|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:36, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Pewnie wymyślę, tylko kiedy tyle króliczków kica...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 18:55, 09 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
I jak z tym kicaniem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:57, 09 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Przykicał AMG, przecież napisałam kolejny odcinek Jest na poprzedniej stronie
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 19:02, 09 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 19:02, 09 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Zdążyłam przeczytać. Mało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:03, 09 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Jeszcze jest ćwiczenie na kwiecień. Zorina musiała w zastępstwie zadać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:25, 15 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Część IX
- tak, żyję. Jak widać. Nawet nieźle się czuję – podkreślił Wll.
-O! Will! Hoss! Jak mogłeś?! – krzyknęła Laura ze zgrozą.
-Pa, ja nic … - prawie z płaczem tłumaczył się zdezorientowany i zawstydzony Hoss.
-Laura! Co to ma znaczyć ? - tym razem to Pa Cartwright zażądał wyjaśnień.
-ja, ja… nie wiem, jak się to stało. Zaczęłam płakać i tak jakoś…
-zaczęłaś płakać? - zdziwił się Will – a mogę zapytać o powód płaczu?
-rozpaczałam, bo myślałam, że nie żyjesz?
-o! – zdziwił się Will – i musiałaś to robić w ramionach Hossa? Na jego piersi się wypłakiwać? Z tęsknoty za mną?
-może pójdziemy do domu, a oni wyjaśnią to między sobą… swoje sprawy – zaproponował Ben. Ciotka Lil nieco protestowała, nie chcąc zostawiać siostrzenicy w trudnej sytuacji, ale cóż mogła zrobić. Wiedziała, że pomiędzy Laurą i Willem nie układało się. Will chyba nie był gotowy do małżeństwa. Za szybko to wszystko poszło. I chyba cały czas odczuwał wyrzuty sumienia wobec Adama. Tak. Laura jednak popełniła błąd. Chociaż taka była zakochana w Willu. Po ślubie prędko zaczęła jednak tęsknić za poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawał jej Adam. Willa kochała, ale to był raczej wyrośnięty chłopiec, a nie mężczyzna.
Na ławeczce pomiędzy małżonkami toczyła się interesująca rozmowa:
-Will! Skąd się wziąłeś? Przecież statek zatonął!
-zatonął, ale załoga się uratowała. Zabrał nas z łodzi ratunkowych inny statek.
-to dlaczego nie wróciłeś do domu?
-byłem ranny. Leżałem w szpitalu. Poza tym do jakiego domu? Nie układało się nam. Od początku. To był błąd.
-to ty mnie uwodziłeś, mówiłeś, że mnie kochasz!
-a ty odpowiadałaś, że nareszcie wiesz, co znaczy kogoś kochać. I przypominam ci, że mówiłaś to w czasie, gdy byłaś zaręczona z moim kuzynem!
-skoro byłam zaręczona z twoim kuzynem, to ty nie powinieneś mi mówić o swoich uczuciach! I nie tylko mówić. Całowałeś narzeczoną swojego kuzyna!
-a ty nie powinnaś mnie słuchać! I pozwalać się całować, skoro przyjęłaś oświadczyny Adama.
-owszem. Popełniłam błąd!!!
-ja również!!! Proponuję rozwód. To teraz bardzo modne na wschodnim wybrzeżu.
-rozwód! A proszę bardzo! Nawet dzisiaj. Szukaj następnej naiwnej.
-już znalazłem. I nie naiwną, tylko miłą, troskliwą kobietę. Pielęgnowała mnie gdy byłem ranny.
- ty!!! …
* * *
Wściekła Laura wraciła do domu. Poszła do pokoju gościnnego, gdzie czekala na nią Lil.
-i co? Pogodziliście się?
-nie. On chce rozwodu – załkała Laura – chce rozwodu! Co ja zrobię…
-znów go kochasz? - zdziwiła się Lil – po tych kłótniach?
-nie, przeszło mi, ale z jakiej racji to on pierwszy zaczął mówić o rozwodzie? To JA powinnam go zażądać! I jeszcze wspomniał, że ma kogoś. Bezczelny! – oburzała się Laura
-no to mamy problem - zastanowiła się Lil – rozwódki wprawdzie nie budzą takiego zgorszenia jak kiedyś, ale ... zawsze szepcze się to i owo za ich plecami. W towarzystwie też są gorzej widziane
-to co mam zrobić – szlochała Laura – błagać go, żeby do mnie wrócił? Nigdy!
-nie … znajdziemy inne wyjście – mam! Hoss! – krzyknęła Lil
-co Hoss? – zdziwiła się Laura
-Hoss coś do ciebie czuje? Przytulałaś się do niego na tej ławeczce – stwierdziła Lil
-ciociu! Hoss? – odpada. Nie jest elegancki i obyty w towarzystwie. To zwykły wiejski chłopak – dobry chłopak – dodała po namyśle.
-i bogaty chłopak – podkreśliła Lil.
-ciociu!!!
-idziemy. Weszły do salonu. Byli prawie wszyscy.
-a gdzież to Hoss? – słodko zapytała Lil.
-pojechał do San Francisco – odpowiedział Ben
-przecież to Adam miał tam jechać – zdziwiła się Laura
-tak, ale Adam ma tyle spraw w związku ze swoim ślubem i sprawami narzeczonej, że pojechali Hoss i Joe – wytłumaczył się Ben i podniósł oczy w górę prosząc Niebiosa o odrobinę rozumu dla swoich synów, żeby nie narozrabiali w tym mieście i nie narobili zbyt dużo głupstw. Bo że jakieś zrobią, tego był pewien. Znał swoich chłopców.
-hm, Laura, pójdziemy się przejść. Pogoda taka piękna. Wyszły.
-ciekawe, co one kombinują? Ta myśl zaświtała w głowie zarówno Bena jak i Willa i Adama, który właśnie dołączył do towarzystwa.
* * *
Laura i Lil przechadzały się po ogrodzie. Lil nerwowo postukiwała stopą.
-Hoss odpadł – cierpko stwierdziła Laura – Ben przezornie wysłał go do San Francisco, razem z Joe.
-no to został nam Adam - stwierdziła Lil
-Adam jest nieosiągalny, zaręczył się. A miał mnie kochać do końca życia – z goryczą stwierdziła Laura.
-no właśnie kochał cię. Skoro kiedyś cię kochał, to dlaczego nie miałby znów cię pokochać - zastanowiła się Lil – nie martw się, ciocia Lil cię nie opuści. Coś poradzimy.
-nic nie poradzimy. On jest zaręczony z tą Polką – jęknęła Laura.
-może z nim zerwie, podobnież jest bogata .
-może zerwie, może nie zerwie, ale co mnie z tego przyjdzie? On nie reaguje na moje spojrzenia, uśmiechy … zachowuje się obojętnie.
-na to też można zaradzić – tajemniczo stwierdziła Lil – do Wirginia City przyjechali Cyganie.
-i co z tego? Mam iść do nich, żeby mi powróżyli – zdziwiła się Laura,
-nie, nie chodzi o wróżby. Wśród nich jest Cyganka, która zajmuje się tym, o co nam chodzi – zawiesiła tajemniczo głos Lil
-a … o co nam chodzi? – zapytała Laura
-przede wszystkim o Adama – wyjaśniła poirytowana Lil - Musimy się zająć poważnie tą sprawą. Moja w tym głowa, żebyś nie została na lodzie po odejściu Willa.
-skoro tak mówisz? … - Laura zwykle robiła to, czego chciała dla niej Lil.
-no to bierzmy się do dzieła! – energicznie zdecydowała Lil. Przystąpiły do realizacji planu. Poprosiły Bena o bryczkę, bo chciały porobić sprawunki w Wirginia City i odwiedzić znajome panie. Zapowiedziały, że wrócą na kolację, może nieco wcześniej.
W miasteczku bez trudu odnalazły barwne, cygańskie wozy. Kilka pensów rzuconych dzieciakom pomogło im trafić do Zingary. Weszły do jej wozu. Wyjaśniły po co przyszły. Zingara w swoim długim życiu wiele takich próśb spełniała. I tym razem nie odmówiła.
* * *
Powrót. W międzyczasie do Ponderosy zawitał kolejny gość. Znajomy Bena jeszcze z jego marynarskich czasów. Emerytowany kapitan Jack Sparrow. Starszy, siwy, brodaty pan, pełen energii i radości życia. Opowiadał przy obiedzie różne historyjki z czasów, kiedy pływał po wielu morzach i oceanach świata. Na szczęście nie było pań. Bo nie wszystkie nadawały się do opowiadania w damskim towarzystwie. Kapitan był najprawdziwszym wilkiem morskim, rubasznym, wesołym i lubiącym wspominać dawne czasy. Adam żałował, ze nie ma przy stole Hossa, który uwielbiał takie opowieści. Te o dalekich podróżach oczywiście.
Dochodziła pora podwieczorku. Lil i Laura, które już wróciły z Wirginia City były w kuchni. Szeptały coś tajemniczo do siebie.
-Hop Sing, zanieś ten talerz z ciasteczkami do salonu – poleciła Lil - teraz! Szybko i zapamiętaj, która to filiżanka. Laura wsypała do jednej z filiżanek trzy szczypty jakiegoś proszku. Zamieszała.
-i pamiętaj – patrz mu w oczy i staraj się, żeby po wypiciu spojrzał na ciebie – przypominała jej Lil.
-dobrze ciociu, pamiętam. Panie wzięły tace z filiżankami, dzbankami, talerzykami i cukiernicą i zaniosły ją spragnionym kawy panom. Dopiero teraz zauważyły przybycie nowego gościa. Przywitały się z nim. Raczej obojętnie, bo cóż je mógł obchodzić emerytowany kapitan. Rozstawiły filiżanki. Wyszły, żeby zanieść tace do kuchni i jeszcze dopracować szczegóły. Lil przypomniała Laurze o patrzeniu w oczy i odpowiednim ustawieniu się, tak, żeby spojrzenie Adama, po wypiciu ostatniego łyka kawy, skierowało się prosto na nią. Szybko wróciły do salonu. Nie wiedziały, że w czasie ich pobytu w kuchni kapitan przez pomyłkę wsypał sobie zbyt dużo cukru. Adam, który jeszcze nie osłodził swojej, uczynnie zaproponował zamianę filiżanek. Co też uczynili. Panowie pili kawę i jedli ciasteczka chwaląc ich smak.
-dlaczego Laura tak się we mnie wpatruje? – zastanowił się Adam pociągając kolejny łyk kawy. Zdecydowanie jak na jego gust również zbyt słodkiej. Cóż, gość to gość, jakoś ją wypije. Grunt, że kapitan zadowolony. A nawet bardzo zadowolony … - zauważył błysk w oku kapitana.
-Ben! Nie wiedziałem, że masz w domu takie fajne kobitki! – ryknął Sparrow wpatrując się w Lil, która siedziała naprzeciwko niego. Ben chrząknięciem pokrył zmieszanie i sprostował
-to goście, żona Willa i jej ciocia.
-Will, tobie też się farci. Taka ładna kobitka. Ale ciotunia też niczego… pociągnął kolejny łyk kawy. Ostatni. Otarł usta.
-przy takiej kobitce, to bym zakotwiczył – oświadczył Sparrow. Lil otworzyła usta ze zdziwieniem. Co się dzieje. Adam też wypił. Laurze o mało co oczy na wierzch nie wyjdą, tak się wpatruje … a on nic. A ten kapitan robi się coraz bardziej wesoły? Na szczęście podwieczorek był skończony. Hop Sing zaczął sprzątać ze stołu. Wszyscy wyszli na ganek. Pogoda była piękna. Jack Sparrow zajął miejsce tuż przy Lil.
-już mówiłem, że z taką kobitką to bym pożeglował – uśmiechnął się, zdaniem Lil nieco lubieżnie. Odsunęła się.
-Ben, zobacz, czy nie przypomina ci tej laluni z tawerny w Kingston, która … resztę jego przemowy Ben zagłuszył bardzo donośnym kaszlem połączonym z chrząkaniem. Will i Adam usiłowali zachować powagę.
-Jack, tu są damy – delikatnie przypomniał Ben gościowi, że nie wszystkie tematy mogą być poruszane w obecności szacownych kobiet.
-Ben, kiedy widzę taką kobitkę, która ma zad jak rasowa klaczka, to zapominam o wszystkim, wierz mi – szczerze wyznał Sparrow ponownie wprawiając Bena i panie w konsternację i powodując groźbę skurczu mięsni twarzy u Adama i Willa. Spowodowaną hamowaniem się od wybuchu śmiechu.
-może pójdziemy na spacerek – zaproponował kapitan ciotce Lil. Wzdrygnęła się.
-raczej nie – sztywno odparła, i nagle nerwowo zachichotała.
-moja klaczka też tak rży, kiedy szczypię ją w … - tu znów pointę wypowiedzi zagłuszyły pochrząkiwania Bena.
-Lil, jesteś dla mnie stworzona – kontynuował Sparrow – pasujemy do siebie jak dwie babeczki śmietankowe, jak osełka do noża, jak bułeczka do masła … -wyliczał i coraz bardziej przysuwał się do Lil.
-Jack, tak nie można! – próbował ostudzić jego zapały Ben. Spojrzał na Adama szukając jak zwykle pomocy u najstarszego syna, ale się przeliczył. Wyraz twarzy Adama świadczył o tym, że jego najstarszy syn świetnie się bawi. No może męczy go to hamowanie śmiechu, bo wygląda jakby się dusił. Will również. Kuzynowie byli tu wyjątkowo zgodni.
-szaleję za tą damą. Będziemy niczym Neptun i Prozerbina, Albert i Wiktoria, Romeo i Julia – Sparrow był wyraźnie zafascynowany ciocią Lil. On jest oczarowany ciocią – pomyślała Laura – a może zaczarowany? Czyżby? Pomyliły filiżanki?! Albo panowie przy stole zamienili się nimi? O Boże! Co teraz będzie?! Laura patrzyła bezsilnie na żwawo umykającą ciocię i goniącego ją kapitana, nucącego przy tym Frywolną Molly. Para znikła w ogrodzie w okolicach sławetnej ławeczki. Z chaszczów dochodziły kolejne wersy marynarskiej piosenki i piski ciotki. Nie świadczące jednak o wielkim niezadowoleniu z zaistniałej sytuacji – pomyślała zdziwiona Laura - Ale co z Adamem? Jak go odzyskać? Zmarszczyła czoło pogrążając się w myślach, które co chwilę przerywał donośny bas kapitana nucący następną wesołą marynarska piosenkę i chichot ciotki Lil.
-sam już nie wiem. Nie chcę być niegrzeczny wobec kapitana. Uratował mi kiedyś życie… Adam! Zrób coś! – zażądał Ben.
-ależ Pa, wygląda na to, że się świetnie bawią, dlaczego mam im przeszkadzać – zaprotestował Adam
-ja też uważam, że pasują do siebie – poparł go Will, jak on to powiedział? – jak osełka do noża
-jak bułeczka do masła – dodał Adam i obaj ryknęli śmiechem. Ben sapnął nieco zbulwersowany i … dołączył do nich. Dawno nie było tak wesoło w Ponderosie.
A Laura usiłowała zrozumieć co się stało, zebrać myśli, opracować strategię odzyskania uczuć Adama, ale huczący bas kapitana, chichot ciotki i głośny śmiech Cartwrightów jej to uniemożliwiał. Na razie uniemożliwiał, bo postanowiła nie poddawać się. Ona jeszcze pokaże na co ją stać!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 22:09, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:14, 15 Kwi 2013 Temat postu: Zagadka Carson City |
|
|
Fajny ten kapitan.
Ale co teraz zrobi Laura ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:15, 15 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
I to jest pytanie, na które odpowie kolejna część fanfika
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 10:47, 16 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
I gdzie ta kolejna część?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 11:01, 16 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Pisze się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 11:03, 16 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Zawsze to już jakaś pociecha...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:29, 16 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Ale ładnie urządziłaś cioteczkę. Grunt, że zadowolona Czy ten eliksir działa bezterminowo, czy tylko do ślubu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:39, 16 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Słabo znam marynarzy. Nie wiem, czy tekst o wspólnym żeglowaniu i zakotwiczeniu z kobitką oznacza dążenie do ołtarza. On taki raczej frywolny wilk morski był, ale kto wie? Może to i niezłe wyjście. Wygląda na to, że stanowił niezłą odtrutkę na jad cioteczki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 10:00, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Część X
Główną ulicą San Francisco raźno kroczyło dwóch kowbojów. Jeden drobny, szczupły obdarzony pięknym uwodzicielskim uśmiechem i bujną czupryną, drugi potężny, niedźwiedziowaty, miał sympatyczny wyraz twarzy i dobroduszny uśmiech.
-piękne miasto! Joe.
-piękne, ale co ja z tego będę miał? – poskarżył się Joe.
-jak to co? Tyle tu do obejrzenia – zdziwił się Hoss – ulice, budynki, sklepy … ze słodyczami…
-ale ja chciałbym się zabawić, poszaleć! W Ponderosie i Wirginia City jest tak nudno – poskarżył się Joe
-Joe! Wiesz, że Pa zabronił robienia głupstw, gry w karty i innych rzeczy. Zawsze nas wpakujesz w jakieś kłopoty
-zaraz kłopoty. Trochę krzyku …o drobiazgi. Przecież nic takiego się nie stało – bronił się Joe.
-Joe, powiedziałem, żadnych kart ani chodzenia w takie miejsca … no wiesz … Pa zabronił!
-dobrze, dobrze, ty marudo. Wracamy do hotelu.
-już? Mieliśmy jeszcze pozwiedzać miasto.
-a co tu zwiedzać, kiedy do najciekawszych miejsc nie można wchodzić – poskarżył się Joe – dobrze, że pozałatwialiśmy wszystkie sprawy. Pa nie będzie nam kłuł w oczy Adamem, że on wszystko może załatwić a my tylko pakujemy się w kłopoty i tracimy pieniądze.
-Joe, bądź sprawiedliwy, Pa wytyka nam pakowanie się w tarapaty, ale nie tracenie pieniędzy. Zadowolony nie jest, ale nie wymawia!
-nie wymawia, ale patrzy – Joe trzymał się swojej teorii – jakby miał nam za złe, że Adamowi udają się biznesy, a nam nie!
-przesadzasz. Adam taki jest, że pieniądze go się trzymają. Nas się trzymają jakby mniej. I tak już jest - filozofował Hoss, co mu się bardzo rzadko zdarzało.
-jeszcze zobaczymy, kto tu ma najlepszą głowę do interesów - zagroził Joe i pogrążył się w rozmyślaniach. Milcząc doszli do hotelu. Hoss stwierdził z zadowoleniem, że pora obiadowa jest już tuż, tuż. Joe machinalnie wziął plik gazet z zamiarem poczytania ich w pokoju. Położyli się na łóżkach. Hoss zastanawiał się, co dzisiaj podadzą do jedzenia. Joe czytał gazetę.
-ha! – krzyknął
-co „ha”? – zapytał Hoss wyrwany z błogich rozmyślań o pysznym zapewne obiedzie.
-mam!
-co masz?
-mam! Propozycję zarobku. Poszukują dwóch walecznych mężczyzn, odważnych, potrafiących się bić. Jako ochroniarzy. To my! – cierpliwie wyjaśniał Joe zdziwionemu Hossowi.
-jak to my? Ja nic o tym nie wiem?- nadal dziwił się Hoss
-lubisz się bić?
-lubię, bardzo lubię - przyznał Hoss
-jesteś odważny?
-jestem - Hoss się nie sprzeciwiał
-ja również – jestem odważny, lubię się bić. Jest nas dwóch, więc na pewno to wymarzone zajęcie dla nas. Tutaj piszą, że to praca na tydzień. A wiesz ile płacą? - zapytał Joe
-skąd mam wiedzieć? Przecież mieliśmy wracać pojutrze – dodał
-wyśle się telegram do Pa, że sprawy się przeciągnęły. Wiesz, że za tydzień pracy płacą 4000 dolarów!
-ładny grosz. Na jednego wypada 2000$ – stwierdził Hoss
-4000$ na jednego! Razem 8000$! Tyle nawet Adam nie wyciągnie. Przez tydzień? Ale Pa się zdziwi. Zamuruje go! A jak Adam będzie nam zazdrościł! Idziemy! Energicznie pomachał gazetą.
-Hoss! Fortuna się do nas uśmiecha! Nie dajmy jej czekać!
-jaka Fortuna? Gdzie? Nie znam tej pani - zarzekał się Hoss. Joe machnął ręką i pociągnął brata za sobą. Adres znał. Był podany w ogłoszeniu. To niedaleko. Inny hotel. Też niezły – zauważył z zadowoleniem Joe. Weszli. Recepcjonista skierował ich do apartamentów pewnego dostojnika, jak to określił.
-słyszysz Hoss? Dostojnika – podkreślił Joe – ale miałem nosa!
Weszli na górę. Przed gabinetem kłębił się tłum chętnych dżentelmenów. Wyszedł sekretarz księcia (jak sam się przedstawił) i od razu znacznej części obecnych tam panów podziękował. Stwierdził, że nie spełniają kryteriów wymaganych przez Jego Wysokość. Niezadowolenie odrzuconych ucichło, kiedy wręczył im rekompensatę za stracony czas i fatygę. Rekompensata była wysoka.
-5 dolarów? – zdziwił się Hoss – przecież MY płacimy 30 dolarów za miesiąc pracy. I to ciężkiej pracy, do tego nocleg i wyżywienie - dodał.
-to wychodzi okolo 1 dolara dziennie, plus wikt i spanie - podsumował Joe - a ci tutaj płacą za samą fatygę 5 dolarów! Ale miałem nosa! Ma się tę główkę nie od parady!.
W poczekalni, przed gabinetem zostało tylko kilku mężczyzn. Wśród nich Joe i Hoss. Sekretarz, po uporaniu się z odrzuconymi na samym wstępie kandydatami, uważnie oglądał pozostałych.
-panowie razem? – zapytał, wskazując na Hossa i Joe
-tak. Razem. My jesteśmy braćmi.
-to się świetnie składa. Proszę za mną - wprowadził ich do gabinetu. Pokój wydał się chłopakom salonem. Obrazy, antyki, wazy, rzeźby. W głowie się kręcilo od tych wspaniałości. Takiego przepychu nigdy nie widzieli. W gabinecie, do którego wyszli za biurkiem siedział jeszcze jeden człowiek. Jak się okazało doradca Jego Wysokości, za nim stał potężny, łysy mężczyzna i drobny, pulchny człowieczek.
-wydaje mi się, ze ci panowie spełniają kryteria wymagane przez Jego Wysokość – oznajmił sekretarz – jeden jest potężny, silny, zapewni więc bezpieczeństwo Ich Wysokościom, a drugi ma miłą aparycję.
-panowie są zapoznani z warunkami? – zapytał doradca Jego Wysokości
-mniej więcej, ... nie bardzo - poprawił się Joe
-więc, po pierwsze, praca będzie polegała na chronieniu rodziny Jego Wysokości…
-OK, nadajemy się do tego – zapewnił Joe
-po drugie, musicie panowie poddać się drobnym „przeróbkom", żeby tę pracę móc wykonywać. Dodam, że jesteśmy skłonni podwyższyć wynagrodzenia a nawet przedłużyć czas zatrudnienia – zachęcał ich doradca
-jakie to przeróbki? – niedbale zapytał Joe, który w myśli już przeliczał stosy banknotów i delektował się miną najstarszego brata, gdy zastanie go przy tym lubym zajęciu
-jak pan sam widzi, szef naszej ochrony ma ogoloną głowę. Od panów również tego będziemy wymagać.
-w porządku, mnie na fryzurze tak bardzo nie zależy - zgodził się Hoss
-ogolić głowę! Moje włosy! – Joe trochę zrzedła mina
-jesteśmy skłonni podwyższyć wynagrodzenie do 5000$ - zaznaczył doradca. Dla Jego Wysokości pieniądze nie mają znaczenia. Liczy się dobra praca.
-OK. Włosy odrosną. Zgadzam się - w myślach dodał te kwoty i wyszło mu 10 000 $. Ale się Pa ucieszy. I jak ich będzie podziwiał, choć włosów szkoda - a wyżywienie i nocleg? Czy będą odciągane od wynagrodzenia? - Joe sam siebie podziwiał za zmysł do interesów. Ma się tę głowę biznesmena.
-ależ skąd! Wynagrodzenie jest liczone osobno. Wyżywienie, ubranie i nocleg my dajemy. Poza pensją. Joe spojrzał na Hossa. Ujrzał zachwyt w oczach brata. Tak, to jest zajęcie dla nich. Oni się urodzili po to, żeby tyle zarabiać.
-kiedy mamy zacząć? - zapytał Joe
-jak najszybciej. Tylko czeka panów jeszcze jedna drobna „przeróbka” . Widzicie, zgodnie z naszą tradycją żon Jego Wysokości pilnować mogą tylko specjalnego typu mężczyźni. Dr Living wyjaśni wam, na czym to polega. Uważam więc umowę za zawartą - doradca szeroko się uśmiechnął. Hoss również. Joe pochylił się i zapytał doktora Livinga
-o co chodzi temu panu? - doktor wspiął się na palce i wyjaśnił czego nie powinni posiadać strażnicy haremu Jego Wysokości. Oczy Joe zaokrągliły się ze zgrozy.
-Hoss! Oni chcą nas pozbawić klejnotów! – wrzasnął przerażony.
-jakich klejnotów? Joe, zwariowałeś? Przecież my nie nosimy biżuterii! – zdziwił się Hoss.
-jakich klejnotów?! Brylanty Ponderosy chcą nam zabrać! - Joe szeptem wytłumaczył Hossowi, czego chce go pozbawić ten mały doktor.
-co!!! Oni chcą mi wyciąć moje … - i tu Hoss urwał wątek, gdyż Pa wychował go na grzecznego faceta, który nie używa brzydkich słów. Zarazem i faceta zaradnego, który nie daje sobie zrobić krzywdy. Pierwszy oberwał mały doktor, potem sekretarz, następnie łysy facet. Przy tej okazji, pod rzucanymi przez Hossa w różnych kierunkach oprawcami, (dybiącymi na to, co uważał za bardzo cenne dla siebie i Joe) łamały się stylowe mebelki i gabinet sporo stracił na urodzie. Do gabinetu i poczekalni wpadła reszta pracowników księcia i obsługa hotelowa zwabiona odgłosami awantury. Joe i niesamowicie rozwścieczony Hoss, wsparci przez resztę chętnych do objęcia tej posady rozgonili to towarzystwo, przy okazji demolując to, co zostało całe z pierwszego starcia. Konkurenci zapewne nie byliby tak chętni do pomocy, lecz Joe w porę im wyjawił, czego sobie tajemniczy ogłoszeniodawcy życzą. Z jednej strony było to rozsądne posunięcie, bo pozwoliło kowbojom na ucieczkę z miejsca bójki. Pozostali anonimowi, bo nawet nie zdążyli się przedstawić. Z drugiej, nie wszyscy zdążyli w porę zbiec i sprawa stała się głośna.
Za szkody w hotelu zapłacił Jego Wysokość, ale historyjka o dwóch kowbojach, którzy nie chcieli za żadne pieniądze zostać eunuchami szybko się rozniosła. Pisano artykuły, opowiadania, ułożono piosenkę i skecze kabaretowe, a jeden komediopisarz, choć mało znany, stworzył nawet sztukę na ten temat. Wróżono jej duże powodzenie w miasteczkach Oregonu i Nevady.
Bracia wrócili do hotelu.
-nic nie mów! – zastrzegł Joe – i w Ponderosie też - ani słowa na ten temat! – dodał - bo Pa będzie zły, a Adam… Adam nam nie da żyć- jęknął.
-OK, a jak i tak Pa się dowie? - zastanowił się Hoss
-od kogo? Chyba, że ty się wygadasz. Trzymaj dziób na kłódkę. Wracamy.
-a obiad? - jęknął tym razem Hoss
-zjemy po drodze. Tak będzie rozsądniej i bezpieczniej.
-ale ja teraz jestem głodny!
* * *
Ponderosa.
-Pa, dlaczego oni wcześniej wrócili? Zastanawiał się Adam – pewnie znów narozrabiali
-Adam, zawsze braci podejrzewasz o najgorsze. Dorastają, nabierają rozsądku, poważnieją.
- Pa, to Joe i Hoss – przypomniał mu Adam
-no to co? I oni muszą kiedyś stać się mężczyznami, poważnymi mężczyznami, odpowiedzialnymi.
-tak, Pa, kiedyś. Ale nie dzisiaj. Nie dzisiaj, pa.
-nie bądź pesymistą. Myślę, że nadszedł czas, kiedy i oni stają się dorośli. A jak tam twoje sprawy z Aneshka?
-dobrze, Pa, niedługo się pobierzemy.
-a jej rodzeństwo? Nie będzie ci przeszkadzać? Oni potrzebują opieki. To jeszcze dzieci.
-Pa, lubię ich. Mam swoje lata i powinienem mieć już dzieci. W ich wieku albo starsze. Pa, oni są bardziej dorośli niż Joe i Hoss, rozsądniejsi. Ja cieszę się, że będę miał taką dużą rodzinę. Od razu. Nie tylko Aneshka. Chłopcy niedługo pójdą do szkoły. Chcą się uczyć, chodzić do collegu. Shemusha też ma plany na przyszłość. Też chce się uczyć. Zostaniemy sami z Aneshka. Może będziemy mieli swoje dzieci …- uśmiechnął się Adam.
-to dobra myśl. Adam! Mam prośbę, żebyście dali im imiona, … no takie … łatwiejsze do wymówienia.
-OK, Pa. To się da załatwić.
* * *
Słoneczny, piękny poranek. Ben czyta gazetę i zaśmiewa się do łez. Niesamowite, nie wytrzymam! Kto by pomyślał!
-Pa, co cię tak rozbawiło? - zapytał Adam
-w San Francisco jakiś turecki książę szukał eunuchów do pilnowania haremu.
-co to jest eunuch? – zapytał Hoss
- taki facet bez tych ... no, wiesz, bez czego… nie ogier ale wałach – mniej więcej. A raczej więcej niż mniej - wyjaśnił Adam. Hoss pochylił głowę nad talerzem. Joe uparcie obserwował drzewo za oknem. I tutaj dotarły wieści o tym naborze. Żeby tylko Pa nie skojarzył.
-i co dalej, pa? – zapytał Adam, który jednocześnie zaobserwował nietypowe zachowanie swoich braciszków.
-i przyszło dwóch kowbojów chętnych do tej pracy. Kiedy się dowiedzieli, czego chcą ich pozbawić zdemolowali pół hotelu i uciekli…
-taaak, dwóch kowbojów ... – z zastanowieniem ciągnął Adam. Joe popatrzył ponuro na niego. Ten… to wszystko zauważy. I jak kojarzy różne fakty. Zdrajca, nie brat.
-Pa, a co słychać u McDonaldów? - Joe usiłował zmienić temat rozmowy .
-u McDonaldow? Wszystko dobrze - słuchajcie, w artykule jest napisane, że pobili ludzi tego księcia i obsługę – nieźli musieli być, nie? – jeden był szczupły i drobny a drugi potężny jak niedźwiedź i silny jak byk … - Ben urwał i z zastanowieniem popatrzył na synów, z których jeden z natężeniem wpatrywał się w pusty już talerz a drugi w drzewo za oknem jakby usiłował je zmusić do szybszego rośnięcia. Mały i wielki, mały i wielki, cholera… Ben zdusił przekleństwo i ryknął
-mały i wielki?! Czy nic wam to nie mówi? - synowie podskoczyli nerwowo.
-mówi, Pa, mały i wielki – potwierdził Joe
-krótko! Czy to wy tam byliście – cicho zapytał Ben, co było jeszcze groźniejsze niż, gdy krzyczał na nich.
-nie tylko my, Pa, tam było więcej …
-idiotów – uczynnie podpowiedział Adam
-czy wiesz, że oni mogli was okaleczyć! Nieodwracalnie?! – wykrzyczał Ben -
zawsze się pakujecie w jakieś kłopoty
-i zawsze z nich wychodzimy – zuchwale odparł Joe - przecież nic nam się nie stało, pa
- miesiąc czyszczenia stajni – warknął Ben – dla obu brylantów Ponderosy - dodał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 10:00, 20 Wrz 2013, w całości zmieniany 8 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:43, 18 Kwi 2013 Temat postu: Zagadka Carson City |
|
|
Jak zawsze było wesoło a Joe i Hoss uratowali swą męskosć.
A co u naszej ulubionej Laury i Willa ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|