|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:00, 10 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Cierpliwość to nie jest mój atut
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:01, 10 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Oj, wiem to doskonale
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:05, 10 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że rozumiesz....pytanie czy tym sposobem wytargowałam szybsze wklejenie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:11, 10 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Z przykrością muszę powiedzieć, że niestety nie. Dziś nie napisałam, ani słówka, może jutro ... myślę, że dopiero w niedzielę coś wkleję ... zobaczymy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:16, 10 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
znam Ci ja ból braku czasu...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 22:16, 10 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:07, 11 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Byłabyś świetnym psychologiem ADA ostatnie dwie notki normalnie nie wiem co napisać aż mnie zatkało. Tyle emocji jak w kalejdoskopie i serce rozrywa się na pół.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:22, 13 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
***
Ben wstał wcześnie rano. W nocy prawie nie zmrużył oka. Jakiś dziwny, irracjonalny niepokój targał jego duszą. Niby wszystko pomału zaczęło wracać do normy, ale cały czas miał dziwne wrażenie, że to nie koniec tej ciężkiej próby, przez którą przechodzi jego rodzina. Chcąc odgonić czarne myśli postanowił iść do stajni i przygotować konie do drogi. Nie chciało mu się jeść i postanowił jeszcze przed śniadaniem wyjechać do „Uśmiechu losu”. Obiecał przecież wnukom małą wycieczkę nad Tahoe i łowienie ryb, a potem podwieczorek w Ponderosie z niespodzianką przygotowaną przez Hop Singa. Przebywanie w towarzystwie wnuków dawało Benowi potężny zastrzyk energii, a wszystkie zmartwienia odchodziły w cień. Pomyślał, że może oprócz Małego Adama – swego ulubieńca i Tommego zabierze również Miltona, o ile oczywiście Adeline i Adam się zgodzą. Chłopcu przydałaby się jakaś odmiana, zwłaszcza, że mimo upływu trzech tygodni od porwania nadal był wystraszony i dziwnie cichy. Ben kochał swoje wnuki równie mocno, jak synów, ale ta miłość była inna, bo bezkrytyczna. Mógł sobie pozwolić na takie uczucie, bo przecież był dziadkiem, a to zmieniało postać rzeczy. Teraz jego głównym celem było rozpieszczanie wnuków, co robił zresztą z ogromną radością ku udręce ich rodziców. Uśmiechnął się ciepło na myśl o najstarszym wnuczku. Był z niego niezwykle dumny. Chłopiec był nad wiek dojrzały i przypominał mu Adama, gdy ten był w jego wieku i gdy ich przygoda na Dzikim Zachodzie zaczynała się w najlepsze. Na świecie był już wówczas Hoss, miał dwa latka i był miłym, uroczym dzieckiem. On i Adam byli wówczas całym jego światem. Wspominając przeszłość Ben nie spostrzegł, że tuż za jego plecami stanął Joe.
- Jedziesz bryczką? – spytał, widząc ojca przeglądającego z uwagą uprząż – myślałem, że do „Uśmiechu losu” pojedziesz konno, a na wycieczkę pójdziecie pieszo.
- Tak miałem zrobić, ale pomyślałem, że bryczką będzie wygodniej i dzieci nie będą takie zmęczone. Przecież to ma być miła wycieczka, a nie przemarsz wojska – odparł Ben.
- Masz rację. Jedziesz po śniadaniu?
- Nie. Chcę jechać teraz, póki nie jest tak gorąco. Mam nadzieję, że Adeline nie pozwoli teściowi zasłabnąć z głodu – zaśmiał się Ben.
- Pa, jak myślisz pogodzili się? Adam po rozmowie z Hossem wyjechał w doskonałym nastroju.
- Nie mam pojęcia synu. Mogę mieć tylko nadzieję, że przeprosił Adeline. Wiesz, pomyślałem sobie, że wezmę także Miltona. Niech mają dla siebie więcej czasu.
- Faktycznie, to im się przyda – powiedział uśmiechając się Joe.
- Może wreszcie się dogadają – odparł Ben – w każdym razie taką mam nadzieję.
- Liczysz na następnego wnuka? – rozbawionym głosem spytał Joe.
- Może, ale wolałbym wnuczkę, chłopaków jest dosyć – Ben znacząco spojrzał na Małego Joe.
- Na mnie nie licz. Wystarczy mi jedno dziecko.
- Ciekawe, czy twojej żonie wystarczy? – z zainteresowaniem spytał Ben, po czym dodał – Joe, a co z imieniem dla mojego wnuka? Dziecko niedługo skończy miesiąc.
- Myślę, Pa … - z zakłopotaniem odparł Joe.
- To myśl szybciej. Dobrze byłoby, gdyby mój wnuk przed upływem pierwszego roku życia miał jednak imię – stwierdził z przekąsem Ben.
- Postaram się Pa. Mam nawet pomysł – odparł dziwnie uśmiechając się Joe.
- Pomysł? Przerażasz mnie synu. Pamiętam, że twoje pomysły zazwyczaj kończyły się dziwnie.
- Tym razem was zaskoczę – powiedział pewny siebie Joe i dodał – pomogę ci z tymi końmi.
Ben roześmiał się i poklepał syna po ramieniu. Raźno wzięli się do roboty i już po kilkunastu minutach wszystko gotowe było do drogi. Wyprowadzali właśnie konie ze stajni, gdy nagle z impetem wjechał konno na podwórze zarządca Adama Josh Flick głośno wołając:
- Panie Cartwright, przysyła mnie pana synowa!
- Co się stało? - spytał zaniepokojony Ben przytrzymując za wodze wierzchowca Josha.
- Dwie godziny temu przyszedł koń Adama. Sam.
- I dopiero teraz o tym mnie zawiadamiacie?! – krzyknął Ben.
- Myśleliśmy, że jest gdzieś w pobliżu domu. Przeszukaliśmy najbliższą okolicę i nic – odparł Josh.
- Joe osiodłaj mi konia.
- Pa, jadę z tobą.
- Nie. Zostaniesz tutaj. O jedenastej ma przyjechać do Hossa doktor Martin – odparł stanowczo Ben.
- Doreen i Hope dadzą sobie radę. Pa, jadę z Tobą, czy ci się to podoba czy nie – równie stanowczo powiedział Joe. Przez krótką chwilę mierzyli się wzrokiem i wreszcie Ben głosem drgającym ze zdenerwowania powiedział:
- Siodłaj konie.
***
Doktor Paul Martin wyjechał z Virginia City wczesnym rankiem. Czekało go pracowite przedpołudnie - cztery wizyty u okolicznych ranczerów nie licząc tej u Hossa Cartwrighta. Martin do tej pory nie mógł wyjść z podziwu jak szybko ranny wraca do zdrowia. Z punktu widzenia medycznego takiego postrzału, żaden człowiek nie powinien przeżyć. Tylko błyskawiczna interwencja Hope uratowała Hossowi życie. Ona jedna zdobyła się na odwagę i wyjęła kulę, a potem przez cały czas do przyjazdu doktora nie odstępowała rannego ani na krok. Doktor Martin zdążył już poznać tę piękną, młodą pielęgniarkę, która jako opiekunka Adama Cartwrighta przyjechała z nim, z San Francisco. Usłyszał o niej dużo dobrego, ale gdy zobaczył, jakiej sztuki dokonała, był pełen uznania dla tej jakże sympatycznej i pełnej życia dziewczyny. Gdy jeszcze okazało się, że jest wręcz pasjonatką medycyny i może całymi godzinami rozmawiać o pacjentach, chorobach i sposobach ich leczenia doktor stwierdził, że taką siłę fachową chciałby mieć w swoim gabinecie i gdyby był o jakieś dwadzieścia lat młodszy to by się jej oświadczył. Wywołał tym ogólne rozbawienie Cartwrightów, z jednym drobnym, a właściwie całkiem ogromnym wyjątkiem, którym był Hoss jakoś dziwnie na niego spoglądający. Już wówczas nie uszło uwadze doktora, że Hoss wodzi za Hope rozmarzonymi oczami. I słusznie – pomyślał Martin – nic nie robi człowiekowi tak dobrze, zwłaszcza rannemu człowiekowi, jak miłość.
Doktor Martin uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie ostatniej wizyty u Hossa i lekko zaciął konia zmuszając go do szybszego biegu.
- Ruszaj się koniku. Mamy dużo pracy, a dzień znowu zapowiada się parny i gorący – powiedział półgłosem.
Był mniej więcej w połowie drogi do pierwszego pacjenta Dicka McKee, gdy odniósł wrażenie, że wśród mijanych zarośli coś się poruszyło. Początkowo pomyślał, że to może jakieś zwierzę, ale po chwili zorientował się, że to człowiek. Gwałtownie zatrzymał konia i zeskoczył z bryczki. Wziął ze sobą torbę lekarską i bukłak z wodą, a po chwili namysłu zapobiegawczo wyciągnął rewolwer. Ścieżką wśród chaszczy przeszedł parę kroków i stanął jak wryty. Tuż przed nim wsparty o duży głaz siedział z pochyloną głową podtrzymując lewe ramię młody mężczyzna. Doktor Martin nie wierzył własnym oczom, bowiem mężczyzną tym był Adam Cartwright. Chowając broń do kabury podszedł szybko do niego i przyłożył palce do jego szyi, a gdy wyczuł puls potrząsnął go za ramię. Adam drgnął, wydał z siebie krótki jęk, wreszcie otworzył oczy i spojrzał na doktora Martina półprzytomnym wzrokiem.
- Adamie słyszysz mnie, Adamie?! – z niepokojem spytał Martin.
- Pić.
Doktor Martin przyklęknął przy Adamie i przytknął do jego spierzchniętych ust bukłak z wodą. Pozwolił mu jednak tylko na dwa może trzy łyki mówiąc:
- Ostrożnie, tylko trochę. Powiedz mi, co się stało?
- Wracałem do domu i spadłem z konia. Chyba straciłem przytomność – odparł cicho Adam.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze, ale najpierw muszę cię zbadać.
- Chyba nic mi nie jest. Bolą mnie tylko plecy i lewa ręka.
- Pozwól, że sam to ocenię – powiedział doktor Martin i wprawnie obmacał najpierw klatkę piersiową i brzuch Adama, a potem jego nogi i ręce, po czym powiedział – nie jest źle, kręgosłup cały, trochę sińców i zadrapań. Niepokoi mnie tylko ta twoja ręka, no, ale najpierw zabiorę cię do domu. Dasz radę wstać?
- Pewnie. Tylko trochę kręci mi się w głowie – odparł Adam.
- Oprzyj się o mnie. Moja bryczka stoi na drodze. Ostrożnie – powiedział doktor Martin pomagając Adamowi wstać.
- Miałem szczęście, że pan akurat tędy przejeżdżał, bo inaczej długo wracałbym do domu, zwłaszcza, że koń mi uciekł – odparł Adam.
- No, to pośpieszmy się. Twoja żona pewnie umiera z niepokoju – powiedział doktor.
- Tak, jedźmy – odparł Adam.
***
- Co to za krzyki? Ktoś przyjechał? – spytał Hoss Hope, która stała właśnie przy oknie i przypatrywała się scenie, jak rozgrywała się pomiędzy Benem, Joe a mężczyzną, w którym rozpoznała zarządcę „Uśmiechu losu”.
- To zarządca Adama. Nie pamiętam jak się nazywa – odparła Hope.
- Josh Flick, ale co on u nas robi o tej porze?
- Nie wiem, ale się dowiem. Ty leż spokojnie. Zaraz wracam – powiedziała Hope i już jej nie było.
W salonie Hope natknęła się na Doreen z dzieckiem na ręku. Żona Małego Joe z niepewnym wyrazem twarzy dość energicznie bujała synkiem. Oczy jej wyrażały głęboki niepokój, a gdy zauważyła Hope nie bawiąc się w ceregiele wyrzuciła z siebie:
- Coś się stało Adamowi. Chyba koń go zrzucił. Nad ranem wrócił sam.
- Kto? Koń, czy Adam?
- No przecież koń – odparła zdziwiona pytaniem Doreen i dodała – ojciec i Joe jadą do „Uśmiechu losu”. O mój Boże, co to będzie. Oni to mają pecha. Nieszczęście goni nieszczęście. Ludzie w Virginia City mówią, że Laura ich przeklęła i stąd to wszystko.
- Czyś ty do reszty zgłupiała Doreen? Jak można wierzyć w takie bzdury? Lepiej nikomu tego nie powtarzaj, zwłaszcza Adamowi i Adeline, a Hossowi też lepiej na razie nic nie mów.
- Masz rację. Jeszcze by mu się pogorszyło – odparła przejęta Doreen.
- No to cieszę się, że mamy wspólne zdanie – powiedziała Hope i wbiegła na schody, po czym na moment przystanęła, spojrzała przyjaźnie na Doreen i powiedziała – nie martw się. Czuję, że wszystko będzie dobrze. Zmienię opatrunek Hossowi i zaraz pojadę do Adeline.
- Nie. Ojciec prosił, żebyś została w domu. O jedenastej przecież ma przyjechać doktor Martin. Będziesz tu potrzebna. Ja sama sobie nie poradzę – odparła lekko przerażona pomysłem Hope Doreen.
- No, dobrze. Nie martw się, nie zostawię ciebie samej – odpowiedziała z rezygnacją w głosie Hope.
***
Ben, Mały Joe i zarządca Flick galopem wjechali na podwórze „Uśmiechu losu”. Nim zsiedli z koni przed dom wyszła Adeline. Zdenerwowany Ben widząc synową z ledwością z siebie wydusił:
- I, co wrócił?
- Tak. Doktor Martin znalazł go przy drodze z Virginia City.
- Bogu dzięki! Jest ranny? Jak bardzo? Mów Adeline!
- Spokojnie, ojcze. Doktor powiedział, że Adamowi nic nie zagraża. Jest poturbowany, ale nie odniósł żadnych poważnych obrażeń. Tylko … - głos Adeline niebezpiecznie zadrgał.
- Tylko, co? – Ben z niepokojem wpatrywał się w synową.
- Jego lewa ręka. Chyba znowu ma złamaną. Ojcze wiesz, co to oznacza – powiedziawszy to Adeline rozpłakała się. Ben widząc, w jakim stanie jest jego synowa, otoczył ją ramionami i mocno do siebie przytulił. Wzruszenie nie pozwoliło mu wypowiedzieć ani jednego słowa. Po chwili jednak opanował się, odsunął od siebie Adeline i patrząc w jej zapłakane oczy powiedział z niezbitą pewnością:
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, Adam nie straci ręki. Ja to wiem. Ja to po prostu wiem.
Adeline popatrzyła w milczeniu na Bena i wstąpiła w nią otucha. Nie wiedziała skąd teść bierze tyle wiary, ale skoro tak powiedział, to na pewno tak będzie. Otarła zapłakaną twarz i uśmiechnęła się nieznacznie. Ben widząc to łagodnie spytał:
- Możesz mnie zaprowadzić do Adama?
- Tak, oczywiście. Doktor Martin jest przy nim. Opatruje go. Chodźmy, Pa – odpowiedziała Adeline i spoglądając w kierunku Joe i zarządcy rzekła – dziękuję. Odpowiedzieli jej uśmiechem. Jednocześnie Ben zwrócił się do Małego Joe mówiąc:
- Zajmij się końmi, a potem przyjdź do nas. Będziesz mi potrzebny.
- Ja się nimi zajmę – powiedział Josh – niech pan idzie do brata.
- Dzięki Josh – odparł Joe przyjaźnie poklepując zarządcę po ramieniu.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:54, 13 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo miły fragment opisujący przygotowania Bena do spotkania z wnukami. Później równie sympatyczna scena rozmowy z Joe. Stworzyłaś taki ciepły, rodzinny obrazek. Niestety, został przerwany przez niepokojącą wiadomość.
ADA napisał: | - Miałem szczęście, że pan akurat tędy przejeżdżał, bo inaczej długo wracałbym do domu, zwłaszcza, że koń mi uciekł – odparł Adam. |
Wyjątkowe szczęście. Z opisu wynika, że Adam jednak nie był w najlepszym stanie. Jak to dobrze, że doktor Martin jest spostrzegawczy i wyczuwa pacjentów na odległość.
ADA napisał: | - Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, Adam nie straci ręki. Ja to wiem. Ja to po prostu wiem. |
Ciekawe, kiedy i my będziemy miały stuprocentową pewność, bo w tym względzie ADA wciąż trzyma nas w szachu.
Adam znowu poturbowany. Nie wiadomo, co z jego ręką. Nie jest w pełni sprawny i jak tu w takim stanie ma się godzić z żoną. Chociaż on już kiedyś był w fatalnym stanie, a opychał się bombonierką bez opamiętania. ADA nawet wtedy wspomniała, że po tych słodkościach siły mu wróciły...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Nie 22:55, 13 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:08, 13 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
I znów tarmoszenie biednego Adasia. Nie wiadomo, czy nie straci ręki! Ja bym wolała, żeby był kompletny ... Teraz chyba Adeline nie będzie się z nim kłócić, ale nie wiem, czy jest zadowolona z takiej sytuacji ... pewnie nie
Podziwiam wyczucie doktora Martina ... na szczęście znalazł się o właściwej porze we właściwym miejscu ... może Adam ma jeszcze szansę na ... 100procentowy powrót do zdrowia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:08, 13 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Po tym co zaserwowała Mada, Twój fragment ADA jest niczym balsam na skołatane nerwy....do czasu oczywiście.... Bo tutaj Ben wspaniały dziadek rozpuszczający wnuki ku ogromnemu niezadowoleniu rodziców właśnie planuje miłą wycieczkę by łowić rybki, a tu wyskakuje zarządca z takimi przygnębiającymi informacjami.
ADA napisał: |
- Dwie godziny temu przyszedł koń Adama. Sam.
- I dopiero teraz o tym mnie zawiadamiacie?! – krzyknął Ben.
- Myśleliśmy, że jest gdzieś w pobliżu domu. Przeszukaliśmy najbliższą okolicę i nic – odparł Josh.
- Joe osiodłaj mi konia.
- Pa, jadę z tobą.(...)
- Siodłaj konie. |
Spodobał mi się stanowczy Joe. Odpowiedzialny brat, syn i ojciec....tylko coś z imieniem dla dziecięcia mu nie idzie. Ciekawe jak woła? "Ej dziecko? Niech się stara szybciej....
ADA napisał: | - Coś się stało Adamowi. Chyba koń go zrzucił. Nad ranem wrócił sam.
- Kto? Koń, czy Adam?
- No przecież koń – odparła zdziwiona pytaniem Doreen |
No i co dalej? Adeline i Adam nadal zawieszeni w sieci nieporozumień...Ręka Adama? Co z nią? Czy Adam (jeśli mu pokiereszujesz rękę) nie pomyśli, że Adeline jest z nim z litości? Tego się obawiam. Nie chcę żeby ich godzenie rozeszło się po kościach chcę przeczytać coś soczystego Mamisz nas piękną wizją od ... chyba dwóch fragmentów......rozumiesz ADA patrz mi w oczy Podpisuję się pod postulatem Mady z bombonierkami...
*
p.s. nie marudzę...ja tylko domagam się należnego godzenia małżonków... oczywiście do niczego Cię nie zmuszam....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Nie 23:09, 13 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:38, 13 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, patrzę Ci prosto w oczy i pytam, czy nie za dużo tych bombonierek w jednym opowiadaniu. Przecież były już trzy. No, może tę trzecią trudno nazwać bombonierką, ale zawsze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 6:41, 14 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
ADA Twoja odpowiedź pełna świadomej ironii, wybitnej kpiny i nadzwyczajnej bezczelności bynajmniej mnie nie zniechęci do upominania się co "nam się godziwie należy"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 6:44, 14 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Nic co mi przypisujesz nie jest prawdą, ale dobrze w swej wspaniałomyślności o tym godzeniu się małżonków coś napiszę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 7:45, 14 Lip 2014 Temat postu: W przedścionku czyśca |
|
|
Widzę znany ,filmowy trick ,dramatyczna sytuacja pewnie pogodzi małżonków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 12:56, 14 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Otóż pertraktuję by nie było tak, że dramatyczne wydarzenia pogodzą małżonków... znam taki trick filmowy, że gdy zażegnano niebezpieczeństwo, babeczka wróciła do rozmowy i powiedziała, "że i owszem itd. cieszę się że zyjesz, ale kajaj się ty małpo jedna..."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 12:57, 14 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|