|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:24, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Adaś zawsze był znakomitym woźnicą ... opanowanym
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:25, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
biedaczek...tyle macek dookoła jak on z tym żył...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:30, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Jakoś żył ... przypuszczam, że nawet był zadowolony
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:32, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
no tak w końcu miał zamiar wrócić, żeby zbadać teren.. i wybadać nastroje
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Śro 22:32, 12 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:43, 12 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ewelino! Nie dość , że dzielnym czołgistom zabrałaś czołg, dziewczyny, to jeszcze i Szarik zdradził? Pomysł świetny, a realizacja jeszcze lepsza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:31, 17 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
CZ ĘŚĆ V- to już naprawdę ostatnia
-To już ostatnia - powiedział Horace siadając ze zmęczenia na skale. Pracowali cały dzień. Najpierw puścili przejściem aralueńskie konie. Będą czekać po drugiej stronie, a jeśli spłoszy je huk, same znajdą drogę do domu. Rozstawili beczki tak, żeby były niewidoczne z zewnątrz i dla wszystkich skonstruowali jeden długi lont. Praca ta wymagała wielkiej ostrożności i gdy skończyli, słońce już zachodziło.
- Wysadzać będziemy jutro- zdecydował Adam. - Po ciemku bardzo łatwo się pomylić. Na wszelki wypadek obóz rozbijemy po drugiej stronie lasu.
Przeprawa przez las dodatkowo ich zmęczyła, ale nikt nie narzekał. Kiedy dotarli na drugą stronę, wszyscy ciężko usiedli na trawie. Will spojrzał na towarzyszy z niewesołym uśmiechem.
-Kto idzie po drewno?- zapytał niewinnie.
Wszyscy spojrzeli w niebo. Podniosła się tylko Evanlyn.
-Ja pójdę. Dosyć gadania o leniwych księżniczkach.
- Idę z tobą - zdecydowała Alyss. - Mniejsza szansa, że się zgubisz.
-Nigdy nie gubię się w lesie.
-A wtedy w Nihon-Ja, to co niby było?
-Wtedy... po prostu nie mogłam określić, gdzie się dokładnie znajdujemy.
-Evanlyn, to właśnie oznacza słowo "zgubić się".
Obie dziewczyny odeszły w stronę drzew. Ich głosy powoli oddalały się, aż w końcu ucichły zupełnie. Will westchnął.
- Mam złe przeczucia.
-Nie przejmuj się nimi- uspokoił go Horace. - One zaraz wrócą.
-To bardzo bezpieczny las - zapewnił Hoss. - Zazwyczaj - dodał i zarobił dwa kopnięcia od braci. - Poszły tylko na chwilę. Co im się może stać?
-Nic zapewne- zgodził się Will. Popatrzył w stronę, w którą odeszły dziewczyny i oznajmił:
-Mimo wszystko mam złe przeczucia.
Rozdzieliły się. Evanlyn poszła na prawo, a Alyss na lewo. Musiała przyznać, że pomysł Evanlyn był dobry- las o zmierzchu wydał jej się piękny i tajemniczy. Zebrała już wystarczającą ilość suchych gałęzi, więc zawróciła, aby poszukać przyjaciółki. Znalazła ją na niedużej polanie otoczonej gęstymi zaroślami. Stała przy drzewie i z uwagą oglądała coś na pniu. Alyss już miała ją zawołać, kiedy nagle zamarła. Z ciemności wysunęła się mroczna sylwetka jakiegoś mężczyzny. Zaszedł Evanlyn od tyłu i nim Alyss zdążyła ją ostrzec, mocno uderzył ją w tył głowy. Kiedy nieprzytomna osunęła się na ziemię, gwizdnął przenikliwie. Zarośla wokół Alyss nagle ożyły. Wyszło z nich więcej czarnych cieni, nie zauważyły jej, podeszły do Evanlyn i zaczęły ją gdzieś nieść. Alyss poszła za nimi, starając się iść bezszelestnie. Śledziła ich jeszcze przez jakiś czas, jednak po chwili zniknęli jej z oczu. W tym momencie uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, w której części lasu się znajduje i nie zna drogi powrotnej do obozu. Ruszyła przed siebie, na wyczucie, jednak w ciemności wszystko jej się pomieszało. Nie wiedziała, jak długo już wędruje, straciła poczucie czasu. Parę razy wydawało jej się, że słyszy nawoływania towarzyszy, jednak nie potrafiła określić, skąd dobiegają i nie miała siły odpowiedzieć. Ze zmęczenia wszystko jej się mieszało, jednak w pewnej chwili stwierdziła, że poznaje okolicę i już po kilku minutach usłyszała znajome głosy. Zaczęła biec w tamtą stronę, jednak wyczerpanie wzięło górę i kiedy minęła ostatnie drzewo, potknęła się i upadła na ziemię. Nie miała już siły, żeby wstać.
-To nie ma sensu- załamanym głosem powiedział Joe. -Przeszukaliśmy prawie cały las.
-Nie znajdziemy ich w tych ciemnościach - jęknął Will. - Musimy poczekać, aż się nieco rozjaśni, ale wtedy może być już za... co to było?
Przerwał, bo w tej samej chwili rozległ się głośny trzask. Dochodził spod samych drzew.
-Pójdę się rozejrzeć - powiedział Adam. Z gotową do strzału bronią ruszył w kierunku dźwięku. Cisza przedłużała się, aż w końcu przerwał ją okrzyk Adama:
-Alyss!
Cała drużyna popędziła w stronę wołania. Will pierwszy dotarł na miejsce i zobaczył Adama pochylającego się nad leżącą dziewczyną. Odsunął go i ostrożnie wziął Alyss na ręce. Żyła. Nie była nawet ranna i powoli odzyskiwała przytomność.
-Will?
-Tak, kochanie. Jestem tu. Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
-Och, Willu - zaszlochała i przytuliła go mocno. Nie chciała go puścić - już nigdy. Will usiadł na trawie, cały czas trzymając ją w ramionachi nie przestawał mówić do niej uspokajająco.
-Ćśśś... nic nie mów. Spokojnie, już nic ci nie grozi. Tak się cieszę, że cię odzyskałem... nie mógłbym żyć bez ciebie. Kiedy wrócimy do domu, od razu weźmiemy ślub. Zgodzisz się, prawda? Proszę, Alyss...
Nie dokończył, bo zamknęła mu usta w ten najbardziej odpowiedni dla zakochanych sposób. Jej serce przepełniało szczęście.
-No dobrze- odezwał się Horace głosem napiętym ze zdenerwowania. - A teraz czy ktoś może mi wreszcie powiedzieć, gdzie jest moja narzeczona?
Evanlyn próbowała przypomnieć sobie wszystkie momenty w swoim życiu, kiedy czuła się bardziej przerażona, niż teraz. Musiało być ich wiele- odbyła przecież dużo niebezpiecznych podróży, jednak w tej chwili nic nie przychodziło jej do głowy. Jakaś wyjątkowo niesympatyczna banda pod dowództwem ohydnego zabijaki o imieniu Steve, przywiązała ją do drzewa w ich obozie, paradoksalnie akurat w miejscu, gdzie pracowali poprzedniego dnia, tuż przy wejściu do jaskini. Evanlyn przypuszczała, że Steve specjalnie wybrał jedyne miejsce, gdzie przyjaciele nie będą jej szukać. Miała jednak cień nadziei, że Horace nie podda się tak łatwo i prędzej czy później ją znajdzie. Jeśliby jednak wziąć pod uwagę stan, w jakim może się wtedy znajdować, zdecydowanie lepiej, aby zrobił to prędzej.
Świtało już. W obozie zaczął się ruch. Na ognisku piekł się jakiś niezidentyfikowany obiekt latający, a cała banda zaczęła zbierać się do wymarszu. Steve Stuart zwołał wszystkich ludzi na bok i teraz naradzali się przyciszonymi głosami. Evanlyn nie słyszała słów, jednak przedmiot dyskusji był jasny- chodziło o nią. Dawno już domyśliła się, że planują zająć Araluen i myśl ta śmieszyła ją bardzo. Dwudziestu ludzi nawet z najlepszą bronią nie ma szans na podbój żadnego kraju, a co dopiero Araluenu. Drżała jednak na myśl, co by było, gdyby wiedzieli, że ich więzień jest córką króla. Wówczas mieliby szansę zająć Araluen bez jednego wystrzału. Dlatego nie mogą się dowiedzieć. Za nic w świecie.
Narada dobiegła końca i to wyraźnie przy niezadowoleniu większości.
-Ależ szefie - protestowali. -Jak już chcemy kogoś zabić, to sprzątnijmy Cartwrightów i tego zwiadowcę. Po co zabijać dziewczynę i to ładną?
Steve zdenerwował się w widoczny sposób.
-Milczeć! -wrzasnął. -Boicie się zabić dziewczynę! Żałośni tchórze! Zaraz wam pokażę, jak to się robi.
Więc jednak postanowili mnie zabić - pomyślała Evanlyn. Mogła się jeszcze uratować, zdradzając, że jest księżniczką, stwierdziła jednak, że tego nie zrobi. Nie narazi kraju na niebezpieczeństwo, nawet za cenę życia- bycie księżniczką do czegoś zobowiązuje. Spojrzała dumnie w oczy Steve'owi, myśląc przy tym, że wolałaby niemal jeszcze raz stanąć twarzą w twarz z panterą śnieżną, jak to się zdarzyło w nihońskiej puszczy. Steve zobaczył to spojrzenie i skonstatował z zadowoleniem, że dziewczyna faktycznie jest ładna. Nawet bardzo.
-Ładna jesteś-powiedział z paskudnym uśmiechem.- Może się z tobą zabawię, zanim cię zabiję, co ty na to?
Evanlyn na początku nie wiedziała, o co mu chodzi, ale potem w jej głowie pojawiło się straszliwe podejrzenie. Przypomniała sobie straszną opowieść usłyszaną w dzieciństwie. Nie uwierzyła wtedy - a jej ojciec powiedział, że te sprawy nie dotyczą ich świata. Nie zrozumiała go, jednak teraz zaczynała sobie uświadamiać, że tu takie rzeczy mogą być na porządku dziennym.
No ładnie, pomyślała. Tym razem rzeczywiście się wpakowałam. Zaraz zginę i to najgorszą śmiercią, jaką można sobie wyobrazić. Gdzie, do ciężkiej choroby, podziewa się Horace?
Steve brutalnie pocałował ją w usta i uniósł dłoń, żeby rozerwać przód jej tuniki. Evanlyn pomyślała, że chce do domu.
-Rozbili obóz przy jaskini - zameldował Will. - Mają Evanlyn. Nie zauważyli nic podejrzanego, ale lepiej będzie, jak się pośpieszymy.
Świtało już, kiedy dotarli na miejsce. Las rósł na wzgórzu, a jaskinia przy drodze znajdowała się w dole naprzeciwko nich, mieli więc świetny punkt obserwacyjny. Byli tak blisko, że dokładnie widzieli przywiązaną do drzewa Evanlyni i drobne szczegóły, takie jak pieczony kurczak na rożnie. Nie wiadomo dlaczego to właśnie ten kurczak najbardziej wkurzył Willa.
Adam rozdał wszystkim po jednym pudełku zapałek.
-Kiedy już zacznie się akcja-powiedział poważnie- nie wiadomo, kto będzie najbliżej. Musimy szybko podpalić lont, a potem wy przebiegniecie przez jaskinię. Będziemy was osłaniać.
Czekali więc. Cartwrightowie sprawdzili broń. Mieli po dwa rewolwery i dużą ilość nabojów. Will miał swój łuk i dwadzieścia cztery strzały. Horace ku zdziwieniu wszystkich wyciągnął z plecaka dwuręczny miecz.--Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać- powiedział spokojnie.
Alyss zdecydowała, że weźmie jeden z rewolwerów Hossa. Nie umiała wprawdzie strzelać bardzo celnie, ale Hoss jeszcze w Ponderosie nauczył ją podstaw. Byli więc przygotowani i wyczekiwali dogodnego momentu, żeby zaatakować. Wyglądało niestety na to, że dogodny moment właśnie się skończył. Banda skończyła rozmawiać i ponownie zainteresowała się dziewczyną. Jej przywódca podszedł do niej z ohydnym uśmiechem. Wszystkie dłonie zacisnęły się na broni, jednak włączyć się teraz byłoby szaleństwem. Steve nachylił się nad Evanlyn i pocałował ją w usta. Tego dla Horace'a było już za wiele. Nie dbał o to,że jest jeden przeciwko dwudziestu. Nie obchodziło go, że oni są uzbrojeni w broń palną, a on ma tylko miecz.
-Osłaniajcie mnie!- zawołał do reszty, po czym zbiegł ze wzgórza, wymachując mieczem. Dobiegł do Evanlyn w chwili, gdy Steve chwycił za jej ubranie z zamiarem podarcia go na strzępy.
Głowa Steve'a Stuarta potoczyła się po ziemi.
Zanim reszta bandy zorientowała się, co się w ogóle dzieje, Cartwrightowie otworzyli ogień. Bandyci musieli schować się za skałami. Rozpoczęła się strzelanina. Obie strony nawalały do siebie z w miarę bezpiecznych kryjówek, choć kilku nieprzyjaciół padło trafionych. Przez chwilę nikt nie zwracał uwagi na Horace'a, który wykorzystał to, by przeciąć więzy Evanlyn i skryć się razem z nią za najbliższym głazem. Tymczasem sytuacja na polu bitwy wyglądała na patową. Adam, Hoss i Joe strzelali, jakby to był sąd ostateczny. Łuk Willa wysyłał strzały z szybkością rewolweru, może nawet szybciej. Alyss nieźle sobie radziła i kolejny przeciwnik upadł z krzykiem na ziemię. Jednak zostało ich jeszcze dużo, a nikt nie mógł ruszyć się z miejsca.
Horace spojrzał poważnie na przytuloną do niego Evanlyn.
-Muszę tam iść- powiedział cicho. -Muszę spróbować podpalić ten lont.
Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.
-Nie- szepnęła. - To samobójstwo. Nie możesz...
-To nasza jedyna szansa. Muszę spróbować i zaufać Adamowi. Muszę wierzyć, że uda im się powstrzymać ostrzał. Ale ty musisz być dzielna. Może to wszystko dobrze się skończy i wrócimy do domu.
Evanlyn opanowała się i zmusiła do dzielnego uśmiechu.
-Masz rację - powiedziała- Daj mi trochę zapałek. Jeśli ci się nie uda... ja spróbuję. Będę gotowa, żeby przebiec przez jaskinię. Ale... postaraj się przeżyć. Potrzebuję cię.
Pocałował ją, być może ostatni raz w swoim życiu i wybiegł zza głazu.
Adam od razu domyślił się, co zamierza zrobić. Wycelował do mężczyzny z rewolwerem, który wyjrzał zza skały i wymierzył w Horace'a. Adam nacisnął spust i bandyta padł trafiony. Kiedy zobaczyła to reszta, nie była już taka chętna do dalszych prób. Adam zobaczył, że właśnie nadarzyła się okazja.
-Idziemy! - Krzyknął do reszty. Pod gradem kul ruszyli w dół, kryjąc się za rozrzuconymi wszędzie głazami.
Horace'owi właśnie udało się podpalić lont. Wbiegł do jaskini, a tuż za nim Evanlyn, cudem unikając pocisków. Cartwrightowie wzmogli ostrzał, osłaniając Willa i Alyss, którzy bezpiecznie dotarli do Przejścia i zniknęli w środku.
-Cofnijcie się! - krzyknął Adam do braci. -Za moment wszystko eksploduje!
Wycofali się na wzgórze i przerwali ostrzał. Bandyci za skałami wydali zwycięski okrzyk.
-Araluen jest nasz! - wrzasnęli i wbiegli do jaskini. W tym momencie wszystko wyleciało w powietrze. Grotę na chwilę zmiotło z powierzchni ziemi i bracia przez moment zobaczyli Araluen. Był to widok, który na zawsze wypalił się w ich sercach. Nigdy już go nie zapomną. Zobaczyli też swoich przyjaciół stojących po drugiej stronie, którzy machali im na pożegnanie. A potem wszystko przykryły tony skały, na zawsze oddzielając ich od Araluenu i na wieki grzebiąc pod sobą bandę Steve'a Stuarta.
Pył osiadł na Cartwrightach i na chwilę pozbawił ich wzroku. Hoss przetarł oczy i spojrzał na zasypane przejście.
-No to pa- powiedział z kamienną twarzą. W tym momencie rozległ się świst - odgłos spadania i z nieba zleciał pieczony kurczak, lądując prosto na głowie Joe.
Ben Cartwright niespokojnie przechadzał się po podwórku. Jego synowie powinni byli wrócić już poprzedniego dnia i zaczynał się o nich niepokoić. Wtem zobaczył, że przed dom zajechała bryczka. Nie poznawał jednak postaci w niej- były całe czarne i szczerze mówiąc w opłakanym stanie. Usłyszał głosy swoich synów:
-Odwaliliśmy kawał roboty-odezwał się Hoss. -Po tym wszystkim będę chyba spać przez tydzień bez przerwy.
-Ale za to poznaliśmy nowych przyjaciół - powiedział Joe. -A ona była taka ładna...
-Bardzo ładna - wyjątkowo zgodził się z nim Adam. -Po prostu śliczna.
-Tak- Joe mówił rozmarzonym głosem. -Piękna i odważna. Szkoda, że już jej nie zobaczymy.
-Szkoda- powiedział Adam i westchnął.
Żaden z nich nie miał pojęcia, że mówią o dwóch różnych osobach.
Hoss myślał już tylko o łóżku.
-No dobrze- powiedział. - Schowajmy bryczkę na miejsce i zmyjmy z siebie ten pył, zanim Pa coś zauważy.
Ben wyszedł przed dom.
-Za późno - oznajmił z drapieżnym uśmiechem.
Synowie jak zahipnotyzowani podeszli do niego i karnie ustawili się w rządku. Ben spojrzał im po kolei w oczy, czekając na wyjaśnienia. Jego potomstwo prezentowało się niezbyt dobrze- wszyscy od stóp do głów pokryci byli brudem, ubrania mieli podarte, twarze podrapane, a nienaganna zwykle fryzura najmłodszej latorośli obecnie przypominała wronie gniazdo. Joe niespokojnie zadreptał w miejscu pod spojrzeniem seniora rodu.
-Cześć tato- powiedział z niepewnym uśmiechem.- Już jesteśmy. Odwieźliśmy naszych przyjaciół na stację.
-Taaak- powtórzył powoli Ben. -Odwieźliście waszych przyjaciół na stację.
Przeczesał dłonią włosy Joe i wyciągnął z nich kość od kurczaka.
- A może powiece mi, co robiliście... oprócz tego?
Adam pokręcił głową.
-Nigdy byś nie uwierzył.
***KONIEC***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Neth P dnia Pon 19:37, 17 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:23, 17 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
"a nienaganna zwykle fryzura najmłodszej latorośli obecnie przypominała wronie gniazdo."
to wielce prawdopodobne
zaufanie braterskie, Adaś opoka- podobał mi się ten fragment
a końcówka typowo bonanzowa...w rządku przed obliczem Pa
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pon 22:24, 17 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 10:30, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Bracia rozstali się z nowymi przyjaciółmi ... ale co na to tatuś powie? Na wybuchy? Na zwichrzoną fryzukę Joe?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:07, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Można sobie wyobrazić
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:40, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawy, emocjonujący fragment. Płynnie połączony z "Bonanzą". Puenta w wykonaniu Adama - bezbłędna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:59, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ciekawe opowiadanie Neth P. Oryginalne i dobre połączenia wątków
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:59, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ciekawe opowiadanie Neth P. Oryginalne i dobre połączenie bardzo zróżnicowanych wątków
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:30, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Super Neth P. Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie To zachowanie Bonanzowych klimatów świetnie Ci wyszło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:34, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Dziękuję jakby co to moje pierwsze skończone opowiadanie, więc mogło wyjść nie tak dobrze, ale cieszę się, że Wam się podobało
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|