|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:04, 04 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Aga napisał: | To pierwszy raz.... |
Pierwszy? A tak chwaliłaś humor w opowiadanku o nietypowych Cartwrightach...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:07, 04 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Cochise wstrząsnął grzywą, parsknął a z jego pyska uniósł się wapor oddechu.
- Dobra kolego, wiem, nie jest szczególnie ciepło. – Joe pogłaskał konia po ciepłej szyi. – Mnie też nie uśmiecha się wędrowanie do miasta … Nawet nic szczególnie ciekawego się na ulicach nie uświadczy… - kontynuował mężczyzna, zakładając koniu rząd i siodło. – Ani żadnej ładnej klaczki… ani żadnej ładnej dziewczyny. Może i jakieś ładne są, ale tak okutane, ze to nawet się nie da rady zorientować, czy nie ma żadnych defektów… Urody czy postawy. Zgadzasz się ze mną, prawda?
Koń zarżał cicho i błysnął bystrym okiem.
- Wiedziałem, że mnie rozumiesz. Ty zawsze mnie rozumiesz. – Joe poklepał czule wierzchowca. – Na dodatek, jest zimno. Jest wilgoć. Na pewno moje przeziębienie… słyszysz mnie, jestem strasznie schrypnięty i ledwo mówię! – Moje przeziębienie się rozwinie. Mogę dostać zapalenia płuc. A wtedy…
- Wtedy na pewno żadna ładna dziewczyna nie przyjedzie, żeby cię doglądać. Zakutany w kołdrę możesz ukrywać potworne defekty urody i postawy. – Joe usłyszał za sobą rozbawiony głos.
- Candy, za wiele sobie pozwalasz, mówił ci to ktoś? – odwrócił się poirytowany w stronę nowego pracownika Ponderosy. Mężczyzna pracował u nich krótko, był sympatyczny ale złośliwością i poczuciem humoru niejednokrotnie dorównywał Adamowi.
- Owszem, niejednokrotnie byłem już porównywany do mitycznego Adama Cartwrighta – Candy uśmiechnął się wesoło. – Ale w tej sytuacji każdy by powiedział to samo.
- Wątpię – sucho rzucił Joe. – I daruj sobie wszelkie komentarze na temat mojego brata, rozumiesz?
- To jasne jak dzisiejsze słońce – mężczyzna uśmiechnął się leniwie i podniósł lekko ręce, jakby w odruchu obronnym. – Żadnych kpin, żadnych żartów. Coś trzeba załatwić w mieście?
- Tak, trzeba wysłać depeszę i odebrać kilka listów. – Joe poprawił strzemię. – Masz pojechać i to szybko załatwić, ranczo wytrzyma nieco bez twojej osoby.
- Jak pan sobie życzy panie Cartwright – Candy uśmiechnął się katem ust. – Rozumem, że mam nie pytać o tego tu osiodłanego konia?
Joe spojrzał na bezczelnie uśmiechniętego mężczyznę, konia patrzącego na niego z lekkim zdziwieniem i sapnął z bezsilnej złości.
- Masz nie pytać. Załatw to szybko, zaraz dam ci treść depeszy. Zaczekaj chwilę.
Joe wyszedł szybko ze stajni, przy otwarciu drzwi do środka wpadł zimny powiew, nanoszący do środka szybko topniejące okruchy lodu i wilgotne, duże płatki śniegu.
- No, kolego, to upiekło ci się dzisiaj niemiła wycieczka do miasta. – Candy poklepał niespokojnego Cochise’a. – Pilnuj swojego jeźdźca, opiekuj się nim bo ma dzisiaj kiepski dzień…
***
Śnieg padał dalej, zatapiając Ponderose w głuchej, wilgotnej ciszy. Joe niespokojnie chodził od okna do okna – niebieskawy osad na okiennicach rozświetlał nieco ciemność… przez szyby widać było jednak tylko biały kożuch sięgający aż po czarnosrebrny horyzont.
Joe niecierpliwie wspiął się na krzesło za biurkiem pa i odsłonił ciemnoczerwoną firankę. Przycisnął nos do szyby, na gładkiej powierzchni utworzył się mały, przejrzysty obłoczek.
- Joe, miałeś leżeć, podobno przeziębienie bardzo cię męczy. – usłyszał za sobą zatroskany głos.
- Tak Pa, ale… – Joe gwałtownie odwrócił się, próbując jednocześnie zeskoczyć z krzesła.
- Tak synu? – zapytał lekko zgryźliwie Ben. – Czy planujesz wcześniej skręcić sobie kark? Skacząc po moich ulubionych meblach?
- Candy pojechał do miasta, odebrać te zaległe listy… - westchnął Joe. – Powinien już wrócić… nawet biorąc pod uwagę padający śnieg.
- Joe, to ty jeszcze nie odebrałeś tych listów? Przecież Adam mógł… – Ben stracił na chwilę mowę i tylko wpatrywał się w najmłodszego syna.
- Byłem przeziębiony, pogoda nie sprzyjała i… - Joe zaczął się tłumaczyć. – Miałem pojechać dzisiaj, tylko…
Ben machnął ręką.
- Listy mogą poczekać. Kiedy Candy wybrał się do miasta? Wyście chyba obaj poszaleliście, że przyszło wam do głowy jechać w taką pogodę gdziekolwiek.
- Wcześnie, koło jedenastej. A teraz….
- … dochodzi osiemnasta, Candy dalej nie wrócił, jest ciemno i zaczęło padać. – dokończył za niego Ben. Mężczyzna zamyślił się głęboko i spojrzał na odsłonięte okno w jadalni. – Myślę, że musimy jednak nieco poczekać, aż śnieg przestanie padać. Może Candy został w mieście?
Joe kiwnął głową, nieprzekonany.
- Joe, musimy poczekać. – łagodnie zwrócił mu uwagę Ben.
***
W pół godziny później mężczyzna wyprowadził osiodłanego konia ze stajni. Poprawił kołnierz zielonej kurteczki, nałożył czarne rękawice i wsiadł na wierzchowca. Strzepnął z ramion i z kapelusza ciężkie płatki śniegu – i ruszył.
c.d.n ( ale prawdopodobnie nie prędzej niż w poniedziałek...)
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 20:09, 04 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:39, 04 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Mnie też nie uśmiecha się wędrowanie do miasta … Nawet nic szczególnie ciekawego się na ulicach nie uświadczy… - kontynuował mężczyzna, zakładając koniu rząd i siodło. – Ani żadnej ładnej klaczki… ani żadnej ładnej dziewczyny. |
Kiepska pogoda to dobra wymówka, żeby nie jechać do miasta, a jeśli do tego w mieście nie ma ani ładnej dziewczyny, ani ładnej klaczki to tłumaczenie Joe jest jak najbardziej zrozumiałe
Cytat: | Może i jakieś ładne są, ale tak okutane, ze to nawet się nie da rady zorientować, czy nie ma żadnych defektów… Urody czy postawy. Zgadzasz się ze mną, prawda?
Koń zarżał cicho i błysnął bystrym okiem.
- Wiedziałem, że mnie rozumiesz. Ty zawsze mnie rozumiesz. – Joe poklepał czule wierzchowca. |
Joe koneser pięknych kobiet znajduje zrozumienie u Cochise’a. Trafił swój na swego
Cytat: | – Moje przeziębienie się rozwinie. Mogę dostać zapalenia płuc. A wtedy…
- Wtedy na pewno żadna ładna dziewczyna nie przyjedzie, żeby cię doglądać. Zakutany w kołdrę możesz ukrywać potworne defekty urody i postawy. – Joe usłyszał za sobą rozbawiony głos.
- Candy, za wiele sobie pozwalasz, mówił ci to ktoś? – odwrócił się poirytowany w stronę nowego pracownika Ponderosy. |
Biedactwo, jakże troszczy się o własne zdrowie. Uwaga Candy’ego celna i dowcipna, niczym u Adama. Nic dziwnego, że Joe tak a nie inaczej zareagował.
Cytat: | - Owszem, niejednokrotnie byłem już porównywany do mitycznego Adama Cartwrighta – Candy uśmiechnął się wesoło. – Ale w tej sytuacji każdy by powiedział to samo.
- Wątpię – sucho rzucił Joe. – I daruj sobie wszelkie komentarze na temat mojego brata, rozumiesz? |
Kompleks starszego brata nadal trwa.
Cytat: | - Joe, miałeś leżeć, podobno przeziębienie bardzo cię męczy. – usłyszał za sobą zatroskany głos.
- Tak Pa, ale… – Joe gwałtownie odwrócił się, próbując jednocześnie zeskoczyć z krzesła.
- Tak synu? – zapytał lekko zgryźliwie Ben. – Czy planujesz wcześniej skręcić sobie kark? Skacząc po moich ulubionych meblach? |
Czyżby Joe nie mógł się zdecydować czy być przeziębionym czy połamanym? A poważnie, Joe zaczął niepokoić się o Candy’ego – chwalebne.
Cytat: | - … dochodzi osiemnasta, Candy dalej nie wrócił, jest ciemno i zaczęło padać. – dokończył za niego Ben. Mężczyzna zamyślił się głęboko i spojrzał na odsłonięte okno w jadalni. – Myślę, że musimy jednak nieco poczekać, aż śnieg przestanie padać. Może Candy został w mieście?
Joe kiwnął głową, nieprzekonany.
- Joe, musimy poczekać. – łagodnie zwrócił mu uwagę Ben. |
Sytuacja zrobiła się poważna i niepokojąca. Warunki atmosferyczne niesprzyjające podróżowaniu. Podobnie, jak Ben mam nadzieję, że Candy został w Virginia City
Cytat: | W pół godziny później mężczyzna wyprowadził osiodłanego konia ze stajni. Poprawił kołnierz zielonej kurteczki, nałożył czarne rękawice i wsiadł na wierzchowca. Strzepnął z ramion i z kapelusza ciężkie płatki śniegu – i ruszył. |
A jednak … nie wiem, czy to rozsądne
Senszen, bardzo ciekawie zaczęłaś. Czekać będę do poniedziałku z niecierpliwością
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:21, 05 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Mada napisał: | Aga napisał: | To pierwszy raz.... |
Pierwszy? A tak chwaliłaś humor w opowiadanku o nietypowych Cartwrightach... |
Chwalilam, ale to zdecydowanie przebija tamto. Nie dlatego, że lepsze tylko...inne Jakby
Więcej takich skrzących dowcipem zdań, niespodziewanych sytuacji, nie wiem czy dobrze to wyjaśniam....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:39, 05 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Humor jest ... humorem wszędzie ... w każdym opowiadaniu
Fragment z Candy'm skomentuję później, albo po kolejnym fragmencie ... nie wiem, jkiedy się "wyrobię"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:28, 05 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Może i jakieś ładne są, ale tak okutane, ze to nawet się nie da rady zorientować, czy nie ma żadnych defektów… Urody czy postawy. |
A od czego wyobraźnia, niezrównany znawco kobiecej urody?
senszen napisał: | – Moje przeziębienie się rozwinie. Mogę dostać zapalenia płuc. A wtedy…
- Wtedy na pewno żadna ładna dziewczyna nie przyjedzie, żeby cię doglądać. Zakutany w kołdrę możesz ukrywać potworne defekty urody i postawy. – Joe usłyszał za sobą rozbawiony głos.
- Candy, za wiele sobie pozwalasz, mówił ci to ktoś? – odwrócił się poirytowany w stronę nowego pracownika Ponderosy. Mężczyzna pracował u nich krótko, był sympatyczny ale złośliwością i poczuciem humoru niejednokrotnie dorównywał Adamowi. |
To prawda. W pierwszej chwili myślałam, że to Adam przyłapał Josepha na pogaduszkach z koniem.
senszen napisał: | - Tak, trzeba wysłać depeszę i odebrać kilka listów. – Joe poprawił strzemię. – Masz pojechać i to szybko załatwić, ranczo wytrzyma nieco bez twojej osoby.
- Jak pan sobie życzy panie Cartwright – Candy uśmiechnął się katem ust. |
Ależ Joe się panoszy. Istny pan na włościach. Ma szczęście, że obok nie było Adama, bo pewnie by usłyszał co nieco na temat swego lenistwa i kombinatorstwa.
senszen napisał: | Joe niecierpliwie wspiął się na krzesło za biurkiem pa i odsłonił ciemnoczerwoną firankę. Przycisnął nos do szyby, na gładkiej powierzchni utworzył się mały, przejrzysty obłoczek.
- Joe, miałeś leżeć, podobno przeziębienie bardzo cię męczy. – usłyszał za sobą zatroskany głos. |
Joe chyba męczą różne rzeczy .... W to jego przeziębienie wierzę średnio.
senszen napisał: | - Tak synu? – zapytał lekko zgryźliwie Ben. – Czy planujesz wcześniej skręcić sobie kark? Skacząc po moich ulubionych meblach? |
Wcześniej przyciskał nos do szyby, teraz skacze po meblach … Joe chyba wciąż jeszcze nie dorósł.
senszen napisał: | W pół godziny później mężczyzna wyprowadził osiodłanego konia ze stajni. Poprawił kołnierz zielonej kurteczki, nałożył czarne rękawice i wsiadł na wierzchowca. |
Joe miał taki ciemnoniebieski płaszczyk w kratkę, który nosił zimą. Ta zielona kurteczka była „wiatrem podszyta” – jak mawiała moja babcia. Skoro jednak nakładał ją w takie śnieżne dni, to nic dziwnego, że się przeziębiał.
Senszen, bardzo ciekawy fragment. Czekam na rozwinięcie historii i oczywiście ... tatuaż.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:47, 07 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Bardzo wam dziękuję za komentarze jak zawsze były przemiłe i bardzo ciekawe
Dzisiaj znowu krótko
***
Candy schował do sakwojaża dwie małe paczki i uśmiechnął się serdecznie do pani Gordon, stojącej za ladą. Spojrzał w bok i mniej chętnie uchylił kapelusza przed panią Blaze. Kobieta zmierzyła go niechętnym spojrzeniem i nie odwzajemniła gestu. Candy powstrzymał się przed bardziej wymownym wzruszeniem ramionami i lekko poirytowany podszedł do drzwi. Sięgał już ręka ku gałce, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do środa, wraz z zimnym powiewem powietrza weszła kobieta, szczelnie owinięta w grube szale. Candy, lekko zbity z tropu, wziął ją delikatnie za zaskakująco szczupłe łokcie – i wystawił na zewnątrz, samemu jednocześnie przekraczając próg.
„Okutana”- pomyślał rozbawiony, pobieżnie lustrując sylwetkę owiniętą szczelnie w ciemnoszary szalik. Spod szarego kapelusza bramowanego króliczym futerkiem dojrzeć mógł ledwie szare oczy, błyszczące na jasnej, zaczerwienionej od mrozu twarzy. Na ramieniu pełznął niczym jasny wąż, warkocz, przewiązany różową wstążką – dokładnie w kolorze jej ust.
Kobieta stałą przez chwilę przez słowa aż w końcu usłyszał jej głos – nieco nieśmiały, lekko matowy, przyjemny dla ucha.
- Pan wybaczy, ale ja bym jednak wolała się znaleźć w środku…
Uśmiechnął się do niej szeroko, przepraszająco.
- Ależ oczywiście… pani wybaczy… pani? Panna…? – uchylił jej drzwi, przytrzymał.
- Dziękuję panu bardzo – uśmiechnęła się katem ust i przeszła obok. Zanim zamknęły się za nią drzwi zdążył dojrzeć jeszcze nadspodziewanie zgrabną kostkę, przechodzącą w smukłą łydkę.
Patrzył na zamknięte przed chwilą drzwi – i uśmiechał się do siebie, rozbawiony całą sytuacją. Odpowiedzi co prawda nie otrzymał… może i nie usłyszała… ale może i dobrze. Nasunął kapelusz głębiej na uszy, podniósł wyżej kołnierz i uśmiechając się do siebie, odwrócił się i wyszedł w gęstniejące opady śniegu.
***
- Bawidamek. Bawidamek i trzpiot – z pogardą rzuciła pani Blaze.
Dziewczyna przerwała na moment zdejmowanie grubego, długiego szalika i spojrzała zdumiona na kolorową postać stojącą przy ladzie.
- Proszę? – zdziwiła się uprzejmie.
- Ten mężczyzna to nic nie wart bawidamek i trzpiot, powiedziałam. – powtórzyła z mocą pani Blaze. – Każda kobieta to wie.
- Co prawda dopiero przyjechałam… i nie znam wszystkich w mieście… - zaśmiała się niepewnie dziewczyna i zdjęła w końcu zwoje szalika. – Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego…
- Każda kobieta powie to samo. Każda PORZĄDNA kobieta to powie. - powiedziała z naciskiem Joan, wyniośle patrząc na przejezdną. Miała szczupłą, jasną twarz, okraszoną wyraźnym rumieńcem. Jasne, lekko potargane włosy wirowały wokół jej szyi. Usta miała uśmiechnięte, oczy błyszczące.
- Ależ na jakiej podstawie bym miała to stwierdzić? Przecież pan… pan…
- Candy – podszepnęła jej sprzedawczyni.
- …pan Candy… naprawdę? – przejezdna spojrzała zaskoczona na panią Gordon - W każdym razie… pan Candy tylko się uśmiechnął… i w zasadzie nic więcej. Przytrzymał mi drzwi i…
- Żadne porządny mężczyzna nie uśmiecha się w taki sposób… a już na pewno nie uśmiecha się w taki sposób do panien z porządnego domu. – Pani Blaze spojrzała wyniośle na dziewczynę, której pąsowe wypieki stały się karminowe.
- A na jakiej podstawie tak pani twierdzi, pani…? – poirytowała się wyraźnie dziewczyna.
- Nie zwykłam dyskutować z każdym spotkanym indywiduum. – wyniośle odpowiedziała pani Blaze i zaczęła się owijać kolorową, pomarańczowo- różową, kaszmirową narzutką.
- Ach, czyżbym… - dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. – Nazywam się Cole, India Cole i…
- Impregnowana dziewczyna. – pani Blaze prychnęła i wyszła ze sklepu, trzaskając mocno drzwiami.
***
Joe budził się powoli. Najpierw budziły się jego zesztywniałe, zmarznięte ręce i nogi. Potem, gdy ciepło doszło do koniuszka jego nosa – obudziła się i głowa. Obudziło się tkwiące w nim poczucie, ze musi się śpieszyć… bo…
Usiadł, ciepły koc, który go spowijał zsunął mu się na kolana.
Wziął w rękę róg koca i ścisnął – wyraźnie wyczuwał miękka, ciepłą tkaninę, pojedyncze sztywne nici. Zamrugał gęsto i rozejrzał się po izbie. Panowała lekka szarość, światło wpadało przez przymglone, pokryte śnieżnym wzorem lodowych koronek szyby. Żar tlił się jeszcze w pokrytych szarym popiołem bierwionach, ułożonych w kominku zbudowanym z szarych cięgieł. Na obramowaniu kominka spał czarny kot – drugi, również czarny kot, siedział na brzegu. Oczy miał bursztynowobrązowe. Kiedy ruszył pyszczkiem i spojrzał na Joe – wyczytać można było z nich nie tylko jawną kpinę, lekceważenie ale i jakby… cynizm. Zupełnie jak u…
Joe potrząsnął głową i rozejrzał się lekko spanikowany raz jeszcze. Widział to samo – zaśnieżone okna, koc na łóżku, kominek, dwa czarne koty.
- Witaj mój rycerzy – usłyszał śpiewny głos i zza drzwi, zasłoniętych zielonkawą zasłoną, wyszła dziewczyna. Spojrzała na łóżko, spojrzała na niego – i aż zaklaskała z radości.
- Obudziłeś się, mój rycerzu nadziei! – usiadła obok niego, na łóżku i pieszczotliwym gestem położyła dłoń na klapie jego zielonej kurteczki, w którą dalej był odziany.
- Mój rycerzu, na zielono ubrany… - powtórzyła z błyskiem w oczach. Mały Joe przełknął z wysiłkiem ślinę. W jej oczach było coś niesamowitego – jedno z nich było zielone, drugie niebieskie. Patrzyły na niego z taką niegasnąca radością…
- To przeznaczenie, przynosisz mi nadzieję, szczęście… - zamruczała ona, uśmiechając się radośnie.
Mały Joe przyjrzał się jej dokładnie. Mimo chłodu ubrana była w lekką, cienką sukienkę – na przedramionach i dekolcie widział gęsią skórkę, na policzkach i nosie widział czerwone wypieki. Usta, ładnie wykrojone, lekko drżały –a poniżej ust, niczym strużki rozlanego atramentu, widniał tatuaż. Tatuaż ten rozlewał się na podbródek, szyję, dekolt, tworząc rysunek trzech pawich piór.
- Tak miało być… - szepnęła radośnie kobieta. – Najpierw była wiara… - przeciągnęła palcem po pierwszym piórze. Potem pojawiłeś się ty… moja nadzieja – przesunęła ręką po drugim piórze… A teraz… - jej dłoń błąkała się po trzecim piórze – między nami pojawi się miłość.
c.d.n ( prawdopodobnie w tygodniu )
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 22:49, 07 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 23:31, 07 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Zajrzałam przed snem i ... jaka miła niespodzianka. Odcinek bardzo ciekawy z nutką tajemniczości. Czarny kot z jawną kpiną i cynizmem w kocich oczach ... jako żywo Adam i do tego moja ulubiona pani Blaze oraz tatuaż. Jutro skomentuję szerzej i już cieszę się na ciąg dalszy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 6:30, 08 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Dobrze, że dwa kawałki są na jednej stronie do tego z komentarzami daje ciekawy i długi kawałek wiadomo gdzie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 13:32, 08 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Dobra kolego, wiem, nie jest szczególnie ciepło. – Joe pogłaskał konia po ciepłej szyi. – Mnie też nie uśmiecha się wędrowanie do miasta … Nawet nic szczególnie ciekawego się na ulicach nie uświadczy… - kontynuował mężczyzna, zakładając koniu rząd i siodło. – Ani żadnej ładnej klaczki… ani żadnej ładnej dziewczyny. Może i jakieś ładne są, ale tak okutane, ze to nawet się nie da rady zorientować, czy nie ma żadnych defektów… Urody czy postawy. Zgadzasz się ze mną, prawda?
Koń zarżał cicho i błysnął bystrym okiem. |
Interesująca wymiana poglądów z Cochisem. Najważniejsze, że się ze sobą zgadzają
Cytat: | - Wiedziałem, że mnie rozumiesz. Ty zawsze mnie rozumiesz. – Joe poklepał czule wierzchowca.[ |
Kto jak kto, ale Cochise najlepiej rozumie Joe. Niejedno razem przeżyli
Cytat: | - Candy, za wiele sobie pozwalasz, mówił ci to ktoś? – odwrócił się poirytowany w stronę nowego pracownika Ponderosy. Mężczyzna pracował u nich krótko, był sympatyczny ale złośliwością i poczuciem humoru niejednokrotnie dorównywał Adamowi. |
Jak widać Joe’emu nie brakuje Adama … byłoby fajnie, ale pojawił się Candy z sarkastycznymi odzywkami
Cytat: | - Tak, trzeba wysłać depeszę i odebrać kilka listów. – Joe poprawił strzemię. – Masz pojechać i to szybko załatwić, ranczo wytrzyma nieco bez twojej osoby. |
Joe zyskal na znaczeniu. Nawet polecenia wydaje! Numer jeden w Ponderosie. Istny samiec alfa
Cytat: | Joe niecierpliwie wspiął się na krzesło za biurkiem pa i odsłonił ciemnoczerwoną firankę. Przycisnął nos do szyby, na gładkiej powierzchni utworzył się mały, przejrzysty obłoczek. |
A ten znów akrobacje uprawia
Ja mu źle nie życzę, ale kiedyś może rymsnąć z krzesełka i stłuc sobie co nieco
Cytat: | - Tak synu? – zapytał lekko zgryźliwie Ben. – Czy planujesz wcześniej skręcić sobie kark? Skacząc po moich ulubionych meblach? |
Teraz z kolei Ben ocieka sarkazmem
Cytat: | - Joe, to ty jeszcze nie odebrałeś tych listów? Przecież Adam mógł… – Ben stracił na chwilę mowę i tylko wpatrywał się w najmłodszego syna.
- Byłem przeziębiony, pogoda nie sprzyjała i… - Joe zaczął się tłumaczyć. – Miałem pojechać dzisiaj, tylko… |
To przecież Joe miał jechać do miasteczka. Jak zwykle wykpił się i wysłał kogoś innego, żeby przemarzł
Cytat: | Candy schował do sakwojaża dwie małe paczki i uśmiechnął się serdecznie do pani Gordon, stojącej za ladą. |
Candy jest bardzo miły dla kobiet
Cytat: | Spojrzał w bok i mniej chętnie uchylił kapelusza przed panią Blaze. |
Nie dla wszystkich oczywiście
Cytat: | … kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do środa, wraz z zimnym powiewem powietrza weszła kobieta, szczelnie owinięta w grube szale. Candy, lekko zbity z tropu, wziął ją delikatnie za zaskakująco szczupłe łokcie – i wystawił na zewnątrz, samemu jednocześnie przekraczając próg. |
A tego co opętało? Kobietę wystawił na mróz?
Cytat: | Kobieta stałą przez chwilę przez słowa aż w końcu usłyszał jej głos – nieco nieśmiały, lekko matowy, przyjemny dla ucha.
- Pan wybaczy, ale ja bym jednak wolała się znaleźć w środku… |
Każdy by wolał! W taką pogodę?
Cytat: | Uśmiechnął się do niej szeroko, przepraszająco.
- Ależ oczywiście… pani wybaczy… pani? Panna…? – uchylił jej drzwi, przytrzymał.
- Dziękuję panu bardzo – uśmiechnęła się kątem ust i przeszła obok. |
Najpierw ją sobie obejrzał, a potem się uśmiechał i drzwi przytrzymał. Nieco wyrachowany
Cytat: | Zanim zamknęły się za nią drzwi zdążył dojrzeć jeszcze nadspodziewanie zgrabną kostkę, przechodzącą w smukłą łydkę. |
Żaden szczegół mu nie umknął … ale dlaczego ona w taki mróz nie założyła cieplejszych butów …. Z cholewkami? Na nogach miała takie, które odsłaniały kostki? Czyżby przewidziała, że spotka Candy’ego i będzie miała sposobność przy okazji zaprezentować piękną kostkę? U nogi oczywiście
Cytat: | - Ten mężczyzna to nic nie wart bawidamek i trzpiot, powiedziałam. – powtórzyła z mocą pani Blaze. – Każda kobieta to wie. |
Ona tak mówi o Candy’m? Chyba go nie lubi … swoją drogą ciekawe jak określa Joe? Beniaminek pewnie ma mocno przechlapane u tej pani
Cytat: | - Co prawda dopiero przyjechałam… i nie znam wszystkich w mieście… - zaśmiała się niepewnie dziewczyna i zdjęła w końcu zwoje szalika. – Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego… |
No tak, dopiero przyjechała do Wirginia City … to i nie zna wszystkich bawidamków. To dopiero się zdziwi, kiedy usłyszy o Joe? Candy przy nim, to aniołek
Cytat: | pan Candy tylko się uśmiechnął… i w zasadzie nic więcej. Przytrzymał mi drzwi i…
- Żaden porządny mężczyzna nie uśmiecha się w taki sposób… a już na pewno nie uśmiecha się w taki sposób do panien z porządnego domu. |
I tu oberwalo się nie tylko Candy’emu, który uśmiechał się w sposób rozpustny, ale i adresatce uśmiechu, która … nie miała o tym pojęcia
Cytat: | - Nie zwykłam dyskutować z każdym spotkanym indywiduum. – wyniośle odpowiedziała pani Blaze i zaczęła się owijać kolorową, pomarańczowo- różową, kaszmirową narzutką.
- Ach, czyżbym… - dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. – Nazywam się Cole, India Cole … |
Jakie indywiduum? Toż to India
Cytat: | … czarny kot, siedział na brzegu. Oczy miał bursztynowobrązowe. Kiedy ruszył pyszczkiem i spojrzał na Joe – wyczytać można było z nich nie tylko jawną kpinę, lekceważenie ale i jakby… cynizm. |
Ten kot wyraźnie nabija się z Joe
Cytat: | - Mój rycerzu, na zielono ubrany… - powtórzyła z błyskiem w oczach. Mały Joe przełknął z wysiłkiem ślinę. W jej oczach było coś niesamowitego – jedno z nich było zielone, drugie niebieskie. Patrzyły na niego z taką niegasnąca radością… |
Zaraz rycerz!W zielonej kurteczce, a nie w srebrnej zbroi … to już nie to!
Cytat: | Usta, ładnie wykrojone, lekko drżały –a poniżej ust, niczym strużki rozlanego atramentu, widniał tatuaż. Tatuaż ten rozlewał się na podbródek, szyję, dekolt, tworząc rysunek trzech pawich piór.
- Tak miało być… - szepnęła radośnie kobieta. – Najpierw była wiara… - przeciągnęła palcem po pierwszym piórze. Potem pojawiłeś się ty… moja nadzieja – przesunęła ręką po drugim piórze… A teraz… - jej dłoń błąkała się po trzecim piórze – między nami pojawi się miłość. |
Pomimo zaskoczenia Joe nie stracił refleksu i dobrze ją sobie obejrzał … do ostatniego piórka można rzec … i nareszcie pojawił się tatuaż!
Jak zwykle piękne, poetyczne opisy, dopracowane psychologicznie postacie, ciekawe dialogi, humor, odrobina sarkazmu i … zagadka, która nadal czai się i czeka na rozwiązanie Całość błyskotliwa, urokliwa i poetycka. Bardzo przyjemnie się czyta
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 15:02, 08 Cze 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 19:43, 08 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Dzisiaj znowu krótko |
Ale niezwykle ciekawie
Cytat: | Candy schował do sakwojaża dwie małe paczki i uśmiechnął się serdecznie do pani Gordon, stojącej za ladą. Spojrzał w bok i mniej chętnie uchylił kapelusza przed panią Blaze. Kobieta zmierzyła go niechętnym spojrzeniem i nie odwzajemniła gestu. |
Candy, jak zwykle uśmiechnięty, serdeczny i grzeczny w stosunku do pań, choć z małym wyjątkiem
Cytat: | Sięgał już ręka ku gałce, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do środa, wraz z zimnym powiewem powietrza weszła kobieta, szczelnie owinięta w grube szale. Candy, lekko zbity z tropu, wziął ją delikatnie za zaskakująco szczupłe łokcie – i wystawił na zewnątrz, samemu jednocześnie przekraczając próg. |
A tu mnie Candy trochę zaskoczył. Na swoje usprawiedliwienie ma tylko to, że był … zaskoczony
Cytat: | „Okutana”- pomyślał rozbawiony, pobieżnie lustrując sylwetkę owiniętą szczelnie w ciemnoszary szalik. |
No, proszę jaki rozbawiony i dowcipny, a do tego pobieżnie, bo pobieżnie obejrzał sobie „okutaną” nieznajomą
Cytat: | - Dziękuję panu bardzo – uśmiechnęła się katem ust i przeszła obok. Zanim zamknęły się za nią drzwi zdążył dojrzeć jeszcze nadspodziewanie zgrabną kostkę, przechodzącą w smukłą łydkę. |
A tu „okutaną” nieznajomą obejrzał sobie dość dokładnie
Cytat: | - Ten mężczyzna to nic nie wart bawidamek i trzpiot, powiedziałam. – powtórzyła z mocą pani Blaze. – Każda kobieta to wie.
- Co prawda dopiero przyjechałam… i nie znam wszystkich w mieście… - zaśmiała się niepewnie dziewczyna i zdjęła w końcu zwoje szalika. – Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego…
- Każda kobieta powie to samo. Każda PORZĄDNA kobieta to powie. - powiedziała z naciskiem Joan, wyniośle patrząc na przejezdną. |
Na dzień dobry nowoprzybyła została oświecona przez „przesympatyczną” panią Blaze – moją faworytkę. Zdaje się, że już oceniła dziewczynę we właściwy sobie sposób
Cytat: | - Żadne porządny mężczyzna nie uśmiecha się w taki sposób… a już na pewno nie uśmiecha się w taki sposób do panien z porządnego domu. – Pani Blaze spojrzała wyniośle na dziewczynę, której pąsowe wypieki stały się karminowe. |
Ależ, oczywiście. To niemożliwe, żeby porządny mężczyzna tak się uśmiechał. Porządny mężczyzna uśmiecha się tak ---->
Cytat: | - Nie zwykłam dyskutować z każdym spotkanym indywiduum. – wyniośle odpowiedziała pani Blaze i zaczęła się owijać kolorową, pomarańczowo- różową, kaszmirową narzutką.
- Ach, czyżbym… - dziewczyna uśmiechnęła się uroczo. – Nazywam się Cole, India Cole i…
- Impregnowana dziewczyna. – pani Blaze prychnęła i wyszła ze sklepu, trzaskając mocno drzwiami. |
O, pani Blaze pojechała po bandzie. Nie zna dziewczyny i tak od razu indywiduum, o „impregnowanej” już nie wspomnę. Bardzo niegrzeczna, bardzo …
Cytat: | Joe budził się powoli. Najpierw budziły się jego zesztywniałe, zmarznięte ręce i nogi. Potem, gdy ciepło doszło do koniuszka jego nosa – obudziła się i głowa. Obudziło się tkwiące w nim poczucie, ze musi się śpieszyć… bo… |
Przebudzenie trochę dziwne i niepokojące … zobaczymy, co będzie dalej
Cytat: | Zamrugał gęsto i rozejrzał się po izbie. Panowała lekka szarość, światło wpadało przez przymglone, pokryte śnieżnym wzorem lodowych koronek szyby. Żar tlił się jeszcze w pokrytych szarym popiołem bierwionach, ułożonych w kominku zbudowanym z szarych cięgieł. Na obramowaniu kominka spał czarny kot – drugi, również czarny kot, siedział na brzegu. Oczy miał bursztynowobrązowe. Kiedy ruszył pyszczkiem i spojrzał na Joe – wyczytać można było z nich nie tylko jawną kpinę, lekceważenie ale i jakby… cynizm. Zupełnie jak u… |
Przeuroczy opis, troszeczkę tajemniczy, jakby odrealniony, bajkowy. To chyba przez te czarne koty, szczególnie przez kota-cynika
Cytat: | - Obudziłeś się, mój rycerzu nadziei! – usiadła obok niego, na łóżku i pieszczotliwym gestem położyła dłoń na klapie jego zielonej kurteczki, w którą dalej był odziany.
- Mój rycerzu, na zielono ubrany… - powtórzyła z błyskiem w oczach. Mały Joe przełknął z wysiłkiem ślinę. W jej oczach było coś niesamowitego – jedno z nich było zielone, drugie niebieskie. Patrzyły na niego z taką niegasnąca radością… |
No, cóż nie żebym nie lubiła Małego Joe, ale na zielonego rycerza jakoś mi nie pasuje. Już bardziej na zielonego ludka – ufoludka
Cytat: | Usta, ładnie wykrojone, lekko drżały –a poniżej ust, niczym strużki rozlanego atramentu, widniał tatuaż. Tatuaż ten rozlewał się na podbródek, szyję, dekolt, tworząc rysunek trzech pawich piór.
- Tak miało być… - szepnęła radośnie kobieta. – Najpierw była wiara… - przeciągnęła palcem po pierwszym piórze. Potem pojawiłeś się ty… moja nadzieja – przesunęła ręką po drugim piórze… A teraz… - jej dłoń błąkała się po trzecim piórze – między nami pojawi się miłość. |
Jest i tatuaż intrygujący, dziwny, zastanawiający na ciele dziewczyny jakby nie z tego świata …
Senszen, odcinek, jak zwykle pełen magii, urokliwy, zaczarowany. Czekam na ciąg dalszy i nie ukrywam, że z niecierpliwością
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:40, 08 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Candy schował do sakwojaża dwie małe paczki i uśmiechnął się serdecznie do pani Gordon, stojącej za ladą. Spojrzał w bok i mniej chętnie uchylił kapelusza przed panią Blaze. Kobieta zmierzyła go niechętnym spojrzeniem i nie odwzajemniła gestu. |
Pani Blaze uważa się za damę, ale zapomina, że dama powinna zachowywać się stosownie, nawet jeśli nie ma na to ochoty. Kultura pani Blaze pozostawia wiele do życzenia.
senszen napisał: | Sięgał już ręka ku gałce, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się i do środa, wraz z zimnym powiewem powietrza weszła kobieta, szczelnie owinięta w grube szale. Candy, lekko zbity z tropu, wziął ją delikatnie za zaskakująco szczupłe łokcie – i wystawił na zewnątrz, samemu jednocześnie przekraczając próg. |
Coś mu się chyba pomyliło…
senszen napisał: | „Okutana”- pomyślał rozbawiony, pobieżnie lustrując sylwetkę owiniętą szczelnie w ciemnoszary szalik. |
Candy się cieszy, Joe byłby rozżalony.
senszen napisał: | - Pan wybaczy, ale ja bym jednak wolała się znaleźć w środku…
Uśmiechnął się do niej szeroko, przepraszająco.
- Ależ oczywiście… pani wybaczy… pani? Panna…? – uchylił jej drzwi, przytrzymał.
- Dziękuję panu bardzo – uśmiechnęła się katem ust i przeszła obok. Zanim zamknęły się za nią drzwi zdążył dojrzeć jeszcze nadspodziewanie zgrabną kostkę, przechodzącą w smukłą łydkę. |
Ciekawa scena, a Candy ma bystre oko, wyłapujące szczegóły anatomiczne.
senszen napisał: | - Bawidamek. Bawidamek i trzpiot – z pogardą rzuciła pani Blaze. |
Pani Blaze chyba jest zazdrosna, że to nie ją potraktowano jak porcelanową figurkę.
senszen napisał: | - W każdym razie… pan Candy tylko się uśmiechnął… i w zasadzie nic więcej. Przytrzymał mi drzwi i… |
Był po prostu miły i uprzejmy. Każda normalna kobieta to zrozumie.
senszen napisał: | - Żaden porządny mężczyzna nie uśmiecha się w taki sposób… a już na pewno nie uśmiecha się w taki sposób do panien z porządnego domu. – Pani Blaze spojrzała wyniośle na dziewczynę, której pąsowe wypieki stały się karminowe. |
Ale jej dopiekła! Candy’emu też wystawiła opinię. Każda dziewczyna, do której się uśmiechnie, nie może być porządna.
senszen napisał: | - Impregnowana dziewczyna. – pani Blaze prychnęła i wyszła ze sklepu, trzaskając mocno drzwiami. |
India przeżyła pierwsze spotkanie z … indywiduum. I jeszcze się dowiedziała, że sama jest impregnowana.
Senszen, niezmiernie intrygujący fragment poświęcony Josephowi. I pojawił się tatuaż! Odnoszę wrażenie, że Joe na razie nie jest zachwycony spotkaniem . Nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Chyba go zamurowało. Pytanie tylko, czy to szok czy przerażenie? Dziewczyna jest dosyć niezwykła...
Cieszę się, że niedługo pojawi się kolejny fragment. Czekam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Pon 22:42, 08 Cze 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 23:10, 08 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Cytat: | ale dlaczego ona w taki mróz nie założyła cieplejszych butów …. Z cholewkami? Na nogach miała takie, które odsłaniały kostki? |
Ewelina te buty XIX wieczne były dosyć obcisłe w kostkach, pomyślałam, że cholewka na tyle przylegała do kostki, ze umożliwiała jej kontemplacje. Może przesadziłam
Bardzo wam dziękuje za miłe, ciekawe i szczegółowe komentarze
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:57, 09 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Jeśli cholewka przylegała do kostki, to ... pewnie Candy'emu pomogła wyobraźnia ... zresztą on miał wprawne oko w ocenianiu rozmiarów wszelkich ... więc i tę kostkę mógł ocenić odejmując w myśli grubość skóry buta
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|