|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:48, 26 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciepły fragment. Alice zrobiła wszystko by Ruth nie czuła się niezręcznie i nie potraktowała szala jak jałmużny. W rodzinie Ruth panują moim zdaniem chore relacje. Przez fałszywą dumę pana Gurtnera cierpią wszyscy. Ruth wygląda na zaszczutą. Widać w niej lęk i strach przed mężem, to izowlowanie od reszty odbija się na dzieciach co wynika choćby ze słów Ruth, choć może ona do końca nie zdaje sobie z tego sprawy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 17:59, 27 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:53, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Dokładnie. Joe i Alice dołożą wszelkich starań, by pomóc tej rodzinie i pomogą... Panie będą przyjaciółkami przez wiele lat, nie zmieni się to nawet, gdy zostaną babciami tej samej dwójki maluchów
Oto kolejny fragmencik... Od tego będą one trochę krótsze, dzięki czemu będę je wklejała częściej... Zainspirowało mnie coś, by dać takie zakończenie... i nie obchodzi mnie, że jego bohaterka nie miała już prawa żyć! Musiałam i koniec! Będzie tutaj kilka słów o bójce Malej Sophie i Charlotte Redferd. Proszę zwrócić uwagę na różnicę dot. podbitego oka u obydwu dziewczynek...
***************************************************************
Pierwsze pojedynki, cz. 2
Dwie godziny po wydarzeniach z przyjęcia, Joe Cartwright wreszcie zatrzymał konia przed swoim domem. Wracając od Gartnerów zmuszony był do spędzenia pewnego czasu w szkole. Chcąc wrócić do domu przed Alice i posprzątać stajnię postanowił, że skróci sobie drogę jadąc obok szkoły, zamiast przez łąki do Ponderosy. Wiedział, że jego syn nie miał pojęcia o drodze przez łąki, jednak Joe ocenił, że tą drogą również można dojechać do ich domu. Gdy mijał szkołę, zatrzymała go młoda nauczycielka z pytaniem, czy na przyszłą jesień zapisze swoje dzieci do szkoły. Joe wytłumaczył jej, że dawniej przyrzekli sobie z Alice, iż nie zapiszą swoich dzieci do szkoły przed ukończeniem przez nie szóstego roku życia, jednak w ubiegłym roku przez przeziębienie Małej Sophie niewiele z tego wyszło. Owszem, w tym roku miał zamiar zapisać dzieci do szkoły, ale z wymijającej odpowiedzi i suchej informacji, że ma zamiar to zrobić powstała około godzinna rozmowa, przez co w szkole spędził o ponad połowę więcej czasu, niż w domu Gartnerów, który był jego celem. Teraz wreszcie dotarł do domu. Z głębokim westchnieniem przywiązał konia na ganku i wszedł do salonu. To, co w nim zastał sprawiło, że przez moment zatrzymał się w drzwiach z wybitnie niepewną miną. Za okrągłym stolikiem siedziała Mała Sophie w podartej, zielonej sukience, której strzępy zwisały ponuro z jej ramion. Miała podbite lewe oko i głęboko rozcięty prawy policzek. Na blacie opierała blade rączki, na których widniały liczne sińce i otarcia. Paznokcie miała połamane i pobrudzone ziemią. Nad nią Alice chodziła nerwowo po pokoju wyraźnie nie wiedząc co ma powiedzieć córce. Joe zatrzasnął drzwi, by zwrócić uwagę zdenerwowanej kobiety. Alice drgnęła i popatrzyła na męża.
- Co tu się stało? - zapytał drżącym głosem. - Sophie... ktoś cię pobił na przyjęciu?
- Nie, Pa - dziecko pokręciło główką.
Joe zadrżał. A więc to oznaczało kolejne kłopoty, Przełknął ślinę.
- Ty kogoś pobiłaś? - wykrztusił.
- Tak, Pa - odpowiedziało dziecko ie podnosząc wzroku.
- Joe... - zaczęła Alice. - Pani Redferd chce rozmawiać z którymś z nas. Ty nauczyłeś tego Sophie, więc ty idź rozmawiać z tą kobietą. Ja już nie mam siły... - westchnęła.
Joe przewrócił oczami. Do tej pory nie rozumiał sytuacji, ale obawiał się, że jego żona też nie do końca to rozumie. Tę tajemnicę znała tylko ich córeczka.
Po kilkunastu minutach Mała Sophie już przebrana i umyta stała pod żółtym domkiem z naburmuszoną minką. Nie mając nic ciekawszego do roboty oglądała uważnie swoje paznokcie. Wiele kosztowało mamę, aby je wyczyścić. Jeden z nich pękł wzdłuż, kiedy szarpała Charlotte za włosy i teraz bardzo ją piekł. Ale była zadowolona z efektu swoich działań. Chwilę później zza domku wyłoniła się sylwetka jej brata. Mrugnął, przyjrzał się jej uważnie i powoli ruszył w jej kierunku. Zatrzymał się dopiero przed nosem Małej Sophie.
- Kto ci podbił oko? - zapytał z nieukrywaną ciekawością.
- Charlotte Redferd - odburknęła mu siostra. Z całych sił próbowała odwrócić do niego tylko lewy policzek, by nie widział zadrapania, które nabyła, gdy wylądowała twarzą na ostrej gałęzi. Mama przemyła je środkiem dezynfekującym, który został jej od ostatniego razu, gdy tacie wydobywano kulę z ramienia. Piekło niemiłosiernie, ale Alice obawiała się, by dziecko nie dostało zakażenia. Teraz bolało ją nie tylko to zadrapanie, ale także wiele innych fragmentów cielesnego "ja". Wszystko - poza dumą. I w związku z tym absolutnie nie miała ochoty rozmawiać z bratem.
- Dostałaś? - zapytał tymczasem Jessie z coraz głębszą ciekawością.
- To ona dostała! Mamy Sadie i Kathie zaniosły ją do domu. Leżała i się nie ruszała. To ją zaniosły, bo nie mogła iść - odburknęła mu Sophie.
- Wiesz, że po tym zadrapaniu może ci zostać blizna? - zapytał Jessie, przechylając się, by przyjrzeć odwróconemu do ściany prawemu profilowi siostry.
- Nie obchodzi mnie to - Mała Sophie odwróciła się frontem do brata uznając, że ukrywanie rany nie ma już sensu. - Ważne, że Charlotte Redferd dostała! Może to ją czegoś nauczy...
- Tata mówi, że jesteś damą. Ale mi się nie wydaje, Little Sophie. Damy chyba nie biją się między sobą - mruknął Jessie w zamyśleniu.
- Charlotte Redferd nie jest damą! - prychnęła Sophie. - Jeśli dama uczy rozumu nie-damę może użyć siły.
- Acha - Jessie kiwnął główką. - Rozumiem. I nauczyłaś ją?
- Tak. A teraz cicho bądź. Bo nauczę i ciebie. Teraz jadę do babci.
Joe siedział sztywno na krześle wpatrując się tępo w obicie fotela w błękitne róże. Obracał w ręku filiżankę z herbatą, nie wiedząc czy ma złapać ją za ucho, czy też po przeciwnej stronie. Przed nim siedziała dumnie rosła i krzepka dama w jasnoróżowej, atłasowej sukni.
- Rozumiem - zaczęła dama - że dziewczynki czasem się popchną, pociągną za włosy. Dzieci też mają swoje porachunki. Ale pańska córka POBIŁA moją.
Joe poczuł, że łyk herbaty, który właśnie pociągnął, cofa się z powrotem do przełyku.
- Pobiła? - wykrztusił. - To znaczy, że ona zwyciężyła?
- Słucham...? - dama wbiła w niego przeciągłe spojrzenie.
Joe podskoczył, jakby na krześle ktoś położył szpilkę. Nie powinien był tego mówić. Nie przy matce "ofiary pobicia".
- Pani Redferd - zaczął drżąc z niepewności. - Sophie jest bardzo drobna, jak na swój wiek. Chyba najdrobniejsza wśród rówieśniczek... - zaczął, usiłując wytłumaczyć damie, że jego dziecko również odniosło jakieś obrażenia.
- Rówieśniczek?! - pani Redferd poderwała się z krzesła. - Proszę pana, moja córka ma dziewięć lat!
- Dziewięć? - Joe spojrzał do góry na panią Redferd, która niczym jasnoróżowy cień stała ponad nim i płonęła z wściekłości.
- Tak, dziewięć - burknęła. - I w przeciwieństwie do pana córki jak widać jest wysoka i nie ma problemów z jedzeniem. Pilnuje pan swojej córki? Dzieci nie rosną, jeżeli nie jedzą.
Joe z całych sil zapragnął się uśmiechnąć, jednak powstrzymał tę chęć. Mała Sophie bynajmniej nie była niejadkiem. Natychmiast przypomniał mu się wczorajszy obiad, gdy dziecko wzięło trzy dokładki. Podobnie, jak on... I podobnie, jak tatuś im więcej jadła, tym była szczuplejsza.
- Proszę się nie martwić o moją córkę. Niemniej jednak, nie wierzę, by dała radę pobić dziewięcioletnią koleżankę - wyjąkał, usiłując mówić tak, jak rodzic uzgadniający z nauczycielem sprawy funduszu na szkołę. Profesjonalnie.
- Charlotte, pokaż się! - zawołała pani Redferd w kierunku pokoju.
Po kilku minutach wyszła z niego Charlotte z naburmuszoną miną. Miała wielki siniak wokół prawego oka, które na dodatek bylo czerwone i przekrwione i wielkiego guza na czole po lewej stronie. Lewy nadgarstek miała owinięty bandażem, choć wskazywało na to, że jest tylko skaleczona. Jej paznokcie wyglądały podobnie, jak paznokcie Sophie, jednak widocznie były już wyczyszczone. miała też wyraźne otarcia na kolanach i łokciach, które malowniczo pokrywały siniaki. Nie wyglądała jednak na osobę znoszącą silny ból, tylko na osobę zdenerwowaną, której jedynym problemem jest ból dumy.
- Powinien pan zobaczyć jej sukienkę. NIEDZIELNĄ sukienkę. Może pana stać na kilka takich sukienek dla córki, ale moja Lottie miała tylko dwie - pani Redferd wyglądała na coraz bardziej wściekłą.
Joe pokręcił głową z pewną nutą melancholijnej satysfakcji. Jakoś tak uspokoił się na widok efektu bójki. On sam wielokrotnie zadawał przeciwnikowi podobne obrażenia. Najbardziej jednak martwiło go to podbite oko Charlotte. Nie był pewny, czy Sophie uda się z tego wytłumaczyć...
Sophie zatrzymała swoją klacz przed niewielkim, drewnianym domkiem, stojącym w cieniu sosen. mieszkała tu babcia. Kolejna, która nie była babcią, ale przyjaciółką. Dziewczynka była pewna, że ma chyba ze sto lat. Była bardzo blisko z jej tatą, który również traktował ją, jak babcię.
- Zaczekaj tutaj na mnie - szepnęła klepiąc delikatnie szyję swojego konia. Był rasowym kucem, kupionym specjalnie dla Sophie z hodowli. Klacz maści gniadej miała bardzo długie hodowlane imię a Mała Sophie nazywała ją w skrócie - Christie. - Babciu! - zawołała widząc puste podwórze.
Na dźwięk jej głosu z domku rozległ się stukot i po chwili w jego drzwiach stanęła starsza szczupła i siwa kobieta. Na widok Małej Sophie jej twarz rozjaśnił uśmiech, ale gdy dziecko zsiadło z konia i przybliżyło się, znikł on z jej twarzy w przeciągu kilku sekund.
- Dziecko! Co ci się stało? - zawołała wyciągając rękę do Sophie. Dziewczynka podbiegła do niej i uśmiechnęła się promiennie.
- Pobiłam się z Charlotte Redferd. Wygrałam - odpowiedziała.
Kobieta przewróciła oczami, niezauważalnie dla Sophie a po chwili spojrzała w dół na jej drobniutką twarzyczkę, na której wyraźnie odznaczał się wielki siniak pod okiem i czerwone, zaognione zadrapanie.
- Chodź do domu, opowiesz mi wszystko.
Dziewczynka posłusznie weszła do domku.
- A potem babciu, odskoczyłam w bok a Carlotte Redferd przewróciła się na ziemię. Kiedy się podniosła, była cała w piasku. Skoczyła na mnie a mi chciało się śmiać. Przewróciła mnie, bo jest silniejsza. Ale zrobiłam tak, jak tatuś. Poturlałyśmy się trochę, ja podrapałam się o gałąź. A potem kopnęłam Charlotte w brzuch, przeleciała mi nad głową. Zrobiła fikołka i podniosła się. Wzięła mnie za włosy i usiłowała przewrócić. Ja ją troszeczkę uderzyłam, ona mnie też. Troszkę mnie podrapała i ja ją też. Nie dałam się przewrócić. Potem uderzyła mnie pięścią. Upadłam, ale wstałam, jak zaczęła odchodzić. Odwróciłam ją i uderzyłam. Też pięścią. upadła na taki szary piasek i już się nie ruszała. Mama Kathie Smith i mama Sadie McLark zaniosły ją do domu - Mała Sophie zakończyła swoją opowieść z dumną minką. - Pa i Ma mogą mi zrobić karę. Ale może nie zrobią.
- Jesteś zupełnie, jak tata, Little Sophie - babcia Kerri postawiła na drewnianym stole śnieżnobiały kubek z dymiącą herbatą imbirową.
- Pewnie jestem... - mruknęło dziecko. - A powiedz mi, babciu... Czy Frank i Tom mogliby się o mnie pojedynkować? Ostatnio się ze sobą o mnie pokłócili. Lubię ich, bo reszta nigdy się nie kłóci. Kiedy Zane i Ron się spotkali zupełnie się nie pokłócili, tylko uciekli. Fajnie by było, gdyby dali sobie satysfakcję tak, jak tatuś z tym panem, jesienią. Tylko sama nie wiem, który powinien wygrać - -obu ich lubię.
- Chcesz, żeby chłopcy się po ciebie bili? - zapytała babcia.
- Chciałabym, żeby o mnie walczyli na szpady. O moją babcię, babcię Marie pewnie walczyli... - westchnęła dziewczynka. Nauczyła się już używać imienia każdej ze swoich babć, kiedy o nich mówi. Miała ich sześć i zawsze łatwo było o pomyłkę. - To takie francuskie. A ja uwielbiam francuskie rzeczy. Amerykańskie są zbyt mało romantyczne.
- Mówiłaś mi, że je lubisz już jakieś dwieście razy - uśmiechnęła się pani Pickett. Usiadła na krześle, naprzeciw dziewczynki. Jak dotąd nie odkryła, skąd sześcioletnie dziecko zna wyraz "romantyczny", wraz z dokładnym jego znaczeniem.
- Cieszę się, że pamiętasz, babciu - zaśmiała się Sophie. - Chcesz, żebym ci powiedziała sekret? - zapytała szeptem.
- Słucham... - Kerri nadstawiła ucha.
- Wiesz, że Willy Clarice nauczył nas grac w pokera? On ma już dwanaście lat i tata go nauczył, żeby mógł sam zarabiać na siebie. Tylko nie mów Ma, bo na mnie nakrzyczy - szepnęła Mała Sophie.
- Nie powiem. Ale pamiętaj, że ty nie musisz grać. Macie pieniążki - Kerri odsunęła głowę od główki Sophie.
- Wiem. Bawiłam się tylko z nimi. Graliśmy z kamykami, zamiast pieniążków. Było wesoło, bo Andrew Mitchell chodzi już do piątej klasy, a liczył słabiej ode mnie - zaśmiała się Mała Sophie. - Nikt mnie nie oszukał. Szkoda, że wujek John umarł. Zagrałabym z nim, bo Jessie mówi, że lubił grać w pokera. On by na pewno nie powiedział Ma i Pa, że to robiliśmy.
- Ja też nie powiem, ale obiecaj mi, że nie będziesz słuchać tego kolegi, który nauczył cię grać, dobrze?
- Zgoda - Mała Sophie kiwnęła główką.
Kerri pomyślała, że gdyby jej mąż usłyszał to wszystko, przewróciłby się w grobie... Tymczasem Mała Sophie wydobyła z kieszonki lekko pognieciony rysunek drzewa o niebieskich liściach.
- Zobacz, babciu! - pisnęła. - Takie śliczne drzewko namalował dla mnie Pa!
Kerri wzięła w ręce rysunek i wbiła w niego zszokowane spojrzenie. O czym też ten Joe myślał w trakcie sporządzania tego rysunku?!
- Pogniótł się trochę, ale na szczęście nie podarł się ani troszkę - mała Sophie obróciła się na krzesełku i zachichotała z dumą. - To drzewko ma niebieskie liście. Widzisz, babciu? - zapytała.
- Widzę... - Kerri bliska była wybuchu śmiechu.
- A opowiedzieć ci, babuniu, jak Pa pomnożył pieniążki ze spędu?
Tej nocy Mała Sophie Cartwright w objęciach Kerri Pickett - jej ukochanej przyjaciółki, którą nazywała babcią, słuchała szumu wiatru, pośród sosen i wdychała zapach żywicy, podobnie, jak jej ojciec jedenaście lat temu...
*************************************************************
Ostatnio nie wyskakuje mi "n" na klawiaturze, starałam się poprawić błędy, jeśli ktoś widzi jeszcze jakiś, proszę niech wyśle mi na PW gdzie on jest, to poprawię Tego jest dużo i nie sposób uważać na wszystko...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isabella3
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 05 Sie 2013
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:17, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Mała Sophie faktycznie jest niezmiernie podobna do swojego tatusia i ma charakterek Może z podbitym okiem i paznokciami pobrudznymi ziemią nie wyglądała jak dama, ale na pewno tak się czuła Ma swoją dumę i nie da sobie w kaszę dmuchać, pomimo że ma dopiero sześć lat
Jednak jej rozcięcie na prawym policzku coś mi przypomniało....
Natomiast kolejna wzmianka o niebieskich liściach mnie rozbawiła Czekam na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:26, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Ona będzie pokazywać ten rysunek wszystkim znajomym ku rozpaczy biednego Joe... i mimo, że ucierpiał podczas bójki... A podobna jest istotnie i to na zgubę naszego maleństwa
Cytat: |
Jednak jej rozcięcie na prawym policzku coś mi przypomniało.... |
Ojoj! rzeczywiście! Nie chciałam... chciałam, żeby było ciekawiej... Biedna kruszynka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isabella3
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 05 Sie 2013
Posty: 3217
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:30, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Domi napisał: | Ona będzie pokazywać ten rysunek wszystkim znajomym ku rozpaczy biednego Joe... i mimo, że ucierpiał podczas bójki... A podobna jest istotnie i to na zgubę naszego maleństwa
Cytat: |
Jednak jej rozcięcie na prawym policzku coś mi przypomniało.... |
Ojoj! rzeczywiście! Nie chciałam... chciałam, żeby było ciekawiej... Biedna kruszynka! |
Chcesz mi powiedzieć, że nie zrobiłaś tego specjalnie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:34, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Chciałabym odpisać szczerze, że nie, ale teraz już sama straciłam przekonanie, czy przyszło mi to do głowy, czy nie... ale skoro zostawiłam coś takiego to raczej nie... wiesz, piszę to w różnym czasie w różnych miejscach... trochę mętliku w tym jest...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 19:43, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Domi, bardzo ciepły fragment Ciekawe jest jak opisałaś całe zdarzenie z punktu widzenia dziecka... Mała Sophie jest bardzo krewką osóbką
Cytat: | On sam wielokrotnie zadawał przeciwnikowi podobne obrażenia. Najbardziej jednak martwiło go to podbite oko Charlotte. Nie był pewny, czy Sophie uda się z tego wytłumaczyć... |
w związku z Twoją uwagą... dziewczyna sama sobie oko podbiła? Bo jak sześcioletnie dziecko całkowicie pokonało starszą o trzy lata dziewczynkę...
Cytat: | - Pobiła? - wykrztusił. - To znaczy, że ona zwyciężyła? |
dobra reakcja Joe dopiero odkrywa uroki rodzicielstwa
Cytat: | - Chciałabym, żeby o mnie walczyli na szpady. O moją babcię, babcię Marie pewnie walczyli... - westchnęła dziewczynka. Nauczyła się już używać imienia każdej ze swoich babć, kiedy o nich mówi. Miała ich sześć i zawsze łatwo było o pomyłkę. - To takie francuskie. A ja uwielbiam francuskie rzeczy. Amerykańskie są zbyt mało romantyczne. |
yyy... mała Sophie w okresie dojrzewania chyba przyprawi matkę o siwe włosy... bo ojca już przyprawiła...
Bardzo ciekawy fragment, mam nadzieję, że będziesz wstawiała kolejne odcinki częściej
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:49, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Dziewczynki się pobiły. Ta większa zacząła i slusznie oberwała. Sophie jak widać bardzo jest bojowa. Pewnie po tatusiu. Ta rodzicielska duma Joe.
Obawiam się, tak jak i inne koleżanki, że dziewczynka jeszcze niejednego zmartwienia mu przysporzy ... zamiłowanie do bójek i do wszystkiego co francuskie nie wróży spokojnej starości Joe i jego żonie
Fajne i zabawne opowiadanie. Drzewo z niebieskimi listkami? Jak dla mnie może być. Szrama na policzku? Zagoi się ... to dziewczynka przecież Wszak taki znak dodaje uroku facetowi ... li i jedynie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 19:51, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Będzie na 100% do końca długiego weekendu...
A Sophie w okresie dojrzewania pojawi się w drugiej części fanfika i będzie przedmiotem sporego skandalu Jeszcze troszkę potrwa ten fanfik, ale planuję ostro drugą część
PS. Joe wie, że to jego córeczka podbiła to konkretne oko. Cóż... malutka umie się dobrze bić...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:06, 07 Lis 2014 Temat postu: Sosny |
|
|
Czy ta baba uważała ,że Joe i jego żona głodzą swoje dziecko ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:28, 07 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Joe był niski to i Sophie również ale żeby zaraz głodzić? Niezła córunia, strach pomyśleć co byłoby gdyba była chłopcem.... Poza tym ekscesem bardzo fajny fragment... A Joe? Cóż dumny z córuni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 20:35, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
P. Redferd uważa, że Sophie nie rośnie, bo nie je Dziewczynka jest drobniutka, ale jej brat jeszcze mniejszy
Mówiłam, że będzie część kolejna do końca długiego weekendu - będą krótsze, ale będą też częściej Ósma, bo szóstą i siódmą rozpiszę na osobne fanfiki - spin-off'y W tej jest sporo Adasia
*************************************************************
R.8.
Odnalezione nadzieje.
Sobotniego popołudnia Ponderosa rozbrzmiewała muzyką graną, przez tych samych muzyków, którzy wynajmowani byli przez Cartwrightów już od dwudziestu lat. Młoda Elizabeth, tańcząc ze swoim narzeczonym Tracy'em Hamilotem - ciemnym blondynem o zgrabnej posturze i sporej wiedzy na tematy literackie i naukowe - wciąż obserwowała matkę, bawiąca się ze śmiechem z trójką inwestorów z Północy, którzy przybyli do Ponderosy, by prosić o pomoc jej ojca. Zagryzla wargę, widząc promienny uśmiech na gładkiej, pokrytej różem twarzy matki. Zdawała sobie sprawę z jej urody i powodzenia. Ale czuła, że Laura Cartwright postępuje nie fer.
Tymczasem jej tata rozmawiał z ojcem Tracy'ego przy misach z ponczem i także wyraźnie dobrze się bawił. Zupełnie nie spoglądał w kierunku żony, pochłonięty ich wspólnymi interesami. Elizabeth się uśmiechnęła. Tak, ten obraz widziala bez ukłucia w sercu.
- Adamie... wiem, że popierasz moją kandydaturę do rady miasta... - wykrztusił Stanley Hamilton, oglądając się trwożliwie w kierunku parkietu.
- I cóż z tego wynika, Stan? - Adam wbił w niego pytające spojrzenie, z lekka przechylając głowę i uśmiechając sie promiennie.
Na czoło Stanley'a wystąpiły drobne kropelki potu.
- Chciałbym dolewkę ponczu... Clementine teraz tańczy z tym inwestorem z Północy... - wyjąkał.
Adam drgnął, skinął głową i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Rozumiem - zachichotał. - Zaczekaj... naleję sobie a potem udam, że upuściłem łyżkę... - Adam mówił powoli, nalewając poncz do szklaneczki i podnosząc łyżkę tak, by spadła na podłogę. - Schyl się... - przycisnął plecy Stanley'a. Ten kiwnął głową i pochylił się, ukrywając twarz za jego fotelem. Nim podniósł się z łyżką napił się ponczu ze szklaneczki Adama.
Elizabeth obserwując ojca dostrzegła wyraźnie wszystko, co się wydarzyło pod blatem stolika.
- Widziałeś co zrobił twój tata? - zagadnęła Tracy'ego.
- Nie! - Tracy pokręcił glową.
- Chodź do kuchni - Elizabeth z trudem powstrzymywała śmiech. Chwyciła narzeczonego za rękę i pociągnęła za sobą.
Tymczasem cień młodego Indianina, przemykający przez lasy sosnowe nie był w stanie przewidzieć ciągnącego w jego stronę zagrożenia. Ona pamiętala do tego poranka. Ale jasne światla i wbijająca się w umysł muzyka, towarzyszące drugiej w jej życiu potańcówce, pozwoliły jej na chwilę o tym zapomnieć. Czerwony Byk, znany przez białych z nazwiska Chipsey, rozpalał właśnie ogień w pobliżu strumienia. Nie polował juz, ale pozostał na tej ziemi licząc, że jeszcze kiedyś spotka piękną, niebieskooką księżniczkę z tego królestwa...
- I wtedy twój tata napił się ze szklanki, którą mój trzymał mu pod stołem - wykrztusiła Elizabeth, trzęsąc się ze śmiechu.
- Tato ma słabe serce - zaśmial się Tracy.
- Chyba się już przyzwyczaili, że będą teściami - Elizabeth popatrzyła mu w oczy.
- Naturalnie będą... a ty? Dostanę jakiś dowód milości? - Tracy przybliżył usta do jej szyi, mając w zamiarach pocalować narzeczoną.
Elizabeth przymknęła oczy, chcąc poddać się swoim pragnieniom, jednak w ostatnim momencie, czując jego oddech na szyi drgnęła, tknięta przedziwnym uczuciem. Był to jakby srach pomieszany z odrazą, które łączyły się w uczucie niepokoju, przeszywające ją całą, niby lodowaty płomień.
- Nie, Tracy, puść mnie! - krzyknęła i odepchnęła chłopaka. Gnana przeczuciem wybiegla z kuchni i pomknęła tylnym wyjściem na podwórko. Nie wiedząc dlaczego wbiegła do stajni. Gdy otwarła jej drzwi, drżenie, które opanowało ją całą, ustało. Rozejrzała się po cichym, pogrążonym w mroku pomieszczeniu. Tato często spędzal tutaj czas, karmiąc i opiekując się tymi końmi, na których niegdyś pędził jak wiatr przez rozlegle, zielone tereny Ponderosy. Elizabeth pragnęła najbardziej na świecie, by jeszcze kiedyś mógł to zrobić. Modliła się o to zawsze, jednak nie dając sobie nadziei. W duchu wierzyła, że Bóg ma dla ojca specjalne zadanie i dlatego doświadcza go tak boleśnie. Jego, mamę głębokim, bolesnym westchnieniem usiadła na stołeczku, obok swojej klaczy.
- I co ja mam zrobić, Carrie? - popatrzyła smutno w końskie oczy. - Mam wrócić do Tracy'ego i mu się tłumaczyć?
W tym momencie koń zarzycił łbem, zupelnie, jakby kręcił nim przecząco.
- Nie? To co mam zrobić? Nie rozumiem co się stało... Myślalam, że go kocham... - westchnęła Elizabeth.
W tym momencie klacz tupnęła i machnęła łbem w kierunku otwartych drzwi stajni. Widząc ten gest do Elizabeth powróciły gwaltownie wydarzenia sprzed dwóch dni. Blask słońca na wodzie... Cienie sosnowego lasu... I jej strzelba z literą "C" wybitą na kolbie wymierzona w intruza, który wtargnął na ich teren.
- Mam... mam pojechać nad strumień, Carrie? - zapytała niepewnie.
W tym samym czasie pod jadalnianym oknem, wychodzącym na wzgórza, dwójka sześcioletnich chłopców obserwowała bawiące się pary. Jeden z nich - ten wyższy, jasnowłosy w skupeniu kleczał z brodą na parapecie i gapił się z otwartą buzią w szybę. Drugi - bardzo drobny, z maleńką główką pełną ciemnych loków zerkał w okno, jednak co chwilę spoglądał ze zdenerwowaniem na drogę.
- Gartner chyba nie przyjdzie... - westchnął. - Dave... czy może powinienem pójść po niego? - popatrzył na przyjaciela.
- Jeśli masz się denerwować, idź - odpowiedział David Sanders. - Widzę, że koniecznie chciałeś mi go pokazać...
- Chcialem - westchnł Jessie.
- To poszukaj go - David Sanders uśmiechnął się do niego.
- Mówił, że ma dużo pracy. Powinien być w domu - Jessie podniósł się i pobiegł na wschod, w kierunku nowego osiedla. Żałował, że nie ma kucyka, ale jego Amber zostal w stajni, przy żółtym domku. Bardzo chciał pokazać go Samowi. Amber był prawdziwym, rasowym kucem, miał dlugą grzywę i sierść koloru bursztynu. Uwielbiał go, choć jeszcze nie potrafil jego maści nazwać. Od starego domu do osiedla było zaledwie pół godziny drogi. Jessie nie wiedział, że umie przez pół godziny biec. Zgodnie z tym, co pamiętał skręcił za szkołę i pobiegł w dół wzgórza. Ku jego zdziwieniu wóz nie stał na podwórku a drzwi do domu byly szczelnie zamkniete. Niepewnie zwolnił i zaczął uważnie rozglądać się dookoła. Gdy doszedł do małego domku zawołał Sama. Zerknął za domek. Było zupełnie pusto.
"Może... Sam ma dużo pracy w domu i nie może wyjść?" pomyślał z miepewną minką.
Ostrożnie i po cichu podczołgał się do okna i popatrzył do wnętrza domu. Dostrzegł coś, co sprawiło, że ścisnęło mu się serduszko. Sam i Abigail ubrani ewidentnie w niedzielne stroje siedzieli za stolem, nakrytym koronkowym obrusem i słuchali czegoś, co czytał ich tata z jakiejś bardzo grubej książki. Abigail wyglądała na spokojną i zadowoloną, jednak Sam nerwowo rozglądał się po pokoju. Gdy jego wzrok powędrował na okno, Jessie ukucnął i schował się. Nie chciał, by nowy przyjaciel go widział. Nie chciał, by dowiedzial się, że wie, iż go okłamał. Zastanawiał się, czy Sam powie coś na ten temat z własnej woli. Odczołgał się od okna i czym prędzej pobiegł w kierunku wzgórza.
*************************************************************
Następna część, to spotkanie Elizabeth i Johna nad strumieniem...
jeśli się uda, wstawię do niedzieli...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:03, 10 Lis 2014 Temat postu: Sosny |
|
|
To nie jest widocznie ten ,skoro Elizabeth tak zareagowała na pocałunek..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:07, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Domi, dużo tego Adama nie ma Chociaż na pewno swój moment ma ciekawy i barwny
Fragment jest ciekawy, zaskoczyło mnie, że Elizabeth w międzyczasie postarała się o narzeczonego... choć jej reakcja mówi, że nie trzeba si,e do takiego stanu rzeczy przyzwyczajać
Cytat: | Dostrzegł coś, co sprawiło, że ścisnęło mu się serduszko. Sam i Abigail ubrani ewidentnie w niedzielne stroje siedzieli za stolem, nakrytym koronkowym obrusem i słuchali czegoś, co czytał ich tata z jakiejś bardzo grubej książki. Abigail wyglądała na spokojną i zadowoloną, jednak Sam nerwowo rozglądał się po pokoju. Gdy jego wzrok powędrował na okno, Jessie ukucnął i schował się. Nie chciał, by nowy przyjaciel go widział. |
nie wiem co planujesz, ale to trochę wygląda podejrzanie... Naprawdę dziwnie Jakie będzie wytłumaczenie?
Miły fragment, ciekawy... Elizabeth ma w sobie iskrę szaleństwa
a tak się zapytam nieśmiało... Candy się jeszcze u ciebie pojawi na chwilę?
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 21:33, 10 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:15, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Naturalnie Będzie spin-off o nim, tylko nie oglądałam jeszcze z nim wielu odcinków i nie mam pojęcia z którą z pań go ożenić... ale tak po prawdzie będzie pojawiać się co jakiś czas, jako element akcji... w części dziewiątej, na początku w każdym razie będzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|