|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:00, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Marzenia ... te są bardzo skromne ... wystarczy niewielka, acz solidna patelnia, bądź korytko z odrobiną wody ... li i jedynie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:04, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
niestety królik daaalleeeekkooo pokicał i będzie co będzie ale.... będziecie zadowoloooone ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:09, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
daaalleeekkkoooo ... oj! Malutkie wieszanko będzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:17, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
wieszanko? aż tak daleko królik nie pokicał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:25, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ożenek Adama zawsze cieszy, ale nie myślałam, że będziesz tak okrutna i nie pozwolisz Adamowi skonsumować bombonierki. Teraz biedaczek musi czekać oby nie trwało to wiecznie
A poważnie to Adam jak zwykle okazał się dżentelmenem w każdym calu.
Nie będę oryginalna i po Madzie powtórzę, że rozmowa pomiędzy Cassidy a Poranną Zorzą jest niezwykle piękna, podobnie jak opowiadanie ojca Porannej Zorzy.
Czekam z niepokojem na działania wujaszka Arona, bo pewnie nie poprzestanie na tym co nam opisałaś.
Szkoda, że nie można było zobaczyć miny Laury, gdy Hoss stanął w jej drzwiach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:35, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Aga złośliwie macha Adasiowi bombonierką przed nosem ... i odsuwa, kiedy biedak wyciąga po nią rękę biedak łyka ślinę i czeka ... może odreaguje stres na stryjku Aronie? Kto wie?
Aga napisał: | A poważnie to Adam jak zwykle okazał się dżentelmenem w każdym calu. |
W przenośni i dosłownie Należy umieścić tego cala w dziale dwuznaczności
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 22:01, 29 Kwi 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:47, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ewelino, ja nie macham niczym złośliwie Adasiowi przed nosem. To raczej Aga. W moich opowiadaniach, póki co Adaś, dostaje wszystko o czym zamarzy ( no prawie wszystko )
Nie rozumiem też, co chcesz od tego cala , uważam, że jego cal, sorry zachowanie zawsze było nienaganne:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:02, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Już poprawiłam Adę na Agę Ja też uważam, że zawsze jest dźentelmenem
Cal jest niewątpliwie jego ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:14, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Człowiek pójdzie wcześniej spać, a tu takie ciekawe rozmowy się toczą...
ADA napisał: | Nie rozumiem też, co chcesz od tego cala , uważam, że jego cal, sorry zachowanie zawsze było nienaganne:D |
A wracając do "zachowania" Adama....Nie wiem dlaczego myślicie tylko o jednym calu.... dodałabym jeszcze kilka
Ewelina z wieszaniem przesadziłaś ...ale blisko jesteś z odreagowaniem Adama oczywiście Adam to dżentelmen w każdym calu....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 6:16, 30 Kwi 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 10:50, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Jeden cal, to oczywiście przenośnia ... przypuszczam, że było ich więcej ... o wzroście wspominam oczywiście ... li i jedynie
Za obleśność rzeczywiście nie trzeba wieszać, ale przyłożyć solidnie kilka razy można ... i owszem ... nawet, kiedy się jest dżentelmenem w każdym calu ... a może zwłaszcza jeśli się jest dżentelmenem ... w każdym calu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:31, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Aga napisał: | Człowiek pójdzie wcześniej spać, a tu takie ciekawe rozmowy się toczą... |
Z tego wniosek, że nie należy tak wcześnie kłaść się do łóżeczka, bo może coś człowieka ominąć. I później żal.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 15:46, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Chciałam wcześniej wstać by coś popisać, dlatego poszłam wcześniej lulu ...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 15:47, 30 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 16:00, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
A tak, zauważyłam, że komentarz do mojego opowiadania pojawił się kilka minut po 6.00. Byłam lekko zaskoczona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:31, 30 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Pisałam od 5.30 dlatego komentarz był dopiero po szóstej
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 17:31, 30 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:45, 01 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
* Dwa tygodnie przed *
Od ślubu Adama i Cassidy minęły dwa tygodnie. Burmistrz w końcu wrócił i zalegalizował związek Marcusa i Porannej Zorzy. Z tej okazji w Ponderosie Cassidy z pomocą bratowej przygotowała sporych rozmiarów kolację okraszoną winem. Hop Sing wyjechał na trzy tygodnie na ślub kuzynki, do odległego miasteczka. Cassidy i Poranna Zorza przejęły obowiązki kucharza, do tego zajmowały się dbaniem o ranę wuja Arona i jego liczne wygody. Cassidy z Adamem wciąż zajmowali gościnny pokój w skrzydle domu Bena. Na chwilę obecną to było dobre rozwiązanie. Ben z synami i Marcusem zajęli się ogrodzeniem, które było w strasznym stanie po nawałnicach, które przeszły przez Nevadę i narobiły mnóstwa szkód. Wychodzili rano wracali wieczorem z krótką przerwą na obiad. Kolacja była ostatnią w tak licznym gronie. Marcus wracał za kilka dni z żoną do wioski, a Ben musiał się udać pilnie, następnego dnia do San Francisco w sprawach kolei. Hoss i Joe jak na złość musieli przewieźć sporo gotówki niemal pod Meksyk na kupno dwóch nowych byków. Wszyscy mieli spotkać się za dziesięć dni na znakowaniu cieląt. Do tego czasu Adam miał nająć dwóch pracowników i dokończyć ogrodzenie.
Przy stole jak zwykle dokazywał wuj Aron rozbawiając towarzystwo do łez i Hoss, który ku rozbawieniu wszystkich pochłaniał niezliczone ilości pokarmu. Joe mimo, że wiele już widział w wykonaniu brata patrzył na niego jak zahipnotyzowany.
-Hoss przerosłeś sam siebie. –skrzywił się. -Niedługo nie zmieścisz się w drzwiach stodoły.
-Martw się o siebie mały Joe. – Hoss z trudem przełknął kęs i pomasował się po brzuchu. –Posłuchaj mały Joe…-mlasnął sięgając po kolejne udko, kładąc nacisk na słowo „mały”. -…niedługo przerosną Cię wszystkie panny w okolicy.
-Bardzo śmieszne. –Joe rozejrzał się po rozbawionych twarzach robiąc niepewną minę. –Taką mam naturę…
-Nie gadaj tyle tylko jedz. –Hoss strzelił młodszego brata tak mocno, że Joe wyprostował się jak kołek.
-Prawdę mówisz Hoss. –wuj Aron ocierał spoconą, czerwoną twarz. –Kobiety nie lubią chłopców, potrzebują prawdziwych mężczyzn.
-A Ty coś o tym wiesz, w końcu miałeś dwie żony. –Ben wzniósł toast.
-I kto to mówi stary druhu. –Aron roześmiał się. –Szkoda, że Twoi synowie nie poszli w ślady ojca.
-A guzdrają się trochę. Chyba mają tu za dobrze. – Ben spojrzał na dwóch synów wymownie.
-Pa, ja jestem najmłodszy. –Joe wskazał niewinnie kciukiem na siebie. –Pierwszeństwo ma Hoss.
Hoss omal się nie zadławił się kęsem. Kaszlał, a Marcus klepał go solidnie po plecach.
Kiedy Hoss doszedł do siebie wszyscy zaczęli się śmiać.
-Co z Wami chłopcy. Tyle pięknych gołąbeczek w okolicy, a Wy nic? –zarechotał Aron oblizując usta. -Macie szczęście, że wyjeżdżam za trzy tygodnie, bo zostalibyście kawalerami do końca życia.
-A co wuju upatrzyłeś sobie już jakąś damę? –Adam spojrzał na Arona.
-A może i upatrzyłem, może…-wuj Aron oblizał usta i wziął solidny łyk wina, starając się ze wszystkich sił nie patrzeć na Cassidy.
-Czyżby wdowa Hutcher wpadła Ci w oko? –zgadywał Ben. –Na weselu często z Tobą rozmawiała.
-Prędzej jej córki. –próbował rozgryźć wuja Hoss.
-Pa. –przerwał mały Joe. –Wuj Aron na pewno wyłowił połowę upatrzonych przez nas dziewczyn.
-A żebyś wiedział Joe. Może i moje stare kości skrzypią, ale niejednego mógłbym Was nauczyć o adorowaniu dzierlatek.
-Ekm, ekm…-chrząknął Ben. –Joe najpierw niech się nauczy prowadzić ranczo.
-Pa, byłem na spędzie, jestem dorosły…
-…I zgubiłeś pół stada. Gdyby nie Adam i Grant…
-To był wypadek, były urodziny Hanka i…
-…i omal nie umarłeś na drugi dzień. Nie tłumacz się mały Joe. –Hoss klepnął brata w plecy ku uciesze reszty.
-Co zdecydowaliście? –Cassidy spojrzała na Marcusa i Poranną Zorzę.
-Oboje uznaliśmy, że nasze dziecko, a zapewne dzieci będziemy wychowywać w dwóch światach, a jako dorosłe same zdecydują, o swojej ścieżce przeznaczenia.
-Dziecko? –Adam spojrzał zaskoczony na uśmiechniętego Marcusa i lekko onieśmieloną Poranną Zorzę, która bezwiednie pogłaskała brzuch. –To wspaniale! –Adam uniósł kieliszek z winem i życzył wszystkiego najlepszego, a reszta przyłączyła się wznosząc kieliszki i gratulując.
-No chłopcze musisz się starać bardziej. –wuj Aron rubasznie zaśmiał się ocierając spoconą twarz chustką. –Jak będziesz wracał do domu kiedy Twoja gołąbeczka już śpi, nigdy nie dasz wnuka Benowi.
Wszyscy roześmieli się jak z dobrego dowcipu, ale zajęli się wypytywaniem wuja Arona o tajemniczą damę, która zawróciła mu w głowie, nie widząc jak Adamowi opadła szczęka. Bardzo lubił wuja Arona, ale czasami jego bezpośrednie uwagi rozkładały go na łopatki. Adam był skryty i małomówny i co jak co, ale nie zamierzał tłumaczyć się z tego co dzieje się za drzwiami jego sypialni. No jeszcze nie jego. Ich domek ciągle był nieskończony, tutaj mnóstwo ludzi i pracy i w tym upatrywał chwilowe oddalenie się od Cassidy. Skoro jego dotknęły te słowa, jego żonę pewnie też.
„A może jestem przewrażliwiony?” –zerknął na żonę, która robiła dobrą minę do złej gry i grzebała widelcem w talerzu.
Może i jemu byłoby również do śmiechu, gdyby jego małżeństwo było skonsumowane. Przez kilka dni zachowywał się kulturalnie i nienagannie. Obiecał dać Cassidy czas i amory zaczynał od delikatnych pocałunków, które przenosiły się do łóżka i kończyły na delikatnych pieszczotach. Razem zasypiali najczęściej wtuleni w siebie, ona z głową na jego piersi lub on ciasno przyklejony do jej pleców opasając ją w pasie. Wszak był dżentelmenem w każdym calu . Niestety był również mężczyzną, a Cassidy piękną kobietą. Wodził za nią wzrokiem kiedy szykowała się do snu i ciepła wtulała w niego ufnie jak dziecko. Z przyjemnością patrzył gdy nalewała kawy w niebieskiej sukience, która podkreślała jej zgrabną figurę. Stała wtedy tak blisko i drażniła jego zmysły do granic możliwości. Zwłaszcza gdy bezwiednie przy tej czynności mierzwiła mu grzywkę, którą on po chwili z półuśmiechem poprawiał. Uwielbiała jego włosy i maltretowała je przy każdej okazji. Bawiło go jej uwielbienie dla jego czupryny, ale sprawiało mu niewymowną przyjemność kiedy jej palce wkradały się w jego faliste włosy i tańczyły burząc idealne uczesanie. To nic, że później stał przed lustrem i doprowadzał je do nieskazitelnego porządku, a ona przyklejona do jego pleców wdychała zapach jego ciała. Miał ochotę wtedy zapomnieć, że jest dżentelmenem w każdym calu . Napięcie rosło w nim każdego dnia. Z trudem panował nad sobą. Nie sądził, ze tak trudno mu będzie dotrzymywać słowa. Za każdym razem przesuwał granicę pieszczot mając nadzieję, że może tym razem żona odda mu siebie w bezgranicznym zaufaniu, ale Cassidy sztywniała i lękliwie z poczuciem winy spoglądała na męża. Adam nie chciał pokazywać, ale czuł lekkie zniecierpliwienie. Kładł się wtedy zrezygnowany obok niej na plecach i gapiąc w sufit pogrążał w ponurych myślach, nawet kiedy Cassidy już dawno spała. Doszło do tego, że im bliżej było wieczora, tym bardziej nerwowa robiła się Cassidy. Miał wrażenie, że czekała na jego powrót jak na ścięcie. Zrobiła się drażliwa więc zaprzestał podchodów i zalotów dopóki się nie wyprowadzą. Zauważył, to co niestety nie uszło również uwadze jego wuja, że Cassidy wykorzystując fakt iż późno wracali, szła szybciej spać. Doszedł do słusznego, w swoim mniemaniu wniosku, że brak zainteresowania żoną, pozwoli jej złapać oddech i trochę się odprężyć. Sytuacja mu sprzyjała. Praca na ranczo i późne powroty rozwiązały same sytuację. Czasami pograł z wujem w warcaby, albo rozmawiali do późna.
Kolacja dobiegła końca. Wszyscy sprzątnęli stół. Adam z Markusem i Zorzą myli naczynia, Hoss odprowadził Joe do sypialni, który trochę przesadził z winem. Sam legł w ciuchach na swoim wyrku przejedzony do granic możliwości. Wuj Aron w towarzystwie Cassidy udał się na piętro.
-Przesadziłem z winem. –ciężko usiadł na łóżku sapiąc niemiłosiernie.
-I z jedzeniem. –Cassidy uśmiechnęła się ściągając opatrunek. –Rana goi się pięknie.
-To dzięki tym zmysłowym rączkom i delikatnym palcom gołąbeczko. –Aron chwycił jej dłoń w chwili gdy podeszła do szafki nocnej po maść.
Drugą dłonią głaskał jej palce i pocałował. Raz i drugi.
-Przesadzasz wuju. –sięgnęła po maść wolną ręką i próbowała wrócić do opatrywania rany. Jednak uszła zaledwie krok, wuj wciąż trzymał jej dłoń i przyciągnął ją z powrotem.
-Nie przesadzam. Co za mąż każe młodej żonie samotnie zasypiać?
-Adam ma dużo pracy. –Cassidy skrzywiła się lekko i wysunęła dłoń. –A poza tym…to nasza sprawa.
-Wybacz staremu głupcowi, dziecko...za dużo wypił. Zazdroszczę Wam ot, co…–obdarzył ją uśmiechem.
-Nic…nic się nie stało. –Cassidy odłożyła maść i opuściła pokój.
Powoli schodziła i zastanawiała się nad swoją sytuacją. Nie sądziła, że tak łatwo było dostrzec pewne rzeczy. Nie ma co wuj Aron jest spostrzegawczy. Dobrze, że niedługo przeprowadzają się do swojego domku. Ale co wtedy? Adam mówił, że będzie czekał, ale był coraz śmielszy, a ona mimo starań blokowała się w ważnym momencie ich pożycia. Cóż z tego, że Adam nawet jednym słowem, ani miną nie okazywał niezadowolenia i tak czuła się winna.
„Adam jest wyrozumiały i prawy, ale to w końcu mężczyzna. Jak długo będzie czekał? I ta cała Laura.” –Cassidy wyszła na zewnątrz i popatrzyła w gwiazdy.
Od kilku dni nawet nie dostrzega błękitu nieba, słońca i gwiazd. A ona i Adam… –„Szkoda gadać” – westchnęła ciężko i weszła do pokoju. Chwilę siedziała na łóżku, czekając na męża w końcu znużona położyła się na boku zatapiając we wspomnieniach. Marcus i Poranna Zorza za chwilę wyjadą, dopadły ją jakieś smutne myśli. Wkrótce zapadła w półsen. Znowu była małą dziewczynką i właśnie szarpała się z dużo starszą koleżanką w obronie piegowatej przyjaciółki w okularach, będącej obiektem kpin i żartów. Marcus rozdzielił je w ostatniej chwili zanim nauczycielka zdążyła cokolwiek zauważyć. Nie zawsze zdążył. Byla uparta i narwana, stawała w obronie słabszych nie bacząc na rozmiary przeciwnika. Skutkiem tego często zostawała, za karę po lekcjach w klasie. Cassidy uśmiechnęła się przez sen. Z perspektywy czasu tamte problemy wydawały się śmiesznie małe. Nie słyszała cicho otwieranych drzwi i mężczyzny zbliżającego się do łóżka. Patrzył na jej twarz na której widniały ślady łez. Stał chwilę wahając się co zrobić. Obszedł łóżko, niedbale rzucił koszulę na oparcie krzesła i w spodniach tylko położył się cicho, obejmując delikatnie dziewczynę w pasie, przytulając do jej pleców. Cassidy odwróciła się na plecy i uśmiechnęła mierzwiąc kruczoczarne, miękkie włosy swojego męża.
-Nie lubię kiedy kobiety płaczą w moim towarzystwie. –Adam podpierając się na łokciu kciukiem przejechał po policzku żony.
-Dlaczego? –Cassidy uniosła brwi.
-Czuję się wtedy taki ….Adam westchnął i pocałował ją delikatnie w usta. -…bezradny.
-Moje biedactwo. –Cassidy udała zmartwioną i ponownie zruszyla mu palcami włosy.
Adam pogłaskał żonę po policzku i musnął ustami jej usta. Następnie pocałunkami znaczył ścieżkę coraz niżej. Pocałował ją w szyję, w zagłębienie szyi i dekolt aż dotarło brzucha. Westchnął, pocałował go położył na nim głowę. Jego palce rysowały bliżej nieokreślone maziaje. Cassidy nabrała powietrza czując przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Dobry humor zaczął jej wracać. Przypomniała sobie rozmowę z Poranną Zorzą. Gładziła jego włosy, uprawiając palcami taniec z jego aksamitnymi kosmykami. Zamknęła i odprężyła się. Żona Marcusa miała rację, musi zacząć dbać o swój kwiat, przestać podlewać koszmarne wspomnienia, bo w końcu straci Adama. Jest wspaniałym, szlachetnym mężczyzną. Mogłaby tak leżeć w nieskończoność pod jednym warunkiem, że tylko na tym się skończy. Ale Adam położył dłoń na jej biodrze i zaczął zsuwać na udo. Cassidy zamarła. Jej palce we włosach Adama zastygły w bezruchu. Adam westchnął ciężko i położył się obok cmoknąwszy żonę w usta. Raz, krótko, mocno intensywnie, jakby tym jednym pocałunkiem chciał rozładować nagromadzone w nim napięcie.
*Dziewięć dni przed*
-Naprawdę musicie już wyjeżdżać? –Cassidy obejmowała Marcusa, a w jej głosie już słychać było tęsknotę.
-Przecież za kilka tygodni zobaczymy się na ceremonii w wiosce. –Marcus pogładził siostrę po włosach. -Dziękujemy za wszystko Adam, pożegnaj ojca i braci. Szkoda, że nie dane nam zrobić tego osobiście.
-Tak bywa. –Adam uścisnął dłoń Marcusa. –Pozdrów wodza i daj mu tę strzelbę w prezencie.
-Jest piękna. –Marcus przez chwilę oglądał broń z podziwem. -Turlający Niedźwiedź na pewno będzie zachwycony.
-Niech moja siostra nie smuci się. –szepnęła Poranna Zorza ściskając Cassidy. – I dbaj o swój kwiat. –przelotnie zerknęła na Adama. –niech moja biała siostra nie pielęgnuje chwastów i wyrwie je z pamięci, bo zniszczą w końcu każdą drogocenną roślinę.
-Łatwo Ci mówić Zorzo, koło Marcusa nie kręci się Laura. –skrzywiła się dziewczyna na samo imię wdowy Dayton.
-To Ciebie Adam wybrał na towarzyszkę życia. Pamiętaj o tym. –młoda Indianka uśmiechnęła się ciepło i zgrabnie wsiadła na konia.
Cassidy długo patrzyła za znikającymi sylwetkami. Adam miał do załatwienia sprawy w banku i postanowił odprowadzić ich do granicy rancza. Zastrzegł, że w razie burzy przenocuje w hotelu. Zastanawiała się czym zająć myśli. Obiad ugotowany, wuj Aron śpi na piętrze, zmęczony chodzeniem o kulach, Ben i bracia Adama w Carson City, a ich domek ciągle nieskończony. Wróciła do pokoju i usiadła na łóżku. Może zajmie się odpowiedzią na list z redakcji w San Francisco. W gazecie szukali kogoś kto będzie przelewał spostrzeżenia związane z Dzikim Zachodem by móc porównać wyobrażenia mieszczuchów z realiami. Cassidy wysłała fragment, który bardzo spodobał się ludziom z gazety i wysłali wstępne warunki współpracy. Nie miała ostatnio czasu w spokoju przejrzeć papierów. Położyła się na łóżku i wkrótce zasnęła. Piorun tuż nad domem poderwał ją ze snu. Spojrzała na zegar, było grubo po drugiej, a Adama ani śladu. Wyjrzała przez okno. Lało jak z cebra, co kilka minut grzmiało. Adam pewnie przenocował w mieście. Z tą myślą usnęła, aczkolwiek męczyły ją koszmary związane z okrutnym Victorem, śmiejącą się Laurą, rannym Adamem i o dziwo z Aronem, który ciągle za coś ją przepraszał i całował po rękach.
* Osiem dni przed *
Nagle otworzyła oczy. Ubrała się i wyszła przed dom. Słońce leniwie wschodziło na czyste, błękitne niebo. W powietrzu było czuć wilgotne powietrze, które jeszcze dawało chwilowe orzeźwienie. Szybko przygotowała śniadanie i zaniosła Aronowi. Milcząca, zatopiona w myślach nie zwracała uwagi na Arona, który próbował zagadywać do dziewczyny. Wymigała się zaniepokojeniem o Adama i opuściła pokój. Przed dom zajechała bryczka Laury Dayton. Cassidy podniosło się ciśnienie.
-Jest Adam? –ostrożnie omijała kałuże by stanąć na drewnianym podeście.
-Nie nie ma. –z irytacją w głosie zerknęła na olśniewającą kobietę.
-Myślałam, że już wrócił z miasta. –zatrzepotała długimi rzęsami, przy których Cassidy z podkrążonymi oczami na pewno wyglądała blado.
-A powinien już wrócić? –kąśliwie zauważyła dziewczyna zła, że w ogóle Laura ma takie informacje.
-A nie powinien? –Laura uśmiechnęła się promiennie.
-Lauro… –Cassidy z trudem przełknęła ślinę, powstrzymując się od wybuchu. –…możesz powiedzieć czego chcesz?
-Chciałam oddać to Adamowi. –dopiero teraz Cassidy dostrzegła żółtą kurtkę Adama w rękach Laury. –Zostawił u mnie rano.
-Kiedy … zostawił? –szepnęła dziewczyna, a krew odpłynęła jej do stóp.
-Rano. –Laura uśmiechnęła się błogo. –Nocował u mnie. Rano pojechał do miasta, myślałam, że już wrócił.
Cassidy opadła szczęka. Zamknęła oczy i oparła ręką o drewnianą kolumnę bo z pewnością upadłaby. „To tak Adam załatwia sprawy w mieście.”
-Witam pani Dayton. –w drzwiach stanął wuj Aron. –Odwiedziny pięknej kobiety o tak wczesnej porze z pewnością zapowiada piękny dzień. Da się pani zaprosić na kawę?
-Oczywiście panie Cartwright. –Laura z niemą satysfakcją minęła Cassidy wręczając jej kurtkę Adama.
-Proszę mi mówić Aron, Lauro.
Cassidy siedziała na łóżku z kurtką w rękach i tępo patrzyła się w ścianę. Machinalnie głaskała kurtkę. Po policzkach spływały jej łzy. To musiało się tak skończyć. Adam nie doczekawszy się z jej strony wypełnienia obowiązków małżeńskich, nie oparł się wdziękom Laury. Serce omal nie pękło jej z rozpaczy. Nie wiedziała co było gorsze, że ją zdradził, czy to, że zrobił to z Laurą Dayton. Przez okno zasłonięte firanką widziała, jak roześmiani Laura i Aron adorując się wzajemnie poszli na spacer. Kiedy usłyszała tętent końskich kopyt serce biło jej jak oszalałe. Wyszła przed dom i czekała na Adama który zniknął w stajni ze Sportem.
-Witaj Cassidy. –zgrabnie mijając kałuże dotarł do podestu i pocałował żonę w policzek.
-Gdzie byłeś? –grobowym głosem spytała nie patrząc mu w oczy.
-W mieście. Mówiłem Ci…
-Twoje "miasto" przyjechało oddać Ci kurtkę! –Cassidy łykając łzy wepchnęła kurtkę z taką siłą w Adama, że ten zachwiał się.
-Skąd ją masz?
-Jeszcze pytasz? Laura ją przywiozła!
-Casssidy to nie tak. Była burza ….
-…i musiałeś nocować właśnie u niej. – dokończyła szeptem.
-Przecież mówiłem, że będę nocował w mieście w razie burzy.
-Mogłeś wrócić do domu.
-Na Boga Cassidy padało. –Adam podniósł głos.
-Mogłeś wrócić.
-Do kogo miałem się spieszyć? Do śpiącej żony? –Adam nie dokończył.
Dostał tak mocno w twarz, że aż zapiekło. Cassidy z niedowierzaniem pocierała dłoń. Adam otworzył usta by coś powiedzieć, gdy kątem oka zobaczył Laurę i Arona. Nawet jeśli nie słyszeli ich kłótni widzieli jej koniec. Cassidy wbiegła do domu. Laura zaczęła przeraźliwie szczebiotać, a Aron wszedł do domu ruchem ręki powstrzymując Adama.
-Daj jej ochłonąć. –Aron zablokował drzwi kulą.
-Chcę z nią porozmawiać. –Adam niepewnie spojrzał w stronę kuchni, z której wydobywał się szloch.
-Idź sobie! –Cassidy krzyknęła. –Nie chcę Cię znać.
-Porozmawiam z nią. Zaufaj mi. –Aron zniknął w drzwiach kuchni.
-Nie teraz Lauro . –Adam wściekły poszedł do stajni. Laura usiadła na ganku i rozważała swoją sytuację.
Musiała wszystko dobrze przemyśleć. Taka szansa może drugi raz się nie zdarzyć. Ze stajni dały się słyszeć odgłosy miarowego stukotu młota. Adam zawsze kiedy musiał coś przemyśleć szukał sobie zajęcia. Laura cicho weszła i obserwowała muskularnego Adama z wściekłością prostującego młotem długie gwoździe.
-Czego chcesz? –przerwał widząc Laurę.
***
Aron podszedł powoli do szlochającej Cassidy. Odłożył jedną kulę wciąż opierając się na drugiej. Oparł dłoń na jej ramieniu. Ta odwróciła się i niemal natychmiast znalazła w jego ramionach. Emocje sięgnęły zenitu i płakała jak dziecko szukając pocieszenia u starszego mężczyzny.
-Nie płacz gołąbeczko. –Z trudem panował nad żądzą.
Gładził ją po plecach ściskając coraz bardziej. Jego dłoń zatrzymała się na chwilę na karku by po chwili wśliznąć się we włosy dziewczyny. Cassidy zesztywniała. To nie tak powinno być. Odsunęła się i zobaczyła w jego oczach niezdrowe pożądanie. Trwało to ułamek sekundy zaledwie. Aron wziął kulę i kuśtykając wyszedł z kuchni. Cassidy stała w kuchni, a w głowie kotłowały jej się myśli. Zastanawiała się czy to może jej wyobraźnia. Dopiero teraz zaczęły docierać do niej niepokojące sygnały z ostatnich dni. „Nie to niemożliwe” –zganiła się w myślach. Wszak to wuj Aron, najwspanialszy wujek Adama, kuzyn Bena, którego wszyscy uwielbiają. „Właściwie co mam powiedzieć? I komu? Adamowi? Uzna mnie za przewrażliwioną wariatkę.” –Cassidy wyszła powoli z domu i skierowała swoje kroki do stajni. Powie Adamowi, że wyprowadza się do miasta. Musi przemyśleć kilka spraw. W ostatniej chwili przywarła do ściany plecami słysząc głosy Laury i Adama.
-Co jej nagadałaś?
-Nic po prostu…
-Bo chyba nie zdenerwowała się tym, że zawiozłem Ci cholerne lekarstwa dla Peggy i zastała mnie u Ciebie burza?
-Adam tak jej powiedziałam…ja…-zamilkła i podeszła do mężczyzny.
-Co Ty wyprawiasz? –Adam zirytowany odkleił od siebie Laurę i ciągle trzymając za ramiona patrzył zdumiony.
Cassidy nie musiała patrzeć, żeby domyślić się co właśnie „wyprawiała” Laura.
-Myślałam, że tego chcesz. –Laura zrobiła niewinną minę. –Myślałam…
-Co myślałaś Lauro? Jestem żonaty, szczęśliwie …
-Właśnie widziałam. –przerwała Laura. –Co ona może Ci zaoferować? Weszła między nas, rozbiła nasz związek…
-Jaki związek? O czym Ty u diabła mówisz. Pomagałem Ci po przyjacielsku, źle odczytałaś sygnały Lauro. Kocham Cassidy i nic ani nikt tego nie zmieni.
-Nie mówisz tego poważnie? Przecież przyjeżdżałeś do mnie, pomagałeś, byłeś na każde skinienie…
-Pomagałem, masz rację, po przyjacielsku. –twardym głosem przerwał jej Adam. –Ale teraz czas poszukać pomocy u kogoś innego Lauro. Proszę Cię o jedno. Zanim kiedykolwiek zwrócisz się do mnie o pomoc w czymkolwiek, najpierw poproś swoich pracowników i ludzi z miasta. Od dzisiaj jestem na końcu listy.
-Ale…
-Mówię poważnie Lauro. Jeszcze raz przyjedziesz bez ważnego powodu, naprawdę ważnego i będziesz niepokoić moją żonę…-Adam zawiesił na chwilę głos. -…zapomnę, że jestem dżentelmenem.
Laura wściekła wyszła ze stodoły i nie bacząc na kałuże wsiadła do bryczki. Adam wyszedł przed stajnię i długo odprowadzał wzrokiem intrygantkę. „Czeka mnie niezła przeprawa z Cassidy” –westchnął Adam.
– Co Ty jej nagadalas Lauro? –mruknął do siebie i odwrócił usłyszawszy szmer za plecami.
-Adam ja…-Cassidy z niepewną miną patrzyła na męża.
-Chodź tu Cass…-Adam zamknął żonę w ramionach i tulił głaskając po plecach.
-Wysłuchasz mnie teraz? – ujął jej podbródek i całując w nos.
-Nic nie musisz mówić. Wszystko słyszałam…ja…przepraszam za to. –Cassidy pogłaskała zarumieniony policzek Adama.
-Witajcie nowożeńcy. Dostaniemy coś do jedzenia? –Hoss i Joe zeszli utytłani z koni ciągnąć za sobą dwa dorodne byczki.
-Oczywiście chłopcy. –zaśmiała się Cassidy. –Wykąpcie się, a ja Was nakarmię.
-Jest już Pa?
-Jeszcze nie. –Adam przyglądał się byczkom. –Ale od jutra znakujemy bez względu na wszystko. I tak mamy spore opóźnienie.
* Siedem dni przed *
Ben jednak pojawił się kilka godzin później i wszyscy planowali od rana całodzienne znakowanie cieląt. Wieczorem nie mogli się nagadać. Siedzieli do późna przed kominkiem i popijali wino po sutej kolacji. Wuj Aron tradycyjnie zabawiał wszystkich do łez. Jednak Cassidy tym razem siedziała zasępiona. Zdała sobie sprawę, że zostanie jutro sama z Aronem. Coś w niej mówiło, że tego nie chce. Wyszła do kuchni zdenerwowana. Uwadze Adama nie uszło jej zachowanie i udał się za nią.
-O co chodzi skarbie? –oplótł ją ramionami pocałował w szyję.
Cassidy biła się z myślami i w końcu poprosiła Adama by zabrali ze sobą Arona. Tłumaczyła to zmęczeniem jego gadatliwością i potrzebą odetchnięcia w spokoju. Nie chciała wysnuwać daleko idących wniosków i oczerniać pochopnie człowieka, którego wszyscy bardzo lubili. Adam był zaskoczony, ale uznał to za dobry pomysł.
Jakiś czas później zaproponował wujowi całodzienną wyprawę. W końcu niedługo wyjeżdżał i mógł z nimi spędzić ten dzień. Wuj zgodził się i powiedział, że z przyjemnością popatrzy na pracę prawdziwych ranczerów i stawi się skoro świt.
-Zadowolona? –Adam szepnął do ucha Cassidy kradnąc jej całusa.
-Tak. –zarumieniona dziewczyna zmierzwiła mu grzywkę, którą Adam po chwili poprawił.
-Pięć sekund. –zaśmiał się Joe. –Wisisz mi dolara Hoss.
-Co pięć sekund? -Adam zamarł z dłonią nad czołem.
-Tyle wytrzymałeś bez poprawiania włosów.
-Bardzo śmieszne. –skrzywił się Adam ku uciesze reszty.
*Sześć dni przed*
Rano Adam i Hoss zabrali potrzebne narzędzia do znakowania bydła i wyjechali na pastwisko kilkanaście mil dalej. Reszta miała dojechać jakieś dwie godziny później. Kiedy zniknęli za zakrętem Cassidy usiadła na ganku i w ciszy delektowała się aromatyczną kawą. Wszystko układało się jak trzeba. Ostatecznie rozwiały się jej wątpliwości w stosunku do Laury, wuj Aron wyjeżdżał za dwa tygodnie, a oni mieli następnego dnia przeprowadzić się do swojego domku.
***
-Co jest Aron? –Ben zatrzymał konia w połowie drogi i zerknął na kuzyna.
-Coś rwie mnie w nodze. Bardziej niż zwykle. –zasyczał Aron pocierając łydkę. –Chyba wrócę do domu.
-Jesteś pewien? Joe jedź z wujem.
-Poradzę sobie, do zobaczenia wieczorem stary druhu.
***
Cassidy wstała i weszła do domu. Zaczęła znosić naczynia i resztę jedzenia do kuchni.
Usłyszała skrzypnięcie drzwi, ale zignorowała je.
***
-Nareszcie. –Adam i Hoss wstali znad ogniska. –Wszystko gotowe, możemy zaczynać.
-Bierzmy się do roboty póki nie pada. –Joe zatarł ręce.
-Gdzie wuj Aron? –Adam zmarszczył brwi.
-Źle się poczuł, wrócił do Ponderosy. –Ben zeskoczył z konia i wziął pręt. –Adam co Ty wyprawiasz? –Ben krzyknął za synem, który w oka mgnieniu dosiadł Sporta.
-Zacznijcie beze mnie. –krzyknął i zniknął w tumanach kurzu.
***
Cassidy odwróciła się nagle czując za sobą sapanie.
-Co tu …robisz…-zająknęła się zaskoczona.
-Źle się poczułem gołąbeczko. –Aron uśmiechnął się szeroko, a jego oczy przybrały rozmiar szparek.
-Dokąd to gołąbeczko? - chwycił ją za szyję kiedy Cassidy chciała go wyminąć.
-Co Ty wyprawiasz? Puść! –chwyciła nadgarstek nie wierząc w to co się dzieje.
-Nie walcz gołąbeczko. – przyciągnął ją i pocałował, gwałtownie wdzierając się w usta dziewczyny.
Dziewczyna z trudem odepchnęła jego twarz i oddychała szybko łapczywie łapiąc powietrze. Nie wierzyła w to co się dzieje. Kopnęła w jego kulę i zamarła. Wuj Aron nie upadł tak jak się spodziewała. Nadal trzymał ją za szyję. Drugą ręką objął ją w kleszczowym uścisku.
***
Adam popędzał Sport’a ile sił. Gnał na złamanie karku. Jego racjonalny umysł ogarnął irracjonalny lęk. Nie miał podstaw by sądzić cokolwiek, ale Cassidy wyraźnie czegoś się wczoraj obawiała. I odetchnęła z wyraźną ulgą gdy obiecał jej zabrać Arona na pastwisko. Czegoś mu nie mówiła?
***
-Nie walcz gołąbeczko.
Cassidy próbowała drapać go po twarzy, ale przygwoździł ją do ściany i unieruchomił. Pociemniało jej w oczach. Czuła, że zaraz zemdleje. Koszmar powrócił.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 22:55, 01 Maj 2014, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|