Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sosny...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:22, 13 Maj 2014    Temat postu:

Kim są Gartnerowie? Może są amiszami lub kwakrami? Żydami na pewno nie, bo pracują w sobotę ... Tu zadałaś ciekawą zagadkę? Pewnie amisze ... jeśli się nie bronią ... no i ten mały ... tak jak rodzinka, zawsze broni słabszych ... piękna cecha i niestety rzadko spotykana ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:50, 14 Maj 2014    Temat postu:

Domi napisał:
- Zostaw! – warknął Jessie. W jego głosie dało się słyszeć zdecydowanie a w jego płomiennych oczach drżała taka siła, że nie wiadomo już było, czy spojrzenie owe należy do dziedzictwa jego matki, czy ojca.


Podoba mi się to zdanie Surprised

Fajnie zapowiada się znajomość Sama i Jessie'go. W ogóle cały fragment i ich rozmowy są fajne i ciepłe. A rodzeństwo jak u każdego, źle jak jest, gorzej jak nie ma... Laughing
Ciekawe na czym polega ich "obcość"

Domi napisał:
korci mnie, żeby zdradzić moje plany dotyczące siedemnastoletnich Sophie i Sama, ale nie zrobię tego Very Happy Następna cześć dotyczyć będzie syna Hossa, potem córka Joe, córka Willa i syn Clay'a... no i wracamy do początku... Very Happy Nawet może się trochę to wszystko połączyć w pewnym momencie Wink


Niech Cię nie korci....po prostu pisz...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:12, 19 Cze 2014    Temat postu:

Aga, będę pisać Wink
Ewelina, Sam jest zastraszony... kiedy Jessie pójdzie po niego w sobotę, okaże się jak była ta "praca"... Rolling Eyes
Następna część dotyczy syna Hossa... Rolling Eyes Tytułowa Iskra, zaraz na początku się pojawi Rolling Eyes Szykują się też kłopoty dla Johna i Elizabeth... Rolling Eyes
Miłego czytania Very Happy

***************************************************************

R.4.

Iskra.

Tego samego gorącego dnia, po południu, po północnej stronie rancza, panowała bardziej napięta atmosfera, niż w którejkolwiek jego części. Inaczej, jak córka pierworodnego syna głowy rodu, która znosiła niepewność w świadomości, iż sama może coś zrobić, lub rodzeństwo, zrodzone z krwi najmłodszego z synów, które było zbyt małe, by rozumiejąc problemy nie wierzyć, że ich tata rozwiąże je wszystkie, tak dziewięcioletni syn Hossa Cartwrighta rozumiał, że to trudne, jednak zdawał sobie sprawę, iż nie może nic zrobić. W tej chwili wraz ze swoim przyjacielem przebywał w ich wspólnym ulubionym miejscu - nad strumieniem spływającym tutaj z gór, wartkim i prędkim, w przeciwieństwie do tego leniwego nurtu otaczającego żółty domek. Tuż za miejscem, gdzie zeskakiwał z niziutkiego, kamiennego wodospadu, natura sama stworzyła most z powalonego przez czas drzewa, które upadło, łącząc dwa brzegi strumienia. W tym właśnie miejscu, w cieniu drzew, rzucających złote blaski na wodę i kamienie wokół strumienia, młodziutki Ben Cartwright spotykał się zwykle ze swoim przyjacielem - również dziewięcioletnim synem wojownika z plemienia Pajutów, którego imię mama Bena przetłumaczyła, jako "Wilczy Kieł", a on sam opowiadał legendę o jego pochodzeniu. Teraz obaj chłopcy siedzieli na środku kłody rzuconej na rzekę, milcząc i nie znając odpowiedzi na swoje pytania.
- Czemu jesteś taki smutny? - Wilczy Kieł nachylił się do Bena, który tępo patrzył w wodę z zatroskaną miną.
- Zastanawiam się - westchnął Ben nie odwracając się do przyjaciela.
- Nad czym? - Wilczy Kieł trącił go w ramię.
- Nie wiem. Muszę najpierw to wymyślić... - Ben nadal nie odwrócił się do niego.
- Acha - chłopiec skinął głową i również wpatrzył się w wodę . - Rozumiem.
- Mama i tata cały czas o czymś myślą. Chciałbym też pomyśleć. Ale o tym samym, co oni - Ben popatrzył na przyjaciela smutno i może z lekką złością.
- Tata mówił do twoich, że my nie polowaliśmy - Wilczy Kieł uniósł na niego oczy, czując ten wzrok.
- Wiem - Ben ponownie spuścił głowę.
- Jeżeli my polujemy, wy wiecie o tym. Tato nie robi nic, o czym twój by nie wiedział. Na tym polega zgoda - Wilczy Kieł delikatnie się uśmiechnął. - A ich zgoda to i nasza. Jeżeli chcesz, poszukamy sideł. Tyle chyba damy radę zrobić?
- Chyba tak - Ben podniósł się powolutku z pnia. - Axel lepiej się już czuje. Ma dobrą opiekunkę - buzia chłopca rozjaśniła się, niczym słońce. - Niedługo pozwoli mu biegać.
- Kto to jest? - Wilczy Kieł poruszył się nerwowo na miejscu.
- Sally McPherson - odpowiedział Ben z nieopisanym szczęściem w oczach.

Ben doskonale poznał już swoją szkolną koleżankę. Była córką Thomasa i Joan McPhersonów i mieszkała w mieście. Poprosił ją o pomoc w opiece nad Axelem wiedząc, iż jej samej nie boją się nawet dzikie ptaki, które uciekają przed nim. Z przedziwnym rozżewnieniem patrzył, jak delikatne, dziewięcioletnie rączki tak sprawnie przemywają pokaleczoną łapkę jego psa i owijają ją w taki sam bandaż, jaki nosił jego ojciec, gdy został postrzelony w ramię. Widział z jaką czułością te same rączki głaszczą białoszare, miękkie futerko zwierzaka i układają go w jego koszyku. Sally była cudowną i piękną dziewczyną. Ben wyobrażał sobie, że tak musi wyglądać anioł, gdy przybierze ludzką postać. Jej złote włosy zawsze uczesane były tak, że opadały błyszczącą falą na ramiona, jej błękitne jak niebo oczy, odbijały, niczym lustro bezgraniczną dobroć, noszoną w sercu, a na jej twarzy okrągłej, jak słońce i delikatnej, jak przebiśnieg wciąż gościł serdeczny uśmiech, przynoszący spokój.
- Ja bym jej nadał imię Poranna Lilia - westchnął Wilczy Kieł, mrużąc oczy od światła. Było to parę dni wcześniej, gdy Benjamin wskazał mu Sally na szkolnym podwórku. Stała właśnie pod rozłożystym, żółto kwitnącym drzewem, w snopie słonecznego światła. Z gniazda wśród gałęzi sfrunął bielusieńki gołąb i usiadł na jej wyciągniętej ręce. Sally głaskała go ostrożnie palcem po łebku i śmiała się serdecznie.
- A ja Promień Słońca - uśmiechnął się Ben i wykonał zdecydowany krok w przód. - Sall! - zawołał.
Na dźwięk jego głosu, dziewczynka odwrócila twarz, która rozjaśniła się uśmiechem pełnym przyjaźni. Popatrzyła na gołębia. Pogłaskała go jeszcze raz i leciutko poruszyła nadgarstkiem. Na ten sygnał ptak machnął skrzydłami i odleciał ponownie w koronę drzewa.
- Ben... potrzebowałam cię... - zaczęła Sally. - Polly ma gorączkę i potrzebujemy tego leku od twojego taty... - jej twarz oblała się rumieńcem zmieszania.
- Mogłaś przyjść juz wczoraj - Ben podszedł do dziewczynki. Wilczy Kieł pozostał jednak po drugiej stronie podwórka.
- Bałam się... - Sally zadrżała lekko. - No a to lekarstwo stoi tak wysoko, że tylko ktoś bardzo duży dosięgnie je... I jeszcze Strawberry zdemolował wczorak gabinet mamy. Musieliśmy z bratem posprzątać, zanim wróciła... Nawet nie wiesz, co ten kot wyprawia - westchnęła i przewróciła oczami.
- Mama mówi, że wiosenna gorączka utrzymuje się jeszcze przez kilka tygodni - Ben położył jej rekę na ramieniu.- Mogłabyś przez ten czas nie wpuszczać Strawberry do domu...
- Nie mamy stodoły... on zawsze był w domu... - Sally spuściła głowę. - Zamykałam go w spiżarce, ale tym razem się wymknął... Tony wszedł tam po marmoladę śliwkową... nie zdążył go złapać, zanim zdemolował gabinet...
- Co na to twój tata? - Ben nachylił się do niej, próbując popatrzeć jej w twarz.
- Tata nic nie wie... - wyjąkała Sally.
W tym momencie Benjamin przypomniał sobie o swoim przyjacielu. Gdy odwrócił głowę w stronę lasu, Wilczy Kieł wciąż stał tam i wpatrywał się w nich wielkimi oczami. Sally podążyła wzrokiem za wzrokiem Bena, jednak chłopiec nie zauważył tego. Dopiero, gdy poczuł paznokcie dziewczynki wpijające się w jego rękę, spojrzał na nią. Dostrzegł, że jej zwykle rumiana twarz jest biała, jak kreda szkolna a w jej oczach rozpala się przerażenie.
- Sall...? - jęknął.
- Ratuj mnie... - wykrztusiła dziewczynka. - Nie pozwól mi zrobić krzywdy...
- Sall... - zaśmiał się Ben. - Nie bój się. To mój przyjaciel...
- Przyjaciel?! - Sally odsunęła się w tył. - Puść mnie! - zawołała.
Benjamin ze zszokowaną miną uwolnił przyjaciółkę od swojego uścisku. Sally popatrzyła na niego z jakimś dziwnym uczuciem w oczach, w których zbierały się łzy. Potem pobiegła co sił przed siebie i ukryła się za wielkim drzewem rosnącym przy szkole. Ben wiedział, że Wilczy Kieł nie słyszał o co chodzi, jednak sam również nie rozumiał zachowania Sally. Sprawiała wrażenie wystraszonej, ale jakoś... inaczej. To, co dostrzegł wtedy w jej oczach, było...

- Benjamin? Hej, popatrz na mnie... - Ben dostrzegł, że krzew, pod którym klęczy, rozgarniając ziemię drgnął i zatrząsł się.
- Przyjacielu - Ben uniósł głowę. - Nie gniewasz się?
- Za co? - Wilczy Kieł uśmiechnął się serdecznie. Na ten widok Ben spuścił głowę zasmucony.
- Że ja cały czas mówię o Sally McPherson. A ty przecież jesteś na nią zły...
- Nie jestem. Ona... jest dobra - Wilczy Kieł rozejrzał się po koronach drzew. - Ktoś, kto tak robi... Wyleczyła Axela metodą białych ludzi... Ale szanuje każdy kamień... Wielu z was się boi...
- Przyjacielu? Popatrz! - zawołał Ben.
Wilczy Kieł rzucił się w jego kierunku z przerażona miną.
- Co się stało? - jęknął.
- Popatrz - Ben nachylił się i podniósł spod drzewa sznur związany w pętlę, która jednak wyraźnie była przecięta.
- Dorośli chowają sidła... one nie były schowane... No i ktoś je popsuł... Ben podsunął przyjacielowi sznur pod nos.
- Powiesz ojcu? - Wilczy Kieł skoncentrował wzrok na sznurze, robiąc przy tym niemałego zeza.
- Na razie nie - Ben zwinął sznur i schował za siebie. - Ktoś popsuł te sidła... no i wyciągnął spod ziemi. W takim razie ten ktoś nam pomaga... może uda nam się go wytropić... jeśli go znajdziemy i okaże się nie być naszym wrogiem, zapytamy, czy już wie, kto je zastawił... Ale do tego będzie nam chyba potrzebna Elizabeth... Jutro ją poproszę... na razie nie chodźmy tu... tata mówił mi już kilka razy, że jeśli podepcze się po czyichś śladach, można je popsuć i już się za nim nie trafi... musimy też się modlić, żeby nie spadł deszcz... - urwał.
- Benjamin... mówiłeś, jak dorosły... - wykrztusił Wilczy Kieł a jego mina ze zszokowanej, powoli rozjaśniała się, jak niebo o wschodzie słońca.
Twarz Bena zaróżowiła się lekko i wypłynęło na nią zakłopotanie. Chętnie zacząłby teraz gnieść swój kapelusz, ale niestety pozostawił go nad strumieniem.
- To nic... - wyjąkał. - Chodźmy do domu. Trzeba dać jeść Axelowi... - skierował się w stronę strumienia.
- Dobrze - Wilczy Kieł rozejrzał się jeszcze raz wokół sideł. Nie widział tam nic ciekawego. Ale, gdy już miał pobiec za przyjacielem dostrzegł coś wzorzystego i błyszczącego zasypane ziemią. Oglądając się, czy Ben odszedł dostatecznie daleko schylił się, wygrzebał to i podniósł do góry. Gdy oczyścil znalezisko z ziemi zorientował się, że jest to cienki pasek materiału ze znakami plemiennymi Szoszonów. Popatrzył jeszcze raz za przyjacielem a nie dostrzegając go z daleka potrząsnął materiałem raz jeszcze i ukrył go w swoim mokasynie.

Cichy i kojący wieczór nastał nad brązowymi zabudowaniami. Zwierzęta żyjące wśród, jak również dookoła nich po kolei zasypiały. Nie budziły się jeszcze stworzenia nocne, żadne dźwięki nie wskazywały jeszcze ich krzątaniny, więc cisza stawała się coraz głębsza.
Ben siedział na swoim łóżku, u siebie w pokoju a obok jego biurka Wilczy Kieł oglądał przybory szkolne z zasępioną miną.
- Nie jest łatwo mieć kota z wiosenną gorączką... - zaczął niepewnie się uśmiechając.
- Nie - Ben przecxhylił się lekko do tyłu. - Porozmawiam jutro z Sally. Zapytam dlaczego się bała.
- Dobrze - Wilczy Kieł usiadł na krześle. Obrócił się parę razy dookoła i przysunął do siebie pióro i kałamarz. - Wiesz... znalazłem coś...
- Gdzie? - Ben ponownie odgiął się w przód.
- W lesie obok sideł. Opaskę człowieka Szoszonów... - jęknął Wilczy Kieł niepewnie. Wydobył pióro i zaczął uważnie obracać je w rękach.
- Powiemy to Elizabeth? - Ben spojrzał na niego. Przeszedł go dreszcz niepokoju.
- Sami nie pójdziemy do Szoszonów - Wilczy Kieł wrzucił pióro z powrotem do kałamarza. - Ty możesz tylko pójść do Sally.
- To jutro napewno zrobię. A... - podskoczył jakby wpadł na pomysł. Jeśli Elizabeth nie zechce pójść, poproszę wujka Joe. Pomoże nam bez ządań.
- Dobrze... - Wilczy Kieł znów zaczął oglądać pióro.
Szczerość i ciepło, jakich uczył się Ben w swoim domu, bez trudu mogły wystarczyć, aby był w stanie wspierać Sally McPherson. Ale, aby pomóc w tej niedokończonej bitwie potrzebowali obaj - on i jego przyjaciel - dojrzałości i odwagi. Sam fakt noszenia nazwiska Cartwright nikomu, nawet dziecku nie pozwalał siedzieć bezczynnie. To życzenie unosiło się w stronę gwiazd. Elizabeth jeszcze nie musiała tego słyszeć. Zmierzając do chwili, kiedy lojalność i miłośc będą stały naprzeciwko siebie. A dla Bena, kiedy serce wpadnie w pierwszy wir uczucia...

*************************************************************
Tradycyjnie, jeżeli coś jest nie tak, piszcie Wink Staram się, żeby było w porządku, mam nadzieję, że się podoba... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:28, 19 Cze 2014    Temat postu: Sosny

Wszystko jest opisane bardzo ładnie ,ale czegoś mi zabrakło.
Tylko nie wiem czego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:30, 19 Cze 2014    Temat postu:

Ja też tak to widzę, ale nie wiem czego... Rolling Eyes pisałam to mając gorączkę, więc może to o to chodzi... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:21, 20 Cze 2014    Temat postu:

Domi napisał:
....rodzeństwo, zrodzone z krwi najmłodszego z synów....

Bardzo podoba mi się ta część zdania....Very Happy
Domi napisał:
...natura sama stworzyła most z powalonego przez czas drzewa, które upadło, łącząc dwa brzegi strumienia.

Piękne!

Rozmowa chłopców nad strumieniem oddaje typowy tok myślenia dzieci....

Sally jak podejrzewam, przeżyła jakiś dramat z udziałem Indian....jakiś napad?

Fragment "leniwy" opisy piękne, wszystko się snuje, toczy w bardzo wolnym sennym, łagodnym rytmie..
Czekam na jakąś akcję, może bardziej dynamiczne rozwinięcie wątków...bo bardzo dużo jest ponadgryzane, a chciałabym poczytać co u naszego Adama na przykład. Rolling Eyes

Tylko, na Boga Domi, nie streszczaj mi tu zaraz kolejnych fragmentów.... Wink tylko wklejaj Laughing
*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 8:19, 21 Cze 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:40, 21 Cze 2014    Temat postu:

Jeśli chodzi o braki ... to chyba Adama Very Happy Ale reszta fajna ... w każdym razie ciekawe, do czego prowadzi ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:07, 06 Wrz 2014    Temat postu:

Uuff... nareszcie udało mi się przepisać ciąg dalszy Very Happy Skończyłam to w czerwcu, albo w lipcu a teraz... zresztą nieważne Wink Wyjaśniam przyczynę strachu Sally i ostatecznie zamykam kwestię opaski.
Proszę. Miłego czytania! Very Happy Wink

***************************************************************

Iskra, cz 2

Rankiem w szkole, Benjamin bezskutecznie poszukiwał swojej przyjaciółki Sally McPherson. Podczas lekcji przekazał liścik jej przyjaciółce Diane Leigh, by podała go Sally. Gdy znalazł się w jej rękach dostrzegł, że Sally płacze a potem chowa go między książki. Diane szeptała cos do niej i trącała ją łokciem, ale Sall milczała. W tym właśnie momencie Ben zrozumiał, że Sally ukrywa jakieś dramatyczne wydarzenia z przeszłiości. Zrozumiał też, że dziś wieczorem nie przyjdzie, by zająć się Axelem. Jest na niegio zła, że poprzedniego popołudnia opowiadał o swoim przyjacielu. Boi się, bo powiedział, że on przychodzi do niego do domu. I przekonał się, że teraz musi z nią porozmawiać. Gdy lekcjha wreszcie się skończyła, Ben najszybciej, jak potrafił zaczął pakować swoje książki. Jednak, nim zdążył to zrobić, Sally McPherson zniknęła. Instynktownie czu ł, że musi ją znaleźć. Ukrył podręcznik pod pulpitem ławki i wybiegł na podwórko. Delikatne ślady błękitnych bucików Sall rozpoznałby na końcu świata. Prowadziły za szkołę. Podążył niepewnie w tym kierunku. Już na rogu budynku usłyszał dziecięcy szloch.. Zastał Sally opartą plecami o ścianę z kolanami pod brodą i twarzą ukrytą w ramionach. Złote światła padające przez liście dzrew na jej różowo-błękitną sukienkę sprawiały, że błyszczała ona suchym blaskiem, jak jedwab.
- Sall... mogłabyś... to znaczy... - zaczął Ben, ale urwał, nie wiedząc jakich słów powinien użyć.
- Dlaczego mnie nie zostawisz? - wykrztusiła Sall. - Przecież wolisz bawić się z dzikusami, którzy myślą tylko kiedy i jak cię zastrzelić tak, jak wujka.
- Kogo, Sall? - Ben podszedł do przyjaciółki. Przeszył go dziwny dreszcz, który jednak różnił soę od dreszczy niepokoju.
- Wujka. To było, jak jechaliśmy tutaj... Raz wujek powiedział, że jedziemy przez ziemię Indian. Kazał się cicho zachowywać, musiałam pilnować Thony'ego bo był malutki i płakał... - Sally patrzyła na Bena oczami błyszczącymi od łez. - Ale raz, rano, byliśmy głodni... Wujek poszedł upolować coś jeść... Ja słyszałam, że strzelił tylko dwa razy... Potem strzelali, strzelali... - Sally ponownie ukryła twarz w ramionach. - A potem wyskoczyli na drogę... było ich tak dużo... spalili jeden wóz... ja schowałam Thony'ego w drugim... jeden z nich... zajrzał tam... był straszny... miał długie włosy pełne piór i twarz czerwoną, jak... popatrzył... i poszedł... - Sall znów zaczęła płakać. - Kiedy chowaliśmy wujka... To był pierwszy pogrzeb w moim życiu... ale mamusia zabrała nas, kiedy już grób był zakopany... słyszałam, jak tata mówił, że dzieci nie powinny na to patrzeć... jeszcze rano żył... i chciał nam dać jeść...
Ben zrozumiał, co przyjaciółka chciała mu powiedzieć. Kiedy brat jej matki polował na ziemi Indian, oni odpowiedzieli ogniem. Ta sytuacja była tak podobna do tego, co teraz działo się w Ponderosie...
Ben przykucnął obok Sally i delikatnie położył swoją dłoń na jej pulchnej rączce.
- Sall... Oni zabili moją babcię, ale wychowali moją mamę. To też ludzie, też popełniają błędy. I też bronią swojej ziemi. Gdyby ktoś wjechał do Ponderosy i strzelał, dziadek też by go zabił. Teraz właśnie ktoś u nas poluje. Dlatego kazałem ci uważać.
Sally podniosła oczy na Bena Chłopiec zauważył ze zdziwieniem, że nie zbieraja się w nich nowe łzy.
- Wybacz mi, Sall... - westchnął.
- Sally! - rozległo się nagle wołanie z podwórka. Oboje i Ben i Sally odwrócili się w tamtą stronę. Na ścieżce stała Diane Leigh - śliczna dziewczyna o grubych, ciemnych lokach, przeciwieństwo Sally, jeśli idze o urodę. Unosiła tryumfalnie w ręku piłkę i zachęcała Sally gestem, by dołączyła się do zabawy.
- Ben... - Sally popatrzyła smutno na przyjaciela. Uniosla się i skierowała ku podwórku.
Benjamin wodził wzrokiem za dziewczynką, nim zatrzymała się na rogu budynku i odwróciła.
- Przepraszam - powiedziała powoli a jej twarz royjaśnił lekki uśmiech. Kilka sekund po tym pobiegła ściezką do Diane.

- Dlaczego nie? - stęknął Wilczy Kieł patrząc na Elizabeth błagalnym wzrokiem.
- Bo gadacie głupoty - dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach z bardzo zdenerwowaną miną. - Jakiś wojownik pół roku temu szedł, zgubił opaskę a wy ją wygrzebaliście z sidłami. Czy Szoszoni polują w taki sposób, chłopcy? - Elizabeth powiodła wzrokiem po stojącej przed nia dwójce.
- Nie... w zasadzie to nie... - Ben pokręcił głową.
- Właśnie! - wracajcie do zabawek i zostawcie te sprawy dorosłym - Elizabeth machnęła ręką odpędzając chłopców.. - Ja mam masę pracy.
Ben wraz z przyjacielem wzdychając ciężko po tej odprawie odeszli. Gdy mijali już stodołę starego domu w Ponderosie Ben trącił Wilczego Kła w bok. Tamten podskoczył w górę zaskoczony.
- Benjamin? - zapytał niepewnie.
- Elizabeth coś wie. Nogdy w życiu nie była na mnie taka zła... A skoro ona coś wie... - Ben zamyślił się na moment.
- Może wam pomóch, chłopaki? - usłyszeli nagle zza stodoły wesoły glos. - Jeśli chodzi o tropienie, możecie na mnie liczyć - z cienia wyszedł roześmiany mężczyzna o bardzo urokliwej powierzchowności, ubrany w jaskrawo czerwoną koszulę.
- Co ty tu robisz, wujku? - jęknął Ben. - Słyszałeś co mówiła Elizabeth?
- Słyszałem - mężczyzna westchnął i oparl się ręką o ścianę stodoły przybierając powazną minę. - To dziewczyna. One myślą inaczej, bardziej się wszystkim przejmują. Chyba panienka Eliz zwyczajnie boi się o waszą skórę - kończąc zdanie roześmiał się beztrosko. - Jeśli chcecie, pomogę.
Zagubiony umysł Bena w tej chwili wołal o pomoc, ale przed wydobyciem z siebie tej proźby chronił go nadal honor rodziny. Wujek... tak naprawdę nie był jego wyjkiem. Mieszkal z żoną na ich ranczu i był zarządcą połączonego majątku rodziny. Ale ponieważ zamieszkał tutaj, gdy Elizabeth miała ledwie dwa latka dla wszystkich był wujkiem. Po krótkim namyśle Ben głośno wymówil proźbę.

Po południu Ben wraz z Wilczym Kłem pakowali do torby prowiant i wszelki sprzęt, który dostali od wujka Candy'ego. Wiedzieli, że znalezienie czegokolwiek będzie bardzo trudne. Gdy tylko oboje usłyszeli odgłos kroków zmierzających do drzwi pokoju, Ben czymprędzej ukrył torbę ze sprzętem pod łóżkiem. Po chwili drzwi otworzyły się łagodnie i do środka weszła Erin Cartwright - matka Bena.
- Co robicie, chłopcy? - zapytała patrząc na torbę z jedzeniem.
- Mamusiu... - wyjąkał Ben robiąc sie purpurowy od stóp do głów. Nie potrafił kłamać a nie wiedział jaka wymyślić wymówkę, by matka wypuściła go z domu na całą noc nie martwiąc się.
- Chciałem zabrać Benjamina do naszej wioski i pokazać mu różne metody tropienia... - zaczął Wilczy Kieł nieśmiało. Czuł, że pali go obecność broni w torbie. Nawet wujek Candy nie pozwolił im jej zabrać tak samo, jak zapuszczac się daleko w las. Teraz to on, Wilczy Kieł, Indianin, był winny katastrofie. Jak zwykle. Na szczęście tutaj dostanie identyczną reprymendę, jak Ben.
- Wioska nie jest tak daleko... - Erin popatrzyła na chłopców. - A pakujecie się jak na biwak...
- Bo chciałem zapytać... - wyjąkał Ben. - Czy możemy we trójkę z Axelem przenocować w stodole?
- Dobrze. Ale jeśli tak, to tę drugą torbę musicie zostawić. O ile mi wiadomo, Pajutowie nie używają kompasu. - uśmiechnęła się matka wskazując kiwnięciem głową pod łóżko.
Ben i Wilczy Kieł zamarli. Bali się, iż kobieta wie o broni. Ben nie był pewny, czy postąpił jak Cartwright zgadzając się na pomysł Wilczego Kła, by ją zabrać, a Wilczy Kieł...
- Rozumiem chłopcy, że chcecie pomóc... możecie potropić w Północnym Lesie tam, gdzie Axel zaplątał się w sidła. I jeśli chcecie,. nocujcie w stodole - Erin popatrzyła na chłopców ciepło i wyszła ostrożnie zamykając drzwi.
Ben i Wilczy Kieł odetchnęli z ulgą.
- Może... nie bierzmy tego pistoletu... Twoja mama mówiła, żeby szukać w Północnym Lesie, tam łatwo się schować... No i zabierzemy Axela a on ma zęby... - wyjąkał Wilczy Kieł.
- Może... i masz rację - dodał Ben i schylił się do torby, by wycioągnąć broń...

Tego popołudniadwaj chłopcy wraz z białym, puszystym przyjacielem - psem Axelem wyruszyli do północnego lasu. Jednak żaden z nich nie dostrzegł nadeszłej właśnie Sally, która zza ściany domu patrzyła na tego pyzatego, jasnowłosego chłopca o ciepłym, błękitnym wejrzeniu i potężnej jak na dziewięciolatka posturze, z mieszaniną niepewności, ale i poczucia winy. Pod koniec jej ukradkowe spojrzenie padło na towazyszącego chłopcu małego Indianina. Sally uśmiechnęła się nieśmiało napotykając na jego skupiony wzrok. Potem obaj chłiopcy zniknęłi w głębi lasu...

Tej nocy Erin pozostała sama w brązowym domu, gdyz zaalarmowany nagłą koniecznością Hoss udał się do Ponderosy na zebranie. Wszystkim zależało na czasie, by sprawę sideł rozwiązać, nim wróci glowa rodu. Przez całą noc ale i dzisiejszy dzień w sosnowych lasach panowała martwa cisza. Nikt poza jedną osobą nie zdawał sobie sprawy, że polujący o świcie chłopak opuścił ten teren wraz z wiatrem. W starym domu w Ponderosie ktoś teraz musiał wyjawic jego sekret.
- Candy położył na stół błękitny pasek materiału, który wydobył z torby chłoców, gdy się pakowali.
- Opaska wojownika Szoszonów... - Adam nachylil się nad znaleziskiem.
- Mówili, że znaleźli to obok rozciętych sideł. W tych krzakach zaraz za domem Hossa - Candy skierował wzrok w stronę wspomnianego rozmówcy.
- A więc to znaczy - Joe wskazał na opaskę.
- Że Szoszoni założyli te sidła, albo je zniszczyli - Adam podniósł materiał do oczu.
- Musimy jeszcze raz objechac całe ranczo. Z tobą - Hoss obrócił się do Candy'ego.
Tymczasem stojąca u szczytu schodów Elizabeth, która jak zawsze pilnowała braci zgodnie z przykazaniem dziadka, zadrżała. Instynktownie poczuła, że teraz wyjdzie na jaw także jej tajemnica. I, że musi coś z tym zrobić...

*************************************************************

Następna część jest o córce Joe, wiece będzie ciekawiej Wink Kiedy zdołam przepisać... nie wiem... ale będzie, napewno Laughing Uwagi jak zwykle mile widziane Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:10, 06 Wrz 2014    Temat postu: Sosny

Westernowy klimat ,a równocześnie dużo ciepła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 13:23, 06 Wrz 2014    Temat postu:

Domi, przeczytałam, zapowiada się bardzo ciekawie, wszystko jest dokładnie przemyślane, wątki rozwijasz powoli, cierpliwie. A dokładniej skomentuję jak przypomnę sobie poprzednie odcinki Wink Piszesz prawdziwą sagę rodzinną Shocked Chyba zacznę robić notatki z waszych fanfików...
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:53, 06 Wrz 2014    Temat postu:

A tu jak Senszen muszę się cofnąć do początku...Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Sob 18:49, 06 Wrz 2014    Temat postu:

Dobra Domi, przypomniałam sobie mniej więcej poprzednie części… przy okazji powtórzę, że jestem pod wrażeniem jak dokładne, przemyślane i dopracowane jest to opo… ta saga Smile Rzeczywiście, bardziej to podchodzi pod powieść niż zwykłe opowiadanie.
Cytat:
Sall... mogłabyś... to znaczy... - zaczął Ben, ale urwał, nie wiedząc jakich słów powinien użyć.
- Dlaczego mnie nie zostawisz? - wykrztusiła Sall. - Przecież wolisz bawić się z dzikusami, którzy myślą tylko kiedy i jak cię zastrzelić tak, jak wujka.

Ben, jak przystało na syna Hossa jest bardzo wrażliwy, ma bardzo specyficzny ale ładny sposób postrzegania innych osób. Zwłaszcza tych, które lubi. Dodatkowo, podobnie jak Hoss ma przyjazny stosunek do świata i wydaje się być postacią bardzo dobrą Very Happy
Sally ma za sobą ciężkie przeżycia i dużo wysiłku będzie wymagało od niej przezwyciężenie strachu… albo i nie, dzieci jednak inaczej postrzegają świat ?
Cytat:
Jakiś wojownik pół roku temu szedł, zgubił opaskę a wy ją wygrzebaliście z sidłami. Czy Szoszoni polują w taki sposób, chłopcy? - Elizabeth powiodła wzrokiem po stojącej przed nia dwójce.
- Nie... w zasadzie to nie... - Ben pokręcił głową.
- Właśnie! - wracajcie do zabawek i zostawcie te sprawy dorosłym - Elizabeth machnęła ręką odpędzając chłopców.. - Ja mam masę pracy.

Beni Wilczy Kieł poszli porozmawiać z najbardziej dorosłą z ich grona, która niestety, sama jest zainteresowana właścicielem opaski. Czy chłopak jeszcze wróci? Razem z wiatrem? Smile
Cytat:
Słyszałem - mężczyzna westchnął i oparl się ręką o ścianę stodoły przybierając powazną minę. - To dziewczyna. One myślą inaczej, bardziej się wszystkim przejmują. Chyba panienka Eliz zwyczajnie boi się o waszą skórę - kończąc zdanie roześmiał się beztrosko. - Jeśli chcecie, pomogę.

Jak już pisałam, twój Candy jest bardziej serialowy Very Happy Tak na marginesie, jaką oni chcieli zabrać broń?
Cytat:
Tymczasem stojąca u szczytu schodów Elizabeth, która jak zawsze pilnowała braci zgodnie z przykazaniem dziadka, zadrżała. Instynktownie poczuła, że teraz wyjdzie na jaw także jej tajemnica. I, że musi coś z tym zrobić...

Akcja się zagęszcza, reakcja Elizabeth jest ciekawa: boi się, że wyjdzie na jaw jej spotkanie czy boi się o spotkanego chłopaka?

Domi, bardzo ciekawy fragment, zawarłaś w nim dużo informacji i dużo w związku z tym nasunęło się pytań…Piszesz bardzo dojrzale, widać, że wkłądasz w to wiele serca i wysiłku Very Happy Podziwiam Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 20:54, 06 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:16, 06 Wrz 2014    Temat postu:

Ja też muszę porządnie przypomnieć sobie poprzednie części, bo sporo nowych osób jest tutaj wprowadzonych.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:59, 07 Wrz 2014    Temat postu:

Ciekawe relacje pomiędzy dziećmi i dramatyczne wspomnienia dziewczynki. Pewnie dlatego jest uprzedzona do Indian. Candy fajnie tu wypadł Very Happy Ja też zastanawiam się nad tą bronią. Tam zdaje się częściej były w użyciu rewolwery ... ale może jakiś pistolet dorwali ... z tych starszych?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:22, 07 Wrz 2014    Temat postu:

Odpowiadam:
Sally niedługo pokona swój strach, myślę, że nawet się zaprzyjaźni troszkę i z Wilczym Kłem...
Broń będzie mówione później to pistolet myśliwski, który ojciec Wilczego Kła dostał od białego myśliwego w podzięce za uratowanie życia... będxie o tym...
A John Chipsey z pewnością wróci... i to szybciej, niż Elizabeth się spodziewa... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 7 z 16

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin