|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:43, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Jakieś kłopoty w tym liście, czy wręcz przeciwnie?
Ożeni się, czy znowu mu panna przejdzie koło nosa?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:44, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Króliczki kicają
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 10:08, 30 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
A szybciej kicać nie mogą? Może zachęć jakąś marchewką?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:00, 30 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kiedy wyrobię się trochę ze świątecznymi przygotowaniami pokicają... o ile będą w stanie dokicać do tej marchewki ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:15, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Część VIII
Adam wziął do ręki kopertę, wyjął z niej list i rozłożył go. Przeczytał. Zastanowił się. Przeczytał powtórnie. Nie był pewien, czy wszystko dobrze zrozumiał. Zwroty, jakich używał prawnik były dość specyficzne. Tekst nie bardzo pasował do sytuacji, w jakiej znajdowała się Aneshka z rodzeństwem.
-Aneshka, ten prawnik pisze, że masz się zgłosić do jego biura w sprawie spadku. Adam był bardzo zdziwiony, że kancelaria braci Sazerac zajmuje się spadkiem po jakiejś krewnej Aneshka. Nie przypuszczał, żeby mając zamożnych krewnych w Nowym Orleanie rodzeństwo żyło biednie w skromnym domku w Carson City. Chociaż… Aneshka kiedyś mu napomknęła o pobycie u cioci w Nowym Orleanie. Nie rozwijała jednak tego tematu.
-spadku? Jakiego spadku? Przecież i ciocia, i jej mąż żyli, kiedy wyjeżdżaliśmy. Ich czterej synowie również - zdziwiła się Agnieszka – a innych krewnych tutaj nie mamy. Adam zastanawiał się, czy zapytać o powód wyjazdu, ale pomyślał, że jeśli sama nie powiedziała, to może było coś nieprzyjemnego, może jakaś kłótnia rodzinna?
-Aneshka. Czy twoja ciocia była zamożna?
-nie wiem?... chyba nieźle jej się powodziło. Mieszkali w dużym domu.
-cóż, trzeba będzie pojechać i na miejscu sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi? – zdecydował Adam
-pojadę –z decydowała Agnieszka, jakoś sobie dam radę w podróży – ty Przemusia zajmiesz się chłopcami…
-nie, pojedziemy razem. Podróż jest daleka i ktoś musi się tobą zaopiekować – oburzył się Adam
-ale to nie wypada – słabo broniła się Agnieszka
-pojedziesz ty, pojedzie Adam i ja - zdecydowała praktyczna jak zwykle Przemusia. Adam się oświadczył, jak należy, został przyjęty i teraz jest twoim narzeczonym. Powinien dbać o twoje interesy. A ja pojadę jako twoja przyzwoitka. Niania zawsze mówiła, że młoda kobieta nie powinna przebywać sam na sam z mężczyzną, który nie jest jej mężem lub bliskim krewnym. No to nie będziesz sama - podkreśliła i mrugnęła porozumiewawczo do Adama.
Ja naprawdę kiedyś coś zrobię tej smarkatej - pomyślał - za bystra jest. Ale niegłupio mówi.
-to postanowione. Jutro kupuję w Wirginia City trzy bilety do Nowego Orleanu. A co z chłopcami? – przypomniał sobie o Krzysztofie i Szczepanie - może ich zawiozę do Ponderosy?
-nie trzeba. Zaopiekuje się nimi pani Grant – Przemusia jak zwykle umiała znaleźć wyjście z kłopotliwej sytuacji. Adam dopiero po swojej ofercie przypomniał sobie o gościach przebywających na ranczo.
-a ile będą kosztować bilety? - zapytała Agnieszka
-nie wiem. Rozliczymy się po powrocie – zażartował Adam.
-a jak tego spadku nie starczy na zwrot kosztów podróży - martwiła się Agnieszka
-zaryzykujemy – perspektywa wspólnej podróży z dziewczyną, nawet w towarzystwie Shemusha wprawiła Adama w doskonały nastrój. Przy okazji obejrzą sobie Nowy Orlean. Piękne miasto!
- szykujcie się do wyjazdu! Jutro po was przyjeżdżam. Nie bierzcie zbyt dużo kufrów podróżnych! – dobry humor Adama nie opuszczał. Pożegnał się z rodzinką i później, tradycyjnie przy furtce, bardzo czule z Agnieszką ... i popędził do domu.
Ben jeszcze nie spał. Siedział przy biurku i podliczał kolejne rządki cyferek. Właściwie sprawdzał obliczenia. Czas mu się dłużył. Czekał na Adama. Zastanawiał się, jak mu poszła rozmowa z dziewczyną? Czy oświadczyny zostały przyjęte. Może nareszcie jego chłopiec założy rodzinę … Usłyszał tętent końskich kopyt. To na pewno Adam. Dlaczego tak późno? Wyszedł przed dom. Adam zeskoczył z konia, uśmiechnął się do Bena. Chyba mu dobrze poszło - pomyślał Ben. Poczekał aż Adam zaprowadzi konia do stajni, rozsiodła, napoi i nakarmi. Razem wrócili do domu. Usiedli w fotelach koło kominka.
-i? - nie wytrzymał Ben
-oświadczyłem się – oznajmił Adam
-i? – za co on mnie tak maltretuje, pomyślał Ben. Mógłby od razu powiedzieć!
-i zostałem przyjęty – Adam lubił nieco podroczyć się z Pa.
-to kiedy ślub?
-nie ustaliliśmy terminu, ale pewnie niedługo. A! Pa, jutro jadę do Nowego Orleanu z Aneshka i Shemusha. Dostały list z kancelarii braci Sazerac, że jest jakaś sprawa ze spadkiem po cioci. One nie bardzo wiedzą o co może chodzić. Tam była liczna rodzina. Skąd więc spadek?
-to nie pojedziesz do San Francisco? - upewnił się Ben
-nie, tam jest pilniejsza sprawa. San Francisco może poczekać – zdecydował Adam.
-pewnie, że może – zachichotał Ben – a Laura?
-a Laura. Cóż, to ona wybrała. Nie życzę jej źle. Może kiedyś będzie szczęśliwa, znów. Mam nadzieję. Ale na pewno nie ze mną - stanowczo stwierdził Adam.
Ranek. Śniadanie w Ponderosie. Przy stole nie ma Adama.
-a gdzie jest Adam? – zapytała Lil
-wyjechał – odparł Ben. Wyszedł bardzo wcześnie, żeby się nie spóźnić na dyliżans.
-do San Francisco? – upewniła się Laura
-nie … do Nowego Orleanu – sprostował Ben, modląc się o jakieś wydarzenie, które odciągnie od niego uwagę tych dwóch ba… kobiet, i przestaną go wypytywać o syna. On chce spokojnie zjeść śniadanie. We własnym domu.
-do Nowego Orleanu?! – Joe aż podrzuciło do góry – i MNIE nie zabrał ze sobą – oburzył się młodszy braciszek. Perspektywy jakie stwarzał pobyt w tym wspaniałym mieście były znacznie bardziej interesujące niż pobyt w San Francisco
- tam to się ludzie potrafią bawić – westchnął.
-do Nowego Orleanu – zabrzmiał duet Laury i Lil – a po co?
-ma tam sprawy do załatwienia – Ben nie potrafił postępować niegrzecznie z kobietami, pohamować ich wścibstwo, powiedzieć otwarcie, że to nie ich sprawa. Choć miał na to ochotę.
-jakie sprawy? Przecież miał załatwiać sprawy w San Francisco – dociekała Laura.
-przełożył na później - cierpliwie wyjaśnił Ben.
-dlaczego?! – Lil też była ciekawa.
-Adam wczoraj oświadczył się i został przyjęty. A sprawy do załatwienia ma jego narzeczona, a moja przyszła synowa – Ben z dużym zadowoleniem obserwował jak obie damy purpurowieją. Nie widać było na ich twarzach radości ze szczęścia kuzyna Adama.
-a jaki piękny pierścionek wybrał – Ben był bezlitosny – idealnie oszlifowany szmaragd o unikalnym odcieniu zieleni, otoczony brylancikami. Jubilerskie cacko – dorzynał swoje ofiary biorąc odwet za zmarnowane śniadanie – mówię wam – wyjątkowy okaz! – Adam zapłacił za to cudo kupę pieniędzy! Stado krów by kupił za takie pieniądze!
-Adam? Tyle wydał na pierścionek?! A mnie dał … - Laura urwała, słusznie przypominając sobie, że to ona wybrała innego faceta.
-jak taki piękny kolor i robota, to pasuje do Aneshka – dodał Hoss, po czym uświadomił sobie, że wbił jeszcze jedną szpilę w zbolałą duszę i dumę Laury. Nie dość, że Adam nie padł jej do stóp, gdy raczyła przyjechać do Ponderosy, to jeszcze ofiarował innej kobiecie dużo ładniejszy i droższy pierścionek niż jej Laurze! I to jakiej kobiecie! Niepiśmiennej! Cudzoziemskiej biedocie. Ani to nie ma sukienek przyzwoitych, ani rancza. Żadnego posagu. Gdzie ci mężczyźni mają rozum?
Ben spokojnie kończył śniadanie. Dziwne, ale nagle wrócił mu apetyt. Nie był mściwy, ale poczuł coś w rodzaju satysfakcji na widok min obu dam. Im jakoś apetyt przestał dopisywać. Siedziały ze skwaszonymi minami i naburmuszone. Zupełnie jak Joe, który nie mógł darować bratu, że nie wziął go ze sobą do tak wspaniałego miejsca. I całe szczęście, z ulgą westchnął Ben i otrząsnął się na myśl, co też jego beniaminek mógłby zdziałać, nawet w czasie krótkiego pobytu w miejscu stwarzającym tyle możliwości. Niech Bóg broni. Wzdrygnął się. Różnego rodzaju przybytki, szulernie, przygody z rozmaitymi awanturnicami. Pięknych kobiet w Orleanie nie brakuje a Joe ma skłonności do pakowania się w kolejne kłopoty. Hoss na szczęście miał obojętny stosunek do ewentualnych rozrywek. Interesowało go śniadanie. Najeść się do syta a potem praca… obiad … praca … kolacja i pora snu. Chyba, że Joe go wyciągnie do Wirginia City. Ale Joe ma zakaz – przypomniał sobie Ben. Więc nie wyciągnie. I bardzo dobrze. Będzie spokój, bo i te dwie damy jakoś cicho siedzą. Dalszy ciąg posiłku przebiegał w grobowej atmosferze. Było tak cicho, że słychać było tylko pomlaskiwanie Hossa i wzdychanie Joe z żalu nad utraconymi możliwościami. Tak. Nareszcie wrócił spokój i porządek. Ben dopił kawę, z szacunkiem wstał, kiedy damy się podniosły z krzeseł i wszyscy rozeszli się do swoich zajęć. Joe i Hoss do porządków w stajniach, Ben do robienia rachunków a damy poszły na spacer, żeby spokojnie i bez świadków ponarzekać na męską niestałość, niegodziwość i głupotę.
Nowy Orlean.
Przed kancelarią braci Rene&Pierre Sazerac zatrzymał się wynajęty powóz. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna. Pomógł wydostać się z pojazdu młodej kobiecie i dziewczynie.
Polecił woźnicy, aby zaczekał na ich powrót. Weszli do środka. Agnieszka była bardzo zdenerwowana. Od dzieciństwa kojarzyła urzędowe i prawnicze pisma z czymś złym, kłopotami itd. Pewnie i tym razem tak będzie.
Adam był zaskoczony elegancją i bogactwem wystroju wnętrza. To musiało sporo kosztować! Wprawdzie pa mówił mu, że kancelaria braci Sazerac’ów to stara firma, bogata i prowadzi poważne sprawy. Nie spodziewał się jednak aż takiego luksusu. Na ich widok podniósł się zza biurka jeden z pracowników
-proszę powiedzieć monsieur Sazerakowi, że przyszła – tu Adam lekko ścisnął za rękę Agnieszkę. Zrozumiała
– przyszła mademoiselle Agnieszka Katarzyna Chrządzyszczakiewicz. Adam przeżył chwile radości widząc wyraz twarzy pracownika kancelarii. Nie tylko on ma problemy z powtórzeniem tego imienia i nazwiska. Pracownik dyplomatycznie wybrnął z sytuacji. Ukłonił się i poszedł do gabinetu szefa. Po chwili wyszedł wysoki, szczupły brunet o sympatycznym uśmiechu. Agnieszka trochę odprężyła się. Nie wyglądał na zwiastuna nieszczęść. Może to pomyłka i chodzi o kogoś innego. Nie przyszło jej do głowy, że nawet w Ameryce trudno znaleźć kogoś z takim nazwiskiem.
-witam, witam, proszę do gabinetu. Monsieur Sazerac był bardzo uprzejmy. Ciekawe, czy to Pierre, czy Rene pomyślał Adam. Jakby czytając w jego myślach, prawnik dodał
– jestem Rene Sazerac. Miło mi, bardzo mi miło panią widzieć mademoiselle Agnes. Proszę usiąść. A towarzyszą pani? ... zawiesił głos
-moja siostra Przemysława i mój narzeczony - wyjaśniła
-Cartwright, Adam Cartwright – przedstawił się Adam
- no tak. Osoby najbliższe. To może niech zostaną – ciągnął Rene Sazerac. Mam dla pani złe wieści. Bardzo smutne – dodał. Agnieszka ponownie zesztywniała ze strachu.
-mieliśmy epidemię żółtej febry. Co jakiś czas nawiedza nasze miasto. Właściwie to nawet nie była epidemia, tylko kilkadziesiąt przypadków zachorowań. Na szczęście lekarze zdołali ją opanować. Nie trwała długo. Niestety nie dla wszystkich. Najpierw zachorował pani wuj. Potem synowie. Cała czwórka. Pani ciocia wraz ze służącą opiekowały się nimi. Przykro mi. Nie udało się ich uratować. Potem zachorowała ciocia. Choroba miała nieco lżejszy przebieg, ale organizm był wyczerpany, do tego rozpacz po stracie synów… Ciocia pani zdążyła podyktować swoją ostatnią wolę, testament. Ona odziedziczyła wszystko po śmierci męża i synów. Cały majątek. Pani wuj o ile wiem, nie miał już bliskiej rodziny. Ciocia swój majątek przekazała pani. Jeżeli ma pani dokumenty potwierdzające tożsamość, to natychmiast przystąpimy do sporządzania nowych aktów własności i tak dalej i tak dalej…
-oczywiście, mam. Proszę – metryka, metryki moich rodziców, świadectwo ich ślubu i cała reszta rodzinnych papierów. Dobrze, że po łacinie napisane. Przynajmniej część z nich. (jak to dobrze, że wuj Ksawery tak marudził i kazał jej wziąć te wszystkie papierzyska, a tak się broniła!, kłóciła, że tam, za oceanem na nic jej się nie przydadzą)
-czy długo potrwają te formalności - zapytał Adam
-obawiam się, że trochę czasu to zabierze monsieur, sporo tego jest.
-sporo? Zdziwiła się Agnieszka - to znaczy ile?
-to trudno powiedzieć tak dokładnie ile? Ceny się wahają, w górę, w dół, … jest dom w Nowym Orleanie w Dzielnicy Francuskiej.
-pamiętam. Mieszkaliśmy w nim.
-wyposażenie domu jest sporo warte. Wujek kolekcjonował antyki. No i obrazy. Też wiele warte. Do tego biżuteria cioci. Przechowywana w sejfie Banku braci Dernier. Przekażę pani klucz i hasło.
-to bardzo dużo odziedziczyłam – wyjąkała zdumiona Agnieszka.
-to nie wszystko, jeszcze są udziały w kilku spółkach. Nawiasem mówiąc świetnie prosperujących. Jest też pani właścicielką pięciu statków kursujących pomiędzy Europą a Stanami. Pływają z pełnymi ładowniami w obie strony i też przynoszą niezłe zyski.
-tto bardzo dużo – Agnieszce zaczynało brakować słów
-to nie wszystko – ciągnął Rene Sazerac – należy do pani dom, właściwie pałacyk w Montfleury i plantacja trzciny cukrowej.
?
-i ma jeszcze pani część, znaczącą część udziałów w hutach i walcowniach Scranton w Pensylwanii
-?
-muszę przyznać, że pani wuj wiedział, jak lokować pieniądze. Musimy teraz to wszystko uporządkować, wystawić dokumenty i akty własności na pani imię i … jest pani bogatą, bardzo bogatą kobietą. Gratuluję … no i oczywiście wyrazy współczucia z powodu śmierci rodziny. Bardzo współczuję.
-jak długo potrwają te wszystkie formalności? - ponownie zapytał Adam.
-kilka dni, może trzy, dwa, jeśli pracownicy chwilowo odłożą mniej pilne sprawy…
-więc przyjdziemy pojutrze. Mam nadzieję, że wszystko już będzie przygotowane - stwierdził Adam i wyprowadził dwie oszołomione niewiasty z eleganckiej kancelarii braci Sazerac’ów. Nawet pyskata zwykle Przemusia umilkła.
-a teraz zwiedzimy sobie Nowy Orlean – zapowiedział Adam. Spędzili w tym mieście dwa przemiłe dni. Pogoda dopisywała. Ostatniego dnia pobytu dopełnili formalności związanych z przejęciem spadku przez Agnieszkę i ruszyli w powrotną drogę. Do domu.
Adam odwiózł narzeczoną i jej siostrę do Carson City. Potem pojechał do Ponderosy. Zastanawiał się, czy Aneshka nadal go chce za męża. Nie był już dla niej taką wspaniałą partią. Z taką urodą i posagiem to ona może mieć każdego. Wprawdzie była miła dla niego, chętnie przyjmowała jego pomoc, ale… co będzie z nimi dalej? Zobaczy się. On z niej nie zrezygnuje. Chyba, że dla jej dobra.
Wszedł do domu. Przywitał go ojciec. Od razu poznał, ze syna coś gryzie.
-jakieś kłopoty?
-nie, wszystko OK
-Aneshka ma kłopoty?
-nie, wszystko OK
-nie dostała spadku?
-dostała
-to gdzie problem?
-dostała za dużo – stwierdził Adam z goryczą.
-za dużo? I ty to mówisz? Nie chcesz posażnej żony? – zdziwił się Ben
-posag mi nie przeszkadza. Chociaż ja na posag nie patrzyłem, kiedy ją prosiłem o rękę. Skąd mogłem wiedzieć, że tyle dostanie?
-tak dużo?
-bardzo dużo! Więcej ma ode mnie. Od ciebie też, pa - dodał z satysfakcją.
-ale to jest podzielone na nią i rodzeństwo
-nie, pa, ta ciocia była siostrą jej matki, Shemusha i bracia są dziećmi drugiej żony jej ojca i nic nie dziedziczą. Ona sama chce im odstąpić część pieniędzy. Żeby też byli bogaci.
-to ładnie z jej strony. Bogata żona…i co teraz zrobisz?
-nie wiem.
-chyba nie zerwiesz zaręczyn przez jej spadek – zatrwożył się Ben, którego myśl, że przyszła synowa jest i ładna i niegłupia, a do tego bardzo zamożna jakoś nie zmartwiła.
-ja nie, ale ona? - zastanowił się Adam.
Na drugi dzień rano pojechał do Carson. Jak zwykle cała rodzinka wyskoczyła na jego powitanie. Przemusia, posiadająca jakby szósty zmysł wyczuła, że Adam chce porozmawiać z Agnieszką. Zapewne o ważnych sprawach. Wyciągnęła garnących się do Adama chłopców do ogrodu i kazała im okopywać grządki. Gdzie bądź. Sama zajęła strategiczne miejsce pod oknem. Tu najlepiej było słychać rozmowę toczącą się w pokoju. Musi przecież dopilnować, żeby tych dwoje głuptasów nie zrobiło czegoś nierozsądnego.
-Aneshka, sytuacja się zmieniła – stwierdził smutno Adam
-tak, rozumiem - równie smutno odparła Agnieszka. Tak przeczuwałam. Jednak mu ta wdowa nie wywietrzała z głowy - pomyślała.
-ja też rozumiem – ciągnął Adam
-jeżeli chodzi o mnie, to niech będzie jak postanowisz – Agnieszka trzymała się ostatkiem sił.
-ja chcę, żebyś była szczęśliwa – tłumaczył Adam, tak jakby się usprawiedliwiał
-ja też ci źle nie życzę, jeśli chcesz zerwać zaręczyny… - tu rozmowę przerwał okrzyk Przemusi
– czy wy zgłupieliście do reszty?! Co chcecie zrywać? Dlaczego? Przecież się kochacie! Może nie? – zapytała retorycznie.
-nie wtrącaj się – krzyknęła na nią Agnieszka
-smarkata, ja cię kiedyś … Adam urwał i stwierdził
– ja cię bardzo kocham Aneshka i chcę, żebyś miała męża który do ciebie bardziej pasuje. Jesteś bogata i możesz wybierać… między najlepszymi ...
-już wybrałam. Najlepszego. I przypominam ci, że oświadczyłeś się wcześniej, niż dowiedziałeś się o wielkości spadku. Więc nie dla pieniędzy – dodała.
-nie wiedziałem, ale teraz to będzie wyglądało jakbym był łowcą posagów – Adam miał jeszcze wątpliwości - ludzie tak powiedzą.
-a do tej pory mówili, że Agnieszka łapie cię na siłę, bo jesteś bogaty i co? Przeszkadzało ci to? – Przemusia niczym uparta kukułka ze szwajcarskiego zegara, ukazała się w drugim okienku.
-to co innego - odpowiedział jej Adam
-to zupełnie to samo - odkrzyknęła Przemusia. Adam dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zaczyna o swoich osobistych sprawach dyskutować z tą przemądrzałą smarkulą.
-Shemusha! Ja naprawdę ci … - a właściwie masz rację i jesteś kochana – zamknął jej okienko przed zadartym noskiem i zajął się dalszym ciągiem dyskusji z aktualną, jak się okazało narzeczoną. Uwielbianą i ukochaną.
W Ponderosie Ben zabawiał miłych gości wieściami ze świata. Nie omieszkał wspomnieć o powrocie Adama z Nowego Orleanu.
-i proszę, okazało się, że ta Polka ma duży, bardzo duży posag. Adam będzie wiedział, jak pomóc jej w zarządzaniu pieniędzmi, żeby przynosiły należyty dochód. Chociaż ona też ma głowę na karku.
-to dlatego tak latał do niej – wycedziła ciotka Lil
-przecież nie mógł wiedzieć o spadku – zdziwił się Ben
-wiedział, nie wiedział, kto teraz dojdzie. Na pewno doszły go pogłoski o pieniądzach – mruknęła Laura i wyszła z pokoju. Usiadła na ławeczce obok Hossa i zaczęła rozpaczliwie szlochać. Hoss nie bardzo wiedział co robić, siedział obok z zakłopotaną miną. Laura szlochała coraz rozpaczliwiej. Oparła się o Hossa i łkała głośno. Osunęła się bliżej niego i oparła o szeroką, dającą poczucie bezpieczeństwa pierś. Objęła go. Hoss był bardzo zakłopotany. Bo cóż miał zrobić? Odsunąć, uciec? Wyrwać. Jakoś głupio.
-co to ma znaczyć? Hoss! Ty Casanovo! - Joe był zaskoczony sytuacją w jakiej znalazł sie Hoss
-co to ma znaczyć? – usłyszał głos ciotki Lil. Raczej triumfujący. Nie ten Cartwright, to inny. Też zamożny.
-co to ma znaczyć! – w głosie Bena nie słychać było zadowolenia.
-co to ma znaczyć?!!! – zabrzmiało pytanie z drugiej strony podwórza. Spojrzeli. Oparty o drzewo Will Cartwright z dezaprobatą obserwował zachowanie swojej żony.
-Will! Ty żyjesz?!!! – wyjątkowo zgodny rodzinny chórek co prawda nie rozwiązał kwestii znaczenia owej sceny, ale zadał równie interesujące pytanie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 21:56, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:20, 03 Kwi 2013 Temat postu: Zagadka Carson City |
|
|
Dobrze że Will jednak żyje i wrócił po Laurę.
I tradycyjnie -gdzie ciąg dalszy ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:47, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
No i teraz biedny Adam będzie miał dylemat, lepiej mieć bogatą żonę, czy biedną żonę Dziewczyna niby ta sama, a jednak nie ta sama...
Teraz Francuz mógłby napisać wiersz o Adamie - łowcy posagów, tak jak napisał o Benie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:51, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Francuza niestety nie przewiduję. Myślałam o o gnistym Hiszpanie - łowcy posagów, ale skąd Hiszpan w Ponderosie. Wystarczy nagłe pojawienie sie Willa. Szczęścia w rodzinnym chórku jakoś nie było słychać, kiedy go ujrzeli
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:01, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Dlaczego? Powinni się ucieszyć, rozwiązuje im problem!
A skąd Hiszpan w Ponderosie? Z Wirginia City! Tak jak Francuz, który miał piękną siostrę i dlatego Joe musiał go przywieźć do domu
Francuz napisał wiersz, w którym sławił Bena, jako pana Ponderosy, który żenił się z bogatą panną, potem ją zabijał, żenił się z następną i też ją zabijał itd. I tak powstała potęga Ponderosy Ben go o mało za ten wiersz nie udusił, Adam i Roy go obronili
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:03, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Zdaje się, że potem tego Francuza cała rodzinka zgodnie goniła, kiedy ukradł zdjęcia tych trzech domniemanych ofiar Bena. Oczywiście bardziej mu chodzilo o zlote ramki niż o ich podobizny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:08, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Hiszpan mógłby być łowcą posagów ale Agnieszka powinna być mądrą kobietą. Żadne zauroczenie Hiszpanem, jak obok stoi Adam. Świata poza nim nie powinna widzieć. A może cioteczka byłaby zainteresowana Hiszpanem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:11, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Cioteczka może i chętnie zerknęłaby na Hiszpana, ale czy sama byłaby obiektem pożądliwych spojrzeń? On raczej "polowałby" na bogatą i piękną ... jak taki ognisty Agnieszka spełniała warunki, ale już dokonała wyboru
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 22:13, 03 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:17, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Jak mu zależy na posagu, to mógłby przymknąć oko, skoro Laura przymknęła i tuliła się do Hossa. Hoss chyba nie był w jej typie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:28, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Pewnie nie był, ale... na bezrybiu i rak ryba Lil raczej nie była bogata, Laura średnio. Miała pieniądze za ranczo, sporo tego było, ale o zawrót głowy nie przyprawiało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|