|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:13, 07 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
...dojść do ....Hossa na chmurce...czy wyjścia gadania bokiem?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 23:14, 07 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:21, 07 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Nie powiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:16, 08 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:17, 08 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, nie się. Nie mogę powiedzieć, bo nie będzie niespodzianki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:25, 08 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Aaaa....o to chodzi ...no to ok
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 14:37, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Uuu... Wow... Dużo się dzieje, obroty akcji zmieniają się 360 stopni na minutę, kiedy następna część, bo już nie mogę się doczekać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:32, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Pw
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:58, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
***
Było niedzielne, ciepłe popołudnie. Adam odpoczywał w ogrodzie, który znajdował się na tyłach obszernego domu Willa Cartwrighta. W swym kształcie ogród nie wyróżniał się szczególnie z otoczenia. Był zacisznym miejscem wypoczynku i miał swój niepowtarzalny styl tak charakterystyczny dla ogrodów angielskich, gdzie dominuje zieleń traw oraz biel, fiolet, róż i czerwień kwiatów. Adam siedział w fotelu ustawionym specjalnie dla niego w ocienionym zakątku ogrodu. Wsparty na poduszce czytał książkę autorstwa Thoreau zatytułowaną, „Walden, czyli życie w lesie”. Właśnie przed chwilą przeczytał fragment, który szczególnie zapadł mu w duszę. „Jak to brzmiało?”, starał się sobie przypomnieć, przerzucił parę kartek, a gdy znalazł interesujący go akapit przeczytał na głos: „Pozory i złudzenia przyjmuje się za niezbitą prawdę, a rzeczywistość za fantazję. Gdyby ludzie stale obserwowali tylko rzeczywistość i nie pozwalali sobie na złudzenia, życie … przypominałoby bajkę z tysiąca i jednej nocy. Gdybyśmy uznawali tylko to, co nieuchronne, ulice rozbrzmiewałyby muzyką i poezją”*). Adam na moment zamyślił się. Tak, jego życie do chwili wypadku przypominało bajkę z tysiąca i jednej nocy. Nie mógł wyśnić sobie lepszego życia. Miał u boku wspaniałą kobietę, która wciąż nie przestawała go fascynować. Miłości, jaką ją darzył, nie mógł porównać z niczym. Była dla niego powietrzem, była jego życiem. Kiedyś w przeszłości nie wyobrażał sobie, że można pokochać, aż tak. Był pewien, że wzniosłe uczucia i porywy serca można znaleźć tylko w książkach lub sztukach teatralnych. Gdy jednak na jego drodze stanęła piękna Adeline i ufnie podarowała mu siebie, wiedział, że tylko ona może nadać sens jego życiu. I tak się stało, a sens jego życia zamykał się w słowie rodzina. Dlatego wiadomość, że miał jeszcze jedno dziecko, tak bardzo nim wstrząsnęła. Nie było dnia, żeby nie myślał o tym dzielnym chłopczyku, który utonął, bo chciał ratować swoją malutką siostrzyczkę. Will tak jak obiecał opowiedział mu wszystko o Arthurze i pokazał jego ubrania, zabawki i książeczki, które chłopiec ubóstwiał. W pokoju dziecka, w którym od jego śmieci matka nie pozwoliła nic zmienić, Adam załamał się. Łzy żalu za bezpowrotnie straconym synem piekły niczym ogień. Will widząc, co się dzieje dyskretnie wycofał się do przedpokoju, pozwalając Adamowi dojść do siebie. Za ten takt i życzliwość Adam był Willowi wdzięczny. Nie żałował już, że musiał skorzystać z gościnności kuzyna. Poznawał go na nowo i to, co odkrył wprawiało go w zdumienie. Do tej pory nie miał pojęcia, jaki jest naprawdę Will. Dopiero teraz po długich godzinach spędzonych na szczerych rozmowach zobaczył dobrego człowieka bezgranicznie zakochanego w swojej żonie.
Adam smutno uśmiechnął się do swoich myśli. Zamknął książkę, odłożył ją na stolik stojący tuż obok i zamknął oczy. Natychmiast też pojawił mu się pod powiekami obraz jego żony, gdy żegnali się tuż przed jej powrotem do Ponderosy. Adam poczuł ciepło w sercu na wspomnienie tego pożegnania. Jeszcze teraz widział jej uśmiech, radosny i promienny niczym poranne słońce. Uwielbiał te chwile, gdy Adeline uśmiechała się całą sobą. Z przejęciem instruowała go, że ma dbać o siebie, słuchać doktora Madigana, odpoczywać i niczym się nie przejmować. Patrzył na nią zachwycony i nie mógł się powstrzymać, żeby nie przyciągnąć jej do siebie. Ona próbowała ostudzić jego zapały, mówiąc, że jest jeszcze zbyt słaby i rękę ma w gipsie. Adam odpowiedział jej żartobliwie, że przecież ma drugą i do tego całkiem sprawną. Adeline próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale mąż, mruknąwszy „dość tego gadania” zamknął jej usta krótkim, czułym pocałunkiem. Kolejny był już dłuższy i nieziemsko namiętny, przyprawiający ją o zawrót głowy. Siedzieli na łóżku, gdy Adam zdrową ręką mocno objął ją w talii, lekko przechylając do tyłu. Objęła go ostrożnie ramionami, nie chcąc sprawić mu bólu. On coraz żarliwiej obsypywał ją pocałunkami, by wreszcie delikatnie, lecz stanowczo ułożyć ją na łóżku. Znowu poczuła dawnego Adama. Jego dłoń bezbłędnie poruszała się po jej ciele, a usta muskały alabastrową szyję schodząc coraz bardziej w dół. Zapomniała o całym świecie. Jej oddech stawał się coraz bardziej urywany, a ciało ogarnięte gorącym pożądaniem zamknęło w niemym krzyku jedno słowo – ADAM.
Z tego jakże miłego rozmarzenia wyrwał Adama głos Eleny, która z małą Alice na ręku przysiadła na drugim fotelu:
- Dlaczego pan nie zjadł ciasta i nie wypił kawy? Gdyby pańska żona to widziała …
- Ale nie widzi – przerwał jej Adam – Eleno jesteś gorsza od Cerbera, pilnujesz mnie na każdym kroku i do tego … tuczysz. Niedługo nie zmieszczę się w drzwiach – dodał ze śmiechem, nadymając przy tym policzki. Dziewczyna też się roześmiała, a malutka Alice popatrując na dorosłych cichutko zachichotała.
Naraz Elena zamilkła i spoważniała. Spojrzała niepewnie na Adama, jakby coś ważąc w myślach i z pewną nieśmiałością zapytała:
- Panie Cartwright, czy możemy porozmawiać?
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem, że będziesz mówiła mi po imieniu.
- Ależ to nie wypada. Pan i ja … po imieniu – odparła zdziwiona Elena.
- Uratowałaś mi życie, teraz się mną opiekujesz. Nigdy nie odwdzięczę ci się za to, co dla mnie zrobiłaś … - powiedział ze szczerością w głosie Adam.
- To miłe, co pan mówi – i zaraz pod wpływem jego wzroku poprawiła się mówiąc - to znaczy, co mówisz Adamie.
- Już lepiej. Słucham, o czym chcesz ze mną rozmawiać?
- Nie wiem, jak zacząć, żebyś nie wziął mnie za niespełna rozumu – powiedziała z wahaniem w głosie, Elena.
- Nie bój się. Nigdy nie oceniam ludzi nim ich najpierw nie wysłucham – uspokajająco odparł Adam i dodał – mów Eleno.
Dziewczyna głęboko zaczerpnęła powietrza i lekko zacinając się rozpoczęła swoją opowieść. Mówiła o tym jak została przyjęta do opieki nad Alice i o tym, że matka dziewczynki zupełnie się nią nie interesowała. O tym, jak słodkim i dobrym chłopcem był Arthur i jak bardzo kochał swe siostry, szczególnie najmłodszą, której wprost nie odstępował. Gdy kiedyś Elena spytała go, dlaczego nie chce bawić się z innymi dziećmi, przecież ma kolegów, odpowiedział, że musi pilnować Alice, bo ich mamusia nie zawsze wie, co robi. Wtedy nie wzbudziło to jej podejrzeń, dopiero po śmierci chłopca zaczęła się zastanawiać nad jego słowami i nagle dotarło do niej, że Laura nienawidziła swojej córeczki.
- Może źle zrozumiałaś Arthura, może miał coś innego na myśli – z niedowierzaniem pokręcił głową Adam i dodał - to było przecież ośmioletnie dziecko, a Laura … możliwe, że nie jest najlepszą matką, ale kocha swoje dzieci.
- Tak myślisz? A co powiesz na to, że próbowała Alice udusić poduszką?
Zszokowany Adam zamarł z niedowierzaniem wpatrując się w Elenę, a gdy po chwili doszedł do siebie zapytał z wahaniem:
- Widziałaś to?
- Nie, ale Arthur mi o tym opowiedział. Nie miałam podstaw mu nie wierzyć. Zawsze mówił prawdę. Był małym chłopcem, ale zachowywał się jak dorosły - nad wiek poważny i odpowiedzialny.
- Powiedziałaś o tym Willowi? – z powagą w głosie spytał Adam.
- Nie, a po śmierci małego jakoś nie mogłam, widząc rozpacz pani Laury i pana Willa.
- Powinnaś powiedzieć. Może to był przypadek, a Arthur źle odczytał zaistniałą sytuację, a może faktycznie było coś na rzeczy.
- Jest jeszcze coś – z wahaniem zaczęła Elena.
- Mów. Chyba dziś już nic mnie nie zaskoczy – powiedział Adam.
- Otóż, wiesz zapewne, że Alice uratował mężczyzna spacerujący wówczas po parku. Gdy wyciągnął wózek z małą, wrócił po Arhura, ale … było już po wszystkim. Pan Will zaprosił tego mężczyznę do domu, żeby mu podziękować za jego postawę. Początkowo rozmowa przebiegała w przyjaznej atmosferze, o ile, biorąc pod uwagę okoliczności, można tak powiedzieć. Nagle pan Will bardzo się zdenerwował i krzyknął, że to niedorzeczność i oszczerstwo, po czym wyprosił tego mężczyznę z domu mówiąc, że wdzięczny jest mu za ocalenie córki, jednak takich insynuacji nie zamierza znosić i nie rozumie, dlaczego on to robi?
- Jakich insynuacji?
- Nie wiem, jednak, gdy ten mężczyzna wychodził z domu powiedział mi coś dziwnego, co później nie dawało mi spokoju.
- Co takiego ci powiedział?
- Żebym pilnowała Alice, bo jej matka jest nieobliczalna, a ojciec nie chce tego przyjąć do wiadomości.
Po odpowiedzi, jakiej udzieliła Elena zapadła złowroga ciszy. Adam zaczął zastanawiać się nad tym, co usłyszał. Wszystko to, o czym powiedziała mu dziewczyna wydawało się nieprawdopodobne, ale może właśnie, dlatego powinien to sprawdzić. Spojrzał badawczo na Elenę. Wiedział, że skrycie kocha się w Willu i zastanawiał się, czy w ten sposób dziewczyna nie chce zdyskredytować Laury w oczach męża. Jednak, gdy jeszcze raz spojrzał w oczy Eleny dojrzał w nich jedynie szczerość. „Tak, ona nie kłamie” pomyślał Adam. Coś złego działo się w domu jego kuzyna i on zamierzał to wyjaśnić.
- Eleno, jak nazywa się ten mężczyzna, który uratował życie Alice?
- Zdaje się, że Braun, chyba John, ale zaraz, przecież zostawił mi swoją wizytówkę. Powiedział, że jak pan Will się opamięta, to on służy wyjaśnieniami.
- Masz tę wizytówkę?
- Tak. Mam przynieść? – spytała przejęta Elena.
- Jeżeli możesz. A potem chciałbym, żebyś umówiła mnie z tym panem. Will nie chciał, go wysłuchać, za to ja chętnie to zrobię. Czas wyjaśnić, co tu naprawdę się dzieje i dlaczego zginął mój syn – powiedział Adam.
- Twój syn?! – Elena omal nie zemdlała z wrażenia.
- Tak moja droga, Arthur był moim synem.
***
Phil Morris chodził nerwowo po zrujnowanym pomieszczeniu będącym kuchnią tętniącego niegdyś życiem domu rancza Clarksonów. Od kilku lat opuszczone i popadłe w ruinę przyciągało typów spod ciemnej gwiazdy. Było to, to samo ranczo gdzie ponad tydzień temu Matt Gallhager znalazł zwłoki Franka Bonera. Morris umówił się tu na sekretne spotkanie z Laurą Cartwright, dzięki, której miał nadzieję zdobyć ogromną fortunę i zerwać wreszcie z bandyckim procederem. Początkowo trochę z ciekawości, a trochę z nudów zgodził się pomóc tej bardzo dziwnej kobiecie, która twierdziła, że obcy ludzie przetrzymują jej syna. Traktował to, jako swego rodzaju zabawę nie martwiąc się w ogóle jej następstwami. Jednak, gdy zorientował się o czyje dziecko toczy się gra stwierdził, że może to mu przynieść ogromny zysk. Zrozpaczona rodzina zapłaci przecież ogromny okup byle tylko odzyskać dzieciaka.
Morris nie mogąc doczekać się przyjazdu Laury, co jakiś czas spoglądał na zegarek. Dochodziła czwarta po południu. Jego wspólniczka spóźniała się już przeszło dwa kwadranse. Wreszcie po upływie kolejnych piętnastu minut usłyszał wjeżdżającą na podwórze bryczkę. Po chwili w drzwiach stanęła Laura niespokojnie rozglądając się po pomieszczeniu. Gdy jej wzrok napotkał Morrisa odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Długo kazałaś na siebie czekać – z pretensją w głosie zaczął Phil.
- To przez tą Watson. Bardzo się stara, żeby dom na powrót młodej pani Cartwright lśnił. Paskudne, wścibskie babsko – odparła Laura usprawiedliwiając swe spóźnienie.
- To mnie nie interesuje – szorstko odpowiedział Morris i dodał – musimy przesunąć akcję.
- A to niby, dlaczego?
- Sytuacja się zmieniła. Szeryf i ludzie z miasteczka węszą w związku ze sprawą Bonera.
- Nie musiałeś go zabijać – odparła Laura.
- Tak, nie musiałem, ale zrobiłem to na twoje wyraźne życzenie. Co już nie pamiętasz, kto przekonywał mnie, że ten pijak może nam zaszkodzić.
- Liczyłam, że tylko go postraszysz.
- No, to się przeliczyłaś – uśmiechając się ironicznie odpowiedział Morris – ale wracając do sprawy, czy na pewno jesteś zdecydowana porwać dzieciaka?
- Tak, ale nie porwać, tylko odebrać Cartwrightom mojego syna – stanowczo odpowiedziała Laura.
- Dobra, nazywaj to sobie jak chcesz. Chciałem tylko powiedzieć, że reguły gry uległy zmianie. Robi się niebezpiecznie i nie opłaca mi się ryzykować życia dla twojego kaprysu. Chcę więcej.
- Słucham? – oczy Laury zrobiły się ogromne ze zdziwienia.
- Chyba mówię wyraźnie: chcę więcej pieniędzy.
- Przecież ci zapłaciłam.
- Nie moja droga, dałaś mi zaledwie zadatek, bo nie liczę tego, co otrzymałem w naturze – odparł śmiejąc się ironicznie Morris.
- Zapłacę wszystko, co do grosza – odparła zaniepokojona Laura.
- Nie wątpię. Cartwrightowie też się dorzucą. Za obietnicę odzyskania małego zapłacą i to dużo – z błyskiem w oczach powiedział Morris.
- Phil, co ty chcesz zrobić?
- Wyciągnąć tyle forsy ile to możliwe i nie martw się będziesz miała tego swojego dzieciaka, a ja będę ustawiony do końca życia. Mówiłaś, że stary Cartwright z synową wrócą w sobotę po południu.
- Tak. Tym dyliżansem z Carson City. Jadą z przesiadką. Hoss ma po nich pojechać do Virginia City – odparła Laura.
- Kto w sobotę przed południem będzie w domu? – spytał Morris.
- Jedynie Watson, dzieci i ja. Hoss jeszcze przed śniadaniem ma pojechać do Ponderosy, a potem do miasta.
- To świetnie się składa – stwierdził Phil – stara nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem. Masz te krople na sen? – a gdy Laura skinęła głową, powiedział – dolejesz jej do kawy, dzieciaki też uśpisz. Nie chcę żadnych krzyków. Będę czekać w pobliżu. Dasz mi znać, jak tylko usną. O której jadacie śniadanie?
- Różnie. Najczęściej około ósmej, ale teraz ze względu na dzieci godzinę później.
- To w takim razie o ósmej będę czekał na tyłach małego corralu. Stamtąd dobrze widać nie tylko dom, ale i drogę.
- Co mam jeszcze zrobić? – zapytała Laura.
- Przygotuj podręczny bagaż, weź trochę jedzenia. Gdy zorientują się, co się stało ruszy pogoń. Będziemy mieć kilka godzin na dostanie się do kryjówki. Tam przeczekamy najgorsze.
- Phil, czy to się uda? – Laura niespokojnie popatrzyła na Morrisa.
- Gdybym, nie miał pewności, nie podjąłbym się tej roboty. Tylko rób wszystko tak jak ci powiedziałem, a uda nam się. Oboje na tym zyskamy i pamiętaj nie ma już odwrotu. Sprawa zaszła za daleko, żeby się wycofać – powiedział ostrzegawczym tonem Morris, a potem nieco łagodniej dodał – Lauro, jedź teraz na ranczo i zachowuj się jak zwykle. Pamiętaj o tym, co ci powiedziałem. I do soboty.
***
*) cytat "Walden, czyli życie w lesie" Henry David Thoreau, Rebis Poznań, s.113
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 8:18, 10 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:43, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Adam słusznie jest zaniepokojony, Elena również.
Najbardziej żal mi Willa, który jest tak bardzo zakochany w swojej żonie.
Starannie budujesz napięcie piszesz żywo i ciekawie, czekam niecierpliwie na dalszy ciąg
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:13, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | ....a sens jego życia zamykał się w słowie rodzina. |
Proste i piękne.
Obiecany kawałek dawnego Adama pojawił się w jego wspomnieniu z przed wyjazdu Adeline -mniam
ADA napisał: | Adam załamał się. Łzy żalu za bezpowrotnie straconym synem piekły niczym ogień. Will widząc, co się dzieje dyskretnie wycofał się do przedpokoju, pozwalając Adamowi dojść do siebie. Za ten takt i życzliwość Adam był Willowi wdzięczny. |
Will bardzo taktowny, a Adam wyjątkowo męsko się wzruszał
Fajnie, że kuzyni się zbliżyli do siebie i choć trochę porozumieli.
Fragment rozmowy Adama z Eleną przerażający. Mam nadzieję, że Adaś nie będzie ociągał się ze spotkaniem i jego komórki mózgowe zaczną kojarzyć w błyskawicznym tempie.
Widać, że Laura kompletnie nie miała i nie ma planu jak porwać dziecko i uciec na dłużej. Jest nieprzygotowana i działa po omacku....jak choćby spacer na jezioro Tahoe w którym przeszkodził im Mały Adam....ona juz wtedy planowała ucieczkę tylko bez planu....Ten Morris chyba zaczyna przejmować kontrolę nad Laurą, ona już niemal chodzi pod jego dyktando...nie wiem kogo bardziej się obawiać....wariatki pogrążonej w rozpaczy czy mordercy?
Laura chyba nie była zbyt dobra skoro zapłata w naturze nie bardzo jest wliczona
fragment przygotowujący na cios....czekam zatem...zadawaj ...
*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:30, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Do tej pory nie miał pojęcia, jaki jest naprawdę Will. Dopiero teraz po długich godzinach spędzonych na szczerych rozmowach zobaczył dobrego człowieka bezgranicznie zakochanego w swojej żonie. |
Bardzo smutne to spostrzeżenie. Przecież wiadomo, że związek Willa i Laury nie ma przed sobą przyszłości.
ADA napisał: | Jej oddech stawał się coraz bardziej urywany, a ciało ogarnięte gorącym pożądaniem zamknęło w niemym krzyku jedno słowo – ADAM. |
To prawda. Wszystko zamyka się w tym jednym słowie…
Podziwiam Elenę za odwagę i szczerość. Adam zabawi się w detektywa i dowie się co nieco na temat poczynań Laury. Jest inteligentny. Doda dwa do dwóch i zrozumie powagę sytuacji oraz wyczuje niebezpieczeństwo grożące jego rodzinie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Co do Morrisa, to myślę, że on chce wystrychnąć Laurę na dudka. Może dojść do wniosku, że nie jest mu potrzebna i się jej pozbyć jak Franka Bonera.
Piękny cytat z Thoreau.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 6:49, 10 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Aga
Cytat: | Mam nadzieję, że Adaś nie będzie ociągał się ze spotkaniem i jego komórki mózgowe zaczną kojarzyć w błyskawicznym tempie. |
Mogę cię zapewnić, że Adaś zacznie działać
Mada
Cytat: | Co do Morrisa, to myślę, że on chce wystrychnąć Laurę na dudka. Może dojść do wniosku, że nie jest mu potrzebna i się jej pozbyć jak Franka Bonera. |
Tu jeszcze waham się - nie wiem, co tak naprawdę siedzi Morrisowi w głowie
Senszen
Cytat: | Najbardziej żal mi Willa, który jest tak bardzo zakochany w swojej żonie. |
Niestety, Willowi przypadła rola niekochanego, wzgardzonego męża
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:37, 10 Cze 2014 Temat postu: W przedsionku czyśćca |
|
|
Biedny Will.
Czemu na mojego ulubieńca tyle spada ?
Żal i pretensję Adama są dla mnie jak najbardziej naturalne.
A Laura i ten facet dobrali się jak w korcu maku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 12:07, 10 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Morris wydaje się bardzo niebezpieczny ... to on chyba zaczyna przewodzić w tym związku. Laura nawet pyta się go o zdanie, zaczyna się z nim liczyć. Odnoszę wrażenie, że nareszcie spotkala faceta pasującego do niej. Tyle, że razem tworzą paskudny duet ... mam nadzieję, że Adaś zacznie bardzo szybko działać, bo grozi mu utrata i drugiego syna ... a cytat z Thoreau cudowny ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:35, 12 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
***
Hope Johnson zgodnie z umową codziennie przychodziła zmieniać opatrunki Adamowi. Pacjent, jak to określiła, był wyjątkowo wytrzymały, aczkolwiek bardzo niecierpliwy i uparty. Przez te kilkanaście dni, a wcześniej także w szpitalu Hope na tyle poznała Adama, że bezbłędnie rozpoznawała, kiedy coś go boli i kiedy tylko siłą woli powstrzymuje się od okazania słabości. Doskonale wiedziała, że z takimi pacjentami trzeba postępować delikatnie, ale stanowczo, a przede wszystkim zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, o co w przypadku Adama wcale nie było tak łatwo. Zdobycie jego zaufania trochę trwało zwłaszcza, że Adam miewał wybuchy gniewu, co niewątpliwe spowodowane było rozdrażnieniem wynikającym z jego niedyspozycji. Szczególnie pierwsze dni po wyjeździe z San Francisco żony Adama i jego ojca dały się otoczeniu nieźle we znaki. Adam był rozdrażniony, na wszystkich fukał lub nie odzywał się. Hope wówczas żartem zauważyła, że jego postępowanie przypomina trochę zachowanie porzuconego dziecka. Słowa, które miały rozładować sytuację nieoczekiwanie tylko ją zaogniły. Adam, jak każdy prawdziwy mężczyzna lubił panować nad sytuacją. To, że przez nieszczęśliwy wypadek został uzależniony od pomocy innych doprowadzało go do szału. Dodatkowo tęsknota za domem robiła swoje. Te negatywne emocje nieoczekiwanie rozładowała mała Alice, która najpierw z uwagą przyglądała się wiecznie niezadowolonemu, ubranemu na czarno wujkowi z tym czymś na ręku – jak określiła gips, który nosił Adam – a potem położyła mu na kolanach swoją ulubioną lalkę. Nie potrafiła jeszcze dobrze mówić, ale wypowiedziane stanowczym dziecięcym głosikiem słowo „masz”, podziałało na Adama otrzeźwiająco. Od tamtej pory Adam nie kwestionował już fachowości Hope, chwalił kuchnię Eleny i ogólnie na nic nie narzekał, no może z wyjątkiem bezczynności, której po prostu nie cierpiał.
Kolejny dzień rozpoczynał się jak zwykle mglistym, ciepłym porankiem. Tuż po śniadaniu przyszła Hope, żeby zmienić Adamowi opatrunek. Ostrożnie zdjęła bandaże i uważnie obejrzała szwy. Uśmiech zadowolenia ukazał się na jej twarzy. Rana pooperacyjna goiła się doskonale. Hope delikatnie przemyła skórę wokół zabliźniającej się rany i założyła świeży opatrunek. Potem pomogła Adamowi założyć koszulę, a gdy cicho syknął z bólu spojrzała na nie niego z niepokojem, pytając:
- Wszystko w porządku?
- Tak. Szwy trochę mnie ciągną, ale to nic takiego – odparł Adam, pozwalając Hope, żeby zapięła mu guziki koszuli.
- Doktor Madigan będzie z ciebie zadowolony. Widać, że stosujesz się do jego zaleceń – powiedziała Hope.
- Staram się – odparł Adam.
- To prawda. Stałeś się bardzo dobrym pacjentem – z uśmiechem stwierdziła Hope i dodała – jak tak dalej pójdzie to pewnie za tydzień doktor zdejmie ci gips, a za dwa tygodnie może pozwoli wrócić ci do domu. No, dobrze. Na dzisiaj to już wszystko, a jutro zobaczymy się w szpitalu. Pamiętasz o wizycie u doktora Madigana?
- Oczywiście, że pamięta – wtrącił się do rozmowy Will, który właśnie zajrzał do pokoju kuzyna – i nie martw się Hope będzie punktualnie, już ja go przypilnuję.
- Mam nadzieję. A teraz żegnam panów, obowiązki wzywają – powiedziała dziewczyna, kierując się do drzwi.
- Zaczekaj Hope, ja też wychodzę, mogę po drodze do biura zawieść cię do szpitala – zaproponował Will.
- Nie odmówię, szczególnie, że bardzo mi się śpieszy – odrzekła Hope.
- W takim razie zapraszam do bryczki – powiedział Will, a spojrzawszy na Adama zapytał – potrzeba ci czegoś jeszcze?
- Jakbyś mógł poprosić Elenę, żeby przyniosła mi kawę.
- Oczywiście. To do wieczora Adamie. Hope chodźmy.
Schodząc po schodach Hope zafrasowana spojrzała na Willa, a potem spytała:
- Czy on już wie?
- O czym?
- O ręce.
- Nie. Nikt nie miał odwagi mu powiedzieć. Zresztą doktor Madigan wyraźnie powiedział, że ze złymi wiadomościami nie należy się spieszyć. Będzie na to czas po zdjęciu gipsu.
- To prawda. Dobrze, że jest praworęczny – odparła Hope.
- Co nie zmienia faktu, że będzie to dla niego wstrząsem – powiedział Will, a zobaczywszy Elenę, która właśnie wychodziła ze swojego pokoju poprosił ją, aby zaniosła Adamowi kawę.
Dziewczyna nic nie mówiąc przytaknęła tylko głową, Popatrzyła ze smutkiem na wychodzącą z domu parę i ciężko westchnęła. Musiała przyznać, że Hope jest naprawdę piękna. Pomyślała, że przy niej nie ma najmniejszych szans na zdobycie serca Willa. Ponownie westchnęła, a przypomniawszy sobie, o co prosił Will skierowała się do kuchni. Zaparzyła kawę i nalała do dzbanka, wyjęła z kredensu filiżankę oraz talerzyk pełen czekoladowych ciasteczek. Wszystko to ustawiła na tacy, a następnie poszła na górę do pokoju Adama. Gdy otworzyła drzwi zastała go stojącego przy oknie. Wyglądał właśnie na budzącą się do życia ulicę, odruchowo masując palce lewej dłoni. Spostrzegłszy wchodzącą Elenę uśmiechnął się, a ona powiedziała:
- Przyniosłam ci świeżo zaparzoną kawą.
- Dziękuję. Pachnie wspaniale. Eleno, chciałem cię o coś poprosić – zaczął Adam – czy mogłabyś skontaktować mnie się z Johnem Braunem. Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale nie mam wyjścia.
- Przecież już o tym rozmawialiśmy i obiecałam ci pomóc – odrzekła dziewczyna nalewając do filiżanki kawy - a pan Braun przyjdzie dziś o jedenastej. Będziecie mogli swobodnie sobie porozmawiać.
- Dziękuję Eleno, jesteś prawdziwym skarbem – uśmiechając się powiedział Adam.
- Szkoda, że tylko ty tak uważasz – odparła Elena.
***
Punktualnie o jedenastej do drzwi domu Willa Cartwrighta zapukał niespełna pięćdziesięcioletni, wysoki, szczupły mężczyzna. Twarz miał pociągłą o widocznie zaznaczonych kościach policzkowych, oczy koloru piwnego i szpakowate włosy. Ubrany był zgodnie z ówczesną modą w prosty surdut jednorzędowy ciemno-oliwkowy oraz popielate spodnie. Czarny kapelusz dopełniał całości ubioru, którego elegancja wyrażała się w umiarze, prostocie i schludności. Mężczyzna spojrzał w okna domu przypominając sobie swoją tu bytność i zastanawiając się, kim jest człowiek, który go zaprosił. Był niezwykle zdziwiony, gdy w parku Golden Gate, gdzie codziennie spacerował, podeszła do niego młoda dziewczyna, w której rozpoznał nianię uratowanej przez siebie Alice Cartwright. Młoda kobieta poprosiła go o spotkanie, i rozmowę na temat tragicznego wypadku sprzed kilku miesięcy. Początkowo nie chciał się zgodzić, bowiem po tym jak potraktował go ojciec dziecka, nie miał ochoty na jakikolwiek z nim kontakt, jednak, gdy dowiedział się, że chodzi o kogoś innego zdecydował się przyjąć zaproszenie. „Widocznie, któryś z krewnych Cartwrighta chce poznać szczegóły wypadku”. Gdy o tym pomyślał drzwi stanęły otworem, a dziewczyna, z którą wczoraj rozmawiał zaprosiła go do środka, mówiąc:
- Dzień dobry panie Braun. Zapraszam. Pan Cartwright na pana czeka.
- Jak to? Przecież powiedziała pani, że to nie będzie ojciec dziewczynki – Braun był wyraźnie zdziwiony.
- I nie jest. To pan Adam Cartwright, wujek Alice chce z panem porozmawiać – odparła Elena i wprowadziła Brauna do salonu, gdzie czekał już Adam.
Po krótkim przywitaniu i wymianie wszystkich grzecznościowych formułek, jakie wypowiadają ludzie dopiero, co poznający się, Braun powiedział wprost:
- Muszę się przyznać, że to zaproszenie stanowiło dla mnie ogromne zaskoczenie. Po tak długim czasie wszystkiego mogłem się spodziewać tylko nie tego, że znowu tu się znajdę. Nie bardzo wiem, czego pan ode mnie oczekuje, panie Cartwright?
- Widzę, że podobnie jak ja lubi pan jasne sytuacje – odparł Adam wskazując Braunowi miejsce przy stole, a gdy wygodnie usiedli dodał – chciałbym, żeby pan opowiedział mi o wypadku, w którym zginął mały Arthur.
- Wszystko, co miałem do powiedzenia powiedziałem pańskiemu kuzynowi. Nie rozumiem powodów, dla których miałbym cokolwiek panu opowiedzieć. A w ogóle, dlaczego pan jest tym zainteresowany?
- Panie Braun, wyjaśnijmy coś sobie. Po pierwsze mój kuzyn nic nie wie o naszym spotkaniu, po drugie mam podstawy sądzić, że to nie był nieszczęśliwy wypadek.
Braun uważnie przyjrzał się Adamowi, jakby oceniając, czy można mu zaufać, po czym spytał:
- Co pan chce wiedzieć?
- Jak było naprawdę? – odpowiedział pytaniem na pytanie Adam.
- To kuzyn panu nie powiedział? – z ledwie wyczuwalną ironią spytał Braun.
- Powiedział, ale żeby wyrobić sobie zdanie należy poznać opinie obu stron, nieprawdaż panie Braun?
- Ma pan rację. Przepraszam, ale wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że pana kuzyn nie chciał uwierzyć w moje słowa.
- Ja postaram się uwierzyć. Proszę mówić – zachęcił Brauna Adam.
- Dobrze opowiem panu wszystko. Codziennie, o tej samej porze chodzę na spacer do parku Golden Gete, nie inaczej było tamtego dnia, choć ze względu na pogodę miałem zostać w domu. Jednak przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka i mimo siąpiącego deszczu wybrałem się na spacer. Już z daleka zauważyłem postać kobiety, którą bardzo często spotykałem w parku. Trochę się zdziwiłem, bowiem nie była to najlepsza pogoda na spacer z dziećmi. Kobieta wyglądała całkiem normalnie pchała przed sobą dziecięcy wózek, a obok szedł chłopiec. Parę razy z nim rozmawiałem. Dowiedziałem się jak się nazywa i że ma najpiękniejszą mamę pod słońcem i malutką siostrę, którą musi się opiekować, bo ich mama nie ma do niej cierpliwości. Pamiętam, że miałem już wracać do domu, gdy zobaczyłem, że pani Cartwright rozejrzała się wokół i pchnęła wózek, który zaczął staczać się po stromym brzegu wprost do jeziorka, nad którym stała. Gdy to zobaczyłem byłem po drugiej jego stronie, zacząłem biec … nim wskoczyłem do wody zauważyłem, że Arthur płynął już w kierunku tonącego wózka. Wreszcie i ja dopłynąłem. Wózek z dzieckiem szedł na dno. W ostatniej chwili udało mi się schwycić dziecko. Mała płakała, była wystraszona, ale nic jej nie było. Chłopca nie widziałem nigdzie. Tafla jeziora była niczym niezmącona. W międzyczasie zaczęli zbierać się gapie. Wydostałem się na brzeg i oddałem dziecko pierwszej napotkanej osobie. Potem jeszcze raz wskoczyłem do jeziora, nurkowałem tak długo, aż znalazłem chłopca. Nóżkę miał zaplątaną w zarośla. Nie mógł się wydostać. W tym miejscu jezioro pozornie wydaje się niezbyt głębokie, ale niestety ma tak zwane „podwójne dno”. Pierwsza warstwa składa się z wodnych zarośli, druga jest mulista. Nawet dorosły mógłby mieć problemy, a co dopiero dziecko… - Braun na moment przerwał, z niepokojem popatrzył na pobladłego Adama i zapytał – dobrze pan się czuje?
- Tak. Co było dalej? – spytał Adam ocierając chusteczką czoło zroszoną potem.
- Pani Cartwright, gdy zorientowała się, co się stało zaczęła histerycznie krzyczeć i co dziwne zupełnie nie interesowała się córką. Wtedy pomyślałem, że to, co widziałem, było prawdą. Chciała pozbyć się córki, tylko, że zamiast Alice zginął Arthur – zakończył opowieść Braun.
Adam głęboko poruszony tym, co przed chwilą usłyszał próbował zebrać myśli. Od czasu rozmowy z Eleną nabrał podejrzeń, że śmierć jego syna nie była czystym przypadkiem. Jednak to, co usłyszał od Brauna wprawiło go w osłupienie. Nie chciał wierzyć, że Laura mogłaby dopuścić się takiego okrutnego czynu, a jednak wszystko wskazywało, że była to prawda. Nabrawszy głęboko powietrza Adam cichym wyzutym z emocji głosem zapytał:
- Czy oprócz mojego kuzyna rozmawiał pan o tym z kimś innym?
- Tak – odparł Braun – z detektywami prowadzącymi tę sprawę, ale oni nie byli zainteresowani – jak to określili – moimi odczuciami niepopartymi dowodami. Do tego usłyszałem, że jeśli nadal będę trzymał się swojej wersji, to mogę być oskarżony o oszczerstwo. Dlatego proszę się nie dziwić, że potraktowałem pana tak nieufnie.
- Rozumiem pana, panie Braun i tym bardziej doceniam to, że zechciał mi pan poświęcić swój czas i opowiedzieć jak naprawdę doszło do tego tak bolesnego dla mojej rodziny wypadku – odparł Adam.
- Szkoda mi tego chłopczyka. Był niezwykle miłym i inteligentnym dzieckiem. Szkoda mi też jego siostry, dla której matka może być ogromnym zagrożeniem – powiedział Braun i z wahaniem dodał – bo, proszę wybaczyć panie Cartwright, ona nie jest normalna. Ktoś, kto chce zabić swoje dziecko jest albo zły do szpiku kości albo chory. Innego wytłumaczenia nie znajduję.
- Obawiam się, że może pan mieć rację, panie Braun – odparł z niepokojem w głosie Adam.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 22:05, 12 Cze 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|