|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:42, 08 Paź 2013 Temat postu: "Z dalekich stron" - niespodzianka dla przyjaciółe |
|
|
Więc tak: drugi rozdział tamtego opowiadania się przepisuje - word już działa. Fachowiec się nim zajął Można powiedzieć, że w ostatniej chwili, bo za parę dni straciłabym wszystkie dokumenty...
Jednak dzisiaj na wychowawczej wpadłam na taki pomysł... i przez czas, kiedy opowiadanie powstaje chciałabym wkleić moje opowiadanie z przełomu jesieni i zimy 2011 (to nic dziwnego, ja pisuję od trzeciego roku życia ). To wtedy poznałam Bonanzę i była pierwsza tura fascynacji Dzikim Zachodem. Tytuł opowiadania to "Granica". Granicą w tym wypadku jest ocean. To są dwie równoległe historie (mój eksperyment literacki), które dzieją się po dwóch stronach Oceanu Spokojnego, właściwie w tym samym czasie. Miejsca są oczywiste - jestem tak zafascynowana XIX-wieczną Japonią, jak i XIX-wiecznym Dzikim Zachodem . No i historia dzieje się w drugiej połowie XIX wieku. Nie ma w obu żadnej inspiracji, bo o Bonanzie nic jeszcze wtedy nie wiedziałam poza pięcioma odcinkami obejrzanymi w niedziele na TVS i nie oglądałam też mojego historycznego anime...
Pierwsza część (one są pisane na przemian) opowiada o Yoshikawa Ayumu (nazwiska w Japonii przed imionami - taki zwyczaj ) - córce samuraja żyjącej w Yokosuce podczas wojny boshin. Druga część opowiada o Beatrice Raymond - córce ranczera żyjącej w Los Angeles w czasie wojny secesyjnej. Musiały być te wojny, bo w dalszej części miały zakochać się w chłopakach z drugiej strony barykady. Myślę, że ta druga część jest wystarczająco westernowa, a nie chcę ich rozdzielać, bo pewne zabiegi stracą sens. Jednak niekonieczne trzeba czytać je obie... Cóż, błędów pewnie będzie sporo, ale jednak chcę się tym podzielić... Proszę o częściową chociaż akceptację...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Pon 18:32, 15 Sie 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:53, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Ja... takim impulsem pomyślałam, że ten, kto będzie chciał też przeczytać pierwszą część potrzebuje... przepraszam, ale tam jest dużo japońskich słówek ... no...
główna bohaterka mówi o rodzine: Otou-sama, Oka-sama, Oba-sama... po kolei to coś w stylu pan ojciec, pani matka, pani babka... miko to kapłanka w świątyni ich religii... to jest shintou, politeizm aktualna nadal... I jeszcze formy grzecznościowe mają na końcu... chan, to coś jak zdrobnienie, san, to pan, albo pani, sama można powiedzieć "panie", tak mói się do szefa, lub dowódcy... ojousama to "panienka", jeszcze tak, kami znaczy bóstwa, katana to miecz... to chyba wszystko...
A co do drugiej części - jeśli będą skojarzenia, przysięgam, że niezamierzone... określenia na rodziców wzięłam z innego filmu... tak, że znowu tylko ze mną kłopoty...
Teraz to chyba nikt tego nie przeczyta...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 15:53, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Dawaj, dawaj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:58, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
„Z hen daleka, poprzez niebo,
Ślę swe myśli pośród gwiazd.
Ślę je z miejsca, co przez morze,
Złotą łuną tnie nasz świat.”
…
Granica
Z hen dalekich stron…
Nie zagubię słowa w sercu…
Rozkwitają nasze wiśnie…
W moim wiecznym miejscu…
Błyszczą płatki i ze słońcem…
Grają razem naszą pieśń…
Pieśń o wiośnie, o nadziei…
Dają bogom cichą cześć…
Z hen dalekich stron…
Poprzez stepy słońce, ciszę…
Co dzień idę ja za tropem…
Świat mój sercem słyszę…
Liczę ciągle, patrzę w niebo…
Góry w pustce sobą żyją…
Wiatr podnosi piasek złoty…
Wolność niesie jasną, cichą…
Z hen dalekich stron…
Nie znajdziemy się przez morze…
Droga szumi oceanem…
Wskaż nam drogę wielki Boże…
Zamknięty świat
AYUMU.
Eteryczny zapach kwiatów, otaczających świątynie ciasnym pierścieniem i izolujących ją od świata, przysuwał na myśl rzeczywisty boski raj. W miejscu tym nic nie było nowe, ale niesamowite było wszystko. Tak każe tradycja. Wzdłuż wyłożonej po brzegach kamykami alei szła powoli młoda dziewczyna. Patrzyła zmęczonym wzrokiem na kwitnące drzewa i czuła, że wirujące z wiatrem płatki wcale nie akceptują, że ona jest tutaj. Podeszła do małego jeziorka na końcu alei. Wyciągnęła rękę i złapała za płatek lotos, który akurat był najbliżej. Tyle, że ten był dosyć mały.
-„Średnie szczęście.”-pomyślała. Zawsze tak wróżyła na jeziorku, mając świadomość, że te kwiaty są tu zwyczajnie dla ozdoby.
Dotknęła swoich włosów. Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła za wstążkę. Panienkom nie wypada nie mieć upiętych włosów? I dobrze. Wstała i powoli podeszła do dwóch ułożonych jedna na drugiej cieniutkich skałek. Oba-sama opowiadała, że w ten sposób zostało zaznaczone miejsce, gdzie ma stanąć świątynia. Zawsze jej się podobały. Stały na skraju parku i można z nich było widzieć wzgórza. Fascynujące i zwyczajne. Ona nie widziała w tym nic wyjątkowego. Już za bardzo ten świat spowszedniał. Chciała myśleć, że może coś więcej. Że będzie należała do niezwykłości. Usiadła na kamieniu, tworzonym przez owe dwie skałki i spojrzała w niebo. Jasne i czyste, spowite słońcem wczesnej wiosny. A świat poza ukrytą świątynią spowity niepokojem i nowym, złym jak czarne skrzydła. Ale to chyba nigdy nie zostanie dopuszczone. Bo dlaczego miałoby tak być? Wysoka, brązowooka dziewczyna o długich czarnych włosach, jasnej, wyraźnej twarzy, ostrym podbródku i czarownym spojrzeniu, ubrana w różowe kimono z jaśniejszym nieco obi. Córka bogatego człowieka, która większość czasu spędzała u babci, przy świątyni. Miłowała się w nowym, w naturze i w świecie otoczonym zamkniętą granicą. Zawsze otoczona sznurem wielbicieli, ale jej zależało, by być kimś. Yoshikawa Ayumu. Wolna artystka z poru Yokosuka.
BEATRICE.
Gwar miasteczka łączył się z jasnym słońcem tego dnia. Nieskazitelnie błękitne niebo po zimie przywracającej oddech suchym pustkowiom. Jasną, słoneczną ulicą prowadziła kasztanowego konia młoda dziewczyna jedna z tych nielicznych, które opiekują się gospodarstwem tak jak mężczyźni. Podprowadziła go i przywiązała do belki przed saloonem. Zwierzak pochylił się do poidła, a ona delikatnie go pogłaskała i uśmiechnęła się z czułością. Potem odwróciła się i usiadła na niebieskich, drewnianych stopniach tylnego wejścia. Popatrzyła zmęczonym wzrokiem na gwarne miasto. Czy lubiła tu przychodzić? Naprawdę sama nie wiedziała. Ale trzeba przecież kupić kule i jedzenie. Bycie samowystarczalnym kosztuje. Westchnęła ciężko i opuściła głowę. Trudno jest omijać te spojrzenia. Prędzej czy później ich oczy i tak spotkają się. Ludzie tak patrzą na nich, jakby to oni tylko wszczynali burdy i nie potrafili się zachować. Ale gdyby tylko taka była prawda, to nie byłoby połowy tych awantur, które były. Lekko wychwyciła rumor z dość daleka. Zbliżał się ku niej powoli.
-„Jeśli w ciągu pięciu sekund ktoś wyleci przez te drzwi to będę miała szczęście.”-pomyślała.
Odliczyła wolno do pięciu, a w ostatniej sekundzie przez drzwi wyleciał jakiś pijany grubas, zataczając się wstał i poszedł sobie.
-„Grube szczęście!”-ucieszyła się. Może nagroda, może coś jeszcze lepszego. Opuściła kapelusz na szyję i spojrzała przed siebie. Nie na ludzi, ale na świat. Oni ją nie obchodzili. Zawsze wymyślili coś nowego, by było jeszcze trudniej. Gorące słońce oświetlające uliczkę nawet ciemne zaułki czyniło przyjaznymi. Za miasteczkiem świeciły wysokie wzgórza, szare i jakby z betonu. Przedziwna trawa koloru szarozielonego pokrywała teraz wielki teren do gór. A góry, dalekie, otoczone mgłami, co poranek, kryły poza sobą inny przerażający sekret. Lekki wiatr unosił suchy piasek ze ścieżek. Ale kolor był najdziwniejszy- od zawsze, do samego końca ziemia była rudopomarańczowa. Ludzie nazywali ją „czerwoną”. Zresztą liście drzew miały kolor trawy i pomijając roślinność nadmorską były niemal normalne. Z saloonu wyszedł młody chłopak. Uśmiechnął się milo i ukłonił kapeluszem. Ona kiwnęła głową. Byli ludzie, którzy szanują i kobiety-farmerki. Spojrzała znowu na czyste, jasne niebo pełne obłoków prześwieconych przez słońce. Wysoka, niebieskooka dziewczyna o jasnych włosach koloru morskiego piasku ściętych równo z ramionami, opalonej, szczupłej twarzy, wyraźnych rysach i kobiecym spojrzeniu. Ubrana w roboczą koszulę i spodnie, brązową kamizelkę i wielki beżowy kapelusz, w brązowych butach do kolan. Córka bogatego farmera, lubowała się w naturze. Uwielbiała rośliny, zwierzęta i wielkie przestrzenie rancza. W duchu pragnęła znaleźć kogoś, kto potrzebowałby jej i lubił. Sama kochała zamknięty świat i wszelkie nowości. Beatrice Raymond. Wolna marzycielka z Miasta Aniołów na zachód od Death Walley.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 20:20, 18 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:59, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
PORT.
Yoshikawa Ayumu szła drogą wzdłuż Pol do portu. To tutaj, w tej zatoce także sytuacja zaczęła wyglądać groźnie. A teraz ludzie buntują się i tutaj, zupełnie tak samo jak po tamtej stronie. Nikogo nie obchodził obcy świat za oceanem, ale widocznie im bardzo zależało, by ich zniszczyć. Jak świat światem Nihon-koku zawsze radziła sobie sama. I niech zostanie tak. Ayumu wspomniała straszną biedę sprzed paru lat. Nie, właściwie ona nic nie pamięta, to okaa-sama opowiadała jej, bo ona była wtedy mała. Nikt dzisiaj nie chce rewolucji. Właśnie ona się dzieje i ludzie już widzą ile krwi kosztuje taka walka. Oby to był koniec. Przerażające nowe rozpościera swoje skrzydła nad całą wyspą. Ayumu zakończyła myśli westchnieniem. Powinna wrócić do portu, jeszcze rodzice pomyślą, że chciałaby zostać miko. A ona zwyczajnie marzy o miłości i byciu razem z innymi ludźmi. Eteryczne kadzidła świątyni hipnotyzują wręcz do myślenia. Lubiła myśleć o swojej przyszłości. Droga ciągnęła wzdłuż pól i drzew, które teraz wszystkie kwitły, jak co roku wiosną. Poza nimi wzgórza wybrzeża, strome, jak te wyrastające z wody za portem. Wolniej. W izolacji… Ayumu zeszła po małych schodkach na brzeg. Zatrzymała się w ich połowie, oparła o nowa, błyszczącą poręcz i popatrzyła na niebo. Wczesnowiosenne obłoki, ani śladu przyszłego deszczu. Westchnieniem skwitowała ten barwny świat, odbiła od poręczy i zeszła do brzegu. Złoty piasek oceanicznego wybrzeża, cichy szum i drobne, spokojne fale. Woda jeszcze lodowata, ale w końcu i ona się ogrzeje. Nie tak źle. Ayumu się uśmiechnęła.
-„Jestem tu, prawda? Więc i ja musze się postarać. Dla rodziców, babci i Sanosuke-sama. Póki nasza rodzina trwa przy swoim. Nawet, jeśli miałabym zostać kunoichi. Ale chyba nie nadawałabym się do katany…”- uśmiechnęła się, bo czuła, że może dać radę. Świat… jej chce. Morze jej chce. Jedynie drzewa przy świątyni jej nie akceptują. Bo czują, że to nie ona powinna tam być.- „To Yuuki ma zostać miko, oba-sama ją wybrała, bo potrafi skupić się przy świętym ogniu i dobrze prowadzi katanę. W tej sprawie, jeżeli nie chodzi o głowę, to jestem dość niezdarna. Hah, gdyby wiedzieli, że robię to specjalnie. Oba-sama próbuje zrobić z nas chyba samurai-ko. A ja chcę inaczej pociągnąć swoje życie. Nie tak…”
Ale przebywała w świątyni. Bo chciała uspokoić się i zrozumieć, dokąd zmierza jej świat. Otou-sama tłumaczył jej, że teraz nastały ciężkie czasy dla Nihon. Ale to konieczne, by znów powrócił dobrobyt. Jeżeli Syn Niebios zwycięży tę batalię, oczywiście tak się stanie. Ale, gdy wygra Tokugawa-sama, może być ciężko. Krwawe wojny prowadzone tylko według kodeksu honorowego, żadnych zasad. Ale ojciec zawsze był lojalny. Może będzie dobrze. Lekki podmuch wiatru od morza posłał parę małych kropli w kierunku lądu. Osiadły na policzku Ayumu, jak deszcz. Zachichotała cicho i przymykając jedno oko, otarła twarz wierzchem dłoni. Spojrzała znów na skały, wzięła głęboki wdech i zaśmiała się radośnie. Rozłożyła ręce i obróciła się dookoła, lekka jak wiatr. Potem oparła jedną na boku i zdecydowanym wzrokiem, uśmiechając się z satysfakcją, patrzyła. Rozsądek i wrażliwość nie mijają się ze sobą. Będzie walczyć, jeśli trzeba. Po to ma Edomaru. Jej katanę. Lubi nadawać rzeczom imiona. A to już jest tradycja.
-Heej, znów to zrobiłaś?! Ayumu-chan, panienkom nie wypada nie upinać włosów. Gdyby ktoś cię widział!- usłyszała za plecami wołanie. Lekko się obejrzała. Na ścieżce, trzymając rękami balustrady stała jej przyjaciółka. Ubrana na niebiesko, podobnie jak Ayumu z ciemniejszym obi. Sama miała włosy o wyraźnie brązowym połysku, upięte w wysoki kok, związany błękitną wstążka, jasnobrązowe oczy i śniadą cerę. Kto znał ją wiedział, że to dziewczyna pełna energii, optymistka, która zaraża chęcią do działania i jasnym myśleniem, rozładowuje atmosferę śmiechem i żartami i zawsze znajdzie dobry pretekst dla siebie.
-Ty mnie już widziałaś.- powiedziała Ayumu. Spuściła głowę.- To wystarczy.- po chwili uniosła oczy na tamtą i odwróciła się lekko- Maya-chan.- uśmiechnęła się do niej ciepło.
BRZEG.
Beatrice Raymond jechała przez szarozieloną polanę od gór w kierunku lasu. Uwielbiała tu być. Mogła wreszcie czuć się wolna. Mimo, że tak jak wszyscy była niewolnikiem Zachodu i wszechobecnego bezprawia.
-„Chciałabym mieć takie małe pólko i domek jak Therra. Ona jest szczęśliwa z rodzicami. Ale czy ja nie? No cóż… jestem. Tylko czekać aż spadnie coś na nas. Coś groźnego. Jak tak można uciekać od odpowiedzialności i usuwać się w cień? Ech, amigos, coś za bardzo staracie się unieść honorem. Chyba o to chodzi, prawda?”- skwitowała myśli westchnieniem. Gdyby góry mogły ją usłyszeć, nie byłyby w stanie odgadnąć, czy jest szczęśliwa, czy wcale nie. Poza miasteczkiem mieszkali różni ludzie. Jedni mieli małe domki i kawałek tylko pola, by móc cokolwiek uprawiać. Inni mieli wielkie gospodarstwa, rozległe nieobsiane tereny pod wypas. Ci ludzie nie utrzymywali się z uprawy roli- a z hodowli bydła, trzody i owiec. Wielu wędrowało nie mając własnej ziemi, pędzili za słońcem. Tutaj też znajdowali miejsce, by żyć. Ludzie do raju przybywali też za złotem. Pracowali w kopalniach i mieszkali w górach. Inni zwyczajnie w miasteczku mieli domy i swoją pracę. Wszystkich spoza miasta, o ile nie byli zatrudnieni, gdzieś między ludźmi mało się szanowało.- „Samotne życie, ale i samotna robota. Rąk do pracy nam nie brak. Nie potrzebujemy, jak niektórzy, niewolników. To o to teraz się biją”- pomyślała Beatrice. Zatrzymała swego kasztanowego konia i rozejrzała się dookoła. Niebo czyste, bo zima już przeszła, nie ma, co liczyć na deszcz. Powietrze nieruchome. Nie niesie, więc żadnego zapachu. Można spokojnie polować. Zwierzyna nic nie wyczuje. Zeskoczyła z siodła i wzięła strzelbę. To, co robi ona, jako kobieta zrobiłby każdy chłopak, ale ona nie powinna raczej. No cóż, nie ma teraz wyjścia. Brat poszedł. I pewnie już zostanie. Zwykle nie wraca się z wojny. Zakocha się i zostanie.- „Heh, zawsze oni się zakochują. Jakby nie jechali walczyć.”- weszła do lasu, oglądając się jeszcze przy okazji na góry. One ją ciągnęły, czuła, że coś w sobie kryją, coś bardzo ważnego.- „Muszę dziś przynieść coś do domu. Choćby jakieś małe zwierzę. Wiewiórką się nie zadowolimy, ale złapać tego wilka… Z bratem zastawiłabym na niego jakiś sidła. Można by go zmylić. To wolał iść walczyć, chociaż mógł zostać. O czym on myśli? Wcale nie otrzyma chwały a tylko się namęczy. Nie mówiąc już o armatach. Podobno >walka w imię wolności ogółu< nie mieści mi się w głowie. A czy ja nie mówię, że niewolnictwo to coś wstrętnego? Ha… chyba upoluję. Zobaczą, ze nie tylko on może. Pa’ będzie przeszczęśliwy. Przecież ni uwierzy.” Usłyszała szelest w krzakach i obróciła się w tamtą stronę. Wydawało się jej, że gdzieś wśród gęstwiny mignął szary ogon. Pobiegła w tę stronę. Musiała tylko złapać wilka. Ale jakby to było proste… Zatrzymała się i rozejrzała. Trop zniknął. A ona nie była najlepsza w tropieniu. George lepiej to umiał. Beżowy półmrok lasu wcale nie pomagał w dostrzeżeniu czegokolwiek. Choć przez liście drzew słońce przebijało zdecydowanym światłem, w tej akurat gęstwinie było ciemno, jeśli ktoś przywykł do ostrego światła dnia. Beżowa ściółka i pnie, tak jak szarozielone liście zlewały się w jedno w nienawykłych oczach. Beatrice rozejrzała się i oparła palec na spuście strzelby. Przeszła przez małą, jasną polankę i wyszła nad brzeg morza. Kiedy zobaczyła to niezwykłe miejsce po cieniu lasu, zatrzymała się i spojrzała na wodę. Jak zwykle tutaj fale syczały pośród, jak okiem sięgnąć pustej przestrzeni wody. Ponad lasem do morza zapadała skała, beżowa jak i las od wewnątrz. Beatrice uniosła głowę i spojrzała na tę skałę. To prawda. Wśród osób mających farmy i duże ziemie było najwięcej osób, które chciały mieć niewolników. Dlatego szanuje się bardziej ich ojca. Nie jest typowym farmerem. Wielką ziemię, gdzie hoduje się zwierzęta nazywa się- rancho. Tak się mówi i na ich ziemię. Zwykle ludzie, którzy opiekują się takim ranczem, to ludzie wyobcowani i buntownicy, którzy jedynie wszczynają burdy, jeżeli od czasu do czasu znajdą się w mieście. Nagle usłyszała strzały w lesie. Odwróciła się i pobiegła w tamtą stronę. Po chwili dostrzegła coś przy skałach. Zatrzymała się i wlepiła wzrok w dziewczynę w różowej koszuli w kratkę i długiej spódnicy spiętej szerokim paskiem. Spod słomianego kapelusza wysuwały się długie, ciemnobrązowe, lekko falowane włosy. Obracała w ręku strzelbę i uśmiechała się chytrze.
-Masz swojego wilka. Nikomu nie powiem.- wskazała głową na martwe zwierzę na skraju lasu. Westchnęła.- Gdyby rodzice odkryli, co robię… zabraliby mnie pewnie z powrotem na wschód. Ech, chwalisz się eskapadami, a nie potrafisz nawet zabić wilka. Polował na owce pana Doniksona. Czułam się w obowiązku. Zwyczajnie sprowadzasz mnie na złą drogę, wredny Jankesie. Powodzenia…- uniosła wzrok na Beatrice. Z jej głęboko ciemnozielonych oczu wyzierał spryt.
Beatrice uśmiechnęła się radośnie.
-W porządku, jesteś kochana…- odwróciła się i spojrzała na wilka, a potem na szumiące morze. Jeszcze raz na przyjaciółkę- Therra.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 20:21, 18 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:59, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
RODZINA YOSHIKAWA (WATASHI MO OTOU-SAMA TO OKAA-SAMA).
-Jak udaje ci się wytłumaczyć? Cały czas spędzasz w świątyni. Powinnaś siedzieć w domu- zapytała Maya spoglądając zdziwiona na przyjaciółkę. Ayumu zachichotała.
-Oba-sama jest miko w świątyni, ja zwyczajnie jej pomagam. Otou-sama rozumie jak ważne jest oddawanie czci bogom. Nie ma nic przeciwko temu- wyjaśniła spokojnie.- A ty, po co idziesz?
-M-musiałam coś załatwić…- Maya ścisnęła w rękach małą paczuszkę, którą niosła cały czas.
-W porządku, nie wnikam w to, wszyscy mamy swoje sprawy- Ayumu uniosła rękę, chcąc uspokoić przyjaciółkę, że już o nic nie pyta.
Zatrzymały się na pagórku i popatrzyły na miasto. Jak zawsze to robiły. Szły spokojnie do domu obserwując innych ludzi. Jak wyglądają, jak rozmawiają, czy nie widać na ich twarzach niepokoju. Widziały jedynie normalność, ale coś ciężkiego w powietrzu. Weszły do swego ogrodu. Rodzice Mayi mieszkali tuż obok domu Yoshikawa. Byli mniej bogaci, ale nie biedni. W altanie siedziała Tomoe- srebrzystowłosa dziewczyna, która zwykle milczała wpatrzona w niebo, lub cokolwiek innego, lecz, kiedy już odezwała się jej glos był cichy i złowróżbny. Altana w cieniu wysokich drzew stała tam, od kiedy dziewczyny pamiętały, a Tomoe nawet czasami spała w niej. Zwykle była ignorowana przez innych poza Ayumu i Mayą. Ta pierwsza wierzyła, że Tomoe jest duchem. Była dziwna. Teraz siedziała na poduszce nad miską udon. Pałeczki nietknięte leżały obok, a ona smutno patrzyła w zupę. Kiedy dziewczyny mijały altanę uniosła głowę i spojrzała na nie. Jej głęboko granatowe oczy zawsze wyglądały jakby była w półśnie. Ubrana w strój koloru różowego, ale dziwny, przydymiony odcień, naprawdę zdawała się nie z tego świata. Ale co gorsza prędzej ze świata demonów, niż bóstw. Tomoe odezwała się, aż obydwie dziewczyny przeszył dreszcz. Ten jej głos…
-Miałam wizję. Wielkie statki płyną tutaj. Krótko mówiąc zginiemy- ostatnie zdanie wymówiła odwracając głowę ze znudzoną miną, jakby to, co mówiła było normalne, a ona miała wszystkiego dość. Zdjęła dłonie z kolan, delikatnie wzięła pałeczki, rozłamała je i zaczęła wolno jeść. Uniosła głowę.- Ayumu-ojousama, twój ojciec mówił do Chizuru, że szuka dla ciebie męża, bo już najwyższa pora. To tak żebyś się nie zdziwiła- przy ostatnim zdaniu spojrzała na porcję ryżu na pałeczkach ze znudzonym wzrokiem. Jej prorocze stwierdzenia pomieszane ze zwykłymi opiniami o życiu były… no, w każdym razie przeszywały grozą.- Powiedz, że miałaś widzenie w świątyni i że powinniście uciec w głąb kraju. Zachód wysp zostanie zniszczony. Tutaj chyba nie dotrze wojna. Mamy kłopot. Czekają nas dwie wojny i głód. To ponad siły. W każdym razie Yokosuka-sama jest tymczasem bezpieczna.
Ayumu zrozumiała, dlaczego Tomoe tak powoli je. Czuje się winna właśnie przez ten głód. Zawsze przeszywały ją ciarki, kiedy patrzyła jak je. Nikt nie robił tego w ten sposób, no przynajmniej nie tak oficjalnie jak ona. To było… no w każdym razie nie powinna już liczyć na małżeństwo. Także jej sposób mówienia i określania był dziwny. Zawsze dodawała końcówkę „-sama” do nazw miast i określała też kraj „Nihon-sama”, jakby to byli ludzie. Nazywała też Ayumu „panienką”, a tak przecież nie powinno być, bo to ona była kami. Gdyby Ayumu określała ją przez „-sama”, to byłoby normalne. Ale nie… tak.
-W porządku. Zrozumiałam, Nie martw się- powiedziała i opuściła głowę. Tomoe nie może zobaczyć jej miny. Tak szybko i naturalnie przychodzi jej przejście ze swoich proroczych wizji do spraw życia codziennego.
-kim jest ta Chizuru?- zapytała Maya, kiedy szły dalej przez ogród.
-Konkubina ojca. Nagle zaczęło zależeć mu na synu. To kuzynka Sanosuke-sama, więc ma spore koneksje. Na razie jest w fazie aklimatyzacji. Ciekawe, czy to zniesie…- powiedziała Ayumu z chytrym uśmiechem- przypomina mi trochę Youkai. Jakby lisa…
-Acha, rozumiem- zachichotała Maya. Potem spojrzała na Ayumu i dokończyła poważnie- Twoja matka wydaje mi się być zdecydowaną osobą. Chizuru-san może sobie nie poradzić.
-Wiem, wiem, ale ojciec uważa dwie córki za klęskę rodową. Masz rację, matka jest zdecydowana. Ale ratuje Chizuru pokrewieństwo z Sanosuke-sama. Więc tak do końca nie może jej ustawiać po kątach- odpowiedziała Ayumu spokojnie, uśmiechając się do Mayi. Tamta ciężko wypuściła powietrze z widocznym uczuciem ulgi. Nie, nigdy nie chciałaby być tą drugą, byłaby zupełnie już nieprzydatna. Dlatego starała się dobrze wywiązywać. Bo w końcu bawienie gości to też jest rola kobiety.
-To ja idę już do siebie. Kazano mi to przynieść.- Maya spojrzała na paczuszkę. Odeszła parę kroków w bok, odwróciła się i uśmiechnęła- To cześć!- powiedziała wesoło i poszła w kierunku domu.
Ayumu nienawidziła tego powolnego rytmu, w jaki wrzucił ją los. Tomoe zawsze powoli się ruszała, powoli mówiła i spoglądała tym sennym, lodowatym wzrokiem na nią. Nigdy z nikim innym nie rozmawiała. Tylko z nimi. Była jakby częścią dekoracji ogrodowej. Po prostu nią była. I tyle. Zwyczajnie jak ten, czy tamten kwiat, jak to, czy tamto drzewo, zupełnie jak duch. I NA PEWNO nim była, bo inaczej inni by ją widzieli. Proste- skoro z nią nie rozmawiają, to znaczy, że jej nie widzą, prawda?
Ayumu weszła powoli do pokoju. Zadrżała, gdy zobaczyła ojca siedzącego przy stoliku. Każdy zawsze mówił, że są do siebie niesamowicie podobni. Miał takie same jak ona ciemne, lśniące włosy, zawsze zasłaniały mu twarz. Na innych spoglądał stanowczo, ale, gdy patrzył na Chizuru, żonę, matkę, czy córki łagodniał nieco.
-Oto-sama, wróciłam- Ayumu wolno odsunęła drzwi, weszła do pokoju i ukłoniła się. Przystanęła i spojrzała na ojca. Tamten uniósł głowę, kiwnął ręką i spokojnie powiedział:
-Podejdź tu, Ayumu.
Ayumu podeszła, a ojciec wskazał jej gestem najbliższą seledynową poduszkę.
-Słucham, oto-sama…- powiedziała cicho.
-Sytuacja jest dramatyczna. Wojna przybiera na sile. Dobrym wyjściem było, by pozostać w majątku, pomimo głodu, inni głupcy już opuścili swoje ziemie i uciekli do miasta. Nie było nam łatwo, to musisz wiedzieć, ale jakoś daliśmy sobie radę. Pochodzimy z samurajskiego rodu, córko, musimy podjąć konieczną decyzję- ojciec mówił spokojnie i ostrożnie.
-Zrozumiałam oto-sama. Jestem gotowa na wszystko, co powiesz- Ayumu pochyliła głowę i czekała na słowa ojca. O co też chodziło? Czy to znaczy, że chce porzucić…?
Nagle do pokoju wpadła Chizuru, a za nią matka. Chizuru wyglądało na to, że jednak nie radziła sobie. Przyklęknęła przy figurkach w kącie pokoju i zaczęła dokładnie je polerować.
-Odkurz jeszcze i podłogę. To tatami to siedlisko kurzu…- westchnęła ze znudzeniem matka.
-A-ależ poroszę pani, na podłodze kurz zbiera się zawsze…- jęknęła Chizuru.
-To nie znaczy, że musi tam zostawać!- odpowiedziała matka stanowczo.
Ojciec spojrzał w tamtą stronę.
-Wybacz kochanie, ale ona musi nauczyć się pracować. Niełatwo jest być żoną- matka przyklęknęła obok niego i uśmiechnęła się słodko.- Proszę, nie strasz dziecka. Ona musi powoli zrozumieć. A ty jesteś taki gwałtowny.
Ojciec spuścił głowę. Żona miała rację. Ciężko jest to powiedzieć.
-Akiko… ona musi wiedzieć, co będzie. Bo to, co się stanie zniszczy cale nasze życie. Nie ma pieniędzy…
Matka milczała patrząc smutno na ojca. On też miał rację…
-Sasuke…- wyszeptała z bólem.- Rozumiem twe uczucia… Taka jest rola żony.
-A, więc nie przeszkadzaj mi w mojej- powiedział ojciec twardo.- Idź zaparzyć herbaty. Muszę się uspokoić.
-Jak sobie życzysz…- matka wstała i podążyła w stronę drzwi, tych, z których wyszła z Chizuru, naprzeciwko tych, którymi weszła Ayumu.
-Akiko- ojciec zatrzymał ją w pół drogi mocnym wezwaniem. Odwróciła się. On uśmiechnął się lekko.
-Sasuke…- powiedziała cicho. Odpowiedziała mu uśmiechem. Ich spojrzenia spotkały się na pół minuty, potem, gdy on spoważniał odwróciła się. Ojciec też się odwrócił do Ayumu. Ayumu odruchowo spuściła głowę. Gdyby dowiedział się o jej eskapadach… Mouu!
-Ayumu, idę walczyć w imię Syna Niebios. Mogę nie wrócić, a w takim wypadku, ty, jako pierworodna córka musisz być silna. To przynajmniej wniesie do domu żołd i nie będzie straszyło nas głodem. Więc tak uczynię. Dla mnie rodzina jest ważna, Dlatego. Ayumu, spójrz na mnie.
Ayumu podniosła głowę. W oczach ojca malowała się troska. Patrzyła zaskoczona.
-A, jaka będzie w tym wszystkim twoja rola domyśl się- ojciec podniósł się powoli.- Wiem, że potrafisz to zrobić.
Gdy wstał stanął prosto i poważnie spojrzał na nią. Jak ojcowie patrzą na córki.
-Możesz wyjrzeć przez okno. Dzisiaj jest naprawdę ładny dzień. Ale ty to już pewnie sama widziałaś. Co do Tomoe, to jestem pewien, że sama da sobie radę- potem poszedł i zamknął za sobą drzwi. Te, którymi wyszły matka i Chizuru.
-„Poszedł napić się maminej herbaty- pomyślała Ayumu. Uśmiechnęła się lekko. Wstała i podeszła do okna.- Rodzice… Oto-sama to silny człowiek, odważny i niezłomny. Jak samurai. Okaa-sama to bardzo silna i samodzielna kobieta, ojciec nie boi się zostawić jej samej, bo nie zginie. Kiedy chce naprawdę potrafi być potworem. Zwłaszcza dla biednej Chizuru- Ayumu zakryła dłonią usta i zachichotała, mimo woli współczuła biednej dziewczynie. –Pomimo to ojciec kocha matkę na pewno. Nie uśmiechaliby się tak do siebie, gdyby było inaczej. Ale chciał zachować twarz i okaa-sama to rozumie. Musi mieć syna…- Ayumu oparła się rękami o parapet i spojrzała na drzewa.- Muszę, ja za to, coś dać tej wojnie. Nie wiem, dlaczego, ale czuję, że muszę. Dla rodziców, dla Tomoe i dla dziewczyn. Nawet, dla Chizuru. I w imię Sanosuke-sama. Jako ja ze szlacheckiego rodu. Córka rodziny Yoshikawa. Oto-sama- Yoshikawa Sasuke, okaa-sama- Yoshikawa Akiko. I oni wszyscy będą ze mnie dumni…”
RODZINA RAYMOND (MY PA’ AND MY MA’)
-Jak to jest, że pozwalają wam samym polować? My nawet broni takiej Jak wy nie mamy, do obrony w razie, czego ta strzelbę i to wszystko- Therra popatrzyła na Beatrice. Tamta zaśmiała się głośno.
-Jak sama mówiłaś upolowanie wilka to punkt honoru. Gdyby dostała się tu cała wataha stracilibyśmy zbyt dużo zwierząt. Rodzice nie chcą dopuścić do tego. A poza tym polowanie to przygoda. I jest tutaj, na co polować. Do końca wojny o ile nie dostaną się tu walczący możemy się wzbogacić i będziemy mieli wpływy. A spróbuje rękami tknąć naszej ziemi to…- Beatrice machnęła strzelbą wyciągając ją gwałtownie przed siebie. Therra zachichotała.
-Wiem, jestem straszną egoistką- Beatrice spuściła głowę z westchnieniem.- Ale musimy Bronic tego, co mamy. W Europie z pewnością nie żylibyśmy tak, Jak tutaj. I po co nam nowy kontynent…- dokończyła smutno. Therra popatrzyła na przyjaciółkę zaskoczona.
-Ej, Bea, nie o to mi przecież chodziło. Każdy ma prawo do odrobiny samolubności. Ba, nawet empatia bywa dość groźna. Ja nigdy się nie zastanawiałam nad wartością Europy. Tam nas nie potrzebowali…- powiedziała łagodnie.
-Mylisz się, oni nawet nie wiedzą o naszym istnieniu. Urodzone już tu. Od czasu, kiedy przyjechali z Europy ci nowi ja ciągle o tym myślę. Czy naprawdę jest tak, jak mówią…- zakończyła Beatrice poważnie. Therra uznała, że nie warto ciągnąc tej smutnej rozmowy. Zatrzymały się zbliżając do gór. Ich szary, niesamowity kolor, wysoki, zamglony, płaski szczyt, strome ściany dawały naprawdę wrażenie, że są potężną granicą oddzielającą od czegoś strasznego. Wystarczyło przejść małą przełęczą na drugą stronę… by być w domu. Przez góry szło się zwyczajnie do morza. Ale to i tak była ich ziemia…. Beatrice prowadziła konia, Therra szła obok, już wesoło rozmawiały. O nowym pracowniku pana Raymonda, jaki jest i dlaczego akurat on, a nie, kto inny. Na sporym otwartym terenie od północy odgrodzonym wzgórzami była niewielka zagroda zbita z desek. Beatrice wstrzymała gestem Therrę i wskazując na ową zagrodę powiedziała, głosem przewodnika:
-To jest po to żeby ujeżdżane konie nie uciekły. Gdyby nie było tego płotu z pewnością pogalopowałyby za daleko. Nie wiem, czy to widziałaś. Jest nowa.
-Przecież widzę, że deski są świeże- odpowiedziała Therra.- A ty wiesz tak absolutnie wszystko. O zagrodzie, o zwierzętach, nawet umiesz strzelać. Zupełnie jak cowgirl.
-Przestań- syknęła Beatrice.- Nie mam nic wspólnego z tą hołotą. Ojciec za grosze toto utrzyma. Nie ma kłopotów.
-Hołota? Czy ja dobrze słyszałem?- obie dziewczyny odwróciły się. Na płocie zagrody siedział młody chłopak. Miał miłe spojrzenie, uśmiechał się też przyjaźnie. Przedtem siedział tyłem, teraz się obrócił, gdy usłyszał dziewczyny.- Ty się nie przejmuj twarzą, Beatrice! Gdyby komuś z nas na niej zależało to nawet by nam honor nie pozwalał brać tę psią robotę! A tak mamy to poza sobą! Myślisz, że Dick, kiedy śpi uchlany pod drzewem, że nie można go dobudzić ma na uwadze honor?!- wołał naturalnie, ze śmiechem, kiwając z lekka głową. Beatrice też się zaśmiała. Nikt nie patrzył na Therrę. Jej wzrok i cała mina były… no, w każdym razie wskazywały na oczywiste… W zagrodzie dwóch cowboyów o pijackich twarzach, ubranych w brudne koszule, zajmowało się koniem. Jeden ujeżdżał go, ale zwierzak zdążył się już uspokoić, zanim przyszły dziewczyny. Drugi siedział na płocie, trzymając za linkę, wiszącą u szyi konia. On to właśnie spochmurniał i skrzywił się, gdy chłopak wspomniał o pijanym Dicku. Zeskoczył i stanowczym krokiem podążył przed siebie w jego kierunku. Chłopak widocznie to usłyszał, bo odwrócił się nieznacznie w bok i ostrożnie sięgnął ręką do broni. Gdy tamten to zobaczył cofnął się i popatrzył na konia. Coś tam powiedział do tego drugiego i złapał go, kiedy zsiadał. Tymczasem chłopak zdjął rękę z broni i uśmiechnął się do dziewczyn łobuzersko. Beatrice odpowiedziała mu ze sprytem.
-Ej, ta tutaj zazdrości mi, że umiem strzelać, a sama upolowała tego wilka, oddała tylko cztery strzały- wskazała na martwe zwierzę przerzucone przez konia. Potem spojrzała na Therrę. Tamta miała zaróżowioną twarz. Gdy wyczuła pełne uznania oczy chłopaka poczerwieniała cala i wyglądało, że wstrzymuje oddech. Albo dusiła się. Po chwili gwałtownie wyciągnęła przed siebie ręce i kręcąc jakby w panice głową wymamrotała:
-Ja nic, tylko, że on kradł owce mojego sąsiada, więc musiałam interweniować, podstawił mi się, co miałam zrobić.
-Cztery strzały, no, no… szanuję panienkę łowcę!- zawołał chłopak z niby poważną miną. A po chwili dodał do Beatrice.-Musisz chyba iść do domu. Macie gościa. Tyle tylko wiem. Ale i, że to ktoś ważny.
-Dobrze, dziękuję ci- odpowiedziała Beatrice krótko, posłała mu jeszcze uśmiech i poszły razem z Therrą. Kiedy odeszły już na tyle daleko, by tamci ich nie słyszeli Therra zawołała dramatycznie:
-Bea, dlaczego nie wspomniałaś, jaki on przystojny…? Utopiłam się w tych oczach! To nie był normalny kolor…
- Ha, ha, to był właśnie Farrel. Nasz nowy pomocnik na rancho, nie cowboy. I masz rację- jest świetny. Ale nie w moim typie. Widzisz, bo ma brązowe włosy…
-Jestem już…- zawołała Beatrice otwierając ostrożnie drzwi do domu. W drugim końcu pokoju, obok kominka stał jej tata. Odwrócił się w kierunku córki.
-Dobrze, że przyszłaś. Mamy gościa. Ważnego- zawołał do niej pokazując głową na kuchnię.
-Wiem. Farrel o tym wspominał- powiedziała Beatrice spokojnie. Podeszła do ojca.- Kto to? I gdzie jest ma’?
-Z gościem w kuchni. Próbuje odwrócić jego uwagę. Jej wzrok mówił, że to zadanie tylko dla kobiety, więc wyszedłem- powiedział ojciec zmartwionym tonem.
-Acha- Beatrice kiwnęła głową.- Tylko, kto to jest…- zerknęła nieznacznie na kuchnię. Spostrzegła w środku postawnego, ciemnowłosego mężczyznę z wąsami, być może w wieku ojca. Wyglądało na to, że jest jednym z żołnierzy. Ojciec wychwycił spojrzenie Beatrice i zaraz wyjaśnił:
-Niejaki major Dornix. Trzeba mieć na uwadze rangę, kiedy się rozmawia. Nie bez powodu tutaj przyszedł.
-Nie mów, że wstępujesz do wojska! Nie możesz tego zrobić!- zawołała wystraszona Beatrice.
-Nie ja, tylko nasza niskopłatna hołota- odpowiedział ojciec.- Ale ten Farrel z kolegami nam wystarczą. Jakby, co damy sobie radę. Nawet sami weźmiemy się do roboty…
-Nie, pa’!- zawołała Beatrice żywo i pobiegła na górę. Była bardzo szczęśliwa, że ich dom ma piętro. Miała bogatą rodzinę, która mogła sobie na nie pozwolić! Uwielbiała piętro. I salon. Stać ich było nawet na dywan. Zewsząd spotykali się z zazdrością biedniejszych. Ach, jak ona lubiła być egoistką… to gwarantuje jeszcze większe bogactwo! Przebrała się i zeszła po schodach. Dotarła do połowy, kiedy zobaczyła jak owy Dornix wychodzi z matką z kuchni. Mama wyglądała na trochę zmartwioną.
-A, więc kapral Raymond zostanie poza frontem. Damy mu jeszcze jakiś miesiąc, no może dwa na wylizanie się z ran, a później jedziemy szturmem na wroga. Wschód jest teraz niebezpieczny, ale i zagrożony. Każda siła się liczy. Dowidzenia- Dornix zasalutował i wyszedł. Beatrice stojąca w połowie schodów nie wiedziała sama, co poczuła. Kiedy major powiedział „ranny”. Odniosła wrażenie, jakby zatrzęsło się jej serce i to drżenie jak gorący dreszcz przeszyło ją od stóp do głów. Czyżby to był dowódca George’a? Czyżby był ranny ten jej brat? Co się stało, dlaczego? I o co chodzi…?
-Ma’…- powiedziała cicho.
Mama odwróciła się i spojrzała na Beatrice. Uśmiechnęła się słabo.
-Wszystko w porządku, słyszałaś o George’u, prawda? Spadł z konia i złamał rękę po prostu. Będzie żył. A, że ja się martwię to normalne. Matki przejmują się swoimi dziećmi, prawda?- powiedziała spokojnie. Beatrice westchnęła. Czuła, że mama powiedziała prawdę. Nie uciekała wzrokiem, szczerze się też uśmiechała. A więc martwienie się nie jest konieczne. Z drugiej strony do salonu wszedł tata.
-Mary…- powiedział cicho.- Wieżę, że ktoś to zrozumie. Miasto jest daleko. Mówiłem poważnie.
-Pa’, o co chodzi?- zapytała Beatrice zaskoczona.
-Żeby utrzymać ziemię musimy wydzierżawić jej część. Nie ma innego wyjścia, gdy robotnicy pójdą na wojnę- powiedział ojciec.
-Wydzierżawić? Naszą ziemię?...- powiedziała Beatrice cicho. Z jej głosu pobrzmiewała ledwie tamowana wściekłość.
-Wydzierżawić, albo zbankrutować!- wyjaśnił tata krótko.- Wiedziałem, że tak zareagujesz, więc miałem ci nic nie powiedzieć.
-Pa’, ale… jak urządzą sobie poletko? Na naszej ziemi? A jak zaczną wypalać trawy? Jak zagarną sobie nasze bydło, naszą własność?- krzyknęła Beatrice rozkładając ręce. Nie mogła w to uwierzyć. Jej ojciec tak zawsze przywiązany do terenu pozwala żeby ktoś drapał pazurami jego ziemię.
-A, więc musimy sprzedać rancho- powiedział ojciec smutno, ale wściekle.
-Jack? Ale…- powiedziała matka cicho.
-I przeprowadzić się do miasta. Nie ma innej rady…- dokończył.
-Mówiłeś, że damy radę…- powiedziała Beatrice rozpaczliwie.- Nawet sami, nawet ja, musimy. Pa’ musimy- dokończyła szeptem, niemal bez tchu.
-Dobrze. A ziemię możemy wydzierżawić twoim którymś przyjaciołom. Warto jest.
-Pismo Święte mówi, że Bóg nakazał się dzielić. Nie możesz być dobrym chrześcijaninem nie dzieląc się- powiedziała mama spokojnie. Uśmiechnęła się lekko. Tata też.
-Dobrze- Beatrice kiwnęła głową.- Nawet, jeśli dzieją się dziwne rzeczy. My i dzierżawa…- wzruszyła ramionami i poszła do pokoju.
-Ej, przecież to nie na zawsze, Nie stracimy tej ziemi, tylko ktoś będzie na niej robił za nas!- zawołał za nią ojciec.
Beatrice zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Przyłożyła lekko dłoń do klatki piersiowej. Serce jej biło szybko.
-„Moi rodzice. Pełni życia, energii, radości i otwartości. I bardzo się kochają. Pa’ Jack Raymond, ma’ Mary Raymond. Cóż…, jeżeli mój brat mógł polec nawet nie od strzału, to ja, słaba kobieta, też mogę się przydać. Jestem silniejsza, niż oni myślą. Pa’ by się ucieszył… Wszyscy by byli szczęśliwi…”
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 20:22, 18 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:00, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
YAKUSOKU SURU WA.
Ayumu leżała już w łóżku, ale jej myślom daleko było od spokoju snu.
-„Czy to, co powiedziała Tomoe o małżeństwie było żartem? Nie, przecież nie mogło być, skoro mamy zginać…- podniosła się i usiadła. Spojrzała na księżyc świecący przez okno. Jakby jakaż moc ciągnęła ją ku walkom. Ale przecież samurai-ko nigdy nie chciała zostać. Nigdy. Więc co ją ciągnęło, dokąd tak tęskniła? Nie wiedziała. Ale czuła, że to nie ważne.- Yakusoku suru wa. Obiecuję wam wszystkim, że wygram. Nie poddam się.”- pomyślała. Czy tyle chęci wystarczy, by coś zrobić? Chyba ma jej dosyć. Wystarczy dla kobiety…
Maya o wojnie w obronie honoru i czci Syna Niebios, też myślała, u siebie w domu w pokoju i także nie spała.
Ale nikt nie wiedział, że w cichości ogrodu i w mrokach nocy, w zaciszu altany Tomoe-san szykuje się do walki. Obwiązywała bandażem rękojeść swojej katany, a później całą rękę. Była specjalistką od kumulowania energii, ale czasem ma to smutne skutki. Bandaż ochroni trochę ręce, bo nie chciała, by były popękane od zbierania chakry. Po co szła teraz tam, gdzie szła? Nie wiedziała. Tylko czuła, że jest to jej rodowym obowiązkiem. Zawinęła swoje rzeczy w torbę, a pasek od katany przewiesiła przez plecy. Zebrała rzeczy, podniosła się i lekkimi krokami poszła. Yoshikawa Sasuke-san, wiedział, że idzie. I wiedział też, że sobie poradzi…
I PROMISE YOU.
Beatrice, choć chciała czekać całą noc znalazła się w końcu w łóżku. Leżąc myślała o George’u, o przyszłości i o dzierżawie ziemi. Już sama wolałaby pójść „się strzelać”, niż powierzać to temu niezdarnemu bratu.
-„Jakby, co, to chyba umiałabym pędzić bydło. To nie może być trudne. Skoro chłopaki to robią… Ale nie warto od razu mieć takich czarnych wizji. Ojciec nie sprzeda rancha- usiadła.- Póki Farrel tu jest jeszcze mamy pomoc. On dostał pracę. I nie na darmo…- zachichotała na wspomnienie wzroku Therry. Zakochała się. To było pewne. Miłość wojenna. Ale nie żołnierza i poza frontem. To lepsze. Beatrice spoważniała. Spojrzała w okno na księżyc.- I promise you. Obiecuję wam wszystkim się nie dać. Raz na zawsze…”- pomyślała poważnie. Była tak pewna, zaangażowana i zdecydowana, że chwilami chciała nawet pójść na wojnę. I może spróbuje…
Therra była w tym czasie równie zdecydowana i zaangażowana, tyle, że jej uczucia skierowane były ku Farrelowi. Czuła, że bardzo jej zależy, by go ochronić.
Ale właśnie w tym czasie Farrel ładował broń i patrzył zdecydowanym wzrokiem w przyszłość. Nikt nie mógł go zatrzymać, ścigał majora Dornixa. Nie chciał iść na wojnę, ale będąc tak daleko nadal czuł się zbędny. Lubił Beatrice, lubił jak przyjaciółkę, ale coś mu nadal przeszkadzało. Zgrzytnął magazynkiem, obrócił korbę i włożył pistolet za pasek. Zeskoczył z płotu, chwycił strzelbę opartą o niego i pobiegł do zagrody dla koni. Wiedział, że buszowanie w stajni w środku nocy to coś złego, ale musiał przejechać cały teren rancha. A gdyby spotkał Dornixa mogłaby mu się przydać broń…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 20:23, 18 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:01, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
I to jest koniec... Ciągu dalszego nie ma - nie napisałam... przepraszam, że tak podzielone, ale w całości nie chciało się wkleić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:36, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Dobre i bardzo japońskie. Oczywiście część. Ta część amerykańska też ciekawa, szkoda tylko, że nie wyjaśniłaś konfliktu pomiędzy majorem Domixem a Farrelem. Bo wyczułam, że jakiś pewnie był.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 17:36, 08 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:11, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Może kiedyś to zrobię. Chyba wrócę do pisania tego, tak myślę. Teraz już o obu stronach oceanu wiem więcej. Może więc będzie dalszy ciąg... mam nadzieję... chyba wieczorem się z tym zmierzę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 18:22, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Pisz, pisz, mało tego
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:44, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Mam w planie dziś w nocy. Może uda mi się coś wymyślić. Będę się trzymać starego planu. I tak mam już na głowie pięć innych opowiadań... jeszcze jedno nie zaszkodzi. Idę według zasady - im więcej, tym lepiej ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Odwiedzająca
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 1654
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:06, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Bardzo dojrzałe opowiadania,Domi Brawo.
Jest jedno małe,ale...za mało ...czuję wielki niedosyt
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Odwiedzająca dnia Wto 19:07, 08 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sandra Cartwright
Gwiazda szeryfa
Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 19:24, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Domi - przeczytałam wszystko i jestem w szoku ... Piszesz tak cudownie , że po prostu czyta się to z przyjemnością i uśmiechem na twarzy:) . Bardzo ciekawa historia dziewczyn z dwóch światów oddzielonych oceanem , które jednak mają podobny problem - czyli wojnę . Masz naprawdę ogromny talent do pisania , szkoda że ja nie umiem pisać tak jak Ty Pisz jak najwięcej bo to jest piękne . Czytając opowiadanie od razu pomyślałam o mojej przyjaciółce z dzieciństwa , która strasznie pasjonuje się Japonią i tymi klimatami , ja oczywiście Dziki Zachód i tak dalej . Ciekawy zbieg okoliczności
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:39, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Mnie fascynują oba te światy... Warto w obydwa wniknąć. A Ty masz niesamowity talent do rozpoznawania moich intencji, wiesz? Od razu wiedziałaś, że to chodziło o to, że w tych obu światach mentalność jest skrajnie inna, ale uczucia te same. Skończę to i będzie jeszcze miłość do chłopaka po drugiej stronie barykady. Ayumu, której ojciec jest za restauracją cesarza i ona też zakocha się w Sausuke Youjim (nazwisko przed imieniem!), który jest za bakufu. A Beatrice, Jankeska czystej krwi pokocha Nigela Jonsona z południa. Taki miałam pomysł i to mała być główna oś historii te związki. I miało jeszcze być dużo o Tomoe i Farrelu - oni mają podobną rolę w tych opowiadaniach.
A co do tego "talentu" to ja po prostu tak mam i to jest wprawa, bo pisałam zanim umiałam pisać , słowo! A skoro to się podoba, to od przyszłego roku, jak już zmienię nazwisko spełnię marzenie i będę publikować. Moja polonistka chciałaby od razu... i zabrała mi opowiadanie, ktore jej dałam i nazwała powieścią, wyobrażasz sobie ! Koszmar! Ale i tak jest rewelacyjna. Nigdy nie sądziłam, że tacy ludzie wogóle istnieją i chcę być kiedyś taką nauczycielką jak ona. Chociaż w 1/4...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Wto 19:41, 08 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|