|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:14, 23 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Muszę przepisać dalej!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:45, 23 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Domi, cieszę się, że wkleiłaś kolejny fragment. Super. Skomentuję w wolnej chwili, ale pewnie dopiero w święta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:48, 23 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Okej! Zaczekam Jakby co, przepisałam dalej w trybie expresowym, więc proszę
*****
Było już pochmurne popołudnie, gdy Joseph wlókł się zrezygnowanym krokiem ulicą Virginia City. Był lżejszy o dwa dolary, co oznaczało, że prawie zupełnie stracił pieniądze, które zabrał z domu poprzedniego dnia. Do tego, przeszkadzała mu plomba w górnej czwórce, którą łaskawy dentysta raczył założyć mu dzisiaj rano. W głowie Joe, przez cały czas rodziły się spekulacje, że to ciasto Honorine mogło doprowadzić do tej przykrej sytuacji. Do tego był wściekły na swój język, który uparcie wędrował w kierunku miejsca, gdzie do niedawna znajdowała się dziura. Podbudowała go tylko opinia wesołego stomatologa, iż ma bardzo zdrowe zęby. Podniósł oczy na niebo, które zasnuwały ciężkie szare chmury. Nie cierpiał takiej pogody. Gdy świeciło słońce, był niemal pewny, że dostrzega uśmiech Amandy, lub jej przepiękną postać na tle śnieżnobiałych obłoków. Że macha do niego z Nieba swą białą, delikatną dłonią i woła, że na niego tam czeka. Amanda z pewnością stała się Aniołem. Ta myśl i wydarzenia z całego dnia, przypomniały mu pewną sytuację, która miała miejsce, jakieś półtora roku wcześniej. Tamtego dnia, szli z Amandą ulicą Carson City. Zaczepił ich niejaki Craig Walther, miejscowy obibok i pijaczyna, którego ulubioną rozrywką było przesiadywanie w saloonie, gdzie pił na umór lub dokuczanie słabszym. Nazwał wówczas Amandę kobietą lekkich obyczajów i uciekinierką. Joseph, stając w obronie znieważonej ukochanej, stoczył z nim walkę na śmierć i życie. Zwyciężył, ale w ferworze walki Craig zranił go w powiekę tak, że nie widział na prawe oko jeszcze przez tydzień. Poza tym, stracił wtedy górną szóstkę, za co Adam był na niego wściekły, podkreślając bez ustanku, że Joseph ma tylko osiemnaście lat. Jego to nie obchodziło – obronił Amandę. Czuł się dojrzały, silny i pewny siebie. Niedługo później, poprosił ją o rękę. Joe zniżył wzrok. Tak, jak zwykle o tej porze dnia, ulice pełne były przechodniów. Z zaciekawieniem zwrócił oczy w kierunku sklepu, naprzeciw niego, gdyż właśnie stamtąd rozległ się chwile wcześniej, dziecięcy szczebiot. Głosik, fachowym okiem oceniał jakość zakupów. Joe uśmiechnął się łagodnie. Ku swemu przerażeniu, dostrzegł jednak, po upływie kilku sekund opuszczającego sklep ośmioletniego chłopca z delikatnymi, czarnymi kędziorkami. Chwilę później, sklep opuścił wysoki mężczyzna w czarnych spodniach i kapeluszu. Mężczyzna postawił kołnierz kanarkowej kurtki i rozejrzał się wokoło z rezygnacją. Sklepikarz podał mu skrzynkę, którą mężczyzna niedbale wstawił na stojący przez wejściem wóz. Joe zadrżał.
„Adam” pomyślał, po czym szybko wycofał się kilka metrów do tyłu i ukrył w zaułku. Zdawał sobie sprawę, że brat nie powinien na razie go widzieć. Nie dwa tygodnie po tak ostrej kłótni. Gdyby tylko, znajomi Cartwrightów nie gadali wciąż, że wspólna tragedia ich zbliży. Przez nią, oddalili się od siebie i mieli żal o wszystko.
- Pa? – zaszczebiotał chłopiec, wstawiając do wozu jedną z mniejszych skrzyń. – Myślisz, że Tommy Anders ma rację? Mógłbym już teraz zarządzać ranczem?
- Myślę, że tak – Adam uśmiechnął się blado. – Tommy to mądry chłopiec. A mój syn ma poczucie obowiązku.
- Twój syn jest już dorosły, Pa – uśmiechnął się chłopiec. – Musi dbać o dom.
- Szkoła jest ważniejsza, synu – westchnął Adam, wrzucając na wóz worek z mąką.
- Mama też tak mówiła – mruknął chłopiec, popychając głębiej do wozu małe worki z cukrem. – A mama wiedziała wszystko. Uczyła nawet innych.
Adam popatrzył z troską na smutek w oczach dziecka. W tej chwili zastanowił się nad siłą tych słów. Veronica ukończyła uniwersytet na wydziale nauk humanistycznych. Wykładała w bardzo prestiżowej szkole dla młodych dam a, nim ją poznał, spędziła pięć lat, jako guwernantka córki gubernatora Massachusetts. Ale, dla swego syna, byłaby wszechwiedząca, nawet, gdyby była zwyczajną, wiejską nauczycielką po szkole powszechnej.
- Johnny? – Adam powoli podszedł do syna, uniósł go i posadził na wozie. - Wracamy teraz do domu. A, jeśli uda ci się narąbać drewna, spróbujemy upiec placek. Co ty na to?
- Tak, Pa! – pisnął chłopiec.
- To próbujemy – Adam uśmiechnął się łagodnie, po czym pospiesznie wskoczył na siedzenie i popędził konie w kierunku wjazdu do miasta.
Gdy stukot kół ucichł niemal zupełnie, Joe wychylił się zza zaułka. Ocenił, że nikt nie jest zainteresowany ani nim, ani Adamem. Powoli ruszył przed siebie. W połowie drogi, zatrzymał się, by przyjrzeć swemu odbiciu w szybie wystawowej.
„Jest lepiej” pomyślał ponuro, stwierdzając, że opuchlizna zniknęła już prawie zupełnie. Wyglądał lepiej. Mimo to, poczuł ponownie falę łez, napierającą na jego gardło i oczy. Dziś wieczorem, będzie już musiał wrócić do Pa. Hop Sing powita go szklanką mleka a on wypije je grzecznie, jak mały chłopiec i położy się spać, bo nie będzie miał nic lepszego do roboty. Jego wzrok zbłądził na chwilę na szyld z napisem „Saloon”. Zacisnął zęby. Dziś wieczorem nie wróci do Pa. Wejdzie tutaj, zamówi butelkę whisky i upije się. Wypije tyle, ile potrzebne będzie, by zasnął pod stołem. Może uda mu się na chwilę zapomnieć. Wypuścił ciężko powietrze, po czym skontrolował obecność kabury przy swym lewym udzie i odpiął zabezpieczenie, by móc szybko wyciągnąć broń. Poprawił kurtkę i nasunął kapelusz głębiej na oczy. Po tych przygotowaniach, skierował swoje kroki na drugą stronę ulicy.
- Joseph Cartwright tak? – upewniła się Dorothy.
- Tak – zachichotała Nora. – Z TYCH Cartwrightów – dodała, spoglądając na przyjaciółkę spod półprzymkniętych powiek.
- Tych? – zdziwiła się Dorothy.
- Tak – odparła Nora beztrosko. – Mają forsy, jak lodu i prawo własności do połowy Nevady. Może tobie nie zależy na forsie, ale to dobra inwestycja. Wystarczy, że powiesz słowo a mały Cartwright skrzyknie braci i Pa, odremontują ci dom, naprawią płot, pompę, korbę w studni i narąbią drewna na pół roku. Umówmy się, że to spotkanie to będzie randka w ciemno – Nora zachichotała i przyłożyła do ust brzeg filiżanki. – Kiedyś będziesz mi wdzięczna.
- Mam nadzieję, Nora – westchnęła Dorothy. – Inaczej nie zgodziłabym się na to szaleństwo. Bo gdyby…
Urwała, gdy otworzyły się drzwi do domku. Pojawił się w nich roześmiany Matt, trzymając kapelusz w rączce.
- Ma… - zaczął, chwytając powietrze po biegu. – Pan Finneley przyjechał!
- Już? – Dorothy podniosła się z miejsca.
- Pan Finneley?! – jęknęła Nora. – Zaprosiłaś go?
- Wczoraj rano – odparła Dorothy spokojnie. – Mówiłam ci, że nie będziemy sami.
- Ale, nasz szef?! – Nora uniosła teatralnie oczy do nieba.
- No trudno – twarz Dorothy rozjaśnił lekki uśmiech, gdy ruszyła do drzwi.
Joe, wystarczy! – Danny chwycił butelkę, stojącą na stoliku i cisnął ja na podłogę. – Musimy porozmawiać – dodał, siadając naprzeciwko Josepha.
- Wiem, kiedy mi wystarczy – prychnął Joe, odsuwając od siebie pusty kieliszek. Był wściekły, że, choć wypił już prawie pół butelki, absolutnie nie czuł się pijany.
- Wygląda mi na to, że jednak nie wiesz – Danny ocenił wzrokowo zawartość płynu w leżącej na podłodze butelce.
- Wiem doskonale! – warknął Joe. – A ty... – urwał a z jego gardła wydobyło się potężne czknięcie. Zamrugał silnie kilka razy, gdyż kontury przedmiotów przed nim powoli zaczęły się rozdwajać. Nie był pijany. To były tylko nerwy. – Chyba masz rację – westchnął, spuszczając głowę.
- Wiedziałem, że tu będziesz, kiedy pan Cartwright powiedział mi, że nie wróciłeś wczoraj na noc. Myślał, że byliśmy razem. Martwi się o ciebie – Danny nachylił się, by spojrzeć Joe w oczy. Joseph uciekł spojrzeniem.
- Pa tego nie rozumie. Kiedy umarła matka Adama nie został sam. Miał syna. Amanda tak wiele razy mi powtarzała, że jest jedyną osobą, która może dać wnuka swojej zmarłej matce. A teraz… - Joe zasłonił twarz dłonią i wydobył z siebie odgłos szlochu. Danny przerażony ścisnął jego rękę.
- Posłuchaj, Joe… - zaczął, choć czuł, że za chwilę sam wybuchnie płaczem. – Ta osoba, którą chcę ci przedstawić… jest w podobnej sytuacji, jak ty. Przyjechała niedawno do Virginia City. Mieszka w tym starym domu na ziemi Bartha Hendersona. Nazywa się Dorothy Cohen. Ma małego syna, Matty’ego. Przypominasz mi go. Polubicie się.
- Kobieta? – Joe uniósł wzrok. Tak naprawdę, nie pamiętał zupełnie, by Danny mówił wcześniej cokolwiek na ten temat.
- Tak. Nora rozmawiała z nią wczoraj. Możesz na mnie liczyć – Danny uśmiechnął się pocieszająco. – Ręczę głową, że się zaprzyjaźnicie.
- Tylko kolejnych przyjaciół mi brakuje – prychnął Joe, ale jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Więc się zgadzasz? – upewnił się Danny.
- Zobaczymy. I tak nie robiłbym niczego ciekawego. Ostatnie pieniądze wydałem na whisky – westchnął, spoglądając na pusty kieliszek.
- Nie będziemy tego wspominać – Danny ostentacyjnie kopnął leżącą na podłodze butelkę, która potoczyła się pod stół. – Weź kapelusz. Idziemy.
- Jeśli chcesz… - westchnął Joe, posłusznie podnosząc swoje nakrycie głowy. Danny z rezygnacją podążył za nim.
Gdy obaj wyszli na zewnątrz, by odwiązać swoje konie, w jego głowie wykiełkowała myśl, którą jednak konsekwentnie odgonił. To, że Joseph zakocha się w Dorothy, było mało prawdopodobne.
- Może przynajmniej ona nie będzie mnie pocieszać – westchnął Joe, wsiadając na konia. Danny również to zrobił.
„Zobaczymy” pomyślał Danny, naciągając kapelusz na oczy.
Przyjaciele odjechali.
***
Dalszego ciągu nie przepiszę expresem, zważywszy, że tutaj dochodzi do pierwszego spotkania, który to fragment zamierzam trochę poprawić, zanim go wkleję, okej?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Nie 12:12, 27 Gru 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:37, 26 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Domi, zgodnie z obietnicą znalazłam chwilkę czasu i oto mój komentarz
Cytat: | „Kiedy moje bratanice będą starsze, pokażę im to” pomyślał, w odpowiedzi na uporczywy wrzask dochodzący z parteru. „Będą zachwycone. Ja byłem, kiedy Adam…” odgonił tę myśl, przygryzając wargę. |
W Joe jest sporo ciepłych uczuć dla bratanic. Po swojemu kocha też najstarszego brata, ale odnoszę wrażenie, że właśnie jego wini za swoje nieszczęście. Joe nie potrafi poradzić sobie ze stratą. Zachowuje się tak jakby miał do Adama pretensję, że na pociechę został mu synek. A jak zareagowałby, gdyby w katastrofie dyliżansu Adam stracił całą rodzinę. Czy też miałby do niego pretensje?
Cytat: | Po paru sekundach, dostrzegł jego sylwetkę w otwartych drzwiach sypialni. Mężczyzna klęczał przy kołysce i zabawiał małą Hannah, potrząsając przed jej noskiem drewnianą figurką konika. Na dźwięk słów Joe, Hoss odwrócił się a na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
- Dobrze się czujesz, mały bracie? – zapytał z troską tak wyraźną, że Joe pożałował braku lustra. |
Urocza scenka z Hossem i jego córeczką. Widać, że jest troskliwym tatą i dobrym bratem. Zresztą relację Hoss – Joe zawsze były bliższe i bardziej braterskie niż Joe - Adam.
Cytat: | - Niektórzy muszą dorosnąć szybciej – skomentował chłopiec.
- Masz rację – zachichotała Nora, odpowiadając na życzenie, łaszącej się do niej lśniąco czarnej kotki, delikatną pieszczotą. – A nie chciałbyś pójść do szkoły? – zapytała chłopca.
- Nie wiem – odparło dziecko, wzruszając beztrosko ramionami. – Może i chciałbym. Muszę zapytać mamy. |
Matt wydaje się bardzo roztropnym i sympatycznym chłopczykiem, choć z wiadomych powodów smutnym.
Cytat: | Jej syn był szczęśliwy. Teraz przyszło jej do głowy to, co zawsze uważała za pewne – to, że jeżeli Matt nie zaakceptuje wybranego jej przez Norę przyjaciela, żadnej znajomości nie będzie. Zdanie chłopca jest najważniejsze. |
Jak każda matka, tak i Dorothy przede wszystkim myśli o dziecku, stawiając jego dobro ponad wszystko.
Cytat: | Ku swemu przerażeniu, dostrzegł jednak, po upływie kilku sekund opuszczającego sklep ośmioletniego chłopca z delikatnymi, czarnymi kędziorkami. Chwilę później, sklep opuścił wysoki mężczyzna w czarnych spodniach i kapeluszu. Mężczyzna postawił kołnierz kanarkowej kurtki i rozejrzał się wokoło z rezygnacją. Sklepikarz podał mu skrzynkę, którą mężczyzna niedbale wstawił na stojący przez wejściem wóz. Joe zadrżał.
„Adam” pomyślał, po czym szybko wycofał się kilka metrów do tyłu i ukrył w zaułku. Zdawał sobie sprawę, że brat nie powinien na razie go widzieć. Nie dwa tygodnie po tak ostrej kłótni. Gdyby tylko, znajomi Cartwrightów nie gadali wciąż, że wspólna tragedia ich zbliży. Przez nią, oddalili się od siebie i mieli żal o wszystko. |
Zacytowałam cały fragment, dlatego, że dziwię się trochę Małemu Joe. Dlaczego stanął przerażony na widok swojego bratanka? Przecież chłopiec nic mu nie zrobił. Może gdyby Joe więcej uwagi poświęcił chłopcu, który przecież stracił matkę może miałby mniej czasu na użalanie się nad sobą. Moim zdaniem Joe widzi tylko swoją stratę. To jego zachowanie jest nieco egoistyczne. Myśli tylko o sobie, co po części jest zrozumiałe. Zapomina jednak, że jego brat również cierpi. Mało wiemy, jak w stosunku do Joe zachowuje się Adam. O, co właściwie pokłócili się bracia. Mam nadzieję, że wspomnisz o tym.
Cytat: | - Twój syn jest już dorosły, Pa – uśmiechnął się chłopiec. – Musi dbać o dom.
- Szkoła jest ważniejsza, synu – westchnął Adam, wrzucając na wóz worek z mąką.
- Mama też tak mówiła – mruknął chłopiec, popychając głębiej do wozu małe worki z cukrem. – A mama wiedziała wszystko. Uczyła nawet innych.
Adam popatrzył z troską na smutek w oczach dziecka. |
Piękna a zarazem smutna rozmowa pomiędzy ojcem a synem.
Cytat: | - Johnny? – Adam powoli podszedł do syna, uniósł go i posadził na wozie. - Wracamy teraz do domu. A, jeśli uda ci się narąbać drewna, spróbujemy upiec placek. Co ty na to?
- Tak, Pa! – pisnął chłopiec. |
Widać, że Adam dla swojego synka gotów jest zrobić wszystko, nawet upiec ciasto.
Cytat: | Dziś wieczorem nie wróci do Pa. Wejdzie tutaj, zamówi butelkę whisky i upije się. Wypije tyle, ile potrzebne będzie, by zasnął pod stołem. Może uda mu się na chwilę zapomnieć. |
Stan Joe jest coraz bardziej niepokojący. Ucieczka w alkohol nic nie da.
Cytat: | - Pa tego nie rozumie. Kiedy umarła matka Adama nie został sam. Miał syna. Amanda tak wiele razy mi powtarzała, że jest jedyną osobą, która może dać wnuka swojej zmarłej matce. A teraz… - Joe zasłonił twarz dłonią i wydobył z siebie odgłos szlochu. Danny przerażony ścisnął jego rękę. |
I znowu to samo. Joe użala się nad sobą. Tym razem twierdzi, że ojciec go nie rozumie. A przecież nikt inny tak jak Ben nie rozumie co znaczy strata ukochanej. Trzy razy został wdowcem. Zresztą w odcinku „The Newcomers”gdy Hoss wybiegł z domu dowiedziawszy się o śmiertelnej chorobie Emiliy, a Joe chciał za nim biec, to Ben go zatrzymał i wytłumaczył, że każdy z taką stratą musi uporać się sam. To była całkiem niezła i wiarygodna scena.
Cytat: | - Posłuchaj, Joe… - zaczął, choć czuł, że za chwilę sam wybuchnie płaczem. – Ta osoba, którą chcę ci przedstawić… jest w podobnej sytuacji, jak ty. Przyjechała niedawno do Virginia City. Mieszka w tym starym domu na ziemi Bartha Hendersona. Nazywa się Dorothy Cohen. Ma małego syna, Matty’ego. Przypominasz mi go. Polubicie się.
- Kobieta? – Joe uniósł wzrok. Tak naprawdę, nie pamiętał zupełnie, by Danny mówił wcześniej cokolwiek na ten temat. |
Być może to jedyna szansa dla Joe żeby wrócił do równowagi. Oby tak było.
Domi, dwa fragmenty naszpikowane emocjami. Ciekawa jestem jak wypadnie to zaaranżowane spotkanie. Być może Matt od razu skradnie serce Joe, ale czy tak będzie z Dorothy? Czy dostrzegą siebie ponad swoją żałobą? Czekam na ciąg dalszy. Idzie Ci bardzo dobrze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:09, 27 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W Joe jest sporo ciepłych uczuć dla bratanic. Po swojemu kocha też najstarszego brata, ale odnoszę wrażenie, że właśnie jego wini za swoje nieszczęście. Joe nie potrafi poradzić sobie ze stratą. Zachowuje się tak jakby miał do Adama pretensję, że na pociechę został mu synek. A jak zareagowałby, gdyby w katastrofie dyliżansu Adam stracił całą rodzinę. Czy też miałby do niego pretensje? |
Myślę, że nie... Joe jest załamany i, powiem szczerze, że on troszkę sam nie wie, co powinien zrobić... to w zasadzie wzięło się z tego, że on bardzo kochał i syna Adama i swoją bratową... na serio, to on przeżywa stratę nie tylko swojej narzeczonej, ale i Veronicii... tylko boi się o tym powiedzieć Adamowi. Jego zachowanie będzie potem jeszcze gorsze, ja tak widzę Joe w silnych emocjach... podejmuje pochopne decyzje
Cytat: | Matt wydaje się bardzo roztropnym i sympatycznym chłopczykiem, choć z wiadomych powodów smutnym. |
Matt ma do odegrania kluczową rolę w fanfiku Tak samo ważną, jak rola Dorothy. Robiłam co mogłam, żeby budził sympatię, cieszę się, że odbierasz go pozytywnie A, czy jest smutny? Chyba masz rację... w końcu od zawsze to on był głową rodziny, nie znał ojca ani innego życia. Trochę mu się z pewnością mógł udzielić smutek jego mamy...
Cytat: | Jak każda matka, tak i Dorothy przede wszystkim myśli o dziecku, stawiając jego dobro ponad wszystko. |
Dokładnie Dorothy uwielbia swojego synka i jest gotowa dla niego na wszystko Musi być wspaniałą matką, innej drogi nie ma! By pomóc Joe, też nie...
Cytat: | Zacytowałam cały fragment, dlatego, że dziwię się trochę Małemu Joe. Dlaczego stanął przerażony na widok swojego bratanka? Przecież chłopiec nic mu nie zrobił. Może gdyby Joe więcej uwagi poświęcił chłopcu, który przecież stracił matkę może miałby mniej czasu na użalanie się nad sobą. Moim zdaniem Joe widzi tylko swoją stratę. To jego zachowanie jest nieco egoistyczne. Myśli tylko o sobie, co po części jest zrozumiałe. Zapomina jednak, że jego brat również cierpi. Mało wiemy, jak w stosunku do Joe zachowuje się Adam. O, co właściwie pokłócili się bracia. Mam nadzieję, że wspomnisz o tym. |
Wspomnę A Joe, nie przestraszył się dziecka, tylko Adama Wiedział, że, skoro Johnny jest w sklepie, Adam też musi tam być i, nie chciał kłócić się z nim przy bratanku a nic innego nie wydarzyłoby się między nimi po tylu nieporozumieniach. O co się pokłócili, potem wyjaśnię, ale Adam tez nie był bez winy - zachowywał się wobec Joe podobnie. W połowie następnej części przedstawię tę sytuację z perspektywy obojga, jestem właśnie przy tych fragmentach, do których stosuję trochę twoich rad
Cytat: | Piękna a zarazem smutna rozmowa pomiędzy ojcem a synem. |
Cytat: | Widać, że Adam dla swojego synka gotów jest zrobić wszystko, nawet upiec ciasto. |
Adam bardzo go kocha Możesz śmiało wyobrażać sobie chłopca, jako dziecięcą wersję jego samego z małym dodatkiem delikatności odziedziczonym po mamie Johnny i Adam to tez główne postacie fanfika i, jeśli ci się podobają, będzie o nich dwa razy więcej, niż planowałam - zresztą, kiedy Joe pogodzi się z rodziną, będziemy fizycznie zaglądać też do domu Adama On za jakiś czas ożeni się po raz drugi
Cytat: | Stan Joe jest coraz bardziej niepokojący. Ucieczka w alkohol nic nie da. |
Zgadzam się To był celowy zabieg
Cytat: | I znowu to samo. Joe użala się nad sobą. Tym razem twierdzi, że ojciec go nie rozumie. A przecież nikt inny tak jak Ben nie rozumie co znaczy strata ukochanej. Trzy razy został wdowcem. Zresztą w odcinku „The Newcomers”gdy Hoss wybiegł z domu dowiedziawszy się o śmiertelnej chorobie Emiliy, a Joe chciał za nim biec, to Ben go zatrzymał i wytłumaczył, że każdy z taką stratą musi uporać się sam. To była całkiem niezła i wiarygodna scena. |
Wiem Ale, Joe ma pretensje do każdego wdowca, któremu zostały dzieci Nie wiem dlaczego, ale tak wyszło Po to właśnie jest Matt - Joe dostanie nie tylko Dorothy, ale i chłopca w wieku Johnny'ego do wychowania i zabawy, natychmiast Pa pomógłby mu, Joe tylko go do siebie nie dopuszcza... zresztą tak, jak każdego poza Hossem
Cytat: | Być może to jedyna szansa dla Joe żeby wrócił do równowagi. Oby tak było. |
Oczywiście, że tak To będzie grom z jasnego nieba
I znowu, dziękuję z całego serca Twoje uwagi podsuwają mi wiele rozwiązań i nowych wątków do rozwiązania Myślę, że uda mi się niedługo wkleić dalszy ciąg... mam nadzieję, że spodoba ci się moje rozwiązanie Na uczucia Dorothy trochę poczekać będzie konieczne, Joe z kolei wpadnie w kolejną burzę emocji Ale, co do Matta, masz 100% racji, to będzie natychmiastowe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:16, 27 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
Domi, bardzo mi miło, że mój komentarz podsunął Ci nowe pomysły. I oczywiście czekam na więcej wątków z Adasiem. Może być tarmoszony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:14, 28 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Może być tarmoszony |
ADA, zgadzam się z Tobą, ale brzmi to (wygląda) strasznie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|