|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:54, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Taaaak... z pewnością nikt się nie dowie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:16, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Dzięki za komentarze....zastanawiam się czy nie wykorzystać niektórych w najbliższym czasie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 21:45, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | -Spójrzcie chłopcy! Trochę wody i mydła i znowu jestem w łatki! –Cochise zarżał radośnie na widok Chuba i Sporta i ich właścicieli. Jednak zamilkł widząc posępne miny i z zaciekawieniem zaczął obserwować wszystkich. |
Cochise odzyskał swoją unikalność i chłopięcy… to znaczy źrebięcy urok
Cytat: | Mężczyźni w milczeniu wprowadzili konie do stajni i ściągnęli siodła z koni. W ich oczach można było dostrzec nieobecność, w ruchach ociężałość, jakby ktoś włożył im ciężar na ramiona, którego nie mogli zrzucić. Hoss westchnął ciężko, rzucił okiem czy konie mają zapewnioną wodę i owies. Pogłaskał Chuba między oczami i powiedziawszy „Byłeś dzielny koniku” wyszedł ze stajni. |
Nie wyglądają oni jak mężczyźni wracający z udanego pikniku Ale Hoss, w każdym momencie pamięta o swoim koniku
Cytat: | Odprowadzały ich zaniepokojone spojrzenie Chuba, zaskoczony wzrok Cochisa i żałosny wyraz oczu Sporta.
-Piknik…. się udał? –zaryzykował Cochise. -Co się stało Adamowi i Hossowi? Wyglądają...nieco…-Cochise zawiesił się zastanawiając nad prawidłowym doborem słów.
-To …długa historia. –zaczął Chub. |
Wyglądają pewnie jak zmoknięte konie na deszczu, pozbawione choć ziarenka owsa
Cytat: | -Czyżby randka z Rose nie wyszła? Znowu?
Sport westchnął ciężko i pokręcił zrezygnowany łbem.
-Daj mu spokój. To nie najlepszy moment.
-Dowiem się wreszcie? |
Jest dramatycznie… Lekko się zaniepokoiłam… A Cochise myśli tylko o klaczkach!
Cytat: | Na pikniku spotkaliśmy Granita. Mówię ci Cochise, ogier w najmniejszym calu. Mięsień na mięśniu mięsniem poganiany, a przy tym smukły i… |
Chyba Chub podczytuje koledze Sportowi jego książki… Albo Hoss w samotności odnajduję w sobie poetę.
Cytat: | Dobra już dobra, no to w skrócie. Peggy wpadła do rzeki, panienka Emily nie zdążyła jej złapać i również znalazła się w rzece…to taka nasza teoria jeszcze nie potwierdzona, a Adam, zobaczył je dosłownie chwilę później, w ułamku sekundy skoczył, złapał je…
-Mówisz jak było czy gdybasz Chub? |
Gdybają sobie a gdybają… Jedna klaczka drugiej klaczce…
Cytat: | Ten piknik był nad rzeką?
-Nie bardzo.
-Więc skąd tak tłoczno tam było?
-A bo ja wiem? Panienka Emily poszła chyba się przejść bo nie wiem czy wiesz, ale Laura....
-Chub!
-Więc Adam za nią, Peggy przed nimi, sklepikarz… |
Przypomina to trochę jakieś bajki. Piknik nie był nad rzeczką, ale nagle wszyscy się tam znaleźli.
Cytat: | -I tak sobie płynęli i płynęli…
-Możesz odrobinkę przyspieszyć kolego? |
Chub rozsmakowany w słowach ani myśli kończyć
Cytat: | Na szczęście skończyło się na strachu i wyziębieniu. Adam jak widzisz jest tylko rozczochrany, trochę mokry, lekko brudny.
-Jednym słowem utytłany. Hoss też. Czyli wszystko dobrze się skończyło. –podsumował Cochise. –Więc czemu Sport wygląda jakby akcja się nie powiodła? |
No dobra, rozumiem Sporta…Adama względnie też… A Hoss jest smutny przez empatię czy ciasto się przypadkiem tez utopiło i zniknęło w odmętach rzeczki? Bo jemu się spotkanie raczej udało…
Cytat: | Westchnięcie wydobywające się z pyska Sporta poprzedziło plusk wody.
-Sport chyba nie zamierzasz ponownie utopić się w korytku. –Cochise podszedł do kumpla.-Stary, ostatnio idzie ci jakbyś ciągnął wóz pełen owsa, ale i dla ciebie zaświeci słońce. Sport? Sport?
-Co mówiłeś Cochise? –Sport wyciągnął łeb z korytka i potrząsnął nim strącając krople z grzywy.
-Uszu chyba pod wodą nie miałeś? |
I poczuł przemożną chęć utopić się w błocie?
Cytat: | Kopytkiem delikatnie usunął wierzchnią warstwę słomy i zębami złapał za tomik poezji. Umieścił go w korytku z owsem i po chwili słychać było szelest przewracanych stron. |
Aga, pewnie to za wiele… Ale jakie dzieło czytał Sport?
Cytat: | Otóż to. Adrian niósł na rękach Emily do doktora. Szeryf Peggy, a Adam i Hoss zniknęli po angielsku, że się tak wyrażę.
-W sekrecie ci powiem, że Adam chciał zobaczyć się z panienką Emily, ale Laura rozpaczała…
-Chociaż nie miała powodu, jej źrebięciu nic się nie stało.
-Dokładnie Peggy przemoczona raptem była, ale Laura to jednak matka, mimo, że intrygantka. |
Może najpierw by dziecka pilnowała?
Cytat: | Założysz się? –Granit mrugnął do Chuba i zawołał. –Mam wiadomość od Rose.
-Od Rose? –Sport wychylił łeb.
-Podsłuchiwałeś. –zarżał Granit. |
On nie podsłuchiwał, dźwięk tego imienia wyrwał go z bezdenności rozpaczy
Cytat: | Zaprasza cię na miarkę owsa i kwartę wody. Właśnie po to przyjechaliśmy. W sobotę Emily zaprasza Adama na podwieczorek. |
Jakie uprzejme zaproszenie
Cytat: | Brachu niby po co? Powiedziała, że masz mocne zęby i giętkie wargi ...znaczy chrapy. |
Eee… chyba wargi jednak…
Cytat: | Na niedomknięte drzwi kurnika, |
Cudowne powiedzenie
Cytat: | Na pękniętą podkowę i zardzewiałe ostrogi w całym stanie! –nie wytrzymał Cochise. –Sport coś ty robił na tym pikniku??? |
Azaliż dobre pytanie młode źrebię
Bardzo mi się podobał ten odcinek… jest taki lekki, figlarny, wesoły i zupełnie odlotowy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:30, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Znaczy chrapy to nie wargi? Znalazłam w necie takie określenie... . Mów Sesznen to naniosę poprawki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:34, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Chrapy to chyba górna część wargi, okalająca nozdrza zwierzęcia. Czyli, tak na moje rozumowanie, to bardziej jak nos... W tym przypadku chodziło bardziej o ruchoma część warg... Chociaż ja tam nie wiem co tak zauroczyło Rose
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 22:35, 16 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:38, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
...chyba giętkość owej ....części rozsupływającej węzeł....ale w sumie to pytanie do Rose....nie znam się na koniach....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:39, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
szczególnie unikalne są te gadające
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:41, 16 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:32, 18 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Cochis, Sport, Chub bardzo odzwierciedlają swoich właścicieli. Wypisz, wymaluj Hoss, Adam i Joe, a piknik bardzo udany.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kola dnia Wto 21:32, 18 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 23:30, 18 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Kola napisał: | ... a piknik bardzo udany. |
Żartujesz sobie?! Tego pikniku z pewnością do udanych zaliczyć nie można...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 0:05, 19 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Tylko trzy osoby się topiły ... to nie tak źle ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 0:13, 19 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
w skali miasteczka...nie najgorzej to fakt
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:18, 17 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
* * * *
trzeba przywrócić krążenie w kopytkach
* * * *
-Chłopaki spójrzcie co mam.-Cochise konspiracyjnie rozejrzał się po stajni. –Pamiętacie tego „szalonego” Meksykanina co to pracował kilka dni nim Ben go zwolnił?
-Pamiętamy. –Chub delikatnie wyrywał źdźbło trawy, które wtargnęło w szczelinę między deskami.
-Wiecie za co wyleciał?
-Wiemy, wszyscy wiedzą. –parsknął Chub. –Za chodzenie po dachu stajni tak jak go Pan Bóg stworzył.
-A wiecie dlaczego tak się zachowywał? –Cochise zmrużył oczy.
-Nie bardzo. –Chub zerknął zainteresowany na kolegę.
-Bo jadł to. –Cochise wysunął torbę zza beczek. –Zawsze o zachodzie słońca wyciągał z torby kaktusa i ....
-Chcesz mi wmówić, że zachowywał się jak ostatni baran z powodu tej niewinnej roślinki? –Chub podszedł bliżej i nieufnie przyglądał się kaktusowi.
-Aha, najczęściej siedział tu z zamkniętymi oczami i śmiał się do siebie, ale wtedy chyba mu odbiło. Może my byśmy spróbowali? –Cochise powąchał zawartość torby.
-Oszalałeś Cochise?! Idę na randkę, nie zamierzam zbłaźnić się przed Margeritą.
-Nie wyglądasz jakbyś jechał do dziewczyny. –Cochise obdarzył kolegę krytycznym spojrzeniem.
-Co chcesz od mojego wyglądu? –Chub zbity z pantałyku podszedł do korytka z wodą.
-Rozczochrany fryz, utytłane kopytka i najważniejsze….śmierdzisz.
-Jak możesz Cochise? –Chub omal nie zemdlał. –Odświeżyłem się.
-Czyli co? Bo znamy się jak łyse konie i wiem, że na pewno nie wziąłeś kąpieli.
-Prawie wziąłem.- Chub dreptał niepewnie kopytkami w miejscu.
-To znaczy?
-Stanąłem w przeciągu….i …
-Iiii? Błagam cię Chub nie kończ.
-Nie zdążę się przygotować. –rozpaczał Chub. –Co robić?
-Sport? –Cochise spojrzał na kolegę stojącego nieruchomo nad korytkiem w wodzie.
-Hm…-mruknął nieobecny duchem Sport.
-Co robisz Sport?- Cochise podszedł bliżej.
-Hm…
-Na garść owsa! Czyżbyś znowu zamierzał się utopić? … Parkerowie odwołali podwieczorek? … Rose rozmyśliła się?.... Sport? … Sport?
-Nie przeszkadzaj mu. –Chub wynurzył łeb z korytka pełnego owsa.-On się szykuje na randkę. Od godziny się przegląda, szuka skazy w wyglądzie.
-Nie żryj tyle owsa Chub. –Cochise pokręcił łbem. –Miałeś zrzucić kilka funtów.
-Zdenerwowałem się, to znaczy…ty mnie zdenerwowałeś. –Chub zanurzył ponownie łeb w ziarenkach po same uszy.
-Nie stój od zawietrznej, a będzie dobrze. –doradził Chubowi i spojrzał na milczącego Sporta. -Sport czy ty nie przesadzasz? –skrzywił się Cochise.
-Hm…- Sport łypnął okiem na Cochise’a i ponownie zerknął w korytko, a oceniwszy swój wygląd jako zadowalający chrapami wyciągnął ukryty na półce tomik poezji.
-Chyba trochę przesadzasz, to tylko zaproszenie na podwieczorek i nawet nie ciebie tylko twojego Adama.
-Jak ty nic nie rozumiesz dzieciaku. –Sport obdarzył konika kpiącym spojrzeniem.-Czuję, że to moja szansa, Rose nareszcie mnie doceniła. Muszę zrobić jak najlepsze wrażenie.
-Sport ty niewiele musisz robić by poderwać klaczkę. –westchnął Chub. –Właściwie nic nie musisz robić. Same do ciebie się garną. –dodał nieco rozżalony.
-Ale nie te właściwe. –Sport kopytkiem strzepnął kawałek słomki z drugiego kopytka. –Ale to ostatni raz. Tym razem jestem przygotowany.
-Ponoć zawsze jesteś przygotowany.– zarżał Cochise. –I co? Na kilka spotkań z Rose nie wypaliło żadne.
-Tym razem będzie inaczej, przygotowałem się do randki pedantycznie. –Sport prychnął strumieniem powietrza zmieniając ułożenie grzywki.
-Pedan…że co? –Chub spojrzał pytająco na kolegów.
-Starannie, skrupulatnie, precyzyjnie. –wyrecytował jednym tchem Sport. –Będę ją adorował, deklamował wiersze…
-Dekla…-Chub zmarszczył brwi.
-Recytował…-Cochise spojrzał na Chuba z politowaniem. –Mnie też czasem się zdarza.
-Niemożliwe. –zakpił Sport. –To ty w ogóle mówisz w czasie randek?
-Bardzo śmieszne, naprawdę Sport. –A ty gadasz jak najęty i co z tego masz?
-Nie przerywaj Cochise. –zganił kolegę Chub. –Mów Sport tak pięknie ci to wychodzi.
-To jedyne co mu wychodzi. –mruknął Cochise.
-Będę jej prawił komplementy….-niezrażony ciągnął Sport. -… emablował…
-Że co? Mógłbyś mówić normalnie Sport. –Chub zastrzygł uszami.
-Będzie się umizgiwał. –powiedział Cochise.
-obsypywał komplementami…-sprostował Sport.
-Chyba pocałunkami Sport. To lepsza droga niż gadanie.
-Niby lepsza droga do czego Cochise? Do uzyskania przydomku bawiklaczki? –prychnął Sport. –Ja jestem stały w uczuciach.
-I do czego cię to zaprowadziło? Ja przynajmniej używam życia. Wiesz z ilu korytek jadłem owies? –prężnie napiął pierś Cochise.
-Nie liczy się ilość, a jakość. –niepewnie parsknął Sport. –Ja się zakochałem prawdziwie, porządnie, dozgonnie i tym razem uda się. Zresztą… –Sport uśmiechnął się chytrze spod półprzymkniętych powiek. -…ostatnio zapunktowałem zmywając z siebie nieco widmo prostaka.
-A ja wciąż nie wiem za co. –Cochise zmrużył oczy. –Powiesz nam?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Nie bądź taki.
-Przestań Cochise, nic z niego nie wydusisz. –Chub zarżał. –Wiesz, że jak Sport się uprze to jak kamień w wodę.
-Są sposoby….-Cochise mrugnął do Chuba, a na jego pysku pojawił się wyraz knowania. Albo powiesz po dobroci….
-Nie. –krótko uciął dyskusje Sport i zaczął przyglądać się swoim kopytkom schylając łeb niemal do ziemi.
-Czyste są. –Chub zarżał. –Chyba trochę przesadzasz Sport. To tylko podwieczorek.
-Co to było? –Sport spojrzał na falującą wodę w korytku.
-Nie wiem o czym mówisz. –Cochise uśmiechnął się niewinnie.
-Słyszałem plusk.
-Strasznie jesteś podejrzliwy Sport. –Cochise pokręcił łbem i stanął w swoim boksie bacznie spoglądając na Sporta.
-Gorąco dziś, jak się nie napiję to chyba zasnę. –Cochise ostentacyjnie ziewnął.
-Adam jesteś gotów? -Hoss uniósł brwi widząc wystrojonego brata wychodzącego z domu. –Fiu, fiu, ale się wystroiłeś. To tylko sobotni podwieczorek.
-To „aż” podwieczorek. –Adam strzepnął niewidzialny pyłek z mankietów śnieżnobiałej koszuli. -Hoss nie podchodź do mnie z tym udkiem. Wreszcie mam szansę zrobić dobre wrażenie niesiony na fali bohaterskiego czynu.
-Słucham? –Hoss popatrzył zbaraniałym wzrokiem na brata. –Myślisz, że do tej pory nie zrobiłeś wrażenia na Emily Parker? Wyglądasz świetnie. Jak zawsze zresztą. –dodał z podziwem Hoss.
-Wystarczy trochę wody i mydła Hoss. W takim stanie…-Adam przerwał na chwilę spoglądając na Hossa krytycznie.- … masz marne szanse u panny Helen.
-Skąd wiesz? –Hoss zaczął gwałtownie kaszleć.
-Na milę widać jak wodzisz wzrokiem za dziewczyną. Ale bez kąpieli i w tej krowiej kamizelce szanse masz niewielkie.
-Brałem kąpiel. –Hoss nosem wciągnął powietrze.
-Kiedy?
-Ledwie tydzień temu.
-Yhm. –Adam westchnął i pokręcił głową. –Radzę ci bracie nie stój dzisiaj od zawietrznej.
-Nie napijesz się wody Sport? –niewinnie zapytał Cochise. –Żeby nie zaschło ci w gardle od nadmiernego słowotoku.
-Może i masz rację? –zastanowił się Sport.- Niezwykle rzadko, ale czasami ją masz.
-Serio? –Cochise’a zatkało od tej adoracji Sporta. –A tobie niezwykle rzadko zdarza się mnie pochwalić.
-Serio?
-Wiesz Sport, może jednak nie pij…-Cochise’a ruszyło sumienie.
-Widocznie rzadko masz rację mój niedojrzały kolego. –parsknął Sport z wyższością. –Mówiłeś coś Cochise?
-Nie…nic. –Cohcise uśmiechnął się złośliwie.
* * * *
-Sport, dobrze się czujesz? –Chub spojrzał spode łba na kolegę, który kiwał się z zamkniętymi oczami i mruczał coś do siebie.
-Jak nigdy w życiu. –na pysk Sporta wylazł uśmiech.
-Od godziny tak stoisz. A Rose zaczyna się niecierpliwić. –szepnął konspiracyjnie.
-Co mam robić Chub? –Sport kiwał się nadal.
-Mam cię uczyć jak podrywać klaczkę? –Chuba zatkało.–Co z twoją mową? Miałeś deklamować wiersze, prawić komplementy, Sport? Ruszże się albo cię tu zostawię.-Chub spojrzał w kierunku niecierpliwiącej się Rose, oczekującej Margarity oraz mocno wkurzonego Granita.
-Hmm, hmm… -Sport mruczał melodyjnie. –O tak…tak, tak….
-Idę. –zdecydował Chub. –Chcesz to stój sobie tak do końca świata i śmiej się do siebie jak mysz do sera.
-Co mu jest? –Granit zbliżył się do koników Ponderosy i zaczął bez wstępów.
-Nie mam bladego pojęcia Granit. –Chub westchnął ciężko.
-Rose jest rozczarowana.
-Wiem.
-A ja …dałem mu szansę.
-Wiem Granit. Nie wiem co ci powiedzieć, ale Sport nigdy się tak nie zachowuje.
-Odkąd go znam ciągle zalicza jakieś wpadki.
-To splot nieszczęśliwych zbiegów okoliczności.
-Więc jeśli jest pechowcem nie chcę by Rose marnowała sobie z nim życie.
-Ależ Granit nie mówisz poważnie?
-Ależ mówię. –w głosie Granita słychać było upór.
-Mógłbym porozmawiać z Margeritą? -zapytał słabo Chub.
-Nie sądzę. –Granit zmrużył oczy.
-Dlaczego?
-Dlatego.
-Sport...-Chub spojrzał na kiwającego się w rytm wyimaginowanej melodii konia. –Słyszysz? Nie mogę zobaczyć Margarity. To przez ciebie! –wydarł się koledze do ucha.
-Tak, tak Rose.- mruknął Sport.
-Słyszysz Sport? –Granit wydarł się „kumplowi” do ucha.
-On nie reaguje. –jęknął Chub.
-Wła-śnie wi-dzę. –cedząc Granit zaintrygowany przyglądał się koledze.
-Podobno znasz się na mowie ciała…-zaczął z nadzieją w głosie Chub.
-Dziwne. –Granit obdarzył przenikliwym spojrzeniem Sporta. –Od kiedy się tak zachowuje?
-Gdzieś od połowy drogi. W boksie był jeszcze normalny, szykował się na randkę, ćwiczył przed odbiciem w wodzie.
-Jadł coś? –przerwał Granit.
-Nie.
-A niech to miałem pewną teorię.
-Ale pił wodę.
-Hm.
-A wiesz coś mi się przypomniało Granit. –zaczął Chub.
-Mów kolego. –Granit spojrzał z zainteresowaniem na Chuba.
Kilka minut później.
-I co? –Chub spojrzał na skupiony pysk Granita.
-Powiedz Cochisowi, że ma przechlapane.
-Co zrobił Cochise?
-Naćpał Sporta kaktusem z mescaliną. –zawyrokował Granit.
-Wiedziałem! To znaczy wiedziałem, że coś knuł, ale żeby aż tak?
-Idź do Margarity, a ja pogadam z Rose. –Granit pokręcił łbem. –Nie wiem jednak czy będzie mnie chciała wysłuchać.
-A co ze Sportem? Zostawimy go tutaj?
-Sport jest teraz w innym wymiarze. Niech tu sobie stoi i kiwa się do swoich halucynacji, może mu przejdzie do wieczora.
-Sport będzie wściekły. Tak bardzo chciał dobrze się prezentować przed Rose….jak Adam dzisiaj. –Chub spojrzał w kierunku Adama i Emily rozmawiających przy ogrodzeniu.-Pięknie wyglądają.
-Tak. –zgodził się Granit. –Pasują do siebie. Emily od akcji w rzece ciągle wzdycha, obrywa płatki kwiatków, a kiedy Adrian zapytał ją dwa dni temu czemu chodzi ciągle taka zamyślona, zarumieniła się po czubek włosów.
-To wróży na przyszłość dla nich. –odetchnął Chub.-A właśnie, gdzie jest twój pan?
-Adrian spóźni się, jest na spotkaniu z burmistrzem.
-Dlaczego nie z tobą? –zainteresował się Chub.
-Mam naciągnięte ścięgno. –wyjaśnił Granit.
-O trzeba dać znać Hossowi on się zna na zwierzętach jak nikt na świecie.
-Mówisz?
-Pokuśtykaj trochę, a mój pan weźmie cię pod swoje skrzydła. A i ja skorzystam gdy będziemy cię doglądać. –rozmarzył się Chub.
-Dobry pomysł.
-Spójrz Laura Dayton tu zmierza. –Chub spojrzał na zatrzymującą się bryczkę, z której z okrzykiem „Adam” zeskoczyła Peggy i biegiem puściła się do pary rozmawiającej przy ogrodzeniu. Za nią wysiadła Laura mrużąc oczy.
-A ona czego tu? –zachmurzył się Granit
-Dzień dobry panno Parker, cześć Adam! Wszędzie cię szukamy. Mama chciała zaprosić cię na kolację.
-Witaj Peggy. – Adam poruszył się niepewnie i chwycił dziewczynkę na ręce kiwnąwszy głową w kierunku idącej trochę uwodzicielsko Laury
-I romantyzm właśnie szlag trafił. –skwitował Granit.
-Mów Granit, mów! –ponaglał Chub.
-Emily zesztywniała, Adam wygląda jakby właśnie popełnił przestępstwo, Layra Dayton jakby wygrała los na loterii, a Sport kiwa się nieświadomy, że jego romans z Rose wisi na włosku.
-Na garść owsa. –westchnął Chub.
-…i niedomknięte drzwi kurnika. –niewyraźnie dokończył Granit.
* * * *
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 11:08, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:43, 17 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Aga napisał: | trzeba przywrócić krążenie w kopytkach |
NARESZCIE
Aga napisał: | Chub delikatnie wyrywał źdźbło trawy, które wtargnęło w szczelinę między deskami. |
Aga napisał: | -Bo jadł to. –Cochise wysunął torbę zza beczek. –Zawsze o zachodzie słońca wyciągał z torby kaktusa i ....
-Chcesz mi wmówić, że zachowywał się jak ostatni baran z powodu tej niewinnej roślinki? –Chub podszedł bliżej i nieufnie przyglądał się kaktusowi.
-Aha, najczęściej siedział tu z zamkniętymi oczami i śmiał się do siebie, ale wtedy chyba mu odbiło. Może my byśmy spróbowali? –Cochise powąchał zawartość torby. |
Cochise mnie rozbraja. Wie, co spotkało Meksykanina, a mimo to chce spróbować … kaktusa.
Aga napisał: | -Nie wyglądasz jakbyś jechał do dziewczyny. –Cochise obdarzył kolegę krytycznym spojrzeniem.
-Co chcesz od mojego wyglądu? –Chub zbity z pantałyku podszedł do korytka z wodą.
-Rozczochrany fryz, utytłane kopytka i najważniejsze….śmierdzisz. |
Chub się nie popisał. Cochise podważył jego pewność siebie. Wytknął braki w wyglądzie.
Aga napisał: | -Nie żryj tyle owsa Chub. –Cochise pokręcił łbem. –Miałeś zrzucić kilka funtów.
-Zdenerwowałem się, to znaczy…ty mnie zdenerwowałeś. –Chub zanurzył ponownie łeb w ziarenkach po same uszy. |
Te ich rozmowy są po prostu bezcenne.
Aga napisał: | -Sport ty niewiele musisz robić by poderwać klaczkę. –westchnął Chub. –Właściwie nic nie musisz robić. Same do ciebie garną. –dodał nieco rozżalony. |
Adam też tak ma…
Aga napisał: | -Tym razem będzie inaczej, przygotowałem się do randki pedantycznie. –Sport prychnął strumieniem powietrza zmieniając ułożenie grzywki.
-Pedan…że co? –Chub spojrzał pytająco na kolegów.
-Starannie, skrupulatnie, precyzyjnie. –wyrecytował jednym tchem Sport. –Będę ją adorował, deklamował wiersze… |
Idzie w ślady swego pana.
Aga napisał: | -Niby lepsza droga do czego Cochise? Do uzyskania przydomku bawiklaczki? –prychnął Sport. –Ja jestem stały w uczuciach.
-I do czego cię to zaprowadziło? Ja przynajmniej używam życia. Wiesz do z ilu korytek jadłem owies? –prężnie napiął pierś Cochise. |
Kolejny znakomity tekst.
Aga napisał: | -Adam jesteś gotów? -Hoss uniósł brwi widząc wystrojonego brata wychodzącego z domu. –Fiu, fiu, ale się wystroiłeś. To tylko sobotni podwieczorek.
-To „aż” podwieczorek. –Adam strzepnął niewidzialny pyłek z mankietów śnieżnobiałej koszuli. -Hoss nie podchodź do mnie z tym udkiem. Wreszcie mam szansę zrobić dobre wrażenie niesiony na fali bohaterskiego czynu. |
Adam przygotował się jak żołnierz do bitwy. Ma chyba w planach oblężenie.
Aga napisał: | -Powiedz Cochisowi, że ma przechlapane.
-Co zrobił Cochise?
-Naćpał Sporta kaktusem z mescaliną. –zawyrokował Granit. |
Wydarzenie roku. Cochise powinien dostać za swoje. Kara musi być! Coś takiego nie może mu ujść na sucho.
Aga napisał: | -Dzień dobry panno Parker, cześć Adam! Wszędzie cię szukamy. Mama chciała zaprosić cię na kolację.
-Witaj Peggy. – Adam poruszył się niepewnie i chwycił dziewczynkę na ręce kiwnąwszy głową w kierunku idącej trochę uwodzicielsko Laury |
Właśnie, a Adam i Emily tak pięknie prezentowali się przy tym ogrodzeniu.
Aga napisał: | Emily zesztywniała, Adam wygląda jakby właśnie popełnił przestępstwo, Laura Dayton jakby wygrała los na loterii |
Adam mógłby raz nareszcie dać Laurze jasno do zrozumienia, żeby dała mu święty spokój. A tak w ogóle, czy Laura została zaproszona na ten podwieczorek czy zaprosiła się sama?
Aga, cieszę się, że wróciłaś do koników. Ich rozmowy zawsze poprawiają mi humor. Sporta strasznie mi żal. Kawał Cochise'a to cios poniżej pasa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:27, 18 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Nareszcie koniki rozpoczęły galop. Intensywny zresztą
Sport jest kapitalny. Zupelnie taki sam jak jego pan. Poezję będzie deklamować, żeby uwieść klaczkę głębią swej wrażliwości i intelektu Chub też trochę jak Hoss ... rada, żeby odpowiednio do ,kierunku wiatru się ustawiał ... jego pan też uznał, że kąpiel odbyta tydzień przed spotkaniem zupełnie wystarczy ... przy wykonywaniu pracy fizycznej?! Hoss również usłyszał poradę, żeby ustawiał się stosownie do kierunku wiatru. Cochise okazał się bardzo niekoleżeńskim konikiem. Ten jego dowcip ... poniżej pasa a nawet poniżej pęciny jest
Cóż, chłopcy i koniki mieli nieco popsute spotkanie. Jeden przez stan nieważkości, drugi przez Laurę ...
Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg ... co jeszcze wymyślą. Przecież muszą się odegrać na Cochisie! W każdym razie zdrowo się pośmiałam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 0:29, 18 Sty 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|