|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:27, 27 Sie 2014 Temat postu: Uśmiech losu część III "Droga do nieba" |
|
|
Droga do nieba
Słońce mocno grzało, choć była już późna jesień. Las zachwycał sosnami intensywnie pachnącymi żywicą. Te wiecznie zielone drzewa uważane za jedne z najdłużej żyjących roślin na Ziemi były bogactwem pięknej, rozleglej Ponderosy. Leśną drogą na przepięknym koniu rasy quarter horse jechał stępa starszy, siwy mężczyzna. Rozglądał się wokół z zadowolenia na twarzy. Widoki prześwitujące między drzewami i piękno turkusowego jeziora Tahoe nieodmiennie zachwycały go swym urokiem. Naraz lekko ściągnął wodze zmuszając konia do zatrzymania się. Przez chwilę w niemym zachwycie patrzył jak promienie słońca tańczą na tafli jeziora delikatnie muskanej przez jesienny wiatr. Głęboko zaczerpnął czystego, przesyconego żywicą powietrza i pomyślał jak bardzo jest szczęśliwym człowiekiem. Po kilku chwilach błogiego lenistwa ruszył dalej. Wszystko go tu zachwycało. Urokliwie strumyczki przecinające gdzie nie gdzie leśne ostępy, góry w oddali, których szczyty pokryte były śniegiem, ptaki śpiewające najpiękniejsze trele, rośliny o barwach i kształtach wciąż zmieniających się i zaskakujących swą różnorodnością. To wszystko miał na wyciągnięcie ręki, tu w Ponderosie.
Ostatnio Ben Cartwright prawie codziennie wybierał się na takie samotne spacery. On i jego koń Buck, który był wyjątkowym wierzchowcem o złotawym odcieniu sierści, czarnej grzywie i ogonie, przemierzali leśne drogi zawsze w jednym celu, którym było jezioro Tahoe. Nad jego brzegiem odpoczywali. Buck spokojnie skubał sobie trawę, a Ben miał czas na różne przemyślenia, szczególnie o swoim życiu. Był właścicielem największego rancza w Nevadzie, ojcem trzech wspaniałych synów, dziadkiem ośmiorga wnucząt, otoczony powszechnym szacunkiem i niewielkim gronem, ale za to wypróbowanych przyjaciół. Cóż więcej trzeba by poczuć się wybrańcem losu? Tak. Mógł nazwać się szczęściarzem.
Ben spojrzał w niebo. Słońce było coraz niżej. Najwyższa pora wracać do domu. Poklepał po grzbiecie Bucka, który nieodmiennie towarzyszył mu od wielu lat. Koń popatrzył na swego właściciela rozumnym wzrokiem i cicho zarżał.
- Masz rację koniku, czas do domu – powiedział półgłosem Ben, po czym wyjątkowo zwinnie jak na swój wiek dosiadł wierzchowca.
Byli w połowie drogi na ranczo, gdy nagle zza zakrętu wyłoniła się kawalkada składająca się z dziesięciu mężczyzn. Ben wstrzymał konia i mrużąc oczy przyglądał się zbliżającym się jeźdźcom. Wreszcie jeden z nich, podobny posturą do Cartwrighta osadził tuż przed nim swojego wierzchowca.
- Witaj Ben. Jak się masz?
- Randy Shaner. Co robisz na mojej ziemi? – spytał Ben nie kryjąc zdenerwowania.
- Spokojnie przyjacielu. Wracamy z Carson City i chcemy jak najszybciej znaleźć się w domu, zwłaszcza, że niedługo zapadnie wieczór, a my jesteśmy bardzo zdrożeni. Uznałem, że nic się nie stanie, jak przejedziemy przez Ponderosę – odparł Randy.
- Od kiedy to najkrótsza droga z Carson City do Virginia City prowadzi przez moją ziemię? Czyżbyś nie odróżniał zachodu od północnego-wchodu?
- Nic się przed tobą nie ukryje przyjacielu – ze śmiechem pokręcił głową Shaner. – No, dobrze powiem prawdę. Pomyślałem, że jak już jesteśmy w okolicy to wpadniemy do ciebie spytać o ten kawałek ziemi leżący za jeziorem Washoe w kierunku Reno. Wiesz, że jestem zainteresowany jego kupnem.
- Wiem, ale ja ci już powiedziałem, że nie sprzedam ziemi. Żadnego jej kawałka – odpowiedział stanowczo Ben.
- Nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz. Ponderosa ma tysiąc mil kwadratowych. Nie ubędzie ci, jak sprzedaż mi tych parę akrów.
- Shaner czy ty nie rozumiesz prostego słowa nie? – Ben pomału tracił cierpliwość.
- Rozumiem Ben, jednak uważaj, bo może być tak, że nie będziesz miał, komu tej ziemi zostawić.
- Grozisz mi? – spytał Ben z wściekłością.
- Nie, gdzież bym śmiał. – odparł Shaner z zimnym błyskiem w oku.
- Doprawdy? Za dobrze cię znam Randy, żeby ci wierzyć.
- Skoro tak, to powinieneś wiedzieć, że zawsze dostaję to, czego chcę. – powiedział Shaner, po czym uniósł prawą dłoń do góry dając swoim kompanom znak do odwrotu.
***
Randy Shaner przybył do Virginia City znikąd. Niewiele było o nim wiadomo, z wyjątkiem tego, że był bogaty i świetnie strzelał. Od blisko sześciu miesięcy skupował ziemię od okolicznych, co biedniejszych farmerów. W jakim celu, nikt nie potrafił powiedzieć. Snuto jedynie mniej lub bardziej fantastyczne przypuszczenia, zwłaszcza, że Shaner nie liczył się z pieniędzmi podobnie jak z ludźmi. Był to dziwny i dosyć zarozumiały człowiek, który wymuszał na innych swoją wolę w sposób sobie tylko właściwy. Rzadko używał siły. Jego zdaniem najlepszym środkiem prowadzącym do obranego celu była perswazja, ale tak naprawdę osiągał to, co chciał w drodze manipulacji i zastraszania. Odkąd pojawił się w Virginia City obiektem jego zainteresowania naturalną koleją rzeczy stał się Ben Cartwright. Początkowo Shaner próbował zbliżyć się do Cartwrighta poprzez któregoś z jego synów, ale jakoś dziwnie nie zdobył sympatii żadnego z nich. Ben również podchodził do niego z ogromną rezerwą, a od czasu, gdy Randy chciał kupić kawałek Podnerosy po prostu mu nie ufał.
Shaner był upartym człowiekiem, jeśli raz coś sobie postanowił, postępował z żelazną konsekwencją, aby osiągnąć zamierzony cel. Wiedział, że z Cartwrightami nie będzie łatwo. Do tej pory grzecznie prosił, teraz będzie musiał użyć perswazji, bowiem przemocą się brzydził.
***
Adeline Cartwright, jak co dnia krzątała się w kuchni szykując obiad. Z jej twarzy nie schodził ciepły uśmiech. Myślała o zbliżającym się Święcie Dziękczynienia. Jak co roku w czwarty czwartek listopada cała rodzina Cartwrightów spotykała się przy wspólnym stole w domu jej teścia, by podziękować za udany rok. Rozmowom i wspomnieniom nie było wówczas końca. Bardzo lubiła ten świąteczny dzień, szczególnie teraz, gdy jej wspaniali synowie mieli wrócić ze szkół do domu. Nie mogła się ich już doczekać. Bardzo kochała swoje dzieci, ale szczególnym uczuciem darzyła swego pierworodnego syna Adama, zwanego przez wszystkich Benny, który był jej oczkiem w głowie. Nic dziwnego, bowiem Benny był niesamowicie podobny do ojca. Wysoki, szczupły o niezwykle przystojnej twarzy przyciągał niejedno rozmarzone panieńskie spojrzenie. Miał oczy ojca, oliwkową karnację i czarne, hebanowe włosy układające się niczym delikatna fala. Gdy uśmiechał się robiły mu się w policzkach dokładnie takie same dołeczki jak ojcu. Patrząc na syna Adeline widziała w nim swego męża sprzed wielu lat, gdy w tak niezwykły sposób poznali się i pokochali.
Adeline spojrzała na zegar stojący na wysokim kredensie. Jeżeli chce zdążyć z obiadem musi się pośpieszyć, przecież lada chwila wróci jej mąż. Od wczesnego ranka wraz z zarządcą Joshem naprawiał ogrodzenie na zachodnim pastwisku. Adeline pomyślała, że Adam za dużo i zbyt ciężko pracuje. Trochę niepokoiła się o niego, bowiem od jakiegoś czasu miewał ataki kaszlu. Prosiła go, żeby poszedł do lekarza, ale on jak zwykle lekceważącym tonem mówił, że to nic takiego. Twierdził, że poranny kaszel spowodowany jest nadmiernym paleniem cygar. Jak tylko z nich zrezygnuje problem sam zniknie. Niestety poprzestawał jedynie na obietnicach.
Usłyszawszy tętent konia Adeline odruchowo spojrzała w okno. Czyżby to Adam? pomyślała, wycierając dłonie w małą lnianą ściereczkę. Szybko wyszła z kuchni i stojąc przy schodach prowadzących do pokoi usytuowanych na piętrze domu zawołała:
- Vicky, zejdź natychmiast na dół.
- Co się stało? – usłyszała w odpowiedzi wesoły dziewczęcy głos.
- Nic takiego. Pomożesz mi przy obiedzie.
- Ależ mamusiu Lizzy nie może?
- Nie, nie może – odpowiedziała Adeline głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Zawsze tylko ja. Moja siostra jak zwykle marzy o pięknym Andym, a ja muszę wszystko za nią robić - mrucząc pod nosem schodziła po schodach najmłodsza latorośl Adama i Adeline.
- Vicky, czy ty zawsze musisz tyle gadać?
- Nie mamusiu, ale Lizzy też mogłaby pomóc w kuchni – odparła Vicky potrząsając burzą kasztanowych włosów wdzięcznie okalających jej śliczną buzię.
- Twoja siostra jeszcze niedomaga po przeziębieniu, a poza tym wiesz świetnie, że Lizzy nigdy nie odmawia pomocy – powiedziała Adeline.
- Tak, tak moja idealna, święta siostra – potwierdziła Vicky z ironią.
- Jeszcze słowo, a stracę cierpliwość. – Adeline groźnie spojrzała na córkę. - Pośpiesz się moja panno.
- Przepraszam mamusiu, ale ja tylko tak sobie gadałam. – Odparła szybko Vicky i równie szybko spytała - co mam zrobić?
- Nakryj do stołu. Zdaje się, że twój tato przyjechał – powiedziała Adeline i właśnie w tej chwili otworzyły się drzwi, w których stanął jej teść Ben Cartwright.
- Dziadek! – zapiszczała z radości Vicky rzucając się Benowi na szyję.
- Witaj mój skarbie – odparł Ben z zadowoleniem tuląc wnuczkę w ramionach. – Dzień dobry Adeline.
- Witaj ojcze. Właśnie nakrywamy do stołu. Zjesz z nami obiad?
- Dziękuję ci moja droga za zaproszenie, ale chciałem tylko porozmawiać z Adamem – odparł Ben.
- Jeszcze nie wrócił z pastwiska, ale powinien być lada chwila – powiedziała z uśmiechem Adeline. Widać było, że bardzo lubi teścia i darzy go ogromnym szacunkiem. Ben odwzajemnił uśmiech i miał już coś powiedzieć, gdy nagle za jego plecami zabrzmiał niski, ciepły głos jego syna:
- Widzę, że mamy gościa. Witaj Pa.
- Miło cię widzieć synu. Wpadłem tylko na chwilę. Muszę z tobą o czymś porozmawiać – powiedział Ben.
- Dobrze, ale najpierw zjesz z nami obiad, a potem porozmawiamy.
- Chciałbym u was posiedzieć, ale późno już. Joe i Doreen będą się niepokoić.
- Jeśli chcesz to wyślę, któregoś z pracowników, żeby powiadomił mojego braciszka, o tym, że jesteś u nas – odparł Adam zdejmując pas z bronią i kładąc go na komodzie stojącej przy drzwiach wejściowych.
- No skoro tak, to chętnie zostanę – rzekł Ben, co radośnie przyjęła Vicky, która, jak wszystkie wnuczęta, uwielbiała dziadka. Teraz miała cichą nadzieję na małą partyjkę warcabów. Liczyła też, że dziadek spełni wreszcie daną jej obietnicę i nauczy ją grać w szachy. Kilka razy proponował jej to ojciec, ale dziewczynka z uporem odmawiała twierdząc, że dziadek jest lepszym nauczycielem.
- Vicky dość tych pisków. Idź na górę po siostrę – powiedziała Adeline.
- Nie ma takiej potrzeby. Już schodzę – na ten głos wszyscy unieśli do góry głowy. Po schodach z lekkością i wdziękiem schodziła młodziutka, smukła prawie siedemnastoletnia dziewczyna. Kasztanowe włosy miała spięte na karku, a ogromne niebieskie, jak u matki, oczy pełne były słodyczy. Mimo, że jeszcze blada po przebytej chorobie mogła bez wątpienia uchodzić za prawdziwą piękność. Lizzy najpierw przywitała się z dziadkiem, a potem cmoknęła ojca w policzek, czym wywołała na twarzy Adama ogromne zadowolenie.
- Moja piękna wnuczka – powiedział Ben uśmiechając się do Lizzy. – Będziesz łamać serca chłopcom.
- Na to ma jeszcze czas – odparł Adam marszcząc nieznacznie brwi.
- Ale o tym może porozmawiamy później – wtrąciła się do rozmowy Adeline. - Zaraz podaję obiad. Dziewczęta nakrywajcie do stołu.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 9:42, 10 Wrz 2016, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:31, 27 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
ADA a to niespodzianka lektura na rano jak znalazł.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 22:33, 27 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Jak miło zajrzeć na forum przed snem Bardzo się cieszę, że zaczynasz nowe opowiadanie - jestem przekonana, że będzie równie wciągające co poprzednie Początek jest bardzo obiecujący, optymistyczny, z lekką nutą niepokoju... Dalej skomentuję jutro
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:06, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Doskonała lektura na wieczór. Zapowiada się na rodzinną historię - sielski obrazek - piękne opisy krajobrazu, szczęśliwa rodzina, spełnione marzenia Bena ... i wszystko byłoby piękne, gdyby nie obecność w opowiadaniu Randy'ego Shanera. Ten typ od razu sprawia wrażenie chodzącego kłopotu ... podejrzewam, że sporo zmartwienia przysporzy rodzinie. Bardzo ciekawy początek.
Adam palący cygara ... tym jeszcze żadna z nas go nie obdarowała
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 6:56, 28 Sie 2014 Temat postu: Droga do nieba |
|
|
Kolejne piękne opowiadanie ,a właściwie kolejna powieść Ady.
Niepokoi mnie ten człowiek ,który chce zająć Ponderosę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:04, 28 Sie 2014 Temat postu: Re: Droga do nieba |
|
|
ADA napisał: |
- Randy Shaner. Co robisz na mojej ziemi? – spytał Ben nie kryjąc zdenerwowania.
- Spokojnie przyjacielu. Wracamy z Carson City i chcemy jak najszybciej znaleźć się w domu, zwłaszcza, że niedługo zapadnie wieczór, a my jesteśmy bardzo zdrożeni. Uznałem, że nic się nie stanie, jak przejedziemy przez Ponderosę – odparł Randy.
- Od kiedy to najkrótsza droga z Carson City do Virginia City prowadzi przez moją ziemię? Czyżbyś nie odróżniał zachodu od północnego-wchodu?.... |
Cała ta rozmowa wzbudziła mój niepokój...przy okazji dodam, że brzmiało typowo bonanzowo
ADA napisał: |
Do tej pory grzecznie prosił, teraz będzie musiał użyć perswazji, bowiem przemocą się brzydził. |
Dostałam gęsiej skórki.... prosty cios w szczękę brzmi o wiele lepiej i nie wzbudza we mnie tak negatywnych emocji. Szykują się wyrafinowane środki nacisku.
ADA napisał: | Twierdził, że poranny kaszel spowodowany jest nadmiernym paleniem cygar. Jak tylko z nich zrezygnuje problem sam zniknie. |
Moje oczy w tramwaju wyglądały o tak...
Ogólnie niepokoi mnie tytuł...jakby było coś jak poprzednio "W przedsionku" a tutaj "Droga do nieba"......brzmi jakbyś chciała kogoś posłać na chmurkę.....nie wiem dlaczego pomyślałam o Benie, chociaż marzył Ci się kiedyś Adam ....TAM
Opowiadanie zwiastuje jakiś niepokój, ....niby tidididi wszystko fajnie ciepło i rodzinnie.... ale....
p.s. Azaliż będzie Ash?
*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 16:06, 28 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:06, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Właśnie, niby sielski obrazek ... a gdzieś tam ... przebija zagrożenie ... to o chmurce zabrzmiało bardzo złowrogo ... w każdym razie przed kolejnymi odcinkami zaopatrzę się w Cardiol.
Tak na wszelki wypadek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:07, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
A ja popracuję nad obojętną mimiką w tramwaju....na wszelki wypadek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:10, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Człowiek z przerażoną miną wpatrujący się w telefon budzi dziwne skojarzenia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:15, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Śmiejący się jak mysz do sera....również
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:18, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Jeszcze dziwniejsze?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:20, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Sama nie wiem....czasami zerknę dyskretnie tu i ówdzie czy nie patrzą się ale wolę nie zagłębiać się w ich myśli...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:46, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
ADA, cieszę się, że zaczęłaś pisać nowe opowiadanie. Już wiem, że będzie ciekawe, bo inaczej być nie może. Rodzina Adama jest liczna i ta ich liczebność daje pole do popisu.
ADA napisał: | Słońce mocno grzało, choć była już późna jesień. |
Chciałabym, żeby i u nas tak było. Ach, pomarzyć …
ADA napisał: | Był właścicielem największego rancza w Nevadzie, ojcem trzech wspaniałych synów, dziadkiem ośmiorga wnucząt, otoczony powszechnym szacunkiem i niewielkim gronem, ale za to wypróbowanych przyjaciół. |
Ma wszystko. Brakuje mu tylko kłopotów.
ADA napisał: | Byli w połowie drogi na ranczo, gdy nagle zza zakrętu wyłoniła się kawalkada składająca się z dziesięciu mężczyzn. Ben wstrzymał konia i mrużąc oczy przyglądał się zbliżającym się jeźdźcom. |
Czyżby zbliżające się kłopoty?
ADA napisał: | - Skoro tak, to powinieneś wiedzieć, że zawsze dostaję to, czego chcę. – powiedział Shaner |
No proszę, przeczucie mnie nie myliło. Ten Shaner już mi się nie podoba.
ADA napisał: | Adeline pomyślała, że Adam za dużo i zbyt ciężko pracuje. Trochę niepokoiła się o niego, bowiem od jakiegoś czasu miewał ataki kaszlu. |
Zaczyna się. ADA znowu Adamowi nie daruje, będzie go dręczyć.
ADA napisał: | Liczyła też, że dziadek spełni wreszcie daną jej obietnicę i nauczy ją grać w szachy. Kilka razy proponował jej to ojciec, ale dziewczynka z uporem odmawiała twierdząc, że dziadek jest lepszym nauczycielem. |
I co na to Adam? Jest pewnie i dumny, i odrobinę zazdrosny.
ADA napisał: | - Moja piękna wnuczka – powiedział Ben uśmiechając się do Lizzy. – Będziesz łamać serca chłopcom.
- Na to ma jeszcze czas – odparł Adam marszcząc nieznacznie brwi. |
Biedna dziewczyna. Tatuś pewnie prześwietli każdego adoratora i będzie strzegł córki jak cerber.
ADA, akcja toczy się po piętnastu, szesnastu latach? Dobrze policzyłam czy coś poplątałam?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:59, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Opowiadanie, ba, raczej powieść zapowiada się bardzo interesująco.
Wyglądało mi to na kontynuację "W przedsionku", ale chyba jednak nią nie jest.
Zawsze musi się znaleźć jakiś Shaner, bo wiałoby nudą i nikt nie chciałby tego czytać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 18:34, 28 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Zaczyna się od pięknego opisu, wprowadzającego w temat
Cytat: | Leśną drogą na przepięknym koniu rasy quarter horse |
I ta zachwycająca dbałość o szczegóły
Cytat: | Wszystko go tu zachwycało.(…) Był właścicielem największego rancza w Nevadzie, ojcem trzech wspaniałych synów, dziadkiem ośmiorga wnucząt, otoczony powszechnym szacunkiem i niewielkim gronem, ale za to wypróbowanych przyjaciół. Cóż więcej trzeba by poczuć się wybrańcem losu? Tak. Mógł nazwać się szczęściarzem. |
Szczęśliwa perspektywa Ma już wszystko
Tak swoją drogą, tylko Adam się zabrał porządnie za przekazywanie nazwiska Cartwright i ma najliczniejsze potomstwo.
Cytat: | - Randy Shaner. Co robisz na mojej ziemi? – spytał Ben nie kryjąc zdenerwowania.
- Spokojnie przyjacielu. Wracamy z Carson City i chcemy jak najszybciej znaleźć się w domu, zwłaszcza, że niedługo zapadnie wieczór, a my jesteśmy bardzo zdrożeni. Uznałem, że nic się nie stanie, jak przejedziemy przez Ponderosę – odparł Randy.
- Od kiedy to najkrótsza droga z Carson City do Virginia City prowadzi przez moją ziemię? Czyżbyś nie odróżniał zachodu od północnego-wchodu?
- Nic się przed tobą nie ukryje przyjacielu |
No i już sielski klimat nieco się zagęścił.
Cytat: | Adeline Cartwright, jak co dnia krzątała się w kuchni szykując obiad. Z jej twarzy nie schodził ciepły uśmiech. Myślała o zbliżającym się Święcie Dziękczynienia. Jak co roku w czwarty czwartek listopada cała rodzina Cartwrightów spotykała się przy wspólnym stole w domu jej teścia, by podziękować za udany rok. |
Z jednej strony, urocza scena. Z drugiej – ciekawe kto gotował?
Cytat: | Adeline pomyślała, że Adam za dużo i zbyt ciężko pracuje. Trochę niepokoiła się o niego, bowiem od jakiegoś czasu miewał ataki kaszlu. Prosiła go, żeby poszedł do lekarza, ale on jak zwykle lekceważącym tonem mówił, że to nic takiego. Twierdził, że poranny kaszel spowodowany jest nadmiernym paleniem cygar. |
Zgodzę się z koleżankami – to nie wróży nic dobrego. Na pewno nic najgorszego (mam nadzieję).
Cytat: | powiedziała z uśmiechem Adeline. Widać było, że bardzo lubi teścia i darzy go ogromnym szacunkiem. Ben odwzajemnił uśmiech i miał już coś powiedzieć, gdy nagle za jego plecami zabrzmiał niski, ciepły głos jego syna:
- Widzę, że mamy gościa. Witaj Pa. |
Miłe, rodzinne relacje Powitanie Adama zabrzmiało nieco jak prywaty żart syna i ojca
Cytat: | Mimo, że jeszcze blada po przebytej chorobie mogła bez wątpienia uchodzić za prawdziwą piękność. Lizzy najpierw przywitała się z dziadkiem, a potem cmoknęła ojca w policzek, czym wywołała na twarzy Adama ogromne zadowolenie. |
Cytat: | Zawsze tylko ja. Moja siostra jak zwykle marzy o pięknym Andym, a ja muszę wszystko za nią robić - mrucząc pod nosem schodziła po schodach najmłodsza latorośl Adama i Adeline.
- Vicky, czy ty zawsze musisz tyle gadać?
- Nie mamusiu, ale Lizzy też mogłaby pomóc w kuchni – odparła Vicky potrząsając burzą kasztanowych włosów wdzięcznie okalających jej śliczną buzię. |
Cytat: | Nic dziwnego, bowiem Benny był niesamowicie podobny do ojca. Wysoki, szczupły o niezwykle przystojnej twarzy przyciągał niejedno rozmarzone panieńskie spojrzenie. Miał oczy ojca, oliwkową karnację i czarne, hebanowe włosy układające się niczym delikatna fala. Gdy uśmiechał się robiły mu się w policzkach dokładnie takie same dołeczki jak ojcu. |
Na koniec – przedstawienie dzieci Adama Wszystkie urodziwe, żywe, różnią się charakterami… A jak Milton? Bo ciekawa jestem, jak bardzo się zmienił dorastając.
Bardzo ciekawy wstęp do opowiadania, które, jak już napisałam, na pewno będzie znakomite Czekam na dalszy ciąg
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 18:47, 28 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|