Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 168, 169, 170, 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:59, 29 Gru 2016    Temat postu:

ADA czytam i nie nadążam....daj mi czas na uzewnętrznienie się..... "cio?" do jutra wieczorem nic nie wklejaj na wszystkie świętości Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:09, 29 Gru 2016    Temat postu:

Aga, czasu masz ile chcesz, bo nie mam w planie dalszych odcinków - przynajmniej na razie Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:32, 30 Gru 2016    Temat postu:

ADA napisał:
Przy okazji zorientował się, że wiele spraw w imieniu Peggy załatwia Candy. Obserwował, więc zarządcę Ponderosy i miał niezłą zabawę, gdy na najmniejsze choćby wspomnienie pani Bauman Candy czerwienił się niczym uczniak.

Naprawdę chciałabym to zobaczyć. Very Happy Peggy z pewnością też zwróciła uwagę na to “rumiane jabłuszko”, chyba że w jej obecności Candy blednie z wrażenia.

ADA napisał:
– To teraz powiedz mi, jak tata dziś się czuje?
- Całkiem nieźle. Śniadanie, co prawda zjadł w sypialni, ale potem zrobił nam niespodziankę i zszedł na obiad do salonu, a przed południem bawił się z Robbie’m. Teraz, jak ci już mówiłam jest u niego Jimmy. Myślę, że z tatą jest coraz lepiej. Po prostu potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby dojść do siebie. Sam wiesz, że z sercem nie ma żartów.

Na razie odetchnęłam. Adam przeżył, nawet zaczyna brać udział w życiu rodzinnym. To dobry znak. Jeśli będzie się oszczędzał, może wyjdzie na prostą. I unikał stresu, a to już inna para kaloszy. Thomasa na razie nie ma na widoku, ale może już obmyśla plan, jak zdenerwować „staruszka”. Choć z drugiej strony Thomas jest całkiem niezły w improwizowaniu sytuacji stresowych.


ADA napisał:
- Chciałem zabić brata. Uważasz, że nie mam, o czym myśleć?
- Ale go nie zabiłeś – odparła stanowczo Sara.
- Tylko, dlatego, że Peter i Danny mnie powstrzymali. Gdyby nie oni udusiłbym go. Czułem, jak robi się wiotki, widziałem jak sinieje… chciałem go puścić i nie potrafiłem otworzyć dłoni – powiedział cicho Benny ze wzrokiem utkwionym we własne ręce.

Shocked Shocked Shocked

ADA napisał:
Przy całej mojej sympatii do Thomasa uważam, że swoim zachowaniem wyrządził rodzinie krzywdę. Tata omal nie stracił życia, mama jest cieniem samej siebie, a ty, Milton i reszta waszego rodzeństwa robicie sobie ciągłe wyrzuty, że nie dość dobrze opiekowaliście się bratem…

Sara ujęła to nadzwyczaj trafnie. Thomas skrzywdził ludzi, którzy go kochają, są na każde jego zawołanie i to właśnie oni, a nie on mają sobie najwięcej do zarzucenia. Tak nie powinno być.

ADA napisał:
Thomas żyje wśród Szoszonów.

Kolejne zaskoczenie. I to niemałe. Shocked Shocked

ADA napisał:
Benny popatrzył na nią tymi swoimi szarozielonymi oczyma i głęboko wciągnął do nosa zapach werbeny, którą zawsze pachniała. Leciutko dotknął jej ust, a potem oboje zatonęli w długim, głębokim pocałunku.

Jak to dobrze, że w tym małżeństwie wszystko wygląda sielankowo.

ADA napisał:
Chłopiec całym tym rozgłosem był bardzo onieśmielony. Uważał, że nic takiego nie zrobił, żeby zasłużyć sobie na pochwały. Dla niego największe znaczenie miało to, co powie jego tata.

Bo tata jest autorytetem. Cool

ADA napisał:
- Oby. Musimy wreszcie podjąć decyzję. Nie chcę i nie mogę stracić rancza. Zawsze chciałem być ranczerem, ale przede wszystkim jestem mężem i ojcem, i muszę zapewnić rodzinie przyszłość.
- Rozumiem cię Danielu. Wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji. Co powiesz na zwołanie narady rodzinnej na przykład w przyszłym tygodniu?
- Byłoby świetnie, tylko, boję się o ojca. Nie chciałbym, żeby mu to zaszkodziło, a też nie wyobrażam sobie całej tej narady bez jego udziału.

Narada rodzinna jest koniecznością zwłaszcza w sytuacji, jaką opisał Daniel.

ADA napisał:
- Już dobrze synku – Benny mocno przytulił chłopca do siebie. – Uspokój się. Nic nie grozi naszej rodzinie i nic nie grozi Ponderosie. Byłeś dzielny i jestem z ciebie bardzo dumny. Pamiętaj jednak, że następnym razem może zabraknąć kogoś, kto stanie w twojej obronie, dlatego przyrzeknij mi, że sprawy dorosłych zostawisz dorosłym.

Benny dobrze to rozegrał, mądre są jego słowa. A skruszony Adam jest słodki. Smile

ADA, przeczytałam z przyjemnością. Twoja saga o rodzinie Cartwrightów jest jak epopeja w westernowym stylu. Jestem ciekawa, czy masz już pomysł na dalsze losy Thomasa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:28, 30 Gru 2016    Temat postu:

Mada, serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy Thomas, jak zauważyłaś jest specjalistą od niezwykle stresujących sytuacji. Na drugie imię powinien mieć Problem Wink Pomysł na dalsze losy Thomasa mam i wiem już, co się z nim stanie. Na razie zbieram materiały, konieczne do napisania kolejnego odcinka / odcinków. A sytuacja się zagęszcza. Akcja opowiadania toczy się już u schyłku XIX wieku. Muszę sprawdzić kilka faktów takich jak: od kiedy zaczęto używać telefonu, od kiedy można było zamawiać rozmowy międzymiastowe, w którym roku do użytku weszły automobile, czym się charakteryzowały itp. Dlatego też jak już wcześniej napisałam na razie robię sobie mały odpoczynek od pisania na rzecz poszukiwań takich właśnie informacji Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:53, 30 Gru 2016    Temat postu:

No tak, akcja toczy się przez wiele lat, więc zdobycze techniki i cywilizacji nie mogą omijać Ponderosy. Poczekam cierpliwie na kolejny odcinek. Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:52, 31 Gru 2016    Temat postu:

ADA napisał:
Awantura z zarządcą Ponderosy wszystkich zszokowała, a gdy okazało się, że młody Cartwright obraził panią Bradford, Adamowi nie pozostało nic innego, jak tylko przeprosić zebranych gości za zaistniałą sytuację. Burmistrz Bradford zupełnie zdezorientowany patrzył to na roztrzęsioną Margaret, to na Thomasa z trudem dochodzącego do przytomności po nokautującym ciosie Candy’ego. Powstał ogólny harmider, któremu wciąż towarzyszył odgłos odpalanych rac.

Jednym zdaniem „Sodoma i Gomora” Shocked Nawet nie wiem w czyjej skórze nie chciałabym być kiedy impreza się skończy….na pewno nie w Thomasa. 
ADA napisał:
Po radosnym, weselnym nastroju nie został nawet ślad. Goście pomału zaczęli się rozjeżdżać. Również burmistrz, otoczywszy ramieniem zszokowaną synową, postanowił jak najszybciej opuścić Ponderosę.

Pytanie co teraz z … ewentualną wizją związku Thomasa i Margaret? Chyba poszło wszystko z dymem… Crying or Very sad
ADA napisał:
- Chcesz powiedzieć, że na etykietce buteleczki, którą znalazłeś u mojego syna nie było twojego nazwiska?
- Nie tylko mojego, ale żadnego nazwiska, a to znaczy, że Thomas wszedł w posiadanie laudanum nielegalnie. A skoro tak, mógł jej przyjmować, kiedy chciał i ile chciał.

Doktor wbił kolejny gwóźdź do „trumny Thomasa” albo raczej w serce Adama, jakby ten miał mało trosk. Crying or Very sad
ADA napisał:
- Nic. Dopóki Thomas się nie obudzi i nie porozmawiam z nim, nic nie możemy zrobić.
- Tatusiu, ja chyba wiem, kto dostarcza Tommy’emu to lekarstwo – powiedziała Agnes łamiącym się głosem.

Otóż i zaskoczenie na sam koniec tego fragmentu. Shocked Nawiasem mówiąc nie doceniamy dzieci. ADA w tym fragmencie ogólnie pożoga. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Surprised
ADA napisał:
- Tylko, że Thomas nie poszedł na pocztę. Widziałam, jak podchodzi do niego mężczyzna. Przez krótką chwilę rozmawiali, a potem ten mężczyzna podał mu niewielką paczkę. Thomas chyba też coś mu dał. Może to były pieniądze, ale tego nie wiem. Tamten o coś zapytał, a Tommy mu przytaknął. W każdym razie po tym spotkaniu już nie poszedł na pocztę tylko wrócił do bryczki. Powiedział nam, że spotkał znajomego, a sprawa z pocztą może poczekać. Wkrótce wrócił też Milton i ruszyliśmy do domu.
- Ta historia o niczym nie świadczy – powiedział Benny wzruszając ramionami. – Thomas mógł faktycznie spotkać znajomego i tyle.

A dla mnie sprawa jest oczywista. Benny próbuje znaleźć drugie dno, ale moim zdaniem wszystko jest jasne i oczywiste. Surprised
ADA napisał:
- Ten zarost był rudawy. A i jeszcze jedno. Gdy pożegnał się z Tommy’m odwrócił się i zaczął iść lekko utykając na lewą nogę.
- Świetnie Agnes. To teraz wiemy, kogo mam szukać – rzekł Benny.

Spostrzegawczość Agnes mnie zadziwia. Surprised
ADA napisał:
-Zuch dziewczyna – Danny uścisnął jej dłonie. – A tobie Tim, coś utkwiło w pamięci?
- Tak. Niebieskie oczy Bernice Jenkins – wypaliła Agnes…

Bardzo spostrzegawcza. Laughing
ADA napisał:
- Wyjechaliśmy zbyt późno i tak przed przyjazdem pociągu udało mi się odebrać tylko zamówione zakupy. Na pocztę i maść nie było już czasu. Niewiele brakowało, a spóźnilibyśmy się. Na peron wbiegliśmy równo z pociągiem. Thomas był strasznie wściekły. Wtedy myślałem, że właśnie o to, a teraz uważam, że był z kimś umówiony i tym kimś mógł być tajemniczy mężczyzna w skórzanym płaszczu.

Milton w zasadzie potwierdził słowa Agnes a jednocześnie jest kolejną osobą, która wnosi ważne informacje…..a Thomas sobie śpi nieświadomy niczego…. Wink
ADA napisał:
- Adamie Benjaminie Cartwright – głos Sary, żony Benny’ego zaskoczył wszystkich. Benny stanął jak wryty i z niedowierzaniem spoglądał na zazwyczaj cichą i uległą małżonkę, która utkwiwszy w nim stanowczy wzrok powtórzyła: - Adamie Benjaminie Cartwright, spróbuj nie wrócić mi z tego rekonesansu w jednym kawałku, to popamiętasz mnie do końca życia.

No proszę…. Adam Benjamin Cartwright na pewno „porozmawia” na osobności z małżonką na osobności o jej „wybuchu”. „lol”
ADA napisał:
Ostatnia część upadku Thomasa. Wybaczcie kilka mocnych słów, ale wymagała tego dramaturgia Sad

Hę?!? Surprised
ADA napisał:
Zamarł, gdy usłyszał głos ojca:
- Thomasie szukasz czegoś?
- Nie tato. Chciałem tylko wyjąć chusteczkę – skłamał i w myślach podziękował za półmrok panujący w pokoju.
- Jak się czujesz? – spytał Adam zapalając lampę stojącą na stole.

I po półmroku….. :/
ADA napisał:
- Początkowo zasłaniał się niepamięcią, potem jednak przyznał, że jest mu wstyd za to, co zrobił. Obiecał, że wszystko wyjaśni, ale nie dzisiaj. I wiecie, co odniosłem wrażenie, że chciał się mnie pozbyć – odparł Adam.
- Pozbyć? – Daniel zaintrygowany spojrzał na teścia.
- Tak. Był przy tym bardzo rozkojarzony, a właściwie dziwnie podenerwowany. Sprawiał wrażenie, jakby nie mógł zebrać myśli.
- Trochę to dziwne – zauważył Daniel.

Daniel jest podejrzliwy…. I chyba słusznie, choć mam nadzieję, że tym razem to fałszywy alarm. 
ADA napisał:

- No, nie wiem – Danny potarł dłonią brodę. – A jeśli powód był inny?
- Myślisz, że on faktycznie chciał się mnie pozbyć? – Adam uważnie popatrzył na Daniela i nagle zrozumiał, że Thomas wyprowadził go w pole. W ułamku sekundy poczuł ogarniająca, go wściekłość. Niewiele się zastanawiając ruszył w kierunku schodów. Tuż za nim podążył Benny dając znak Peterowi i Danny’emu żeby zostali w salonie. Gdy Adam energicznie otworzył drzwi sypialni syna jego oczom ukazał się widok, którego miał nadzieję nie zobaczyć. Niestety. Thomas stał przy szafie i z wściekłością wyrzucał z niej ubrania. Bałagan w pokoju mógł świadczyć o jednym. Mężczyzna czegoś intensywnie szukał i Adam wiedział doskonale czego.
- Szukasz laudanum? Próżny trud… – zaczął z ledwością powstrzymując wybuch gniewu.

No to za chwilę zacznie się jatka… Mad
ADA napisał:
- Gówno mnie to obchodzi – odparł zduszonym głosem Thomas, ironicznie się przy tym uśmiechając. Adam zareagował szybciej niż pomyślał. Wymierzył synowi siarczysty policzek.

Cała akcja po prostu niesłychanie przykra. Benny wściekły na brata, Thomas ziejący nienawiścią na cały świat, a Adam… w sumie nie wiem czy wierzył, ze coś osiągnie chociaż według mnie mocno się starał by nie wybuchła wojna w pokoju Thomasa. Ale Thomas tym zdaniem przelał czarę …. Tylko wzdycham bo cóż pozostało?
ADA napisał:
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej właśnie chwili Adam zgiął się wpół przyciskając dłoń do piersi.
- Tato! – krzyknął z niepokojem Benny podtrzymując ojca ramieniem.
- Adam! – pełen przerażenia głos Adeline zmienił się w ledwie dosłyszalny szept.

ADA mocnym akcentem zakończyłaś ten fragment. Zapowiadasz upadek Thomasa, a tu Adam niemal dosłownie upadnie…. Zgroza!
ADA napisał:
W dwa miesiące później.

Że co? Dwa miesiące później? Olaboga aż się boję czytać…. Surprised
ADA napisał:
- A cóż to za konieczność, jeśli wolno spytać?
- Jutro rano przyjeżdża pani Bauman.
- Peggy?
- Tak – odparł z niejakim zakłopotaniem Candy.

Ach jakież urocze zakłopotanie. Laughing Widok musiał być obłędny! Very Happy
ADA napisał:
- Masz rację – Candy podrapał się po głowie – ale to było jej marzenie. Powiedziała mi, że od lat marzyła o powrocie do miejsca, w którym była najbardziej szczęśliwa.

Candy sporo wie o Peggy…. Fiu, fiu…. Wietrzę romans Rolling Eyes
ADA napisał:
- Już tam zaraz wpadła – odparł uciekając wzrokiem przed Joseph’em.

Oj tam zaraz wpadła….to raczej Candy wpadł jak śliwka w kompot….ale to w sumie na jedno wychodzi. Rolling Eyes
ADA napisał:
- Jaki kłopot?! Przecież należy pani do rodziny. – Odparł Candy i podając kobiecie ramię powiedział do wciąż przyglądającego się im bagażowego: - Frank, przyjacielu bądź tak miły i zanieś bagaż pani Bauman do bryczki.

I tym sposobem Candy będzie blisko panny o niebieskich oczach. Rolling Eyes Fragment nieco ukoił moje skołatane nerwy ADA. Very Happy
ADA napisał:
Adam nie miał wyjścia. Musiał zastosować się do ojcowskiego polecenia. Na domiar złego pokłócił się z Randy’m Woodem, który ostatnio za bardzo kręcił się przy Karen. Chyba będzie musiał dać mu w nos. Nie lubił tego bubka, po prostu nie lubił i już. Jakby tego wszystkiego było za mało został upomniany za brak uwagi na lekcji przez nowego nauczyciela pana Rogersa. Nigdy dotąd to mu się nie przytrafiło, a gdy jeszcze przypomniał sobie triumfującą minę Randy’ego z pasją kopnął kamyk, który potoczył się środkiem ulicy i uderzył w kostkę przechodzącego właśnie mężczyznę.

Jednym słowem katastrofa…czasami jednak okazuje się, że nieszczęścia chodzą stadami, a nie tylko parami. Wink
ADA napisał:
- Jak żeś powiedział srulu?! Ja ci pokaże, co znaczy pyskować dorosłym. Przez tydzień nie usiądziesz na tyłku! – krzyknął mężczyzna wyciągając do niego rękę.

Rozbawił mnie ten „srul” Laughing abstrahując sytuacja niebezpieczna dla Adasia, aczkolwiek chłopiec rezolutny i nie w ciemię bity. Wink
ADA napisał:
- A wiesz, że jesteś bezczelny?
- Wiem, ale mój dziadek twierdzi, że to wynika z wrodzonej inteligencji.
- A może głupoty?! Ty naprawdę prosisz się o guza – rozsierdził się mężczyzna i mocniej zacisnął dłoń na ramieniu Adama – posłuchaj mnie uważnie mądralo: twój kochany stryjek zamówił u mnie pewną przesyłkę i jej nie odebrał. Poniosłem przez to straty. Powiedz mu, że jeśli nie odda mi pieniędzy, to puszczę z dymem tę waszą Ponderosę.

Ta wypytywanka o Thomasa była mocno podejrzana, a groźba mocna. Zaczynam się obawiać o los Ponderosy Surprised
ADA napisał:
Ten widok podziałał na Candy’ego, jak płachta na byka. Rozsierdzony dopadł mężczyzny i krzycząc: - zostaw chłopaka - z całej siły przyłożył mu pięścią w twarz. Ten zachwiał się, ale nie upadł. Zdziwiony spojrzał na Candy’ego i w chwilę później oddał mu cios. Canaday nie pozostał mu dłużny. Początkowo odparowywał każde uderzenie. Wreszcie celnie wymierzona pięść wylądowała na szczęce Candy’ego, który, jak podcięty padł na ziemię. Mężczyzna niewiele się zastanawiając kopnął go w żołądek.

O rany! Toż to prawdziwa jatka! Evil or Very Mad Byłam pewna (nawiasem mówiąc), że Candy załatwi go ….tymczasem… o mateńko Crying or Very sad A gdzie jest Peggy? Chyba będzie miała pełne ręce roboty… Very Happy
ADA napisał:
- Czyżby? – Swift pokręcił z niedowierzaniem głową. – Zastraszanie, ściąganie długów, wyłudzenia, złodziejstwo wreszcie rozprowadzanie nielegalnego alkoholu, handel morfiną, opium i innymi używkami… mam dalej wymieniać?

Szeryf jest doskonale przygotowany….. Laughing
ADA napisał:
- Szeryfie, pan się zapomina. Mam panu przypomnieć, kim jestem.
- Członkiem rady miasta – odpowiedział spokojnie Swift. – Czy w związku z tym uważa pan, że powinienem pana traktować w wyjątkowy sposób?
- Zapłacisz za to szeryfie!
- Risdal, grozisz mi?! – oczy Swifta błysnęły gniewem.

ADA cały fragment od początku to prawdziwy westernowy majstersztyk! Akcja-reakcja…cud, miód, maliny…. Surprised
ADA napisał:
- No, no – włączył się do rozmowy drugi kowboj - ucieszny z ciebie chłopak. Ucieszny i odważny.

I mądry…. Wink
ADA napisał:
Przy okazji zorientował się, że wiele spraw w imieniu Peggy załatwia Candy. Obserwował, więc zarządcę Ponderosy i miał niezłą zabawę, gdy na najmniejsze choćby wspomnienie pani Bauman Candy czerwienił się niczym uczniak. Życzył mu jak najlepiej. Zresztą w stosunku do Candy’ego miał dług wdzięczności. Bądź, co bądź mężczyzna stanął w obronie małego Adama.

Dla tego nie nabijamy się z Candy’ego tylko wspieramy na tym poletku miłości Wink
[quote="ADA"]
Na wspomnienie syna Benny westchnął. Był, co prawda dumny z Adama, ale to jeszcze nie znaczyło, że chłopca miałaby ominąć prawdziwie męska rozmowa.
ADA napisał:
- Kochanie, nie przeczę, że Adam jest moim oczkiem w głowie. I uwierz mi, że nie zamierzałam zmieniać twojej decyzji, ale on jest całą tą sytuacją taki wystraszony. Uznałam, więc, że parę godzin z Karen dobrze mu zrobi. Danny obiecał, że wieczorem go odwiezie. Zdążysz jeszcze z nim porozmawiać.

Ciekawa jestem tej rozmowy. Surprised
ADA napisał:
- Wiem. Ten atak był wyjątkowo ciężki. Myślałem, że go stracimy. – Benny posmutniał.

Brzmi bardzo poważnie. 
ADA napisał:
- Chciałem zabić brata. Uważasz, że nie mam, o czym myśleć?
- Ale go nie zabiłeś – odparła stanowczo Sara.
- Tylko, dlatego, że Peter i Danny mnie powstrzymali. Gdyby nie oni udusiłbym go. Czułem, jak robi się wiotki, widziałem jak sinieje… chciałem go puścić i nie potrafiłem otworzyć dłoni – powiedział cicho Benny ze wzrokiem utkwionym we własne ręce.
- Kochany mój, przestań się obwiniać. Jeśli ktoś jest tu winny, to na pewno nie ty.

O rany…ładne sprawy wychodzą na światło dzienne…. Surprised
ADA napisał:
Tata omal nie stracił życia, mama jest cieniem samej siebie, a ty, Milton i reszta waszego rodzeństwa robicie sobie ciągłe wyrzuty, że nie dość dobrze opiekowaliście się bratem…

Porażające…. Shocked
ADA napisał:
- Tak. Ann mi powiedziała, że przed wyjazdem do Filadelfii pani Bradford wyznała jej, co czuje do Tommy’ego. Powiedziała, że mimo całego upokorzenia, jakiego od niego doznała nie potrafi wyrzucić go z serca. Może kiedyś, z czasem, ale nie teraz.

Ale jest światełko w tunelu? Surprised Ja cięgle uważam, że można jeszcze to uratować.
ADA napisał:
– Zresztą, jakie to ma teraz znaczenie. Margaret wyjechała, a Thomas żyje wśród Szoszonów.

„Łot” ???? Zatkało mnie…. Surprised
ADA napisał:
– Wiesz próbowałem, co nieco wydobyć z Kimamy, ale ona popatrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem i stwierdziła, że dopóki we mnie będzie tyle sprzecznych uczuć nic mi nie powie. Tylko na koniec szepnęła, żebym przestał się martwić.

Ach jaka szkoda…. Benny mógł mocniej przydusić Kimamę…. Wink
ADA napisał:
-Nie mam pojęcia – odparła z miną niewiniątka. Benny popatrzył na nią tymi swoimi szarozielonymi oczyma i głęboko wciągnął do nosa zapach werbeny, którą zawsze pachniała. Leciutko dotknął jej ust, a potem oboje zatonęli w długim, głębokim pocałunku.

Jaki miły przerywnik Very Happy
ADA napisał:
Chłopiec całym tym rozgłosem był bardzo onieśmielony. Uważał, że nic takiego nie zrobił, żeby zasłużyć sobie na pochwały.

I do tego skromny… Rolling Eyes
ADA napisał:
-Jestem dumny, ale to wciąż jeszcze dziecko, które przede wszystkim powinno słuchać rodziców.

Czy Benny deko nie przesadza???
ADA napisał:
-Po spędzie mieliśmy się zastanowić, co dalej. Niestety wszystko się skomplikowało. Wypadek Thomasa, ślub Miltona, choroba ojca. Benny mamy coraz mniej czasu. Naprawdę powinniśmy się zebrać i porozmawiać. Wiesz doskonale, że sprzedaż bydła jest na granicy opłacalności. Dzisiaj byłem w Virginia City. Zamknięto kolejne kopalnie srebra. Ludzie zaczynają opuszczać miasto. Nie chcę być złym prorokiem, ale jak tak dalej pójdzie to za kilka lat Virginia City będzie wymarłym miastem, a wymarłe miasto nie będzie potrzebowało naszych krów i drewna z naszych tartaków.

Niezbyt budujące informacje.
ADA napisał:
-Śpij dobrze Adamie. Kocham cię synku.
- Ja ciebie też tatusiu – usłyszał w odpowiedzi.

Uff…. Było całkiem miło.

ADA fragmenty niczym w kalejdoskopie, na wesoło na smutno, czasem czytałam z duszą na ramieniu, albo nieco wściekła. Ogólnie miodzio...czekam na to co przyniesie czas Thomasowi.....ten wątek interesuje mnie ciągle najbardziej... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:12, 31 Gru 2016    Temat postu:

Aga dziękuję bardzo za obszerny i wnikliwy komentarz. Cieszę się, że miałaś taką gamę uczuć. Widzę, że i Ciebie interesują dalsze losy Thomasa. Zobaczymy, co da się z nim zrobić Wink Na razie żyje sobie wśród Szoszonów. Czy wróci do domu? Być może Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:21, 31 Gru 2016    Temat postu:

Wierzę w moc Kimamy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:06, 06 Sty 2017    Temat postu:

***
Początek marca sprawił, że wszyscy z niecierpliwością oczekiwali nadejścia wiosny. Marzeniem większości były prawdziwie ciepłe i słoneczne dni. Tymczasem jednak ostatnie powiewy zimy dawały o sobie znać. Nocami i o porankach wciąż jeszcze było zimno. Często padał śnieg, który na szczęście w ciągu dnia pod wpływem słońca natychmiast topniał. To pożegnanie z zimą bardziej dokuczało ludziom niż zwierzętom, które czując w powietrzu wiosnę stawały się coraz bardziej ożywione i aktywne, i jak to kiedyś zauważył Hoss Cartwright w tym trudnym okresie radziły sobie lepiej niż ludzie. Niedźwiedzie budziły się z zimowego snu i opuszczały gawry w poszukiwaniu pokarmu. Musiały wzmocnić nadwątlone mrozami siły, bowiem już z początkiem kwietnia rozpoczynał się okres godowy tych wspaniałych zwierząt. Zające zbierały się w spore grupki i dniami i nocami wykonywały iście szaleńcze gonitwy na otwartym terenie. Jeżeli upatrzyły sobie tę samą samicę przechodziły do brutalnych walk kończących się nieraz poważnymi ranami, a w najlepszym wypadku rozdarciem ucha lub uszkodzeniem ogona. Wybranka ich serca ze stoickim spokojem przyglądała się tej wyjątkowej rywalizacji i koniec końcem to ona dokonywała ostatecznego wyboru.*)
Wśród zwierząt domowych również następowało ożywienie. Na większości rancz klacze zaczynały się źrebić. Sporo pracy w związku z tym miał Hoss i jego synowie. Hugh i Henry, dorośli już mężczyźni, będący chlubą swego ojca, od przeszło dwóch lat byli dumnymi właścicielami nieźle prosperującej stadniny. Również i w stajni „Uśmiechu losu” oczekiwano nowego lokatora. Caro, klacz Thomasa, miała w najbliższych dniach się oźrebić. Brzuch klaczy znacznie opadł, a mięśnie po obu stronach kości krzyżowej wyraźnie zwiotczały i jakby zapadły się. Benny twierdził, że poród jest tuż, tuż. Klacze zwykle źrebią się nocą, tak, więc mężczyzna zmuszony był każdej nocy, dwa, trzy razy, zaglądać do stajni. Źrebakowi jednak nie śpieszyło się na ten świat, choć jego mama stawała się coraz bardziej niespokojna.
Tej nocy Benny zmęczony całodzienną ciężką pracą był w stajni tylko raz. Miał zajrzeć do Caro około drugiej, ale zapadł w ciężki, głęboki sen. Tymczasem klacz wymachując ogonem zaczęła niespokojnie krążyć po boksie. Potem na przemian kładła się i wstawała, co i raz spoglądając na swe boki, tak jakby chciała ocenić rozwój sytuacji. Nagle do uszu Caro doszło ciche skrzypnięcie drzwi i klacz na ułamek sekundy znieruchomiała. Gdy poczuła na swej szyi uspokajające głaskanie i ciepły znajomy głos płaczliwe zarżała.
- Caro, moja piękna wszystko będzie dobrze. Jeszcze trochę, a zostaniesz mamą. Tak, moja piękna niebawem maleństwo przyjdzie na świat. – Mężczyzna o półdługich czarnych włosach ubrany w indiański strój czule przemawiał do klaczy. Caro patrzyła na niego czarnymi, mądrymi oczyma. Na moment, położyła łeb na jego ramieniu, by już w następnej chwili niespokojnie chodzić po boksie, kłaść się i podnosić. Mężczyzna cofnął się i plecami oparł się o ścianę stajni. Bacznie przy tym obserwował klacz, gotowy w każdej chwili przyjść jej z pomocą. Na całe szczęście wszystko przebiegało prawidłowo. Caro instynktownie ułożyła się na boku. Minuty dzieliły ją od rozwiązania. Wtedy mężczyzna postanowił być bliżej zwierzęcia. Zrobił krok do przodu nieznacznie pochylając się nad klaczą i naraz usłyszał spokojny acz stanowczy głos:
- Ręce do góry i ani drgnij. Odwróć się powoli i nie próbuj żadnych sztuczek.
Mężczyzna, którego twarz skryta była w półmroku uniósł ramiona w górę i znieruchomiał.
- Głuchy jesteś? Odwrócisz się, czy mam ci pomóc?
Tym razem mężczyzna posłuchał i wykonał polecenie.
- Kim jesteś i czego chcesz?
- Nie poznajesz mnie, Benny? – spytał przyciszonym głosem mężczyzna. – Aż tak bardzo się zmieniłem?
Benny zaczął intensywnie wpatrywać się w stojącego przed nim człowieka. I nagle w ułamku sekundy niedowierzanie przeszło w pewność, a wzruszenie ścisnęło mu krtań.
- Thomas to naprawdę ty. Mój Boże, nie poznałem ciebie. Ten ubiór, włosy i… - Benny zamilkł, gdy jego brat podszedł bliżej – broda. Ty nosisz brodę?
- Jak widzisz – odparł uśmiechając się Thomas.
- Ale…
- Wszystko ci wyjaśnię, ale potem. – Thomas przerwał Benny’emu i wskazując klacz dodał: – teraz najważniejsza jest Caro. Zobacz, maluch będzie lada chwila.
- O, kurczę masz rację. To już. – Odparł Benny chowając broń do kabury. Następnie podszedł do klaczy i rozpromieniony półszeptem powiedział: - Widać pęcherz. Tommy, zobacz wychodzi nóżka. Jest i druga.
- A teraz pysk – głos Thomasa zadrgał wzruszeniem. – O, i głowa. Jest, jest… to ogierek. Benny, zobacz, jaki śliczny. Sprawdź natychmiast czy wszystko z nim w porządku.
Benny, pochylił się nad źrebięciem, którego tylne nóżki spowijał jeszcze worek owodniowy. Sprawnie oczyścił ze śluzu nozdrza źrebaczka tym samym ułatwiając mu oddychanie, przetarł go słomą, a następnie podsunął maleństwo matce tak, aby mogła je polizać i uspokoić się. Po upływie kwadransa Caro wstała i pępowina łącząca ją z ogierkiem pękła. Wszystko przebiegało wręcz wzorcowo. Wreszcie i maleńki konik stanął na nóżki, i z niewielką pomocą Thomasa rozpoczął swój pierwszy posiłek. Klacz cierpliwie i bez ruchu czekała, aż jej dziecko naje się do syta.**)

***
Noc była stosunkowo widna. Duże płaty śniegu opadały lekko na drzewa i dachy domostw, jednocześnie pokrywając białym puchem rozległe połacie ziemi. Zima nie odpuszczała, choć wiadomo było, że to ostatnie jej pomruki. Benny i Thomas siedzieli w boksie Caro, w zupełnej ciszy. Klacz szybko odnalazła się w roli dumnej mamy, a ogierek nieco niepewnie zaczął zwiedzać świat, który na razie ograniczał się do powierzchni boksu. Kilka razy wyjrzał z niego i zdumionym, a jednocześnie ciekawym wzrokiem rozglądał się wokół siebie. Gdy usłyszał rżenie innych koni znajdujących się w stajni wyraźnie spłoszony cofnął się i stanął tuż obok matki. Jednak już wkrótce wrodzona ciekawość dała znać o sobie. Maluch wciąż jeszcze chwiejąc się podszedł na patykowatych nóżkach najpierw do Benny’go i nie wiadomo, czy przypadkiem, czy celowo trącił go pyskiem w ramię. Mężczyzna wyciągnął do niego dłoń i o dziwo ogierek dał się pogłaskać. Jednak, gdy Thomas chciał zrobić to samo, konik cofnął się i zadem oparł o nogę matki. Ta cicho zarżała, jakby chcąc uspokoić dziecko. I wówczas stało się coś dziwnego, źrebaczek przekrzywiwszy śmiesznie głowę podszedł do Tommy’ego i pozwolił się pogłaskać. Thomas wyraźnie tym wzruszony i zachwycony spoglądał w duże, czarne oczy źrebięcia. Pomyślał, że to prawdziwa magia i miał rację, bo była to magia, która powstaje za każdym razem, gdy rodzi się nowe życie.
- Jest prześliczny – mruknął cicho Benny. – Jak mu dasz na imię?
- Ja? – Thomas zdziwiony spojrzał na brata.
- A, kto? Jesteś właścicielem Caro, a więc i jego też. Musisz jakoś nazwać konika.
- No, tak. – Thomas przez chwilę zastanawiał się, po czym powiedział: - jest odważny i ciekawski, może, więc… Brave.
- Brave? – Benny popatrzył na ogierka, który kręcił się tuż przy matce i jeszcze raz powtórzył, a właściwie zawołał: - Brave!
Źrebak na moment przystanął i spojrzał na obu mężczyzn tak jakby chciał im powiedzieć, że imię to przypadło mu do gustu. Thomas parsknął cichym śmiechem. Coraz bardziej podobał mu się ten malec.
- No, to imię mamy z głowy, bo jak widać kawaler je zaakceptował.
- Skoro tak to możemy już pójść do domu. Z Caro i małym wszystko jest w porządku. Niech sobie odpoczną zanim rankiem zaczną do nich wszyscy zaglądać – powiedział Benny. – Chodź. Napijemy się gorącej kawy i… porozmawiamy.
- Nie, ja nie pójdę – odpowiedział Thomas. – Posiedzę z nimi do rana, ale ty idź, połóż się. Do świtu ponad trzy godziny.
- Nie żartuj. Chodź do domu. Caro da sobie radę, a ty tu zmarzniesz.
- Zimno nie jest dla mnie problemem.
- Wiem, ale przecież…
- Benny, proszę nie namawiaj mnie. Przyjdę rano.
- To w takim razie przyniosę kawę i koce. Nie pozwolę żebyś siedział tu sam – rzekł mężczyzna. – A może chcesz, coś do jedzenia?
- Nie, dziękuję. Kawa i koc wystarczą – odparł Thomas.

***
_____________________________________________________________
*) Więcej o zającach na [link widoczny dla zalogowanych]
**) Opis porodu klaczy na podstawie: [link widoczny dla zalogowanych] oraz [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 12:58, 08 Sty 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 23:00, 06 Sty 2017    Temat postu:

Te biegające zające to chyba będa mi się śniły dzisiaj w nocy Very Happy Bardzo sympatyczny fragment, dużo w nim pozytywnych emocji. Dobrze się czyta, zwłaszcza biorąc pod uwagę znaczące poprawienie się relacji między braćmi Cartwright Very Happy

Czekam niecierpliwie na kolejny fragment i przekazuje moje pełne uznanie dla Aderato, dla jej zaangażowania w proces wplatania w tekst ciekawych informacji Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:58, 06 Sty 2017    Temat postu:

Senszen, Aderato dziękuje Very Happy i ciekawa jest, czy przyśniły Ci się zające Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:40, 08 Sty 2017    Temat postu:

***
W pół godziny później bracia owinięci kocami siedzieli na złożonej w kącie stajni słomie, skąd mogli bez przeszkód przyglądać się Caro i małemu ogierkowi.
- Dobrze wyglądasz i… zmieniłeś się – powiedział Benny uważnie przyglądając się bratu. – Jak się czujesz?
- Dobrze, naprawdę dobrze – odparł Thomas. – A, tatuś, jak ma się tatuś?
- Jest jeszcze słaby, ale doktor Stone zapewnił nas, że najgorsze minęło.
- A mama?
- Jakoś się trzyma, choć te ostatnie wydarzenia dużo ją kosztowały. Przez pierwszy miesiąc niemal w ogóle nie odchodziła od łóżka ojca. Nikomu nie pozwalała się wyręczać. Baliśmy się, że jeszcze i ona nam się rozchoruje.
- Tak mi przykro – powiedział drżącym głosem Thomas. – To wszystko moja wina i nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie wiem, jak spojrzę rodzicom w oczy.
- Daj spokój. Było, minęło…
- Minęło powiadasz? Nie Benny, dla mnie już zawsze będzie to otwarta rana. Przecież o mało nie zabiłem naszego ojca, a ciebie nieomal doprowadziłem do ostateczności… - Thomas wyraźnie poruszony zawiesił głos. Milczał przez chwilę, po czym zaczerpnąwszy głęboko powietrza powiedział: - masz rację zmieniłem się i nie jestem już tym samym człowiekiem, ale zawiodłem was, moją rodzinę. I wcale nie zdziwiłbym się gdybyście chcieli przepędzić mnie na cztery wiatry.
- Nawet tak nie żartuj – żachnął się Benny. – Wszyscy się o ciebie martwiliśmy. Przez te długie tygodnie z niepokojem czekaliśmy na wieści o tobie, a rodzice… oni tak bardzo za tobą tęsknią.
- To, co powiedziałeś jest dla mnie niezwykle ważne. Teraz mogę mieć nadzieję, że z czasem mi wybaczycie.
- Jeśli chodzi o mnie to ja ci już dawno wybaczyłem i proszę o to samo.
- Benny, nie mam, czego ci wybaczać. To przecież ja ciebie sprowokowałem. Braciszku, dziękuję ci za te słowa i bardzo je doceniam.
- Już dobrze. Lepiej powiedz mi, dlatego nie przyszedłeś wprost do domu? – mruknął wyraźnie wzruszony Benny.
- Nie chciałem was budzić w środku nocy. Miałem zamiar zajrzeć do baraku robotników. O tej porze roku stoi przecież pusty, ale usłyszałem jakieś poruszenie w stajni, a potem niespokojne rżenie Caro. Zajrzałem, więc do środka, a gdy okazało się, że moja klacz będzie się źrebić po prostu nie mogłem jej zostawić samej. – Tommy podciągnął koc pod brodę.
- A ja myślałem, że to jakiś Indianin zakradł się do stajni. W tym półmroku zupełnie ciebie nie poznałem. Naprawdę się zmieniłeś.
- I to nie tylko fizycznie. Jestem już innym człowiekiem. Może nie do końca, ale jednak zaakceptowałem moje kalectwo, a to, co Szoszoni zrobili dla mnie jest czymś niesamowitym. Nigdy nie będę w stanie im się odwdzięczyć.
- Rozumiem, że udało im się to, czego nie mógł dla ciebie zrobić doktor Stone.
- Owszem. Udało się i jestem wolny od nałogu.
- Nie zrozum mnie źle Tommy, ale upłynęły zaledwie trzy miesiące. Obaj wiemy, że łatwo się uzależnić, ale dużo trudniej wyjść na prostą.
- Masz rację. Jednak Szoszoni mają swoje sposoby i uwierz mi nie chciałbyś doświadczyć tego, co ja.
- Było aż tak strasznie? – spytał z ciekawością Benny.
- Jeszcze gorzej – odparł uśmiechając się smutno Thomas.
- Opowiesz mi?
- Naprawdę chcesz o tym usłyszeć?
- Tak.
- Dobrze – Thomas skinął głową i rozpoczął swą opowieść. - Gdy znalazłem się w rezerwacie tak naprawdę nie wiedziałem, co ze mną się dzieje i dlaczego w ogóle jestem wśród Indian. Przez pierwsze dni cały czas był przy mnie szaman Szoszonów. Poił mnie jakimiś ziołami, po których miałem okropne wizje. Byłem na pograniczu życia i śmierci. Zupełnie nie panowałem nad swoim ciałem i umysłem. Zapadłem w jakiś dziwny letarg. Słyszałem rytualne śpiewy, a unoszący się z ogniska śmierdzący dym przyprawiał mnie o mdłości. Byłem okropnie obolały. Miałem wrażenie, jakby rozrywano mi skórę i mięśnie, jakby znowu coś, czy ktoś miażdżył mi dłoń. Wreszcie dostałem okropnych torsji. Myślałem, że nigdy się nie skończą, a potem poczułem niezwykle aromatyczny zapach i usnąłem. Miałem dziwny sen, w którym widziałem rodziców, ciebie i resztę rodzeństwa. Ni stąd ni zowąd znalazłem się nad brzegiem jeziora Tahoe, a potem byłem w domu dziadka Bena. Dziadek siedział w fotelu przy kominku i patrzył na mnie. W dłoni trzymał kilka gałązek sosny. Nic nie mówił, ale w jego spojrzeniu był ogromny smutek. Nie byłem tego w stanie znieść. Gdy obudziłem się znowu bolało mnie całe ciało. W jednej chwili błagałem o litość w drugiej gotowy byłem rozszarpać szamana na strzępy. Wyłem jak zwierzę. Miałem wrażenie jakby odarto mnie z człowieczeństwa. To już nie był tylko ból fizyczny… - Thomas przerwał na chwilę ciężko oddychając.
- Jak długo trwał ten stan? – spytał cicho Benny.
- Całą wieczność, a tak naprawdę trzy może cztery doby. Po tych wszystkich zabiegach usnąłem normalnym, zdrowym snem i spałem kilkanaście godzin. Gdy obudziłem się byłem bardzo słaby, ale umysł miałem jasny. Zrozumiałem, jaką krzywdę wyrządziłem rodzinie, ale również zrozumiałem, co zrobiłem sam sobie. To pozwoliło mi zaakceptować moje okaleczone ciało. Już nie brzydzę się własnych blizn i tego kikuta, który mam zamiast ręki. Zacząłem dostrzegać piękno w otaczających mnie ludziach i przyrodzie. Każdy dzień był dla mnie niespodzianką i nieomal cudem. Z najprostszych rzeczy cieszyłem się jak dziecko. I wiesz, co ci powiem bez szamana Szoszonów, Kimamy, starszyzny plemiennej i samego wielkiego wodza Washakie*) nie dałbym rady. To oni sprawili, że odrodziłem się, jako człowiek. I za tę ich dobroć nigdy im się nie wywdzięczę.
- Poznałeś wodza Washakie?
- Tak. W jakieś trzy tygodnie po tym, jak znalazłem się wśród Indian do rezerwatu przyjechał wódz Washakie. Starszyzna opowiedziała mu o mnie. Któregoś dnia zupełnie nieoczekiwanie odwiedził mnie w tipi szamana. To była niesamowita rozmowa, a z wodza Washakie emanowała ogromna siła, mądrość i… życzliwość. Dziwne, prawda? Indianin, o którym krążą legendy, że jakoby zjadł serce swojego wroga, okazał zupełnie obcemu białemu człowiekowi ogromne zainteresowanie i wsparcie duchowe. Nim wyjechał rozmawialiśmy jeszcze trzy razy i po każdej rozmowie czułem się tak jakbym dopiero co się narodził. Zrozumiałem, jaki byłem samolubny i zadowolony z siebie. Ponderosę traktowałem, jak zaścianek. Wszystko tu znałem i wydawało mi się, że Ponderosa nic nie może mi dać. Świat przecież tyle mi oferował. Londyn, Paryż, Madryt wreszcie cała Italia. Zachłysnąłem się tym i nie chciałem wracać do domu…
- Jednak wróciłeś – wtrącił Benny.
- Tak, ale nie na moich zasadach. Gdybym mógł cofnąć czas…
- Nie możesz. Dlatego nie powinieneś zastanawiać się, co by było gdyby. To zupełnie bez sensu. Jesteś z nami i masz szansę wszystko naprawić. Bo widzisz Tommy, tak naprawdę w życiu liczy się tylko rodzina. Tego uczył nas ojciec i tego uczę własnych synów. Różnie bywało między mną a naszym tatą. Kłóciłem się z nim i w wielu kwestiach mieliśmy odmienne zdanie. Zresztą sam najlepiej o tym wiesz. W jednym jednak miał całkowitą rację, to dom, rodzina określa naszą tożsamość. Rodzina daje siłę. Jest jak wiązka gałązek. Razem nie do złamania.
- Tak powtarzał dziadek Ben – powiedział w zadumie Thomas. – Teraz rozumiem, co chciał mi przekazać.
- To w takim razie… witaj w domu braciszku, witaj w domu.

***
-------------------------------------------------------------------------------------
*)Wielki wódz Szoszonów Washakie zwany także Twarz Pokryta Bliznami urodził się ok. 1808 roku w Bitterroot Valley, w Montanie, zmarł 20 lutego 1900 w Fort Washakie, w Wyoming. Był jednym z najbardziej uznanych indiańskich wodzów, z którym liczyli się także wodzowie innych szczepów. Za swojego sprzymierzeńca uważali go wodzowie Bannocków i Północnych Pajutow, Pocatello i Taghee. Washakie przyjaźnił się ze sławnym traperem Jimem Bridgerem, który został jego zięciem.
Wódz był przyjacielem Amerykanów i nakazał swoim wojownikom aby chronili karawany osadników przed Lakotami, Czejenami i Arapahami. Wielu białych zawdzięcza mu życie i nic dziwnego że Amerykanie nazwali jeden z fortów jego imieniem, Fort Washakie. Washakie zabronił także akcji odwetowej przeciwko białym polującym na ziemiach Szoszonów. W 1863 poprowadził swój szczep do Fortu Bridger aby trzymać się z daleka od innego szczepu Szoszonów, który rozpoczął wojnę z białymi. W 1868 Washakie podpisał traktat z Amerykanami w którym zgodził się zamieszkać w rezerwacie. Pozwolił też na przeprowadzenie linii kolejowej przez tereny szczepowe.
W 1874 oddział wojska prowadzony właśnie przez zwiadowców Szoszonów pod wodza Washakie zaatakował wioskę Arapahów wodza Czarnego Węgla (ang: Black Coal). Mimo że wojownicy Arapahów umiejętnie manewrowali i nie dali się rozbić to sama wioska została zniszczona. W 1876 Washakie przyprowadził dużą grupę wojowników do generała Crooka aby służyli mu jako zwiadowcy w wojnie z Lakotami i Czejenami. Ich przybycie do obozu wojskowego zostało entuzjastycznie przyjęte przez żołnierzy.
Washakie zmarł w lutym 1900 roku. Jego pogrzeb był wtedy największym pogrzebem w stanie Wyoming. Wzięli w nim udział nie tylko Szoszoni, ale także Arapahowie, biali pracownicy rezerwatu, oraz mieszkańcy pobliskiego miasteczka, (…) oficerowie i żołnierze z fortu. Trumna wodza był pokryta amerykańską flagą i wieziona na lawecie armatniej. O pogrzebie napisały gazety pogranicza. – za [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 12:54, 08 Sty 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:47, 28 Sty 2017    Temat postu:

***
Adeline stała przy oknie zapatrzona w dal. Światło księżyca rozświetlało wierzchołki sosen otaczających „Uśmiech losu”, a wciąż padający śnieg czynił noc zupełnie jasną. Adeline od trzech miesięcy nie przespała ani jednej całej nocy. Bała się, że jak tylko zamknie oczy coś się stanie Adamowi. Bała się, że nie będzie w stanie mu pomóc, bo akurat będzie spać. Bała się o jego życie i nie wyobrażała sobie tego życia bez niego. Jeszcze teraz na wspomnienie minionych wydarzeń dostawała napadu panicznego lęku. Gdy Adam spał lub choćby na chwilkę zmrużył oczy zaraz sprawdzała czy równo oddycha. Parę razy przyłapał ją na tym sprawdzaniu i dziwne, zupełnie go to nie irytowało, za to wzruszało niepomiernie. Trudno mu było pozostać nieczułym, gdy widział oczy żony, w których czaił się niepokój. Bywa, że dni wypełnione chorobą i zmartwieniami oddalają ludzi od siebie. W przypadku Adama i Adeline nie było o tym mowy. Zbyt mocno się kochali. Stanowili jedność. Gdy los Adama zawisł na cienkiej nitce Adeline zwierzyła się Hope, żonie Hossa, że życie ma dla niej sens tak długo, jak długo żyje Adam. Wstrząśnięta Hope odparła, że nie wolno jej tak myśleć, bo przecież ma dzieci i wnuki. Wtedy Adeline uśmiechnęła się smutno i powiedziała: tak, ale one mają własne życie i własne sprawy, a Adam jest mój, tylko mój i jeśli jego zabraknie, to zostanę zupełnie sama.
Śnieg wciąż padał, choć już nie tak intensywnie jak godzinę wcześniej. Adeline poczuła chłód i szczelnie otuliła się szlafrokiem. Zmęczenie i senność dały wreszcie znać o sobie. Podeszła do łóżka. Przez chwilę patrzyła na swego, jak jej się wydawało, pogrążonego we śnie męża, po czym tak, aby go nie obudzić powoli wsunęła się pod kołdrę. Nie było to potrzebne, bowiem Adam miał tylko przymknięte oczy.
- Zmarzłaś, co? – mruknął przygarniając ją do siebie.
- Troszeczkę. – Odparła i natychmiast spytała: - a ty, dlaczego nie śpisz?
- Obudziłem się, a ciebie przy mnie nie było. – Cmoknął ją w policzek.
- Nie mogłam spać. Śnieg zaczął padać i zrobiło się tak jasno. Poza tym rozbolały mnie plecy i chciałam się trochę rozprostować.
- To już będzie twoja stała wymówka? – spytał cichym głosem. - Martwię się o ciebie, kochanie.
- Zupełnie niepotrzebnie – odparła wtulając się w jego tors. – Wszystko jest w porządku.
- Czyżby? Nie śpisz, mało jesz, do tego te bóle pleców… i ty mi mówisz, że niepotrzebnie o ciebie się martwię.
- Bo tak jest.
- Adeline, nie bądź dzieckiem. Widzę, co z tobą się dzieje i kategorycznie żądam żebyś poszła do doktora Stone’a. Koniecznie chcesz się rozchorować?
- Oj, przestań Adamie…
- Proszę nie bagatelizuj swojego zdrowia. Ja to robiłem i zobacz, do czego mnie to doprowadziło.
- Chcesz przez to powiedzieć, że źle postępowałeś?
- Tak – odparł krótko otaczając ją mocniej ramionami.
- Nie wierzę własnym uszom. Adam Cartwright przyznaje się, że źle postępował – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją w głosie. - Doprawdy nikt by mi nie uwierzył.
- Oczywiście, że nikt nie dałby wiary twoim słowom, bowiem ja źle nie postępuję.
- Wiesz, że jesteś zarozumiały i pewny siebie?
- Pewny siebie tak, ale zarozumiały nigdy w życiu.
- To znaczy, że nie jesteś „syfonem”? – spytała Adeline głosem, w którym drgało rozbawienie.
- „Syfonem”? Nie rozumiem?
- Pamiętasz Annie O’Toole?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Jak to, co? Zdaje się, że to ona tak ciebie nazwała, gdy założyliście spółkę Cartwright & O’Toole.
- A oto ci chodzi. – Adam parsknął cichym śmiechem. – Nie kochanie, nie jestem syfonem. – Lekko odchylił jej głowę i poszukał ustami ust. Ona mruknęła zadowolona i oddała mu pocałunek. Leżeli przytuleni do siebie i nic nie mówili. Adam z czułością pogłaskał jej ramię i jakby z żalem powiedział: - Kiedyś nie poprzestalibyśmy na tym.
- Tak, ale kiedyś nie miałeś zawału serca.
- Mam przez to rozumieć, że nigdy więcej…
- Nie kończ skarbie. Doktor Stone powiedział, że można, ale z umiarem i rozsądnie – odparła Adeline czując, jak robi się jej gorąco. Prawdę mówiąc cieszyła się, że Adam nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy. Dopiero miałby uciechę.
- Nie wierzę! Moja żona w takich sprawach radzi się lekarza?! – odparł z udawanym oburzeniem.
- Adamie Cartwright kpisz sobie ze mnie?
- Nie. No może troszeczkę.
- Chciałam dobrze, a ty wyśmiewasz się ze mnie – fuknęła Adeline. – Widocznie ciebie już nie interesuje ten aspekt naszego życia.
- A to był cios poniżej pasa.
- Przepraszam kochany, ale sama już nie wiem, co mówię.
- Adeline obiecuję, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Na wiosnę na pewno wrócą mi siły, a wtedy zrobimy sobie prawdziwe wakacje. Możemy pojechać do naszej córki, do Nowego Jorku…
- Też mi wakacje – przerwała zniecierpliwiona. – Chcę mieć ciebie tylko dla siebie.
- To może San Francisco?
- Nie rozumiesz mnie Adamie. Chcę przynajmniej tydzień spędzić tylko z tobą. Najlepiej w naszym ulubionym miejscu nad brzegiem Tahoe.
- Kusząca perspektywa, ale czy nie uważasz, że byłoby to trochę samolubne z naszej strony? I co na to powiedzą dzieci?
- A, co mają do tego nasze dorosłe dzieci? Krzywda im się nie stanie. A poza tym, czy to takie dziwne, że pragnę spędzić z moim własnym mężem trochę czasu sam na sam? Najlepiej, jak najszybciej, natychmiast, już – odparła dziwnie drgającym głosem.
- Chyba o kimś zapomniałaś – powiedział cicho Adam.
- Jak możesz? – Adeline uniosła się na łokciu i z wyrzutem spojrzała na męża. – Nie zapomniałam o naszym synu. I niczego tak nie pragnę, jak jego powrotu do domu, ale równocześnie bardzo zależy mi na twoim zdrowiu Adamie. No, powiedz sam, czy jest coś złego, w tym, że zrobimy sobie krótkie wakacje?
- Masz rację – odparł Adam po chwili milczenia. – Nasze dzieci mają własne życie, a Tommy… cóż kiedyś musi zmierzyć się z rzeczywistością. Ciągle nie będzie uciekał.
- Pewnie tak, tylko, że wciąż czuję dziwny lęk. Boję się, że indiańska kuracja nic nie da i że Tommy znowu sięgnie po te wszystkie używki. Doprawdy Adamie nie wiem, czego mam się spodziewać.
- Ja też nie wiem, kochanie. Pamiętasz, co powiedziała Kimama?
- Tak i oby jej słowa okazały się prawdą.
- Na pewno tak będzie – odparł z głębokim przekonaniem. – Przestań się martwić, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
- Adamie, jestem matką i zawsze będę martwić się o nasze dzieci, a o Thomasa w szczególności. Bo widzisz w stosunku do niego mam wyrzuty sumienia…
- Co ty opowiadasz? Jakie wyrzuty? Każdy może je mieć, ale nie ty. Też mi coś! – żachnął się Adam. – Ona ma wyrzuty sumienia! Najlepsza matka pod słońcem. Skąd w ogóle przyszło ci coś takiego do głowy?
- Nie denerwuj się, kochany.
- To przestań opowiadać takie bzdury. To, co się stało z Thomasem było następstwem tragicznego wypadku, jakiemu uległ nasz syn. I… tyle.
- Aż tyle.
- Chyba nie będziesz się ze mną sprzeczać o jedno słowo.
- Nie mam takiego zamiaru.
- To dobrze i skończmy już tę jałową rozmowę – powiedział całując ją w głowę. – Lepiej mocniej przytul się do mnie… o tak. Może złapiemy jeszcze trochę snu.
Przez chwilę leżeli w zupełnej ciszy. Adeline wtulona w ciepłe i kojące ramiona męża zamknęła powieki. Sen jednak nie przychodził. Nie wiedzieć, czemu poczuła, że coś się wydarzy. Znowu ogarnęło ją uczucie lęku. Adam jakby to wyczuł pogłaskał Adeline delikatnie po policzku.
- Adamie…
- Tak, kochanie?
- Pamiętasz Tommy’ego, gdy był mały?
- Oczywiście. A dlaczego pytasz?
- Bo uświadomiłam sobie, że nasz syn będąc dzieckiem nie sprawiał większych kłopotów. Owszem był psotny, ale w tak słodki sposób, że nie można było się na niego gniewać.
- O, tak. Był mistrzem w przepraszaniu – parsknął cichym śmiechem Adam.
- I robił to z ogromnym wdziękiem. Większe kłopoty mieliśmy z Benny’m. Thomas zawsze sam dawał sobie radę. I wiesz, co? Tak naprawdę niewiele wiemy o tym naszym synu.
- Do czego zmierzasz?
- Myślę, że Tommy widział ile czasu i energii poświęcamy jego rodzeństwu, dlatego starał się nie dokładać nam zmartwień…
- Z różnym skutkiem – wtrącił Adam.
- Gdybym mogła cofnąć czas…
- To, co byś zrobiła?
- Może poświęciłaby mu więcej uwagi. On tego potrzebował. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam.
- Nie rozumiem – powiedział powoli Adam.
- A, co tu jest do rozumienia – westchnęła Adeline. - Mając jedno dziecko skupiasz się tylko na nim, mając tak jak my siedmioro łatwo jest coś przeoczyć, jakiś z pozoru nieważny drobiazg, smutne spojrzenie, zbyt długą chwilę milczenia. Pamiętam, gdy chłopcy byli mali Tommy nastraszył Miltona, tak, że ten wrzeszczał wniebogłosy. Z trudem, go wówczas uspokoiłam. Tuliłam w ramionach, pocieszałam… jednocześnie chciałam skarcić Tommy’ego, spojrzałam na niego i… nie mogłam.
- Dlaczego?
- Bo przez ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach ogromny smutek. Miał taki wyraz twarzyczki, jakby to on chciał być na miejscu brata, jakby on pragnął takiego pocieszenia – odparła wzruszonym głosem.
- Kiedy to było? – spytał poruszony Adam.
- Tuż przed porwaniem Miltona, gdy wyjechałeś do San Francisco. Wkrótce życie tak nam się pokomplikowało, że po prostu o wszystkim zapomniałam. Dopiero teraz wspomnienia wróciły i myślę, że nasz syn psotami, pozorną beztroską i wesołością starał się zwrócić naszą uwagę, a potem, gdy dorósł chciał nam zaimponować. Pokazać, że jest najlepszy i że zasłużył na naszą miłość.
- Adeline, przecież my go kochamy, zawsze go kochaliśmy, tak jak nasze pozostałe dzieci. Wszystkie są owocem naszej miłości. Przecież one o tym wiedzą.
- Być może Tommy niezupełnie był tego pewien i dlatego wciąż gdzieś uciekał, czegoś szukał, a gdy uległ wypadkowi świat mu się zawalił i znowu w oczach miał ten sam, co przed laty smutek. – Adeline poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. – Och, Adamie tak bardzo za nim tęsknię.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:44, 29 Sty 2017    Temat postu:

ADA napisał:
Zające zbierały się w spore grupki i dniami i nocami wykonywały iście szaleńcze gonitwy na otwartym terenie. Jeżeli upatrzyły sobie tę samą samicę przechodziły do brutalnych walk kończących się nieraz poważnymi ranami, a w najlepszym wypadku rozdarciem ucha lub uszkodzeniem ogona. Wybranka ich serca ze stoickim spokojem przyglądała się tej wyjątkowej rywalizacji i koniec końcem to ona dokonywała ostatecznego wyboru.*)

ADA, w kilku zdaniach zawarłaś esencję zajęczego życia. Very Happy

ADA napisał:
- Caro, moja piękna wszystko będzie dobrze. Jeszcze trochę, a zostaniesz mamą. Tak, moja piękna niebawem maleństwo przyjdzie na świat. – Mężczyzna o półdługich czarnych włosach ubrany w indiański strój czule przemawiał do klaczy.

Oho, wrócił syn marnotrawny!

ADA napisał:
Ten ubiór, włosy i… - Benny zamilkł, gdy jego brat podszedł bliżej – broda. Ty nosisz brodę?

O, mateńko! Broda?! Dobrze chociaż, że nie wyłysiał … Rolling Eyes

ADA napisał:
– Chodź. Napijemy się gorącej kawy i… porozmawiamy.
- Nie, ja nie pójdę – odpowiedział Thomas. – Posiedzę z nimi do rana, ale ty idź, połóż się. Do świtu ponad trzy godziny.

A później co? Panicz Thomas zniknie jak sen jaki złoty?

ADA napisał:
- Tak mi przykro – powiedział drżącym głosem Thomas. – To wszystko moja wina i nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie wiem, jak spojrzę rodzicom w oczy.

Słowa to nie wszystko. Teraz trzeba naprawić to, co się zepsuło. Sad

ADA napisał:
W jednej chwili błagałem o litość w drugiej gotowy byłem rozszarpać szamana na strzępy. Wyłem jak zwierzę. Miałem wrażenie jakby odarto mnie z człowieczeństwa. To już nie był tylko ból fizyczny… - Thomas przerwał na chwilę ciężko oddychając.

Lekko nie było. Nawet trochę mi go żal. Choć nadal uważam, że przekroczył wszelkie granice swoim wcześniejszym zachowaniem i moja sympatia do niego na razie uleciała.

ADA napisał:
Zrozumiałem, jaki byłem samolubny i zadowolony z siebie. Ponderosę traktowałem, jak zaścianek. Wszystko tu znałem i wydawało mi się, że Ponderosa nic nie może mi dać. Świat przecież tyle mi oferował. Londyn, Paryż, Madryt wreszcie cała Italia. Zachłysnąłem się tym i nie chciałem wracać do domu…

To brzmi jak spowiedź. Mimo że nie darzę obecnie Thomasa sympatią, muszę przyznać, że mi zaimponował. Trudno przyznać się do błędów i tak otwarcie o nich mówić. Shocked

ADA napisał:
Wtedy Adeline uśmiechnęła się smutno i powiedziała: tak, ale one mają własne życie i własne sprawy, a Adam jest mój, tylko mój i jeśli jego zabraknie, to zostanę zupełnie sama.

Smutne to wyznanie, ale jakże prawdziwe.

ADA napisał:
Adam z czułością pogłaskał jej ramię i jakby z żalem powiedział: - Kiedyś nie poprzestalibyśmy na tym.
- Tak, ale kiedyś nie miałeś zawału serca.
- Mam przez to rozumieć, że nigdy więcej…
- Nie kończ skarbie. Doktor Stone powiedział, że można, ale z umiarem i rozsądnie – odparła Adeline czując, jak robi się jej gorąco. Prawdę mówiąc cieszyła się, że Adam nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy. Dopiero miałby uciechę.

Ciekawa ta rozmowa. Very Happy

ADA napisał:
- Nie rozumiesz mnie Adamie. Chcę przynajmniej tydzień spędzić tylko z tobą. Najlepiej w naszym ulubionym miejscu nad brzegiem Tahoe.
- Kusząca perspektywa, ale czy nie uważasz, że byłoby to trochę samolubne z naszej strony? I co na to powiedzą dzieci?
- A, co mają do tego nasze dorosłe dzieci? Krzywda im się nie stanie. A poza tym, czy to takie dziwne, że pragnę spędzić z moim własnym mężem trochę czasu sam na sam? Najlepiej, jak najszybciej, natychmiast, już – odparła dziwnie drgającym głosem.

Adeline boi się, że nie zdąży. Tak jakby czuła, że spędza ostatnie chwile z mężem.

ADA napisał:
- Bo przez ułamek sekundy zobaczyłam w jego oczach ogromny smutek. Miał taki wyraz twarzyczki, jakby to on chciał być na miejscu brata, jakby on pragnął takiego pocieszenia – odparła wzruszonym głosem.

Sama nie wiem … Te wspomnienia Adeline to takie szukanie na siłę powodów okropnego zachowania Thomasa. Confused Confused

ADA, przeczytałam trzy odcinki za jednym zamachem. Tworzą piękną całość, choć sytuacja jeszcze się nie wyklarowała. Thomasa czeka rodzinne spotkanie, o ile się na nie zdecyduje. Skoro się zmienił, powinien wypić piwo, którego nawarzył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:36, 29 Sty 2017    Temat postu:

Mada napisał:
To brzmi jak spowiedź. Mimo że nie darzę obecnie Thomasa sympatią, muszę przyznać, że mi zaimponował. Trudno przyznać się do błędów i tak otwarcie o nich mówić.


Thomas bardzo się zmienił. To już nie ten sam pewny siebie, nieco zarozumiały młody mężczyzna. Można powiedzieć, że przeszedł przemianę i na pewno, jak napisałaś, wypije piwo, którego naważył.

Mada dziękuję za komentarz i poświęcony czas. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 168, 169, 170, 171, 172, 173  Następny
Strona 169 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin