|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 21:57, 21 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Czyli się nie pozbył Było gdzieś takie opowiadanie... czy je słyszałam, czy czytałam... gdy bohater przez jeden dzień był pozbawiony siły tarcia... oj, nacierpiał się, by uwierzyć, że jest potrzebna.
Co dalej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:43, 21 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
hehehehehe. Znam to opowiadanie. To chyba opowiadanie "ANIOŁ" Bolesława Prusa. Nie jestem jednak pewien, czy to właśnie o to dzieło chodzi. Ale jednak takie było dzieło. To prawda. Przyznam się, że pomysł leciutko został z tego dzieła zaczerpnięty. Ale to przede wszystkim moja własna inicjatywa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:45, 21 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
III - WYPRAWA
Bohaterowie znaleźli się w lesie, na jakieś odludnej polanie, gdzie trudno było o obecność jakiegokolwiek człowieka. Było tu niezwykle cicho i spokojnie. Zbyt cicho i zbyt spokojnie, jak na las w XX w. Wiadomo bowiem na pewno każdemu, że im nowsze czasy, tym więcej hałasu przynoszą. Dlatego taki cichy las nie tknięty wcale ludzką ręką był prawdziwym ewenementem.
- Jakiś dziwny ten las – powiedział Edmund, kiedy się już rozejrzał dookoła.
- Bo średniowieczny – wyjaśnił jego sobowtór.
Edmund przerażony i zdumiony zarazem spojrzał na swego rozmówcę.
- O nie, tylko nie średniowiecze! – krzyknął – Przecież to najgorszy okres w całej historii. Jestem historykiem i wiem co mówię. Lepiej się stąd zmywajmy, zanim nas złapią i oskarżą czary lub herezję.
Edmund 2 położył mu dłoń na ramieniu.
- Uspokój się, mój przyjacielu. Tu nie ma nikogo. Poza tym nie zabawimy tu zbyt długo.
- Po co nas tutaj zabrałeś?
- Mamy do wykonania bardzo ważną misję.
- To znaczy?
- Musimy uwolnić królewnę.
Edmund był bardzo mocno zdumiony słowami, które właśnie usłyszał.
- Jaką znowu królewnę?
- Normalną, mój drogi przyjacielu. Normalną. Czyżbyś nie wiedział, kto to jest królewna?
- Przecież doskonale wiem, kim jest królewna – powiedział nieco zirytowany Edmund – Ja się pytam, jaka to niby królewna i czemu musimy ją uwolnić?
- Jest to klasyczny przykład królewny uwięzionej w wieży, której strzeże okrutny smok siejący ogniem. Dlatego właśnie musimy ją uwolnić.
Edmund nie należał do ludzi strachliwych. Ale jednak świadomość, że ma się spotkać ze smokiem, który na pewno już niejednego rycerza pożarł na obiad, bynajmniej nie dodawała mu odwagi.
- Smok?! Mówisz, że tam jest smok? – zapytał przerażony – Straszny? Okrutny? I do tego jeszcze zieje ogniem?! O nie, nie ma mowy! Ja się na to nie piszę. W umowie o pracę nie ma żadnej wzmianki o smokach. Połączcie mnie z moim agentem!
Edmund 2 popatrzył na towarzysza ze zdumieniem i ironią. Jeszcze nie widział tak ciężkiego przypadku tchórzostwa. Postanowił jednak nie rezygnować. No trudno. Gość jest tchórzem, ale nie tacy stawali się prawdziwymi bohaterami.
- Dobrze, dobrze… - mruknął, ciągnąc Edmunda za rękę – Możesz sobie narzekać, ile chcesz, skoro cię to bawi. Tak czy inaczej idziemy do tego zamku czy tego chcesz, czy nie.
- Nie ma mowy. Ja tam nie pójdę!
- Pójdziesz! I to szybciej, niż ci się to wydaje!
- Chyba po moim trupie.
- Wolę inne metody, ale trudno.
To mówiąc Edmund 2 podniósł duży i kij i walnął nim z całej siły kompana przez głowę. A kiedy ten leżał znokautowany, wziął go za rękę. Następnie skupił się uważnie na celu ich podróży. Wyobraził sobie duży, straszny zamek z ogromnymi wieżami. W sam raz na przetrzymywanie w nim przez groźnego smoka pięknej księżniczki.
Ledwo to sobie wyobraził, a już byli na miejscu.
- Dobra, koniec spania. Obudź się już, ty cykorze – zawołał Edmund 2 na swego kompana.
Edmund ocknął się jak na zawołanie, trzymając ręce na swojej głowie, która bardzo mocno go bolało.
- O matko jedyna! Ale miałem dziwaczny sen. Śniło mi się, że pojawił się u mnie mój sobowtór i…
Nie dokończył, gdyż zobaczył Edmunda 2 i przerażony znowu zemdlał. Przyjaciel zaczął go więc cucić, ten zaś znowu zemdlał na jego widok. Cała sytuacja powtarzała się jeszcze kilka razy. W końcu Edmund 2 wyobraził sobie ogromny strumień wody, który spadnie na omdlałego i w ten sposób go ocuci. Ledwo pomyślał, a natychmiast jego wyobraźnia stała się rzeczywistością. Sam Edmund zaś wstał niezadowolony i mokry jak mysz.
- Obudziłeś się, nareszcie? – zapytał Edmund 2 z miną niewiniątka.
- Tak – odparł Edmund z miną mordercy.
- To dobrze. Wstawaj zatem. Nie czas na leżakowanie. Mamy zadanie do wykonania.
- Jakie niby zadanie?
- Już zapomniałeś? Ale z ciebie delikates. Ledwo dostałeś kijem w łeb, a już wszystko wyleciało ci z pamięci. Pozwól więc, że ci przypomnę. Jesteśmy w zamku, gdzie jest królewna i strzeże ją…
- Straszny i okrutny smok ziejący ogniem. Tak, wiem. Już to gdzieś wcześniej słyszałem.
- To dobrze, że słyszałeś. Z tego wynika, że masz dobry słuch.
- Owszem. Nie narzekam.
- Tym lepiej, bo zaraz usłyszysz coś jeszcze.
- Co usłyszę?
- Uciekaj!!!
Edmund już chciał zapytać, o co jego kompanowi chodzi, gdy wtem wielki, gorący i parzący mu skórę na ciele strumień przeciął powietrze niedaleko jego żeber. Edmund w lot zrozumiał wszystko. Wraz ze swoim sobowtórem rzucili się do ucieczki i schowali się za ścianą. Bardzo dobrze zrobili. Bowiem niedaleko nich przechodził ogromny, czerwony smok. Szukał ich, ale na szczęście nie dostrzegł ich kryjówki, więc poszedł sobie dalej.
- Cień szansy, że jest mile nastawiony do ludzi? – zapytał Edmund.
- Zapomnij – odpowiedział mu Edmund 2.
Gdy tylko smok zniknął szukając intruzów, przyjaciele ruszyli przed siebie biegiem szukając najwyższej wieży w całym zamku. Tam bowiem, zgodnie z większością bajek, przebywały uwięzione przez smoki królewny. Nasi bohaterowie dość szybko dotarli do głównego placu, ale zauważyli, że w zamku były aż trzy wieże wybijające się ponad inne. Jak zgadnąć, w której uwięziona jest księżniczka?
- Super! Tutaj są aż trzy wieże! Jak my teraz znajdziemy tę całą księżniczkę? – zapytał Edmund.
- Szukaj tej, która ma wywieszoną w oknie chusteczkę – wyjaśnił mu Edmund 2 z uśmiechem na ustach.
Edmund rozejrzał się uważnie dookoła.
- Jest tam! – zawołał, wskazując właściwą wieże palcem – To ta, w której pali się światło. Wyraźnie widać chustkę!
- Brawo – pochwalił uczonego jego sobowtór – To już wiemy, gdzie jest królewna. Tylko gdzie się podział…
- Aaaaa!!! Smoooook!!! – rozległ się nagle przerażony krzyk Edmunda.
Sobowtór odwrócił się przerażony. Rzeczywiście. Wielki, czerwony jaszczur szedł w ich stronę i bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego.
- Idź ratować królewnę! Ja się zajmę tym jaszczurem! – zawołał Edmund 2.
- A ty tu sam?! Zwariowałeś?!
- Idź!
Edmund, mimo iż nie lubił swego sobowtóra, to jednak nie chciał zostawiać go samego. Usłyszawszy jednak jego stanowczy ton, ruszył pędem w stronę wieży. Wtem drogę zastąpił mu smok rycząc na niego wściekle. Na szczęście Edmund 2 rzucił szybko kamieniem w smoczy łeb, zwracając w ten sposób na siebie uwagę bestii. Podstęp poskutkowało. Smok ruszył na niego, zaś Edmund mógł spokojnie dobiec do wieży, a stamtąd udać się po schodach na górę. Jeszcze kątem oka zdążył zobaczyć swego sobowtóra, jak ten przemienia się w rycerza w zbroi na koniu i żartującego na bestię.
Nasz bohater nie mógł jednak tracić czasu i wbiegł szybko na samą górę, aż dobiegł do wielkich drewnianych drzwi. Były one zakluczone, więc je wyważył ramieniem. Poszło mu to łatwiej niż mu się wydawało. Wpadł do środka. Tam zaś, na pięknym, królewskim łożu siedziała niezwykle piękna, złotowłosa królewna.
- To ty jesteś tą królewną, uwięzioną przez smoka? – zapytał Edmund bez zbędnych ceregieli.
- Tak – odpowiedziała księżniczka uśmiechając się – A ty jesteś rycerzem, który ma mi zwrócić wolność?
- Oczywiście, że tak. A, co nie wyglądam?
- Nie do końca.
Edmund przyjrzał się dobrze swojemu ubiorowi. Rzeczywiście, nie wyglądał na średniowiecznego rycerza. Nadal miał bowiem na sobie strój z XX w. Dobrze, że królewna nie zadawała zbyt wielu pytań względem jego ubioru.
- Ubierałem się w pośpiechu. Nieważne! Ruszajmy, nie mamy czasu! – zawołał Edmund pamiętając wciąż o swoim sobowtórze.
Złapał królewnę za rękę i ruszył z nią biegiem po schodach na dół. Nagle oboje zatrzymali się przerażeni. W drzwiach bowiem ukazał się smoczy łeb. Spostrzegł on szybko uciekinierów i buchnął w ich stronę płomieniem. Edmund z księżniczką zawrócili zatem i pędem ruszyli na górę, a śmiercionośny ogień był tuż za nimi. Wbiegli do komnaty księżniczki i padli na podłogę. Zdążyli to zrobić w ostatniej chwili. Płomienie smoczego ognia przeleciały tuż nad ich głowami i spaliły łóżko królewny.
- A to drań – zawołała złotowłosa piękność – Nie dość, że piroman, to jeszcze wandal. Łóżko mi zniszczył!
- Jak się stąd wydostaniemy, to i tak nie będziesz przecież tu spała – zawołał jak zawsze praktyczny Edmund wstając i pomagając się jej podnieść – Musimy znaleźć stąd jakieś inne wyjście.
- Nie ma innego wyjścia – wyjaśniła królewna – Chyba, że przez okno.
Edmundowi na jej słowa przyszedł do głowy genialny pomysł. Wziął kotarę ze spalonego łóżka (na szczęście ona się nie spaliła), rozdarł ją i powiązał. W ten sposób stworzył długi i bardzo mocny sznur. Jeden jego koniec przywiązał do uchwytu na pochodnie, drugi zaś wyrzucił przez okno.
- Zejdziemy po tym na dół! – zawołał.
- To szaleństwo! – odkrzyknęła królewna.
- Tak samo, jak wyprawa tutaj! – odpowiedział jej Edmund, po czym dodał – Złap mnie za szyję i bez gadania!
Księżniczka, która bynajmniej nie była przyzwyczajona do tego, by jej rozkazywano, była co najmniej zdumiona zuchwałością swego ratownika. W normalnych warunkach za coś takiego prawdopodobnie Edmund zostałby ścięty, ale to była sytuacja wyjątkowa i tak jak każda wyjątkowa sytuacja, wymagała wyjątkowego rozwiązania. Z tego też powodu, bez dłuższego i zupełnie zbędnego marudzenia zrobiła to, co jej kazano.
Edmund z księżniczką na plecach przeszedł przez okno i zszedł po linie zrobionej z kotary. Kiedy schodził, zobaczył Edmunda 2 w zbroi leżącego jak martwy na ziemi. Nad nim zaś pochylał się smok, szykujący się najwidoczniej do zakończenia potyczki z nim.
- Na co czekasz? Uciekaj! – zawołała przerażona królewna do Edmunda.
- Nie zostawię go tutaj samego!
- Ale jak go pokonać? Co chcesz zrobić?
- Wykorzystać wyobraźnię, choć raz.
Po czym Edmund zaczął myśleć. Skupił się uważnie na tym, co zamierzał zrobić. Starał sobie wyobrazić siebie jako rycerza w zbroi i na koniu, z kopią w ręku. Przyszło mu to z wielkim trudem, zwłaszcza, że dawno nie używał wyobraźni oraz dlatego, że sam ją przecież wyrzucił ze swego umysłu. Mimo wszystko jednak jego wysiłku okazały się skutecznie. Gdy zaczął już tracić nadzieję nagle odkrył, że siedzi na koniu w zbroi, w ręku zaś dzierży kopię. Nareszcie, ucieszył się. Znów mógł używać wyobraźni i nie przynosiło mu to bynajmniej ujmy na honorze, lecz dawało ogromną radość.
Nie mógł jednak tracić czasu na zbytnie zachwycanie się przez siebie użytą wyobraźnią. Spiął konia ostrogami i ruszył galopem w stronę smoka, pochylając przy tym kopię. Potwór podniósł łeb i zobaczył niebezpieczeństwo, lecz za późno, by móc uciec. Kopia przebiła mu czaszkę i wbiła się w mózg. Poczwara ryknęła z bólu i podniosła łeb w górę odrzucając Edmunda daleko od siebie. Upadł on na ziemię, lecz nic poważnego sobie nie zrobił. Smok miał za to mniej szczęścia, gdyż przez chwilę jeszcze ryczał, dyszał i wił się z bólu, aż wreszcie zmarł w konwulsjach.
Księżniczka widząc to wszystko ruszyła biegiem w kierunku swego wybawcy i pomogła mu podnieść się z ziemi, co w ciężkiej zbroi wcale nie było takie proste.
- Och, ty mój bohaterze – zawołała do niego z zachwytem – Jakiś ty dzielny. Niczym św. Jerzy.
- To nic trudnego, jeśli ma się wyobraźnię – odpowiedział wesoło Edmund – Szkoda tylko, że dopiero teraz to zobaczyłem. Ale co z Edmundem 2?
Podbiegł do przyjaciela, zdjął mu z głowy hełm i potrzasnął nim.
- Wstawaj, stary! No wstawaj! Nie umieraj, błagam cię. Nie umieraj! Proszę cię, przyjacielu. Nie umieraj! Musisz żyć! Zrozum, nie wolno ci teraz umrzeć. Miałeś rację. Od początku miałeś rację, a ja się myliłem. Wyobraźnia w życiu jednak jest potrzebna. Miałeś rację. Proszę cię, obudź się.
- Rycerzu – szepnęła mu smutnym tonem na ucho królewna – On już nie wstanie. On odszedł.
- Nie, to niemożliwe – Edmund nie mógł w to uwierzyć – On musi żyć. Bez niego jestem nikim.
- Naprawdę? – odezwał się nagle znajomy i wesoły głos.
- Naprawdę – odpowiedział Edmund.
- Miło mi to słyszeć.
Edmund nagle ocknął się i spojrzał na przyjaciela, który właśnie wstawał z ziemi, uśmiechając się.
- Słyszałeś to wszystko? – zapytał Edmund.
W jego głosie łatwo można było wyczuć złość.
- Oczywiście, że tak – odpowiedział Edmund 2, nadal się przy tym uśmiechając – Co do słówka.
- W takim razie zapomnij o wszystkim, co usłyszałeś.
Królewna zaśmiała się. Nie mogła zrozumieć, czemu ci dwaj się ze sobą kłócą, skoro i tak się przyjaźnią. Ale nie wtrącała się, gdyż sytuacja ta była dla niej bardzo zabawna.
- Mówiłem to, ponieważ myślałem, że mam przed sobą ukochane zwłoki – tłumaczył się Edmund.
- Tak, jasne – zażartował sobie Edmund 2.
- Oczywiście, że tak. Miałbym może płakać po takim obłudnym draniu, jak ty?
- Przyznaj się, że płakałbyś.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie prawda.
- Właśnie, że prawda!
- Och, proszę! Chłopcy, uspokójcie się! – zawołała księżniczka, którą ta kłótnia zaczęła już nieco nużyć.
Kłótnia natychmiast ustała.
- Zamiast się kłócić, po prostu się uściskajcie i już – dodała takim tonem jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Edmund 2 natychmiast wyciągnął w stronę kompana ramiona. Edmund zaś nieco się wahał, ale ostatecznie objął przyjaciela w sposób przyjazny i naprawdę serdecznie. Kiedy go jednak puścił, zobaczył coś niezwykle dziwnego. Edmund 2 robił się przeźroczysty.
- Przyjacielu – zawołał Edmund przerażony - Co się z tobą dzieje?! Ty robisz się przeźroczysty! Czy coś ci dolega?
- Skądże. Nic, a nic. Ja po prostu znikam – odpowiedział Edmund 2, cały czas się uśmiechając.
- Jak to, znikasz?
- Normalnie. W taki sposób, już mnie więcej nie zobaczysz.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nie potrzebujesz już mojej pomocy. Sam już doskonale władasz wyobraźnią i nie musisz mieć kogoś, kto pomoże ci jej używać.
Sobowtór był już ledwo widoczny. Mimo to dalej z uśmiechem kontynuował swoją przemową.
- A ponieważ jestem częścią ciebie, to teraz wrócę do twojego umysłu. Będziesz mógł już korzystać z mojej mocy bez żadnego problemu. Co oznacza, że nie przyjmę już postaci materialnej. Lecz nie martw się, będę cały czas przy tobie obecny. Duchem.
- I on zostanie już na zawsze sam? – spytała smutnym tonem królewna.
- Jaki sam, gołąbeczko, ma przecież ciebie – wyjaśnił Edmund 2 śmiejąc się wesoło – Jestem pewien, że na pewno będzie z tobą szczęśliwy. No, ale na mnie już czas.
I zniknął.
- Szkoda, że już go nie zobaczę – powiedział Edmund smutnym tonem – Polubiłem go. I to nawet bardzo.
- Ale czy nauczyłeś się od niego czegoś mądrego? – spytała królewna.
Edmund uśmiechnął się lekko.
- A i owszem – odpowiedział Edmund – I owszem. Nauczyłem się.
Po czym objął królewnę i pocałował ją w usta.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Pon 22:45, 21 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 11:47, 22 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
I co dalej? Zostanie tam?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:24, 22 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
IV - ZAKOŃCZENIE
Edmund obudził się w swoim łóżku. Rozejrzał się wówczas dookoła. Był w swojej własnej sypialni. Ani śladu smoka, ani księżniczki. Czyżby to wszystko tylko mu się śniło? Nie, to nie możliwe. Przecież jeszcze czuje na żebrach pieczenie po płomieniu smoczego ognia. Więc to się działo naprawdę. W takim razie gdzie księżniczka? Gdzie opuszczony, stary zamek? Gdzie smok? To wszystko wydarzyło się tylko w jego wyobraźni, fakt. Ale czy to oznacza, że nie miało to miejsce naprawdę? Widocznie tak.
Spojrzał na kalendarz. Był poniedziałek, więc czas najwyższy do pracy. Zegarek wskazywał siódmą. Pora już była na niego.
Edmund więc wstał, ubrał się, zjadł śniadanie i szybko ruszył w kierunku szkoły. Przybył na dziesięć minut przed ósma. Na lekcjach zaś przeszedł do realizacji swojej nowej dewizy życiowej. Wykorzystywał wyobraźnię, którą wreszcie nauczył się kontrolować na tyle, by nie sprawiała mu ona problemów w wykonywaniu zawodu. Dyrektor pochwalił jego mądrość i to, jak umiejętnie umiał on wykorzystać swoją zwariowaną wyobraźnię do przyciągnięcia uwagi uczniów, co wcześniej mu się nie udawało.
Koleżanki z pracy zaś znowu zalecały się do niego. On jednak na nic nie zwracał uwagi. Nie umiał się już z tego cieszyć. Jego myśli krążyły tylko w ogół jednej osoby. Królewny, którą ocalił przed smokiem. Zapomnieć o niej było ponad jego możliwości. Myślał o tej jednej jedynej osobie, którą pokochał i którą niestety odebrał mu okrutny, realistyczny świat.
Wielkie więc było jego zdumienie i radość, kiedy wychodząc z kolej lekcji usłyszał nagle za swoimi plecami znajomy głos, który powiedział:
- Witam pana, panie profesorze.
Obrócił się i zobaczył młodą nauczycielką języka polskiego. Jej twarz wydawała mu się dziwnie znajoma. Czyżby to była… nie! Przecież to nie możliwe. Ale jednak…
- To ja, Edmundzie – rzekła spokojnym głosem polonistka.
Głosem, który on doskonale znał.
- Królewna? – zapytał zdumionym tonem nasz bohater.
- Anna – poprawiła polonistka – Jestem Anna. Ale przyznaję, wczoraj odegrałam w świecie twojej wyobraźni rolę księżniczki, którą uwolniłeś ze smoczej wieży.
Edmund czuł, że nic z tego nie rozumie.
- Ale jak… jak to możliwe?
- Czy to ważne? – spytała Anna, zarzucając mu ręce na szyję – Wyobraźnia to sprawiła i tyle. Ona to sprawiła, że możemy być razem i to nie tylko w myślach, ale też naprawdę.
- Ale jak to niby możliwe?
- A czy to naprawdę istotne?
Po czym objęła go i pocałowała namiętnie w usta.
Edmund uśmiechnął się lekko.
- Masz rację. To nieistotne. I nie zamierzam się tym przejmować.
I znowu się pocałowali.
***
I tak oto kończy się ta historia. Edmund i Anna wzięli ślub, po czym żyli długo i szczęśliwie. Wszyscy byli zadowoleni. Doczekali się nawet dzieci. Ale to już inna historia.
Na tym można zakończyć naszą opowieść. Jeszcze tylko trzeba wyjaśnić pewien szczegół. Pamiętacie profesora Szajbera? Marzył on o tym, by zdobyć Nagrodę Nobla za swój wynalazek. Mogę was zapewnić, że ją dostał. Sęk jednak w tym, że nie otrzymał jej w żadnym razie za swój wehikuł czasu, jak na to liczył. Ani tym bardziej za maszynę do zmiany osobowości. Otrzymał ją za… mikrofalówkę energooszczędną. Poczuł się tym trochę zawiedzione, ale ostatecznie Nobel to Nobel. Rozsądnie więc zadowolił się tym, co ma.
Niektórzy z was zapewne zapytają, jaką mam pewność, że tak było, jak mówię? Odpowiedź jest prosta. Mam pewność, ponieważ to ja jestem tym profesorem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Wto 18:24, 22 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 15:56, 23 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Czyli jednak wyobraźnia przenosi góry A przynajmniej królewny
Co masz więcej?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:31, 23 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
AMG napisał: | Czyli jednak wyobraźnia przenosi góry A przynajmniej królewny
Co masz więcej? |
Hehehehehe. Strasznie mnie rozbawiłaś, że wyobraźnia przenosi góry, a przynajmniej królewny Masz doskonałe poczucie humoru. Mam jeszcze jedno opowiadanie i kilka wierszy. Jeśli chcesz, chętnie je tutaj umieszczę Więcej opowiadań zamierzam napisać, ale póki co mam jeszcze jedno i chętnie je dam do przeczytania
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 15:59, 24 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Co do królewien - sam napisałeś, wniosek był jasny
Wklejaj, co masz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:56, 24 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Halloween
W życiu człowieka potrafią się wydarzyć takie rzeczy, od których człowiekowi może się skóra na ciele ścierpnąć. Takie sytuacje są zwykle rzadkie, ale za to tak potężne, że niekiedy mogą przyprawić człowieka o zawał serca. Jedna z takich sytuacji przydarzyła się właśnie mnie. Chciałabym wam ją teraz opowiedzieć.
Wszystko zaczęło się w dniu zwanym potocznie Halloween. W naszym kraju to święto nie jest niestety zbyt popularne. Ale jednak w naszym mieście jako w jednym z pierwszych zostało ono przyjęte. Dlatego też, jako że zawsze uważałam je za o wiele przyjemniejsze niż ponure Święto Zmarłych, musiałam każdego roku wziąć w nim udział. Brałam w nim udział kilka razy i tego roku było tak samo.
Tego oto pięknego dnia ja i moja najlepsza kumpela, Zosia, mieliśmy zamiar odwiedzić domy w okolicy i zebrać najlepsze słodycze w miasteczku. Oczywiście w myśl zasady „Cukierek albo psikus”. Obie uszykowałyśmy się na czas, nie chciałyśmy się bowiem spóźnić. Nie znosiłam spóźniania się i dlatego chciałam za wszelką cenę być gotowa czas, jak zwykle zresztą. Można by nawet powiedzieć, że moim drugim imieniem było „punktualność”.
Zosia odwiedziła mnie w chwili, kiedy miałyśmy razem wyjść na misję zdobywania cukierków. Zapukała do drzwi mego domu przebrana za wampirzycę Minę Harker z filmu „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”. Zosia zawsze lubiła ekstrawaganckie stroje i postacie. Poza tym podobnie jak ja uwielbiała ten film, zaś postać genialnej wampirzycy była dla niej niesamowicie porywająca. Z tego właśnie powodu musiała się za nią przebrać. Strój mojej przyjaciółki był niesamowicie realistyczny. Dlatego też, kiedy moja mama jej otworzyła, zaśmiała się wesoło na jej widok, po czym dała jej kilka cukierków i zawołała mnie. Ja przez ten czas poprawiałam sobie właśnie makijaż. Miałam bowiem zamiar przebrać się za wiedźmę Heizel z bajek o króliku Bugsie. Musiałam więc w to włożyć bardzo dużo wysiłku, by w miarę dobrze przypominać to straszydło. Ponieważ zaś jestem dziewczyną o dość niezwykłej urodzie, to nie było to wcale takie łatwe.
- Roksanko, zejdź już na dół! Twoja koleżanka przyszła!
Zeszłam więc szybko, nie zauważywszy nawet, że pomalowałam sobie tylko jedną brew, a miałam pomalować przecież obie. Na szczęście Zosia zauważyła to i szybko zwróciła mi uwagę na to drobne niedopatrzenie, które jednak mogło mnie dużo kosztować. Kiedy mi o tym powiedziała, spojrzałam szybko w lusterko i parsknęłam śmiechem na widok mych oczu, z których jedno wyglądało normalnie, a drugie przypominało oko trupa. Szybko pobiegłam dna górę, dokończyłam makijaż i wróciłam na dół.
Mama oczywiście ucałowała mnie na pożegnanie i powiedziała:
- Trzymajcie się, panienki. To jest…. Groźna wampirzyco i straszna wiedźmo. Zbierzcie dużo słodyczy, ale nie zjedzcie wszystkich naraz, bo jeszcze was brzuszki zaczną boleć.
Solennie obiecałyśmy, że co jak co, ale tego na pewno nie zrobimy. Po czym ucałowałam moją mamę i ruszyliśmy z Zosią przed siebie.
Gdy szliśmy ulicami miasta, ujrzeliśmy krążące po nich najróżniejsze straszydła: od wampirów, wilkołaków i strzyg począwszy, poprzez piratów i rycerzy bez głów, a skończywszy na upiornych zombie. W innej sytuacji przestraszyłybyśmy się obie takich postaci (to znaczy, ja bym się przestraszyła, bo Zosia raczej nie należała do strachliwych osób), ale teraz tylko wesoło się obie śmiałyśmy. Co poniektóre straszydła poznałyśmy jako naszych szkolnych kolegów i koleżanki, dlatego wesoło im pomachałyśmy i życzyłyśmy udanych łowów. Co prawda cytat z „Księgi dżungli” może nie był zbyt adekwatny do konkretnej sytuacji, ale wydawało się nam, że to najlepsze pozdrowienie dla idących po smakołyki i cukierki
Wśród Halloween znaleźli się również miłośnicy „Gwiezdnych Wojen”. Tu i ówdzie było bowiem widać parę osób, które przebrały się za Chewbackę, Hana Solo, Luke’a Skywalkera, Mistrza Yodę czy też ulubieńca wszystkich fanów gwiezdnej sagi – Lorda Dartha Vadera. My jednak byłyśmy skromnie przebrane za stwory z mitologii. I zapewne właśnie dlatego dostawałyśmy więcej słodyczy niż fani filmów science-fiction. Tak przynajmniej ja bowiem uważałam. Bo w końcu Halloween to święto duchów. A to, że niektórzy je chcieli przerobić na święto miłośników sf, to już ich problem. Mnie to się lekko kojarzyło z profanacją. Ale ostatecznie każdy lubi co innego. Nie będziemy więc nikogo zmuszać, by uwielbiał podobnie jak my jedynie stwory z legend i mitologii.
- Ciekawe mają te przebrania, co nie? – zapytała mnie Zosia, wskazując na grupę naszych koleżanek z klasy przebranych za karzełki i czarownice.
- Owszem, niczego sobie – odpowiedziałam jej – Ale i tak nie mają najmniejszych nawet szans przeciwko Minie Harker i wiedźmie Heizel.
- Dwóch najgroźniejszych kobiet na świecie – zaśmiała się wesoło Zosia.
- Zapomniałaś dodać, że i najpiękniejszych – rzekłam.
- O tak! To też.
Nagle za naszymi plecami dał się słyszeć dźwięk odsuwanego kurka od pistoletu, a po nim cichy i ponury głos:
- Pieniądze albo życie!
Obie instynktownie podniosłyśmy ręce do góry bojąc się, że za naszymi plecami czai się jakiś groźny bandyta, który nie zawaha się przed przemocą, byleby tylko odebrać nam nasz łup. Tymczasem jednak, ku naszemu wielkiemu zdumieniu tajemniczy bandyta stanął nagle przed nami i wówczas okazało się, że jest to jakiś wesoły pirat. Pomyślałyśmy, że to pewnie ktoś z naszych znajomych się wygłupia, ale pukawka, z jakiej do nas mierzył wyglądała bardzo prawdziwe i budziła przerażenie.
- Kim jesteś? – zapytała Zosia, która jako pierwsza odzyskała animusz.
Pirat zaśmiał się, zakręcił lekko pistoletem niczym kowboj rewolwerem na starych westernach. A następnie powiedział tonem Jamesa Bonda:
- Nazywam się Sparrow. Jack Sparrow. A właściwie to kapitan Jack Sparrow. A wy, kimkolwiek jesteście upiory, zaraz staniecie się ofiarami mojego bandyckiego procederu.
- Spokojnie, panie Sparrow…. – powiedziałam.
- Kapitanie Sparrow, jeśli łaska – przerwał mi pirat.
- Kapitanie Sparrow, po co nas niby zabijać? My mamy dużo cukierków, bardzo dużo. Możemy panu je dać, jeśli nas pan puści wolno.
- Czyś ty zwariowała? On nas chce zabić, a ty mu chcesz dawać słodycze? – zapytała Zosia, patrząc na mnie z miną mordercy.
- A wolisz by odebrał nam życie?
- I tak to zrobi, więc co nam zależy? Przynajmniej umrzemy z godnością.
- Panienki, panienki! Będzie konwersować między sobą nieco później – zawołał groźnie pirat – Teraz zaś radzę wam po dobroci. Słodycze albo życie!
Dodał te słowa wymierzając w nas ponownie pistolet.
- Poczekaj no, człowieku! Daj się nam zastanowić – zawołałam przerażona.
Obawiałam się bowiem, że on naprawdę strzeli. Zaś jego zachowanie wskazywało na to, że jest on do tego zdolny.
- Niestety, moje piękne panie. Wasz czas minął. Nie daliście słodyczy, to ja biorę wasze życie.
To mówiąc wycelował w nas pistolet. Ja zamknęłam oczy z przerażenia, ale zamiast kuli poczułam na twarzy jedynie coś płynnego i zimnego. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że ów Jack Sparrow strzelił do mnie z pistoletu na wodę, który udawał tylko XVIII-wieczną pukawkę.
Widząc moją głupią minę pirat zaczął się śmiać jak wariat. Po czym zdjął z głowy kapelusz i perukę, odkleił sztuczne wąsy i oczom naszym ukazała się twarz młodego osiemnastoletniego chłopaka, który śmiał z nas do rozpuku.
- Hubert! – zawołałam przerażona i zarazem wściekła – To ty?
- A któżby inny, kochaneczko – zaśmiał się wesoło Hubert – Twój przyjaciel, pan Hubert, we własnej osobie.
- Nie no, człowieku! Ja cię zabije normalnie! Zabiję cię, ty durny kawalarzu! – wrzeszczała wściekła jak osa Zosia, patrząc na Huberta miną Freddy’ego Krugera – Mogłyśmy umrzeć na zawał.
- Nie pękaj. Jako wampir i tak już nie żyjesz.
Hubertowi humor widocznie dopisywał.
Zaśmiałam się także pod wpływem tego żartu. Co prawda Hubert bardzo mocno z nas sobie zażartował, ale cóż… miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że nie dało się go nie lubić. Był miły i sympatyczny, zawsze grzeczny wobec nas – dziewczyn. Do tego jeszcze zawsze mnie lubił i traktował jak osobę dorosłą, nie jak inni jego rówieśnicy – czyli jak małą, nic nie wiedzącą o życiu smarkulę. I za to go właśnie lubiłam, a wręcz uwielbiałam. Chyba przyznacie mi rację, kiedy powiem, że ja i on od dawna byliśmy już przyjaciółmi. Ostatecznie Hubert zasłużył sobie na to, by mieć przyjaciół, a że miał ich niewielu, więc ja miałam tym większy zaszczyt bycie jego przyjaciółką. Czułam się w takiej sytuacji jako ktoś niezwykle wyjątkowy i tym bardziej ważny w jego życiu. Nie chodziło mi o to, że nie życzyłam mu masy prawdziwych przyjaciół. Owszem, życzyłam mu ich, jak najbardziej. Sęk jednak w tym, że bycie taką wyjątkową osobą w jego życiu działało pobudzająco na moje osobiste ego.
Hubert skończył się wreszcie śmiać i kiedy to zrobił, powiedział nam coś bardzo ważnego. Otóż okazało się, że dwóch naszych kolegów z klasy postanowiło napędzić nam niezłego stracha przebierając się za jeźdźca bez głowy i zaczaić się na nas w pobliżu starego cmentarza, obok którego miałyśmy właśnie iść. Na wieść o tym obie z Zosią zareagowałyśmy uzasadnionym jak najbardziej gniewem. Po usłyszeniu tych informacji miałam zamiar natychmiast zmienić kierunek drogi i nie iść obok cmentarza, ale oczywiście Zosia powiedziała, że trzeba dać tym draniom nauczkę. Hubert również poparł jej pomysł, więc jako przegłosowana musiała również, chcąc nie chcąc, wyrazić na to zgodę.
A zatem cała nasza trójką ruszyła w stronę cmentarza. Przewodził nam Hubert, który znowu założył perukę, kapelusz i przykleił sobie sztuczne wąsy.
- Za mną, moje panie. Damy im taką nauczkę, że hej! – zawołał wesoło wymachując przy tym kordelasem.
Zakradliśmy się po cichu na cmentarz. Nie widzieliśmy na razie nikogo. Schowani za drzewem obserwowaliśmy okolicę i czekaliśmy na przybycie rzekomego jeźdźca.
- Jak na mój gust, to nasi dowcipnisie się rozmyślili i poszli straszyć kogo innego – powiedziała Zosia.
- Ja proponuje iść dalej zbierać słodycze. I popieram moją propozycję – powiedziałam nieco już znudzona czekaniem.
- Roksanko, spokojnie. Nie panikuj, proszę – uspokoił mnie Hubert, patrząc na mnie z uśmiechem na twarzy.
Jego uśmiech zadziałał na mnie, jak zawsze, łagodząco. Dlatego też uspokoiłam się i czekałam z moimi kompanami dalej na przybycie naszych kawalarzy.
Wreszcie tajemniczy osobnik zjawił się. Wyglądał tak realistycznie, jakby naprawdę nie miał głowy. Co oczywiście nie przeszkadzało mu spokojnie przywiązać konia do drzewa i paradować niedaleko cmentarza w oczekiwaniu na nas, ofiar swego dowcipu.
- Ale trzeba jednak szczeniakom pogratulować, mają bardzo realistyczny kostium – powiedział Hubert.
- Owszem, włożyli w jego stworzenie na pewno wiele wysiłku – odpowiedziałam nie mogąc ukryć podziwu dla ich pomysłowości.
- Co racja, to racja – dodała Zosia
Jednak nie przyszliśmy tutaj podziwiać tych dwóch mądrali, ale po to, by dać im ostateczną nauczkę. Hubert postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. Wyszedł zza drzewa i podszedł do jeźdźca.
- No co, cwaniaczki? – powiedział do istoty, która obejrzała się natychmiast na niego.
To znaczy tak sądzę, że się obejrzała. W końcu gość nie miał przecież głowy, a co za tym idzie, nie miał również twarzy, by móc patrzeć. Nie można więc było mieć pewności, czy patrzy na niego i czy słyszy to, co Hubert do niego mówi. A tymczasem Hubert mówił dalej:
- Chcieliście nastraszyć dwie, miłe dziewczyny? Ale to wam się nie udało, bo ja czuwałem nad nimi i do tego nie dopuściłem.
Jeździec bez głowy stał spokojnie i nic nie mówił. Prawdę zresztą mówiąc nie miał czym mówić. Więc jego milczenie było jak najbardziej zrozumiałe.
- No co, mądrale? Zatkało kakao? – wołał Hubert – Nie spodziewaliście się, że ktoś was podsłucha i zapobiegnie waszym niecnym planom? No, nieważne. Jazda! Wyskakiwać mi zaraz z tego jakże doskonale zrobionego kostiumu, ale to już! Wyłazić, bo inaczej sobie z wami porozmawiam! Wyskakiwać i to już!
Jeździec wciąż go jednak ignorował, gdyż poszedł tylko w stronę swego konia i wyjął szablę.
- O, macie ochotę powalczyć? W takim razie proszę bardzo.
Wyjął szablę i zaczął się bić z rzekomym jeźdźcem bez głowy. Jeździec był, jak się okazało, niesamowitym szermierzem. Ale Hubert też nie był wcale taki ostatni. Ostatnio pobierał lekcje szermierki, więc nauczył się tego i owego. Po kilku minutach tego jakże zaciętego pojedynku jeździec schował szablę do pochwy. Zrezygnował widocznie z walki. Następnie zasalutował swoją bronią Hubertowi, wskoczył na konia i odjechał.
- Ha, więc uciekacie, tchórze? Nie chcecie walczyć z kapitanem Jackiem Sparrowem? Dobra, innym razem was dorwę.
- Kogo chcesz dorwać? – odezwał się nagle za naszymi plecami znajomy głos. Okazało się, że to byli ci dwaj chłopcy, którzy chcieli nas nastraszyć. Przyszli oni w bardzo kiepskim kostiumie, który na pewno w ogóle by nas nie przestraszył, gdyby chcieli oni nas nabrać. Ich kostium nie jestem pewna, co przypominał, ale na pewno nie jeźdźca bez głowy. W ogóle nie przypominał on czegokolwiek. A już tym bardziej czegokolwiek, co mogłoby być groźne lub przerażające.
- Jak wy się tak szybko zdążyliście przebrać? – zapytałam nic z tego nie rozumiejąc – I czemu wasz kostium jest taki fatalny?
- No właśnie – odezwała się Zosia równie zdumiona, co ja – Wasz poprzedni kostium był zdecydowanie lepszy.
Chłopaki jednak nic nie rozumieli z tego, co do nich mówiliśmy.
- Jaki poprzedni? – zapytali.
- Jak to, jaki? No ten, w którym dopiero co nas straszyliście – powiedziała Zosia.
Chłopaki patrzyli na nas jak na idiotki.
- O czym wy w ogóle mówicie? – zapytał jeden z nich.
- No właśnie! Przecież dopiero co tutaj przyszliśmy – dodał drugi.
- Jak to? – zapytał Hubert.
On również nic już z tego nie rozumiem.
- A tak to – odpowiedział pierwszy chłopak – Spóźniliśmy się, więc przybyliśmy dopiero teraz.
Huberta powoli zmroziło. Nie tylko jego zresztą. Mnie i Zosię jak najbardziej również. Sytuacja stawała się bowiem coraz bardziej przerażająca.
- Więc to nie z wami walczyłem przed chwilą na szablę?
- Ano nie.
- To z kim Hubert walczył? Kim był ten jeździec bez głowy? – zapytałam mocno zdumiona.
Wszyscy wymownie spojrzeliśmy w stronę miejsca, gdzie przed chwilą znikł jeździec bez głowy. Niestety, już go tam nie było. Uznaliśmy zatem, że lepiej będzie stąd sobie pójść, najlepiej w trybie natychmiastowym. Tak też uczyniliśmy.
***
Od tej sytuacji minęło już dużo czasu. Pomimo to wciąż doskonale pamiętam całe to wydarzenie jakby miało miejsce zaledwie wczoraj. I do dzisiaj nie dowiedziałam się, kim był tajemniczy jeździec bez głowy, z którym walczył w mojej obronie Hubert. Prawdopodobnie też nigdy się tego nie dowiemy. Cokolwiek by to jednak nie było, od tego czasu nie śmieję się już wcale z historii o duchach czy upiorach. Już wcale nie mam ochoty sobie z nich kpić. Nie mają one już dla mnie żadnych wesołych akcentów. Dla pewności jednak poprosiłam Huberta w chwili, gdy wracaliśmy tego samego dnia do domu po wyczerpującym zbieraniu słodyczy, o drobną przysługę.
- Hubercie, mam do ciebie wielką, serdeczną prośbę.
- Jaką, Roksano?
- Gdyby kiedykolwiek jeszcze zdarzyło mi się śmiać lub nie traktować na poważnie jakieś strasznej historii o duchach czy innych upiorach, wtedy proszę szepnij mi na ucho jedno słowo. Halloween. Będę ci za to niewymownie wdzięczna.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Pią 17:49, 25 Paź 2013, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 14:23, 25 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Przyznaję się uczciwie, że nie lubię całej koncepcji Halloween... Ale opowiadanie ciekawe, razem z otwartym zakończeniem, żeby czytelnik wyobrażał sobie nie wiadomo co No i dobrze mieć przyjaciół, z którymi każda chwila jest przyjemna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:45, 25 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba. No, a koncepcja otwartego zakończenia najlepiej moim zdaniem mi tutaj pasowała. Zaś dialog na samym końcu zaczerpnąłem z jego opowiadań o Sherlocku Holmesie (konkretnie ŻÓŁTA TWARZ). Holmes ma do Watsona podobną prośbę. Ale ja nieco to zmodyfikowałem. A pomysł na opowiadanie przyszedł mi przypadkiem podczas rozmowy z koleżanką, również Roksaną
Przy okazji chcę ci podziękować, że czytasz moje dzieła. Niestety wydaje się, że jesteś jedyną, która to robi. Choć to nieco smutne, to przynajmniej jest taka przyjemna myśl, że mam wierną czytelniczkę. Jesteś ciekawa mych innych dzieł?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 12:44, 28 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Myślę, że nie jestem jedyna, bo masz dużo wyświetleń. Nie wiadomo, ilu gości to czyta, a nie komentuje, bo nie może.
Powtarzam: co masz, to wklejaj
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 3:01, 29 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
“Ballada o księżniczce Aleksandrze i zaginionym bracie”
Kiedyś, kiedyś, w dalekim kraju,
Najwyżej przed stu laty, wcześniej może
W brzozowym gaju, w pięknym maju,
Taką oto historię spisano na korze.
Historię zapisał pewien skryba,
Na korze, bo z braku papieru.
Korę przyniosła mi pewna ryba,
A ja to spisałem dla czytelników wielu.
Księżniczka Aleksandra, panna urodziwa,
Która zawsze do wszystkich się uśmiechała,
I którą za dobroć cały świat podziwia,
Teraz łzami się zalewa.
Co jej się stało, czy ojciec ją skarcił?
Tak to z tymi ojcami bywa.
Czy ktoś jej za dobro złem odpłacił,
Że teraz łzami urodę swą zmywa?
Nic z tych rzeczy, coś innego.
To jej starszy brat zaginął.
Do lasu ruszył, bawić się w myśliwego,
I teraz jak kamfora zniknął.
Miał wrócić przed godziną,
A tu cztery już minęły.
Księżniczka ze słodką miną
Wielkie lęki ogarnęły.
“Coś się bratu stać musiał”
Myśli Aleksandra smutno.
A że wrogów tu nie mało,
Każdy boi się już równo.
A księżniczka czeka sama
Na zaginionego brata.
A tymczasem zmarła mama
I zmarł biedny król, jej tata.
Bo dni w lata się zmieniły,
Nieuchronnym losu torem.
I z księżniczką się obeszły,
Tak, jak z jakimś wrednym stworem.
Czerń jej włosów siwym się stał,
Oczy zaś swój blask straciły.
“Lecz on wrócić wkrótce miał”
Serce biedne łzy łudziły.
Styczeń znowu stał się majem,
W wrzesień zmienił los zwariowany.
“Ach, ten kraj byłby dla mnie rajem,
Gdyby tu był mój brat kochany”.
Wtem, gdy sześćdziesiąt lat ubiegło,
Brat jej wrócił z złej wyprawy.
Serce księżniczki wzruszeniu uległo,
Biegnie doń, jak do zabawy.
“Wybacz siostro, żem się spóźnił”
Mówi do niej brat kochany.
“Los złośliwy mnie opóźnił
No i zadał liczne rany.
Chciałem dla Cię bukiet zebrać,
Ale wpadłem w czerni głębie.
Zdołałem kwiatek tylko mały zerwać,
A już mnie wciągnął otwór w dębie.
Com ja widział i com przeżył
Długo by tu opowiadać.
Dość, że jestem i żem wyżył
Bym mógł teraz z Tobą stać.
“Ach, braciszku, smutek mamy”
Mówi do niego siostrzyczka.
“Rodzice umarli, obraz życia zamazany.
Bo ja przecież staruszeczka.
Wtem wróciły nagle latka,
Utracone z tym niesmakiem.
Ona znów jest ośmiolatka,
A on znów szesnastolatkiem.
Na śniadanie rodzice wołają.
Los swe szczęście nad nimi roztoczył.
A czytelnikom, co morału czekają
Mówię: Tych, co czekają, los zaskoczy.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kronikarz56 dnia Wto 3:02, 29 Paź 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
AMG
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 3024
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 18:00, 29 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jakie ładne...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kronikarz56
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 28 Lut 2013
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:18, 29 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Naprawdę ci się podoba ten wiersz, moja droga AMG? Bo chciałem napisać kiedyś jakiś wzruszający wierszyk dla ciebie. I mam nadzieję, że ten naprawdę mocno wzrusza.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|