Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hej! Sobótka, Sobótka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:33, 22 Cze 2018    Temat postu: Hej! Sobótka, Sobótka

Hej! Sobótka, Sobótka

Z grona nimf wirujących pod obłokami oderwały się dwie i poleciały ponad drzewami kłócąc się zawzięcie.
-A właśnie, że to zrobię! – pokrzykiwała Pinusato, wyjątkowo złośliwa Driada.
-Ale za co? Nie powinnaś! Po co? Daj im spokój – próbowała ją uspokoić Kampanulato, pogodna, nieco leniwa Lejmoniada.
-A właśnie, że nie dam – wrzasnęła Pinusato i pomachała różdżką. Dwa obłoczki pomknęły w stronę ludzkich siedzib.
-No i co teraz będzie? – biadała Kampanulato – i to tuż przed Sobótką? Pomogę im- zadeklarowała
-A właśnie, że nie pomożesz – sprzeciwiła się Pinusato i usiłowała jej odebrać różdżkę. Nimfy zaczęły się szarpać i w efekcie obłoczek, który wyszedł z różdżki Kampanulato podzielił się na dwa mniejsze.
-No to się porobiło-westchnęła Kampanulato-co to będzie? Co to będzie? – retorycznie zapytała. Pinusato odpowiedziała jej ironicznym prychnięciem.


W Wirginia City wrzało. Dwaj powszechnie szanowani obywatele kolejny raz kłócili się. Głośno, nie szczędząc sobie wyszukanych epitetów. Nikt nie wiedział dlaczego tak się nie lubią? Jaki był powód tych kłótni? W każdym razie mieszkańcy miasta mieli niezłą rozrywkę.
-Cartwright ma być gubernatorem? Po moim trupie!- wrzeszczał Padraig O’Brien, niewysoki, grubawy Irlandczyk-przecież wiadomo, jak się wzbogacił! Skąd miał pieniądze!
-No skąd?-zahuczał Ben Cartwright – powiedz skąd? Ja się nie obawiam. Dorobiłem się ciężką pracą!
-Pracą? – głos O’Biena przeszedł w wyższe tony-to branie kolejnych posażnych żon i pozbywanie się ich to praca? Od kiedy?
-Ja?! Ja pozbywałem się swoich żon? To bzdura! Wszyscy mogą zaświadczyć- Ben rozejrzał się dokoła, ale nikt z mieszkańców miasta nie zabierał głosu. Przecież ludzie pamiętają Marie, matkę Joe-napomknął
-Właśnie-Irlandczyk był w swoim żywiole-zginęła tragicznie, o ile wiem-stwierdził-posag został i syn, który mógł pracować. Wszyscy o tym wiedzą! Żeby nie ten Francuz, to Cartwright nadal udawałby bogobojnego człowieka-obwieścił zgromadzonym
-Jaki Francuz? To był oszust, złodziej i szantażysta! Jaki posag? Marie nie miała posagu-zaprotestował Ben – a Joe miał wtedy 5 lat. Był małym chłopcem! Nie mógł jeszcze pracować!
-Nie mówię, że jeździł na spędy, ale mógł popilnować mniejsze zwierzęta, kury, gęsi – wywodził O’Brien
-Głupstwa gadasz!-ryknął Ben
-Ja! Ja gadam głupstwa?! To ty gadasz od rzeczy-Padraig poczerwieniał na twarzy, a gęsta szopa rudo-siwych włosów uniosła się, tworząc malowniczy czub.
-Ja? Co ty masz do mnie? – Ben nadal był wściekły-hodujesz te swoje barany i niewiele od nich jesteś mądrzejszy!
-Ja jestem głupszy od swoich baranów-zaperzył się O’Brien-Ja? Ty … Ty … d…po wołowa – dociął Benowi nawiązując do hodowanych przez niego zwierząt.
-Jak mnie nazwałeś?-ryknął Ben - Ty … ty barani k…sie – określił przeciwnika nawiązując do hodowanych przez niego owiec.
Co się stało pa?-zapytał Hoss – przecież nigdy tak się nie zachowywał.
-Właśnie-poparł go Joe- zawsze mówił, że trzeba rozmawiać, a nie kłócić się lub bić.
-Przecież on rozmawia z O’Bien’em – sarkastycznie stwierdził Adam-głośno rozmawia, tyle, że nigdy nie używał takich słów-zastanowił się najstarszy syn Bena
-Chyba przestał rozmawiać-jęknął Hoss-pa zdejmuje kamizelkę, chyba będzie się bić!
-Lepiej ich rozdzielić-zdecydował Adam i synowie odciągnęli rozsierdzonego pa, który już zdążył zdjąć swoją ulubioną kamizelkę. Również Padraiga przed rękoczynami powstrzymali jego pracownicy.
-Ty irlandzki kurduplu-ryknął Ben
-Ty … ty kowboju za dwa centy-odciął mu się Padraig. Na szczęście na tym spotkanie się zakończyło.
Na drugi dzień w Ponderosie od samego rana słychać było krzyki Bena, obiecującego Irlandczykowi atrakcje w rodzaju wyrwania nóżek, przeciągnięcia po prerii przez nieujeżdżonego konia, wytarzania w smole i pierzu itd.
Nadjechali synowie, którzy byli na południowych pastwiskach.
-Pa, co się stało?-grzecznie zapytali
-Co się stało? Ten irlandzki wyskrobek pomalował naszego byka na zielono! Ja mu … pienił się Ben
-Pa, dlaczego na zielono?-zapytał Hoss
-To kolor Irlandii-wyjaśnił mu Adam
-Aha-uspokoił się średni syn.
-Co Aha? Nasz reprezentacyjny, rozpłodowy buhaj, nasz czołowy reproduktor jest zielony!-zaryczał Ben-Z-i-e-l-o-n-y! Rozumiecie?! A ten kurdupel pewnie się śmieje… i ludzie z Wirginia City śmieją się razem z nim. Zróbcie coś z tym-polecił synom ledwie powstrzymującym się od śmiechu.
OK pa-zgodnie obiecali Joe i Hoss.
Po południu, kiedy na ulicach Wirginia City było dość tłoczno, przez główną arterię tej miejscowości truchtało i beczało dziwne zwierzę. Wyglądało na barana, ale obfita wełna na jego łbie była ufarbowana na rudo i tak przemyślnie przystrzyżona, że wyglądała tak samo, jak fryzura O’Briena. Ludzie popatrywali na barana, trącali się łokciami i chichotali. Zwierzę wydawało z siebie zadziorne –bee, bee, co jeszcze bardziej rozśmieszało przechodniów. Przypadkiem O’Brien załatwiał coś w banku i też znalazł się na tej ulicy. Zobaczył barana i aż napęczniał ze złości.
-To na pewno sprawka Cartwrightów-stwierdził-ja … ja zażądam pojedynku, nie pozwolę się poniżać-wychrypiał-będę się strzelał z tym skurczybykiem. Nie daruję … -lista wyzwisk była długa i urozmaicona.

Zapadał wieczór. Wirginia City jeszcze nie układało się do snu. Z salonu dochodziła skoczna melodyjka wygrywana na rozklekotanym pianinie, ludzi gromadzili się w grupkach omawiając wydarzenia minionego dnia. Z jednego z domów wyszła dziewczyna i szybko szła w kierunku hotelu. Z saloonu wytoczyło się trzech podpitych kowbojów. Otoczyli ją i namawiali na wspólny taniec. Dziewczyna była szczupła i niewysoka, usiłowała się im wyrwać, ale nie mogła. Byli więksi i silniejsi od niej.
-Jeden taniec, ślicznotko … tylko jeden taniec- bełkotał najtrzeźwiejszy z nich.
-Puście mnie-prosiła-muszę już iść, spieszę się …
-Nie puści … i w tym momencie niedoszły tancerz znalazł się na ziemi, po silnym ciosie zadanym przez wysokiego bruneta.
Pozostali rozsądnie się wycofali rezygnując z tańca.
-Dziękuję panu-dziewczyna wiedziała, że kowboje pewnie nie mieli złych zamiarów, ale była wdzięczna za ratunek przed tańcem z partnerem ledwie trzymającym się na nogach.
-Drobiazg-rycersko zadeklarował wybawca-odprowadzę panią
Powinienem się przedstawić, ale po ostatnich wyczynach pa, to lepiej nie wychylać się z nazwiskiem-pomyślał i powiedział
-Jestem Adam … Adam Stoddard-przedstawił się-Nigdy nie myślałem, że będę chciał ukrywać nazwisko Cartwright
-Nessa … Nessa McGregor
-To gdzie ma’am odprowadzić?-zapytał
-do hotelu-rodzina na mnie czeka-i Nessa, nie ma’am
-A ja Adam. To jesteś tu przejazdem?
-Trochę przejazdem, trochę pobędę dłużej, jeszcze nie wiem-odpowiedziała zerkając na towarzyszącego jej mężczyznę.
-hm! Zachęcam do zwiedzenia naszej okolicy. Jest urocze jezioro Tahoe, lasy, góry, piękne widoki-zachęcał ją – do tego Polacy urządzają … nie wiem jak to się nazywa? A! Sobótka, albo Noc Świętojańska, będzie palenie ogniska, puszczanie wianków na wodę, tańce i poszukiwania kwiatu paproci – kusił
-Kwiatu paproci?-zdziwiła się – przecież paproć nie ma kwiatów
-Podobnież i paproć kwitnie, ale tylko w Noc Świętojańską, tak mówią legendy. W każdym razie warto poszukać, a nuż się znajdzie? Taki kwiat daje szczęście na długie lata-zachęcał
-Jeżeli tylko raz w roku … i ten kwiat-może rzeczywiście warto go poszukać- zastanowiła się
-To gdzie mam ciebie szukać, żebyśmy pojechali na tę Sobótkę?-zapytał
-Nnno nie wiem … kiedy to będzie?
-W wigilię św. Jana, wieczorem
-To prawie dwa miesiące-stwierdziła
-Dwa miesiące-potwierdził Adam – to tylko około sześćdziesiąt dni. Szybko upłyną – uśmiechnął się – a może wcześniej się zobaczymy? Wirginia City nie jest wielkim miastem
-Ja często chodzę do ciastkarni i czytelni-Nessa była zadowolona z propozycji wcześniejszego spotkania. Nieznajomy-znajomy bardzo jej się podobał. Czuła się z nim bezpiecznie i miała wrażenie, że się znają bardzo długo.
-To jesteśmy umówieni, a może spotkamy się w czytelni? Ja tam często zachodzę kiedy jestem w mieście.
-To nie mieszkasz w Wirginia City?
-Nie, trochę dalej od miasta. Pożegnali się przed hotelem i każde poszło w swoją stronę.
W Ponderosie na razie panował spokój. Rodzina trochę się dziwiła, że Adam z książkami codziennie jeździ do czytelni, ale po kilku burkliwych, krótkich odpowiedziach bracia woleli nie pytać go o tę nagle powiększoną potrzebę wypożyczania książek.
Nadeszła Noc Świętojańska. Adam gdzieś się ulotnił, więc Hoss i Joe sami poszli świętować. Joe wiele sobie obiecywał po takich atrakcjach jak skakanie przez płonące ognisko. Był młody, lekki i zwinny i miał szanse zabłysnąć i wzbudzić podziw w tej konkurencji. Joe bardzo lubił gdy go podziwiano, zwłaszcza kiedy go podziwiały dziewczęta.
Adam czekał na Nessę w umówionym miejscu. Liczył, że przyjdzie. Dziewczyna bardzo mu się podobała, była taka bezbronna. Czuł potrzebę opiekowania się nią, chronienia przed złem tego świata. Do tego była sliczna i rozsądna. Sporo czytała, ale i duzo wiedziała o gospodarstwie. Zapowiada się na dobrą żonę – pomyślał-[i]I dobrze, kiedyś trzeba się ożenić, a przy niej nie czuję tego niepokoju, tego wezwania do ochrony mojej wolności. Tego głosu „Uciekaj, bo cię zaobraczkują! Przeciwnie, chyba byłoby nam dobrze razem[i/] Przyszła punktualnie i pojechali nad jezioro.
Zabawa trwała w najlepsze. Młodzi mężczyźni skakali przez ogień, licytując się, który z nich najwyżej skoczy. Dziewczęta już puściły wianki na wodę i pilnie obserwowały jak płyną. Wróżyły sobie przyszłość. Zaczęły się śpiewy i tańce. Nessa z Adamem tańczyli w tej bardziej ocienionej części polany. Panował miły nastrój. Po skończonym tańcu pochylił się i pocałował Nessę. Pocałunek trwał dość długo. Nagle usłyszeli jakieś charczenie. Adam podniósł głowę i ujrzał Padraiga O’Briena przyglądającego się im ze wzburzeniem. Tak wielkim, że nie mógł słowa przemówić, wbijał w nich wzrok i pokazywał ich wskazującym palcem. Adam zerknął w bok i ujrzał swojego pa stojącego ze zbaraniałą miną, niczym hodowlane wcielenie inwentarza piekielnego Irlandczyka. Milczące wcielenie pomimo otwartych ust.
-No co?-przemówił Adam-jest zabawa. My się bawimy … a co? Nie wolno?-zapytał
Ben powoli odzyskiwał głos
-Adam! Adam! – powtarzał
-Pa, wiem jak mam na imię-sarkastycznie stwierdził
-Adam! Tyle jest dziewcząt, a ty … ty … tańczysz z nią! Całujesz się z nią –zawodził Ben
-A co ci się w niej nie podoba?-zdziwił się syn-ja ją lubię, bardzo lubię … może nawet bardziej niż bardzo
-Yyyych! – zacharczał Padraig- Yyyych, ykuczoe- wyrzęził
-Nie rozumiem- zimno stwierdził Adam-proszę mówić wyraźniej!
-Adam! On ma na myśli, że ty … ty Cartwright tańczysz z jego córką! I nie tylko tańczysz!-jęknął Ben-Jest tyle dziewcząt, a ty musiałeś wybrać córkę tego … tego … barana
-Pa, więcej empatii, przecież zawsze byłeś życzliwym człowiekiem. Co w ciebie wstąpiło?-zastanowił się Adam
Irlandczyk nadal nie odzyskiwał głosu. Czerwony na twarzy, słynny czub nieco mu się uniósł (zapewne z oburzenia), jedynie szczęka nieco się podniosła.
-Ty, ty … Mo… …óra –wychrypiał z wysiłkiem-z tym Owenem
-Tata, nie rozumiem, mów wyraźniej-poprosiła Nessa
-Dlaczego mi nie powiedziałaś jak naprawdę się nazywasz?-cicho zapytał Adam
-A ty? Podałeś mi prawdziwe nazwisko-ripostowała Nessa
-Nie po tych występach mojego pa? Nie pochwalam tego, ale to jest jednak mój tata-Adam wiernie trwał przy rodzinie
-No właśnie, a tamten jest moim tatą. Jak ich pogodzić? – zapytała-chyba się nie da. Oni są tak zacietrzewieni, że …
-Wiesz? Może pójdziemy szukać tego kwiatu paproci-zaproponował Adam, lekko się uśmiechając-kiedy znajdziemy, wszystkie problemy znikną. Zobaczysz.
-Tak, to chyba jedyne wyjście-wyszeptała – na pewno znikną.
Odwrócili się od zacietrzewionych ojców i poszli do lasu. Starsi panowie patrzyli za nimi ze zgrozą.
-Po co oni poszli do lasu? Przeciez tutaj jest zabawa-spytał Hoss. Odpowiedział mu gniewny pomruk pa, który wywarczał coś o irlandzkich, ewentualnych wnukach, wspólnych z tym łotrem O’Brienem. Hoss wzruszył ramionami i wrócił tam, gdzie stały stoły z poczęstunkiem. Czekała tam na niego urodziwa, choć wyjątkowo wysoka dziewczyna. Mieli sobie dużo do powiedzenia, choć i jedzeniem nie gardzili. Z czerwcowego święta jedynie Joe był niezadowolony
-Pa, przy skoku przez ogień … poparzyłem sobie ponderosę-poskarżył się tacie-dlaczego stale mi się coś przytrafia. Mnie, a moim braciom nic.

Nad lasem zerwał się lekki wiaterek. Po niebie przesuwały się chmury, od czasu do czasu przesłaniając księżyc. Nikt nie zauważył dwóch nimf przemykających między drzewami. Jedna z nich cichutko zachichotała i pomachała różdżką.
-Niech ci będzie-mruknęła Pinusato-dość się zabawili. A ty odczarujesz te parę?
-przecież ja nie im machałam-odrzekła Kampanulato-tylko temu uroczemu olbrzymowi. I jego dziewczynie.On przypomina legendarnego Atlasa … albo Herkulesa.
A ten najmłodszy?-zapytała Pinusato
-Cóż, w miłości sobie dobrze radzi, nie potrzebuje mojej pomocy-orzekła Kampanula-najstarszy też sam zdobył dziewczynę, tylko ten Herkules … rozczuliła się. Nimfy pomknęły na południe, może i tam da się coś spsocić?

Ben ze zdziwieniem patrzył na Padraiga O’Briena. Nie czuł złości. Nie miał pretensji do Irlandczyka. O’Brien również spokojnie patrzył na Bena. Nie wykrzykiwał obelg, nie rwał się do bójki ani do pojedynku.
-Wiesz Ben, jakoś przeszła mi złość, wybacz … przepraszam – wyciągnął rękę. Ben uścisnął wyciągniętą dłoń – Wiesz Paddy? Mnie też przeszła złość … a ten zielony buhaj … był śmieszny – zachichotał
-a twoje chłopaki udatnie tego barana przerobili. Jakbym siebie w lusterku widział – ryknął śmiechem O’Brien. Panowie poklepali się po plecach i zgodnie poszli napić się ponczu (zamiast tradycyjnego miodu) wzbudzając niemałą sensację wśród uczestników zabawy, którzy spodziewali się co najmniej bijatyki, jeśli nie jatki. A Adam i Nessa szukali, szukali w lesie kwiatu paproci i … chyba znaleźli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 15:39, 22 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:50, 22 Cze 2018    Temat postu: Hej! Sobótka, Sobótka

Bardzo zabawny tekst.
Będzie ciąg dalszy ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:08, 22 Cze 2018    Temat postu:

Chyba nie ... raczej nie ... ja to napisałam przed Sobótką? Nocą Świętojańską ... tak, przy okazji ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Eweliny Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin