|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 16:03, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
A więc nie bimbasz i wena Tobą targała....
ADA napisał: | Rozprawa przeciwko Henry’emu Grandwelsowi zakończyła się zgodnie z oczekiwaniami burmistrza McCoppina, licznie zebranej w sądzie gawiedzi, jak również samego zainteresowanego. |
Pierwsze zdanie i już mnie trafił piorun Sprawiedliwość zapowiadana przez koleżankę triumfuje, że "hej!"
ADA napisał: | On spojrzał wyzywająco na dziewczynę i w ułamku sekundy przybierając najbardziej współczujący uśmiech wyszeptał jej wprost do ucha:
- I po co ci to było dziwko? Ze mną nie wygrasz. To jeszcze nie koniec. |
Ja rozumiem, że jest UPAŁ i Cię poniosło ale ADA opamiętaj się! Skoki ciśnienia nie są wskazane w taką pogodę...
Grandwelsa mam ochotę udusić gołymi rękoma, zapewne nie mniejszą niż Hoss.
ADA napisał: | - To niemożliwe. Wszystko odbyło się zgodnie z prawem, a on został uniewinniony – odparł Adam.
- O jakim prawie mówisz?! Co to za prawo, które pozwala na to, żeby taki zwyrodnialec, jak Grandwels chodził po tym świecie i czuł się bezkarny? – spytał Hoss nie mogąc pogodzić się z faktami. |
Jak w życiu sprawiedliwość jest ślepa, a prawda nie zawsze na wierzch jak oleum wypływa Rozumiem wściekłość Hossa i bezsilność sytuacji.
Rozumiem omdlenie Hope...emocje, na głodzie, niesprawiedliwy wyrok, rozumiem jej opowieść przepełnioną bólem i goryczą, nie rozumiem natomiast jej "ucieczki", którą zamierza popełnić
Hoss ją kocha, wyznał jej to, jest wrażliwy do bólu i musi być z nią. Koniec i kropka!
p.s. tak mi się widzi, że Adam i Josh coś wymyślą....może jakąś "ustawkę"? ciągle myślę o sprawiedliwości.... gdzie ona jest? ADA?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 16:04, 02 Sie 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:01, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Jeśli tak ma wyglądać triumf sprawiedliwości, to juz nie wiem, facet powinien wisieć ... a tu robi się z niego ofiarę ... też mi się to i owo burzy
Może jeszcze coś się wydarzy ... tak nie może być
Hope nie powinna wyjeżdżać. Hoss to jej przeznaczenie, szczęście, przyszłość. Zupełnie niezła, ciekawa, bezpieczna ... są stworzeni dla siebie ...
Co dalej? Bardziej to już chyba nie da się ich potarmosić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:25, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Aga napisał: | Hoss ją kocha, wyznał jej to, jest wrażliwy do bólu i musi być z nią. Koniec i kropka! |
Aga, co Ty chcesz na mnie wymóc? Mam ich połączyć wbrew woli Hope?
Aga napisał: | ... tak mi się widzi, że Adam i Josh coś wymyślą....może jakąś "ustawkę"? ciągle myślę o sprawiedliwości.... gdzie ona jest? |
Czy Adam z Joshem coś razem wymyślą? Raczej nie , a sprawiedliwość, cóż chyba jest na wakacjach, ale zapewniam, że prędzej czy później pojawi się
Ewelina napisał: | Hope nie powinna wyjeżdżać. Hoss to jej przeznaczenie, szczęście, przyszłość. |
Masz rację Ewelino, że Hope nie powinna wyjeżdżać, ale ona panicznie boi się Grandwelsa, ale jeszcze bardziej boi się własnych uczuć. Dopóki nie zakochała się w Hossie wszystko miała ułożone, pracowała w szpitalu i w tym się spełniała. Gdy pojawił się Hoss, cały jej misternie zbudowany świat legł w gruzach. Co będzie dalej zdradzić nie mogę kiedy następny odcinek - może w środę, o ile upał pozwoli mi coś napisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:33, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
tak mi się zdawało, że Josh jest obrotny i dość wyrazisty jak na postać "czwartoplanową" i tak sobie wymyśliłam z powodu upału :-/
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 18:34, 02 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:41, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, mimo upału całkiem nieźle kombinujesz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:47, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Oczywiście więcej pary z ust nie puścisz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:11, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Nie ... nie dam rady upał mnie wykończył
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:58, 02 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Pędź wenę ADA ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:01, 04 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Zgodnie z życzeniem Agi popędziłam wenę.
***
W dzień powrotu do Ponderosy Hoss jeszcze raz chciał porozmawiać z Hope. Myślał, że może jakimś cudem dziewczyna zmieni swoje zdanie i zostanie w San Francisco. Całymi dniami marzył, żeby z nią być, zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i sprawić żeby wreszcie mu zaufała i była tak zwyczajnie szczęśliwa. Chciał się przy niej zestarzeć, bo że ona będzie wiecznie młoda to wiedział bez dwóch zdań. A teraz z tych marzeń nic nie pozostało. Hope nawet nie chciała zejść na dół, żeby się jeszcze raz pożegnać. Poprosiła tylko doktora Madigana, żeby przekazał Hossowi życzenia szczęśliwej podróży. A przecież nie tak miało być. W skrytości ducha liczył, że wróci do domu, jako szczęśliwy narzeczony. Wszystko w nim krzyczało z bólu. Próbował zrozumieć Hope, ale nie potrafił. Wiedział, tylko, że po raz kolejny stracił kobietę, na której mu bardzo zależało, której chciał rzucić cały świat do stóp.
Podróż do domu przebiegła Adamowi i Hossowi w minorowych nastrojach. Prawie nie odzywali się do siebie. Gdy przyjechali do Virginia City dzień chylił się ku zachodowi, a złotoczerwone słońce kończyło za horyzontem swą wędrówkę. Zmęczeni wysiedli z dyliżansu i od razu ujrzeli czekających na nich ojca i Małego Joe. Benowi wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, co się stało. O nic nie pytał. Wiedział, że z takim bólem każdy musi uporać się sam. Po krótkim powitaniu wsiedli do bryczki i w milczeniu pojechali do Ponderosy.
Dzień mijał za dniem. Hoss zawsze pracowity, przykładał się do wykonywania swoich obowiązków, jak nigdy dotąd. Jeździł na wyręb lasu, pracował przy bydle, naprawiał ogrodzenia. Codziennie też jeździł do „Uśmiechu losu” i pomagał bratu. Adam potrzebował jego pomocy, bowiem mimo stosowania się do lekarskich zaleceń jego ręka nadal pozostawała niesprawna.
Był późny wieczór, gdy Hoss wciąż jeszcze pracował w stajni brata. To zajęcie dawało mu wytchnienie. Lubił ten czas, gdy był sam na sam ze zwierzętami. Nie musiał wtedy myśleć o Hope, a ból, który pojawiał się na wspomnienie dziewczyny wydawał się jakby mniejszy. Adam zaniepokojony przedłużającą się nieobecnością brata stanął w drzwiach stajni i z troską przyglądał się Hossowi. Czuł się winny cierpień brata i choć Adeline powtarzała mu, że nikt przecież nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy, to i tak wciąż miał ogromne wyrzuty sumienia.
Cicho podszedł do Hossa i kładąc mu dłoń na ramieniu powiedział:
- Skończ już na dziś. Zmęczony jesteś i pewnie głodny. Chodź do domu, Adeline czeka na nas z kolacją.
- Już kończę. Wiesz Adamie trzeba Sportowi koniecznie wymienić podkowę. Zobacz tu się obluzowała i mogą wchodzić drobne kamienie. Trzeba to zrobić jak najszybciej. Poza tym kopyta ma zbyt suche. Jutro przyniosę specjalne mazidło, to mu je nasmaruję. Na razie lepiej, żebyś na nim nie jeździł nich sobie konik odpocznie – powiedział Hoss gładząc Sporta po szyi.
- Rano, gdy go siodłałem wszystko było w porządku – powiedział zaniepokojony Adam – pokaż niech zobaczę to kopyto.
- No, spójrz sam. Widzisz, podkowiak jest obluzowany. Wiesz przecież, że cały ciężar konia opiera się na kopycie. Musi rozkładać się dokładnie na całej jego podeszwie. Trzeba dbać, żeby kopyto było szerokie i symetryczne, no i odpowiednio nawilżone. Kopyta zbyt suche będą pękać i kruszyć się.
- Hoss, ja to wszystko wiem i dbam o konie – próbował przerwać bratu Adam.
- On powinien chodzić po wilgotnej trawie. Wtedy będzie miał naturalnie nawilżone kopyta … - nie przestawał mówić Hoss.
- Daj spokój …
- …, ale pamiętaj, że nadmierne nawilżenie może przynieść odwrotny skutek. Kopyta będą zbyt miękkie i osłabione.
- Hoss, ja o tym wszystkim wiem! – podniesionym głosem powiedział Adam. Hoss zamilkł i po chwili spojrzał na brata tak jakby dopiero, co odzyskał przytomność. Adam wyjął z jego dłoni kleszcze do doginania podkowiaków i spokojnym już głosem rzekł:
- Posłuchaj mnie, tak dalej być nie może. Przestań się zadręczać, bo wreszcie się rozchorujesz. Hoss, wiem, co czujesz do Hope i tym bardziej jest mi przykro, że tak to wszystko się potoczyło. Liczyłem, że jednak dogadacie się. Gdy nie mój głupi pomysł …
- To nie był głupi pomysł Adamie. Ten potwór powinien ponieść karę, za krzywdę, jaką wyrządził Hope. Gdybym tylko dostał go w swoje ręce – ogromne dłonie Hossa odruchowo zacisnęły się w pięści, a w jego oczach zapłonął gniew.
- Nawet o tym nie myśl. Wiem, jakie uczucia tobą targają, ale tak nie można – próbował uspokoić brata Adam.
- Skąd możesz wiedzieć! To nie twoją Adeline skrzywdzono.
- Masz rację, nie wiem, ale gniew tu nic nie pomoże. Hoss pamiętaj, że jest różnica między zemstą i karą. Jeśli posuniesz się do zemsty, to tak jakbyś popełnił samobójstwo. Nie będziesz mógł z tym żyć.
- Wiem o tym braciszku i wiem też, że dobrze mi życzysz. Powiedziałem Hope, że będę na nią czekał i dotrzymam słowa, ale nie chcę już więcej o tym mówić. Może za jakiś czas, gdy przestanie tak boleć.
- Dobrze. Będzie tak jak sobie życzysz. Ale teraz chodźmy już do domu, bo inaczej Adeline zmyje nam głowy – odparł Adam.
- No, to chodźmy – powiedział Hoss sięgając po kapelusz wiszący na kołku i jakby mimochodem dodał – Adamie, powiedz Todowi, żeby za mną nie łaził. Wiem, że się o mnie martwisz, ale opiekun mi nie potrzebny. I nie bój się, nie zrobię niczego głupiego.
***
Na następny dzień dotarł do Adama list od doktora Madigana, w którym to doktor wyrażał nadzieję, że obaj bracia szczęśliwie dotarli do Ponderosy. Pisał też o wyjeździe Hope do Londynu i jej wyrzutach sumienia w stosunku do Hossa. Na końcu listu znalazła się wiadomość, która wywołała w Adamie mieszane uczucia. Na równi było to zaskoczenie, jak i swego rodzaju radość, a nawet satysfakcja. Otóż okazało się, że w dwa dni po ich wyjeździe z San Francisco, ktoś napadł na Henrego Grandwelsa, okrutnie go okaleczył i porzucił w ciemnym zaułku Barbary Coast, dzielnicy nierządu. Nim, go znaleziono zmarł z upływu krwi. Obrażenia był dość zaskakujące, bowiem został wykastrowany, ale nie to było przyczyną śmierci. Gdy znaleziono Grandwelsa w jego piersi tkwił nóż.
Adam czytając list od Madigana siedział akurat na ławce przed domem. Po podwórzu kręcił się jego zarządca Josh, który właśnie przyjechał z pastwiska. Widząc Adama skinął mu głową, przetarł spocone czoło chustą i podszedł do pompy, żeby trochę się odświeżyć. Miał dla swojego pracodawcy same dobre wieści, a i humor ostatnio mu dopisywał. Gdy umył się podszedł do Adama mówiąc:
- Mieliśmy dzisiaj dobry dzień. Prawie wszystko przyszykowane do spędu. Najdalej pojutrze możemy ruszać, o ile oczywiście Hoss będzie gotowy.
- Jest gotowy. Był tu rano i powiedział, że może ruszać choćby i jutro.
- To świetnie. Powiem chłopcom, żeby się szykowali – odparł Josh.
- Dwa tygodnie wam wystarczą? – spytał Adam
- Myślę, że tak. Nie powinno być żadnych problemów.
- To dobrze, bo zdaje się, że mieliście ostatnio jakieś kłopoty z tym dużym buhajem.
- To prawda, ale odkąd stał się wołem jest bardzo spokojny – odrzekł Josh.
- Rozumiem, że te nowe narzędzia z San Francisco bardzo się przydały – powiedział Adam uważnie przyglądając się swojemu zarządcy.
- A tak, są świetne. Zwłaszcza ten emaskulator. W Virginia City nie znalazłbym takich kleszczy do kastracji – odparł Josh.
- Rozumiem – powiedział Adam i dodał - dostałem dzisiaj list od doktora Madigana. Masz pozdrowienia.
- Dziękuję.
- Doktor napisał, że ktoś zabił Grandwelsa.
- Nie będę po nim płakał. Należało się bydlakowi – odparł Josh.
- Nim umarł został wykastrowany – powiedział Adam spoglądając z zaciekawieniem na zarządcę.
- No, cóż powtórzę jeszcze raz. Należało mu się – powiedział ze stoickim spokojem Josh i dodał – pójdę już. Przed spędem zawsze jest dużo pracy.
Adam wolno wstał z ławki i jakby od niechcenia zapytał:
- Josh, czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
- Chyba już się domyśliłeś. Tak, to prawda, po spotkaniu ze mną i chłopcami mógł śpiewać jedynie falsetem, ale żył – odparł Josh patrząc Adamowi prosto w oczy.
- Wierzę ci i nie chcę, żebyście mieli kłopoty. Dobrze, że jedziecie na spęd – powiedział Adam.
- Też myślę, że to dobrze – z uśmiechem rzekł Josh.
***
Spęd trwał o tydzień dłużej niż planował Josh. Było to zajęcie trudne i niebezpieczne. Ostatnio coraz częściej dawały się we znaki bandy złodziei bydła. Stada były również narażone na napady ze strony Indian, którzy szczególnie jesienią w ten właśnie sposób zdobywali żywność na zimę. Hoss, Josh i jego chłopcy oraz zatrudnieni na ten czas kowboje mieli ręce pełne roboty. Pracy było bardzo dużo, bowiem oprócz ciągłego czuwania, po spędzeniu bydła w jedno miejsce trzeba było je posegregować i wypalić znaki własnościowe. Wreszcie wrócili do „Uśmiechu losu” zmęczeni, ale jednocześnie zadowoleni z dobrze wykonanej roboty. Uczciwie zapracowali na parę dni wytchnienia i teraz każdy z nich na swój sposób postanowił je wykorzystać.
Hoss wrócił ze spędu, co prawda trochę szczuplejszy, ale za to bardziej pogodny i jakby pogodzony z losem. Teraz, gdy mógł pozwolić sobie na odpoczynek znikał gdzieś na całe dnie. I tylko Adam wiedział, że jego brat jeździł do swojego tajemnego wąwozu, gdzie rosną ogromne paprocie, których liście, gdy przyciśnie się je do dłoni zostawiają złote ślady. Kiedyś pojechał tam za nim i z ukrycia obserwował brata. Widział, z jakim szacunkiem i wręcz nabożeństwem Hoss patrzył na otaczającą go przyrodę. Jego rysy stały się wówczas łagodne, a twarz zrobiła się nieomal piękna i gdyby nie smutek malujący się w błękitnych oczach Hossa można byłoby powiedzieć, że to najszczęśliwszy człowiek pod słońcem. W tej scenie było tyle intymności, że Adam poczuł się zawstydzony. Najciszej jak tylko potrafił wycofał się ze swojej kryjówki i czym prędzej postanowił wrócić do domu.
Hoss nie podejrzewał nawet, że ktoś odkrył jego samotnię. Było mu tu dobrze. Nie musiał z niczego się tłumaczyć, o nic prosić. To był jego czas, czas, w którym rozmyślał o Hope, marzył i tęsknił do niej. Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna odepchnęła go i nie chciała mu zaufać. Gdyby potrafił zapomnieć, może wszystko stałoby się prostsze. Tylko, że on w każdym podmuchu wiatru, w każdym promieniu słońca widział jej piękną twarz i wiedział, że dopóki w brzuchu ma tysiące motyli nigdy nie zapomni o Hope.
***
Adeline krzątała się w kuchni szykując obiad. Praca szła jej jak po grudzie. Od pewnego czasu źle się czuła i miała poranne mdłości. Wiedziała, co jest tego przyczyną, ale nie chciała jeszcze dzielić się nowiną z mężem nim nie odwiedzi doktora Martina. Znowu zakręciło się jej w głowie. Usiadła przy stole głęboko oddychając. Po chwili przykre objawy minęły i Adeline mogła wrócić do przerwanej pracy. Czas naglił. Obiad jeszcze nie był gotowy, a przecież lada chwila spodziewała się powrotu Adama, który od rana był u ojca w Ponderosie. Wyjrzała przez okno. Synowie grzecznie bawili się na podwórzu, a mała Lizzy spała w swoim pokoju na górze. Miała już nakrywać do stołu, gdy usłyszała tętent konia. „To Adam” pomyślała i uśmiechnęła się ciepło. Podeszła do kredensu, żeby wyjąć talerze i wtedy usłyszała, jak ktoś lekko zapukał do drzwi i prawie natychmiast je otworzył. Zdziwiona, bowiem nikogo oprócz męża się nie spodziewała, pomału odwróciła się i zupełnie zaskoczona o mało, co nie upuściła talerzy.
- Nie wierzę! To ty?! To naprawdę ty?! – krzyknęła radośnie.
- Witaj Adeline.
- Mój Boże, co za niespodzianka – powiedziała już nieco spokojniej Adeline odstawiając talerze na stół i podchodząc do zupełnie nieoczekiwanego gościa – witaj. Jak dobrze cię widzieć. Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa.
- To tak jak ja. Dobrze tu znowu być.
Adeline otoczyła ramionami niespodziewanego gościa i mocno do siebie przytuliła. Wtedy to właśnie wszedł Adam. Przystanął w drzwiach lekko oszołomiony, tym, co zobaczył. Jego żona, bowiem ni mniej ni więcej czule obejmowała jakiegoś młodego mężczyznę. Przez moment poczuł kłujące igiełki zazdrości. Ostatkiem sił powstrzymał się przed gwałtowną reakcją. Stał i czekał na zakończenie tej czułej sceny. Nie mogąc się jednak doczekać jej końca znacząco chrząknął raz i drugi. Niestety nie przyniosło to spodziewanego efektu. Dopiero, gdy niemal krzyknął „Adeline, może przedstawisz mi tego młodzieńca” jego żona wreszcie spostrzegła, że wrócił do domu. Równocześnie nieznajomy, którego tak czule obejmowała Adeline odwrócił się i powoli zdjął kapelusz. Adam nie wierzył własnym oczom i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, kto przed nim stoi. Teraz i on szeroko otworzył ramiona mówiąc wzruszonym głosem:
- Witaj.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 9:28, 05 Sie 2014, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:23, 05 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
ADA naród będzie Ci wdzięczny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:37, 05 Sie 2014 Temat postu: W przedsionku czyśca |
|
|
Nie mam pojęcia ,kto jest tym młodzieńcem ,którego Adeline obejmowała.
Miałam w pierwszej chwili nadzieję ,że Hope wróciła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 6:46, 05 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
ja naiwnie pomyślałam, że może obcięła włosy
ADA, widzę, że dużo przybyło w twoim opowiadaniu - prześlizgnęłam się wczoraj wzrokiem i widzę, że czeka mnie kilka wstrząsających momentów
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:54, 05 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Senszen to prawda troszeczkę się działo Mam nadzieję, że Ci się spodoba
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:31, 05 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Interesujące pojawienie się tego chłopaczka.
Jeżeli tak dobrze go znają to chyba może być jakaś rodzina
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 11:47, 05 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Ma pan rację, ale czuję, że zawiodłem i niepotrzebnie niepokoiłem rodzinę Adama, a przede wszystkim pana, doktorze – powiedział niepocieszony Martin. |
Uderzająca troska o pacjentów i ich rodziny – jak i kolegę po fachu. Doktor Martin musiał się czuć onieśmielony wizytą Madigana.
Cytat: | sam pan doskonale wie, że latami zdobywa się doświadczenie, a i tak bywają sytuacje, które nas zaskakują. |
I to jest wspaniałe
Cytat: | Nie mieli dzieci i z czasem zaczęli traktować Hope jak własną córkę. |
Pamiętam, że kiedyś trafiłam na stwierdzenie, że wybrana córka znaczy więcej niż rodzona – i chyba tak jest w tym przypadku.
Rozmowa między Madiganem a Hope jest bardzo szczera i bardzo otwarta; szkoda jednak, że nie dała tak wiele. Biedna Hope…
Cytat: | - Nie powinienem się na to zgodzić. To nie był dobry pomysł Adamie – powiedział zdenerwowany Madigan patrząc z wyrzutem na Cartwrighta – z pięciu już dwie wycofały swoje zeznania, a trzecia zapadła się pod ziemię. Dwie pozostałe okazały się mało wiarygodne. Przecież nikt nie uwierzy dziewczynom lekkich obyczajów. Pozostała tylko Hope. Miałem nadzieję, że nie będzie musiała przez to wszystko jeszcze raz przechodzić.
- Ja też myślałem, że tak będzie. Bardzo mi jej szkoda. Czuję, że zawiodłem – odparł Adam i po chwili dodał – Josh i kilku chłopaków próbują znaleźć tę trzecią dziewczynę. |
To chyba można opisać jednym słowem – frustracja. Twoje opowiadanie jest bardzo dobrze napisane, jak frustracja, zniechęcenie i melancholia owijają postacie niczym mgły San Francisco.
Cytat: | Obrońca przekonująco dowodził, że ktoś taki jak Grandwels nie mógł dopuścić się zarzucanych mu czynów, bowiem sam miał żonę w zbliżonym do powódki wieku i dwoje uroczych dzieci |
Nie bardzo rozumiem linie obrony – ale adwokat musiał mieć niezwykły dar wymowy Niestety.
Cytat: | Hoss również nic nie mówił. Po tym, co usłyszał najchętniej wywiózłby Hope do Ponderosy i odgrodził od złych ludzi. |
Aż serce ściska…
Cytat: | Tymczasem w miejskim szpitalu młoda dziewiętnastoletnia Libby Rain, pobita do nieprzytomności przez nieznanego sprawcę odeszła do innego lepszego świata. |
Aż ciężko znaleźć słowa… Wzruszający fragment, jak pisałam smutek i przygnębienie towarzyszą postacią twojego opowiadania, nie opuszczając ich nawet na krok. Umiesz opisać emocje, nastrój, nie zapominając o dopracowanym pomyśle i wolno, ale logicznie rozwijającej się akcji,
Cytat: | - I po co ci to było dziwko? Ze mną nie wygrasz. To jeszcze nie koniec. |
Człowieka można by chyba opisać jednym słowem… Ciekawe jak traktuje swoją żonę – może by miała coś do powiedzenia w całej sprawie?
Cytat: | - Nie, nie mam do niej pretensji. To biedna, zagubiona dziewczyna. Pewnie potrzebowała pieniędzy, stąd to wszystko.
Hoss słysząc te słowa miał ogromną ochotę jednym ciosem zetrzeć z twarzy Grandwelsa tę nieprzyzwoicie świętoszkowatą minę, maskującą butę i pewność siebie. |
Trudno o lepsze podsumowanie.
Cytat: | - Jasne, powiem Todowi. Jeśli to wszystko to do zobaczenia i pożegnaj ich od nas – odrzekł Josh wskazując ruchem głowy Hope z Hossem i Madigana.
- Dobrze, pożegnam. Do zobaczenia i uważajcie na siebie – powiedział Adam podając rękę Joshowi.
- Jak zawsze – odparł nieznacznie się uśmiechając i ze smutkiem dodał – to okrutne, co spotkało Hope. |
Wszyscy pracownicy Ponderosy są bardzo oddani swoim pracodawcom
Cytat: | - Ależ Promyczku musisz coś zjeść – odrzekła z troską pani Madigan.
- Może potem, teraz chciałabym trochę odpocząć – odpowiedziała z przepraszającym uśmiechem Hope.
- Dziecko, tak nie można. Chcesz się rozchorować – nie dawała za wygraną żona doktora.
- Eleonor dasz jej wreszcie spokój? – doktor Madigan groźnie zmarszczył brwi. |
Wbrew wszystkiemu, scenka jest urocza, ciepła, rodzinna, taki jasny promyczek
Cytat: | Spojrzał tylko żałośnie prosto w te śliczne, zielone oczy i nie wiadomo skąd przyszły mu do głowy słowa, które zupełnie bezwiednie wypowiedział, jakby zamykając całą ich rozmowę:
- Hope to znaczy nadzieja. Swoim postanowieniem zabrałaś ją nie tylko mnie, ale i sobie. Mimo to będę czekał. Wbrew nadziei będę na ciebie czekał. |
ADA, postanowiłaś Hossa nie wysyłać na chmurkę, ale męczysz go, męczysz…
Cytat: | Chciał się przy niej zestarzeć, bo że ona będzie wiecznie młoda to wiedział bez dwóch zdań. |
ADA, czytanie trzech fragmentów pod rząd, może doprowadzić czytelnika do łagodnej depresji
Twoja fachowa wiedza na temat utrzymania i konserwacji kopyt końskich powaliła mnie na kolana. Wkładasz wiele pracy w skonstruowanie tego opowiadania i widać nie tylko prace, ale nade wszystko, efekty
Cytat: | - To dobrze, bo zdaje się, że mieliście ostatnio jakieś kłopoty z tym dużym buhajem.
- To prawda, ale odkąd stał się wołem jest bardzo spokojny – odrzekł Josh.
- Rozumiem, że te nowe narzędzia z San Francisco bardzo się przydały – powiedział Adam uważnie przyglądając się swojemu zarządcy.
- A tak, są świetne. Zwłaszcza ten emaskulator. W Virginia City nie znalazłbym takich kleszczy do kastracji – odparł Josh. |
Czytałam wczoraj ten fragment, dobrze, że piłam jedynie herbatę a nie jadłam kolację… i tak, minę miałam na pewno szczególną…
Bardzo mi się podobało twoje opowiadanie, a w zasadzie to już niemal książka Jest dokładnie przemyślane, delikatnie wplatasz nowe watki; jest ciekawe, świetnie napisane z różnymi drobnymi szczegółami, umilającymi lekturę
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|