|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:49, 16 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Tam tak dużo to tych kropek nie było, więc pewnie wiele nie zaszło... czasu było mało i rodzeństwo moglo w każdej chwili wrócić, jednak , ot! Odrobina czułości... czy to tak dużo? I pomyśleć, że AMG narzeka, że za wolno im idzie finał znajomości - to jest poznanie rodziny Adasia? Adam o ile pamiętam był dość bystry i zanim pannę, lub wdowę, przedstawił tatusiowi i braciom, sam starał się dokładnie ją poznać - oczywiście chodziło o charakter, żeby nie było efekty były rozmaite, nie zawsze zadowalające, widocznie w tym poznawaniu nie zawsze koncentrował się na tym co istotne
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 15:22, 16 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:16, 22 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Część V
Właściwie, to Adam był bardzo zadowolony, że wścibski i gadatliwy najmłodszy braciszek znów został przez tatusia „uziemiony” w Ponderosie. Dobrze mu zrobi to obieranie ziemniaków, chociaż i tak rozumu mu nie przybędzie. Może kiedyś Joe spoważnieje, ale nieprędko. I żeby Hossa nie wciągał w te swoje zabawy. W tej ostatniej na szczęście Hoss nie uczestniczył. Też miałby zakaz opuszczania Ponderosy. W każdym razie on, Adam może spokojnie, bez przeszkód, to jest bez przygadywania braci jeździć sobie „przy okazji” do Carson. Oczywiście po załatwieniu spraw rodzinnego rancza. Inna rzecz, że kiedy chciał, to te sprawy załatwiał bardzo szybko i miał więcej czasu dla siebie i dla Aneshka. Gorzej, że Pa się dowiedział i teraz co jakiś czas pyta go o szczegóły. No, może nie wszystkie, ale, co to za dziewczyna, kiedy ją przyprowadzi, jakie ma zamiary… Gdyby nie znał Pa, pomyślałby, że rozmawia z pierwszą plotkarką w Wirginia City. Taki ciekawy. A Aneshka przywiezie na niedzielny obiad. Może za tydzień. Tylko żeby sprawiła sobie nową sukienkę. Nie wiadomo, czy ma jakąś wyjściową. Pewnie nie, bo do kościoła też wychodziła w tej codziennej. Wszystko pakuje w rodzeństwo. Co prawda wielkie sumy to nie były. Ta baba płaciła jej tyle, że ledwie na jedzenie wystarczało a co dopiero na stroje! On kupiłby jej piękną suknię, cena nie grałaby roli, stać go na to, ale ona nie chce. Mówi, że u nich panna nie może przyjmować od obcego mężczyzny ubrań. To jest bardzo złe i taka kobieta ma złą opinię. Przesądy, pomyślał Adam i przypomniał sobie Sue Ellen. Ona by się pewnie ucieszyła i jeszcze napomykała o biżuterii do sukienki, albo Ann i Laura, też lubiły prezenty. Ale Regina nie, też by nie przyjęła i Ruth, też nie. Ne pewno. One miały charakter. Pewnie Aneshka też ma. Może to i dobrze. Zamyślił się nad zawiłościami kobiecej natury. Teraz lepiej zarabia, to może wystarczy jej na nowy strój. Shemusha też jej mówiła, że ta suknia, to z niej niedługo zleci, że trzeba kupić nową a Aneshka, że chłopcom potrzebne są nowe buty. Może kupić im te buty? - E! Pewnie też się nie zgodzą. A jakby zarobili na nie? O! To jest myśl. Tylko jaką by tu pracę dla nich znaleźć. Lekką i blisko domu? Może pomoc w sklepie pani Grant. Kiedyś narzekała do Pa, że ciężko jej się schylać i boli ją bark, gdy podnosi ręce a towar na górnych półkach musi przecież układać. Dla nich to łatwa rzecz. I zarobią trochę grosza. … Na takich rozmyślaniach Adamowi prędko mijał czas. Niebawem zobaczył budynki Wirginia City. Popędził konia. Zaraz będzie na miejscu.
W mieście chyba coś się stało. Na uliczkach, między rzędami drewnianych domów stały grupki ludzi wymachujących rękami, wykrzykujących i co chwilę odwracających się w jedną stronę. Adama tknęło złe przeczucie. Tam był bank. Ten sam, koło którego kręcili się ludzie rzekomo pragnący go obrabować. Może rzeczywiście Mały miał rację, pomyślał.
Podjechał do jednej z grupek. Zsiadł z konia.
-cześć Adam!
-cześć.
-wiesz, co się stało w nocy?
-a skąd mam wiedzieć? Przed chwilą przyjechałem
James był szczęśliwy, że znów stał się ośrodkiem czyjegoś zainteresowania. Po raz kolejny rozpoczął swoje opowiadanie:
-dzisiaj w nocy jakaś banda chciała obrabować bank
-och! – okrzyk Adama zawierał tak dużo emocji, że James pospieszył z dalszym ciągiem opowieści
-czekali, aż będzie bardziej ciemno, stali koło banku. Ja sobie trochę popiłem ze Snoopy’m i usiedliśmy koło parkanu, w tej uliczce przy banku, właściwie trochę za bankiem.
-przysnęło się nam ździebko – przyznał Snoopy
-ano troszkę przysnęło – potwierdził James – tak sobie drzemiemy, a tu koło nas przebiega kobieta.
-kobieta? - zdziwił się Adam
-ano, kobitka jak się patrzy. I nóżka niezła i kapelusik i spódnica taka falbaniasta. Ekstra! Postawna. To my ze Snoopim patrzymy, a ona hyc na konia i galopem w drogę. Ucieka!
-tak było - potwierdził Snoopy - sam widziałem,
-przecież było ciemno – zdziwił się Adam
-ciemno było, faktycznie, ale czasem księżyc wyglądał zza chmury i widziało się to i owo – zarechotał James
-zwłaszcza owo - poparł go Snoopy
-to co widzieliście – dociekał Adam
-chcieli wyważyć drzwi banku, tylko jak raz goście z salonu wyszli, to ich spłoszyli. Wiesz Adam, górnicy tam trzymają swoje oszczędności, to się wkurzyli. Pognali za nimi, ale też ździebko wypili, to tamci uciekli. Tylko ta dziewucha z nimi się nie zabrała – dodał - ta, co ją widzieliśmy
-a! Ta dziewucha! I co? Złapali ją? - zapytał, tknięty złym przeczuciem Adam.
-a gdzie tam, wskoczyła na konia i pognała – zarechotał Snoopy
-zauważyliście jak wyglądała? - dociekał Adam
-tę nóżkę wszędzie poznam. Zgrabna. W siatkowej pończoszce. Podwiązka była z różyczkami – podawał szczegóły James – i wiesz Adam? Jak wiatr zawiał, to spódnicę też jej podwiało… ten goły, okrągły tyłeczek wszędzie rozpoznam, nie Snoopy? - Snoopy gorliwie potwierdził, że on też rozpozna kształty pięknej przestępczyni. Potwierdził też siatkowe pończochy i podwiązki z różyczkami. Adam miał pewne podejrzenia… gorzej, Adam miał pewność co do tożsamości domniemanej złodziejki. Wolał się jednak nie dzielić z żądnym sensacji tłumem. Fakt, brat zasługiwał na nauczkę, przydałaby mu się, ale … szargać nazwisko? No i żal mu Joe, zawsze się w coś wpakuje a potem trzeba go wyciągać z kłopotów. Trzeba jednak zadać to pytanie!
-a zauważyliście jeszcze coś charakterystycznego? Na jakim koniu jechał? Karym? Siwym? – podstępnie zapytał
-a cholera wie? Tak się zapatrzyliśmy na te gołe krągłości i nóżkę, że … konia prawie nie zauważyliśmy – zarechotał Snoopy
-ja też patrzyłem … powyżej …konia – zachichotał James.
–to Roy ma problem – stwierdził Adam – nie ma rysopisu przestępców
-jak to nie ma – zaprotestowali James i Snoopy – tę nóżkę i pupkę poznamy wszędzie. Z żadną nie pomylimy – gorliwie zapewnili
-ale mieli farta! To szczęściarze – chórek zawiedzionych widzów , którzy nie mieli szczęścia ujrzeć w całej pełni wdzięków pięknej kryminalistki wiernie oddawał nastroje męskiej społeczności Wirginia City.
-tylko co na to sąd – nieco sceptycznie odniósł się do ich deklaracji Adam. Stwierdził, że musi iść do banku. Prędko załatwił wszystkie pilne sprawy, resztę zostawił na następny dzień i pognał z powrotem do Ponderosy. Trudno, Aneshka musi poczekać. Nie mogę tak zostawić Joe. I co na to Pa. A mówiłem, żeby najpierw puścić do miasta Hossa, a dopiero potem tego … pasikonika.
No! Już Ponderosa. Adam zeskoczył z konia, poprosił przechodzącego kowboja, żeby odprowadził go do stajni, rozsiodłał i pognał do domu. W salonie jak zwykle było głośno. Właściwie znów źródłem hałasu był Ben który w zwięzłych marynarskich słowach wyjaśniał, co myśli o niepoważnych facetach w damskich fatałaszkach szwendających się nocami.
-Pa, jest gorzej niż myślałem – jęknął zadyszany Adam – a raczej gorzej, niż myślisz, dodał. Joe milczał, na jego twarzy widać było intensywną pracę mózgu, raczej nieskuteczną, w tej sytuacji!
-gorzej być nie może – zwątpił w możliwości swego najmłodszego syna Ben
-może, może! Pa, oni mają rysopis kryminalistki, która była w zmowie z szajką, tą co miała napaść na bank! –jęknął Adam
-no to co? A co nam do tego – warknął Ben i … urwał, przypomniawszy sobie strój, w jakim wrócił w nocy jego beniaminek – czyżby? …
-O! tak! – potwierdził Adam – siatkowe pończochy, podwiązki z różyczkami i … goła pupa, której kształty James i Snoopy podejmują się w każdej chwili zidentyfikować –dobił ojca Adam
-co! jaka pupa? Przecież… no tak, Joe się skarżył, że mu wiało, pończochy się zgadzają, podwiązki… - Adam! Czy oni go rozpoznają? A Cochisa? – jęknął Ben, bo mimo wszystko kochał synów. Wszystkich!
-Pa! Oni się gapili tylko na nogę i tyłek. Nawet nie zauważyli, jakiej maści jest koń. Byli pijani. Trochę. Trzeba te łaszki natychmiast spalić. Hop Sing niech nikomu nie wspomina o powrocie Joe. Mowy nie ma o oddawaniu. Zniszczyć. Spalić. I zapomnieć – litościwie dodał patrząc na załamaną minę Bena.
-synu, Josephie Francisie! Czy ty kiedyś zmądrzejesz? - retorycznie zapytał Ben
-oczywiście Pa, to już ostatni raz – zapewnił go gorliwie Joe – chyba dostałem nauczkę
-chyba? - zaryczał rozwścieczony Pa - chyba?! – gdy to się wyda, to cała rodzina będzie musiała stąd wyemigrować! Staniemy się pośmiewiskiem całej okolicy! Całego stanu! A nasze nazwisko! Ośmieszone na wieki. Za dwieście lat ludzie nam tego nie zapomną. O Hossie i Adamie będą mówili – to bracia tego, co z gołym zadkiem w damskich łaszkach chciał obrabować bank…
-Pa, ja nie chciałem rabować banku. Ja chciałem złapać rabusiów – usiłował sprostować Joe
-wiesz Joe, jedź do Wirginia City i wytłumacz to Jamesowi i Snoopy’emu. Oni do tej pory wzdychają z zachwytu na wspomnienie twoich boskich kształtów – dodał złośliwie Adam – i szeryf też tego chętnie posłucha i całe Wirginia City, A! zapomniałem dodać, że James i Snoopy deklarują chęć i możliwość identyfikacji, będziesz więc mógł w prosty sposób udowodnić … - tu Adam zręcznie uchylił się przed rzutem Joe.
-braciszku, przypominam ci, że to w ciebie publiczność jabłkami rzucała, z zachwytu nad twoją wersją Hamleta – dodał najstarszy brat
-jesteś moim bratem, ale zaraz poczujesz moją pięść – wrzasnął rozwścieczony Joe
-lepiej spal swoje łaszki – ostudził go Ben – szybko – dodał cicho, co zabrzmiało wyjątkowo groźnie, niczym cisza przed burzą. Joe pognał do kuchni, zawrócił do swojego pokoju, potem z powrotem do kuchni. Słychać było protesty Hop Singa, ale rzeczy spalono. Łącznie z bucikami. Ben zwrócił się do Adama
- ale jak to teraz oddamy zapytał z troską
- nie oddamy Pa, jeżeli podrzucimy pieniądze, a ktoś zobaczy? Może właścicielka już zgłosiła kradzież. Teraz to ona może stać się osobą podejrzaną… I co wtedy. Dopuścimy do skazania niewinnej osoby, żeby nie ośmieszyć Joe… i siebie – dodał – a gdyby Joe się zgłosił, opowiedział jak było, to … tak jak mówiłeś Pa, będziemy musieli wyemigrować na drugi koniec Stanów, albo do … Chin, z Hop Singiem. Niech zostanie jak jest.
-hm! Może masz i rację. Masz rację. Trudno, ale ten … ma zakaz przez … miesiąc. Miesiąc czyszczenia stajni, pracy na ranczo, żadnych wyjazdów… może zmądrzeje, wreszcie!
-Pa, to Joe! - przypomniał mu Adam. Najstarszy z braci przypomniał też sobie, że jeszcze nie jest zbyt późno, i jak popędzi konia, to zdąży do Carson City. A tam są jego prywatne, Adamowe sprawy do załatwienia.
-Pa, może za dwa tygodnie przywiozę gościa do Ponderosy. Trzeba będzie przypomnieć Hop Singowi, żeby zrobił dobry obiad – mruknął Adam
-Hop Sing zawsze robi dobre obiady – zdziwił się Ben – co to za gość? Jakiś biznesmen?
-nie, dziewczyna, moja – dodał Adam
-Aaaaa! – zdołał odpowiedzieć Ben. Adam zostawił go pozostawiając na razie bez odpowiedzi pytania, jakie zapewne chciał mu zadać Pa i wyszedł. Ben wyjrzał za nim przez okno i ujrzał syna odjeżdżającego sprzed domu. Bryczką! No tak, pewnie poobiedni piknik, uśmiechnął się do siebie i swoich wspomnień. Niedaleko pada jabłko od jabłoni – pomyślał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 8:50, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:42, 22 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Fajnie się rozkręca . Dawaj dalej!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 11:59, 22 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
I jak od razu inna reakcja na jazdę bryczką! Biedny Ben już się nie może doczekac wyżenienia chłopaków z domu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:11, 22 Lut 2013 Temat postu: Zagadka Carson City |
|
|
Ciekawe ,bardzo i jak zwykle zabawne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:48, 14 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Część VI
Ben był w rozterce. Ostatnio coraz częściej znajome, szacowne panie z Wirginia City pytały go o nową znajomą Adama. A co on miał odpowiedzieć? Że jej jeszcze nie poznał? Oczywiście uczynne kobiety nie szczędziły mu szczegółów dotyczących niemoralnego prowadzenia się tej panny, oraz częstości odwiedzin Adama w jej domu. Taki elegancki mężczyzna a zadaje się z prostą dziewczyną. I żeby chociaż przystojna była. Nie. Niewysoka, chuda, żadnej urody. Tylko włosy bujne, ale takie … No nie takie, jakie mają nasze panny. Przeciętna. Co on w niej widzi? Podobnież przesiaduje tam całymi dniami i… nocami też, spuszczając oczy szeptały zacne matrony. Sugerowały, że jego syn nie jest pierwszym odwiedzającym tę dziewczynę. Cóż, prosta szwaczka. Polka, słabo zna angielski. Ale on przecież nie chodzi tam dyskutować o literaturze – dodawały. Ona chyba czytać i pisać też nie potrafi. I te dzieci… mówią, że rodzeństwo, ale kto tam wie ?!!! Ben usiłować sprostować, że Adam na noc wraca do domu, no, chyba, że jest w dalekiej podróży, ale kumoszki wiedziały swoje. Tak, tak jedzie niby do San Francisco, a … siedzi u tej kobiety… Nie trafiały do nich zapewnienia Bena, że przecież jego syn przywoził czeki, dokumenty, świadczące, że jednak w tych miejscach był! Zaczął się zastanawiać. No tak, Adam ostatnio podejmował ze swojego konta większą sumę pieniędzy. Nie widział, żeby coś za to kupował. Za bydło płacił pieniędzmi pochodzącymi z Ponderosy. Może to i prawda, że utrzymuje tę dziewczynę. Kupuje jej prezenty i biżuterię… Nie, to niemożliwe. Jego syn? Joe tak, zdecydowanie tak! Hoss też bez trudu dałby się oskubać sprytnej dzierlatce, ale Adam? Oszczędny, liczący się z każdym groszem Adam? Pozwoliłby się wykorzystać? I to jak mówią niepiśmiennej, prostej dziewczynie? Prawdopodobnie z własnym przychówkiem?! Może zbyt długo był sam? Stracił zdolność rozumowania? Nie! Nie Adam! To niemożliwe! Ben szarpał się z myślami i po raz trzeci usiłował zawiązać aksamitkę pod szyją w ozdobny węzeł. Ręce mu się trzęsły. Dzisiaj Adam ma przywieźć tę swoją, jak on ją określa? Dziewczynę! Dziewczynę? Kumoszki z Wirginia City zdecydowanie inaczej ją określały. Jak z nią rozmawiać. I nie daj Boże Joe albo Hoss coś chlapną o czytaniu?... A ona zdaje się niepiśmienna. Gdzie ten Adam miał oczy? Chociaż, może tak długo był sam, że, ta niepiśmienność mu nie przeszkadza. I co on Ben ma zrobić? Ten syn nigdy go nie słuchał! Był uparty jak … on sam, smętnie pomyślał. No tak, niedaleko pada jabłko od jabłoni…, uśmiechnął się do siebie. Trudno, jeśli Adam tak wybrał, niech ma tę Polkę, nawet z przychówkiem. W końcu Laura też miała córeczkę. No, ale Laura była damą, umiała czytać i pisać, elegancko się ubierała… Tak, Laura miała prezencję… ale z Adamem postąpiła raczej mało elegancko… powiedzmy sobie paskudnie! A! Niech to szlag trafi, wystąpi na obiedzie bez muszki. Wściekły Ben rzucił zmiętą aksamitną wstążkę w kąt pokoju. Pewnie nie ma się dla kogo stroić. Ale Adam! Będzie niezadowolony, że Pa zlekceważył jego gościa. Ben podniósł aksamitkę, rozprostował ją i po raz kolejny usiłował zawiązać koło szyi. No! Tym razem jakoś wyszło – z zadowoleniem przejrzał się w lustrze. Dziewczyna może „poluje” na majątek Adama. Zobaczy, jak on bogato mieszka. Może wreszcie chłopak ożeni się. Przyjdą dzieci. Niech tam. On Ben nie będzie wtrącał się w sprawy najstarszego syna. Jak wybrał, tak będzie miał. No chyba, żeby musiał go ratować … nie, nigdy nie zostawi Adama bez pomocy. Zszedł do salonu. Tam czekali równie zdenerwowani Joe i Hoss.
-dobrze wyglądam? – zapytał się synów Ben
-OK, pa, a my?
-nieźle. Ładni z was chłopcy.
-Adam niedługo przyjedzie – zauważył odkrywczo Joe – z tą dziewczyną –dodał.
-co ty powiesz? – zdziwił się Ben, i dodał z ironią – chyba zapomniałem.
-Pa, czy to prawda, że ona nie umie czytać? – Hoss miał problemy z nawiązywaniem rozmowy i nie chciał jej urazić jakimiś aluzjami
-no właśnie. Pa, czy to możliwe? – zdziwił się Joe
-skąd to wiecie? A raczej od kogo słyszeliście – Ben orientował się w źródełku plotek
-nie pamiętam, chyba w którymś sklepie mówili – zastanowił się Joe – a! Już przypomniałem sobie. Mama i ciocia Wendy dowiedziały się od kuzynki , która mieszka w Carson City, niedaleko tej dziewczyny.
Ben znów się zmartwił. Jeśli mieszka niedaleko, to chyba dobrze wie. A, niech się dzieje, co chce… O już słychać turkot powozu. Zaraz Adam zajedzie przed dom. Czuję, że skończy się tak, jak z Sue Ellen. To podobny typ. Że też jego syn ma takie "szczęście" do kobiet – smętnie pomyślał.
-Pa, już przyjechali – oznajmił Joe, który podszedł do okienka wychodzącego na podjazd. Zaciekawiony Hoss natychmiast do niego doskoczył. Ben chwilę się wahał, potem stwierdził, że rodzina powinna trzymać się razem i … dołączył do synów. Nie odrywali oczu od powozu. Niewiele widzieli, bo Adam tak stanął a potem ustawił się, że zasłaniał gościa. No! Kogoś wysadza z powozu. Jak troskliwie! Rzeczywiście, drobna, niewysoka. Przecież Adam lubił zawsze wysokie, postawne kobiety, takie, które miały i na czym usiąść i oddychać, a ta rzeczywiście szczuplutka.
Adam zawołał jednego z pracowników i poprosił go, żeby zajął się koniem i bryczką. Wziął za rękę dziewczynę i weszli do domu.
Trzy pary zaciekawionych męskich oczu wpatrywały się z natężeniem w gościa przyprowadzonego przez Adama. Należałoby dodać lekko wytrzeszczonych męskich oczu. Tego się nie spodziewali! Rozmaite komentarze kołatały się w ich głowach.
-to na pewno nie jest druga Sue Ellen - pomyślał Ben.
-to niesprawiedliwe! Dla Adama i Hossa miały być te duże a dla mnie drobniejsze. Ona powinna tu przyjechać ze MNĄ - tłukła się pretensja w łepetynie Joe.
-no to się braciszek postarał - pomyślał Hoss z uznaniem.
-Pa, to jest Aneshka – z dumą oznajmił Adam przedstawiając rodzinie gościa – Aneshka, to jest mój Pa i młodsi bracia Joe i Hoss.
-witam. Jestem Agnieszka Chrządzyszczakiewicz – oznajmiła i uśmiechnęła się. W salonie rozległo się lekkie chrząknięcie Bena i pochrząkiwania jego młodszych synów. No! Na razie to … nie spodziewał się. Dziewczyna była śliczna. Miała delikatne rysy twarzy, piękne, gęste włosy i … była bardzo skromnie ubrana. Skromna sukienka z niewielkim wycięciem pod szyją niewiele odsłaniała. Biżuterii nie miała. Tylko łańcuszek z jakimś medalionem. Widać, że stara robota, więc raczej nie jest niedawno kupiony. Miły głosik. Wcale nie zachowuje się jak prostaczka. Może Adam ją tak wyszkolił przed wizytą? Nie, tego się nie da nauczyć… ona po prostu chyba tak się na co dzień zachowuje. Zobaczymy, jak sobie radzi ze sztućcami?
-prosimy do stołu, zaraz kucharz poda obiad – zapraszał gościnnie Ben
Usiedli przy stole. Cartwrightowie bacznie obserwowali gościa. Jej zachowanie wskazywało na obycie w towarzystwie. To dobrze, czy źle, zastanowił się Ben. Rozpoczął rozmowę.
-pani…
-Agnieszka, z uśmiechem poprawiła go dziewczyna
-Ane...a, czy długo jesteś w Ameryce? Agnieszka westchnęła. W myślach stwierdziła, że ci Jankesi chyba nigdy nie wymówią poprawnie jej imienia.
-przypłynęliśmy niecały rok temu – odpowiedziała.
-przypłynęliście? – chytrze wypytywał ją Ben
-przypłynęliśmy – ja, moja siostra Przemysława oraz bracia Szczepan i Krzysztof.
-Ps ss… ach! rodzeństwo! – a dużo młodsze? Czy starsze? – Ben nadal wypytywał gościa. Adam z lekkim półuśmieszkiem popatrzył na Pa. Znał kumoszki z obu miasteczek i orientował się, jaki „rewelacji” wysłuchiwał jego Pa.
-młodsze rodzeństwo, Przemusia ma 14 lat, Szczepan 12 a najmłodszy Krzysztof 10 – uprzejmie wyjaśniła Agnieszka.
-bardzo miłe i inteligentne dzieci - dodał Adam. Agnieszka spojrzała na niego z wdzięcznością.
No tak, to wersja, żeby Ane… jak to wymówić? była ich matką odpada. Musiałaby je rodzić w wieku 10, 12 lat. Hop Sing wniósł przystawki. Potem zupę. Kolejne dania. Obserwowany przez całą rodzinę gość doskonale sobie radził przy stole. Prawdę mówiąc lepiej niż synowie. Wiedział jaki widelec do czego powinien być używany. Jadła też tak… jak trzeba. Z apetytem, ale nie łapczywie. I buzię ma śliczną, taką miłą… pozytywnie ocenił gust swego najstarszego syna Ben. Nareszcie deser. Najatrakcyjniejsza część obiadu według Hossa. Agnieszka nadal „zdawała” egzamin z zachowania. A! tam, nawet jeśli nie umie czytać i pisać, to się nauczy – pomyślał Ben, który coraz bardziej aprobował wybór syna.
- tam, w starym kraju, w dużym domu mieszkaliście - Ben miał nadzieję, że pytanie nie okazało się nietaktowne.
-nie, raczej nie – w okolicy były dużo większe …
-a służbę mieliście? – Joe pamiętał przechwałki Sue Ellen, która chciała zaimponować Cartwrightom wspaniałością swojej rodziny
-mieszkali z nami domownicy, nie wiem, jak to po waszemu wyjaśnić. Mieszkali u nas i pracowali … z nami dodała.
-nie mieli własnego domu? - zdziwił się Hoss
-mieli … ale stracili - odpowiedziała. Adam zmienił temat rozmowy. Pa, może Aneshka pokażemy ogród i konie?
-może najpierw dom – uśmiechnął się Ben – jest duży, największy w okolicy. U was też takie budowano?
-nie, u nas budowano trochę inne domy,
-no tak, mniejsze – uspokoił się Ben – a to jest matka Adama – wziął do ręki zdjęcie pięknej, młodej kobiety.
-śliczna - Agnieszka podeszła do stolika i obejrzała również pozostałe fotografie – o! Poezja. Bardzo lubię wiersze Ronsarda – stwierdziła, biorąc do ręki pięknie oprawioną w safian książkę.
-to jest pamiątka po matce Joe – wyjaśnił Ben – ale ona jest napisana po francusku… urwał, bo jednak nie chciał robić dziewczynie przykrości ani zawstydzać…
-obawiam się, że o wiele lepiej posługuję się francuskim niż angielskim – wyjaśniła
-o! To prawie znasz trzy języki? - mile zdziwił się Adam – polski, francuski i teraz uczysz się angielskiego.
-nie bardzo - sprostowała Agnieszka – angielski znam jeszcze bardzo słabo, francuski nieźle, polski – oczywiście – to mój rodzinny język, znam jeszcze rosyjski i niemiecki.
-aż tyle? – Ben był bardzo zaskoczony
-to nie jest wiele - znam ludzi, którzy opanowali więcej języków. Nam niemiecki i rosyjski był potrzebny, bo trzeba było nieraz coś załatwiać w urzędach i w kupieckich kantorach. A na pensji rosyjski i francuski były obowiązkowe. Niemieckiego uczyła mnie … koleżanka cioci. Ben nie umiał ukryć zadowolenia. Była na pensji. To taka szkoła. Czyli umie czytać i pisać. Pewnie i liczyć też. Tam kiku przedmiotów uczą. No tak, śliczna, dobrze wychowana, wygląda na skromną – na razie same zalety. Skąd te plotkary wzięły te sensacyjne wieści?
-Aneshka, może chcesz zobaczyć nasze konie?- zapytał Adam
-chętnie, bardzo lubię zwierzęta – ucieszyła się
-a umiesz jeździć konno? - zapytał się Joe – bo ja bym mógł… - urwał zmrożony groźnym spojrzeniem Adama.
-oczywiście, jeżdżę konno, moje rodzeństwo też … - urwała, nie chcąc, żeby jej słowa nie były wzięte za wpraszanie się na jazdę konną
-to świetnie, zrobimy sobie wycieczkę, nad jezioro Tahoe, tam jest ślicznie. Adam wiadomość, że już pokazywał Aneshka uroki tego zakątka, taktownie zatrzymał dla siebie. Dziewczyna też uznała, że lepiej nie dzielić się z Cartwrightami wrażeniami z pobytu w owym czarownym miejscu, odparła, więc, że chętnie je obejrzy.
-i rodzeństwo też, zapraszał wylewnie Ben
-dziękuję, chętnie je zwiedzimy. Do tej pory niewiele ciekawych zakątków na Zachodzie widzieliśmy. Adam, ja chyba już muszę wracać…
-nie ma mowy! Nie puścimy Aneshka przed kolacją… Adam, powiedz coś … nie możemy tak wcześnie puścić gościa do domu.
-dziękuję, ale martwię się o rodzeństwo. Zostali sami.
-Adam, następnym razem, no, … za tydzień przywieź Aneshka razem z rodzeństwem. Mogą u nas przecież nocować. Miejsca jest dużo. To sobie zwiedzimy okolicę – Ben był zachwycony. Agnieszka pożegnała się z bardzo zadowolonym z wyboru syna Benem, przyjaznym Hossem i nieco naburmuszonym Joe, który miał do siebie pretensję, że nie zauważył dziewczyny i nie zaprzyjaźnił się z nią, zanim zrobił to Adam. Zawsze musi być pierwszy. I do tego lepiej trafia. Adam odwiózł dziewczynę do domu, czule pożegnał i wrócił zadowolony z dobrego wrażenia jakie zrobiła na Pa.
Usiedli na swoich ulubionych fotelach przy kominku i jak często bywało, rozpoczęli pogawędkę
-i co, Pa?
-jestem mile zaskoczony, śliczna dziewczyna i spokojna
-spokojna i pracowita Pa, opiekuje się rodzeństwem
-a ty im nie pomagasz?
-nie, Pa, nie wzięliby pieniędzy. Załatwiłem chłopcom pracę u pani Grant. Pomagają jej w sklepie, to trochę zarabiają, a Aneshka robi teraz takie specjalne koronki dla tej nowej krawcowej. Shemusha jej pomaga.
-o!
-zobacz, Pa, jak myślisz, czy spodoba się jej – Adam wyjął z kieszeni niewielkie pudełeczko. Otworzył je. W środku zamigotał zielono szmaragd otoczony niewielkimi brylancikami. A więc na to cacko Adam wydał tyle pieniędzy.
-to będziesz się żenił?
-jeśli mnie przyjmie, to tak – potwierdził Adam. Rozmowę przerwał turkot powozu zajeżdżającego przed dom.
-kto to może być o tej porze – rzucił pytanie Ben, retoryczne, bo jeszcze nie było widać wysiadających osób. Wyszli z Adamem przed ganek. Uśmiech zamarł Benowi na ustach. Z powozu wysiadały kolejno Lil, Laura i Peggy. Ubrane na czarno.
-witaj Ben – zawołała Lil – wiesz jakie nieszczęście spotkało Laurę?
-nie wiem – odpowiedział Ben
-znów jest wdową. Statek na którym płynął Will rozbił się. Laura dostała wiadomość, że wszyscy utonęli.
Ben ponuro popatrzył na stojące przed nim kobiety. Oby nie namieszały znów Adamowi w głowie - pomyślał.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 19:49, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 10 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:46, 15 Mar 2013 Temat postu: Zagadka Carson City |
|
|
Laura zawsze wie kiedy wrócić i namieszać.
A może się okaże że Will jednak przeżył i przyjedzie po Laurę ?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Pią 7:57, 15 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:18, 15 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
I do tego cioteczka Lil Pewnie namieszają
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 11:43, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Ben, jak można tak wierzyć kumoszkom!
Tradycyjnie spytam: i co dalej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 12:14, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Pewnie coś się będzie działo. Króliczki kicają niestety różne i każdy w inną stronę...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:12, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
No i jak ten Ben się ma wnuków doczekać, jak ciągle im coś przeszkadza
Spędź te króliczki razem i zobaczymy, co wykicały.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 14:57, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Część VII
-witaj Ben - wykrzyknęła Lil i ruszyła w stronę skamieniałego gospodarza -wiem, wiem, kochałeś Willa, rozpaczasz tak jak my - rzuciła się na Bena, objęła kurczowo za szyję i zrosiła potokiem łez przód koszuli.
Ben chrząknął zakłopotany, bo i cóż miał powiedzieć? Lubili Willa. Mimo wszystko. Chociaż wiedzieli, że Adam cierpiał z jego powodu. Właściwie cóż był winien Will, że zakochał się w Laurze, że Laura odwzajemniła jego miłość. Jedynym problemem dla zakochanych był Adam, którego oświadczyny wcześniej Laura przyjęła. Nawet ustalono datę ślubu. Do uroczystości nie doszło. Najpierw był wypadek Adama, potem przypadkowo podsłuchana rozmowa, w której Laura wyznała, że nie może żyć bez Willa. Adam odzyskał władzę w nogach, może i rozsądek też mu wrócił – pomyślał ironicznie Ben – i zwrócił słowo Laurze. Pewnie musiała go ta decyzja drogo kosztować – wzruszył się Pa. Tyle czasu chodził do niej. Pomagał. I Peggy go bardzo lubiła. Robił plany na wspólną przyszłość. Zaczął budować dom. I nic z tego. Laura odeszła. Z Willem. Ben nieco zatopił się we wspomnieniach, nie słysząc słów Lil, przerywanych jej szlochaniem.
- … co ona teraz zrobi? - łkała Lil
-kto? Co zrobi? – zapytał nieco zdezorientowany Ben, nagle wyrwany ze wspomnień.
-Laura! Co zrobi Laura? – zadała pytanie ciotka Lil. Ben powstrzymał się od nietaktownej odzywki, skąd on, Ben Cartwright ma wiedzieć, co raczy zrobić wdowa po jego bratanku? Dobre wychowanie jednak zwyciężyło.
-bardzo, bardzo jej współczuję. My wszyscy jej współczujemy – dodał zerkając na Adama. Stał obok ojca, ale nie zabrał jak dotąd głosu. Patrzył na Lil i na Laurę z nieruchomą twarzą. Wtem uśmiechnął się radośnie.
-cześć Peggy – zawołał. Mała figurka wyskoczyła z powozu i popędziła w jego stronę.
-Adam, Adam - krzyczała z radością rzucając mu się na szyję. Chwycił ją i kilka razy podrzucił do góry.
Lil patrzyła na tę scenę z zadowoleniem. Tak. Adam zawsze bardzo lubił Peggy. Z wzajemnością zresztą. Nie wiadomo dlaczego dziewczynka za ojczymem nie przepadała. Will starał się jej przypodobać, kupował zabawki, zabierał na festyny. Nigdy go jednak nie polubiła i nie zaakceptowała. Tak, jakby uważała, że to Adam powinien być na jego miejscu. Może i miała rację? Zastanowiła się w myślach ciotka Lil. Już rozmawiała na ten temat z Laurą. Adam … Nadal jest dobrą … bardzo dobrą partią – wykształcony, przystojny, bez nałogów, zamożny, zakochany w Laurze bez pamięci… tego, czego się dowiedziała od pań z Wirginia City nie można brać pod uwagę. To przelotne zauroczenie… nawet nie… pewnie spotyka się w wiadomym celu. Jak może prosta dziewucha, przybyła nie wiadomo skąd, równać się z jej śliczną, elegancką siostrzenicą. Spojrzała na Laurę. Piękna, młoda kobieta, zrozpaczona po stracie męża. Bezradna i bezbronna. Do tego tak ładnie jej w żałobie. Czarna suknia z szarymi wstawkami, przy blond włosach Laury wyglądała bardzo wytwornie. I ten niewinny wyraz twarzy, zapłakane oczy, dyskretnie wycierane od czasu do czasu koronkową chusteczką. Jaki facet oprze się jej. Na pewno nie Adam! Trzeba przejść do ataku, zadecydowała.
-ach! Ben! Biedna Laura!... - łkała - mam nadzieję, że Will nie cierpiał – dodała – Laura, Laura, przywitaj się z Benem i Adamem – biedactwo, nie może dojść do siebie - Lil przesunęła się, robiąc miejsce zbolałej wdowie. Laura popatrzyła na Adama i Bena tym samym spojrzeniem jakie zapamiętali. Słabej, bezbronnej kobiety. Śliczna blondynka wyciągnęła rękę . Ben objął ją i przytulił, starając się dobierać słowa pociechy. Nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. To, że jest mu przykro, to oczywiste. Will to jednak bliski krewny. Kobiety też mu żal. Zakłopotany ponownie zerknął na Adama. Z obawą. Żeby tylko znów mu nie zawróciła w głowie tymi spojrzeniami, cedzeniem słówek, spuszczaniem głowy, niby to z zakłopotaniem… Jeśli ten głupek znów na to poleci, to… nie zasługuje na A… mogłaby mieć łatwiejsze imię. Cóż, on Ben nauczy się je wymawiać. Dla niej warto.
-ooo, witaj Adam - wyszeptała Laura
-witaj Laura - odpowiedział Adam. Popatrzył na nią – bardzo ci współczuję z powodu Willa. Znów jesteś sama – dodał.
-tak, zupełnie sama - szepnęła – nie wiem, jak damy sobie radę - dodała. Adam milczał. Ciocia Lil podjęła temat
-jest tyle spraw do załatwiania. Akt zgonu, papiery po Willu, odszkodowanie… Cartrightowie milczeli. Do grupki stojącej przed domem dołączyli Hoss i Joe. Przywitali się z gośćmi. Ben zaprosił wszystkich do domu. Sprawa ewentualnej pomocy wdowie na razie została odłożona. Po kolacji ciotka Lil powróciła do tematu załatwiania rozmaitych spraw, jakie pozostawił Will na głowie nieszczęsnej kobiety.
-ja jutro wyjeżdżam do San Francisco - oznajmił Adam. Ben spojrzał na niego z wyrzutem. Zastanowił się. Może to i lepiej. Chociaż to … ucieczka? Dezercja? Czy jak to tam nazwać. Ale przynajmniej będzie daleko od tych ba… kobiet.
-przecież miałeś jechać w przyszłym tygodniu… - wyrwał się prawdomówny Hoss i umilkł, zmrożony groźnym spojrzeniem Adama. Nie wyrażającym wdzięczności za sprostowanie.
-miałem, ale dostałem wiadomość, że muszę się tam wcześniej stawić. Tydzień wcześniej – dodał, upierając się przy swojej wersji.
-tak, odebrałem telegram, musi jechać – poparł go Pa. Adam spojrzał na ojca z wdzięcznością. Rozumieli się bez słów.
-wspaniale się składa – ciotka Lil klasnęła z radości w dłonie – Laura ma do załatwienia tyle spraw po Willu. Z armatorem i z prawnikami…
-o! tak… nie wiem, jak sobie z tym poradzę – stwierdziła Laura, tym swoim specyficznym gardłowym głosem. Adam nie wyglądał na uszczęśliwionego tą wiadomością.
-ja tam jadę załatwiać sprawy rancza, dostaw bydła, kontraktów. Będę raczej zajęty…
-to kiedy załatwisz wasze sprawy, pomożesz Laurze – orzekła ciotka Lil.
-kiedy je załatwię, będę musiał wracać na ranczo. Poza tym, to nie wypada, żeby kobiecie, która straciła niedawno ukochanego męża towarzyszył przy załatwianiu formalności obcy mężczyzna, to może dwuznacznie wyglądać – zawstydził się Adam
-nie obcy, tylko kuzyn męża – orzekła ciocia Lil – a poza tym JA z wami pojadę. Żeby nie było plotek – znacząco spojrzała na obecnych w salonie mężczyzn. Adam wyglądał niczym biedna sarenka osaczona przez dwie bardzo głodne pumy. Zabrakło mu słów. Na szczęście miał ojca i braci, na których mógł zawsze liczyć.
-Pa, my z nimi pojedziemy – zaoferowali swą pomoc Hoss i Joe. Co prawda bardziej liczyli na rozrywki dostępne dla młodych ludzi w dużym mieście niż mieli zamiar wałęsać się od biura do biura i załatwiać papierkowe sprawy, ale uważali, że jako osoby towarzyszące ciotce Lil i Laurze stanowią gwarancję moralności obu stron. Adam podniósł oczy do góry. Ben chrząknął znacząco, przypomniawszy sobie o ostatnich wyczynach młodszych synów. O! Nie! Jeszcze tego brakowało, żeby zaczęli szaleć w San Francisco! Ileż tam możliwości dla rozwinięcia fantazji Joe, realizacji jego „świetnych” pomysłów. O! Nie! On do tego nie dopuści. Chrząknął powtórnie i stwierdził
-ja też uważam, że Adam nie powinien jechać z Laurą i Lil. Nie wypada. Ludzie lubią plotkować, jeszcze sobie przypomną, że byli zaręczeni i wezmą ich na języki. Laura ma opinię szacownej kobiety, matki, wdowy ... nie można ryzykować …
-ale sprawy do załatwienia – przerwała mu ciotka Lil
-ja pojadę z wami – odparł Ben z godnością. MNIE nikt nie posądzi o dybanie na cnotę pięknej wdowy po moim bratanku – potoczył bojowo wzrokiem po obecnych w pokoju, szukając tego, kto zaprzeczyłby jego oświadczeniu. Część zebranych osób z niezadowoleniem przyjęła deklarację Bena, część jednak odetchnęła z ulgą.
-kiedy jedziemy – zapytał Ben
-właściwie ... to mamy trochę czasu na pozałatwianie tego wszystkiego. Może trochę odpoczniemy w Ponderosie … jeśli pozwolisz? – świeże powietrze dobrze zrobi Laurze i Peggy – ciocia Lil wyraźnie zmieniła strategię. Czego to ba … ta kobieta chce? Zastanowił się w myślach Ben. Chyba nie chcą znów omotać Adama? Chociaż? Może jednak lepiej puścić je do San Francisco z Adamem, Joe i Hossem? Adam się wywinie. Ale tamci? A jak im zamącą w głowach? Wizja Joe z Laurą i Hossa z Lil stających przed ołtarzem i składających przysięgę małżeńską, aczkolwiek absurdalna, wstrząsnęła Benem. Z tymi … pasikonikami nigdy nie wiadomo… co im może do pustych łbów strzelić… nie! Nie spuszczę ich z oka… Peggy pobiegła do stajni obejrzeć źrebaki. Adam siedział nieruchomo w fotelu. Patrzył na kominek. Trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy.
-Adam - usłyszał jakże znany zmysłowy szept Laury – Adam, Ponderosa jest taka piękna…
Kiwnął głową, bo cóż miał powiedzieć? Jemu też się tu podobało
– Adam – ciągnęła Laura, pamiętasz, księżyc, ławeczkę, drzewo, obok którego …
- Laura – stanowczo przerwał jej Adam, to nie są myśli, którymi dzieliłbym się wdową po moim kuzynie. Wstał. Pa, muszę jechać, mam jeszcze interesy do załatwienia. Cartwrightowie wymienili między sobą spojrzenia. No tak, widzieli już te „interesy”. Joe nawet chętnie zastąpiłby Adama, ale … chyba był bez szans … Adam wstał, zapowiedział, że wróci bardzo późno, albo rano. Pożegnał się i wyszedł przed dom. Ben wyszedł razem z nim.
-co zrobisz? – zapytał
-pojadę do Carson - odpowiedział z uśmiechem Adam – mam kilka pytań do Aneshka – dodał , sprawdzając przezornie, czy maleńkie pudełeczko znajduje się w kieszeni jego kurtki.
-a… Ben wolałby nie zadawać tego pytania, ale musiał coś odpowiedzieć niespodziewanym gościom.
-będę nocował w hotelu, Pa – Adam jak zwykle lepiej rozumiał Bena, niż Ben rozumiał sam siebie.
-to powodzenia synu - klepnął go po plecach. Już się bałem, że zmienisz zdanie.
-nie Pa, nie zmienię. Na pewno.
Droga upłynęła mu szybko. Ze zdziwieniem uświadomił sobie, że widok Laury nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Nie wstrząsnął. Nie wzruszył. Ot! Dawna znajoma. Już zabudowania Carson City. Znajomy domek wśród zieleni. Podjechał. Otworzył bramę. Drzwi domku otworzyły się. Wybiegła z nich Agnieszka. Za nią rodzeństwo. Wyraźnie zdenerwowani, przestraszeni…
-co się stało? – ich zdenerwowanie udzieliło się Adamowi.
-dostałam list – tłumaczyła chaotycznie Agnieszka – nie bardzo go rozumiem- jest po angielsku. Po francusku bym zrozumiała. Angielskiego nie znam tak dobrze, a tam są bardzo trudne słowa
-pokaż – Adam wziął do ręki dużą kopertę. Zerknął na nadawcę. Kancelaria Prawna Braci - Rene Sazerac & Pierre Sazerac. Nowy Orlean. Ciekawe o czym piszą?
– spokojnie Aneshka, wejdziemy do domu, napijemy się herbaty – podstępnie zaproponował, żeby ich rozbawić – i poczytamy. To na pewno nic groźnego. Chyba, że wysłano list gończy za Shemusha - zażartował – ale wtedy nadawcą byłoby biuro szeryfa – uspokoił ich. Żart został przyjęty gromkim śmiechem, bo wizja Przemusi w roli oprycha poszukiwanego listem gończym wszystkich rozbawiła. Dziewczyna nie straciła jednak refleksu.
-Adam – to ty lubisz herbatę? - zdziwiła się Shemusha nieco przewrotnie. Doskonale wiedziała, że Adam woli kawę.
-mmm - mruknął Adam i puścił do niej oko – uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
-Aneshka, chciałem wcześniej z tobą porozmawiać.
-czy to coś ważnego? - zapytała. Przestraszyła się. Sąsiadka mówiła jej rano, że do Wirginia City przyjechała dawne narzeczona Adama. Wolna, bo jej mąż zginął. Adam podobnież szalał za nią i bardzo rozpaczał, kiedy odeszła z jego kuzynem. Uczynna sąsiadka nie szczędziła Agnieszce szczegółów. Podobnież chciał się zabić - skoczył z wysokości, coś sobie uszkodził, nie mógł przez jakiś czas chodzić, ale wyzdrowiał, dodała z lekkim rozczarowaniem uczynna niewiasta. Laura to bardzo piękna kobieta. Ben też był zadowolony. Miała niedaleko ranczo. Zamożna. Elegancka. Prawdziwa amerykańska dama – podkreślała. Adam pewnie chce mi powiedzieć, że do niej wraca… pomyślała ze smutkiem.
-ale ... to jest rozmowa … tylko nasza rozmowa
- chłopcy, poprawcie ogrodzenie – ryknęła Przemusia i jednym zdecydowanym ruchem wypchnęła braci z pokoju – potem przyniosę ciasteczka i herbatę – oznajmiła i wyszła. Agnieszka zagryzła wargi. Postanowiła sobie, że się nie rozpłacze. Zacisnęła pięści.
-Aneshka, my się znamy bardzo krótko – rozpoczął Adam. Kiwnęła głową. W gardle czuła rosnącą grudę, wbiła wzrok w ścianę
-Aneshka, nie wiem, jak to powiedzieć…
-najlepiej szybko – wyszeptała, przymykając oczy, żeby nie było widać napływających do oczu łez.
-Aneshka, muszę ci powiedzieć… nie, nie tak …Aneshka … ja do ciebie krótko przyjeżdżam…
-powiedz wreszcie - usłyszał okrzyk Przemusi podsłuchującej pod oknem. Wstał i zamknął okno. Nie będzie go smarkula poganiać ani podpowiadać co ma powiedzieć! Chociaż … jakoś ciężko mu znaleźć odpowiednie słowa. I co zrobi, kiedy Aneshka nie będzie go chciała? Hm! Jak to co? Oświadczy się drugi raz. Postanowił. A gdy on postanowił, to ... tak zrobi!
-Aneshka!
-?
-Aneshka! Czy wyjdziesz za mnie? – wydusił z siebie Adam. Agnieszka osłupiała.
-Wyjść za ciebie?
-tak, dlaczego nie? Nie lubisz mnie? Myślałem, że…
-tak!
-to znaczy lubisz?
-znaczy, że wyjdę - odpowiedziała Agnieszka.
-u nas się klęka przed panną i daje pierścionek – usłyszał pod drzwiami głos Shemusha. Kiedyś uduszę tę smarkulę. Chociaż rady daje niezłe - pomyślał Adam.
-u nas się nie klęka, ale jeśli chcesz? - zawiesił głos
-niekoniecznie - śmiała się
-pierścionek, zaraz, gdzie mam pierścionek?
-na pewno w kieszeni kurtki, tej wewnętrznej kieszeni – Shemusha czuwała.
-pamiętam - krzyknął. Niepotrzebnie. Dziewczyna miała słuch niczym kojot. Wyjął pudełeczko, otworzył i włożył pierścionek na palec dziewczyny.
-Podoba ci się – zapytał. Bo jeśli nie, to…
-jest śliczny, prześliczny, najładniejszy na świecie – zachwycała się Agnieszka. Smarkata tam za drzwiami umiera z ciekawości – z satysfakcją pomyślał Adam. Niech się pomęczy.
-Aneshka, ślub chciałbym wziąć jak najprędzej.
-dobrze
......................................................................................
-no to zobaczymy teraz, co jest w tym liście.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 9:22, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 13 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:02, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Jak ładnie.
Tylko czemu nie powiedział kocham cię ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:11, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Z rodzeństwem podsłuchującym po oknem i pod drzwiami? Powie później
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 19:26, 21 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:08, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Przemusia jest bezbłędna Więcej prosimy, łącznie ze scenką, jak Laurę trafia... zazdrość
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|