Gdzie jest Virgil?
- Daleko stąd, bezpieczny.
- Kto zabił Roberta Forbesa?
- Forbes był rosyjskim szpiegiem, musiał zostać wyeliminowany.
- Czy to Virgil …
- Tego nie musi pan wiedzieć – przerwał stanowczym tonem. – Nic więcej nie powiem. Niech pan wraca do domu i zapomni o tej sprawie. Tak będzie lepiej dla pana i pańskiej rodziny.

Tak Adamie jedź do domu. Czasem trzeba „odpuścić”. Prawda nie zawsze jest bezpieczna
Cytat:
Kto zabił Roberta Forbesa? Przeczucie podpowiadało mu, że nigdy nie uzyska na nie odpowiedzi. Wiedział natomiast jedno – on Adam Cartwright nie ma pojęcia, kim tak naprawdę jest Virgil Connolly i dla kogo pracuje.

Pewnie i my tego nie dowiemy się. Zdaje się, że Adam będzie musiał pogodzić się z faktami. Nie jest to miłe, zwłaszcza, gdy trzeba przyznać się do tego, że tak naprawdę nic nie wie się o człowieku, którego uważało się za przyjaciela.

Mada, kolejny bardzo interesujący odcinek. Dopracowany, ciekawy i pogłębiony o informacje dot. XIX –wiecznego więziennictwa USA i Filadelfii. Alberta było niewiele, ale mam nadzieję, że w następnych odcinkach dowiemy się o nim znacznie więcej. Joe chyba znowu wpędzi się w kłopoty. Oby tylko Adam ich sobie nie przysporzył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:10, 28 Cze 2015    Temat postu:

ADA napisał:

Z reakcji Jennifer wnioskuję, że miała nadzieję na nieco dłuższą rozmowę z Albertem … on wydaje się zupełnie niezainteresowany … mimo to upieram się, że byłaby z nich piękna para

Cóż, chyba muszę choć częściowo wziąć pod uwagę ten upór. Wink Zobaczę, co da się zrobić.

ADA napisał:
Joe bardziej boi się Adama niż żony i ojca. Syndrom starszego brata trwa

Ben miał słabość do swego najmłodszego syna, natomiast Adam nie stosował wobec Joe taryfy ulgowej.

ADA napisał:
Joe chyba znowu wpędzi się w kłopoty.

Obawiam się, że masz rację.

ADA, dziękuję za obszerny i miły komentarz. Napisałaś go zdaje się kosztem snu, bo pora wstawienia wręcz ... nieludzka. Shocked


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:20, 28 Cze 2015    Temat postu:

Mada cieszę się, że choć częściowo weźmiesz pod uwagę mój upór Wink Dziękuję. Smile Co do godziny wstawienia komentarza, to wcale nie taka późna ... a prawdę mówiąc jedyna w minionym tygodniu, kiedy mogłam spokojnie usiąść do laptopa i podelektować się opowiadaniami Koleżanek. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Nie 18:26, 28 Cze 2015    Temat postu:

Cytat:
Mieszkańcy Virginia City lubili staruszkę, która mimo przeciwności losu nie straciła pogody ducha.

Nie wszystkim się to udaje
Cytat:
Sprawiał wrażenie nieobecnego, zatopionego w swoich myślach. W pewnym momencie jakby się ocknął, rozejrzał, potarł dłonią policzek i najzwyczajniej w świecie odszedł. Gdy uroczystości pogrzebowe dobiegły końca, wszyscy zaczęli się rozchodzić, wymieniając same pozytywne uwagi o zmarłej. Jennifer zawahała się, ale szybko podjęła decyzję. Musiała coś sprawdzić.

Chyba niewiedza by ją męczyła znacznie dłużej nić jeden dzień Rolling Eyes
Cytat:
zainteresowała się Jennifer. – Dlaczego tak młodo zmarła?
- To pani nie wie? – zdziwiła się żona właściciela hotelu. – A prawda … pani jeszcze wówczas nie mieszkała w naszym mieście … - pokiwała głową ze zrozumieniem. – Victoria została postrzelona w trakcie bandyckiego napadu.

Jennifer zaraz się wszystkiego dowie… być może nawet bardziej szczegółowo niż by chciała
Cytat:
A i Albert stał się odludkiem, rzadko można go zobaczyć w mieście. Szkoda, bo to dobra partia. Nadałby się na męża dla mojej Mary.
- Mary?
- Mojej córki – uśmiechnęła się promiennie. – Kilka dni temu wróciła z prywatnej pensji, gdzie uczyła się przez kilka ostatnich lat.
- Musi pani być z niej dumna.

Pani Hobson jak widać trzeba tylko podrzucać co pewien czas słowo, by opowieść się toczyła Wink
Cytat:
Ładna, wykształcona, niegłupia – wyliczała zalety córki. – Teraz przyszedł czas na znalezienie właściwego kandydata na męża.

Jak ładna… to powinni się stawić licznie… jak niegłupia to powinna dobrze wybrać… jak ładna, niegłupia i wykształcona to… obawiam się, co mogła sobie już wymyślić
Cytat:
Albert Monroe okazał się być bratem pani Monroe, którą przecież dobrze znała z kontaktów szkolnych i spotkań u pani Tacher.

No proszę…
Cytat:
Wtedy w nocy była zdenerwowana i niezbyt uprzejma. Albert mógł pomyśleć, że jest z natury opryskliwa i zadziera nosa. A jakoś nie chciała, aby tak niepochlebnie ją wspominał.

Zupełnie naturalne Smile
Cytat:
Virgil niezbyt dobrze znosił pobyt w celi. Był przyzwyczajony do częstych zmian otoczenia, nowych twarzy, wyzwań, pracy na otwartej przestrzeni. Teraz egzystował na kilku metrach kwadratowych, ozdobionych znienawidzonymi kratami.

Tego rodzaju zmiana otoczenia nikomu dobrze nie robi
Cytat:
Wiedział, że młody prawnik wpadał do Silver Dollar późnym popołudniem na szklaneczkę whisky. Adam chciał stworzyć pozory przypadku.

I przypadkiem zacznie rozmowę na temat Virgila?
Cytat:
Byłeś pewien swoich racji i tego, co widziałeś – kontynuował Tom. – Nie zrezygnowałeś, nie odwołałeś zeznań, choć groziło ci niebezpieczeństwo, a mieszkańcy byli przeciwko tobie.
- Do czego zmierzasz, Tom?
- Dziś ja znajduję się w takiej samej sytuacji jak ty wtedy – zauważył Gleeson. – Wiem, co widziałem i nie zmienię zeznań tylko dlatego, że sprawa dotyczy twego przyjaciela.

Trudno nie odczuć sympatii do Gleesona. Twardy, nieustępliwy… pewny swego
Cytat:
Wokół niego kręcił się JD, który za nic w świecie nie chciał spokojnie usiąść i poczekać, aż ojciec skończy załadunek. Po kilku próbach uspokojenia pięciolatka, Joe dał sobie spokój. Robił swoje, mając na oku JD

Mały jest jak żywe srebro Laughing
Cytat:
spojrzał w kierunku sklepu z damską konfekcją. Nanette wciąż tam tkwiła. Obawiał się, że żona swoimi zakupami w znaczący sposób uszczupli ich konto. Będzie musiał z nią porozmawiać na temat ograniczenia wydatków na stroje. Wiedział, że czeka go nielicha przeprawa. Nanette nie lubiła tego typu rozmów i każdą uwagę na temat pieniędzy kwitowała stwierdzeniem, że mają ich dużo.

Od razu wydaje… może tylko ogląda?
Cytat:
pannę Mary Hobson. Nie widział jej przez ostatnich kilka lat i musiał przyznać, że dziewczyna zmieniła się nie do poznania. Z chucherka wyrosła prawdziwa piękność. Szła z dumnie uniesioną głową, którą zdobił najmodniejszy kapelusz. Jej figurę opinała suknia w kolorze pistacjowym. Na ramiona opadały jasne loki połyskujące w promieniach słońca, przed którym powabna panna usiłowała się chronić za pomocą koronkowej parasolki. Joe zapatrzył się na ten uroczy obrazek z prawdziwą przyjemnością.

No tak… za tą pistacjową sukieneczkę i koronkową parasolkę w końcu to nie on płacił… więc podziwiał z czystym sumieniem Laughing
Cytat:
Czekam na odpowiednią okazję – wyjaśniła cierpliwie.
- Jak się nadarzy, to nie będziesz wiedziała, którą wybrać…

To może trzeba dostarczyć tych okazji?
Cytat:
Backwood nie wdawał się w dyskusje. Na odchodnym huknął w stół i opuścił salę. Nikt z obecnych nie miał pojęcia, że na tak niski wyrok miał wpływ list, jaki Blackwood dostał od kongresmena Walsha z Baltimore, który interweniował w sprawie Connolly’ego. Sędzia doskonale zdawał sobie sprawę, że wyrok powinien być surowszy. Adwokat oskarżonego był na tyle dobry, że oddalił widmo szubienicy, ale wizja wieloletniego więzienia nasuwała się sama przez się.

Oj… to się zapowiada na coś znacznie głębszego… i mroczniejszego
Cytat:
Wierzył w niewinność Connolly’ego. Nie miał też powodów, żeby nie ufać Tomowi Gleesonowi. Czekał na cud. Wyrok wydany przez sędziego Blackwooda zaskoczył go na równi z innymi.

Może ten wyrok był właśnie tym cudem, na który mógł liczyć?
Piękny odcinek z zaskakującą nutą… Ciekawie i wyczerpująco opisane relacje między bohaterami, cierpliwie rozwijane wątki Very Happy Logicznie poprowadzone postacie, wspaniałe, barwne opisy Very Happy
Jak zawsze czytało się z prawdziwą przyjemnością Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:03, 28 Cze 2015    Temat postu:

senszen napisał:
Trudno nie odczuć sympatii do Gleesona. Twardy, nieustępliwy… pewny swego

Karty się odwróciły. Na początku Gleeson nie budził sympatii, ale podejrzenia.

senszen napisał:
Mały jest jak żywe srebro Laughing

W końcu Joe musi odczuć na własnej skórze, jak to jest być tatusiem ruchliwego pięciolatka.

senszen napisał:
No tak… za tą pistacjową sukieneczkę i koronkową parasolkę w końcu to nie on płacił… więc podziwiał z czystym sumieniem Laughing

Nie wiem, czy tak do końca z czystym sumieniem, ale widok z pewnością mu się podobał.

Senszen, widzę, że przystąpiłaś do przyobiecanej analizy. Cieszę się i dziękuję. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:12, 28 Cze 2015    Temat postu:

Mada napisał:
ADA napisał:

Z reakcji Jennifer wnioskuję, że miała nadzieję na nieco dłuższą rozmowę z Albertem … on wydaje się zupełnie niezainteresowany … mimo to upieram się, że byłaby z nich piękna para

Cóż, chyba muszę choć częściowo wziąć pod uwagę ten upór. Wink Zobaczę, co da się zrobić.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:37, 29 Cze 2015    Temat postu:

* * * * *

1869 – cz. I.

Jennifer stała przy oknie, kreśląc na szybie esy-floresy. Na zewnątrz jednostajnie padał deszcz. Było ciemno, brzydko i ponuro. Wiosna tego roku długo kazała na siebie czekać. Panna Norton westchnęła z rezygnacją, ale pozostała na miejscu, ciaśniej otulając się ciepłym szalem. Czuła smutek, który precyzyjniej można byłoby określić mianem melancholii. Ale to nie krople spływające po szybie nastroiły ją pesymistycznie. Rozmyślała o swoim życiu i doszła do wniosku, że jest samotna i nikomu niepotrzebna. Jej dni wypełnione były pracą, obowiązkami, działalnością na rzecz innych. Do domu rodzinnego nie miała po co wracać. Nie chciała patrzeć na łzy matki, na wiecznie niezadowolonego ojca. Z pewnością miałby jej za złe, że do tej pory nie wyszła za mąż, nazwałby ją starą panną, dokuczał przy każdej sposobności. Nie zniosłaby takiego upokorzenia. Musiała tu zostać, tutaj przynajmniej była szanowana. Po chwili oderwała się od okna z zamiarem przygotowania czegoś ciepłego do picia. Filiżanka gorącej, mocnej, aromatycznej herbaty z pewnością poprawi jej samopoczucie. Sięgnęła do metalowej puszki i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest pusta. Zmarszczyła brwi zaskoczona, ale po chwili pokręciła głową z przyganą. Zakupy zrobiła wczoraj, a po przyjściu do domu wciąż miała wrażenie, że o czymś zapomniała. Herbata! W tej chwili była niezbędna, wręcz pożądana. Nie namyślała się ani chwili. Włożyła płaszcz i wyszła na zewnątrz. Zanim zdążyła rozłożyć parasol, deszcz wspomagany wiatrem ochlapał jej twarz. Fuknęła zdenerwowana, ale nie zamierzała się poddać. Była jedyną osobą, która przemykała wyludnioną ulicą. Miasto wyglądało jak wymarłe. Ludzie siedzieli w domach, racząc się gorącą kawą lub herbatą, a nierzadko czymś znacznie mocniejszym. Z kominów ulatywał dym, grzano się przy kominkach, otulano kocami i pierzynami. Jennifer dotarła do sklepu pana Coasa bez przeszkód, wysmagana wiatrem i zziębnięta. Weszła do środka skulona, z ulgą zostawiając przy drzwiach mokry parasol. Zakładała, że będzie jedyną klientką, ale się pomyliła. Przy ladzie stał Albert Monroe, wyglądał na przemokniętego do suchej nitki. Uśmiechnął się lekko na jej widok i powitał słowami:
- Mamy szczęście do spotkań w czasie deszczu.
- Paskudna pogoda – stwierdziła, nie mając świadomości, że się uśmiecha.
- Pada od trzech dni – zauważył mało odkrywczo. – Wszędzie błoto.
- To prawda – przyznała, spoglądając na dół swej lekko ubłoconej sukienki. – Tęsknię za słońcem.
- Pańskie zapałki – właściciel sklepu wyszedł z zaplecza, niosąc przed sobą towar. – Ach, panna Norton! – zawołał ze zdziwieniem. – Nie sądziłem, że podczas takiej ulewy ktoś do mnie zajrzy, a tu proszę! Dwoje klientów.
- Da pani wiarę, że nie mam w domu ani jednej zapałki? – Albert do tej pory nie mógł uwierzyć w swoje roztargnienie. – A w takim dniu trudno się obejść bez ognia.
- Mnie zabrakło herbaty – przyznała się czym prędzej.
- Już służę – mężczyzna poderwał się z miejsca. – Ile zważyć?
- Pół funta.
Gdy sklepikarz się oddalił, Jennifer, bojąc się, że Albert zaraz wyjdzie, postanowiła go zatrzymać choć na chwilę.
- Burmistrz Montgomery zapowiedział, że gdy wreszcie się wypogodzi i ociepli, zorganizuje piknik dla mieszkańców.
- Wiem – kiwnął głową.
- Nie słyszę w pańskim głosie entuzjazmu – zaśmiała się zakłopotana.
- Jakoś nie bawią mnie takie rzeczy.
- Nie wybiera się pan? – starała się ukryć rozczarowanie.
- Raczej nie.
Zaczęła gorączkowo szukać w głowie pomysłu na dalszą rozmowę. Nie miała zamiaru go namawiać na ten piknik, to byłoby w złym guście i pan Monroe z pewnością uznałby ją za natrętną, narzucającą się osobę. Wolała zapaść się pod ziemię, niż zdradzić się z tym, że lubiła jego towarzystwo. Tymczasem właściciel sklepu postawił przed nią woreczek i czekał na należność. Jennifer podała zapłatę i z ociąganiem ruszyła ku wyjściu. Przy drzwiach Albert uprzedził jej ruch, sięgnął po parasol i jej podał. Podziękowała z uśmiechem. Ulewa znacznie zelżała. Deszcz zaledwie siąpił.
- Cieszę się, że pana spotkałam – powiedziała szybciej, niż pomyślała.
- Cała przyjemność po mojej stronie – Albert skłonił się uprzejmie.
- Do zobaczenia – powiedziała z nadzieją.
- Do widzenia – dotknął dłonią kapelusza i odszedł w przeciwną stronę.
Jennifer westchnęła, ale raźnym krokiem ruszyła w kierunku domu. Szybko pokonała drogę, zaparzyła herbatę i dopiero wtedy poszła się przebrać. Gdy wróciła do kuchni, usiadła przy stole i objęła dłońmi gorącą filiżankę. Nagle pewna myśl niemal ją poraziła. Powinna była zaprosić Alberta Monroe na herbatę! Dlaczego genialne pomysły zawsze przychodzą jej do głowy z opóźnieniem?! Chociaż … Kto wie? A jeśli by odmówił? Czułaby się wtedy fatalnie, okropnie! Nie, lepiej, że go nie poprosiła. Mógł odrzucić zaproszenie, wymawiając się czymkolwiek. Poza tym, gdyby ktokolwiek zobaczył, że Albert ją odwiedził, mogłyby powstać plotki, a te niejednej dobrze prowadzącej się pannie już zniszczyły życie. Choć … miło by było spędzić w towarzystwie tego mężczyzny trochę więcej czasu. Wyobraziła go sobie siedzącego przy stole w salonie, pijącego herbatę z białej filiżanki z błękitnym wzorkiem. Ta myśl sprawiła jej wiele przyjemności. Z głową wypełnioną marzeniami podniosła się od stołu, przeszła do pokoju i zatrzymała, marszcząc brwi. Na stoliku leżał list od Mariette, o którym prawie zapomniała. Przyjaciółka mieszkała w Crabtown w Montanie. Pisała o tym, że zaręczyła się z synem pastora. Przepraszała, że zrywa ich dziewczęcą umowę, ale ma nadzieję na szczęśliwy związek z uczciwym człowiekiem, który okazuje jej szacunek i sympatię. Jennifer nie czuła już żalu. Choć wcześniej nie zamierzała tego robić, teraz postanowiła odpisać Mariette i życzyć przyjaciółce wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.

* * * * *

Joe Cartwright wracał z Reno. Był już niedaleko Virginia City, gdy zobaczył stojącą na drodze bryczkę. Podjechał bliżej i pomyślał, że ma wyjątkowe szczęście. Pojazd należał do Mary Hobson, a właściwie Mary Gleeson. Ponętna panna od miesiąca była mężatką. Ten stan rzeczy zbytnio go nie smucił, wszak sam miał żonę. Zatrzymał konia przy bryczce i się przywitał.
- Lejce mi się splątały – poskarżyła się Mary.
Joe zeskoczył z konia lekko i zwinnie. Zależało mu, aby się popisać przed piękną, młodą kobietą. Wyjął z jej dłoni wodze i zabrał się za ich rozplątywanie. Uśmiechał się przy tym wdzięcznie, zabawiając Mary rozmową.
- Nie boi się pani jeździć sama?
- A niby dlaczego miałabym się bać? – zdziwiła się, unosząc kształtne brwi.
- Zamiast mnie mógł tu nadjechać jakiś nieokrzesaniec, pijak lub bandyta – wyjaśnił.
- Chce mnie pan nastraszyć?
- Ależ skąd! Po prostu uważam, że tak piękne kobiety nie powinny podróżować same. Gdybym był pani mężem, wszędzie bym pani towarzyszył.
Policzki Mary lekko się zaróżowiły. Joe pomyślał, że tym razem przesadził. Jakież było jednak jego zdumienie, gdy usłyszał odpowiedź:
- Mąż ciągle zajęty, ma sporo spraw na głowie i nie jest … tak czarujący jak pan – spojrzała w jego oczy z wyzwaniem.
Joe poczuł, że robi mu się gorąco. Tylko głupiec nie skorzystałby z takiej okazji. Usta Mary Gleeson smakowały wybornie, a młoda mężatka wcale się nie broniła. Zarzuciła mu ręce na szyję, przywierając do niego całym ciałem. Zaszumiało mu w głowie z niespodziewanego szczęścia. Upajał się tą chwilą i swym niewątpliwym zwycięstwem. Daleki wystrzał przywrócił mu jasność myślenia. Dotarło do niego, że znajdują się na głównej drodze i każdy jadący lub wracający z Reno mógł ich zobaczyć. Mary chyba też ochłonęła, bo odsunęła się od niego, poprawiając włosy. Oboje poczuli się niezręcznie, szybko się pożegnali i każde z nich ruszyło w kierunku Virginia City, z tym, że Joe zmusił konia do galopu, a pani Gleeson została daleko z tyłu.
Joe dotarł do biura szeryfa, zdał relację Danowi z pobytu w Reno i przekazał mu urzędowe papiery. Chwilę porozmawiali, a następnie Cartwright postanowił odrobinę się wzmocnić i wstąpić na piwo do saloonu. Był w połowie drogi, gdy usłyszał:
- Tato! – JD biegł w jego kierunku.
- Synku – chwycił go w locie i uniósł. – Skąd się tu wziąłeś?
- Przyjechałem z mamą – powiedział rozradowany chłopiec.
I rzeczywiście, ku nim szła uśmiechnięta Nanette. Pocałował ją w policzek na powitanie. Nie spodziewał się rodziny w tym miejscu.
- Tato, wracamy do domu? – oczy JD błyszczały. – Obiecałeś, że jak przyjedziesz z Reno, to porzucamy podkowami do celu.
- Oczywiście – zapewnił, bez żalu rezygnując z wizyty w saloonie. – Ćwiczyłeś, jak mnie nie było?
- Z Tobym i Billym – przyznał chłopiec. – Wiesz, tato, Billy jest naprawdę w tym dobry. Toby mówi, że nie ma do tego cierpliwości.
Joe pokiwał głową. Pamiętał, że kiedyś Adam też go ogrywał, zadziwiając precyzją i opanowaniem. Skrzywił się duchu nie tyle na wspomnienie z dzieciństwa, ile na myśl o tym, co powiedziałby starszy brat, gdyby się dowiedział o jego spotkaniu z Mary Gleeson. Po chwili jednak odezwał się w nim duch buntu i przekory. To jego życie. Będzie robił to, co uważa za słuszne i Adamowi nic do tego!

* * * * *

Albert dopijał poobiednią kawę i kończył ciasto czekoladowe znajdujące się na eleganckim, porcelanowym talerzyku. Niedzielne obiady jadał u siostry, która wprowadziła taki zwyczaj i nie wyobrażała sobie, aby coś miało zakłócić ustalony porządek. Jego siostrzenica Betty pobierała nauki w dużym mieście i dopiero za kilka miesięcy miała wrócić do domu na wakacje. Byli więc tylko we dwoje, dlatego też mogli rozmawiać o wszystkim bez skrępowania. Siostra opowiedziała mu właśnie o tym, że nie dalej jak dwa dni temu otrzymała propozycję małżeństwa. Oświadczył się jej kasjer z banku – pan Tomkins, człowiek szanowany, niedawno owdowiały, w stosownym wieku. Wendy, bo tak miała na imię pani Monroe, poprosiła o kilka dni na zastanowienie.
- Chcesz go poślubić? – Albert spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- To nie jest kwestia moich chęci, tylko rozsądnego patrzenia w przyszłość – wyjaśniła, dokładając sobie ciasta. – Betty wkrótce wyjdzie za mąż i zostanę sama. Nie jestem młodziutką panienką, która może przebierać w kandydatach. Poza tym w Virginia City trudno o dobrą partię. Mężczyźni w interesującym mnie wieku są zazwyczaj żonaci albo nie nadają się do jakiegokolwiek związku, chyba że z butelką whisky.
Albert mimo woli uśmiechnął się. Wendy miała rację, wielu mężczyzn nadużywało alkoholu i zbyt wiele czasu spędzało w saloonie na rozrywkach wszelakiego typu. Pan Tomkins może i nie był zamożny, ale przynajmniej uczciwy i pracowity.
- Kiedy dasz mu odpowiedź?
- Jutro – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Chcesz trzymać biedaka jeszcze tyle czasu w niepewności? – w jego głosie brzmiały współczujące tony. – Czy ty wiesz, ile kosztują mężczyznę oświadczyny? Męczenie się ze świadomością, że wybrana kobieta może odmówić?
- Nigdy tak o tym nie myślałam – przyznała lekko spłoszona.
- Jeśli jesteś pewna swojej decyzji, to powiedz mu jak najszybciej – doradził. – Na pewno będzie ci wdzięczny.
- Masz rację – pokiwała głową z ożywieniem i nagle w jej wzroku pojawiła się troska. – A co z tobą?
- Ze mną? – nie zrozumiał.
- Ty też powinieneś pomyśleć o swojej przyszłości – stwierdziła z mocą. – Od śmierci Victorii jesteś sam. Unikasz tematu małżeństwa jak ognia. Jak długo to jeszcze potrwa?
- Wiesz przecież …
- Nie! – nie dała mu dokończyć. – Słyszałam to już wiele razy. Victoria była miłością twego życia, tylko że ona umarła, a ty żyjesz jak pustelnik. Skazujesz się na samotność. Myślę, że ona by tego nie chciała.
- Przestań …
- Nie przestanę – Wendy postanowiła kuć żelazo, póki gorące. – Victoria była mądrą, kochającą dziewczyną i na pewno chciałaby, żebyś był szczęśliwy.
- Jak mogę być szczęśliwy po tym, co się stało? – zerwał się z krzesła i poluzował krawatkę. – Zawiodłem ją!
- Co ty pleciesz? Kiedy? W jaki sposób?
- Nie obroniłem jej – przyznał ze ściągniętą twarzą. – Była w moim towarzystwie, odpowiadałem za jej bezpieczeństwo.
- Przecież tamten człowiek to był złodziej, morderca, zastrzeliłby każdego, kto stanąłby mu na drodze. Ty i Victoria znaleźliście się po prostu w niewłaściwym miejscu. Nie ma w tym cienia twojej winy.
- Tak? To dlaczego ja żyję, a ona nie?
- Nie pamiętasz już, jak ciężki był twój stan? Przecież ci opowiadałam. Nie masz pojęcia, co wtedy przeżyłam. Doktor Martin kazał mi przygotować się na najgorsze, ale na szczęście ocalałeś.
- Kosztem Victorii.
- To już przesada! – Wendy zdenerwowała się na dobre. – Nie mogę słuchać tych bredni! Oskarżasz się o coś, co w ogóle nie miało miejsca. Dobrze wiesz, że doktor Martin najpierw ratował Victorię, a dopiero później zajął się tobą.
Albert stanął przy oknie, ale nie patrzył na to, co działo się na zewnątrz. Miał zamknięte oczy. Wciąż winił się za śmierć narzeczonej, której nie ochronił. Żył ze świadomością, że ją zawiódł. Od lat nie rozmawiał z jej ojcem, który chyba też go obwiniał. Takie przynajmniej odnosił wrażenie.
Wendy podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
- Musisz sam sobie wybaczyć – powiedziała ze smutkiem.
- To chyba najtrudniejsze - przyznał.
- Zbyt surowo się osądzasz – zauważyła. – Masz prawo do szczęścia, przyszłości i rodziny.
- Nie wiem – powątpiewająco pokręcił głową.
- Ale ja wiem – stwierdziła z mocą. – Musisz zrobić tylko pierwszy krok.
- Od czego mam zacząć?
- Od udziału w pikniku, który za cztery dni urządza burmistrz.
Albert uśmiechnął się lekko i Wendy odniosła wrażenie, że po latach udało jej się wreszcie pokonać najważniejszą przeszkodę – sforsować mur, którym jej brat odgrodził się do świata.

* * * * *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:45, 29 Cze 2015    Temat postu:

Bardzo interesujące ... później skomentuję obszerniej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 20:46, 29 Cze 2015    Temat postu:

Bardzo ciekawy odcinek, choć muszę powiedzieć, że takiego zachowania po Joe... to się nie spodziewałam. Co innego mąż porzucony przez żonę i wystawiony do wiatru... A co innego mąż kochającej żony i ojciec pięciolatka Evil or Very Mad
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:55, 29 Cze 2015    Temat postu:

Mada przeczytałam....i omdlewam Chyba się rozbeczę z radości....uśmiech nie złazi mi z twarzy...chyba mi nawet ciarki przeszły po plecach Ach, ach....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:57, 29 Cze 2015    Temat postu:

Czyżbyś liczyła na piknikowego Kupidyna? Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:05, 29 Cze 2015    Temat postu:

Ach Ewelina ja się rozmarzyłam....bardzo spodobałaby mi się taka para....zwłaszcza, że w sumie drugoplanowi, a....Mada bardzo dobrze wychodzą Ci drugoplanowi bohaterowie...tididi i kurczę masz ochotę czytać o nich bez końca. Tylko czy Mada ich połączy?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 21:06, 29 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:07, 29 Cze 2015    Temat postu:

Pierwszoplanowi również są interesujący ... nie narzekaj ... ale istotnie, ci drugoplanowi zaczynają w pewnym momencie dominować Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:10, 29 Cze 2015    Temat postu:

Ależ czy ja narzekam? Ja co najwyżej marudzę....a to istotna różnica.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:49, 29 Cze 2015    Temat postu:

W obu odcinkach z roku 1869 rzeczywiście dominować będą bohaterzy drugoplanowi. Cieszę się, że Jennifer i Albert tak się spodobali.
Aga, czyżby Twój ulubieniec Dan poszedł w odstawkę? Shocked Zmieniłaś front?
Senszen, zgadzam się, zachowanie Joe zasługuje na potępienie.
Ewelino, dziękuję. Smile

Ewelina napisał:
... ale istotnie, ci drugoplanowi zaczynają w pewnym momencie dominować Very Happy

A dlaczego? Bo się domagacie, aby o nich pisać i nie mam wyboru. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Pon 21:52, 29 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Mady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 22, 23, 24 ... 47, 48, 49  Następny
Strona 23 z 49

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin