|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:58, 20 Paź 2014 Temat postu: Pocałunek z różą |
|
|
Jestem ciekawa co dalej i co knuje ta tajemnicza kobieta.
Czemu obwinia Adama o to ,że jej brat siedzi na wózku ?
I przecież Adam nie ma pojęcia o dziecku prawda ,nie porzucił by kobiety w ciąży.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:32, 20 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Do Ponderosy zbliżają się kolejne kłopoty. Adama czeka niespodzianka. Ciekawe dlaczego Anna nie powiadomiła Adama, że mają syna. Tajemnicza sprawa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:12, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Anna Boleyn właśnie rozpakowywała się w pokoju hotelowym, kiedy przez otwarte okno usłyszała jak ktoś krzyczy nazwisko Cartwright, wiec powoli zbliżyła się do niego i ukryła za firanką. Przy jednym z powozów, na których były bale drzew zobaczyła dwóch ludzi, jeden był ubrany w czarną marynarkę, a drugi, któremu widać było tylko plecy, w zielonej kurtce. Pierwszy z mężczyzn ponownie zwrócił się do tego drugiego po nazwisku. Na pewno nie był to jej Adam, ale nie ma mowy o pomyłce, na pewno to jakiś jego krewny skoro noszą to samo nazwisko. Mężczyzna w kurtce odwrócił głowę i kobieta mogła zobaczyć jego twarz. Przystojny nawet, pomyślała, a gdyby tak… w jej głowie już zaświtał genialny plan, jak mogłaby się odegrać na mężczyźnie, na którym się kiedyś zawiodła.
***
Kobieta siedziała na podeście niedaleko banku i płakała, gdy nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna, przyklękł obok niej i wyjął z kieszeni chusteczkę z wyhaftowanymi na niej swoimi inicjałami.
-Coś się stało? Dlaczego pani płacze? Czy mogę jakoś pomóc? – zapytał Mały Joe.
-Mój synek… mój synek… - łkała biorąc od nieznajomego kawałek materiału i wycierając nią oczy - …dopiero co przyjechaliśmy, a on gdzieś mi zniknął.
-Proszę nie płakać znajdę pani synka. – zaoferował najmłodszy z rodziny Cartwrightów. – Jak chłopiec wygląda? – spytał.
-Ma 6 lat, czarne włosy, zielone oczy, na sobie rudy sweter i niebieskie spodenki. – odpowiedziała Anna.
-Proszę poczekać, zaraz wrócę. – rzekł Joe i ruszył przed siebie.
Anna z powrotem przykucnęła. Chusteczką otarła ostatnie łzy, które spływały jej po policzku. Nie minęło nawet kilkanaście minut, jak Mały Joe prowadził za rękę małego chłopca, a ten gdy tylko zobaczył mamę rzucił się w jej objęcia.
-Nawet nie wiem jak panu, dziękować panie… - kobieta przytulając do siebie chłopczyka, podniosła głowę, żeby spojrzeć na swojego wybawiciela.
-Bardzo panią przepraszam, gdzie moje maniery, nazywam się Joseph Cartwright, ale wszyscy wołają na mnie Mały Joe. – przedstawił się Mały Joe.
-Anna Boleyn bardzo mi miło. – podała rękę nieznajomemu mężczyźnie, który ją lekko w nią pocałował – Może w ramach podziękowań odprowadzi nas pan do hotelu. – zaproponowała.
Przez całą drogę do hotelu, bardzo miło im się ze sobą rozmawiało, a Anna nie szczędziła wysiłku, żeby zwrócić uwagę mężczyzny na swoje wdzięki.
-Może gdyby miała pani jutro czas to zgodziłby się przyjąć zaproszenie na kolację. Niedaleko Virginia City jest moje ranczo, gdzie mieszkam wraz z moją rodziną. – zaoferował Mały Joe.
-Bardzo chętnie, Joe i tak nie mam specjalnych planów na jutrzejszy wieczór. – odparła Anna.
***
Mały Joe wszedł do domu, reszta rodziny była już w trakcie jedzenia kolacji, ale jak zauważył najmłodszy jej członek, obok ojca siedział jakiś straszy jegomość, który po chwili mu się przedstawił jako Abel Stoddard.
-Kiedyś razem pływaliśmy po morzach. – powiedział senior rodu do swojego beniaminka.
-To musi być fascynujące. – rzekł najmłodszy Cartwright do Stoddarda – W „The Journey Post” powiedział pan, że opłynął cały świat w z dłuż i wszerz, że widział pan skaczące zające, przepraszam, kangury, nie wiem czemu skojarzyło mi się z zającem, latające wiewiórki, przepraszam znaczy się nietoperze i chodzące owoce, przepraszam oczywiście ptaki, ale nazywają się dokładnie tak samo, jak owoce, czyli kiwi. I to prawda, że pan był w Europie, m. in. w Paryżu, Kopenhadze, Londynie. Z tego co mi się obiło o uszy to ojczyzna Szekspira, mój brat Adam uwielbia Szekspira, a jeszcze bardziej pragnie, żeby pojechać do Europy. Może gdyby zaciągnął się na pański statek to miały taką szansę. – Małemu Joe normalnie buzia się nie zamykała, nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się mówić, jak katarynka.
Benjamin Cartwright chrząknął znacząco.
-Za dużo gadam. – dodał przepraszającym tonem patrząc się w zawartość swojego talerza, unikając spojrzenia ojca.
-Nie mam ani odrobiny wątpliwości, że to jest twój syn Ben, kiedy byłeś w jego wieku… - obaj roześmiali się radośnie.
-Za nim Joe tak nagle się wtrącił… - zaczął Clay Stafford - …chciałem się zapytać, skąd u pana tak rzadko spotykane imię, dostał je pan po kimś na czyją cześć czy może zostało specjalnie dla pana wymyślone? – zapytał przyrodni brat Joe.
-Ani jedno, ani drugie, mój drogi zostało zaczerpnięte z Biblii. – odparł mu Stoddard.
-Wcale nie jest tak rzadko spotykane. – stwierdził Mały Joe – Dziś spotkałem dziewczynę, która dała swojemu synowi tak właśnie na imię. – poinformował.
-Miałeś załatwić sprawę budowy mostu w San Francisco, panu Reynoldsowi przekazać 12 tuzinów drewna do przewiezienia do Atlanty, przelać pieniądze na konto pana Omareya na Florydę i odebrać paczkę z poczty, gdzie ty jeszcze znalazłeś czas na dziewczynę. – grzmiał Ben groźnie patrząc na najmłodszego syna.
-Jej synek się zgubił miałem odmówić jej pomocy w potrzebie. – odpowiedział Mały Joe.
Ben kręcił z niedowierzaniem głową, gdyby jego najmłodsza pociecha mogła to bez przerwy pomagała by każdej napotkanej dziewczynie.
-Jest naprawdę bardzo urocza. Zaprosiłem ją jutro na kolację. Sam będziesz miał okazję ją poznać. – wypalił Joe.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 23:24, 10 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Mężczyzna w kurtce odwrócił głowę i kobieta mogła zobaczyć jego twarz. Przystojny nawet, pomyślała, a gdyby tak… w jej głowie już zaświtał genialny plan, jak mogłaby się odegrać na mężczyźnie, na którym się kiedyś zawiodła. |
zapowiada się niemiło...
Cytat: | Kobieta siedziała na podeście niedaleko banku i płakała, gdy nagle podszedł do niej jakiś mężczyzna, przyklękł obok niej i wyjął z kieszeni chusteczkę z wyhaftowanymi na niej swoimi inicjałami. |
no, no... jakie maniery... Dziki Zachód, ludzie chodzą z bronią przy pasku, bydło przeganiają... Ale Joe ma chusteczkę z monogramem ! To chyba po to, żeby podrywać dziewczyny
Nie wiem, czy nazwałaś dziewczynę z premedytacją... Ale bym jej nie ufała Jakieś spiski się szykują.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 8:40, 11 Lis 2014 Temat postu: Pocałunek z różą |
|
|
Nie podoba mnie się ta podstępna kobieta.
Joe pierwszy raz gada jak katarynka ?
Ja pamiętam z serialu ,że gdyby nic nie mówił to było by dziwne..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:43, 11 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Nie wiem, czy nazwałaś dziewczynę z premedytacją... Ale bym jej nie ufała Jakieś spiski się szykują. |
Cóż jeśli nieprzypadkowo, to szanse na spotkanie z szubienicą są dość realne. ale najpierw spiski...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:43, 22 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
-Ben może masz jakiś wrogów? – zapytał Roy swojego przyjaciela – Najpierw poparzenie i śpiączka Hossa, potem spalenie domu Willa i Taylor, teraz chcą ci odebrać Ponderosę. To nie może być zbieg okoliczności. – stwierdził szeryf Coffee.
Ben wraz ze swoim najstarszym synem oraz bratankiem siedzieli w salonie.
-Joe, widziałeś Claya mam do niego bardzo ważną niecierpiącą zwłoki sprawę? – zapytał Will wchodzącego do domu najmłodszego Cartwrighta.
-Jakiś trzech mężczyzn postrzeliło Claya, jego stan jest poważny, a jakby jeszcze tego było mało zabrali go ze sobą i żądają okupu. Na dodatek bank został obrabowany przez Calamity Jane i Billy’ego Kida, bankier nie żyje. – relacjonował Mały Joe wszystkim co się działo w mieście.
Nagle usłyszeli odgłos końskich kopyt wjeżdżających na podwórze, więc zobaczyli przez okno kto przyjechał. Był to dr Martin. Gdy wysiadali z wozu podtrzymywał Taylor, która była oparta o jego ramię, i ledwo się na nogach słaniała. Młoda kobieta miała taką minę jakby ktoś umarł, Will podszedł do swojej żony, wziął ją na ręce i zaniósł ją do ich pokoju na górnym piętrze. W tym samym momencie na podwórzu Ben zapytał doktora:
-Co się stało?
-Jakiś mężczyzna wepchnął jej nóż w brzuch i Taylor straciła dziecko, które nosiła pod sercem, a jakby tego było mało, komplikacje były na tyle poważne, że żona twojego bratanka, Ben już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. – poinformował medyk ze smutną miną.
-Will będzie załamany jak się dowie. – stwierdził Adam, w duchu jednak pomyślał, „Czy może Zorro nie byłby w stanie jakoś rozwiązać tej zagadki? Aż na kilometr coś mu tu śmierdziało.
Ruszył w kierunku stajni, udał się po Sporta i osiodłał go. Właśnie wychodził z budynku, kiedy zobaczył Augusta Spencera, który rościł sobie prawa do ich ziemi i twierdził, że jest w posiadaniu dokumentów, które jednoznacznie wskazują, że to on jest właścicielem Ponderosy. Adam wsiadł na konia i ruszył w kierunku miasta. Gdy był już w połowie drogi dopadł go Mały Joe.
-Może mógłbym ci jakoś pomóc? – zapytał.
-Niby w czym. – odparł Adam, jego młodszy brat wykonał w powietrzu palcem znak „Z”.
-Ciągle zapominam, że wiesz. – rzekł do niego starszy z mężczyzn.
-Masz jakiś podejrzanych co do tego kto mógłby za tym stać, bo ja aż w takie przypadki nie wierzę. – powiedział młodszy z Cartwrightów.
***
Rozmawiali tak aż do momentu, gdy wjeżdżali do miasta i musieli niestety przerwać konwersację. Tu już musieli się rozstać, ponieważ Mały Joe musiał iść do pani Browne po jakiś specyfik dla kur w Ponderosie, które od jakiegoś czasu nie chciały nieść jajek, a później do sklepu do Chapsa po jajka. Domownicy nie wyobrażali sobie posiłków bez jajek, a nie niewiadomo było kiedy ów specyfik zacznie działać na kury i z jakim rezultatem. Natomiast Adam udał się w kierunku domu de la Vegów do Marii. Może ona się czegoś dowiedziała, pomyślał. Znalazł ją w tajemnej komnacie, objął ją od tyłu talii, jednocześnie zostawiając na jej karku pocałunek.
-Tęskniłam za tobą. – powiedziała, kiedy odwrócił ją przodem do ciebie i złożył na jej ustach delikatny, a jednocześnie namiętny pocałunek.
-Ja za tobą też. – odpowiedział niechętnie odrywając się od jej warg.
-Przykro mi z powodu, Hossa. – odparła panna de la Vega. – Byłam w Santa Monica i dopiero po przyjeździe, kilka godzin temu się o tym dowiedziałam. –Widziałam jak postrzelili i zabrali ze sobą Cleya…
Adam z wielką uwagą słuchał tego co mówiła.
-Do myślenia daje mi natomiast co innego. – powiedziała po chwili zafrasowana – Jeden w tych co porwali Claya, później napadł na Taylor i ugodził ją nożem w brzuch.
Pierworodny Bena Cartwrighta opowiedział jej co powiedział im doktor Martin, gdy przyjechał do Ponderosy.
-To straszne. – odparła dziewczyna , kiedy usłyszała, że Taylor już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci.
-Koniecznie musimy się dowiedzieć kto za tym wszystkim stoi. – stwierdził Adam, kiedy Marie mu powiedziała, że za resztą wypadków też mogą stać ci sami bandyci.
-Ten co chce zabrać wam ziemię też może być podstawiony, a te dokumenty najwyraźniej w świecie mogą być podrobione. – stwierdziła panna de la Vega.
-Tylko komu mogłoby na tym zaleć, żeby nas zniszczyć. – myślał głośno Adam opierając się dłońmi o stół, który stał za dziewczyną.
-Od kiedy… - zaczęła Maria chcąc wypowiedzieć swoje podejrzenia, ale gdy poczuła, że Adam rozwiązuje sznurki od jej gorsetu przy sukience – Co ty wyprawiasz Adamie Cartwright?! – powiedziała lekko oburzona dziewczyna, gdy sukienka spadła z jej ramion, ale jej uśmiech był zupełnym przeciwieństwem oburzenia, co utwierdziło Adama w przekonaniu, że wcale nie ma nic przeciwko temu, co za chwilę się stanie. Mężczyzna ustami dotknął jej skóry na piersi i zjechał niżej. Jęknęła cicho.
-Mówiłem ci już, że cię kocham najbardziej na świecie i jesteś jedyną kobietą, z którą chcę spędzić resztę życia. – oświadczył i położył dziewczynę na posłaniu z sukienki.
-Mnie nie musisz przekonywać, ale gdyby teraz zobaczył nas mój ojciec albo Diego… - nie dane jej było dokończyć, bo Adam zatkał jej usta najczulszym z pocałunków, a później doprowadził ją do bram raju i rozkoszy.
***
Anna siedziała w fotelu w hotelowym pokoju i popijała truskawki najwytworniejszym szampanem jaki tutaj mieli. Jej synem zajmowała się opiekunka, którą niedawno wynajęła, a ona teraz świętowała swój sukces. Bo kto lub co mogło by pokrzyżować teraz jej szyki. Zabierze Adamowi wszystko i wszystkich, których kocha. Środków jej do tego celu nie brakowało, a wynajęci przez nią ludzie, jak do tej pory świetnie wykonywali swoje.
Bardzo dawno mnie tutaj nie było, ale wróciłam z nową i mam nadzieję ciekawą notką. Zapraszam wszystkich do czytania i zostawiania długich komentarzy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Pon 17:46, 22 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:49, 22 Cze 2015 Temat postu: Pocałunek z różą |
|
|
Anna jest straszna ,zła i pozbawiona skrupułów.
Jak można tak krzywdzić tyle niewinnych ludzi ?
Mam nadzieję ,że poniesie za to zasłużoną karę i że Zorro da jej nauczkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 13:05, 15 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
-Scott, weź mnie zapisz. – powiedział Mały Joe do mężczyzny, który siedział pod ogłoszeniem wywieszonym na ścianie, że w Virginia City organizowany jest wielki wyścig, a wygrana wynosi 10 tys.
-Diego, może też się zapiszesz. – zaproponowała panna de la Vega bratu.
-Bo ja wiem. – zamyślił się pierworodny Alejandra de la Vegi.
-Strach cię obleciał de la Vega. Tchórzysz. Czy może boisz się, że nie dasz rady. – powiedział Cliffton, nagle dało się słyszeć chrząkanie.
To była Adam Cartwright. Ręce miał założone na piersiach i tupał lewą nogą czym wzbił trochę kurzu.
-Jak ty możesz startować w wyścigu po tym wszystkim co się stało. Will stratowany jest przez bydło i leży w szpitalu, a Anna wystawiła cię przed ołtarzem i upokorzyła cię na oczach całego Virginia City. – mówił pierworodny Bena do młodszego brata.
-Może mi jeszcze powiesz, że to wszystko moja wina!!! – krzyknął na niego młodszy z braci, którego cała ta sytuacja przytłaczała i była ponad jego siły. Pomijając to, że po raz pierwszy w życiu dziewczyna go zostawiła, kolejna osoba z ich rodziny miała kłopoty, a on czuł się kompletnie rozbity i bezradny.
-Wszystkim jest bardzo ciężko, ale trzeba żyć dalej. – usłyszał za swoimi plecami Adam głos ojca, którego zwabiły te krzyki. Nie miał pretensji do Joe wszystkim już puszczały nerwy, on również miał chaos w głowie, a Adam tylko udawał spokój i opanowanie. Odrobina rozrywki nam się przyda, pomyślał. – Charlie, stawiam na Joe, że wygra ten wyścig. – zwrócił się senior rodu Cartwright do człowieka przyjmującego zakłady na to kto wygra dając mu pieniądze.
-Tylko tym razem nie oszukuj.* - rzekł Clifton do najmłodszego syna Bena.
***
Około godziny drugiej po południu wszyscy zgłoszeni ustawili się już na linii startowej, a wokół znajdowały się kobiety, dzieci i inni ludzie przyglądający, kibicujący swoim faworytom do pierwszego miejsca. Diego również tam był. Podjął wyzwanie rzucone mu przez Chapsa. Honor i duma de la Vegów nie pozwolił mu na lekceważenie jego rodziny.
-Jeszcze pięć minut do końca zakładu. – dało się słyszeć głos Charlie’go przedzierający się przez tłum.
Nagle dało się słyszeć poruszenie. Ku linii startowej zbliżał się czarny rumak i zamaskowanym na nim jeźdźcem. Jesika bez ani odrobiny wahania czy wątpliwości, która stała niedaleko Charlie’go postawiła wszystko co akurat przy sobie miała na Zorro.
-To na szczęście. – powiedziała wiążąc mu na nadgarstku jedwabną chusteczkę. Jej synek Rob znajdował się na rękach u dziadka.
Kiedy ostatnie zakłady już ustały, a wszyscy znajdowali się na linii startu. Scott powiedział jeszcze kilka ważnych rzeczy uczestnikom wyścigu, po czym dał znak wystrzałem z pistoletu do startu. Wszyscy ruszyli przed siebie droga była trudna i długa kończyła się aż pod dębem niedaleko rancza Moonów, tam uczestnicy musieli okrążyć drzewo i ruszyć w drogę powrotną do miasta.
-Will i kto prowadzi? – zapytał jakiś czas później Scott mężczyzny siedzącego na najwyższym budynku Virginia City i obserwującego drogę wyścigu, którą było dokładnie widać z tamtego miejsca.
-Na razie wszyscy jadą łeb w łeb. – odkrzyknął mu tamten. Truman wspiął się na wieżyczkę, żeby móc ujrzeć owo drzewo, które mieli okrążyć. – Zaraz będą wracać już są niedaleko dębu. – powiedział mężczyzna, w którego żyłach płynęła indiańska krew i miał sokoli wzrok.
Adam stał oparty o barierkę z założonymi rękami i tak jak inni czekał z wielką niecierpliwością. Nie miał jednego faworyta, więc postawił po równo na Joe, Diego i Zorro. Adam pogrążył się w swoich myślach, które zaprzątała Anna. Nie mógł jej zrozumieć najpierw mówiła, że kocha Joe i przyjęła jego oświadczyny, a później tak podle i perfidnie z nim postąpiła. To nie była ta sama Anna, którą on znał kiedyś. Może ojciec jej synka bardzo ją skrzywdził skoro teraz ma traumę i żal do wszystkich mężczyzn. Ale jeśli miała wątpliwości mogła przecież wyjaśnić, wytłumaczyć wszystko przed ślubem. Joe jej przecież do niczego nie zmuszał, ani nie naciskał.
-Są… - nagle usłyszał krzyk Trumana, który go przywrócił do rzeczywistości – Na przedzie jedzie Artur za nim, równocześnie Joe i Diego… - relacjonował. – Chaps się wybija i rozdziela Joe od Diego.
Wilhelm Truman głosem komentatora nie przestawał z wielkimi emocjami opowiadać co się dzieje. Na czele lidera raz po raz zmieniali się Joe, Chaps, Diego i Artur, a meta zbliżała się wielkimi krokami.
- To niewiarygodne Zorro wybija się z połowy stawki i mija kolejnych uczestników zostawiając ich w tyle. Czy zdoła dogonić pierwszą czwórkę… Ożesz ty… - Truman zaklął siarczyście – …dogonił Artura, …wyminął Chapsa, …Joe cały czas na prowadzeniu, Zorro jest za Diego… czy zdoła go wyprzedzić …walka jest naprawdę zażarta, kto wygra ten wyścig …O fu…. – z ust mężczyzny znów wyleciało kolejne przekleństwo - …koń de la Vegi złamał nogę, …teraz liczą się tylko Mały Joe i Zorro, …Joe cały czas na prowadzeniu, Zorro się zatrzymał, patrzy to raz na uciekającemu mu Cartwrighta, to raz na de la Vegę leżącego na ziemi, …chwyta w powietrzu za rękę Diego i sadowi na swoim koniu… z drugim jeźdźcem raczej nie zdoła wygrać… Chaps ich wyprzedza, ale Zorro nie daje za wygraną, ...spina konia ostrogami i mknie jak wicher... dogania Chapsa i go wyprzedza… koń Zorro po mimo, że jest obciążony jest jak błyskawica, … zrównał się z Małym Joe… wygra jedna osoba czy będzie remis …idą łeb w łeb… obaj zbliżają się do mety… Zorro o długość łba wyprzedza Cartwrighta i wygrywa wyścig…
***
- Kto spodziewał by się takiego rozstrzygnięcia wyścigu. – powiedział Scott, gdy Zorro wręczano pieniężną nagrodę, a sam kierował się w kierunku salooniu, lecz zamaskowany człowiek świsnął mu batem przed nosem.
-Chciałeś wszystkich okantować i sobie wszystko przywłaszczyć. – rzekł do niego Zorro.
-Jestem uczciwym obywatelem… - zaczął Scott, ale zamaskowany osobnik się wtrącił.
-…ale pamięć to już masz krótką. Połowę daj pani McGregor postawiła na mnie wszystkie pieniądze jakie przy sobie miała, a drugą połowę Adamowi Cartwrightowi postawił na mnie, Diego i Małego Joe. – Scott niechętnie oddał pieniądze – I pamiętaj cwaniaku przed Zorro nic się nie ukryje. – po czym na piersiach drobnego szachraja szpada zostawiła znak „Z”, koń stanął dęba, a po chwili zniknął już na obrzeżach miasta.
Jednak nim na dobre rozpoczęło się świętowanie w saloonie ktoś dostrzegł przez szybę Zorro z powrotem. Wszyscy wylegli przed budynek, przez konia był przewieszony mężczyzna.
-Doktora… - krzyknął zamaskowany człowiek. Dwóch ludzi ściągnęło nieprzytomnego, ledwo żywego człowieka na ziemię i położono go na plecach. W zmasakrowanym mężczyźnie Mały Joe, który po chwili przy nim klęczał, rozpoznał Cleya.
-Dziękuję. – Mały Joe zwrócił się do Zorro patrząc mu w twarz, nawet nie zdawał sobie sprawy, że miał twarz całą we łzach tak się ucieszył i taką poczuł ulgę na widok brata.
***
Zza uchylonej firanki całemu zdarzeniu przypatrywała się Anna ze zmarszczonym czołem i ściągniętymi ustami.
-Ten zamaskowany człowiek wszystko może mi zepsuć, za wszelką cenę muszę go się pozbyć. – mruknęła niezadowolona obrotem sytuacji. – I chyba już wiem jak. – dodała pod nosem.
*nawiązania do odcinka „Darmozjad”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:12, 15 Sie 2015 Temat postu: Pocałunek z różą |
|
|
Anna jest po prostu głupia.
Z Zorro jeszcze nikt nie wygrał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:42, 30 Mar 2016 Temat postu: |
|
|
-Niech mi szeryf pomoże! – krzyczała Anna Boleyn, wpadając zdyszana do jego biura i opierając ręce na biurku.
-Czy stało się coś złego? – spytał zafrasowany Roy Coffee, który nagle przerwał rozmowę ze swoim zastępcą, Billem Mastersem.
-Zorro porwał mojego synka. – oświadczyła Anna, przejęta z powodu utraty syna. Choć prawda była zupełnie inna, a to co teraz robiła było częścią jej planu, żeby pozbyć się zamaskowanego mężczyzny raz na zawsze.
-Jest pani pewna tego co mówi? – zapytał zaskoczony Bill – Zorro nigdy by…
-Oskarża mnie pan o kłamstwo. – powiedziała Anna, przerywając mu w połowie zdania. –Gdyby miał pan własne dzieci doskonale by wiedział jak się teraz czuję. – mówiła poruszona do żywego.
-Niech sobie pani wyobrazi, że zdaję sobie sprawę z tego, co pani teraz czuje, bo niedawno urodziły mi się bliźniaki: David i Diana. – poinformował zastępca szeryfa, podnosząc na nią nieco głos.
-To nie jest pora na kłótnie. – wtrącił się Roy Coffie. – Widziała pani, w którą mniej więcej stronę pojechali? – zapytał.
-Tak. – Anna wyraźnie się ożywiła, że szeryf połknął haczyk – Pojechali w lewo zaraz za domem McGregorów.
Roy i Bill zabrali swoje kapelusze oraz broń, wskoczyli na konie i ruszyli na poszukiwania Zorro i chłopca. Nadal nie mogli uwierzyć w to co im powiedziała panna Boleyn, ale musieli stać na straży prawa, a dowodów na to, że ona kłamie nie mieli.
Kiedy Anna była już zdecydowanie pewna, że szeryf oraz jego zastępca tak szybko nie wrócą. Ruszyła w miasto, żeby ogłosić jak straszna tragedia ją spotkała. A wtedy do Zorro na pewno dotrze ta informacja, a wtedy przejdzie do kolejnego etapu swojego genialnego planu.
***
-To nie do wiary. – powiedziała pani McGregor, trzymając na rękach swojego synka i wzrokiem odprowadzając pannę Boleyn, która wchodziła przez drzwi hotelowe. – Jak ta kobieta może tak oczerniać Zorro. – mówiła zbulwersowana, gdyż była jednym ze świadków, jak Anna opowiadała, że Zorro porwał jej synka.
-Temu chłopcu na pewno groziło niebezpieczeństwo, skoro Zorro go ze sobą zabrał, bo w to, że został porwany to na pewno nie uwierzę. – mówił Alejandro de la Vega.
-A może… - zaczął niepewnie Clay, popatrzył po swoich krewnych oraz po rodzinie de la Vega i przyłączonej do nich od niedawna Jessiki McGregor.
-Może co… - zagadnął przyjaciela Will, patrząc bez przekonania w jego oczy. Bratanek Bena Cartwrighta znał Stafforda na wylot i wiedział, że przyjaciel się waha czy powiedzieć na głos swoją teorię. Zwykle zawsze się okazywało, że ma rację, nawet jeśli ta teoria jest absurdalna.
-Może Zorro jest… - ponowił swoją wypowiedź Clay.
-No wyduś to wreszcie z siebie. – naciskał brata Mały Joe, który nie umiał czytać mu w myślach i nie wiedział, co mu chodzi po głowie.
-Jest jego ojcem. – wypalił Stafford.
Część osób była zdegustowana i zbulwersowana tym wyznaniem, Adam starał się zatuszować napad śmiechu nagłym kaszlem, tylko Mały Joe nie zareagował, stał jakby go piorun poraził.
-Chodźmy w końcu załadować te skrzynie. – powiedział w końcu Ben, po dłuższej chwili milczenia i ciszy.
Hoss, Will i Cley ruszyli za nim. Diego i Alejandro poszli w swoją stronę, a Marie wraz z Jessiką i jej synkiem udała się w stronę domu McGregorów.
-Może to co mówi Cley wcale nie jest głupie. – powiedział Mały Joe, kiedy został sam na sam z Adamem. – Niedługo będzie dwa lata jak Zorro pomaga mieszkańcom miasta. Niewiadomo, gdzie ten Zorro wcześniej był zanim się tutaj pojawił. – oświadczył młodszy z braci.
-Tobie słonko dzisiaj za bardzo nie przygrzało. – oznajmił Adam i popukał Joe po czole.
-A skąd masz taką pewność, że nie mam racji. – Mały Joe wrócił do tematu, gdy minęła ich spora grupka osób –No chyba, że to twój syn. Znałeś przecież wcześniej ją i jej brata. Sam mi o tym opowiadałeś, nie pamiętasz. A poza tym tata niedawno pokazywał mi twoje zdjęcia, gdy byłeś mały i z wyglądu wyglądacie jak bracia bliźniacy. – Mały Joe ruszył do saloonu, gdyż strasznie chciało mu się pić i zostawił starszego brata ze zdezorientowaną, głupią miną.
***
Było już dobrze po zmroku, ale jeszcze nie było północy. Anna siedziała w swojej kryjówce i czekała na Zorro. Od wynajętych bandytów dowiedziała się, że ten dom, który widziała ze swojego ukrycia od dawna był opuszczony, a droga, która znajdowała się niedaleko praktycznie była nie uczęszczana. Domem trudno było to nazwać. Była to raczej chatka głównie składająca się ze słomy i drewna. Znajdował się tam jej synek. Mocno przywiązany do jednej z niewielu drewnianych bali, jakie znajdowały się w środku, a ponad to pod wpływem usypiających środków, które dr Martin przepisał jej na bezsenność.
-Nareszcie. – szepnęła Anna słysząc odgłos zbliżającego się konia.
Zza zakrętu wyłoniła się ciemna postać, ale było zbyt daleko, żeby można było dojrzeć kto siedzi na koniu. Jeździec zbliżał się w stronę kryjówki Anny. Dopiero teraz panna Boleyn zauważyła, że na koniu siedzi jej potencjalna ofiara, Zorro. Uśmiechnęła się złowieszczo, kiedy usłyszała nawoływania jej synka o pomoc, co oznaczało, że mikstura nasenna już przestała działać. Marie de la Vega ucieszyła się, kiedy usłyszała głos chłopca. Nie wahała się wejść do środka, żeby mu ruszyć na ratunek. Nie zastanawiała się dlaczego chłopczyk jest tutaj, a nie tam, gdzie Anna Boleyn wysłała szeryfa i jego zastępcę. Podjechała do drzwi, które były na tyle wysokie, że koń bez najmniejszych przeszkód mógł wejść do środka.
-Zorro. – dało się słyszeć cichy głos chłopczyka, kiedy zamaskowana osoba jednym ruchem szpady uwolniła go, rozcinając sznurek. Węzłów było tam tak dużo, że nie dałoby rady rozsupłać ich ręcznie.
Abel Boleyn był strasznie podekscytowany tym, że spotkał Zorro, że nie zwracał uwagi na to co się dzieje wokół. Tyle usłyszał niesamowitych opowieści na jego temat, a to, że stoi teraz obok niego było dla niego jak najwspanialsze marzenie, jak najcudowniejszy sen. Zorro zeskoczył z wierzchowca i wziął go na ręce, żeby móc usadowić go na swoim koniu. Chłopca dopiero otrzeźwił zapach dymu. Rozejrzał się wokół. Dosłownie wszystko się paliło, a droga odwrotu była odcięta przez ogień.
-Ratując Stafforda popełniłeś błąd, głupcze. – usłyszeli głos kobiety, która była zasłonięta przez ścianę ognia, więc Abel nie mógł w niej rozpoznać swojej mamy - Nikt i nic nie przeszkodzi mi w zniszczeniu Adama Cartwrighta. – jedynie co jeszcze usłyszeli to mrożący w żyłach śmiech.
Przerażony ze strachu chłopczyk wtulił się w Zorro i choć starał się być dzielny, to i tak mu się to nie udawało. Łzy mimowolnie zaczęły mu spływać po policzkach. Już nigdy nie zobaczę mamy i taty nigdy nie poznam, a przecież mama obiecała, że go kiedyś spotkam, pomyślał Abel.
Do końca tego opowiadania zostało tylko pięć części, a reszta wielkanocnych prezentów przyniesionych przez zająca w przyszłym tygodniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:04, 30 Mar 2016 Temat postu: Pocałunek z różą |
|
|
Co za straszna kobieta z tej Anny ,aż mnie ciarki przeszły po plecach..
Mam nadzieję ,że Zorro coś wymyśli ..przecież to nie jest zwykły człowiek to Zorro ..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|