|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:41, 22 Kwi 2014 Temat postu: Uśmiech losu część II "W przedsionku czyśćca" |
|
|
W przedsionku czyśćca
Ceremonia pogrzebowa dobiegała końca. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna cały ubrany na czarno podtrzymywał, roztrzęsioną, zapłakaną młodą kobietę. Gdy grabarz umieścił krzyż na małej dopiero co usypanej mogile, kobieta nieprzytomnie powiodła wzrokiem wokół siebie, a potem utkwiwszy oczy w jednym punkcie prawie bezgłośnie powiedziała:
- Przecież on boi się ciemności, a tam jest ciemno i zimno.
Mężczyzna chciał ją pocieszyć, ale słowa uwięzły mu w gardle, a łzy same napłynęły do oczu. Gdy krewni i znajomi zaczęli podchodzić, aby złożyć im kondolencje i przekazać słowa pocieszenia, kobieta jak małe zaszczute zwierzątko wtuliła się w ramiona mężczyzny, jakby chciała w ten sposób uniknąć współczujących spojrzeń i słów, które zamiast ulgi przynosiły ból rozrywający każdą cząstkę jej ciała i docierający do najdalszych zakamarków mózgu. Nagle nie wiadomo skąd niebo zaciągnęło się na granatowo i zaczął wiać porywisty wiatr. Napływające chmury burzowe, a potem ulewny deszcz, zdawały się opłakiwać stratę młodych rodziców. Żałobnicy uciekając przed burzą schronili się w powozach stojących przed bramą cmentarza. Niebo co i raz przecinały gwałtowne błyskawice. Cmentarz opustoszał tylko mężczyzna i kobieta stali niczym posągi w strugach rzęsistego deszczu wpatrzeni w grób ich małego synka. Wreszcie mężczyzna z całą delikatnością na jaką było go stać spróbował nakłonić żonę do powrotu do domu. Ona tylko przecząco pokręciła głową, a potem osunąwszy się na kolana tuż przy mogile dziecka wzięła w dłonie trochę mokrej ziemi i przycisnęła ją do serca.
Na następny dzień wczesnym rankiem mimo nadal padającego deszczu kobieta poszła na cmentarz. Stanęła nad grobem synka i wpatrując się w mały krzyż wyszeptała cicho:
- Przepraszam skarbie. Mamusia nie chciała.
I tak dzień po dniu, zawsze o tej samej porze widziano nieszczęsną matkę idącą jakby w somnambulicznym śnie w kierunku cmentarza. Nikt, nawet jej najbliżsi nie byli tak ważni, jak te codzienne wędrówki. Nie pomagały prośby męża i zalecenia doktora. Nikogo nie chciała słuchać. Powtarzała tylko, że żałoba po dziecku nigdy się nie kończy. Wreszcie po upływie kilku tygodni stało się jasne, że kobieta stanęła na skraju przepaści, skąd tylko jeden krok dzielił ją od popadnięcia w obłęd.
Nikt nie potrafił przerwać tego błędnego koła. Kobieta ubrana w czerń każdy dzień rozpoczynała tak samo. Był to swoisty rytuał, który nie pozwalał zapomnieć o stracie. Z naręczem kwiatów szła wolno krok za krokiem, w kierunku cmentarza, gdzie czekała na nią jak wyrzut sumienia mogiła małego chłopczyka, który niespełna dwa miesiące temu wyciągał do niej rączki i radośnie z ufnością wołał: mamusiu, mamusiu …
Kobieta przyklęknęła przy grobie dziecka. Zmieniła kwiaty i nucąc ulubioną kołysankę synka bezwiednie dłonią wygładzała ziemię wokół mogiły. Spojrzała na krzyż i głośny spazm wstrząsnął jej drobnym ciałem. Czyjeś ręce podniosły ją z kolan, otarły zapłakaną twarz i utuliły w ramionach, a potem poprowadziły do bramy cmentarza. Ona wciąż odwracała głowę w kierunku sosnowego krzyża do którego przybita była tabliczka o treści: A. Cartwright, ukochanemu synowi rodzice.
***
Kiedy po pogrzebie wrócili do domu, zdziwiła ich niesamowita cisza. Kobieta pomyślała, że nie chce już więcej się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku. Dla niej życie zatrzymało się w momencie, kiedy umarł jej syn. Już nigdy go nie przytuli i nigdy nie pogłaszcze czarnych włosków wijących się wokół pięknej twarzyczki jej dziecka.
Mąż próbował ją pocieszyć, utulić w bólu. Mówił, że żałoba ma swój początek, ale też i koniec. Nie chciała go słuchać. Zarzucała mu, że szybko zapomniał o dziecku. On, odpowiedział jej, że to nieprawda, że teraz oboje muszą nauczyć się żyć z tą stratą.
- Moje dziecko odeszło do innego świata, zostawiając mnie w ogromnej rozpaczy i pustce, której nikt, ani nic nie jest w stanie wypełnić – skarżyła się cicho kobieta.
- Nie możesz izolować się od innych ludzi, życie wciąż trwa. Wiem, że w bólu i cierpieniu niemożliwością jest dopuszczenie myśli, że kiedykolwiek mogłoby być inaczej. A jednak musisz to prędzej czy później zaakceptować – tłumaczył jej mąż.
- Nie mów mi co mam robić, doskonale to wiem – nerwowo mnąc chusteczkę odpowiedziała kobieta.
- Chyba jednak nie wiesz, skoro zapomniałaś, że masz jeszcze inne dzieci i że masz mnie – powiedział mężczyzna uderzając dłonią o blat stołu – ja też cierpię do licha. Czy myślisz, że mnie nie boli śmierć naszego syna? Czy myślisz, że ja nie mam uczuć i tylko ty, jego matka, masz prawo do rozpaczy?
- Co ty możesz wiedzieć? Nie ty nosiłeś go pod sercem, nie ty go urodziłeś – wykrzyczała kobieta bliska histerii.
- Tak, masz rację – powiedział jej mąż – ja byłem tylko jego ojcem.
Zapadła długa, niezręczna cisza. Kobieta siedziała sztywno wyprostowana, z wyraźnie nieobecnym, tępym spojrzeniem. Nie rozumiała o co chodzi mężowi i dziwiła się, że nie potrafił uszanować jej żałoby. Nikt zresztą nie był w stanie zrozumieć tego co czuła, no może z wyjątkiem jednej osoby, ale tej osoby przy niej nie było.
Pomyślała, że musi stąd uciec za wszelką cenę, bo jeśli tego nie zrobi to tak jak powiedział miejscowy doktor oszaleje. Przez ostatnie tygodnie ona i jej mąż żyli w innych światach. On skupiony na obowiązkach, jakie niosło, ze sobą życie, ona zwieszona między światem żywych i umarłych w stanie jakiejś dziwnej hibernacji. Wiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma. Musi podjąć próbę stworzenia sobie nowego życia. Czas wziąć odpowiedzialność za swoje własne szczęście.
Tak, to postanowione, tylko jak przekonać męża? I nagle zupełnie nieoczekiwanie to właśnie on złożył jej wręcz niewiarygodną propozycję wyjazdu, którą przyjęła prawie bez wahania. Tam dokąd miała jechać rozpocznie nowe życie. Tam zacznie wszystko jeszcze raz i spróbuje odzyskać miłość.
***
Młody mężczyzna, jakby utkany z delikatnej mgły patrzył z rozbawieniem, na dzieci bawiące się na podwórku. Chłopcy z pióropuszami na głowach udawali dzielnych wojowników z plemienia Pajutów. Najstarszy z nich kazał mówić do siebie Winnemucca i domagał się posłuszeństwa, jakie należne jest wodzowi. Pozostałe dzieci biegały wokół niego z wojennymi barwami na twarzyczkach, piskliwie pokrzykując.
Wódz był niezwykle dumny z pięknego indiańskiego ubrania, które dostał w prezencie od Białego Orła przyjaciela jego ojca. W ręku trzymał prawdziwy łuk dostosowany do możliwości samozwańczego wodza, a na plecach w kołpaku ozdobionym indiańskimi wzorami miał oryginalne małe strzały. Równie mały tomahawk dopełniał reszty uzbrojenia. Czarne niesforne włosy wysuwały się chłopcu spod pióropusza, a przenikliwe szarozielone oczy o kształcie migdałów kontrolowały sytuację na polu bitwy prowadzonej przez dzielnych wojowników.
Mężczyzna przyglądający się dziecięcej zabawie posmutniał. On właściwie nie miał dzieciństwa. Niewiele z tego okresu pamiętał, jedynie krzyk pijanego ojca, płacz matki i ciągły strach, że znowu pójdzie głodny spać. Gdy jeszcze był człowiekiem nie cenił życia, nie znał uczucia lęku, bo też nie wiedział co to dobroć, piękno, a przede wszystkim miłość. Miał dwanaście lat, gdy ojciec zbił matkę, a brat uciekł z domu. Po procesie ojca i jego egzekucji został zupełnie sam. Długo błąkał się po bezdrożach Nevady nim trafił pod opiekę Jima Bordena, rewolwerowca i członka bandy Jesse Jamesa. Wtedy po raz pierwszy w swoim krótkim życiu poczuł się bezpiecznie. Wreszcie nie był sam. Szybko uczył się bandyckiego fachu. Był pojętnym uczniem, a żywiąc ogromną wdzięczność dla swojego opiekuna pragnął by ten był z niego dumny. I faktycznie tak było. Borden chwalił się swoim podopiecznym, który potrafił kraść lepiej niż niejeden dorosły złodziej, grać w pokera jak najlepszy oszust i jak wprawiony koniokrad wyprowadzać ze stajni najcenniejsze konie. Chłopak niczego się nie bał. Biorąc za wzór swojego opiekuna i jego kompanów wiernie naśladował poczynania dorosłych. I tak płynął rok za rokiem, a wraz z upływem czasu coraz głośniej było wśród bandyckiej braci o pozbawionym wszelkich uczuć i zahamowań, chętnie wszczynającym bójki i awantury młodym zabijce, który nazywał się Sam Ash.
Opiekun Asha, Jim Borden był jednym z zaufanych Jesse Jamesa, który tuż po bratobójczej wojnie Północy z Południem skrzyknął ponownie bandę rabującą pociągi, dyliżanse i małe banki. Gang przemieszczał się ze stanu do stanu, a sam Jesse James przewodził blisko trzydziestu napadom. Oczywiście przy takich okazjach ginęli ludzie, ale też sława bandy rosła, a piewcy Dzikiego Zachodu opowiadali, że Jesse był prawdziwym bohaterem, który odbierał bogatym. Nie wspominano jednak przy tym, że zdobytymi łupami bynajmniej nie dzielił się z biednymi. Nękani przez Jesse Jamesa bankierzy wynajęli wreszcie sławną agencje detektywistyczną Pinkertona, ale i ta nie potrafiła sobie z nim poradzić. Nieudana próba zamachu, o którą posądzono wspomnianą agencję tylko umocniła sławę Jamesa dodatkowo przedstawiając go jako niewinnie prześladowanego. Borden mając duże zaufanie szefa bandy, często samodzielnie dokonywał napadów. Oczywiście w tym procederze uczestniczył Ash, który był najbardziej zuchwałym i pewnym siebie bandziorem. Jesse zwykle nie chciał znać szczegółów tych eskapad, o ile dostawał odpowiednio wysoką część łupu. Szczęście im dopisywało. Jednak wszystko co dobre ma swój koniec. Gang Jamesa zaczął topnieć z miesiąca na miesiąc. Aresztowania, śmierć i zdrada zdziesiątkowały bandę. Wreszcie przyszedł dzień, w którym najbardziej zaufany obok Bordena człowiek, jeden z braci Fordów zdradził i strzelił Jessemu w tył głowy. Banda poszła w rozsypkę. Ford, który jak się okazało został zwerbowany przez stróży prawa, za zabójstwo Jessego otrzymał ogromną sumę pieniędzy, za którą kupił bar. W tym barze, w pewien kwietniowy, ciepły wieczór został zamordowany. Jim Borden miał wówczas powiedzieć, że tak giną zdrajcy, dodał też, że życia Jessemu to nie wróci, ale przynajmniej pomści jego śmierć. Od tego czasu wszystko układało się jak najgorzej. Już tylko Jim Borden, Sam Ash i Frank Preston trzymali się razem, włócząc się od miasteczka do miasteczka. To już nie były czasy Jessego Jamesa, coraz trudniej było im się utrzymać na powierzchni. I wtedy przyszedł dzień, który miał nieodwracalnie wpłynąć na życie wielu osób.
Jeszcze dziś Sam Ash nie może pozbyć się wyrzutów sumienia na wspomnienie tego, co wraz z kompanami zrobił Adamowi Cartwrightowi. No, ale cóż takie było ich przeznaczenia. Dobrze chociaż, że dano mu szansę poprawy, nie tak jak Bordenowi i Prestonowi. Pamiętał doskonale ten dzień sprzed siedmiu lat, gdy tajemniczy dyliżans przywiózł go wraz z towarzyszami do miasteczka Przystań. Nie miał pojęcia, jak do tego doszło, przecież dopiero co był w saloonie i zabawiał się z tą małą rudą w zielonej kiecce. A potem nagle usłyszał jakieś krzyki i wystrzały. Nie poczuł nawet bólu, tylko ogromne zdziwienie, że to już, że to tak szybko…
To co potem zaczęło się z nim dziać było równie zagadkowe. Skąd przyszło mu do głowy, żeby stanąć w obronie tego Cartwrighta? Im dłużej o tym myślał tym miał niezbitą pewność, że wszystko to działo się poza jego świadomością. Po prostu, ktoś uwierzył w niego i dał mu jedną jedyną szansę na poprawę i tak dzień po dniu starał się jak najlepiej wywiązywać się z nie najłatwiejszych obowiązków opiekuna. Co prawda zdarzało mu się trochę przesadzać, jak wtedy na drodze do Tahoe, gdy dwóch zbirów napadło Adama i jego żonę Adeline. No, ale cóż nie miał wtedy jeszcze wprawy, a fantazja pozostała mu iście ziemska. Zdążył tylko pomyśleć o wiedźmach na wściekłych kojotach, a te prawie natychmiast zmaterializowały się przed oczami wystraszonych do granic możliwości bandytów. Tak dobrze jak wtedy, nigdy się nie bawił, choć potem Woźnica dał mu całkiem zasłużoną burę.
Sam Ash wspominając to co przytrafiło mu się za życia i po życiu, popatrzył na dzieci Adama i poczuł niewytłumaczalny smutek, i nie chodziło tu wcale o to, że okrutny los odarł go z beztroskiego dzieciństwa. Był to smutek, który przychodził wówczas, gdy miało wydarzyć się coś złego, a on wiedział, że nie ma od tego odwrotu i pod żadnym pozorem nie wolno mu zmieniać wyroków Opatrzności.
Głęboko westchnął i jeszcze raz powiódł wzrokiem po rozbrykanej gromadce dzieci. Tak ładnie się bawiły. Nagle jego uwagę zwrócił płacz dziecka dobiegający przez otwarte okno pokoju znajdującego się na piętrze domu. To malutka Elizabeth Adeline, zwana pieszczotliwie Lizzy, córeczka Adama musiała obudzić się z popołudniowej drzemki. Odkąd mała po raz pierwszy go zobaczyła i spojrzała mu wprost w oczy pokochał tę śliczną istotkę bezwarunkowo. Czasami dzieci widzą więcej od dorosłych, tak też było z pozostałą trójką dzieci Adama, przy czym dwaj starsi synowie już zapomnieli o niewidzialnym przyjacielu, a jedynie Milton wciąż ukradkiem prowadzi z nim rozmowy. Pewnie dziwnie to wygląda, gdy chłopiec śmieje się i gada w przestrzeń, tak jakby było coś, tam gdzie wydaje się, że niczego nie ma.
Ash bezszelestnie pojawił się przy łóżeczku Lizzy. Mała faktycznie dopiero co przebudziła się, a nie widząc przy sobie nikogo uznała widocznie, że płacz będzie najlepszym sposobem zwrócenia na siebie uwagi. Gdy jednak spostrzegła Asha uspokoiła się, a promienny uśmiech pojawił się na jej twarzyczce. W tej właśnie chwili drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich matka dziecka. Ze zdziwieniem ujrzała swoją córeczkę roześmianą, gaworzącą i wyciągająca rączki do brązowego piórka, które dziwnym trafem kołowało nad jej łóżeczkiem. Tylko skąd tu się wzięło piórko kaktusówki, zamieszkującej pustynne obszary Sonory? Dziwne.
Matka wzięła dziecko na ręce i ucałowała pucołowatą, różową buźkę córeczki. Jeszcze raz z niedowierzaniem spojrzała na wciąż wirujące piórko, które powoli zaczęło opadać na wgłębienie jakie w poduszce pozostawiła główka jej dziecka.
Sam Ash patrzył na tę scenę z niekłamanym zachwytem, a potem ze smutkiem zwiesił głowę na myśl o tym, co czeka rodzinę Cartwrightów w najbliższym czasie.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 9:41, 10 Wrz 2016, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:47, 22 Kwi 2014 Temat postu: W przedsionku czyśćca |
|
|
Smutek mnie ogarnął ,że dziecko Adama umarło.
I to ,żeby nie chować go do grobu bo się tak boi ciemności ,skojarzyło mi się z Bonnie z Przeminęło z wiatrem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:08, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo się ciesze z twojego nowego opowiadania, chociaż zaczęło się tragedią
Jednakowoż, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:32, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
O matko! A tak sobie beztrosko weszłam na forum, żeby poczytać coś tam naskrobała... a Ty NASKROBAŁAŚ
Fragment ceremonii pogrzebowej opisałaś obłędnie I tak długo nie wymieniałaś imion bohaterów tragedii, że myślałam iż zniosę jajko z niepewności.
Fragment powściągliwej rozmowy Adama i Adeline o emocjonalnej pustce i licytowaniu się o prawo do większego cierpienia -super! Wyobrażałam sobie tę ich rozmowę i oszczędnego w gestach Adama. Miodzio (oczywiście moje serce krwawi )
Czekam ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
yenefer
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 23 Mar 2014
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:39, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Tak mniej więcej wyglądałam podczas czytania... O mamusi... Tak mnie w krzesło wcisnęło, że aż nie wiem, co mam napisać. Na pewno, że czekam na jeszcze Poza tym? Ceremonia pogrzebowa, cierpiąca kobieta w ramionach mężczyzny, skrywającego swój ból, tylko po to, żeby być dla niej oparciem... cóż, miałam oczy w mokrym miejscu... Bandyta pokutujący za swoje zbrodnie w roli anioła stróża - interesujące. Jest coś w tym, że dzieci widzą więcej niż dorośli, może dlatego, że patrzą sercem...
Nie mam pojęcia dlaczego, ale jakoś od samego początku wiedziałam, że na tym cmentarzu to Adam stoi ...
Aga napisał: | Czekam .... Shocked |
Też czekam...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:44, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
"Ceremonia pogrzebowa dobiegała końca. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna cały ubrany na czarno podtrzymywał, roztrzęsioną, zapłakaną młodą kobietę. "
Jasno wynika kto zacz.... łudziłam się jedynie, że to kolega ze szkolnej ławki koleżankę cierpiącą podtrzymuje na duchu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:49, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo smutno się zaczęło ... tragedią ... rozpaczą ... potem chyba może być tylko weselej ... być może ... mam nadzieję ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:57, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
zorino i senszen: początek opowiadania faktycznie jest bardzo smutny, ale dalej będzie już trochę lepiej
Aga napisał: | O matko! A tak sobie beztrosko weszłam na forum, żeby poczytać coś tam naskrobała... a Ty NASKROBAŁAŚ
... I tak długo nie wymieniałaś imion bohaterów tragedii, że myślałam iż zniosę jajko z niepewności. |
Aga jeśli zepsułam Ci humor to sorry, ale takie było założenie - mocne, smutne wejście. Cieszę się, że tego jajka jednak nie zniosłaś, bo miałaby Cię na sumieniu
yenefer
miło mi, że zajrzałaś do mojego fanfiku, który jest kontynuacją pierwszej części.
Cytat: | Bandyta pokutujący za swoje zbrodnie w roli anioła stróża - interesujące. Jest coś w tym, że dzieci widzą więcej niż dorośli, może dlatego, że patrzą sercem... |
Zrobienie z bandyty Asha anioła stróża było następstwem sympatii, jaką go obdarzyły koleżanki z forum.
a co do tego, że dzieci widzą więcej, być może i tak jest ... kto to może wiedzieć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:10, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Cóż mogę napisać? Rzuciłaś stukilogramowy głaz na moje serce. Ten fragment to zdecydowanie ciężki kaliber. Bardzo przygnębiający.
ADA, zaskoczyłaś mnie. Muszę przyznać, że mnie zabrakłoby odwagi, żeby uśmiercić Adamowi syna i to pierworodnego.
Opis cierpienia Adeline - obłędny... Podobnie jak rozmowa małżonków. Adam uderzający dłonią o blat stołu...
Na koniec mam pytanie. Czy zaburzyłaś chronologię? Końcówka tego fragmentu zapowiada nowe nieszczęścia czy to, które nastąpiło?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:20, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Mada napisał: | Na koniec mam pytanie. Czy zaburzyłaś chronologię? Końcówka tego fragmentu zapowiada nowe nieszczęścia czy to, które nastąpiło? |
ja założyłam zaburzenie chronologii... Mada musisz na noc takie wątpliwości wysnuwać ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:22, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, muszę. Zanim pójdę spać, chcę wiedzieć. O ile ADA jeszcze nie śpi i mi odpowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:26, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Nie nie śpię Chronologii nie zaburzyłam, a tak nawiasem mówiąc to jesteście w stu procentach pewne, że to jest Adam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:29, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
O matko! No to zabiłaś klina. Chyba, że się tylko drażnisz...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Wto 22:30, 22 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:33, 22 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Mada, a gdzieżbym śmiała. Odpowiedź znajduje się w zamieszczonym fragmencie - może nie wprost, ale tam jest
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:43, 22 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:02, 23 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
ADA musiałaś mieć niezły ubaw z komentarzy jeśli stworzyłyśmy je na błędnych założeniach... Zakładałam zaburzenie chronologii i poniższe zdania odpowiednio traktowałam.
"Najstarszy z nich kazał mówić do siebie Winnemucca i domagał się posłuszeństwa, jakie należne jest wodzowi. " (...) Czarne niesforne włosy wysuwały się chłopcu spod pióropusza, a przenikliwe szarozielone oczy o kształcie migdałów kontrolowały sytuację "
To niewątpliwie opis Adasia
"A. Cartwright, ukochanemu synowi rodzice."
A to, że niby Adam, Benjamin Cartwright pierworodny syn Adama i Adeline.
Teraz jestem w kropce i moje szare komórki odpowiedzialne za logikę odmówiły posłuszeństwa. Pozostaje mi czekać....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|