![Forum www.bonanza.pl Strona Główna](default) |
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 12:56, 06 Lis 2015 Temat postu: |
|
|
Romantyczny fragment, choć pewna nutka obawy pojawiła się wraz z napastnikiem.
Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i Will wyznał miłość Emmie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:18, 12 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Noc była tak ciemna jak najgłębsze obszary piekieł. Niebo zasnute było ciemnymi chmurami. Siedmioro ludzi siedziało przy ognisku, nad którym piekło się kilka zajęcy, a obok kobieta już z wcześniej zrobioną kawą, rozlewała ciecz do kubków. Po kilku sekundach naczynia znalazły się w rękach mężczyzn.
-Uzumati jest dobrą przewodniczką, ale tak dużą grupą szybko ich raczej nie znajdziemy… – zaczął powoli Ben, żeby nie urazić kobiety– …może będzie lepiej jak podzielimy się na mniejsze grupy. – zaproponował senior rodu Cartwright.
-Jestem tego samego zdania. – odparł bez ogródek szeryf. – Ja bym pojechał z Benem i Paulem na zachód, Jack, Hoss – na wschód, a Adam z Małym Joe na północ. – zasugerował Roy.
-Chyba nie mamy wyboru. – odrzekł Jack Cleary ciesząc się z takiego obrotu sprawy, ale mimo to powiedział – Zrobiłaś co mogłaś, kochanie. Lepiej będzie jak wrócisz i poczekasz w domu. – powiedział z satysfakcją w głosie, której nie dało się ukryć. Od samego początku wiedział, że jego żona na wiele im się raczej nie zda.
-Jeszcze czego?! – oburzyła się kobieta. – Jadę z Jackem i Hossem. – odrzekła kobieta siadając obok ogniska.
***
Skoro świt każda z grup poszukiwawczych pojechała w wyznaczonym kierunku. Roy Coffee wraz z Benem Cartwrightem i Paulem Wrightem dojechali do jeziora. Może nie było ono tak spore i rozległe jak Tahoe, ale do małych również nie należało. Mężczyźni okrążyli je i zagłębili się w leśną gęstwinę. Jechali tak dobre kilka godzin, lecz nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, nie mówiąc już o jakichkolwiek śladach bandytów, którzy porwali dwójkę dzieci. Może jesteśmy już połowie lasu, a może i dalej, nie wiadomo, pomyślał Cartwright. Kiedy z rozmyślań Bena wyrwał go szelest, więc ostrożnie zwrócił głowę w tamtym kierunku. Na polance znajdował się piękny jeleń, który pochylał głowę nad niewielkim źródełkiem by się napić. Zwierzę było duże z okazałym porożem i prezentowało się niezwykle dostojne. Mężczyzna, który znajdował się między drzewem, a krzakami i był za wiatrem, nie zdążył nawet zachwycić się tym widokiem. Jeden z jego towarzyszy niespodziewanie kichnął, przestraszone zwierzę momentalnie uciekło, a w drzewie, przy którym jeszcze przed chwilą, znajdowała się jego głowa, tkwiła strzała. Wystrzelona nie wiadomo skąd sprawiła, że konie zaczęły parskać i rżeć, a potem zostali otoczeni przez dość sporą grupę Indian. Po ich wyglądzie było widać, że to Apacze. Nim zdążyli zrobić cokolwiek zostali pozbawieni broni i koni, natomiast sami zostali ogłuszeni. Kiedy odzyskali przytomność ręce mieli uniesione wysoko, przywiązane do jednej z gałęzi drzewa. Poza tym byli do połowy rozebrani, wystawieni na skwar rozżarzonego do czerwoności słońca, które oślepiało im oczy. Po chwili podszedł do nich mężczyzna o ciemniejszej karnacji. Coffee, Cartwright oraz Wright myśleli, że mają do czynienia z Hiszpanem, lecz po chwili okazało się, że jest to meksykanin i dowodzi tą grupą Indian. Benowi przyszedł do głowy pewien pomysł, lecz nie wiedział czy jego plan się powiedzie.
***
Dokładnie w tym samym czasie Jack Cleary wraz z żoną i średnim synem Bena Cartwrighta wjeżdżali do jakiegoś miasta. Choć trudno było to nazwać miastem, bo domy były doszczętnie zniszczone i wyglądały na niezamieszkane. Jakiś mężczyzna przez rozbite okno wrzucał do jednego z domów zapaloną pochodnię.
-Witajcie w Neville City. – powiedział brunet do trójki osób siedzących na koniach.
-Co tu się stało? – zapytał Jack nieznajomego mężczyzny, który ruszył w kierunku, następnego budynku, przez jego okno ledwo można było dostrzec ludzi w łóżkach.
-Cholera. – odpowiedział mu tamten.
-Wymienimy tylko konie i…– odparł mu Hoss, po czym zszedł ze swojego wierzchowca i wziął go za uzdę.
-Ja bym jednak nalegał, żeby państwo zostali… - powiedział mężczyzna w mundurze, który wyszedł zza rogu budynku, gdy tylko usłyszał ich rozmowę, a za nim podążał jeszcze jeden żołnierz, któremu po chwili rozkazał by zaprowadził ich konie do zagrody, a im kazał iść za sobą.
Chcąc nie chcąc Hoss, Jack i Uzumati ruszyli za nim. Ów żołnierz jak się później okazało był to sierżant Parker, a zaprowadził ich do kapitana Jeffersona Addisa, który znajdował się tu z kilkunastoma swoimi ludźmi, bo na oddział to nie wyglądało. Z fragmentu ich rozmowy dla Cartwrighta oraz państwa Cleary wynikło, że mają do czynienia z konfederatami.
-Czy to przypadkiem nie są Indianie? – Uzumati zwróciła uwagę na ludzi, którzy znajdowali się na horyzoncie na dość wysokim wzgórzu i szybko zaczęli się zbliżać w ich kierunku.
-Owszem droga pani… – odparł kapitan – …i zależy im na naszej amunicji. – wskazał na wóz schowany w stajni, drugi został wyprowadzony na widok, by po kilku minutach zostać podpalony i wysadzony w powietrze. Wybuch był tak duży, że grupka Indian momentalnie okręciła się w miejscu i zawróciła do swojej kryjówki, która znajdowała się za wzgórzem.
-To był nie był najlepszy pomysł, jednym wozem trudno jest pertraktować. – oświadczył szeryf Kane, którym się okazał mężczyzna wrzucający pochodnię do jednego z budynków.
Trójka przybyszy została umieszczona w stajni i zostawiona do pilnowana przez kilku żołnierzy. W dalszą drogę się na poszukiwanie porwanych dzieci ruszyć się już nie dało.
***
Adam i Mały Joe przez cała drogę nie zamienili z sobą ani jednego słowa. Młodszy z braci od czasu kiedy Michelle pojawiła się w Ponderosie miał jakieś nie odparte wrażenie, że dziewczynka mu kogoś bardzo przypomina. Ten temat do Joe wracał jak bumerang w najmniej odpowiednim momencie, którego uparcie to nurtowało, raczej głowę dałby sobie uciąć, że kobieta, która ją urodziła z całą pewnością kiedyś była w ich domu. Właśnie miał powiedzieć Adamowi, co do przypuszczeń kim może być matka Michelle, kiedy zauważył przez krzaki, przez które akurat przejeżdżali, jak ktoś się szamocze za ich gęstwiną. Na co po chwili zwrócił uwagę swojemu bratu. Poprzez liście dało się dojrzeć dwóch mężczyzn z szarpiącą się dwójką dzieci. Bracia Cartwright długo się nie zastanawiali.
-Puśćcie je. – rozkazał Adam, który wraz z Joe celował w dwóch mężczyzn z nabitych broni.
-Chłopaka jeszcze możemy wam oddać… – powiedział jeden z nich, który był zarośnięty, jego kompan nie miał ani brody, ani tym bardziej wąsów. -…ale dziadek tej małej musi nam oddać pieniądze. Bracia byli kompletnie zaskoczeni i zdezorientowani.
-Jakie pieniądze? O co chodzi?– zapytał Mały Joe, więc drugi z bandytów zaczął im opowiadać jak to dziadek Michelle zaproponował im intratny biznes, na którym mieli się wzbogacić, ale zamiast zysków stracili wszystkie oszczędności swojego życia i popadli w ogromne długi, przez które stoczyli się na samo dno.
Michelle starała się być dzielna i się nie rozpłakać, ale po tym co usłyszała, wcale jej to nie napawało optymizmem, co więcej była załamana i zrozpaczona, przecież jak ci bandyci się dowiedzą, że jej dziadek nie żyje, to ją zabiją. Z tego co wiedziała od mamy jej dziadek zmarł, jak ona była z nią w piątym miesiącu ciąży, a o błogosławionym stanie swojej córki starszy pan nie miał zielonego pojęcia.
___________________________________
Owszem miała to być ostatnia część i wszystko miało się w niej wyjaśnić. Lecz notatka w całości wychodzi stanowczo za długa, więc podzieliłam ją na dwie części. Jak się wam podoba? Zapraszam do czytania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18574
Przeczytał: 5 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:28, 13 Sty 2017 Temat postu: Zadanie grudniowe -opowiadanie świąteczne |
|
|
Ciekawa jestem czy matkę Michelle coś łączyło z Cartwrigtami ..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|