|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:55, 03 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | - Na uspokojenie i jasność myśli. Wypij.
- Jestem spokojna – odparła Lizzy, po czym posłusznie opróżniła kubeczek i skrzywiwszy się dodała: - gorzkie.
- Ale skuteczne. Temu tam też by się przydało – powiedziała Kimama wskazując przez okno Petera Rucka nieruchomo siedzącego w bryczce.
- Komu? Peterowi?
- Tak. Wygląda jak totem z mojej rodzinnej wioski. |
Kimama jednym zdaniem (ale jakże trafnym) scharakteryzowała Petera.
ADA napisał: | - Mansi, ty sama ściągnęłaś na siebie i Tchórzliwego Kojota nieszczęście. |
Kimama w swych wyrokach nie oszczędza Lizzy, nie lituje się nad nią, po prostu wykłada kawę na ławę.
ADA napisał: | - Kiedy raz spróbowałaś wody z tej rzeki, nie będziesz już mogła żyć szczęśliwie z dala od niej.*) |
Piękne, prawdziwe i … smutne.
ADA napisał: | - Masz na myśli Petera? – spytała Lizzy uważnie przyglądając się kobiecie.
- Nie, choć on już na zawsze pozostanie związany z nazwiskiem Cartwright, z twoim nazwiskiem. |
Pewnie w kwestiach interesów, bo Lizzy na szczęście go nie chce, a nie przypuszczam, żeby Vicky zainteresowała się takim sztywniakiem. ******** Tak myślałam, dopóki nie przeczytałam odpowiedzi ADY do komentarzy koleżanek. Cóż, mówi się – trudno.
ADA napisał: | Najwyższa pora wracać do domu. Rodzice będą się niepokoić, a ten tam – machnęła ręką w stronę okna – zaraz porośnie mchem. |
Jak ona ładnie określa Petera. Jest jej tak obojętny, że aż serce się raduje.
ADA napisał: | Nim spadł na samo dno zdążył jeszcze zobaczyć mężczyznę jakby utkanego z mgły trzymającego na ręku jego córeczkę. Już kiedyś widział tego człowieka, ale gdzie i kiedy nie pamiętał. Tuż obok stała Chloe i patrzyła na niego z lękiem, ale też z ogromną nadzieją. Ta nadzieja pomału gasła w oczach kobiety. Ze smutkiem wyciągnęła ramiona mówiąc do mężczyzny, jakby utkanego z mgły: „Proszę, daj mi ją.” |
Ten sen jest niepokojący, zwłaszcza że występuje w nim Ash.
ADA napisał: | - Nie przesadzasz czasem? Obie są takie małe.
- Wiem, co mówię. Mam dłuższy ojcowski staż – odparł Paul z wyższością w głosie. |
Zaczyna się licytacją?
ADA napisał: | – Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – usłyszał w odpowiedzi. |
To tak jak ja.
ADA napisał: | - Niezupełnie, ale przynajmniej jej nie bili. Zresztą nie mieli, ku temu okazji, bo Chloe, jak tylko mogła schodziła im z oczu. Przez to wszystko zbliżyliśmy się do siebie i którejś nocy doszło, do czego doszło. Byłem jej pierwszym mężczyzną. Potem okazało się, że spodziewa się dziecka. Była przerażona, ale o nic mnie nie prosiła. Powiedziała, że za bardzo mnie kocha, żeby zmuszać mnie do małżeństwa. |
Smutna jest ta historia i kończy się źle, skoro Chloe już nie żyje, a Danny jest ścigany przez jej rodzinę.
ADA napisał: | Chloe okazała się wspaniałą gospodynią i dobrą żoną. Żebyś mógł zobaczyć ją w te dni. Zmieniła się, wyładniała. Stała się pewniejsza siebie. To już nie była ta zahukana, przerażona dziewczyna. Chloe okazała się osobą inteligentną z dużym poczuciem humoru. |
Czyli były też chwile szczęścia, które Danny będzie wspominał z sentymentem.
ADA napisał: | Wtedy stary Tremblay zaczął mi grozić. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, że ten drań chciał porwać Karen. Po pijanemu przechwalał się, że znalazł bogatych ludzi, którzy chętnie kupią od niego zdrowe, białe niemowlę. |
I to ma być dziadek? Ben Cartwright pewnie padłby trupem, gdyby usłyszał tę historię.
ADA napisał: | Sam z dzieckiem nie dałbym sobie rady, zwłaszcza, że pod koniec podróży czułem się naprawdę podle. |
Tak w ogóle, to dobrze, że on żywy dojechał do Virginia City. Ta ucieczka mogła skończyć się inaczej.
ADA napisał: | Jednego tylko żałuję, że nie potrafiłem pokochać jej tak mocno, jak na to zasługiwała…, bo widzisz Paul, ja ją na swój sposób kochałem. Nie tak szaleńczo, nie tak namiętnie jak Lizz, ale kochałem. To była dobra, spokojna miłość. Taka dobra jak Chloe. |
Dwie miłości, dwie różne kobiety. Może jeszcze nie wszystko stracone?
ADA, przeczytałam dwa odcinki za jednym zamachem. Chyba dobrze się stało, bo tworzą one spójną całość, więc dzięki temu zyskałam pełny obraz sytuacji. Pozostała jeszcze kwestia nieotworzonego listu. Dziwię się, że Paul nie zapytał brata o powód. Miał okazję wyjaśnić tę sytuację podczas rozmowy.
Pięknie wszystko opisałaś, uzupełniając opowieść ciekawostkami i faktami historycznymi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:51, 03 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Chloe miała straszne życie. Dzięki Danielowi zaznała, choć odrobiny szczęścia. Jednak to smutne, że odeszła. Tak już musi być.
Tremblay chyba tak łatwo nie odpuści i będzie szukał Danne'go. Ten człowiek nienawidzi Reeda za to, że śmiał go pouczać i widzi tylko zemstę na nim. To jedyne czego pragnie i, co go najbardziej obchodzi. Tylko czekać jak się pojawi, aż strach się bać, co będzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 13:52, 03 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | – Gdy wyjeżdżałem z Virginia City czułem tylko wściekłość, żal i ból. Wiedziałem jedno - ta, dla której gotów byłem oddać życie znowu mnie odtrąciła i podeptała moje serce. Nie powiedziała mi nawet, dlaczego, tylko po prostu przegoniła jak bezpańskiego psa. |
Faktycznie. Mógł poczuć się urażony
Cytat: | - Masz rację, była chora, tylko, że ja chciałem jej pomóc. Być przy niej, wspierać, pocieszać, gdy wszystko wydawało się jej jedną wielką rozpaczą. Nie dała mi szansy, po prostu nie dała. |
Nie tylko urażony. Odrzucony, potraktowany jak obcy, narzucający się człowiek. Musiało zaboleć
Cytat: | Mimo to gotów byłem żebrać o jedno jej spojrzenie. Jak wiesz dostałem cios między oczy. Jej ojciec jeszcze poprawił, pytając, po co właściwie przyjechałem. |
To już był kompletny nokaut
Cytat: | W ostatniej chwili zauważyłem, przy drzwiach mojego pokoju jakiś dziwny kształt. Wyciągnąłem broń, ale kształt tylko cicho jęknął. Pochyliłem się nad nim i wtedy rozpoznałem trzęsącą się, zwiniętą w kłębek córkę Tremblay’a, Chloe.
- To, ta, za którą się wstawiłeś?
- Tak. Była pobita. Zabrałem ją do pokoju, opatrzyłem… |
Biedactwo. Jak można bić kobietę
Cytat: | … Chloe, jak tylko mogła schodziła im z oczu. Przez to wszystko zbliżyliśmy się do siebie i którejś nocy doszło, do czego doszło. Byłem jej pierwszym mężczyzną. Potem okazało się, że spodziewa się dziecka. Była przerażona, ale o nic mnie nie prosiła. Powiedziała, że za bardzo mnie kocha, żeby zmuszać mnie do małżeństwa. |
I stało się. Pewnie na krótko zapomniał o Lizzy … a może chciał zapomnieć
Cytat: | … poszedłem do starego i poprosiłem o rękę jego córki Chloe. Nawet się nie sprzeciwił. Chyba już wtedy liczył na niezły zarobek. |
Daniel zachował się honorowo, ale tatuś … koszmar jakiś. Potwór
Cytat: | Wszystko pomału zaczęło się układać. Chloe okazała się wspaniałą gospodynią i dobrą żoną. Żebyś mógł zobaczyć ją w te dni. Zmieniła się, wyładniała. Stała się pewniejsza siebie. To już nie była ta zahukana, przerażona dziewczyna. Chloe okazała się osobą inteligentną z dużym poczuciem humoru. |
Okazało się, że Daniel zupełnie dobrze wybrał … a raczej los mu zesłał dobrą, atrakcyjną kobietę
Cytat: | Pogrzeb Chloe, awanturę z jej ojcem i bratem, którzy zażądali ode mnie pieniędzy za śmierć, jak to się wyrazili „ukochanej córki i siostry”. Powiedziałem im, że nic nie dostaną, a za to jak traktowali Chloe to powinni w piekle się smażyć. Wtedy stary Tremblay zaczął mi grozić. |
Istne stado hien, a nie kochająca rodzina
Cytat: | … dowiedziałem się, że ten drań chciał porwać Karen. Po pijanemu przechwalał się, że znalazł bogatych ludzi, którzy chętnie kupią od niego zdrowe, białe niemowlę. |
Na zdobycie tytułu Dziadka Roku to on nie ma szans
Cytat: | - Jedno chciałbym jeszcze wiedzieć, czy ze strony tych ludzi coś wam grozi?
- Sam nie wiem. W porcie, w Vancouver wydawało mi się, że widziałem starego Tremblay’a. Jeżeli to faktycznie był on, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że dowiedział się, dokąd uciekłem. |
Obawiam się, że „ukochany” teść i szwagier przysporza Danielowi sporo kłopotów. To … hieny
Cytat: | Spytała mnie, czy miałaby u mnie szanse gdyby nie Lizz.
- Wiedziała o Elizabeth?
- Tak. Mówiłem o niej przez sen. |
Prawdomówny facet? Nic nie ukrywa
Cytat: | - Co odpowiedziałeś żonie?
- Że ważne jest tu i teraz, a teraz ją kocham. Ją i Karen.
- Uwierzyła?
- Mam nadzieję, że tak. Jednego tylko żałuję, że nie potrafiłem pokochać jej tak mocno, jak na to zasługiwała…, bo widzisz Paul, ja ją na swój sposób kochałem. Nie tak szaleńczo, nie tak namiętnie jak Lizz, ale kochałem. To była dobra, spokojna miłość. Taka dobra jak Chloe. |
Jednak co nieco ukrywał. Cóż, pewnie typowe. Każdy ma jakieś małe sekrety … lub większe
Bardzo ciekawa opowieść, pełna emocjonujących momentów. Trochę się wyjaśniło. Bardzo żal mi Chloe. Dobrze, że dziewczyna spędziła trochę czasu z Danielem i była szczęśliwa. Krótko, ale była. Czekam niecierpliwie na wyjaśnienie, dlaczego Daniel nie przeczytał listu od Lizzy? Może to coś przyspieszy? Stanie się kamyczkiem poruszającym lawinę … uczuć? W każdym razie było bardzo dramatycznie, przez moment rodzinnie. Świetnie opisane wredne typy. Całość bardzo starannie opracowana. Sporo faktów historycznych autorka nam przekazała w interesującej formie. Wypadło jak zwykle super
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:03, 03 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Mada napisał: | Ten sen jest niepokojący, zwłaszcza że występuje w nim Ash. |
Właśnie chodziło mi o wywołanie niepokoju. Może przypominasz sobie, że w jednym z odcinków była informacja o pewnym wyjeździe służbowym Ash'a. Być może była to Kanada
Mada napisał: | Pozostała jeszcze kwestia nieotworzonego listu. Dziwię się, że Paul nie zapytał brata o powód. |
Zapewniam, że ta kwestia zostanie wyjaśniona
Camila napisał: | Chloe miała straszne życie. Dzięki Danielowi zaznała, choć odrobiny szczęścia. |
To prawda. Zresztą Daniel nigdy nie zapomni o Chloe. Ma przecież z nią córkę. Będzie miał też wyrzuty sumienia, że nie zrobił więcej, żeby ocalić żonę. Pociechą będzie mu świadomość, że przez ostatnie miesiące życia była prawdziwie szczęśliwa. To jednak, dopiero po jakimś czasie, ktoś mu uświadomi.
Ewelina napisał: | Obawiam się, że „ukochany” teść i szwagier przysporza Danielowi sporo kłopotów. To … hieny |
To, całkiem możliwe... niestety
Ewelina napisał: | Czekam niecierpliwie na wyjaśnienie, dlaczego Daniel nie przeczytał listu od Lizzy? Może to coś przyspieszy? Stanie się kamyczkiem poruszającym lawinę … uczuć? |
O liście oczywiście jeszcze będzie i zapewniam, że lawina ruszy
Koleżanki serdecznie dziękuję za przemiłe komentarze. Wasze uwagi zawsze stanowią dla mnie inspirację do dalszego pisania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:48, 05 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
***
Madison stała oparta plecami o ścianę tuż przy drzwiach pokoju, w którym leżał ranny Daniel. Po jej twarzy spływały łzy. Słyszała większość opowieści szwagra i serce ścisnęło jej się z bólu. Żal było jej Danny’ego i jego maleńkiej córeczki, która tak wcześnie straciła matkę. Żal było jej Chloe, żony Daniela, która w swym krótkim życiu doświadczyła tyle bólu i upokorzenia. I to, od kogo? Od najbliższych jej osób. Tego Madison nie była w stanie zrozumieć, zwłaszcza, że sama miała kochającą rodzinę. Żal było jej wreszcie Elizabeth Cartwright, która była jej przyjaciółką i której losy tak bardzo się pogmatwały.
Madison wiedziała, że nie powinna przysłuchiwać się rozmowie braci. Zwierzenia Danny’ego nie były przeznaczone dla niej. Nie mogła jednak ruszyć się z miejsca. Stała jak porażona i tylko łzy wciąż płynęły jej po policzkach.
- Co ty tu robisz? – dobiegł ją cichy szept męża.
- Och, Paul przepraszam. Niosłam właśnie podwieczorek dla Danny’ego, gdy usłyszałam jego opowieść. Ja was nie podsłuchiwałam.
- Wiem, kochanie. Uspokój się – odparł cichym, łagodnym głosem. - Chodźmy do salonu i pozwólmy odpocząć mojemu bratu.
Po chwili małżonkowie siedzieli przy stole. Madison podała zimną lemoniadę, bowiem lato, choć miało się ku końcowi nadal było upalne.
- Paul, nie wiedziałam, że Danny ci się zwierza. Chciałam się wycofać, ale jego opowieść tak mną wstrząsnęła, że nie miałam siły odejść. - Madison ciężko westchnęła patrząc na męża.
- Przecież nie mam do ciebie pretensji i doskonale wiesz, że i tak wszystko bym ci opowiedział – Paul uśmiechnął się i poklepał żonę po dłoni.
- Nie jestem pewna, czy Daniel byłby z tego zadowolony.
- Jesteś moją żoną, a on moim bratem. Stanowimy rodzinę, a rodzina powinna wiedzieć o sobie wszystko, no prawie wszystko – uśmiechnął się ponownie, mrugając okiem do żony.
- To ulżyło mi, bo nie chciałabym żebyś pomyślał, że masz wścibską żonę – odparła Madison.
- Nigdy tak nie pomyślę, kochanie.
- Paul i co teraz będzie z Danielem i Karen. Gdzie oni się podzieją?
- Na razie mogą zostać tutaj. Po naszej przeprowadzce dom i tak będzie stał pusty. Potem zobaczymy. Wreszcie Danny ma dom, ranczo…
- Ale to dom, który zbudował dla Lizzy. Myślisz, że zechce, że będzie mógł tam zamieszkać.
- Tego nie wiem, ale nie pozwolę mu nigdzie wyjechać. Ma przecież maleńkie dziecko.
- Masz rację – przyznała Madison i zmrużywszy oczy spytała: - Paul, czy Danny pytał o Elizabeth?
- Właściwie nie. Wspomniał jej imię, ale tylko, dlatego, że jego wyznanie tego wymagało.
- A list?
- List? – Paul zrobił zdziwioną minę.
- No nie udawaj, że zapomniałeś. Chodzi o list Elizabeth do twojego brata. Nie dałeś mu go?
- Zapomniałem, naprawdę zapomniałem. A poza tym, nie mógłbym mu teraz o nim powiedzieć. Jak to sobie wyobrażasz? Po całej tej wstrząsającej historii miałem wcisnąć mu list i zapytać, dlaczego go nie przeczytał.
- No, tak. Sytuacja jest patowa. – Westchnęła Madison. – Kochanie, ale czy ci się to podoba, czy nie musisz mu dać list Lizzy. To, co z nim zrobi to już jego sprawa.
- Dobrze, ale nie dziś. Może jutro. Dajmy mu odetchnąć. Danny tak wiele przeszedł. Stracił żonę.
- Myślisz, że on naprawdę ją kochał.
- Tak. Tak właśnie myślę.
- Biedna Lizzy. Wiesz, że ona wciąż kocha twojego brata?
- Wiem i Madison błagam cię nad wszystko nie wtrącaj się w ich sprawy. Jeżeli mają być ze sobą to będą. Nie chcę, żeby Danny znowu cierpiał, bo tym razem może tego nie wytrzymać.
Madison kiwnęła głową na znak, że rozumie powagę sytuacji. Siedzieli w ciszy patrząc na siebie z miłością. Paul w duszy po raz setny dziękował Opatrzności za Madison. Ona myślała dokładnie o tym samym i kochała męża, o ile to możliwe, jeszcze mocniej i namiętniej.
- Paul, a co będzie z naszą przeprowadzką? Nie chcę nalegać, ale chciałabym wiedzieć, jaka jest twoja decyzja. Jeżeli mamy jeszcze trochę tu pomieszkać, to niektóre rzeczy musimy rozpakować.
- Myślę, że do końca tygodnia zostaniemy. Jutro porozmawiam z Dannym. Trzeba będzie poszukać mu opiekunki do dziecka.
- Posłuchaj, a może Danny zamieszka z nami. Będę miała pewność, że z Karen jest wszystko w porządku. Nie darowałabym sobie, gdyby małej coś się stało. Poza tym świeże powietrze, cisza, brak życzliwych, ale bardzo wścibskich mieszkańców Virginia City pozwoli twojemu bratu szybciej dojść do równowagi.
- Może i masz rację, ale czy dasz sobie radę? – Paul potarł dłonią brodę.
- Oczywiście, że dam sobie radę. Masz wątpliwości?
- Oczywiście, że nie – odparł, przedrzeźniając żonę. Ona zrobiła zagniewaną minę, po czym roześmiała się kręcąc z politowaniem głową.
- Poważnie mówiąc, to towarzystwo twojego brata wcale mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie.
- Wręcz przeciwnie? – spytał, a na jego twarzy zagościło zdziwienie. - Nie bardzo rozumiem. Możesz mi to wytłumaczyć.
- Otóż, odkąd wszedłeś w spółkę z Adamem masz dla mnie i dla Eve nieco mniej czasu…
- Ależ kochanie…
- Proszę nie przerywaj mi. Teraz wolałabym nie być sama w domu. – Madison spojrzał na męża z tajemniczym uśmiechem i zaczerpnąwszy powietrza powiedziała jednym tchem: - Bo widzisz Paul, ja jestem przy nadziei. Będziemy mieć dziecko.
- Dziecko? – twarz mężczyzny w ułamku sekundy pojaśniała. Zerwał się gwałtownie z krzesła i uklęknął przy żonie obejmując ją i tuląc do siebie. – Kochana moja – szeptał – jestem taki szczęśliwy. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham. Dziecko! Nasze drugie dziecko! Eve będzie miała brata lub siostrę! Och, uwielbiam cię!
- Wariat – śmiała się Madison – prawdziwy z ciebie wariat.
- Ale bardzo szczęśliwy i bardzo zakochany – odparł Paul całując żonę.
- A, co tu się dzieje? Czyżby mnie coś ominęło? – spytał słabym jeszcze głosem Danny, który zmuszony przez córeczkę do wyprawy po suchą pieluszkę pojawił się właśnie w salonie.
- Zostaniesz stryjkiem, braciszku – odparł z dumą Paul.
- Jestem już – Danny udał, że nie rozumie, o co chodzi.
- Ale zostaniesz znowu – fuknął Paul groźnie marszcząc brwi – i tym razem dopilnuję, żebyś został ojcem chrzestnym.
- Z chęcią nim zostanę i szczerze gratuluję.
- A, co ty właściwie tu robisz? – zainteresował się wreszcie Paul – Miałeś leżeć i odpoczywać.
- Tak, ale moja córka uznała, że potrzebuje zmiany pieluszki. Madison – jęknął błagalnie – mogłabyś mi pomóc. Dużo tam tego, a ja z jedną ręką…
- Już dobrze. Zaraz przyjdę i przewinę małą.
- Tylko wiesz Madison, ona trochę…
- Wiem. Trzeba ją umyć – odparła uśmiechając się serdecznie. – Zaraz przyjdę.
***
Jak niewiele trzeba w życiu, żeby być szczęśliwym i jak niewiele musi się wydarzyć, żeby to szczęście stracić – pomyślała Lizzy przerzucając bezmyślnie strony ukochanej powieść zatytułowanej „Klub Pickwicka” autorstwa pana Charlesa Dickensa. Swego czasu ojciec mówił jej o wizycie w Virginia City tego znanego, a niestety zmarłego już pisarza*). Na to wspomnienie dziewczyna pokręciła głową i łagodny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nikt tak, jak ojciec nie potrafił barwnie i ze swadą opowiadać. To dzięki niemu i jego łagodnej zachęcie sięgała po najciekawsze książki. Uwielbiała za to ojca, tak jak reszta jej rodzeństwa. Teraz jednak nie miała, ani chęci, ani nastroju na lekturę. Westchnąwszy, zamknęła książkę i odłożyła ją na stolik. Przymknęła oczy. Odkąd zobaczyła Daniela wysiadającego z dyliżansu nie mogła skupić się na niczym. Myślała tylko o nim i czuła, jak sprawia jej to fizyczny ból. Gdyby można było cofnąć czas, to ona Elizabeth Cartwright oddałaby za to wszystko. Czasu jednak cofnąć nie można i Lizzy uznała, że straciła bezpowrotnie miłość swego życia. Od kilku dni nie opuszczała rancza bojąc się przypadkowego spotkania z byłym narzeczonym i jego rodziną. Nie mogłaby znieść ich widoku. Szczególnie tej kobiety, która jest jego żoną. Czy też tak kochaną, jak kiedyś ona? Do tego jeszcze dziecko, dziecko Daniela, którego ona, Lizzy, mogłaby przecież być matką. Poczuła pod powiekami wzbierające łzy.
- Lizzy skarbie, zamiast męczyć się w fotelu powinnaś położysz się u siebie na górze. – Adam Cartwright położył dłoń na ramieniu córki. – Źle się czujesz?
- Nic mi nie jest tatusiu – Lizzy otworzyła oczy i uśmiechnęła się – to raczej ty powinieneś odpoczywać. Już zapomniałeś, co powiedział doktor Stone?
- Nie zapomniałem, kochanie – odparł Adam, siadając w fotelu naprzeciwko córki. – To prawda, że upały dają mi się nieźle we znaki, ale jeszcze kilka tygodni i zrobi się chłodniej.
- Tatusiu, ale ja mówię o tym, że za dużo pracujesz.
- Wydaje ci się. Przecież ranczem zarządza twój brat i naprawdę świetnie sobie z tym radzi.
- Nie chodzi mi o ranczo, tylko o tartaki i kopalnię. Mamusia powiedziała, że za dużo poświęcasz im uwagi, a przedwczoraj wróciłeś do domu bardzo zdenerwowany i na efekty nie trzeba było długo czekać. Musieliśmy wzywać doktora Stone.
- Zupełnie niepotrzebnie – mruknął Adam. – A w ogóle czy ty, aby nie przesadzasz z tą troskliwością moja panno? To zdaje się nie twoja rola.
- Mama jest w kościele z resztą rodziny. Przykazała mi, że mam ciebie pilnować i to właśnie robię.
- Ale mnie nie trzeba pilnować, tak jak twojego bratanka – odparł przekornie Adam.
- Czasem odnoszę wrażenie, że z nim jest o wiele mniej kłopotów.
- Czyżbym słyszał sarkazm w głosie mojej córeczki? – Adam przekrzywił lekko głowę z rozbawieniem przyglądając się Lizzy. – Nawet nie wiesz moja droga, jak bardzo jesteś w tym podobna do swojej mamy.
- Och, tatku, czy to źle, że martwimy się o ciebie? Miałeś mniej pracować. Podobno Paul miał ci pomóc. Wszedł w spółkę i co? Nadal sam doglądasz tartaków.
- Przecież wiesz, że Paul dopiero się uczy, a do końca miesiąca pełni funkcję szeryfa. Może od października sam zacznie zarządzać częścią spółki. Poza tym ma na głowie brata.
- Tak, tak. Brata, żonę brata i jego dziecko – ironizowała Lizzy.
- O taki brak współczucia nie podejrzewałem ciebie, córeńko – Adam zdziwiony spojrzał na dziewczynę.
- Nie rozumiem tatusiu, o co ci chodzi.
- O twój stosunek do Daniela Reeda. To prawda, że wasze rozstanie do najmilszych nie należało, ale powinnaś uszanować tragedię, jaka go spotkała – odparł Adam głosem bardziej surowym niż zamierzał.
Lizzy przez chwilę z niedowierzaniem patrzyła na ojca, a potem jak oparzona zerwała się z fotela.
- O czy mówisz tato? Jak tragedia? – pytała gorączkowo.
- Myślałem, że wiesz. Powiedziałaś nam, że on przyjechał, potem rozpłakałaś się, a my z mamą nie chcieliśmy cię naciskać…
- Tato, co mu się stało? Na litość boską powiedz mi! – krzyczała nieomal wpadając w histerię.
- Uspokój się natychmiast i usiądź. – Adam podniósł głos. Lizzy zamilkła i posłusznie wykonała polecenie. Siedziała bez ruchu rozpaczliwie wpatrując się w ojca.
- Żona Daniela nie żyje – zaczął, podczas gdy wstrząśnięta Lizzy uniosła dłonie do ust. – On wraz z dzieckiem musiał uciekać. Podczas ucieczki został ranny. Na szczęście niegroźnie.
- Nie mogę uwierzyć tatusiu. Przecież widziałam, jak wysiadali z dyliżansu. Ta kobieta trzymała maleńkie dziecko na rękach. Daniel pochylał się nad nim…
- Ta kobieta to krewna Lawsonów. Spotkali się w drodze i ona pomagała mu przy dziecku.
- Ale, co się stało? Dlaczego żona Danny’ego umarła?
- Miała zapalenie płuc.
- To tak jak stryj Joe. On przecież z tego wyszedł – powiedziała Lizzy jakby sama do siebie.
- Tak kochanie, ale stryj Joe miał świetną opiekę i dużo szczęścia. Żona Daniela tego nie miała – odparł ze smutkiem.
- Tatusiu, ja naprawdę nic nie wiedziałam.
- Wierzę ci skarbie.
- Jak sądzisz powinnam Danielowi złożyć kondolencje? – spytała niepewnie.
- Wybacz Lizzy, ale nie mogę ci nic doradzić. Sama musisz podjąć decyzję.
***
-----------------------------------------------------------------------------------
*) Charles Dickens żył w latach 1812 – 1870.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 8:11, 06 Kwi 2016, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:23, 06 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
ADA, jeszcze nie odpoczęłam na tyle, by stać mnie było na obszerniejszy komentarz, ale śledzę z zapartym tchem losy bohaterów tego fanfiku!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 1:57, 07 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Madison wiedziała, że nie powinna przysłuchiwać się rozmowie braci. Zwierzenia Danny’ego nie były przeznaczone dla niej. Nie mogła jednak ruszyć się z miejsca. Stała jak porażona i tylko łzy wciąż płynęły jej po policzkach. |
Madison bardzo się wzruszyła. Daniel tyle wycierpiał. Przecież to brat jej ukochanego męża
Cytat: | …Danny ma dom, ranczo…
- Ale to dom, który zbudował dla Lizzy. Myślisz, że zechce, że będzie mógł tam zamieszkać. |
Rzezywiście. Danny może mieć opory. Te bolesne wspomnienia
Cytat: | - A list?
- List? – Paul zrobił zdziwioną minę.
- No nie udawaj, że zapomniałeś. Chodzi o list Elizabeth do twojego brata. Nie dałeś mu go?
- Zapomniałem, naprawdę zapomniałem. |
Ach! Ci faceci. Zawsze zapominają o najważniejszej rzeczy
Cytat: | - Proszę nie przerywaj mi. Teraz wolałabym nie być sama w domu. – Madison spojrzał na męża z tajemniczym uśmiechem i zaczerpnąwszy powietrza powiedziała jednym tchem: - Bo widzisz Paul, ja jestem przy nadziei. Będziemy mieć dziecko. |
Có za radosna nowina. Paul oszaleje ze szczęścia
Cytat: | - Zostaniesz stryjkiem, braciszku – odparł z dumą Paul.
- Jestem już – Danny udał, że nie rozumie, o co chodzi.
- Ale zostaniesz znowu – fuknął Paul groźnie marszcząc brwi – i tym razem dopilnuję, żebyś został ojcem chrzestnym.
- Z chęcią nim zostanę i szczerze gratuluję. |
Daniell też się ucieszył. Ciekawe kogo wybiorą na matkę chrzestną? Miałabym pewna koncepcję
Cytat: | … pomyślała Lizzy przerzucając bezmyślnie strony ukochanej powieść zatytułowanej „Klub Pickwicka” autorstwa pana Charlesa Dickensa. |
Lizy lubi te same książki co jej tata
Cytat: | Odkąd zobaczyła Daniela wysiadającego z dyliżansu nie mogła skupić się na niczym. Myślała tylko o nim i czuła, jak sprawia jej to fizyczny ból. Gdyby można było cofnąć czas, to ona Elizabeth Cartwright oddałaby za to wszystko. Czasu jednak cofnąć nie można i Lizzy uznała, że straciła bezpowrotnie miłość swego życia. |
Biedna Lizzy nadal bardzo kocha Daniela
Cytat: | Od kilku dni nie opuszczała rancza bojąc się przypadkowego spotkania z byłym narzeczonym i jego rodziną. Nie mogłaby znieść ich widoku. Szczególnie tej kobiety, która jest jego żoną. Czy też tak kochaną, jak kiedyś ona? Do tego jeszcze dziecko, dziecko Daniela, którego ona, Lizzy, mogłaby przecież być matką. Poczuła pod powiekami wzbierające łzy. |
Nie opuszcza rancza, to i nie zna najświeższych nowin
Cytat: | - Ale mnie nie trzeba pilnować, tak jak twojego bratanka – odparł przekornie Adam.
- Czasem odnoszę wrażenie, że z nim jest o wiele mniej kłopotów. |
Jak widać sarkazm jest jednak dziedziczny
Cytat: | - Przecież wiesz, że Paul dopiero się uczy, a do końca miesiąca pełni funkcję szeryfa. Może od października sam zacznie zarządzać częścią spółki. Poza tym ma na głowie brata.
- Tak, tak. Brata, żonę brata i jego dziecko – ironizowała Lizzy.
- O taki brak współczucia nie podejrzewałem ciebie, córeńko – Adam zdziwiony spojrzał na dziewczynę.
- Nie rozumiem tatusiu, o co ci chodzi. |
No tak, Adam nie wie, że ona nie wie
Cytat: | - O twój stosunek do Daniela Reeda. To prawda, że wasze rozstanie do najmilszych nie należało, ale powinnaś uszanować tragedię, jaka go spotkała – odparł Adam głosem bardziej surowym niż zamierzał.
Lizzy przez chwilę z niedowierzaniem patrzyła na ojca, a potem jak oparzona zerwała się z fotela.
- O czy mówisz tato? Jak tragedia? – pytała gorączkowo.
- Myślałem, że wiesz. Powiedziałaś nam, że on przyjechał, potem rozpłakałaś się, a my z mamą nie chcieliśmy cię naciskać… |
Teraz Adam już wie, że Lizzy nie wie
Cytat: | - Żona Daniela nie żyje – zaczął, podczas gdy wstrząśnięta Lizzy uniosła dłonie do ust. – On wraz z dzieckiem musiał uciekać. Podczas ucieczki został ranny. Na szczęście niegroźnie. |
I teraz wszystko jasne. Danny jest wdowcem
Cytat: | - Tatusiu, ja naprawdę nic nie wiedziałam.
- Wierzę ci skarbie.
- Jak sądzisz powinnam Danielowi złożyć kondolencje? – spytała niepewnie.
- Wybacz Lizzy, ale nie mogę ci nic doradzić. Sama musisz podjąć decyzję. |
Chyba odzyskała nadzieję … cóż, często po smutnych przychodzą pogodne dni
Bardzo dobry odcinek. Może mało dynamiczny, ale wiele wyjaśnia i stanowi „otwarcie” dalszego ciągu. Dodam bardzo interesujące i obiecujące otwarcie. Całość jak zwykle bardzo starannie opracowana, wraz z detalami „z epoki”, ciekawe dialogi, razem … miodzio
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 1:59, 07 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:52, 07 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Lucy, miło mi, że czytasz moje opowiadanie
Ewelino serdecznie dziękuję za obszerny i bardzo sympatyczny komentarz. Ewelina napisał: | Daniell też się ucieszył. Ciekawe kogo wybiorą na matkę chrzestną? Miałabym pewna koncepcję |
Chętnie ją poznam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:31, 07 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Może Lizzie zostałaby zaproszona na matę chrzestną przyszłego Paulątka?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:41, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Patrzył na pobladłe oblicze milczącej dziewczyny i zastanawiał się, czy zaraz mu nie zemdleje. Dopiero miałby pasztet. Prawdę mówiąc mdlejących niewiast bał się jak ognia.Wciąż jeszcze pamiętał swoją matkę tracącą przytomność na zawołanie. Odkąd sięgał pamięcią jego matka „słabowała” i nie mogła zajmować się domem i dziećmi tak jakby chciała. |
Ot i zagadka powoli się rozwiązuje…. Czy poznamy powody nieprzyjemnego zachowania łosia?
ADA napisał: | Nic, więc dziwnego, że stan panny Cartwright mocno go zaniepokoił i na myśl, że musiałby ją cucić, oblał go zimny pot.
- Na pewno nic pani nie dolega? – spytał ściągając lekko lejce zmuszając tym samym konie do wolniejszego biegu.
- Nie. I niech pan z łaski swojej tak się nie zamartwia. Nie spadnę z bryczki – odparła ironicznie Lizzy szarpiąc nerwowo koronkę białej batystowej chusteczki.
- Zapytałem tylko – Peter spojrzał na kobietę spod oka. – Nie musi pani być taka opryskliwa.
- Będę, jeśli tak mi się spodoba. Nic panu do tego – fuknęła ze złością Lizzy. |
Takim zachowaniem Lizz …nieco opryskliwym Peter sobie zasłużył więc nie powinien zgłaszać pretensji.
ADA napisał: | - I, co pan się tak gapi? Nie widział pan płaczącej kobiety? |
Taaa….nie widział.
ADA napisał: | Ruck z dziwnym i zupełnie niezrozumiałym dla niego ociąganiem puścił wreszcie dłoń panny Cartwright. |
Uuuuu….czyżby poza czystą kalkulacją w Peterze zaczęło coś kiełkować?
ADA napisał: | - Karen mnie potrzebuje. Muszę być przy niej, bo inaczej będzie płakać. Jest jeszcze taka malutka. |
Danny przesadza. To nie pierwsze dziecko na tym świecie. Ale widać, że kocha córeczkę ponad zycie….to słodkie.
ADA napisał: | - Rana nie zagraża życiu, choć nie wygląda najlepiej. Mamy jeszcze lato, a takie rany jak ta, szczególnie w czasie upałów źle się goją. Do tego pacjent ma gorączkę. W nocy powinien pan przy nim czuwać, szeryfie. |
Wieści są stabilne, a Danny to twardy facet.
ADA napisał: | - Jak to, czego? – Lizzy zrobiła ogromne oczy. – Rady, pomocy. On tu jest. Rozumiesz? |
Ja rozumiem i miotam się….
ADA napisał: |
- Mansi, ty sama ściągnęłaś na siebie i Tchórzliwego Kojota nieszczęście. |
Mocne słowa.
ADA napisał: | - Wiem – przerwała jej Kimama. – To duchy przez ciebie mówiły. Cienie tych, którzy chcieli cię skrzywdzić, ale też tych, którzy Cię kochali. |
To trochę łagodzi… „cios” pierwszego stwierdzenia.
ADA napisał: | - On kocha ciebie i ty go kochasz, tylko wciąż się mijacie. |
Święte słowa, święte…. Tylko co z tego? My to wiemy, Lizzy wie, Kimama…eeee…..do kitu… tyle dylematów.
ADA napisał: | - Nie, choć on już na zawsze pozostanie związany z nazwiskiem Cartwright, z twoim nazwiskiem. |
Ale azali tylko w związku z interesami czy jak?
ADA napisał: | - Jedź już Mansi. I jeszcze jedno… twój towarzysz to dobry człowiek, tylko bardzo, bardzo zagubiony. Jeśli zechcesz możesz mu pomóc. |
To tylko bardziej gmatwa sprawę… a ja się bardzo miotam…..
ADA napisał: | - Tak. Przynieś mi moje dziecko – powiedział Danny trochę spokojniejszym, ale stanowczym głosem. |
Ulala…ależ on nerwowy.
ADA napisał: |
- Już dobrze – odparł pojednawczo Danny. – Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko – usłyszał w odpowiedzi. |
Otóż to! Zamieniam się w słuch.
ADA napisał: | - Chcesz mi powiedzieć, że dlatego zaciągnąłeś się do kanadyjskiej Policji Konnej.
- Dokładnie do Północno-Zachodniej Policji Konnej. A, co miałbyś, coś przeciwko temu? |
Brzmi to tak jakby Danny szukał guza….
ADA napisał: | - Jasne. Po zawrotnej karierze szeryfa stanowego, zostałeś szkarłatną kurtką – odparł Paul. – Nasz ojciec przewraca się w grobie. |
Oj tam, oj tam…. Ja tam widzę Danny’ego w seksownej szkarłatnej kurtałce.
ADA napisał: | Właścicielem hotelu był niejaki Liam Tremblay. Krępy, żylasty, z małymi świdrującymi oczkami, w których mogłeś zobaczyć niczym nieskrywaną chciwość. |
Ależ opis….już mam ochotę wsadzić go do celi.
ADA napisał: | Miał żonę równie atrakcyjną, co on i dwoje dzieci. Dwudziestoletniego syna i młodszą córkę, która usługiwała zapijaczonym klientom tatusia. Któregoś dnia byłem świadkiem, jak Tremblay zaczął szturchać dziewczynę, bo nie była dość miła dla jednego z tych obwiesiów. |
O matko… nóż w kieszeni sam się otwiera…
ADA napisał: | Przez to wszystko zbliżyliśmy się do siebie i którejś nocy doszło, do czego doszło. Byłem jej pierwszym mężczyzną. Potem okazało się, że spodziewa się dziecka. Była przerażona, ale o nic mnie nie prosiła. Powiedziała, że za bardzo mnie kocha, żeby zmuszać mnie do małżeństwa. |
Historia Chloe jest po prostu smutna i przerażająca. W tej perspektywie zupełnie inaczej brzmią słowa „Danny ożenił się.”
ADA napisał: | … Chloe okazała się wspaniałą gospodynią i dobrą żoną. Żebyś mógł zobaczyć ją w te dni. Zmieniła się, wyładniała. Stała się pewniejsza siebie. To już nie była ta zahukana, przerażona dziewczyna. Chloe okazała się osobą inteligentną z dużym poczuciem humoru. Kiedyś wyznała mi z zawstydzeniem, że nie umie czytać, a pisać potrafi jedynie swoje imię i nazwisko. Poprosiła mnie, żebym ją nauczył, bo nie chce przynieść wstydu naszemu dziecku. |
Opowieść Daniela dowodzi, że miłość może mieć wiele obliczy. Cieszę się, że potrafili się nawzajem uszczęśliwić.
ADA napisał: | Zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Przezornie nic nie powiedzieliśmy jej rodzinie. |
Tu się akurat nie dziwię.
ADA napisał: | Umarła w moich ramionach. Cicho, bez skargi. |
To już po prostu skandaliczny pech.
ADA napisał: | Tam z kolei spotkałem panią Owen, która jechała do Virginia City, do krewnych. Tak nawiasem mówiąc muszę jej podziękować. Sam z dzieckiem nie dałbym sobie rady, zwłaszcza, że pod koniec podróży czułem się naprawdę podle. |
Całą akcję z „ucieczką” Dannyego opisałaś niesamowicie obrazowo ADA. Czytałam z zapartym tchem. Szczęście w nieszczęściu, że i odrobina wsparcia pojawiła się niespodziewanie.
ADA napisał: | - Sam nie wiem. W porcie, w Vancouver wydawało mi się, że widziałem starego Tremblay’a. |
Czyżby kłopotów ciąg dalszy nastąpi?
ADA napisał: | Pewnie będziesz się ze mnie śmiał, ale powiem ci, że przez cały czas miałem dziwne wrażenie, jakby ktoś nam pomagał. Wręcz czułem czyjąś obecność. Może to była Chloe. |
A może nasz kolega Ash?
ADA napisał: | - Mam nadzieję, że tak. Jednego tylko żałuję, że nie potrafiłem pokochać jej tak mocno, jak na to zasługiwała…, bo widzisz Paul, ja ją na swój sposób kochałem. Nie tak szaleńczo, nie tak namiętnie jak Lizz, ale kochałem. To była dobra, spokojna miłość. Taka dobra jak Chloe. |
ADA napisał: | - Jesteś moją żoną, a on moim bratem. Stanowimy rodzinę, a rodzina powinna wiedzieć o sobie wszystko, no prawie wszystko – uśmiechnął się ponownie, mrugając okiem do żony.
- To ulżyło mi, bo nie chciałabym żebyś pomyślał, że masz wścibską żonę – odparła Madison. |
E tam, na pewno by tak nie pomyślał.... za bardzo ją kocha.
ADA napisał: | - A list?
- List? – Paul zrobił zdziwioną minę.
- No nie udawaj, że zapomniałeś. Chodzi o list Elizabeth do twojego brata. Nie dałeś mu go?
- Zapomniałem, naprawdę zapomniałem. |
Mam nadzieję, że zapomniał..... Mam wrażenie, że przeczytanie listu może być kluczowe.
ADA napisał: |
- Nie zapomniałem, kochanie – odparł Adam, siadając w fotelu naprzeciwko córki. – To prawda, że upały dają mi się nieźle we znaki, ale jeszcze kilka tygodni i zrobi się chłodniej. |
A tak nawiasem pytając....co u Asha?
ADA napisał: | - Jak sądzisz powinnam Danielowi złożyć kondolencje? – spytała niepewnie.
- Wybacz Lizzy, ale nie mogę ci nic doradzić. Sama musisz podjąć decyzję. |
Ulala....ciężki orzech do zgryzienia,
nie chodzi o kondolencje, ale sam fakt spotkania, W końcu musi do tego dojść... i jak wypadnie? Chłodno? Uprzejmie? Skoczą sobie do gardeł? Same pytania.
Przedostatni fragment , smutny, wiele wyjaśniający. ADA wszystkie fragmenty są cudowne, czytałam w napięciu, ciekawostki wplecione w tekst, skomplikowane relacje bohaterów, mnogość a przy tym wszystko poukładane i powiązane w sposób nie budzący wątpliwości. Gratulacje! A oto lista pytań…. Ekm…ekm…
1. Ten pijany idiota wpadł na ślad Dannyego czy nie?
2. Co z Lizz ? Kogo wybierze? O ile będzie brana taka opcja.
3. Co z łosiem Peterem? Nie żebym go polubiła jakoś masakrycznie, ale przyznaję coś mną tam targa o wewnątrz.
4. Czy Ash będzie zapracowany w najbliższym czasie?
W zasadzie ciągle kibicuję Danielowi i Lizz, ale mam wrażenie, że wszystkie relacje są tak zagmatwane, że nic już nie będzie takie samo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:14, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Aga serdecznie dziękuję za obszerny i wnikliwy komentarz. Tylko nie wiem, jakich mam Ci udzielić odpowiedzi. Jak za dużo powiem - będzie źle, jak za mało - również. No, ale spróbujmy
Pytanie nr 1
Ale azali tylko w związku z interesami czy jak?
Odp.
Związek "Łosia" nie będzie wynikał z interesów... chyba
Pytanie nr 2
A tak nawiasem pytając....co u Asha?
Odp.
Jak to co? Jest przecież w Ponderosie
Odpowiedzi na pytania dodatkowe
1. Nie wiem
2. Nie wiem.
3. Tu coś wiem, ale nie powiem
4. Być może
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:46, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
ADA jednym słowem powiedziałaś tyle co nic.... kiedy kolejny odcinek zatem? odpowiedź nr 3 budzi moje zmiotane odczucia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 21:06, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | odpowiedź nr 3 budzi moje zmiotane odczucia. |
Nie dość, ze zmotane, to jeszcze się wyspać nie mogą...
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 21:11, 10 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:07, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Aga, poruszona Twoimi "zmiotanymi uczuciami" wklejam kolejny fragment opowiadania w którym jest nawiązanie do jednego z odcinków "Bonanzy". Ciekawa jestem, czy zgadniecie, o który odcinek chodzi.
***
Boston, 1 sierpnia 1879 r.
Kochany mój, najmilszy,
wiem, że żadne słowa nie zdołają wynagrodzić tego, co Ci zrobiłam. Chcę żebyś wiedział, że wszystko, co powiedziałam złego jest nieprawdą i płynęło z mojej choroby. Wiem, że jesteś wspaniałym, dobrym człowiekiem i wiem, że zrobiłbyś dla mnie wszystko, tak jak wtedy, gdy wyrwałeś mnie z łap Shanera. Ale ja nie chciałam być ci kulą u nogi. Bałam się obłędu i tego, że będziesz przeze mnie cierpiał. Gdy lepiej się poczułam tatuś zabrał mnie do Bostonu. Tam stojąc nad grobem mojej babci Elizabeth Cartwright coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że bez ciebie nie mogę żyć. Kocham cię Danielu, i bardzo pragnę z Tobą przejść przez życie. Odkąd się poznaliśmy jednego chcę - być Twoją żoną. Jesteś miłością mojego życia i tak już pozostanie.
Kochany, wiem, że proszę o zbyt wiele, ale przez wzgląd na to, co nas łączyło, co mam nadzieję nadal nas łączy daj mi szansę, ostatnią i zaczekaj na mnie. Obiecuję, że tym razem nie zawiodę i będę na czas tylko zaczekaj na mnie kochany. Jeśli jednak uznasz, że nie chcesz lub nie możesz być ze mną zrozumiem i uszanuję Twoją decyzję.
Danielu, za dwa dni mój doktor powie mi, jak ze mną jest naprawdę. Ja jednak wiem, czuję to, że wszystko będzie dobrze i gdybym mogła już byłabym w drodze do Ponderosy, do Ciebie kochany.
Proszę wybacz mi najmilszy i napisz do mnie, albo wyślij telegram nawet gdyby miało to być jedno słowo „nie”. Napisz kochany.
Twoja po kres życia Lizz.
Danny wierzchem dłoni otarł łzę spływającą po policzku. Przez chwilę siedział nieruchomo wpatrzony w kartkę papieru, która przed rokiem mogła zmienić wszystko, a dziś przyniosła tylko ogromny żal.
- Za późno. Na wszystko już za późno. – Wyszeptał cicho patrząc na list, który leżał przed nim na stole. Westchnął ciężko, przetarł dłonią nieogoloną twarz, wstał z krzesła i podszedł do kołyski, w której spała jego córeczka. Pochylił się nad nią i poprawił kocyk, którym było okryta. Karen uśmiechnęła się przez sen. Miała ciemne lekko kręcone włoski, które niesfornie wysunęły się spod czapeczki. Wyglądała jak mały cherubinek z obrazu Santiego. Danny podszedł do uchylonego okna i spojrzał w niebo na budzący się właśnie dzień. Ciche pukanie do drzwi przywróciło go do rzeczywistości.
- Proszę – powiedział i do pokoju wszedł Paul niosąc tacę ze śniadaniem.
- Pomyślałem, że nie śpisz i może zechcesz coś zjeść.
- Dziękuję, postaw na stole – odparł Danny. – A ty jak widzę już na nogach.
- Tak. Jestem umówiony z Adamem w tartaku. Wciąż jeszcze wiele muszę się nauczyć.
- Naprawdę porzucasz służbę?
- Tak, ale zostawiam miasto w dobrych rękach. Swift, jak nikt inny zasłużył sobie na stanowisko szeryfa.
- Masz rację. John sprawdził się, jako twój zastępca i na pewno będzie świetnym stróżem prawa, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu ma wręcz wzorowy porządek w papierach – zauważył żartobliwie Danny.
- A wiesz, że jestem pełen podziwu dla niego. Bardzo się zmienił i jestem pewien, że da sobie radę.
- Skoro tak twierdzisz, ale jakoś trudno wyobrazić mi sobie ciebie prowadzącego tartak i współkierującego jedną z największych spółek tartacznych. Mój brat businessmanem. Trochę to dziwne.
- Mam rodzinę i o niej przede wszystkim muszę myśleć. Nie chcę się narażać, bo za dużo mam do stracenia. Czy to takie dziwne, że pragnę cieszyć się miłością żony i patrzeć, jak rosną moje dzieci? Przecież jeszcze niedawno sam chciałeś być ranczerem.
- Masz rację przepraszam – westchnął Danny utkwiwszy wzrok w liście leżącym na stole. Nie uszło to uwagi Paula. Trochę zakłopotany powiedział:
- To ja przepraszam. Nie powinienem tak mówić.
- Powiedziałeś prawdę. Chciałem być ranczerem, ale widocznie nie to jest moim przeznaczeniem.
- Przeczytałeś wreszcie – powiedział wskazując list. - Może jest jeszcze szansa?
- Nie, Paul. To sprawa zamknięta. Co niby miałbym jej powiedzieć?
- Kochasz ją – bardziej stwierdził niż spytał Paul.
- Kocham i co z tego? Nie cofnę czasu, a poza tym mam córkę i ona jest teraz najważniejsza.
- A twoje potrzeby?
- Są nieważne. Liczy się tylko Karen.
- Dziecko powinno mieć matkę – stwierdził stanowczo Paul.
- Moja córka miała kochająca matkę. Wychowam ją sam. Tak jak ty mnie.
- Myślisz, że chciałem wychowywać cię sam?
- Żałujesz? – Danny spojrzał z uwagą na brata.
- Nie. Nigdy nie żałowałem. Gdyby nie ty mnie już by nie było. Stojąc nad grobem rodziców obiecałem im, że wyprowadzę cię na ludzi. Musiałem, więc żyć dla ciebie, a potem też dla siebie. Wierzyłem w ciebie Danny i nie zawiodłem się. Jesteś moim jedynym bratem i jestem z ciebie bardzo dumny. Chcę dla ciebie, jak najlepiej, dlatego skoro nadal kochasz Elizabeth daj sobie i jej szansę.
- Paul, o czym ty mówisz? Niedawno owdowiałem. Jeszcze wciąż widzę i słyszę Chloe. Nie potrafię i nie chcę ot tak zamknąć tego rozdziału mojego życia. Nie mam siły na nowy związek.
- Nie byłby nowy – zauważył Paul. – A poza tym Lizzy bardzo się zmieniła i to na korzyść.
- To dobrze – odparł Danny – tylko, że ja nie chcę znowu przechodzić przez huśtawkę jej nastrojów. Dwa razy wzgardziła moją miłością. Trzeciego razu bym nie zniósł.
- Dziecko musi mieć matkę – powtórzył z uporem Paul. – Pomyśl o tym.
***
Miesiąc później.
Wielkimi krokami zbliżała się jesień. Letnie upały wreszcie odpuściły, choć nadal było bardzo ciepło. Mężczyźni wracali ze spędów, które, jak co roku prowadziły szlakiem do Fort Worth w Teksasie, będącego centrum handlu bydłem, jak również jednym z głównych punktów tranzytowych, skąd gnano stada dalej do Abilene w stanie Kansas. Z końcem września rozpoczęto przygotowania do zimy. Bydło, które miało zimować przepędzano z górnych pastwisk na niżej położone. Liczono je, sprawdzano stan i znakowano cielęta. Przygotowywano zwierzętom możliwie najlepsze warunki, tak, aby w dobrej kondycji dotrwały do wiosennego spędu. Nie inaczej było w Ponderosie. Klan Cartwrightów przy wsparciu Josh’a, jego synów i Candy’ego dwoił się i troił. Nawet Ben, który jakiś czas temu przekroczył siedemdziesiąty rok życia nie ustępował młodszym. Jedynie Adam ze względu na stan zdrowia pozostawał w domu, całą swoją uwagę skupiwszy na pracy tartaków. Z satysfakcją musiał stwierdzić, że jego wspólnik Paul Reed świetnie dawał sobie radę w nowej roli. Zresztą sam Paul nie mógł się nadziwić, jak wiele satysfakcji daje mu nowa praca. Początkowo obawiał się, że nie podoła nowemu wyzwaniu oraz że będzie tęsknił za dotychczasowym zajęciem. Nic z tych rzeczy. Nowe obowiązki pochłonęły go bez reszty, a gdy wracał po całym dniu ciężkiej pracy do swojego pięknego domu, gdzie czekała na niego ciężarna żona i śliczna mała córeczka mógł się czuć w pełni spełnionym człowiekiem. Jedno tylko spędzało mu sen z oczu - brat. Od powrotu z Kanady Daniel zmienił się i to bardzo. Paul z trudem rozpoznawał w tym smutnym, zamkniętym w sobie mężczyźnie energicznego niegdyś i tryskającego optymizmem młodszego brata. Co prawda udało mu się przekonać Danny’ego do wspólnego zamieszkania w nowo wybudowanym domu leżącym w połowie drogi pomiędzy Virginia City a „Uśmiechem losu”, ale tylko do momentu, kiedy ten wybuduje dla siebie i swojej córeczki własny dom. Daniel nie był absorbującym gościem. Wraz z Karen zajęli niekrępujący pokój na parterze domu. Córeczka Danny’ego była niezwykle spokojnym dzieckiem. Płakała rzadko, nie grymasiła przy jedzeniu i przesypiała całe noce. Nie lubiła tylko jednego – zostawać zupełnie sama. Nawet, gdy Daniel musiał wyjść na chwilkę, oddawał Karen pod opiekę bratowej. W przeciwnym razie dziecko zawodziło i trudno było je uspokoić. Od powrotu do Virginia City Daniel właściwie z nikim się nie spotykał. Owszem, złożył wizytę pani Owens i podziękował jej za udzieloną pomoc i opiekę nad Karen w czasie podróży z San Francisco. Widział się także z Johnem Swiftem nowym szeryfem, ale tylko po to, żeby przekazać mu rysopisy Tremblay’ów. Nie miał, bowiem pewności, czy mściwi krewni Chloe nie zechcą go odszukać. Elizabeth widział tylko raz, gdy w towarzystwie jakiegoś młodego człowieka jechała bryczką w kierunku Virginia City. Uchylił kapelusza, a ona, widocznie speszona, skinęła mu głową. Była jeszcze piękniejsza niż dawniej. Cudownie gęste kasztanowe włosy kaskadą spadały na jej szczupłe ramiona. Nieskazitelna cera i regularne rysy twarzy, a przede wszystkim ogromne niebieskie oczy przyprawiły Daniela o szybkie bicie serca i nieznośny ból całego ciała. O jakże pragnął przytulić ją do siebie i obsypać tysiącem pocałunków. Jak bardzo chciał wyszeptać jej całą swoją tęsknotę i … nie miał siły, aby stanąć z nią twarzą w twarz. Może bał się ponownego odrzucenia, może nie chciał narażać się na ponowne cierpienie. Tego dnia po nakarmieniu i uśpieniu dziecka wyszedł przed dom i usiadł na ławce próbując uspokoić wzburzone myśli. Wciąż widział czarną bryczkę, a w niej Lizz siedzącą obok nieznanego mu mężczyzny, który wyglądał jak nabity na pal. Wprawne oko Danny’ego dostrzegło, że udo mężczyzny dotykało lawendowej sukni Elizabeth i doprowadziło go to prawie do szału. Na samą myśl, że ten sztywny goguś mógłby mieć w ramionach jego Lizz dłonie same zacisnęły mu się w pięści. Nagle czując, że zaraz eksploduje poderwał się z ławki, podbiegł do drzwi stajni i z furią kopnął stojące tam wiadro z wodą. Dopiero, gdy poczuł, jak zawartość wiadra częściowo ląduje na jego spodniach i usłyszał rżenie wystraszonych hałasem koni ochłonął nieco. Zacisnął mocno powieki i trwał tak przez chwilę próbując się uspokoić.
- Ulżyło? – doszedł go głos Paula, który od kilkunastu sekund przyglądał się poczynaniom brata.
- O, co ci chodzi? – spytał zaczepnie Danny.
- O nic. Zastanawiam się, tylko, co ci zawiniło to wiadro?
Daniel spojrzał w bok. Ciężko było mu znieść badawczy wzrok brata. Wreszcie z trudem wydusił siebie:
- Widziałem ją w towarzystwie jakiegoś elegancika. Jechali bryczką w kierunku miasta.
- I tak cię to poruszyło?
- Bardziej niż chciałbym się do tego przyznać.
- To, na co czekasz? Aż Ruck sprzątnie ci ja sprzed nosa?
- Kto?
- Peter Ruck, syn znajomego Adama Cartwrighta. Facet całe lato spędził w Ponderosie. Teraz ponownie przyjechał i to razem z ojcem. Ludzie mówią, że oświadczył się Elizabeth.
- I myślisz, że mnie to obchodzi? – Danny zacisnął dłonie tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.
- Właśnie widzę, jak niewiele cię to obchodzi – odparł ironicznie Paul. – Kogo chcesz oszukać?
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Tylko tego żebyś zachowywał się normalny człowiek, bo jak na razie robisz z siebie koncertowego głupca.
- To, co niby twoim zdaniem mam zrobić?
- Spotkać się z Lizzy i wszystko sobie wytłumaczyć. Jak trzeba przeprosić – powiedział stanowczo Paul.
- Nie będzie chciała ze mną rozmawiać i do tego ten jej list. Jak niby mam przed nią się wytłumaczyć?
- Kochasz ją? – spytał Paul, a gdy Danny kiwnął głową powiedział: - w najbliższą niedzielę, w Virginia City odbędzie wielki festyn na zakończenie lata. Wszyscy tam będą. Cartwrightowie również.
- Oprócz mnie – mruknął Daniel.
- Nie wygłupiaj się! Pojedziesz tam z nami. Umyty, ogolony, elegancko ubrany z dzieckiem na ręku. Przywitasz się ze wszystkimi i będziesz bardzo, ale to bardzo miły. Rozumiesz?
- Nie bardzo, ale mów dalej.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 18:22, 14 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lucy
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bytom, Górny Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:18, 10 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
"podbiegł do drzwi stajni i z furią kopnął stojące tam wiadro z wodą. Dopiero, gdy poczuł, jak zawartość wiadra częściowo ląduje na jego spodniach i usłyszał rżenie wystraszonych hałasem koni ochłonął nieco" - wypisz, wymaluj - Adam w "The Hayburner"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|