|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:00, 04 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
Radosny moment, kiedy Adam raźno kroczy do ołtarza aby poślubić ewentualną wybrankę, a w drzwiach kościoła pojawia się Ruth.
Piszcie -długość nie ma znaczenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:05, 04 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Ale pojawia się z dziecięciem, czy bez ? bo to akurat ma znaczenie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 20:50, 11 Kwi 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:08, 04 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
Bez dziecka.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Czw 16:10, 04 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:00, 06 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
W rodzinie Grantów panowała wielka radość. Ich córka Julia miała poślubić Adama Cartwrighta. Syna najbogatszego ranczera w okolicy. Dość długo trwało, zanim zdecydował się poprosić o jej rękę. Pięknej, wykształconej i co najważniejsze, obdarzonej sporym posagiem panny.
Ben był bardzo zadowolony z tej decyzji syna. Synowa z dobrej rodziny, mająca tyle zalet była ucieleśnieniem jego marzeń. Czasem zastanawiał się, czy były to też i marzenia Adama. Syn był już tak długo samotnym mężczyzną… jeśli nie liczyć tych kilku epizodów z kobietami , nieudanych epizodów zresztą… miał jednak pecha chłopak. Teraz jednak cała rodzina Cartwrightów szykowała się do ślubu Adama. Nareszcie! Nawet Hoss wyglądał elegancko w nowym garniturze. I te pięknie uczesane włosy. Zupełnie inny chłopak. Może na weselu kogoś pozna i … będzie kolejna uroczystość – marzył Ben No! Czas do kościoła. Żeby tylko Adam nie zwiał sprzed ołtarza, bo czasem ma minę, jakby zastanawiał się nad sensem tej decyzji.
Kościół. Weszli. Hoss z Adamem stanęli przed ołtarzem, trochę z boku. Czekali na pannę młodą. Hoss był świadkiem. Stale klepał się nerwowo po kieszeni w której zgodnie ze zwyczajem schował obrączki państwa młodych. Ben i Joe usiedli w ławkach. Było sporo ludzi. Z jednej strony krewni i przyjaciele Cartwrightów, z drugiej rodzina i przyjaciele rodziny panny młodej. Na organach przygrywała cichutko pani Bishop. Pastor stał przed ołtarzem i razem z Adamem i Hossem czekał na przybycie panny młodej. Zapowiadał się ślub roku w Wirginia City.
Zabrzmiały pierwsze tomy marsza weselnego z Lohengrina. W drzwiach świątyni stanęła Julia prowadzona przez ojca, nawiasem mówiąc właściciela kilku okolicznych kopalni srebra. Dziewczyna wyglądała przepięknie. Ubrana w tradycyjną białą suknię z trenem, który nieśli jej dwaj sześcioletni bratankowie. Przypominała dobrą wróżkę z bajek czytanych dzieciom na dobranoc. Suknia była przybrana koronkami, tiulami i ponaszywanymi perełkami. Adam zerknął na Julię i pomyślał, że nieco zbyt wiele tych ozdób jak na jego gust. Ale co tam! To kobieca sprawa. On się do strojów nie wtrąca, skoro wreszcie się zdecydował na ten krok, to nie będzie przy ołtarzu odpruwał nadmiaru koronek i perełek. Równym krokiem, w rytmie weselnego marsza szła Julia prowadzona przez tatusia, który na końcu drogi przekazał ją panu młodemu. Rozpoczęła się ceremonia:
Czy Ty Julio?
Czy ty Adamie? … zabrzmiały sakramentalne pytania… Wtem spod drzwi kościoła rozległ się okrzyk
-Adam!
Adam odwrócił się i zobaczył Ruth. Swoją dawną miłość, której tak długo i bezskutecznie szukał. Ruth, która ocaliła mu życie.
-Ruth?!!! – wyrwał mu się okrzyk zdziwienia a może radości…
-Adam! Kto to jest – krzyknęła Julia
-Adam! Kim jest ta osoba? – zapytał ojciec Julii
-Adam! Co to za wywłoka?! – wrzasnęła matka Julii. Adam przypomniał sobie pogłoski, że przed ślubem z panem Grantem jego przyszła teściowa pracowała na targu ryb w San Francisco. Jako handlarka. Po wyjściu za mąż i wzbogaceniu się jej męża podobnież bardzo się zmieniła. Napomykał o tym Pa, ale ten uznał, że to plotki rozsiewane przez zazdrosne kumoszki, które nie zdołały wydać swoich córek za taką perłę jak jego syn. Spojrzał na ojca. Mina Bena świadczyła, że zwątpił w nienaganne maniery pani Grant. A spektakl dopiero się zaczął. Adam skojarzył sobie, że Julia jest bardzo podobna do mamy. Swojej mamy.
Ruth podeszła do Adama. Chciała mu coś powiedzieć. Nie zdołała jednak, popchnięta silnie przez pannę młodą. Chwytając równowagę złapała za bukiet Julii. Został jej w ręku. Pozbawiona swego ślubnego bukietu Julia zdenerwowała się jeszcze bardziej. Wyrwała z rąk bukiet jednej ze swoich druhen i zaczęła nim okładać Ruth. Dziewczyna musiała się bronić. Żyjąc między Indianami i wykonując rozmaite fizyczne prace miała silne, wyrobione mięśnie. Jej cios sprowadził Julię do pozycji klęczącej. Panna młoda chwili podniosła się, zdecydowanym ruchem odgarnęła welon i przystąpiła do kolejnego ataku na domniemaną rywalkę. Przerażony pan Grant usunął się na bok. Ben zakrył sobie ręką oczy. Co jak co, ale to nie tylko ślub roku w Wirginia City ale i ślub stulecia. Przyćmi rozgłosem nawet najazdy Indian i napady na banki. Hop Sing nachylił się do ucha swego przyjaciela i chlebodawcy
-panicz Adam niedobrze. Dwie wściekłe kobiety. Lepiej dwa złe tygrysy. Bezpieczniej. Hop Sing jest pewny.
Ben w skrytości ducha przyznał mu rację.
Pod ołtarzem kłębiła się grupka niewiast, bo dołączyły również matka i jedna z ciotek Julii oraz żona kuzyna Muley’a, która była przeciwna związkowi Adama z Julią i uznała, że powinna wesprzeć Ruth. Z boku stał zdziwiony Hoss, zbulwersowany pastor, zrezygnowany pan Grant i Adam, który z ironicznym uśmieszkiem obserwował rozwój wydarzeń.
-teraz to ty jesteś w opałach, starszy bracie-usłyszał szept Joe, który z rozbawieniem patrzył na szarpiacą się grupkę. Ben podjął męską decyzję
-trzeba je rozdzielić - stwierdził. Usłyszał szept Hop Singa przypominający, że nie wchodzi się między tygrysy, jak głosi stare, mądre, chińskie przysłowie.
-Hop Sing, tu jest Ameryka, damy się nie biją!- stwierdził Ben. Hop Sing wymownie spojrzał na grupkę szarpiących się kobiet.
-no! Nie powinny się bić – poprawił
– panie Grant – musimy coś zrobić! Pan Grant kategorycznie odmówił współpracy.
-widocznie lepiej znał swoją żonę niż my – pomyślał Adam. Nie zważając na brak wsparcia Ben przystąpił do rozdzielania kobiet. Adam pospieszył mu z pomocą. Wszak to jego ślub. Niestety, panowie zapomnieli, że oprócz bukietów część pań uzbrojona była w szykowne, modne parasolki chroniące przed słońcem. Z masywnymi rączkami o czym prędko przekonali się i ojciec i syn. Sprawiedliwie zostali obdarowani ciosami parasolek przez mamę Grant i ciocię Grant. Pospiesznie wycofali się na tzw. „z góry upatrzone pozycje” i zrezygnowani razem z pastorem i panem Grantem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Ben pocierał dłonią obolałą głowę i wściekły popatrywał to na Adama, to na kłębowisko, to na pana Granta. Właściwie dopiero teraz zrozumiał tego cichego, spokojnego człowieka. Jak się ma taką jędzę w domu!
Walka nieco się uspokoiła. Obie strony poniosły pewne straty. Kuzynka Jones straciła pióra u kapelusza i ozdobny żabocik, Julia część koronek i falbanek (Adam uznał, że jej suknia lepiej bez nich wygląda, gustowniej, ale na szczęście zachował dla siebie to spostrzeżenie), jej mama i ciocia miały połamane parasolki i potargane włosy. Kołnierzyki sukienek również nie wyglądały najlepiej a Ruth … Ruth miała tylko rozwichrzone włosy. Przydało się to wychowanie w surowych warunkach, miedzy Indianami. Zrobił krok w jej kierunku.
-Ruth, ja tak długo cię szukałem…
-słyszałam, nie mogłam do ciebie wrócić. Byłam potrzebna swoim. Musiałam im pomóc. Potem też byłam tam potrzebna. Słyszałam, że mnie szukałeś.
-to dlaczego?...
-nie chciałam ci robić nadziei. Mój świat jest tam. Zdecydowałam. Chciałam się tylko z tobą jeszcze raz zobaczyć, pożegnać i życzyć ci szczęścia. Ja w tamtym świecie mam już męża i dziecko. Jego dziecko. Przykro mi za to zamieszanie. Nie wiem, dlaczego one się na mnie rzuciły…
-Ruth. Przyniosłaś mi szczęście. Gdyby nie to zdarzenie ożeniłbym się z jędzą. Nie wiedziałem, ze ona taka jest.
-żegnaj Adam. I żebyś znalazł to, co najważniejsze. Ruth pogłaskała go po policzku i spokojnie wyszła. Spokojna nie była natomiast pani Grant. Usiłowała doprowadzić do porządku poszarpaną odzież. Gdy Ben chciał coś powiedzieć, rozdarła się na cały kościół wyzywając go od rozpustników i lubieżników, napomykając o sporej liczbie żon. Nie wiadomo, czy ślubnych – zasugerowała. Bena o mało co nie trafił szlag. Dzielnie sekundowała jej ciotka Julii, która z kolei przejechała się po Adamie również zarzucając mu rozwiązły tryb życia i namawianie ich słodkiej, niewinnej córeczki do wszetecznych czynów. Wygadany zwykle Adam zaniemówił. On?! Julię? To raczej ona go uwodziła, uśmiechała się do niego, spoglądała, opierała się przy schodzeniu ze stopni powozu. I nie tylko to ... przypomniał sobie ...Dotknął obolałej głowy. Spojrzał na rękę. Zobaczył na niej ślady krwi. Skrzywił się. Trochę bolało. Ktoś przetarł mu czoło chusteczką. Pachnącą konwalią, świeżością, wiosną. Spojrzał – młoda dziewczyna. Chyba kuzynka żony Muley’a. Coś wspominali, że jej krewna jest zafascynowana Dzikim Zachodem i koniecznie chce go zobaczyć. Ben uznał, że wesele Adama będzie znakomitą okazją i wysłał jej zaproszenie. Skąd ona jest? Atlanta, Charleston? Z jakiegoś miasta na Południu. Prześliczne błękitne oczy patrzyły na niego z troską.
-czy ma pan zawroty głowy? – zapytała
-może lekkie – bo faktycznie kręciło mu się nieco … z zachwytu.
-a ból? Czy pan odczuwa ból tu, z lewej strony?
-nie, prawie nie boli. A dlaczego pani pyta?
-jestem pielęgniarką. Dyplomowaną – podkreśliła z dumą.
Ben dochodził nieco do siebie. Gorliwie przepraszał pastora za to zamieszanie.
-OK, Ben, to nie twoja wina – pocieszał go pastor klepiąc po ramieniu – może i dobrze się stało. Gdzie jak gdzie, ale tutaj w kościele Bóg czuwa nad swoimi wiernymi parafianami. Nawet, kiedy mu dach przecieka.
-pastorze. Jutro Hoss przywiezie czek. Mam nadzieję, że starczy na pokrycie dachu – i na nowe krzesła – dodał patrząc na resztki pobojowiska opuszczonego przez rozjuszone niewiasty.
-Ben, takim parafianom jak by nie może stać się nic złego – pocieszył go wzruszony i zadowolony pastor. No, to w kościele sprawy uporządkowane. Ale jak pocieszyć Adama. Pewnie jest załamany. Żeby sobie czegoś nie zrobił. Jedna odeszła – widział pożegnanie Ruth. Druga też pewnie sobie pójdzie. Chociaż po takiej scenie Adam chyba nie da się skłonić do ślubu.
-Hoss, poszukaj Adama, martwię się o niego, Jest załamany.
-pa, on chyba już doszedł do siebie – Hoss wskazał Adama, któremu śliczna dziewczyna ocierała policzek ze śladów krwi. Adam wziął ją za rękę, ucałował jej dłoń i dziękował za pomoc, nie spuszczając z niej wzroku. Ona zresztą też. Trwali tak w zapatrzeniu, jakby świat przestał obok nich istnieć.
-ten to się nigdy nie zmieni. Ale może i dobrze –
-Hoss, kto to jest?
-kuzynka żony Mule’a, Yvonne, ta pielęgniarka. Miała mamę z Francji. Stąd to imię.
-hm- mruknął Ben z zastanowieniem. Może i dobrze się stało.
-wszyscy jedziemy do Ponderosy zarządził – Joe, szykuj powozy! Krzyknął. W Ponderosie nie było tego wieczoru smutku. Goście doskonale się bawili, łącznie z niedoszłym panem młodym.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 12:47, 07 Kwi 2013, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:07, 06 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
Doskonale dobrane imię dla dziewczyny Adama moja droga doskonale.
Już się bałam że zostanie sam -bo Ruth odeszła a Julia okazała się małpą.
I jak zwykle było wesoło.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:08, 06 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Czyli jednak trzymamy się każda swojego stylu, jak to pisała Zorina. Zamieszanie niezłe Ci wyszło Latające parasolki i bukiety. To faktycznie byłby ślub stulecia!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 0:20, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Adam ubierał się w swoim pokoju na piętrze. Robił to już wiele razy i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że dziś stroił się na własny ślub. Właśnie upychał białą koszulę w czarne spodnie gdy do pokoju wszedł Ben. Wszedł, zamknął drzwi i stanął za nimi patrząc w ciszy na swojego syna. Adam się uśmiechnął, bo kiedyś taka scena nie wróżyłaby nic dobrego. A teraz?
- Co jest, Pa?
- Nie wiem, Adam. Zastanawiam się, czy nie za bardzo się pośpieszyłeś z tą decyzją.
- Pośpieszyłem? Pa! Mam trzydzieści lat! O pośpiechu raczej trudno tu mówić.
- Wiesz, o co mi chodzi, Adam. Nie wykręcaj mi tu kota ogonem.
- Pa, to raczej ty powinieneś się pośpieszyć z tymi swoimi wątpliwościami. Teraz sobie przypomniałeś?
- Teraz, Adam. Bo czuję, jakbym coś tracił. A powinienem czuć, że coś zyskuję. Widzisz różnicę?
Adam zastygł z niezawiązaną tasiemką pod szyją. Widział różnicę. Bo on też czuł, że coś traci. A też wydawało mu się zawsze, że to niemożliwe. Że Ponderosa w nim jest wieczna. Czyżby nie była? Czy to możliwe, że nie da się pogodzić tego ślubu i Ponderosy w nim? Jego żona i Ponderosa będą jak dwie rywalki, próbujące się nawzajem pokonać. I zniszczyć... Bez względu na to, jak daleko od siebie będą. Tak, Adam czuł, że coś traci.
- Będzie dobrze, Pa. – Uśmiechnął się ale nie wierzył, że to przekona jego ojca.
- Wiem, Adam. - To z kolei nawet nie próbowało przekonać syna.
-------------
Lucy stała przed kościołem i przyglądała się swojemu narzeczonemu, który stał już przed ołtarzem. Kochała go i właśnie dlatego bardzo chciała, żeby to był najszczęśliwszy dzień jego życia. I jej, przy okazji. Tymczasem Adam stał zamyślony, daleki, sądząc, że ona go jeszcze nie widzi. Naiwnie myślała, że miłość jest silniejsza niż wszystko. To znaczy, że miłość Adama do niej jest silniejsza niż wszystko. Mogłaby walczyć z kobietą, gdyby taka rywalka się pojawiła, ale z ziemią? Jak walczyć z kawałkiem pola? Niechby i sosny sięgały tam nieba, niechby i widoki załaziły za skórę, ale to wciąż jest tylko kawałek pola. Dziwny musi być ten kawałek pola. Czuła, że właśnie przegrywa z nim walkę. Adam zrezygnował z tej ziemi dla niej, zgodził się wyjechać, zacząć pracę w mieście. Z nią. Czemu jej to nie cieszyło? Właśnie przez ten wyraz twarzy, który miał, gdy sądził, że ona go nie widzi. Coś, do czego nigdy się nie przyzna w imię miłości, która ich połączyła.
Zauważyła, że nie jest sama w tym spoglądaniu na czarnowłosego kowboja. Po drugiej stronie stała kobieta w indiańskim stroju. Nie wchodziła do środka, tylko patrzyła.
- Kochasz go? - zapytała Lucy nieznajomą.
- Co? - Kobieta wyraźnie się przestraszyła. Zauważyła ślubną suknię i szybko dodała: - Nie, to tylko stary znajomy. Przeszłość. A ja już muszę iść.
- Zaczekaj! - Lucy nie była głupią kobietą. Umiała patrzeć i widziała to, co dla większości ludzi jest nieuchwytne. Może dlatego, że patrzyła sercem, a tak patrzy się najgłębiej. - Zaczekaj, to ważne.
- Nie. Już nie jest ważne... Ty... Wy właśnie...
- My „właśnie” nie będziemy szczęśliwi.
- A wcześniej byliście? To znaczy... to nie moja sprawa, ja tu już nic... - nieznajoma kobieta zaczęła się wycofywać.
- Nie odpowiedziałaś mi. - Lucy złapała ją za łokieć. - Kochasz go?
- A ty? - cicho zapytała kobieta. Nie mogła się powstrzymać, żeby się nie upewnić. Chciała wiedzieć, że on zostanie w dobrych rękach.
- Tak. Ale to za mało. Właśnie przegrywam z kawałkiem ziemi...
- On kiedyś przegrał z zarazą dziesiątkującą indiańskie plemię. Wtedy miłość to też było za mało... - Kobieta ocknęła się z zamyślenia i szybko, trochę nerwowo, dodała: - Tak, kocham go, ale umiem bez niego żyć. Nie martw się, zniknę jeszcze raz, nie mów mu, że mnie widziałaś...
- Nie! - Lucy nigdy nie była tak pewna niczego, jak w tej chwili. - Ty nie przegrasz z Ponderosą, ona jest jak twoja siostra bliźniaczka.
- Co ty chcesz zrobić?
- Kochać. Szanować. Być szczęśliwą. Chodź!
- Zwariowałaś?! Ja nie mogę! Nie teraz!
- A może pozwolimy zdecydować jemu?
Adam odwrócił się w stronę wejścia oczekując swojej narzeczonej. Dziwne wydawało mu się, że pannę młodą do ołtarza prowadzi jakaś Indianka. Kobiety podeszły bliżej, obie patrząc na niego wyczekująco. Wtedy Adam poznał tę Indiankę.
- Ruth... - A potem bezwiednie zacytował: - „Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę...”
A Ruth cicho dokończyła, patrząc mu w oczy: - „Gdzie ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam...”
Lucy wcisnęła swój bukiet w ręce Ruth. Zostawiła dwa skamieniałe słupy soli na środku kościoła. Podeszła cicho do Bena Cartwrighta:
- Zajmie się pan nimi? Trzeba im pomóc, bo będą tak stać do końca świata...
Ben wyglądał w tej chwili jak trzeci słup soli. Ale jednocześnie poczuł, że nie tylko odzyskuje to, co prawie stracił, ale zyskuje coś nowego. Uśmiechnął się do swojej niedoszłej synowej:
- Możesz na mnie liczyć. A ty? Co z tobą?
- Wszystko będzie dobrze.
- Wiem. - Tym razem Ben swoją pewnością siebie mógłby skały kruszyć. Wiedział, że jego syn wybierał zawsze mądre kobiety. I kochał je bardzo, ale widocznie miłość to za mało. - Niech cię Bóg prowadzi, Lucy...
- Spokojna głowa, panie Cartwright. Nigdy nie widziałam takiej prostej ścieżki przed sobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:20, 07 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
Jakie ładne.
Fajna ta Lucy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:32, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Bardzo ładne, trochę refleksyjne i rzeczywiście rodzinne. Jednak decyzja o tym ślubie była zbyt pochopna, choć Lucy kochała Adama. Niestety, jak się okazało bardziej niż on ją. Rika jak zwykle wtrąciła naszego kowboja w objęcia Ruth. I dobrze. To niezłe miejsce dla niego a on się tam czuje szczęśliwy. I Ben zadowolony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:37, 07 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
Holly była w klasycznej ,śnieżnobiałej sukni ślubnej z długim trenem.
Na głowie miała wianek z białych róż.
Rodzice dziewczyny nie żyli ale mąż pani Garson u której wynajmowała pokój zgodził się ją prowadzić do ołtarza.
Holly Adams była śliczną ,filigranową ciemnowłosą ,młodą kobietą o niebieskich oczach.
Pracowała w Wirginia City jako pięlegniarka.
Adam powiedział że ją kocha ,poprosił o rękę ale miała dziwne wrażenie że coś go dręczy.
Jakaś niezałtwiona ,niedokończona sprawa z przeszłości nie dawala mu spokoju.
Mówiła jej to kobieca intuicja.
Był w szarym garniturze ,białej plisowanej koszuli i ciemnych spodniach.
-Jeśli ktoś zna powody dlatego ci młodzi nie mogą się pobrać niech przemówi teraz albo zamilknie na zawsze powiedział pastor.
W drzwiach kościoła stanęła młoda śliczna kobieta.
Była ubrana jak Indianka ale miała jasne włosy i białą cerę.
-Adam zanim weźmiesz ślub chciałabym żebyś coś wiedział.
-Ruth ?
-Prosze cię pojedź ze mną w jedno miejsce.
Nastąpiła konsternacja bo wyszedł tak jak stał nie mówiąc ani słowa do narzeczonej i zgromadzonych w kościele gości.
W Carson City znajdował się cmetarz.
Ruth skierowała swe kroki do tych małych białych mogil gdzie chowano dzieci.
Adam Cartwrigt Junior przeczytał na nagrobku i łzy ukazały się w jego oczach.
Chłopiec żył tylko jeden dzień.
-Gdybym wiedział.
-Wiem odparła Ruth z prostotą. Wtedy gdy wybuchła epidemia nie wiedziałam że bedę miała dziecko ,zorientowałam się póżniej.
Udało mi się cześć z nich wyleczyć ziołami które miałam a póżniej w okolicy pojawił się lekarz Alex Borgins.
Bardzo mi pomógł i wyszłam za niego ,jestem bardzo szcześliwa.
Przepraszam że przerwałam ci ślub ale powinneś o tym wiedzieć.
Kilka dni póżniej Holly otworzyła drzwi i zobaczyła Adama.
Nie wyglądal najlepiej ,przez ten pare dni jeździł w kółku po okolicy chcąć zebrać myśli.
Cały czas miał na sobie ten ślubny garnitur i był nieogolony.
-Holly ja.
-Mam nadzieję że będziesz szcześliwy z tą swoją squo. Ja wyjeżdzam. Nie zostanę tutaj dłużej. Nie zniosę tych wszystkich pytań i wścibskich spojrzeń.
Chwycił ją za rękę tak mocno że syknęła z bólu. Przeraziła się widząc błysk w jego oczach.
-Nigdzie nie wyjedziesz.Kocham cię i nie pozwolę ci odejść. A Ruth pojawiła się w kościele tylko po to by powiedzieć mi o naszym dziecku.
-Masz z nią dziecko ?
-Miałem. Ono umarło wkrótce po narodzinach.
-Och powiedziała Holly. Poczuła jak ogarnia ją fala gorącego współczucia.
Pocałowała go prosto w usta.
-Choćmy do pastora powiedział po chwili.
-Teraz ? zdziwiła się młoda kobieta. Jesteś pewien ?
-Tego że chce spędzić z tobą całe życie jestem pewien.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 9:59, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
I jest bardzo romantycznie. Choć nie westernowo. Ruth też pewnie jest szczęśliwa z lekarzem, ale czy tak zupełnie zapomniała o Adamie? Trudno powiedzieć. W każdym razie u Zoriny został z Holly. Też dobrze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
carmen
Gwiazda szeryfa
Dołączył: 27 Lis 2012
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:29, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Kościół był pełen. Wydawać by się mogło, że już nikt więcej nie będzie w stanie wejść do środka, a jednak co jakiś czas ktoś próbował się wcisnąć, żeby być świadkiem tej jakże podniosłej chwili. Oto pierworodny Bena Cartwrighta stał przy ołtarzu i czekał na swoją wybrankę. Całe Virginia City było przekonane, że ten moment nigdy nie nastąpi. A tu proszę, niespodzianka i Adam Cartwright, odświętnie ubrany, stoi obok pastora.
Rozległy się pierwsze dźwięki „Here Comes The Bride” i wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę głównych drzwi. Wszyscy patrzyli tylko na nią. Adam także. Stał jak urzeczony, nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu… Główną nawą, wolnym krokiem zbliżała się do niego Ruth wsparta na ramieniu cioci Lili, która spoglądała na nią z dumą. Adam zamrugał. W jego stronę, wolnym krokiem zbliżała się Laura. Ruth… niespełnione, niedoścignione marzenie… Nie! Musi spróbować jeszcze raz… Ostatni raz spróbuje ją odnaleźć… W tym samym momencie wyraz jego twarzy się zmienił, stał się zacięty, twardy. Adam powoli zszedł po stopniach ołtarza, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych w kościele, podszedł do zdziwionej Laury, ucałował jej dłoń i z cichym „Wybacz…” wyszedł z kościoła.
Laura gwałtownie zerwała się z łóżka, zamrugała kilkakrotnie i zaczerpnęła kilka głębszych wdechów dla ukojenia skołatanych nerwów. Odwróciła się, tuż obok leżał Adam Cartwright pogrążony w głębokim śnie… Laura odetchnęła z ulgą…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 17:36, 07 Kwi 2013 Temat postu: Odnalezienie RUth -ćwiczenie |
|
|
To Adam jednak ożenił się z Laurą ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rika
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:11, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
A już myślałam, że znajdzie się bratnia dusza, która też go wepchnie w ramiona Ruth
No cóż, Laura górą ale scenka fajna
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:34, 07 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Fajnie, krótko, ale pomysłowo. Chociaż ja bym go gdzieś przeniosła z tego loża Laury, ale jeśli jest pogrążony w głębokim śnie a ją dręczą koszmary, to pewnie niedługo tam poleży Może wyjedzie do San Francisco?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 18:34, 07 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|