Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przygody kawalera Charmentall - Intrygi antykrólewskie:Tom I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:27, 04 Mar 2013    Temat postu:

A to jest akurat brat Francois, nie Fryderyka. Cóż.... czas ci odpowie, czy brat tego muszkietera jeszcze żyje Smile I bardzo dobrze się domyślasz. Guwernantka Luizy jest tą kobietą, którą złamała serce Trechevile'a.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:55, 04 Mar 2013    Temat postu:

kronikarz56 napisał:
Cóż, nasz bohater będzie musiał jednak zrobić coś więcej niż tylko zwykłe lanie, żeby pozbyć się swojego rywala Smile


Kronikarzu, nie oglądałeś Bonanzy, więc Ci wyjaśnię: To Adam i Joe dostali lanie od wyjątkowo silnego Arniego. Wyrzucił ich bez problemów z lokalu. Jedynie ich potężny brat Hoss był w stanie z nim walczyć - osiągnęli remis Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:57, 04 Mar 2013    Temat postu:

Czyli i intryga polityczna i rodzinna. Akcja rozwija się w zawrotnym tempie. Zobaczymy co dalej...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:54, 05 Mar 2013    Temat postu:

Rozdział XII

Rozmowa demona z diablicą

Raul i Francois kilkakrotnie odwiedzali pannę Luizę przynosząc najnowsze wieści z miasta i ciekawe anegdoty. Panienka chętnie słuchała nowinek przynoszonych przez sympatycznych młodzieńców.. Cała trójka bawiła się owymi nowinkami w najlepsze przy filiżance czekolady i ciasteczkach. Ostatnio jednak Raul odwiedził Luizę sam, gdyż Francois miał w tym czasie inne obowiązki. Panna Colgen przyjęła więc Raula i rozpoczęła z nim interesującą rozmowę. Poruszającą rozmaite tematy. Rozmawiali o ludzkiej psychologii i literaturze oraz teatrze. Szczególnie spodobały im się sztuki Moliera i Szekspira. Rozmowa upływała miło i sympatycznie, w końcu jednak Charmentall musiał wracać do koszar, zaś Luiza do swej ukochanej biblioteczki. Asystująca jej przy każdej wizycie młodzieńców, pani Paulina de Willer poszła do swego swojego pokoju . Tam spędzała czas na ulubionej poobiedniej drzemce . Tym razem ktoś jej przeszkodził. Ledwie bowiem weszła do swych apartamentów, gdy usłyszała znajomy głos.
- Tyle piękna, tyle niezwykłego piękna marnowane na przyjmowanie adoracji tego głupka z Gaskonii. Szkoda, wielka szkoda.
W fotelu siedział człowiek w czerni.
Hrabina usiadła na łóżku i patrzyła na niego nic nie mówiąc.
- Zachowujesz się, jak jego przyjaciel.
- Taki mam rozkaz – odpowiedziała hrabina obojętnym tonem – Ministra rzecz rozkazywać, a nasza rzecz słuchać.
- Owszem, ale czy ty aby, pani, zbytnio nie przesadzasz? – zapytał człowiek w czerni.
- Ja? – pani Paulina była bardzo zdumiona jego pytaniem – To raczej pan przesadzasz i to bardzo. Jesteś pan zwyczajnie zazdrosny.
- Zazdrosny? O tego gamonia? Niech pani sobie nie żartuje – zakpił człowiek w czerni – Zazdrość nie leży w mojej naturze. Za to w naturze jego przyjaciela i owszem. Obserwuję ich obu od dłuższego czasu i mogę śmiało powiedzieć, że chociaż pan Raul nie należy do ludzi łatwo ulegających emocjom, to jego przyjaciel wręcz przeciwnie. Zazdrość może do niego bardzo pasować Zastanawiam się, jak by tu ją odpowiednio wykorzystać.
- Wyobraź pan sobie, że ja także.
- Czyżby? To się chwali, jednak na razie pozwalasz mu myśleć, że ma w tobie przyjaciela. Jest wobec ciebie miły i grzeczny. Stawiam swoją głowę, że ma do pani wielki szacunek. Zmieniłby zdanie, gdyby znał prawdę o pani. No i oczywiście gdyby zobaczył ten śliczny kwiatek na pani ramieniu.
Paulina de Willer wiedziała dobrze, że chodzi mu o czarną lilię, piętno przestępców. Piętno złodziei. Piętno prostytutek. Piętno heretyków. Wypalane ludziom na ramieniu, żeby w razie wypuszczenia ich na wolność lub ich ucieczki z więzienia każdy mógł ich odróżnić od uczciwych ludzi. Człowiek z tym piętnem nigdy nie był wolny. Każdy mógł go bezkarnie zabić. Człowiek z piętnem był nikim. Wobec ludzi, wobec prawa i nawet wobec Kościoła. Dlatego strach pani de Willer był jak najbardziej uzasadniony.
- Może pan być spokojny, na pewno o nim nie wie – odpowiedziała mu, z trudem panując nad lękiem.
- To i dobrze – mruknął człowiek w czerni – Bo jakby wiedział, to wówczas mógłby nam nieco przeszkodzić w naszych planach.
Nagle parsknął śmiechem.
- Co jest takiego zabawnego? – spytała hrabina wyraźnie poirytowana jego zachowaniem.
- Aż mnie śmiech ogarnia, kiedy sobie przypomnę, jak ten młody głupek starał się tobie przymilić – odpowiedział jej rozmówca – Jak się zachowuje uprzejmie wobec ciebie. Ciekawe, co by powiedział, gdyby wiedział, że mamy jego siostrzyczkę, którą on tak bardzo kocha?
- Na pewno byłby wściekły – uśmiechnęła się złośliwie hrabina de Willer.
- To na pewno. Wówczas nazywałby cię nieco inaczej niż teraz. I nie byłoby to miłe dla ciebie.
- Zapewne. Więc chyba dobrze, że on o niczym nie wie.
- Owszem. Jednakże, znając wścibski charakter Gaskończyków, wkrótce się o tym dowie.
- A jak? - spytała pani Paulina, siadając przy lustrze.
- Kiedy będzie wścibiał swój wredny nochal w sprawy innych ludzi, którzy spokojnie chcą sobie knuć intrygę.
- Wtedy to wówczas, mój panie, trzeba będzie ten nos mu obciąć.
- Podziwiam twoją mądrość, moja pani – uśmiechnął się w okrutny sposób człowiek w czerni – Ale chyba pozwolisz mi, pani, zasłużyć na ten zaszczyt.
- Oczywiście. Jednak liczę na to, że nie zrobisz pan niczego głupiego, póki nie otrzymamy odpowiednich poleceń od pana ministra – rzekła hrabina zapinając naszyjnik na swej pięknej szyi i przeglądając się z nim w lustrze.
- To oczywiste! Wierz mi, pani, że gdyby nie zakaz ministra, to młody pan Charmentall już dawno spotkałby się ze swoim tatusiem. Ale cóż, rozkaz to rozkaz. Chociaż ręce świerzbią.
- Nie martw się, mój panie. Już wkrótce to wszystko się skończy. I zerwiemy z przeszłością raz na zawsze.
- No, nie byłym tego taki pewien.
- A to dlaczego?
- Czuję się w obowiązku poinformować panią, że oprócz pana Charmentall jest tu ktoś jeszcze na naszej drodze do szczęścia.
- Niby kto? – Spytała hrabina odpinając naszyjnik i biorąc do ręki następny.
- Trechevile.
Hrabinie de Willer wypadł naszyjnik z ręki na sam dźwięk tego nazwisko.
- To niemożliwe! – zawołała – Nieprawdopodobne!
- A jednak. Pan Andre Trechevile, kapitan muszkieterów i przyjaciel Charmentalla.
- Andre? Mój niedoszły małżonek?
- On sam.
- To niemożliwe. Nieprawdopodobne. Nie on! Raul wspominał mi o nim, ale nie sądziłam, że on tu jest na miejscu. Myślałam, że może go gdzieś wysłali z jakąś misją, że jest daleko stąd.
Człowiek w czerni widocznie napawał się jej lękiem, gdyż mówił dalej ze zwykłym sobie okrucieństwem:
- On sam. We własnej, że tak powiem osobie. Ten sam pan Andre, którego względy ty niegdyś odrzuciłaś.
Przerażona hrabina, szybko się opanowała.
- A nawet jeżeli on tu jest, to cóż z tego? Nie wie, gdzie ja jestem, nie ma pojęcia, jak ja się obecnie nazywam. Nic o mnie nie wie. Nie zdoła nam przeszkodzić. To już tylko zniszczony życiem i cierpieniem człowiek w średnim wieku.
- W średnim czy nie, ja bym go nie lekceważył. Znam go równie dobrze jak ty, moja pani, a może nawet lepiej. Moja banda walczyła z nim wielokrotnie i zawsze przegrywała. To łotr kuty na cztery nogi. Jak on się za coś weźmie, to nie ma przebacz. Wszystko wytropi.
- Nawet jeśli, to jemu też możesz uciąć nosa. No co? – spytała hrabina, widząc na twarzy swego rozmówcy oznakę wahania się – Nie powiesz mi chyba, mój panie, że się go boisz?
- Skądże – odpowiedział człowiek w czerni – Po prostu czuję przed nim respekt. Ty pani też powinnaś.
- Ja? A niby po co?
- Chociażby po to, że to nie jest człowiek, którego można ot tak sobie lekceważyć i pani powinnaś wiedzieć o tym najlepiej.
- Zapewniam cię, że wiem. Ja się go nie boję.
- Czyżby? – zakpił sobie człowiek w czerni – Przed chwilą jeszcze drżałaś na sam dźwięk jego nazwiska. A teraz oznajmiasz mi, że się go nie boisz? To śmieszne.
- Może dla pana, ale nie dla mnie.
Człowiek w czerni wstał z fotela i zaczął się przechadzać po pokoju.
- Trechevile jest bardzo honorowy i odważny. A to same zalety. Pokonać go będzie wyjątkowo trudno. A zabić, jeszcze trudniej. Jednakże usuwałem już trudniejsze przeszkody z mojej drogi. Tym razem też tak zrobię. Ale tym razem nie zostawię nikogo przy życiu. Nie będzie żadnych cudownie ocalałych dzieci. Zapewniam cię pani, jak ja się wezmę do pracy, to wykonam ją z największą sumiennością i dokładnością. Bez litości. Młody Charmentall ocalał dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności. Teraz tak się nie stanie. Ach, żebym już mógł go zabić! Z jak wielką przyjemnością bym to zrobił. Niestety, nie mogę. Zakaz pana ministra. Już się nie mogę doczekać, kiedy on zacznie się niepotrzebnie interesować naszym planem. Wtedy dostanę pozwolenie na pozbycie się go.
- Z tego co wiem, macie rozkaz go tylko postraszyć.
- To prawda, ale nikt nam nie zabronił nastraszyć go na śmierć.
- Lepiej panie, nie narażaj się ministrowi. Wielu już mu się naraziło i źle na tym wyszło. Skończyli marnie.
- Owszem, bo skończyli z mojej ręki.
- Tym razem jednak możesz pan skończyć z jego ręki.
- Nie jest aż tak dobry na szpady.
- Więc z ręki kogoś innego, na jego polecenie.
Człowiek w czerni zaśmiał się bezczelnie.
- Jeszcze się taki nie znalazł, co by mnie umiał pokonać, a chociażby dorównać. Nawet Trechevile, przed którym czuję respekt. Więc śmiem w to wątpić.
- Pańska słabość to zbytnia pewność siebie.
- A pani, wiara w pani urodę i wdzięki, którym ja oprzeć się nie mogę. I choćby miało mnie to zgubić, to nie zaprę się tego.
- Mam nadzieję.
I ta oto para demonów połączyła swe plugawe usta w piekielnym pocałunku.
Ach, gdyby tak Raul mógł słyszeć ich rozmowę.

***

Niestety, nasz młody przyjaciel nie mógł tego usłyszeć. Był bowiem bardzo daleko od tego miejsca i usłyszenie czegokolwiek z takiej odległości było niemożliwe. Dlatego też Raul, nie przeczuwając w ogóle, że cokolwiek mu grozi, wracał do koszar, licząc, że znajdzie tam swoich kompanów. Znalazł jednak tylko Fryderyka, gdyż Francois miał służbę w pałacu, a Trechevile wyjechał za miasto w sobie tylko znanym kierunku. Chłopak więc zadowolił się towarzystwem nowicjusza muszkieterów i razem spędzili czas na różnych ćwiczeniach w akademii, a także obserwowaniu zaułków Paryża. Nadal bowiem obowiązywał ich rozkaz obserwowania ulic i aresztowania warchołów. Gdy zajdzie takowa konieczność. Nikogo takiego nie spostrzegli. Z radością powitali koniec patrolu.. Po zakończeniu służby poszli “Pod Złamaną Szpadę” , ( gdzie obaj mieszkali) na zasłużony odpoczynek. Raul musiał na chwilowo zrezygnować z tych planów. Odwiedził go bowiem Francois, który przed godziną zakończył swoją służbę w pałacu. Przybiegł do przyjaciela wyjątkowo zdenerwowany i poczerwieniały.
- Raul, słuchaj, nie uwierzysz, co się wydarzyło! – zawołał w progu.
- A co się stało? – zapytał nasz Gaskończyk.
- Otóż… – ciągle dyszał ze zdenerwowania – Otóż…
- Usiądź, przyjacielu, i mów powoli – zaproponował Raul.
- Dziękuję – rzekł Francois i skorzystał z rady.
Kiedy już zaś wydyszał się do woli i był gotowy do rozmowy, rozpoczął swą opowieść.
- Wyobraź sobie, mój drogi, wracam dzisiaj z koszar … Miałem bowiem uciążliwą służbę w pałacu. No, może nie tyle uciążliwą, co nudną. Stałem na warcie kilka godzin. Nic się nie działo a mnie bolą szczęki od ziewania z nudów. No więc idę sobie ulicą … ciemno już wtedy było … idę, już jestem blisko naszej oberży, gdy wtem, zupełnie niespodziewanie, słyszę huk pistoletu i kula wbija się we framugę okna jednego z domów. I to akurat tego, przy którym ja stałem.
- Niesamowite – rzekł Raul słuchając uważnie słów przyjaciela.
Słowa przyjaciela wyraźnie go przeraziły. A więc ktoś musiał polować na pana de Morce. Pytanie tylko kto i dlaczego? Francois był równie mocno przejęty, ciągnął jednak dalej swoją opowieść:
- I to jak niesamowite!. Wyobrażasz to sobie, kilka centymetrów bliżej i trafiłaby mnie w głowę. Obracam się i rozglądam dookoła, szukając winowajcy, ale nigdzie go nie ma. A przynajmniej ja go nie widzę. Pomyślałem więc, że nie ma co stać i czekać na kogoś, kto nie przyjdzie. Poszedłem więc do oberży, zamówiłem butelkę wina do mojego pokoju. Wchodzę, patrzę, a tam już ktoś jest! Stoi sobie bezczelnie przed oknem i gapi się na ulicę. Gdy wszedłem, intruz odwrócił się i przemówił:
„Widzę, panie de Morce, że nie posłuchał pan prośby. Panna Luiza nadal jest narażona na pana obecność w swoim domu”.
Poznałem jego głos. Był to ten sam łotr, który nas wtedy zaczepił na balu u ministra. Wiesz, to ten, co sobie uzurpuje prawa do panny Luizy.
- Wiem. Też go pamiętam. Nieciekawy typ.
- No właśnie. Więc ja, z całym wysiłkiem starając się opanować, rzekłem do niego:
„Trudno się dziwić, skoro sama mnie zaprasza”.
„Zaprasza pana przez grzeczność, a pan przez grzeczność następnym razem odmówi” – rzekł on do mnie.
Ja na to, że nie widzę najmniejszego powodu, by to robić, on zaś, że widzi. Ja pytam, jaki to powód, on zaś, że mianowicie taki, iż moja obecność w tym domu go drażni. Rzekłem mu więc, iż to nie moja wina ani sprawa, więc nie mam zamiaru na jego żądania przystawać. On zaś spojrzał na mnie ironicznie i powiedział :
„Panie de Morce, jeszcze mało pan wie o świecie. Kiedy ja czegoś sobie nie życzę, to nie może to się stać. A jeśli się staje, wówczas wpadam we wściekłość, a kiedy ja wpadam we wściekłość, to wówczas biada temu, kto mnie zdenerwował. Więc niech lepiej pan uważa”.
Miałem już rękę na rękojeści szpady, ale się opanowałem, on bowiem trzymał swoją na pistolecie. Stwierdziłem, a chyba przyznasz mi rację, że zanim ja zrobię ruch, to on zdąży strzelić i raczej nie chybi.
- Dobrze stwierdziłeś.
- Dzięki. Też tak sobie od razu pomyślałem, kiedy wymierzył we mnie tę swoją pukawkę. Więc on mi to powiedział, potem zaśmiał się ironicznie i podszedł do drzwi. Ukłonił się i powiedział:
„Jeśli kiedyś zechcesz pan z kimś bić się, to spytaj o hrabiego de Bernice. Wszędzie panu mnie wskażą. W każdej oberży znane jest to nazwisko”.
„Zakładam, że z najgorszej strony”, rzekłem.
„Oczywiście”, on na to.
Już miał wyjść, ale nagle obrócił się do mnie i rzekł:
„A i jeszcze jedno. Nie myśl pan sobie, że chybiłem, strzelając dzisiaj do pana. To było ostrzeżenie. Skierowane do pańskiej osoby. Lepiej więc, panie, posłuchaj mojej rady, bo ja, jak chcę, to umiem świetnie strzelać. Następna kula trafi pana w krzyż. Chcę, żeby pan to wiedział. Dobranoc”.
I wyszedł. I tyle go widziałem. Siedziałem przez chwilę pogrążony w strachu i zdumieniu, a potem, dowiedziawszy się od karczmarza, że tu jesteś, pobiegłem zaraz do ciebie, by ci o tym opowiedzieć.
- Dobrze zrobiłeś - rzekł Raul klepiąc przyjaciela po plecach - To, co mówisz, jest bardzo intrygujące. I dziwne. Czemu nie zawziął się na mnie, ale akurat na ciebie? Przecież ja też odwiedzam pannę Luizę, a nawet częściej niż ty sam. Dlaczego uczepił się właśnie ciebie? Czy coś mu kiedyś zrobiłeś?
- Nie, pierwszy raz widzę tego człowieka na oczy – zaprotestował Francois – Nie znam też nikogo o takim nazwisku.
- Więc to dziwne.
- Jeszcze jak dziwne. Jednak co z tym zrobić należy?
- No chyba nie przestraszymy się jakiegoś nawiedzonego gamonia? – żachnął się Raul – Nie takich już przekłuwaliśmy szpadą.
- Masz rację, ale jednak w tym gościu coś jest. Jakaś tajemna siła, coś, co mnie od niego odpycha, coś, co sprawia, że drżą mi przed nim nogi. Nie wiem co, ale się dowiem. Ja bym go nie lekceważył.
- Toteż ja nie chcę go lekceważyć, ale mimo wszystko, chyba nie chcesz przestać odwiedzać ukochanej tylko dlatego, że jakiś dziwak rości sobie do niej prawo. Zresztą bez jej zgody. A możliwe też, że również bez jej wiedzy.
- Nie mam zamiaru – powiedział stanowczo Francois.
- No i bardzo dobrze, mój drogi – zakończył Raul – No i bardzo dobrze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 2:12, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:50, 05 Mar 2013    Temat postu:

Czy ten baron chce poślubić Luizę czy jego plan jest zupełnie inny ?
Wciągnęło mnie to opowiadanie Hubert ,polubiłam bohaterów zwłaszcza Raula wiec czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:15, 05 Mar 2013    Temat postu:

Robi się coraz ciekawiej. Akcja nadal się szybko toczy i jeszcze intryga nie rozwikłana... co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:29, 05 Mar 2013    Temat postu:

Baron Francois de Morce ma zamiar poślubić Luizę, ma się rozumieć Smile Intryga dopiero się zaczyna rozwijać, moje drogie panie. Zapewniam was, że nie będzie ani przez chwilę nudno. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 19:30, 05 Mar 2013    Temat postu:

Rozdział XIII

Colgen stwierdza, że im szybciej zacznie, tym szybciej skończy

Minister Jean Pierre Colgen przeżywał tego dnia w duszy prawdziwe katusze. Po raz kolejny bowiem, wzorem innych mężów stanu, dokonał tak zwanego niewielkiego nadużycia. Przywłaszczenie państwowych pieniędzy Colgenowi zdarzało się rzadko, co jednak nie oznaczało, że nigdy tego nie robił. Jeżeli decydował się na tak ryzykowny krok, chodziło zwykle o duże sumy. Ostatnio zabrał dla siebie pieniądze przeznaczone na wyprawienie uroczystego balu przez króla Ludwika XV. Oczywiście nie robił tego z niskich pobudek. Wykorzystał je w bardziej szlachetnym celu niż król, czyli na dokładne wyremontowanie swojego zamku na prowincji. Niegdyś należał on do szlachcica pozbawionego ziem, majątku i głowy. Powinien przejść na własność króla, ale nigdy do tego nie doszło i stał się on prywatną rezydencją pana ministra.
Dostojnikowi wydawało się, że jego malwersacja zostanie tajemnicą. Niestety. Jakaś „życzliwa” osoba doniosła wszystkim królowej, która powiadomiła o tym swego małżonka. Ten zaś nakazał swemu dostojnemu „kuzynowi” zwrócić przywłaszczoną sumę. Nie było to jednak możliwe, gdyż Colgen wszystko wydał. Dlatego też królewska para wezwała do siebie ministra na poufną rozmowę.
- To bardzo podłe z twojej stronie, drogi kuzynie – rzekł do niego Ludwik XV, ledwo Colgen zdążył wykonać ceremonialny ukłon.
- Wiem, mój panie – odpowiedział minister, powtórnie się kłaniając.
- Naprawdę, nie ma słów, żeby ocenić tę bezczelną grabież.
- Ależ Najjaśniejszy Panie – tłumaczył się Colgen – Ja tylko chciałem wykorzystać te pieniądze na coś użytecznego. O wiele bardzie przydatnego ojczyźnie niż bal. Sądziłem, że jako minister skarbu mam do tego prawo.
- Ale dopiero po wyrażeniu zgody przez króla na twą propozycję – wtrąciła się do rozmowy Maria Leszczyńska – A poza tym, czy umocnienie fortyfikacji w prywatnym zamku naprawdę jest przydatne ojczyźnie?
- Oczywiście, Najjaśniejsza Pani. Albowiem w razie potrzeby zamek ten może bronić nas przed wrogiem w razie napaści.
- A może także przed królewskimi muszkieterami? – mruknęła złośliwym tonem królowa.
- Skądże znowu – odpowiedział Colgen, choć dobrze wiedział, że trafiła ona w sedno sprawy.
Bronił się jednak dalej.
- Przypominam Waszej Wysokości, że siła Francji opiera się na sile rządzących. A rządzą urzędnicy.
- To dziwne, bo ja myślałam, że rządzi Król.
- Niewątpliwie, jednakże urzędnicy także mają mały wpływ na rządy państwem i decyzje króla. Więc, żeby dobrze doradzać władcy, muszą być dobrze chronieni i nagradzani za swoje postępy.
- Mało już zostałeś nagrodzony? – spytała z ironią Maria Leszczyńska – Ziemie, własna gwardia, dwa urzędy naraz. A teraz jeszcze prywatny zamek? Nie sądzisz, że to dostateczna nagroda?
- Wybacz pani, ale boję się o swoje życie, a do żandarmerii i muszkieterów nie mam zbytnio zaufania.
- To już nie nasze zmartwienie.
- Może nie, ale pragnę przypomnieć, iż wykonując swoje zajęcie narażam się często różnym ludziom, ryzykuję życie. A ponieważ ani żandarmeria, ani muszkieterowie nie są w stanie zapewnić mi bezpieczeństwa, więc muszę sam zadbać o nie. A że inaczej nie mogę, to już nie moja wina. Co do owej kradzieży królewskich pieniędzy, to przypominam, iż inni wielokrotnie okradali władcę i to na znacznie większe sumy niż ja. Dlaczego ich nikt nie ściga, a mnie tak, choć suma, jaką wziąłem, jest stosunkowo niska w porównaniu z tymi, jakie zwykle są zabierane przez złodziei królewskich pieniędzy. Tak, ukradłem pieniądze i powinienem zostać ukarany. Tak, ufortyfikowałem swój prywatny zamek na prowincji. Ale to zrobiłem z troski o Waszą Wysokość, kierowany wyższymi pobudkami niż prywatne. Jak już powiedziałem, dobro państwa zależy bezpieczeństwa jego wiernych sług. A chyba Wasza Królewska Mość nie zna bardziej wiernego i oddanego sługi ode mnie? Troską, jaką do Waszej Wysokości żywię...
- Nie prosiliśmy cię o nią, kuzynie – przerwał tę całą patetyczną tyradę Ludwik XV – Dziękujemy za troskę, lecz dbaj o nasze interesy nieco inaczej. Zostaniesz ukarany. Twoja następna miesięczna pensja zamiast do ciebie, trafi do naszej kasy.
Colgen zbladł.
- Cała moja miesięczna pensja? Przecież to majątek!
- Nie mniejszy niż suma, którą ukradłeś – odpowiedziała Maria Leszczyńska z mściwą satysfakcją w głowie – Zamiast narzekać ciesz się lepiej, że król gorzej cię nie ukarał. Ja na jego miejscu pozbawiłabym cię urzędu.
- I ja bym to zrobił, gdyby nie twoja wierna, wieloletnia służba – dodał Ludwik XV – Tak więc, postanowione!. Zapłacisz swoją miesięczną pensją za to przywłaszczenie.
- Tak, mój panie.
- Możesz odejść.
Colgen wyszedł z sali tronowej, a ponieważ był wieczór wrócił do swego domu. W gabinecie czekał na niego na niego Grusner.
- Was, Herr Colgen? – zapytał Niemiec, kiedy ten tylko wszedł do środka – Jak tam król?
- Tak mnie poniżyć, upokorzyć – złościł się Colgen, kopiąc ze złością nogę od biurka - Zabrał mi całą moją miesięczną pensję. Nikt się na to jeszcze nie ośmielił. I to za co? Za zwykłą, maleńką kradzież.. Już zapomniał, kto się o niego troszczył, gdy był zaledwie pięcioletnim szczeniakiem. Przecież to ja go wszystkiego nauczyłem. Nie, tego już dosyć. Chciałem poczekać z realizacją mojego projektu na bardziej dogodną chwilę, ale nie!!! Czekałem tak długo, ale dziś już mam dość! Mam stać spokojnie i patrzeć, jak ten zaledwie szesnastoletni smarkacz pozbawia mnie urzędu? O, nie! Nie dopuszczę do tego! On jest Burbon i ja jestem Burbon. Nieważne, że tylko po kądzieli. Nieistotne, że z orleańskiej linii i małe pokrewieństwo nas łączy. Ale jednak jestem Burbon i mam takie same prawa do tronu jak ten wyperfumowany laluś. Zapłaci mi za to poniżenie! Będzie mnie błagał na kolanach o litość! Ale ja jej nie okażę! Jednak najpierw muszę się pozbyć tej jego żoneczki, tej wrednej Polki. Jak go ona buntuje przeciwko mnie. A on jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Dość tego. Najpierw ją pokonamy, potem króla. Ona jest najgroźniejsza, bo stoi nam na drodze do osiągnięcia celów. Ten głupiec we wszystkim ją słucha. Kiedy jej już nie będzie, to stanie się bardziej uległy wobec mnie. A wówczas mój wpływ przyspieszy nadejście tego błogosławionego dnia, w którym Ludwiczek utraci swą koronę. I ja go zastąpię na tronie!
Spojrzał na Grusnera i zawołał go po nazwisku.
- Ja, Herr Colgen?! - zawołał sekretarz.
- Królowa za dwa dni o dwunastej wybiera się do swojej znajomej, hrabiny de Holder. Zamek hrabiny leży o kilka godzin drogi od Paryża. Droga prowadzi przez las. Trzeba tam się na nią zaczaić. Zawiadom Febre’a, żeby był wtedy gotowy. Niech weźmie naszych gwardzistów i czeka. Kiedy zobaczą karetę królowej, niech ruszą w pościg i zatrzymają ją. Królowa musi zostać uwięziona. Pamiętajcie jednak, że nie może jej spaść włos z głowy. Niech zabiją ludzi, którzy będą jej towarzyszyć, ale ona musi żyć. Będzie naszym cennym zakładnikiem. Może kiedyś nam się przydać. Z martwej nie będzie pożytku, a z żywej to i owszem. Więc, kiedy już ją pochwycą, niech odwiozą do mego zamku. Potem poczekają . Zrozumiałeś?
Grusner kiwnął głową.
- Więc ruszaj. A i jeszcze jedno – dodał, gdy sekretarz miał wychodzić – Przekaż Febrowi, żeby nie realizował żadnych własnych pomysłów. Są one zbyt krwawe i niebezpieczne dla naszej sprawy. Niech to dobrze zapamięta. – dodał z groźbą w głosie.
Hermann Grusner ukłonił się i mruknąwszy “Javohl” wyszedł z pokoju.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 2:13, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:39, 05 Mar 2013    Temat postu:

Pisze się "Jawohl" Wink

Dla mnie jak zwykle za mało Razz ale zbroję sie w cierpliwość.
I trochę szkoda, że nasza grupka jest tak mała, bo fajnie byłoby mieć kogoś, kto sprawdzałby nam błędy (wszystkim, nie pokazuję palcami Laughing ), a jak na razie nie ma chętnych...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:47, 05 Mar 2013    Temat postu:

Rozsądnie robi chcąc utrzymać Marie Leszczyńską przy życiu. Intryga dalej się rozwija, akcja się toczy... czekamy na ciag dalszy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:52, 05 Mar 2013    Temat postu:

AMG napisał:
Pisze się "Jawohl" Wink

Dla mnie jak zwykle za mało Razz ale zbroję sie w cierpliwość.
I trochę szkoda, że nasza grupka jest tak mała, bo fajnie byłoby mieć kogoś, kto sprawdzałby nam błędy (wszystkim, nie pokazuję palcami Laughing ), a jak na razie nie ma chętnych...

Ja już dwa razy pytałam, czy poprawiamy sobie błędy w komentarzach. Zgodnie stwierdziłyście, że nie, więc się tego trzymam Wink
I też pisałam, że moje błędy możecie spokojnie poprawiać, ale też chyba wygrała kurtuazja, bo nikt się nie wyrywa Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:01, 05 Mar 2013    Temat postu:

Rika, ja zauważyłam tylko jeden, na tyle postów to jest mały Pikuś, w dodatku nie jest to błąd ortograficzny, więc co miałam pisać?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City



Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:10, 05 Mar 2013    Temat postu:

Rozdział XIV

Maria Leszczyńska przekonuje się na własnej skórze, że czterech muszkieterów do ochrony to może być troszkę za mało, jak na wycieczkę za miasto

Zgodnie z zapowiedzią szanownego pana ministra królowa Maria rzeczywiście dwa dni później wybrała się w odwiedziny do swojej przyjaciółki, hrabiny de Holder. Długo królewski małżonek próbował przekonywać ją, by tego nie robiła.
- Moja droga… Wiesz przecież, jak nie lubię, kiedy wyjeżdżasz z pałacu – tłumaczył jej Ludwik XV.
- Mój drogi, przecież nic mi się nie stanie – odpowiedziała mu z uśmiechem Maria Leszczyńska próbując go uspokoić.
- Ale przecież drogi są bardzo niebezpieczne, a w lasach bywają rozbójnicy – mówił dalej król.
- Na mnie nie ośmielą się napaść – mruknęła dumnie królowa.
Ludwik XV jednak nie odpuszczał.
- Proszę, żebyś została. Wręcz nalegam.
Królowa popatrzyła na swego małżonka z uczuciem lekkiego politowania połączonego z niecierpliwością.
- Wybacz, Ludwiku, lecz ja również nalegam. Obiecałam hrabinie, że ją odwiedzę, a ja cenię sobie swoje słowo. Ty swojego nie?
Król słysząc słowa swojej żony zmieszał się lekko.
- Owszem, ja również je cenię. Ale czyż ona nie może ona cię odwiedzić?
Maria Leszczyńska słysząc jego pytanie parsknęła śmiechem. Jaki ten jej mąż bywał czasem dziwny.
- Ona? Od śmierci męża nie rusza się na krok ze swojej posiadłości.
- To już nie nasze zmartwienie.
- Nie twoje, mój panie. Za to ja czuję się w obowiązku pospieszyć do niej ze słowami otuchy…
- Nadal cię proszę, byś tego nie robiła.
- Przyznaj, że po prostu jesteś zazdrosny.
- Ja?! – król Ludwik XV wydawał się oburzony takim stwierdzeniem – Ja miałbym być zazdrosny? To już troskę o ukochaną osobę nazywa się teraz zazdrością? Zresztą jedź, jeśli tak bardzo tego chcesz. Ale proszę cię, byś chociaż wzięła eskortę.
- Eskortę? – zdziwiła się królowa Maria Leszczyńska – Ten, kto bierze eskortę, pokazuje, że się boi. A ja nie mam zamiaru się bać, ani tym bardziej tego okazywać.
- To nie będzie oznaka strachu, ale zdrowego rozsądku – rzekł król.
- No dobrze, ale pozwolisz, że sama wybiorę ludzi z pocztu twoich muszkieterów.
- Zgoda.
Król natychmiast wezwał zaufanego człowieka, by zdobył rejestr muszkieterów i wybrał kilku najlepszych z najlepszych. Sługa szybko i skrupulatnie wykonał swoje polecenie. Nazwiska najbardziej zasłużonych brzmiały następująco: kapitan Andre Trechevile, porucznik Raul Charmentall, sierżant Francois de Morce i Fryderyk de Saudier. Dodajmy, że tego ostatniego królowa sama wybrała, pamiętając, że jest on w wielkiej komitywie z Charmentallem i Morce. Poza chciała dotrzymać obietnicy, jaką dała pani Helenie de Saudier, swojej osobistej i najlepszej przyjaciółce. Pragnęła więc dać jej siostrzeńcowi możliwość wykazania się na placu boju. Stąd właśnie wziął się powód, by umieścić go w swojej osobistej eskorcie.

***

- Panowie, szykujcie się, mamy ważne zadanie do wykonania! – zawołał nieco zdyszany Trechevile, wbiegając do budynku akademii.
- Jakie zadanie? – zapytał Francois zdumiony zachowaniem swego dowódcy.
- Zupełnie nowe. Niezwykłe.
- Ale jakie, stryjku, jakie? – spytał Raul.
- Będziemy we czwórkę eskortować karetę Jej Królewskiej Mości, Królowej Marii – wyjaśnił naprędce kapitan.
- Eskortować karetę królowej?! – zawołał zdumiony Fryderyk.
- Jej samej.
- To niewiarygodne – wołał chłopak.
Czego jak czego, ale takiego zaszczytu skromni muszkieterowie się nie spodziewali. Dlatego też wielkie było ich zdumienie, kiedy Trechevile oznajmił im tę jakże radosną nowinę.
- A jednak – mówił kapitan – Niewiarygodne, a jednak prawdziwe. No więc, zbierajcie się i za dwie minuty macie być gotowi przy pałacu królowej.
- Będziemy za minutę! – rzekł radośnie Raul, stając na baczność.
- Bardzo dobrze. Spocznij – zawołał wesołym głosem rozbawiony zachowaniem młodzieńca Trechevile, po czym wyszedł.
- Wyobraźcie to sobie. Eskortować karetę królowej. Cóż to za zaszczyt! – cieszył się jak dziecko Fryderyk.
- A jeszcze większy może nas spotkać, jak zginiemy za Jej Wysokość – mruknął Francois – Pochowają nas wtedy na cmentarzu na honorowym miejscu. Wyobrażasz to sobie? Wszyscy, co będą przechodzili, będą mogli sobie patrzeć i przeczytać napis: „Zginęli w obronie królowej w kwiecie wieku”. Cóż to za zaszczyt!
- Nie drwij sobie, Francois – powiedział Raul z trudem siląc się na powagę.
Słowa kompana bowiem mocno go rozbawiły, choć próbował udawać, że jest inaczej.
- No właśnie, skończ już – dodał Fryderyk, chociaż w duchu dusił się ze śmiechu.

***

Czterej nasi muszkieterowie w galowych mundurach czekali przed karetą na przybycie dostojnej osoby, którą mieli chronić. Kiedy tylko królowa wyszła z pałacu stanęli na baczność i zasalutowali. Fryderyk osobiście otworzył Marii Leszczyńskiej drzwi od karocy, zaś Francois wprowadził ją i jej służącą Laurę (z pochodzenia Polkę) do środka. Kiedy już wszystko było już gotowe do drogi woźnica strzelił z bata i kareta eskortowana ze wszystkich czterech stron przez naszych bohaterów ruszyła w drogę.
Podróżni jechali przez ulicę Paryża, mijali zadziwionych gapiów, dziwiących się temu niezwykłemu widokowi. Nie co dzień bowiem widzi się królową jadącą przez miasto. Był to dla nich naprawdę niezwykły widok. Korzystali więc, póki mogli. Tymczasem powóz wyjechał za miasto i ruszył leśną drogą do zamku hrabiny de Holder. Mijali drzewa, krzaczki i jeziorka. Jak dotąd było cicho i spokojnie. Nic nie zapowiadało niezwykle groźnego niebezpieczeństwa, jakie czaiło się w pobliskich lasach. Było spokojnie. Aż za spokojnie. Taka swoista cisza przed burzą.
- Jak dotąd wszystko w porządku – rzekł Raul do Trechevile.
- Ale w każdej chwili może się to zmienić, więc lepiej miejcie się na baczności – odpowiedział mu kapitan.
Miał rację zwracając swoim przyjaciołom na to uwagę. Będziemy mieli zresztą okazję, by się o tym przekonać.

***

Febre wraz ze swoimi ludźmi czaił się w lesie między drzewami. Niebawem miała tu przejeżdżać kareta królowej. Tymczasem nie pojawiała się. Gwardziści pana ministra, przebrani za rozbójników (którym nawiasem mówiąc, wcześniej przed wstąpieniem do gwardii byli) zaczęli się już niecierpliwić. Mieli oni wielka ochotę na bójkę i denerwowała ich to opóźnienie. Gdyby dowódca, którego bardzo się obawiali, rzuciliby się na siebie. Każdy z nich jednak bał się Febre’a . Jedno jego spojrzenie wystarczyło, żeby wywołać w najgorszym zbirze drżenie nóg. Zawsze ubrany na czarno, czarnym kapeluszu na głowie i blizną na prawym policzku, ciągnącą się do aż ucha, które skrzętnie zasłaniały długie czarne włosy. Jeśli dodać do tego jeszcze czarnego jak bezksiężycowa noc konia, wówczas zrozumiemy, dlaczego niektórzy zwali go „człowiekiem w czerni”. Mamy też nadzieję, że czytelnik bardziej domyślny niż muszkieterowie pana Trechevile łatwo odgadł, iż groźny morderca Febre to znany z poprzednich rozdziałów naszej opowieści tajemniczy człowiek w czerni, morderca rodziców Raula i osobisty zabójca pana Gastona Charmentall?
- Jak długo mamy jeszcze czekać? Gdzie oni są? Kiedy wreszcie ich napadniemy? – mruczeli pod nosem zbiry pana ministra, jednak żaden nie ośmielił się wypowiedzieć tego na głos. Zbyt wielki respekt czuli przed swoim dowódcą.
Wtem odezwał się tętent koni i zza pagórka wyjechała kareta z królewskim herbem.
- No, nareszcie – zawołał jeden z gwardzistów – Już myślałem, że umrzemy tu z nudów.
Jednak jedno spojrzenie Febre’a wystarczyło, by zamilkł w pół słowa.
- Królowa musi być żywa, gdyż jest nam potrzebna – powiedział Febre – Pozostałych zabić.
Napastnicy wydali okrzyk radości i na dany znak wyskoczyli z kryjówki.

***

- Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że mamy towarzystwo – powiedział Raul wskazując palcem na ścigających ich bandytów.
Jego trzej kompanii natychmiast zwrócili uwagę w stronę pędzących w ich kierunku napastników.
- Rzeczywiście – rzekł Trechevile – Ściga nas spory oddział i raczej nie po to, aby zapytać nas o drogę.
- To co robimy? – zapytał Francois de Morce.
Zwykle był on skory do bijatyki, tym razem jednak słusznie oszacował, że przeciwników jest zdecydowanie zbyt wielu, by mogli oni sobie z nimi poradzić w otwartej walce.
- Jak to co? Uciekamy! – zasugerował Fryderyk de Saudier.
- Nie ty dowodzisz, Fryderyku, tylko ja, wasz kapitan - zwrócił mu uwagę Trechevile.
- Więc jaka jest decyzja kapitana? – zapytał Raul.
- Uciekamy! – krzyknął głośno dowódca muszkieterów.
I muszkieterowie popędzili karetę do przodu. Tajemniczy napastnicy zaś ruszyli za nimi.
- Wasza Wysokość pozwoli, że względu na atak zbójów, popędzimy nieco szybciej – zwrócił się do królowej Francois.
- Oczywiście – odpowiedziała królowa z trudem ukrywając swoje zdenerwowanie, jakie wywołała u niej napaść bandytów – Zróbcie to, co uważacie za konieczne w tym przypadku.
Muszkieterom nie trzeba było tego dwa razy powtarzać i popędzili swoje wierzchowce. Stangret również poszedł za ich przykładem.
- Coś mi się wydaje, że mój małżonek miał rację, że mnie ostrzegał – rzekła do Laury Maria Leszczyńska – A branie tylko czterech muszkieterów do ochrony mojej skromnej osoby, to chyba trochę mało jak na wycieczkę poza Paryż.
Kareta z orszakiem oraz ścigający ich bandyci pędzili dalej traktem prowadzącym przez las.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Czw 2:14, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:23, 05 Mar 2013    Temat postu:

Urwałeś w bardzo emocjonującym momencie, czy muszkieterowie dadzą sobie radę z napastnikami? Znając konwencję powieści płaszcza i szpady, pewnie jakoś sobie poradzą, chociaż, różnie to bywało...co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AMG
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:28, 05 Mar 2013    Temat postu:

Ewelina napisał:
Rika, ja zauważyłam tylko jeden, na tyle postów to jest mały Pikuś, w dodatku nie jest to błąd ortograficzny, więc co miałam pisać?


Ja zauważyłam więcej, ale wyjdzie na to, że tylko coś wytykam Confused No i nie zgłaszam się na ochotnika do sprawdzania, bo nie wyrobię czasowo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin