|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:13, 01 Lut 2012 Temat postu: Czas Honoru-nasze fanfiction. |
|
|
Postanowiłam stworzyć odrębną zakładkę fanfików dla czh (myślę,że nie będzecie na mnie źli;Iwonko?)
Napisałam kolejnego fanfa;
,,Czy jestem stracony? ''
Inga siedziała rozłożona na fotelu upajając się słońcem poranka.Miała na sobie fioletową sukienkę,czarne sandały,oraz okulary przeciwsłoneczne.Leniwie podjadała winogrono,które znajdowało się w zasięgu jej ręki,na stoliku.
Uśmiechnęła się do siebie i krzyknęła
-Lars!Chodź tu,szybko!
Mężczyzna w lnianej koszuli i hawajskich spodniach,z fryzurą zaczesaną na bok,stanął przed nią,jak najwierniejszy lokaj.
-Słucham cię?-zapytał życzliwie.
Ona uśmiechnęła się szeroko pokazując śnieżnobiałe zęby.
-Przynieś mi poduszkę z salonu.Tę w prążki,proszę-poprosiła słodkim głosem.
-Oczywiście-odparł.
Po chwili podał jej prążkowaną poduszkę.
Podłożyła ją sobie pod kark,rozciągając się jeszcze bardziej.
Ten patrzył na nią bezradnym wzrokiem.Spojrzała na niego z rozbawieniem.
-Aż tak cię męczę?-zachichotała.
-Nie..
Spojrzała na niego i wskazała palcem na krzesło,które znajdowało się tuż obok fotela.
Usiadł posłusznie,udając lekko zmieszanego.
-A teraz cię słucham-powiedziała,podpierając głowę na ręce.
Lars zwilżył usta i rozpoczął.
-Muszę wyjechać.Pilnie wzywają mnie do Berlina,to coś ważnego.Przypuszczam,że chodzi o Fishera-"Fishera"zabrzmiało tak cierpko,że Inga spojrzała na niego badawczo.
-Przecież specjalnie wynajęliśmy tę willę,aby wreszcie dano nam spokój!Myślałam,że nikt nie będzie zaprzątał ci głowy telefonami,spotkaniami,i pilnymi wezwaniami do Warszawy..Masz jakieś kłopoty?-spytała.
-Powiedzmy,że...tak.Mam kłopoty-zakończył sucho-I muszę wyjechać.
Wstał z krzesła,ale w tej samej chwili Inga zatrzymała go ręką.
-Nie mówisz chyba poważnie!-krzyknęła-Nie zostawisz mnie tutaj samej?!
-Wytrzymasz dzień...
-Co?!-wstała z fotela,wpatrując się w niego gniewnie-Nie!Nie wytrzymam ani dnia,ani godziny,ani minuty!Rozumiesz?!
Lars patrzył na nią niespokojnym wzrokiem.Co ona takiego miała,że działała na niego jak magnez?Nie pozwalała,aby opuszczał ją na krok,owinęła go sobie wokół palca.Miała siłę przekonywania.On nie lubił być zdominowany przez kobietę.
-Uspokój się..-rzucił,opuszczając taras.
Inga podbiegła do niego i wyparowała:
-W takim razie jadę z Tobą!
-To nie możliwe..W Polsce zrobiło się niebezpiecznie.Lada chwila mogą zjawić się rosjanie..
-Ale mnie to,mój drogi,mało obchodzi-uśmiechnęła się,mrużąc oczy-Idę się pakować.
Lars westchnął cicho.Wiedział,że Ingi zdania zmienić się nie da.
Leniwym krokiem udał się do swojego pokoju,aby wpakować wszystkie rzeczy do walizki.
* * *
Mercedes 540K Cabriolet B czekał przed willą.Szofer stał w promieniach słońca,wypalając papierosa i pocierając spocone czoło.
Inga z uśmiechem na ustach zmierzała w stronę auta.Bagażem wymachiwała na wszystkie strony świata.Szofer podbiegł i poprosił o bagaż.
-Ależ proszę bardzo,proszę...-Inga podała walizkę i wsiadła do auta.
Pięć minut później pojawił się Lars.Na głowie miał czarny kapelusz i dobrze skrojony garnitur.Ustawił bagaż obok auta i usiadł obok Ingi.
-Gorąc straszny-wysapał szofer,przekręcając w stacyjce klucz-do Gubernatora Fishera?
-Dokładnie tam-odpowiedział Lars,zdejmując kapelusz.
Inga wyciągnęła czasopiso,które zaczęła przeglądać.
-Co tam masz?-zapytał z ciekawością.
-To,co bynajmniej nie powinno cię interesować-zachichotała Inga-siedem sposobów idealnego makijażu.
Lars pokręcił głową i obruszony przymknął ociężałe powieki.
Upał wzrastał,można było to odczuć w samochodzie.W środku mogło być z trzydzieści stopni.Nie mógł otworzyć okna,Inga była podatna na przeziębienia.Spojrzał na nią czule.Zasnęła z czasopisem w ręku.
-Wie pan-zaczął szofer-Dzisiaj rano,kiedy wyjeżdżałem po państwa,widziałem sowieckie samoloty.Leciały w stronę Berlina.Jestem pewien.
Lars zmarszczył brwi.Na razie zmierzał do Polski i nic mu nie zagrażało.Wzdrygnął się na samą myśl słowa "bezpieczeństwo".Od kilku dni prześladowało go niebezpieczeństwo.Cały czas żył w niepewności,czy nie zawiśnie jak jego poprzednik.
-Wszczynają fałszywy alarm-powiedział z lekceważniem w głosie-Chcą nas postraszyć,wzbudzić strach.
-Możliwe.Ruscy mają wiele pomysłów-zaśmiał się szofer.
Lars nie chciał wdawać się w dyskusję na temat Rosjan,ich działań, w ogóle wojny.Chciał odpocząć,właśnie teraz podczas podróży .W nocy za wiele nie spał,trochę pił.Teraz jedzie na pilne wezwanie gubernatora.Zapewne nie będzie to miła pogawędka,już w tej chwili mógł to wykluczyć.Obawiał się najgorszego.
Przecież mógł wyjechać w jakieś ustronne miejsce,chociażby w góry.Albo do Meksyku,czy RPA.Ma pieniądze.Opłaciłby bilet Ingi.Byliby tam razem,zupełnie razem.
Z dala od telefonów,nagłych wizyt,wezwań,oraz kłopotów.Z dala od odpowiedzialności,od której uciekał od dawna.
Po tej wizycie zapewne straci wszystko.Sukces,Ingę,majątek,posiadłość w Saint Tropez.A może i życie?
co myślicie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pią 22:43, 24 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:44, 01 Lut 2012 Temat postu: Czas honoru-nasze fanfiction |
|
|
Kamilko to najlepsze twoje opowiadanie i proszę o ciąg dalszy.
A to moje opowiadanie o Indze.
Przedwojenny Berlin ,dekadeckie miato pełne kabaretów ale też w którym coraz cześciej odczuwało się duszną atmosferę śmierci.
Gwiazdą teatru rewiowego za którego kulisy zaglądamy była niejaka Inga.
-Ile kwiatów westhnęła z zazdrością Helena Raisman przyjaciółka Ingi po premierze. Najwięcej od tego Amerykanina.
-Myślisz że jestem tak naiwna by uwierzyc że ten stary dziad to producent filmowy?
-Producent nie musi wyglądac jak amant. Po za ja bym chciała pojechac do Ameryki ,zostac gwiazdą filmową.
-I spotkac pięknego rycerza na białym rumaku i wyjśc za niego Inga roześmiała się głośno i szyderczo.Dorośnij Helenko i przestań wierzyc w bajki. I w to co obiecują ci idioci.
Helena zarumieniła się ale nic nie odrzekła.
Jedząc obiad w towarzystwie Franza i jego nudnego brata Inga zaczeła przeglądac się w lusterku.
Odwróciła głowę i zobaczyła uśmiechającego się do niego mężczyznę.
Nie wiedziała czemu zwróciła akurat na niego uwagę -nie był specjalnie przystojny ,typowy blondyn z germańską urodą.
W jego uśmiechu było coś ironicznego. Było to dziwne ,nowe dla niej uczucie -miała wrażenie że ten człowiek się z niej śmieje a nawet lekko nią pogardza.
Oprócz złości pojawiło się też zaciekawienie-kim on jest ?
Nie tylko Inga była ciekawa kim jest ów człowiek.
Lars Rainer agent Interpolu robił coraz większą karierę na politycznych salonach ale nie było o nim wiadomo zbyt wiele.
Zimny ,beznamiętny ,pozbawiony uczuc ale chorobliwie inteligetny ,ambitny i skuteczny tak opisywali go współpracownicy.
Nie widywano go z kobietami ,nie nawiązywał też bliższych relacji ze swoimi kolegami z pracy.
-Gdzie jest Helena ?
-Zabrali ją.
-Kto ?
-Wiedziałaś że była Żydówką ?
-Jakie to ma znaczenie jeśli dobrze śpiewa i tańczy?
-Zapomnij o niej ,dobrze ci radzę i nikomu o tym nie mów.
-Dlaczego ? Gdzie ją zabrali ?
-Nie wiem. Lepiej dla ciebie kochanie gdy nie będziesz się chwaliła tą znajomością.
Franc dyrektor teatru był przybranym ojcem Ingi. Traktowała go ojca ,słuchała we wszystkim choc wiedziała że wiele osób myśli że jest jego kochanką.
To on wymyślił jej sceniczny wizerunek -uwodzicielskiej fame fatale.
Tego wieczoru również się w nią wcieli. Nikt nie powinien zobaczyc jej łez gdy zdała sobie sprawę że straciła na zawsze swą jedyną przyjaciółkę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Śro 17:49, 01 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:03, 01 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
,,My,chłopcy i dziewczęta z tamtych lat.."
Ta ostatnia niedziela,
Dzisiaj się rozstaniemy...
Dzisiaj się rozejdziemy..
Na wieczny czas..
Z magnetowidu rozbrzmiewała piosenka Piotra Fronczewskiego,odbijając się od ścian mieszkania.Celina nuciła tekst,obracając się w okół własnej osi.
Chciała bardzo zatańczyć to tango.Ale jakże?Sama,tango?Bez partnera?
Wyobraziła sobie,siebie tańczącą z tajemniczym mężczyzną.Ona wtulona tańczyła,jak piórko,prawie,że nie dotykając stopami podłogi.W szaleńczym tangu straciła głowę i tańczyła tak długie godziny.
Zaśmiała się rozpaczliwie.Ta muzyka wprawiała ją w rozbrajająca tęsknotę za Krzysztofem.Chciała przy nim być.Chciała,ale zatańczyć z nim żywego poloneza."Ta ostatnia niedziela"brzmiała jak marsz pogrzebowy,który prowadził go prosto do trumny.
Wreszcie nadszedł ten najboleśniejszy fragment,który ścisnął ją za serce:
,,Teraz nie pora szukać wymówek
fakt, że skończyło się,
dziś przyszedł inny, bogatszy i lepszy ode mnie
i wraz z Tobą skradł szczęście me..''.
Nie wyobrażała sobie znaleźć innego.Ona naprawdę go kochała i nikogo innego nie potrafiłaby tak pokochać.Czuła się opuszczona,smutna,sama.
Żałośnie powtórzyła.
-I wraz z Tobą skradł szczęście me..-łzy popłynęły jej po policzku.
Jak pięknie wyglądała płacząc.Kiedy jej twarz ściskał niepojęty ból,łzy strumieniem spływały po bladym policzku,a włosy bezwładnie opadały na ramiona,przypominała matkę.Kropla w kroplę;była podobna do niej bardzo.Te samo ułożenie ust,oczu,nos.Mogła równie stać się Zofią,niźli Celiną.
Wyłączyła gwałtownie magnetowid.Ochłonęła.
Wpakowała do torebki notes,jakiś zwitek banknotów włożyła do portponetki.Wyszła,zamykając za sobą drzwi na klucz.
* * *
-Chłopaki,chodźcie tu!-ryknął Władek,patrząc na niebo.
Michał,Janek i Bronek błyskawicznie znaleźli się obok niego.
-Myśliwiec Ar 68-stwierdził Michał-Żeby im zaraz silnik nie nawalił-zaśmiał się ironicznie.
-Nie bój się!Nie nawali-zapewnił go Bronek-To nie 1934 rok *
Samolot zniknął z ich pola widzenia.
Wszyscy udali się do jadalni.Usiedli za stołem.
-Co my tutaj mamy..-Bronek rozglądał się radośnie po całym stole.
-Kiełbasa!-wrzasnął Michał.
-Braciszku drogi,nadmieniam,zachowuj się..-rzucił-W tym domu trzymamy się etykiety-zakończył,kryjąc śmiech.
-Dobra,dobra.Ty mi tu o etykiecie,a dymisz jak smok wawelski!-powiedział z przekąsem Michał.
-No,kopcisz jak nie jedna fabryka..-przytaknął Janek.
Władek popukał im w czoło.
-Jedźcie,jedźcie!Zaraz przyniosę pomidorową-ponagliła pani Rozalia-Ejże!Czego nie jesz!Nie gadaj!-krzyknęła ze śmiechem,uderzając Michała w ramię.
* * *
Sabina Sajkowska rozpaczliwym głosem krzyknęła.
-Nie mamy nic,co moglibyśmy zjeść!-kaszlnęła głośno-Ja zupełnie nie wiem..
-Oj,mamo-zaczęła Lena-O jedzenie nie musisz się martwić.Znalazłam pracę-zakończyła z uśmiechem,wyjmując chleb i kawałek kiełbasy.
-Dziecko skąd to masz?!-zawołała matka.Wzięła chleb i wąchała go,pochłaniając jego świeży zapach.
-Kupiłam!W dzisiejszych czasach,mamo,nie dostanie się niczego za darmo..
-Tak..tak..Nie wiesz,gdzie jest Romek?
-Uczestniczy w wykładzie ojca..-odparła nieśmiało.
Matka cicho westchnęła.Wiedziała,że z ojcem jest coraz gorzej.Pomieszało mu się w głowie całkowicie.Wymyślał,że ma wykłady.Wychodził wtedy najczęściej na ulicę i omawiał literaturę.
-Przyprowadź go tu Lenko,przyprowadź...On nie może tam stać.Jak przyjdzie Mongoł to go zabije..Zabije..-powtórzyła cicho,opatulając zziębnietę ciało starym kocem.
Lena ze współczuciem posłała matce uśmiech,następnie wyszła z mieszkania.
O Janku nie chciała słyszeć.Chciała o nim jak najszybciej zapomnieć.Nie rozumiała siebie,dlaczego wtedy to zrobiła,dlaczego uciekła.Przecież on teraz nie wie co ma robić..Do oczu napłynęły jej łzy.
Ostatni raz widziała go tydzień temu.Jakimś cudem wdarł się do środka tego piekła i zatrzymał ją,kiedy szła do pracy.Nagadała mu wtedy do rozsądku;że nie zostawi rodziców,że nie przyjdzie tu nigdy,żeby o niej zapomniał.Długo potem zastanawiałam się nad swoimi słowami i zachowaniem.Nie mogła siebie zrozumieć.Poczuła się zupełnie inną osobą.W zupełności nie była Leną Sajkowską..
* W 1934 myśliwce Ar 68 miały bardzo słabe silniki.Stąd też wzięły się aluzje Michała
mój kolejny "twór",który powstał pod wpływem nudów,która wręcz mnie opanowuje..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pią 22:48, 24 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:15, 01 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Iwonko,te opowiadanie jest fenomenalne!
I te zwroty,wtrącenia..wyszukane jak najlepiej
Bardzo chciałabym napisać kontynuację tego mojego fika,ale nie wiem,czy potrafię .Jakoś trudno mi pisać o wojnie.Co gorsza opisywanie jakiejś akcji..to już w ogóle wyszłaby farsa,w moim wykonaniu.
Pisz więcej,więcej i więcej.
Może Rika coś napiszę,ale na Bonanzie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:34, 02 Lut 2012 Temat postu: Czas honoru-nasze fanfiction |
|
|
Świetne opowiadanie Kamilko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 13:26, 02 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
,,Życia mała garść.."
-Oh,dziecko,uspokój się,nie płacz!-krzyczała matka,nachylając się nad małą dziewczynką.
Miała kruczoczarne włosy i twarz umorusaną jakimś dziwnym smarem.Spod gęstych rzęs wypływały łzy.
-Wiktorio,kochanie uspokój się-powtórzyła matka,wycierając twarz dziewczynce i tuląc ją do siebie-Już dobrze...
Dziewczynka uspokoiła się i ujęła w malutkie rączki misia.Patrzyła na niego piwnymi oczami,poruszając jego łapką,w tę i we wtę.
-Spójrz mamusiu,na Tadzia,no spójrz!-mówiła wskazując na misia-On jest moim tatą,patrz jak mnie kocha!-powtarzała,obejmując misia pieszczotliwie.
Matka tamowała łzy.Wiedziała,że małej Wiktorii brakuje ojca.Doskonale to wiedziała.Ale co mogła poradzić na jego decyzję?On jej nie kochał.Przypuszczała,że córki również.Odszedł bez precedensów.Miała mu to za złe.
Dziewczynka dorastała.Z małej Wikusi,wyrosła duża Wiktoria.Pewna siebie,twarda dziewczyna,która nie odczuwała braku ojca.Inne dziewczyny musiały surowo słuchać swoich ojców,a ona nie.
Strasznie przeżyła śmierć matki.Zmarła,kiedy ta obchodziła osiemnaste urodziny.Została z ciotką,samiutka jak palec.Później wybuchła wojna.Zaangażowała się w ruch oporu.
-Wiktoria?-zapytała starsza pani cieniutkim głosem-Jesteś tam?
-Jestem,jestem-odpowiedziała ociężale.
-Co robisz,Wikusiu?-drążyła ciotka.
-Czytam ciociu-odparła,z lekkim uśmiechem.Przyzwyczajała się do tych ciągłych pytań swojej ciotki.Jej matka nie była taka wścibska.
-Czytaj,czytaj,kochanie..-szepnęła,ledwo dosłyszalnym głosem.
Właśnie teraz,kiedy chłopcy działali,ona bezczynnie siedziała czytając książkę.Chciała coś robić,cokolwiek;czekała na kolejne zadania.Podświadomie wiedziała,że Władek odciąga ją od roboty.Po jakimś czasie zorientowała się,że chłopakowi zależy na niej.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Ja otworzę-pośpiesznie zakomunikowała Ruda-Nie wstawaj ciociu.
-Dobrze,kochana,dobrze..
Uchyliła lekko drzwi,następnie otworzyła je na oścież.Uśmiechała się do niej znajoma twarz mężczyzny;to był Władek.
-Witaj-powiedziała z uśmiechem.
-Serwus Ruda..mogę wejść?-spytał niepewnie.
-Oczywiście,proszę..-przesunęła się lekko.
W pokoju panował półmrok.Władek nie wiedział dlaczego,zatrzasnęła za sobą drzwi,nie zostawiając ich uchylonych ani odrobinkę.
-Coś się stało?
-Nie..przyszedłem cię odwiedzić.
-Masz dla mnie jakieś zadania!-wykrzyknęła z uśmiechem.
-Ty zawsze tak,o tej pracy...?
-Nie no..tylko teraz,bo wiesz,ja chcę cokolwiek robić,chcę działać.
-Spokojnie..nie ma co się spieszyć.
-Nie ograniczaj mnie,proszę-popatrzyła mu głęboko w oczy.
-Nie chcę,żeby stała ci się jakakolwiek krzywda..-rzucił cicho.
-Obiecuję ci,że będę na siebie uważała..-szepnęła.
* * *
Krawiec siedział pochylony nad lampą,odczytując kolejne rozkazy.Podziemie określiło datę kolejnej akcji.Tym razem na muszkę mają wziąć Rappkego.
-Uwe..-szepnął,wpatrując się w krótką metrykę sadysty-Skąd ja cię znam..
Zapalił papierosa.Po chwili w pokoju unosiła się woń dymu oraz whisky.
Przeglądał papiery,wpatrując się w osoby,które torturował.
-Władek Konarski..-mruknął.
Zamknął sterte dokumentacji i zaciągnął się papierosem.Kontakty z chłopakami są dosyć oziębłe,prawie w ogóle nie zmierzają w dobrą stronę."Jeszcze chwilę,a sami zaczną komenderować"pomyślał żałośnie.
Starał się zrozumieć ich zachowanie.Odejście poprzednika musiało być dla nich nie za ciekawe,dlatego ich fochy starał się znosić.Nie robił im wyrzutów,chociaż czasem miał ochotę odszczeknąć jak małolat.Pamięta moment,w którym puściły mu nerwy.To było wtedy,kiedy Janek zachował się dość pretensjonalnie w stosunku do jego osoby.
-Jest pan usatysfakcjonowany?-spytał Janek.
-Nie rozumiem pańskiego pytania..
-Pytam jasno;czy czuje się pan usatysfakcjonowany..
-Ale czym?-spytał Krawiec,bacznie przyglądając się młodzieńcowi.
-Tym,że odprawił pan z torbą naszego poprzedniego dowódcę.
-Niech pan zrozumie..to nie jest moja decyzja,kolego!-ryknął.
-Doprawdy?-spytał z demonicznym spojrzeniem.
-Pan się zapomina,panie Janie..-dodał,odwracając się do niego plecami.
Pamięta to jak nigdy.Teraz jedynie pan Jan omija go szerokim łukiem i wykonuje jego rozkazy.Pozostała trójka nawet go polubiła.
Krawiec nie zamierzał wdawać się w łaski u Janka;to on raczej powinien.Zauważył,że chłopakowi lotto,czy będzie żył z nim w zgodzie,czy nie.Krawiec miał na ten temat inne zdanie..
Zgasił lampę.Było późno,a opadające powieki nie pozwalały mu się skupić.Postanowił przespać się z tym problemem do rana.
* * *
Helena wbiegła na schodach niosąc siatkę z świeżym pieczywem.Miała na dziś dość pracy;musiała wyprasować mundur dla męża Kellerowej,posprzątać mieszkanie i jeszcze iść odrobić godzinę u tego wrednego typa.Była zmęczona.Sąsiadka często widząc ją przechodzącą po schodach mówiła ze współczuciem:
-Pani Helenko..pani to zmęczona życiem jest..
Helena puszczała to mimo uszu.Na samo swoje życie nie narzekała,chociaż było ciężko.Ledwo wiązała koniec z końcem,żyła niemalże w śmiertelnej niecierpliwości.Troszczyła się o swoją córkę Wandę przesadnie;była nadopiekuńczą matką.Gdyby mogła,to trzymałaby ją pod kloszem;dostarczałaby jedzenie,książki,i wpuszczałaby do środka znajomych.Zabarykadowałaby ją ze wszystkich stron,aby nikt nie mógł zrobić jej krzywdy.Nigdy by się nie oparzyła,ani skaleczyła.Nigdy nie byłaby bita i poniżana.Byłaby kochaną Wandzią,idealną córką,byłaby zawsze bezpieczna.Matka by to jej wszystko zapewniła gdyby tylko mogła..
Westchnęła,otwierając drzwi.
W mieszkaniu było bardzo cicho.Podłoga tylko skrzypiała pod każdym jej krokiem.Odłożyła torebkę i położyła siatkę na blacie.
Spojrzała w lusterku.Miała pomarszczoną twarz i smutnie zmęczone oczy.Jej lekko pokręcone włosy,opadały lokami na czoło.Jakże się zmieniła w przeciągu tego roku..
Wyglądała strasznie.Nie mogła na siebie patrzeć,bo krzywiła się rozpaczliwie.
Brakowało jej córki.Tak bardzo jej potrzebowała.Chciała nacieszyć się obecnością Wandy.Chciała ją uściskać,wtulić się w jej krucze włosy,pogładzić je.Na pewno poczułaby się lepiej.
Nastawiła wodę na cherbatę.Usiadła zmęczona przy stole,niemalże kładąc się na nim.
Jeszcze raz przypomniała sobie słowa Kellerowej.
* * *
Siedziała skulona na małym taborecie.Nogi miała przekrwawiona,twarz posiniaczoną.Trzęsła się ilekroć podchodził do niej mały,krępy człowieczek,w okularach na nosie.Bynajmniej nie miał dziś humoru,aby prowadzić z więźniami towarzyskie pogawędki na temat muzyki.Przegryzał kiełbasę,raz po raz popijając wódką.Omal nie odskoczył,kiedy drzwi do celi otworzyły się na oścież.
-Rappke!-krzyknął średniego wzrostu blondyn,ściągając rękawiczkę-Przyprowadzić więźnia do mojego gabinetu.
-Tak jest!
Wytarł przetłuszczone ręce w koszulę i schował wódkę w szafce.Podszedł do Wandy i szarpnąwszy ją rozkazał aby wstała.
-Ruszaj się!
Dziewczyna posłusznie uniosła się i stanęła wyprostowana.Widać było,że ból ściskał ją ze wszystkich sił,ale ona ani nie drgnęła.
-Idziemy-wysyczał,popychając ją do przodu.
Kiedy znalazła się w gabinecie Larsa Rainera mogła odetchnąć.Było tutaj przytulnie,w powietrzu unosiła się woń pomarańczy.
-Proszę usiąść,tu-wskazał palcem i złożył palce w piramidkę.
Spojrzał na nią ze współczuciem
-Jeszcze dziś pojawi się u pani doktor,ale najpierw,musimy sobie porozmawiać-powiedział.
Wanda lękliwie skuliła się po tych słowach.Miała dość przesłuchiwań,krzyków,bólu.
-Proszę się mnie nie bać..ja nie jestem sadystą-mówił spokojnym głosem-Rappke jest obrzydliwy..-rzucił,wpatrując się w jej przekrwawioną twarz.
Ona skinęła lekko głową.
-W takim razie.. zacznijmy..
Ona westchnęła głośno,a po jej twarzy spłynęły łzy.
-Dlaczego pani płacze?-zapytał zirytowany Rainer-Przecież ani pani nie biję,ani na panią nie krzyczę!Chce pani tam wrócić?!-krzyczał wskazując na drzwi-Tam do tej zatęchłej celi,do tego sadysty,który będzie panią prał bez opamięania,chce pani?!-krzyczał.
Wanda cicho łkała.
Rainer z zakłopotaniem spojrzał na kobietę.Nienawidził tego widoku.
-Niech się pani uspokoi,dobrze-rzucił,uspokajając się-Jeszcze chwila i stracę do pani całkowitą cierpliwość.
Zamilkła.Wiedziała,że każda minuta jest ważna,że musi jak najdłużej przedłużać pobyt tutaj,aby nie wrócić do tej ciemnej celi z gumowymi rurami i pejczami.
Na samą myśl o tych przyrządach przepływał przez nią dreszcz.
-Ja naprawdę nic nie wiem...-wydukała.
Usłyszała uderzenie pięści w stół.Skuliła się jeszcze bardziej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Czw 13:32, 02 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:24, 24 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Witam po dość długiej nieobecności .
Mam nadzieję,że mi to wybaczycie (?)
Przygotowałam..coś w rodzaju powiastki filozoficznej.W każdym akapicie kryje się głębszy sens,proszę jedynie się "wczytać".
Tekst o Lenie i Janku,oraz o ich synku Leosiu. Tekst przeniesiony kilka lat po wojnie.
,,A kiedy życie nie będzie róż nam kłaść”
Lena siedzi na taborecie i spracowanymi dłońmi obiera ziemniaki. Nóż
w jej ręce sprawnie przesuwa się po ziemniaku zeskrobując młodą łupinę.
Wrzuca obrane kartofle do garnka i przepłukuje kilka razy w wodzie. Nerwowo zerka na zegar naścienny, który właśnie wybija dwunastą.
-Dlaczego ich jeszcze nie ma…-szepce, nastawiając gaz.
Ogarnia kosmyki włosów, które upadły jej na czoło.
Gładzi ręką spódnicę, dosyć wymiętą i u spodu umorusaną.
Nie wiedzie im się dobrze. Ledwo wiążą koniec z końcem. Janek załapał się jako stolarz, a ona zostaje w domu z Leonkiem.
Otępiałym wzrokiem wpatruje się w okno, za którym szaleje śnieżyca
* * *
Jesteśmy !- wykrzykuje Janek, przestępując próg kuchni. Za rękę trzyma Leonka, który ściska drewnianego konika.
Buzię ma zaróżowioną, na policzkach żarzą wypieki. Gęsta grzywka opada na czoło. Oczy błyszczą ciekawie na widok matki.
- Leoś ! – woła Lena rozpościerając ramiona – Chodź tutaj szybko, no chodź ! – zachęca synka, uśmiechając się promieniście.
Janek patrzy na to z dumą i wzruszeniem. Kocha i tak mocno, że nie potrafi tego wyrazić. Emanuje ciepłem, kiedy zasiada przy stole wraz ze swoją rodziną.
- Spójrzmy Leosiu, co nam dzisiaj mama przygotowała – Janek zerka na Lenę, która stawia na stole cztery kartofle, omaszczone masłem i cebulą. Na szczycie rozpływa się skąpy kawałek sera, po którym zostaje jedynie gęsta maź.
- Proszę – mówi cicho Lena, podając każdemu talerz – Jedźcie – dodaje ze smutkiem.
Janek to dostrzega. I doskonale ją rozumie.
Widzi jak ją dręczy smutek i żal, jak bardzo chciałaby żeby jej rodzinie wiodło się lepiej.
On posuwa jedynie rękę po stole zaciskając jej szarą, suchą dłoń. Ona posyła mu blady uśmiech, pełen niezrozumienia.
Jedzą w milczeniu. Delektują się każdym kęsem, żują kilkanaście razy zanim przełkną, popijają posiłek herbatą, aby zapełnić żołądek.
Lena przerywa tą ciszę z wyrzutem mówiąc;
- To już cztery lata po wojnie.. – ciągnie – A ja nadal nie widzę różnicy.. – do oczu napływają jej łzy.
Słychać głuchy trzask widelca, który opada o talerz.
Lena podpiera głowę na rękach, ukrywając łzy i cicho łkając.
Janek wstaje i przytula ją do siebie, ociera z jej twarzy łzy, które płyną strumieniem. Nie może ich pohamować. Tak ją kocha, a nie potrafi jej uszczęśliwić. Ogarnia go gniew. Jak mógł dopuścić do tego, że ukochana Lena płacze przez niego ?
Chciałem mieć piękną żonę i zdrowe dziecko, ale zapomniałem modlić się o to, żeby ich mieć z czego utrzymać.
Przed snem bije się w piersi i żałuje życiowych błędów. Musi się modlić, bo tylko w tym widzi nadzieję i sens. Nic więcej nie musi robić.
Błaga o to, żeby uszczęśliwić Lenę i Leosia. Chce dla nich dobrze.
Umiera z żalu i bezsilności.
* * *
Nie musisz szeptać słodkich słówek, nie musisz kwiatów dawać mi
- jedynie zadbaj o mnie, proszę , bo to ważniejsze, słuszność mam.
Z radia dobiega piosenka, którą zawsze puszczają we wtorki. A wtorki są zawsze szklanką zsiadłego mleka i dwoma ziemniakami. Wtorki są zimne i cierpkie, bo wtedy Janek wyjeżdża rozwozić meble. I ona wtedy zostaje sama z Leonkiem, zagrzebując się pod kocem i popijając niesłodzoną herbatę.
- Kiedy wróci tata ? – pyta chłopczyk, obejmując rękę matki.
- Tata wróci wieczorem. Wtedy pogramy w warcaby – tłumaczy mama, głaszcząc synka po głowie.
Zasypiają. I wtedy wszystko znika; bezlitosny wtorek i ona sama. Zamyka się gdzieś w ustronnym miejscu i hibernuję, oczekując momentu, w którym się pojawi. Bo on działa na nią, jak miód na duszę, i nawet kiedy wraca z pustymi rękoma,wtula się w niego i dziękuję mu za to, że jest.
* * *
Janek otulony starym szalem i skryty w zimowym kożuchu siedzi na furmance, pocierając zziębnięte dłonie. Śpieszy mu się do domu, bo nie wraca z niczym. Dostał sporą dniówkę, za dowiezienie mebli pod Piaseczno. W kieszeni ma ukrytą zabawkę dla syna – małego misia, którego kupił w sklepie zabawkowym. Na Lenę czekają wełniane rękawiczki i ciepłe palto. Dostał je w dosyć rozsądnej cenie.
Ściemnia się. Konie galopują szybciej, jakby chciały wcześniej znaleźć się w ciepłej stajni. Woźnica dygoce z zimna, podskakując lekko.
Każdemu się śpieszy..
* * *
Lena z narastającym niepokojem przytula synka. Janka nie ma. A co, jeżeli nie wróci ?
Upija herbatę, teraz już zimną. Gardło ją piecze, jakby z zimna. Sięga po szal, którym owija całą szyję.
Tonie w smutku. Nie może podpłynąć nad powierzchnię. A co, jeżeli Leoś zwątpi ? W taki dzień wszystko może się wydarzyć. Wtorek…
Lena opada na poduszkę ze zrezygnowaniem. Oddycha niespokojnie. Czeka.
* * *
Lena z Leonkiem gra w warcaby już trzy kolejki. Pije drugą niesłodzoną herbatę i je kromkę chleba z masłem.Jest gotowa do snu,ale Leoś pyta:
- Mamusiu, a czy tata zaginął ?
Lena zagaja kryjąc rozpaczliwy niepokój.
- Synku, połóż się spać. Tata rano będzie.
Ma ochotę wyłuszczyć sobie kilka zasad moralnych, dotyczących prawdomówności. Nie może dziecka łudzić. Nie może go kłamać, choć traci wszelką nadzieję ; boi się o Janka.
Kiedy słyszy zgrzyt otwieranego zamka, rzuca się przez korytarz.
Wpada w ramiona męża, który przytula ją tak mocno, jak może
- Dobrze, że jesteś.
- Nie mógłbym nie wrócić – szepce.
Szczęśliwsi są Ci, którzy smutkami się żywią i trwają, bowiem oni prawdziwie kochać potrafią siebie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Sob 0:40, 25 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 1:02, 25 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Wspomnienie nocy zeszłej
dedykowane osobie,
z którą odnalazłam wspólny język
i która jest mi bliska
Dlaczego nie śpisz? Sen złej wróżce oddajesz,nie Stróżowi swemu?
Zegar wybija kwadrans przed dwunastą.
Karolina ucieka myślami z dala od Michała, z dala od swojej podwójnej tożsamości.
Kim ja jestem?
W chwili niepewności chwyta się tych dobrych wspomnień. Nie ma już wątpliwości kim jest. I nie ma wątpliwości dzięki komu czuje się lepiej.
Kto mnie pierwszy zrozumiał ?
On jej pomógł ; wyciągnął życzliwą rękę; młody chłopak… chwycił za serce, rozkochał w sobie. Ona nie potrafi bez niego żyć.
Już dwunastą zegar wybija..
Idź już spać, już noc głęboka, zło się czai za ścianą, nie boisz się ?
Boi się, ale tylko i wyłącznie kiedy jego nie ma. Przy nim czuje się bezpieczniej. Na niego może liczyć.
Chłopak, jeszcze dziecko. Zrozumie jak nikt inny. Kocham..
Karolina wraca na ziemię. Więcej już myśleć o nim nie może.
Idzie spać, z wielkim smutkiem,że tak łatwo sobie go odpuściła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Sob 1:05, 25 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 9:38, 25 Lut 2012 Temat postu: Czas honoru-nasze fanfiction |
|
|
Bardzo ładne Kamilko.
Szczególnie opowiadanie o Janku i Lenie chwyciło mnie za serce.
Mimo biedy i trudnych warunków ciągle łączy ich ta wielka wspaniała miłośc.
Jeśli mogę się spytać kim jest ta tajemnicza osoba której zadedykowałaś tą krótką miniaturkę o Karolinie Osmańskiej ?
Pisz ,pisz jak najwięcej.
Życzę weny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:32, 05 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
kolejny twór,do którego zainspirowała mnie Iwonka. Dziękuję bardzo !
Z góry przepraszam za podobieństwo nazwisk
‘’Volmann” i ‘’Neumann”.
Nazwisko Ingi przypomniałam sobie nieco później..
Auf Wiedersehen,najdroższy
Lars przeglądał papiery znajdujące się na biurku.
- Dlaczego ja muszę pracować w tym Interpolu ? – mruknął sam do siebie.
Zmarszczył czoło, kiedy zauważył kolejną stertę dokumentów czekających na posegregowanie.
Ze zniechęceniem sięgnął po pomarańczę.
- To jutro – rzucił, obierając powoli owoc.
* * *
- Inga ! Ingeborg ! – wrzeszczał mały człowieczek, rozwierając szeroko ramiona w geście przyjaźni.
Uśmiechnęła się lekko mrużąc oczy.
- Droga pani ! - ciągnął człowieczek – Może miałaby pani ochotę zaśpiewać w naszym teatrze ? Widzowie za panią szaleją !
Inga parsknęła ironicznym śmiechem. Pokręciła głową i ze zrezygnowaniem spojrzała na mężczyznę.
- W teatrze ? Tutaj w Polsce ? Pan chyba nie jest poważny…
- Dlaczego, droga pani ? – spytał z wyraźnym zaskoczeniem.
- Nie wie pan, że Polacy z prawdziwego artysty mogą zrobić śmiecia..? ‘’Tylko..
- Proszę nie kończyć – przerwał zarumieniony dyrektor teatru, Friedrich Volmann – Ale..
- Widzi pan.. tych ludzi nie interesuje sztuka. Tutaj w Polsce niech pan na mnie nie liczy – zakończyła odwracając się na pięcie i wychodząc.
Volmann zaklął cicho.
‘’Czy ta kobieta ma dobrze poukładane w głowie?!’’
Inga była z siebie zadowolona. Bo ona byle gdzie grać nie będzie. I byle dla kogo.
Z zaplecza wybiegła młoda dziewczyna ?
- I jak, dyrektorze ? Będzie u nas.
- Nie tak łatwo ją kupić – powiedział cynicznie, wychodząc wyraźnie rozdrażniony.
* * *
Inga wbiegła do mieszkania jak messerschmitt. Rzuciła torebką w kąt i niedbale zdjęła płaszcz.
Wparowała do gabinetu Larsa, nie pukając, jak to miała w zwyczaju.
- Co tam ? – zapytał, nie spuszczając wzroku z papierów.
Usłyszał głębokie westchnienie i delikatne bębnienie palcami w stół.
- Słucham cię Indziu ? – powtórzył, przenosząc wzrok na naburmuszoną kobietę.
- Odmówiłam grania tutaj w teatrze.
- Ależ dlaczego, moja droga ? Przecież dyrektorem warszawskiego teatru jest Niemiec.. Volmann bodajże .
- Volksdeutsch , Larsie – rzuciła ironicznie.
- Volksdeutsch, ważne, że nasz ! Zmienił nazwisko zapewne. Poświęca się dla III Rzeszy – uśmiechnął się szeroko.
Inga nie odwzajemniła się, jedynie tupnęła nogą i jak rozwydrzona dama wrzasnęła.
- A może wyjechałbyś ze mną choć raz do Berlina, na moją premierę ?!
Lars osłupiał.
- Dobrze… pojadę z Tobą na premierę. Ale jutro. Dzisiaj mam spotkanie.
- Z kim ?
- Wnikasz za głęboko.. – zaczął Lars, a później dziwnym głosem dodał – Zrobiłaś się zbyt bezpośrednia, a to źle..
- Chcesz powiedzieć, że wnikam w twoją prywatność ? – ciągnęła, czerwieniąc się gniewnie.
- Złość piękności szkodzi – powiedział, wracając do papierkowej roboty.
* * *
Brunetka kręciła się po scenie, gestykulując i wypowiadając swoją kwestię.
Volmann siedział na widowni i bacznie obserwował aktorkę, co chwila przerywając jej i wytrącając ją z rytmu.
- Mówisz to za szybko, Helenko, zbyt za szybko !
- Właśnie w tym momencie dowiaduje się o..
- Nie ! Nie w tym ! Spójrz w tekst, szybko! Jak się nauczyłaś ?!
Kobieta ze zdenerwowaniem wertowała scenariusz, natknąwszy się na scenę zarumieniona wydukała ‘’przepraszam’’.
- Jutro o tej samej godzinie – wstał z miejsca i ruszył w jej stronę – Ćwiczymy do oporu. Ta sztuka musi się udać.
Helena potulnie skinęła głową, nie zbierając się na jakikolwiek komentarz.
Rozdrażnienie Volmanna nie opuszczało od wczoraj. Poczuł się szczególnie dotknięty odmową gwiazdy niemieckiego kabaretu . Zależało mu na tym, aby przedstawiła swój debiut.
Z głębokich rozmyślań wyrwały go ciche słowa Heleny:
- Panie dyrektorze..
- Tak ?!
- Telefon do pana.
- Któż znowu ? Kolejna rozkapryszona gwiazdka, która chce pokrzyżować moje plany ?!
- Niezupełnie.. Ingeborg Neumann.
Dyrektor wybiegł z sali popychając zlęknioną kobietę.
* * *
- Usiądź Tino – powiedział ciepło Lars, przesuwając płaszcz, który zajmował znaczną część sofy.
- Dziękuję – odpowiedziała promiennie kobieta.
Była to wysoka blondynka, o czysto germańskiej urodzie, z niebieskimi wyłupiastymi oczyma, która z pewnością pasowałaby do ideału kobiety III Rzeszy.
- Co u Ciebie słychać ? – spytał, podając jej filiżankę kawy.
- W porządku. Troszkę.. czuje się w Polsce zagubiona. A bardzo chciałabym odnaleźć się jako.. sekretarka.
- Ty sekretarką ? Tino.. powinnaś zostać aktorką !- krzyknął Lars z niepohamowaną ekscytacją – Porozmawiałbym z Ingą..
- Ingą ?
- Znajoma. Dobra koleżanka - po jego czole spłynęły strużki potu.
- Nie wnikam – wydała z siebie toksyczny chichot.
Lars uśmiechnął się szeroko i upił łyk kawy ze swojej filiżanki
* * *
-Wiedziałem, że pani u nas wystąpi ! – Friedrich zadowolony ruszył w kierunku Ingi.
- Kiedy mam się pojawić ? – spytała cierpko Inga, nie dopuszczając do siebie dziarskich złów mężczyzny.
- Odpowiada pani… czwartek ? Najlepiej byłoby w czwartek. Wtedy wpadłoby pani najwięcej w kieszeń..
- Proszę pana, ja tu nie o pieniądzach, tylko o moim show – sprostowała Inga, poprawiając futerko, które zsunęło się z jej pięknego ramienia.
- Ależ dobrze… to.. czwartek ?
- Środa, i tak panu poszłam na rękę – rzuciła, rozsiadając się przy stoliku – Proszę dać już te papiery podpiszę i znikam..
- Nie da się pani namówić na kolację ? – spytał Volmann, podając powoli pióro.
Inga wyrwała mu je z dłoni i zręcznym ruchem nagryzmoliła nazwisko.
- Nie dam – zakończyła z szerokim uśmiechem wstając z krzesła.
- To… do zobaczenia.
- Do widzenia, panie Friedrich.
* * *
- Łazienki są naprawdę piękne.. – mówiła Tina, rozkoszując się popołudniowym słońcem.
- To nic w porównaniu z naszym Park Sanssouci
- Nie bądźmy złośliwi, Lars..
- Proszę cię. Nie doceniaj cudzego.. zwłaszcza w tych czasach.
- Ah, przestań – żachnęła się Tina – Wojny nie powinno być. To wszystko jest jakimś nie porozumieniem. Nie rozumiem po co..
Lars przerwał wywody Tiny sięgając po jej dłoń.
- Zapraszam Cię do Edenu na kolację. Niemiecki lokal, tam naprawdę dają dobre jedzenie..
Tina wstała zaskoczona i ruszyła pod rękę razem z Larsem.
* * *
Zapłakana Inga siedziała przy stole łykając łzy. Pisała coś pośpiesznie, kreśląc raz po raz, i dopisując kolejne słowa.
Wreszcie skończyła, a kartkę oparła o flakon kwiatów, które stały na środku.
Widziałam was.
Nie pytaj gdzie jestem – nie wrócę.
Nie mogę uwierzyć w to, że naprawdę nic do mnie nie czułeś.
Nie ukoisz mojego bólu.
Nie wybaczę Ci tego.
Inga
Pociągnęła nosem raz jeszcze, kiedy sięgnęła po mały bagaż i zniknęła w wąskim hallu.
To był odpowiedni moment, żeby zakończyć ten chory związek. Na zawsze.
Teraz już nie będzie powrotu. Wybrałeś – pomyślała.
* * *
Dyrektor zasiadł na ogromnej Sali, przystrojonej girlandami, oraz za stołem zastawionym przystawkami i licznymi trunkami.
Właśnie rozpoczynało się show niesamowitej gwiazdy berlińskiego kabaretu, Ingeborg.
- Panie i panowie ! Czas zacząć wielkie widowisko…! Przed wami.. Ingeborg Neumann !
Rozległy się gromkie brawa.
Na scenie pojawiła się Inga w białej sukni i ogromnym kapeluszu.
Rozpoczęła śpiewać smutne Auf Wiedersehen.
Kobiety na widowni szemrały cicho i z niezadowoleniem wzruszały ramionami.
- Panie Volmann..liczyłyśmy na radosne widowisko, a nie szlochy
Dyrektor gniewnie spojrzał na zapyziałą kobietę. Ta jedynie odwróciła głowę i przyglądała się uważnie młodej kobiecie, która to z coraz większą żałością, śpiewała piosenkę.
- Drogi panie.. ależ to..- zaczęła druga, wyraźnie poirytowana starsza pani.
- Jeszcze jedno słowo, z ust jakiejkolwiek z pań, a będę zmuszony wyprosić gości – powiedział przez zęby Friedrich, zwracając wzrok na Ingę, nie kryjąc podziwu.
Piosenka się skończyła. Na sali zapanowała głucha i przygnębiająca cisza.
Po chwili rozległy się gromkie brawa, a z widowni posypały się kwiaty.
Owacje trwały dobre pięć minut.
Jedynie dwie panie, naburmuszone i urażone, siedziały z założonymi rękoma, przegryzając pieczonego kalmara.
Inga wybiegła prędko za kulisy, pozostawiając widownię samą, nie dziękując za przybycie.
- Nie dziwię się kobiecinie – zaczęła starsza pani – Zrozumiała swoją porażkę..
- Zwyczajne. Polskie to samo grają – wysunęła wniosek druga.
Friedrich wstał z krzesła i wybiegł przez scenę za kulisy.
- A temu co tak do niej prędko ? – spytała kobieta.
- Pewnie się do niej ofiaruje – powiedziała starsza pani, odkładając sztućce na talerz.
* * *
- Pani Ingo.. – zaczął kojąco Friedrich, zastając kobietę zapłakaną, przy swojej toaletce.
Ta łkała, nie wydając z siebie słowa, sięgając co chwila po chusteczki.
- Proszę przestać płakać..
- A ja pana proszę, żeby pan się nie wtrącał ! – krzyknęła, tamując łzy.
- Coś się stało.. ?
Inga płakała dalej, kryjąc twarz w dłoniach. Wyrzuciła z siebie żałosne słowa.
- Ta piosenka była dla niego.
Volmann zacisnął piąstki w geście zmieszania. Próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił. Wyszedł.
W pomieszczeniu znalazła się Helena.
- Płaczesz ? Chyba wiem przez kogo.
- Co ci do tego ?! – wycedziła Inga.
- Może to, że sama to przeżyłam ? Zapomnij… tak będzie najlepiej.
Inga w odpowiedzi zaszlochała.
Kobieta poklepała ją po ramieniu i dodała.
- Na ciebie zasługuje ktoś lepszy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pon 22:28, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:30, 06 Mar 2012 Temat postu: Czas honoru-nasze fanfiction |
|
|
Z dedykacją dla Kamilki.
-Gdzie jest Janek ?Krawiec patrzył surowo na Bronka ,Michała i Władka.
-Powiedział że rezygnuje.
-Rezygnuje. Jest wojna ,złożył przysięgę.
-Czy pan nie rozumie że stracił najbliszą ,najważniejszą osobę na świecie ?-Bronek podniósł głos. Jak ma dwa dni po pogrzebie Leny iśc na akcję.
-Nie on jeden stracił bliską osobę. Pójdę z nim porozmawiać.
-Nie zamierzam wracać.
-Czy ty myślisz że tylko ty straciłeś osobę którą kochasz?
-A pan stracił kiedyś kogoś bliskiego ?
-Owszem. Rozumiem co czujesz.
-Nie ,nie rozumie pan ,nikt nie rozumie. To wszystko moja wina. Jeśli kiedyś spotkam Romka albo rodziców Leny jak im spojrze w oczy. Miałam się nią opiekować ,chronić ją od zła.
-Posłuchaj mnie. Kilka lat temu pewien człowiek zostawił swoją żonę i małą córeczkę w domu bo wybuchła wojna. Mieszkali w miasteczku na pograniczu rosyjskiej granicy. Nie wiedział o tym że gdy wyjechał rosyjscy żołmierze weszli do jego domu ,zgwłałcili żonę ,a pózniej wrócili by spalilić dom i patrzeć na mękę tej kobiety.
-A co się stało z mężem tej kobiety?
-Jest teraz twoim dowódcą.
Janek spojrzał w twarz Krawca i pierwszy raz zobaczył łzy w jego oczach.
Wcześniej myślał że to zimny zawodowy oficer który nie ma i nie miał swojego życia prywatnego ,skupiony zawsze tylko na tym by dobrze wykonać powierzone zadanie.
Krystyna patrzyła na swoją twarz w lusterku.
Czy ta dziewczyna to naprawdę ja ?zastanawiała się.
Czuła się taka stara i zmęczona.
Kilka lat temu wszystko było inaczej ,ona i Dawid mieli tyle pięknych marzeń i planów.
Nie miało znaczenia -że on był Żydem a ona Polką.
Pokochała go od pierwszego wejrzenia.
Koleżanki były zazdrosne gdy szła z nim ulicą -wysoki ,przystojny brunet o zniewalającym uśmiechu.
Prosił by wyjechali razem do Szwajcari ,tam mogli by się pobrać i żyć razem długo i szcześliwie.
Dlaczego się nie zgodziłam ,tylko uparcie mówiłam że tu w Polsce jest nasze miejsce na ziemi.
Trafił do getta ,ale ciągle miała nadzieję ,udało jej załatwić przepustkę.
Dowiedziała się że zmarł na tyfus.
Od tej pory wszystko robiła automantycznie, w duszy jej panowała martwa pustka.
Jednak to co usłyszała od lekarza zmroziło ją z nóg.
-Nowe zadanie ?
-Nie Janek to sprawa prywatna.
-Słucham ?
-Ożenisz się ze mną ?
-Co takiego ?
-Wczoraj byłam u lekarza. Mam gruźlicę. Został mi rok życia ,może trochę mniej.
-Przykro mi Krycha.
-Nie mam nikogo bliskiego. Nie chce umierać w samotności.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez zorina13 dnia Wto 12:07, 06 Mar 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:21, 06 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
świetne opowiadanie!
Urzekło mnie,chwyciło za serce.
Szczególnie te słowa Krysi.Naprawdę pzejmujący fik.
Bardzo mi się podoba!
Proszę o kontynuację i życzę weny !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:34, 09 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Nie wiem dlaczego,ale zakochałam się w tych opowiadaniach z Leną.Szczególnie tych nostalgicznych, przejętych smutkiem i żałością.
Przedstawiam kolejne opowiadanie, będące (po części) kontynuacją "A kiedy życie nie będzie róż nam kłaść" (jeżeli kogoś nie irytuje mój przejęty,wręcz chory melodramatyzm,to zapraszam do czytania !)
Opowiadanie pisałam sama będąc w przygnębionym stanie,dlatego..
a co będę się rozpisywać.
Zapraszam do lektury!
,,Uparcie i skrycie..”
Lena wychodzi z pomieszczenia opiewając smutnym wzrokiem ludzi.
Odkąd Janek wyjechał do Warszawy czuje się samotna i opuszczona. Jeszcze bardziej kuje ją serce na myśl Leonka, który będzie niebawem przechodził ważną operację.
To dlatego Janek musiał ją zostawić.
To dlatego czuje się rozdarta.
Nakłada na zziębnięte ręce rękawiczki. Te, które dostała od niego całkiem nie dawno.
Łzy same cisną się do oczu, a potem spływają grube i gęste, jakby smętne, po bladym policzku.
Lena nie ociera ich. Przyśpiesza jedynie kroku i znika za gęstymi koronami drzew.
* * *
Dom jest pusty. Nie tętni życiem.
Nie słychać krzyków, gwarów, radości, rozmów. Jest cicho. Tak cicho, że Lena w tym smutku zaczyna się topić.
Popołudniami wychodzi na długie spacery. Idzie wtedy nad rzekę i w ciszy wpatruje się w taflę wody. Wsłuchuje się w jej spokojny szum i odlatuje. Wtedy zapomina o swoich troskach.
Przygnębienie na chwilę ustępuje, odlatuje hen, dając jej spokój; złe duszki duszą nie kołatają, wprowadzając ją w nostalgiczny nastrój.
Odchodząc ciemne myśli powracają. Kołatki zaczynają trząść jej wyczerpaną duszę, nie ma siły na to by płakać.
Biedna Lena zostaje sama.
* * *
Janek nie piszę, Janek nie dzwoni, Janek nie daje jakichkolwiek znaków.
Chociaż Lena odwiedza pocztę kilka razy dziennie, bardziej z przyzwyczajenia, niż z nieogarniętej nadziei, chociaż chodzi do budki telefonicznej i dzwoni, nikt nie odbiera.
Co się dzieje ?
Czas płynie ,a ona stoi. Pomiędzy dwoma punktami: życiem, a beznadziejnością.
* * *
Ciągle ktoś składa jej wizytę. Jak nie zatroskana Wanda, która bardziej wprowadza przygnębiający nastrój, to Ruda z Celiną, które na siłę chcą ją uszczęśliwić.
Ona jest dla nich nieobecna, niedostępna.
Wcale nie udaje, że jest dobrze. Każdy wie, że jest beznadziejnie.
- Lenko, przyniosłam Ci konfitury – mówi Wanda, stawiając na stole trzy słoiki jagód – Mam jeszcze ogórki..
Lena milczy, przekładając patelnię z miejsca na miejsce.
Ruda z Celiną patrzą to na siebie, to na Lenę.
Nie mogą jej zrozumieć.
Ona wygląda tak smutnie – szepcą- i chyba dlatego, że nie potrafią jej pomóc wychodzą.
Zostaje Wanda, która teraz zmienia ton głosu i pierwsza podejmuje rozmowę.
- Lenko, Wandzia o Ciebie pytała. Chciałaby się z Tobą spotkać.
- Pozdrów ją ode mnie – odpowiada wreszcie, słabo i powoli.
Wanda skina głową.
Później to ona mówi cały czas,bo Lena tylko wpatruje się w okno.
Wychodzi, uścisnąwszy mocno jej dłoń.
- Trzymaj się
Ona wyrywa się , czeka,aż kobieta opuści dom. Zatrzaskuje lekko drzwi i idzie do pokoju,
Niewątpliwie Lena staje się oziębła dla wszystkich. Czeka, ale właściwie nie wie na co ;
Czy na powrót ojca i syna, czy na pełen spokój.
* * *
Wreszcie dostaje list. Dosyć skąpej treści, pisany jakby w pośpiechu, niestarannie, na brudnej kartce.
Lena wlepia otępiały wzrok w litery i powoli zagłębia się w każdym ze słów.
Kochana Leno
Stan Leonka się poprawia z dnia na dzień.Lekarze mówią, że za tydzień będzie mógł stąd wyjść.
Nie martw się o nas; jest dobrze.
Pamiętamy o Tobie i mocno Cię ściskamy.
Janek
Czytając ten list czuje, że ostatnio skostniała dusza kruszy się. Że ta ogromna skorupa zła, gniewu i obojętności pęka, a spod niej wyrasta przepełniona nadzieja.
Uśmiecha się. Pierwszy raz od kilku dni.
Oczy jej się śmieją jak u dziecka. Błyszczą diamentami, szeroko rozwarte, uspokajają się wreszcie.
Wszystkie smutki odchodzą, po to by mogła wrócić radość. Ta – można rzec- banalna radość, którą każdy z nas posiada, ale jej nie dostrzega, lub jej nie docenia.
Odzyskuje swój największy skarb : szczęście.
Dusza Leny się śmieje. Skacze i tańczy. Szaleje ze szczęścia, które jest dla niej największym prezentem.
***
Wreszcie koniec.
Lena nie opanowuje drżenia rąk. Tak bardzo nie może doczekać się powrotu męża i synka.
Krząta się po kuchni niespokojnie, wytrząsając z domu ponurą atmosferę.
Do twarzy jej z radością.
* * *
Nie pamięta momentu, kiedy przestąpili próg. Nie pamięta godziny ani tego, co wtedy robiła.
Teraz wtula się w nich, pała do nich miłością i cieszy się całą sobą.
Za dużo w ich życiu było smutku, bólu, żalu i rozpaczy.
Musi odejść to złe. Teraz czas lepszego.
Janek nic nie mówi. Słowa w tej chwili okazują się zbędne.
Mały Leonek wtula się w mamę nie odlepiając się od jej szyi.
Są tylko dla siebie. Na zawsze.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pią 21:46, 09 Mar 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:27, 09 Mar 2012 Temat postu: Czas honoru-nasze fanfiction |
|
|
Piękne kochanie.
Piękny tekst.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:00, 13 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
sielankowo,śmiesznie...mam nadzieję,że trafię w humor i gusta czytelników . (pozytywne nastawienie najważniejsze!)
-enty mój twór,o całkiem innym charakterze.
Diabeł ubiera się u…
Czyli jak to z Hanią było.
* Moje serce, to jest muzyk,
który zwiał z orkiestry,
bo nie z każdym lubi grać.
Żaden mu maestro nie potrafi rady dać.
Moje serce, to jest muzyk improwizujący,
co ma własny styl i rytm,
ale, gdy gorąco kocha, wtedy gra jak nikt.
- Ja lecę do swojej nowej dziewczyny ! – wrzeszczy Michał, wsiadając do rikszy.
Chłopaki nie mogą już go przekrzyknąć. Nie mogą go zatrzymać.
Jak o dziewczynę Michała chodzi, to jest to sprawa najwyższej wagi.
* * *
Blondyn przygładza ostatni już raz potarganą czuprynę. Z nonszalancją podchodzi do okienka i coś szepce.
Brunetka skina głową i znika za zapleczem.
Mężczyzna pojawia się tam po kilku minutach.
* * *
- Witaj Haniu – mówi Michał.
- Cześć – odpowiada dziewczyna, opierając się o budynek.
Oczy jej się błyszczą, a kąciki ust lekko unoszą.
- Idziemy do restauracji ?
- Przestań. Nie przyszliśmy przecież jeść..
- To… może na spacer ? – pyta Michał, posyłając jej błagalne spojrzenie.
- No dobra – odpowiada Hania i rusza pierwsza.
Wyglądają obok siebie dosyć komicznie; ona pierwsza pewna siebie kobieta, ciągnie za sobą blondyna, który wydaje się jej ulegać.
Niewątpliwie Hania rzuciła na Michała urok, a on całkowicie złapał przynętę.
Od tamtego spaceru wszystko się zaczęło.
* * *
Michał wraca do domu w dobrym humorze.
Przestępując próg domu, nuci coś pod nosem.
Władek ze zdziwieniem zagląda do hallu.
- W porządku braciszku ? – pyta, jak zawsze ze stoickim spokojem.
- A bardzo dobrze – odpowiada Michał nie kryjąc uśmiechu – Moja nowa dziewczyna jest urocza…- kończy, poruszając zabawnie brwiami.
Władek nie reaguje na te dziecinne żarty Michała i mówi obojętnie.
- Z pewnością urocza.
- Tylko tyle na ten temat ?
- Tylko tyle – rzuca oschle Władek, siadając do stołu.
Chłopak wzrusza jedynie ramionami i siada obok niego.
Sam przestawał się dziwić innym. Nikogo nie wzruszały jego nowe związki.
Trzeba się ustatkować – powtarza sobie kolejny już raz Michał.
I wreszcie wiosłuje w zupie, zapominając o wrażeniach wieczoru.
* * *
Widziałem ją dzisiaj, tak o poranku,
Czytała książkę na ławce w parku.
Jak kot podszedłem, na brzegu usiadłem,
Podniosła oczy, a ja odpadłem.
- Nie ma to jak spacer po naszych Łazienkach – mówi Bronek, upajając się słońcem poranka.
- Mówisz jak baba – beszta go Michał.
- Apropos bab..pardon..kobiet – poprawia się Bronek, kryjąc tajemniczy uśmiech – Czyżbyś dzisiaj nie był umówiony na randkę?
- Skąd wiesz ?! – pyta Michał, bardziej z rozbawieniem, niż z zaskoczenia.
- Wydawało mi się, że w Polsce musisz nadrobić braki .. – rzuca Bronek.
I w tym samym momencie Michał uderza go z całej siły łokciem.
Śmieją się obaj.
On rozumie, że każdy ma go za bawidamka.
- To na mnie czas – mówi Bronek, zerkając na zegarek – Dzisiaj mam spotkanie z młodzieżą – tłumaczy.
- Aleś ty dowcipny – wtrąca swoje trzy grosze Michał – No to spadaj, bo ja mam randkę – akcentuje „ę”w taki sposób, że Bronek wybucha śmiechem.
Michał kręci się koło alejki.
Denerwuje się?
Jak to on ?! On by się denerwował ?! Przecież to nie jest jego pierwsza randka!
Ten pierwszy raz był banalny.
Michał ma urok osobisty, dlatego dziewczyny mają do niego słabość.
Był pewny, że tak samo będzie z Hanią.
Ale…
W pewnym momencie pojawiła się ta sama brunetka.
Z tym samym błyskiem w oku, i z tak samo uniesionymi kącikami ust.
Usiadła na ławce i wyciągnęła książkę.
- Usiądź, głupolu – zgoniła Michała, nie urywając wzroku znad książki.
- Będziesz tak sobie..czytać ?
- Już kończę – rzuciła.
Michał spokojnie czekał, aż wybranka jego serca zakończy czytanie lektury.
Czas mu się ciągnął, Hania nadal czytała..
To najgorsza randka w moim życiu!
Hania wreszcie rozciągnęła się , zajmując prawie całą ławkę.
- Haniu, co Ty robisz…
- Byczę się, nie widzisz?
Michał podpiera głowę na ręce i czeka, aż dziewczyna skończy odprawiać dziwny rytuał.
- Haniu..to może ja pójdę po ..?
- Nie – przerywa mu – Masz tutaj siedzieć przy mnie – Mamy Radkę – odpowiada z błogim uśmiechem.
- Rozumiem – kiwa potulnie Michał, rozkładając się na ławce podobnie jak Hania.
- Zauważyłeś, że to ja stawiam Ci warunki?
- Zdążyłem zauważyć.
- Jutro pójdziemy do kawiarni – mówi z rozmarzeniem Hania, przytulając Michała.
Nie mogę się doczekać jutra!
* * *
Doktor Maria Konarska pociera zmęczoną twarz.
Czeka na kolejnych dwóch studentów, których ma odpytać do egzaminu.
Nagle do gabinetu wbiega blondyn.
Oczy mu płoną, buzia się śmieje.
- Mamo ! – rzuca jej się w objęcia.
Długo pozostają w uścisku.
Marii do oczu cisną się łzy, ale nie pozwala im spłynąć. Lada chwila mogą pojawić się studenci. Oni nie mogą wiedzieć, że pojawił się tu jeden ze spadochroniarzy – słynnych cichociemnych.
- Synku, ale Tobie..
Podekscytowany Michał przerywa wpół zdania matce i z entuzjazmem zaczyna opowiadać.
Na końcu serce wyrywa mu się z piersi.
Zaczyna opowiadać o Hani.
Matka z rozmarzeniem wpatruje się w syna, usiłując na siłę wyobrazić sobie wybrankę syna.
Brunetka, szczupła, zgrabna… z płanetnikami w oczach ?
Syn czyta jej w myślach i rzuca szybko.
- Mamo to prawdziwa jędza! – śmieje się serdecznie – Bezlitosna jest dla mnie..
- Jak to ? – pyta zaciekawiona mama – Przecież bardzo się kochacie.
- Ah, no przecież cały czas o tym mówię ! – krzyczy Michał, uderzając się w kolano.
Chłopak opowiada i opowiada, ale matka ostatnimi siłami wygania go – przed wparowaniem studentów – z gabinetu.
Michał ociężale opuszcza szpital.
Jest zmęczony dniem. Chcę się położyć, zasnąć. I śnić o Hani.
Ta dziewczyna jest niesamowita!
* * *
Hania siedzi w mieszkaniu przymierzając sukienki. Nie wie którą założyć, jakie dopasować do tego buty.
Wreszcie wybiera jedną z pośród czterech sukienek – śliczną błękitną – i ubiera ją. Nakłada jeszcze buty – byle jakie, wyjściowe.
Siedzi na łóżku, kiedy dzwoni dzwonek.
Przez wizjer widzi Michała – rozpromienionego, z kwiatami w oczach.
Wesoło otwiera drzwi i ściska chłopaka ile może.
- To dla mnie ?
- Nie, dla mojego brata – odpowiada z uśmiechem, wpraszając się do mieszkania.
- To idziemy dziś do tej kawiarni ? – pyta.
- Nie…zostajemy u mnie – odpowiada dziewczyna.
Zdezorientowany Michał wygląda strasznie.
Przewraca oczami w tę i we w te, posyła jej przy tym błagalne spojrzenia i rozpaczliwym tonem zaczyna.
- Haniu… weź że się zlituj! Od kilku dni..
- Michałku. Nie bądź taki zrzęda. Jak kochasz, to poczekasz na kawiarnie – kończy dosyć banalnie, zaskakując tym chłopaka.
- To co będziemy robić?
- Nic nie robienie jest fantastyczne !
Chcę stąd uciec, ale przy okazji zabrać ją stąd!
* * *
Godziny mijają, a Hania śpiewa.
Słodko i fałszując raz po raz. Przytula Michała, nie wypuszczając go z ramion.
- Zaśpiewasz ze mną…. Proszę.
Po chwili śpiewają razem;
Michał drze się w niebogłosy, Hania mu wtóruje.
Wreszcie padają na twarz i ze zmęczenia nie są w stanie wymówić słowa.
Michał zdobywa się na krótkie wyznanie.
- Kocham Cię.
Hania posyła mu jeszcze słodszy uśmiech i odpowiada cicho.
- Ja ciebie też.
Toną we swoich słowach i myślach. Są dla siebie i tylko dla siebie.
* * *
To toksyczny związek ? Nie polega na niczym ? Nie prowadzi do niczego?
Jak to ? Ona sobie jego podporządkowuje …?
Michał zaczyna pracować. Chcę coś robić, rwie się do broni.
Z Hanią nie widzą się już trzy dni.
Jak ja to wytrzymuję ?
Celina rekompensuje mu Hanię.
Jest przy nim i dotrzymuje mu towarzystwa. Staje się dla niego bliską osobą.
Ona kiedy go widzi chowa się. Nie chcę, żeby on widział, że ona tęskni, kiedy odchodzi. Brzmiałoby banalnie. To on musi za nią zatęsknić.
- Michał ..– szepce któregoś razu, ale po chwili traci odwagę.
On patrzy na nią szerokimi oczami.
Spłoszona Celina znika za mgłą codzienności i ubiera pelerynkę niewidkę.
* * *
- Tak za nim tęsknię, że nie wytrzymam ! Kocham go bez opamiętania! Nie lubię, kiedy zostawia mnie samą.. czuje się.. źle. Powinien być przy mnie i tylko przy mnie – kończy Hania, przyglądając się Celinie.
Koleżanki po fachu, obydwie łączniki.
Obydwie śliczne i do obydwóch mam słabość..
Celina udaje, że słucha, ale nie słucha. Bo z każdym słowem Hani serce jej się kraje na części i powoli rozpada. Brzmią one jak wyrok.
- I on już nie przychodzi do mnie cztery dni ! – wydziera się Hania, kręcąc głową ze smutkiem – On mnie już nie kocha..
Celina wzdycha cicho i wstaje od stołu.
Podchodzi do okna i zatapia wzrok w kamienicy.
Nie chce patrzeć w smutne oczy Hani, które przygnębiają ją jeszcze bardziej.
Nie wie co ma robić, nie wie jak ma się zachowywać.
- Chyba powiem mu, że to nie ma sensu… - kończy Hania, odstawiając literatkę.
Obydwie milkną. A cisza tak samo je przytłacza.
* * *
Michał budzi się z bólem głowy.
Zimny pot oblewa jego czoło, zimny dreszcz przepływa przez jego ciało, czuje się źle.
Naważyłem piwa i muszę go teraz wypić…sęk w tym, że nie wiem z którego kufla..
Twarz przykłada sobie poduszką i zapomina.
Kiedyś trzeba wybrać..
* * *
- Jak ja go mogłam tak kochać ?! ….On się mną bawi !
- To ty się nim bawisz – odpowiada.
- Ja ?! Ja go kochałam!
- Kochasz…?
- Nie wiem. Teraz nie wiem.
- Jak nie wiesz, to daj kochać innym – kończy oschle, opuszczając mieszkanie.
Hania topi się we własnych łzach.
* * *
Kiedy wreszcie się spotykają ich relacje nagle się oziębiają.
Oczy Hani nie płoną, kąciki ust się nie unoszą.
Hania siedzi wściekła jak osa, która przygotowuje się do wyciągnięcia żądła.
Michał spuszcza głowę, unikając jej wzroku.
- Myślałam, że ci na mnie zależy. Myliłam się – odpowiada i wychodzi.
On nie potrafi siedzieć i patrzeć jak ją traci. Podbiega i ściska ją tak mocno, na ile potrafi.
Wybrałem.
* * *
Kolejne dni są sielanką zakochanych, miodem, leniuchowaniem.
Nie obywa się bez pretensji Hani.
Oczy jej jeszcze bardziej błyszczą, śmieją się i znowu czarują Michała.
- Nie minęło dwa dni, a Ty znowu stajesz się dla mnie jędzą – rzuca Michał, kryjąc śmiech.
- Przestań już. Ja ciebie kocham, a ty mi o jędzach.
Ponoć fortuna kołem się toczy.
w opowiadaniu użyłam fragmentów piosenki Ewy Bem "Moje serce to jest muzyk" i FNS "Ławka" (warto łączyć "stare" z "nowym " )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|