Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

BONANZA - Cukiereczek - RIKA
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:21, 29 Cze 2012    Temat postu:

Ja też mam pytanie do Zoriny i Riki, czy będzie ciąg dalszy Waszych opowiadań, bo byłabym bardzo chętna do ich przeczytania...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:29, 29 Cze 2012    Temat postu:

Ja z pewną nieśmiałością te fanfiki tu wstawiłam, bo nie wiem, czy to się da czytać.
Ciąg dalszy będzie tylko swojego "warsztatu" nie jestem pewna. Ale i tak pewnie wstawię. Teraz miało być więcej o żonie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:30, 29 Cze 2012    Temat postu:

No to będzie nieco westchnień zazdrości, Ale wytrwamy...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:34, 30 Cze 2012    Temat postu: Bonanza fanfiction Rika

Uważam że Rika pisze bardzo dobrze -tworzy opowiadania,pełne takiego ciepłego i rodzinnego klimatu i czekam na ciąg dalszy.
Co do mnie -nawet nie wiedziałam że czytałaś moje fanfiki Ewelina.
Nie mam jakoś natchnienia ,pomysłu po za tym wiem że robię wiele błedów interpukcyjnych ,gramatycznych i stylistycznych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:52, 30 Cze 2012    Temat postu:

Obie piszecie bardzo fajne rzeczy, Kamila również, tylko ma inny styl, no i wybrała inną tematykę. Co do błędów - nie robi ich jedynie ten, kto nic nie robi, wiec i nie pisze. ja miałam świetną polonistkę w liceum, dużo czytam i też mam problemy z dopełniaczami liczby mnogiej i biernikiem, z formą niektórych liczebników i jak każdemu na pewno zdarzają mi sie regionalizmy lub wyrazy używane w mowie typowo szkolnej lub zawodowej, ale tych bym do błędów raczej nie zaliczała.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:13, 01 Lip 2012    Temat postu:

Wklejam jak leci, bo inaczej będę poprawiać w nieskończoność. Na razie odpuściłam sobie żonę, żeby Ewelina nie musiała wzdychać. Miałam dodać wyjaśnienie do treści, ale tekst chyba powinien się bronić sam.


Dziecięca ballada.


- Nie będę żadnym głupim pomidorem!!!
- Elizo, nie krzycz. Pani Meyers poprosiła cię tylko, żebyś zaśpiewała piosenkę.
- Tak. A ja grzecznie podziękowałam i powiedziałam, że tego nie zrobię. I jeszcze dygnęłam. Co jeszcze mam zrobić, żeby mi dała spokój?
- Dlaczego to jest taki problem, Elizo? Pani Meyers słyszała, że śpiewałaś w saloonie więc chciałaby żebyś wystąpiła z innymi dziećmi. Przecież lubisz śpiewać.
- Ale nie przebrana za POMIDORA!!!
- Prosiłem, żebyś nie krzyczała.
- Tato, jakie ja mam szanse powiedzieć „nie” jeśli ktoś dorosły mnie o coś prosi? Powiedziałam już „nie” ze sto razy. I co? Pani Meyers poszła do ciebie, żebyś mi kazał to zrobić.
- Tak tego nie ujęła.
- A jak? Wiem, grzecznie poprosiła. Tato, ja też cię grzecznie proszę, powiedz pani Meyers, że NIE BĘDĘ ŻADNYM GŁU... - Eliza przerwała widząc minę taty – że... wymyśl coś.
- Nie będę cię tłumaczył, bo ten występ nie stanowi dla ciebie żadnego problemu.
- Tak. To powiem, że zaśpiewam a tata będzie mi towarzyszył przebrany za kukurydzę. To też nie stanowi dla ciebie żadnego problemu. Kukurydza jest duża!
- Elizo!
- Widzisz, tato. Teraz ty krzyczysz. - Tym razem Eliza wzięła głębszy oddech i już spokojniej zapytała - Każesz mi to zrobić?
- Elizo, problemem jest twój strój czy występ w ogóle?
- Powiedziałabym... że... jedno i drugie.
- Powiedziałabyś, gdyby co?
- Gdybyś... stał o pięć metrów dalej ode mnie.
- Elizo, wystąpisz w tym przedstawieniu i nie chcę już słyszeć ani słowa na ten temat.

Jakiś upór pojawił się w twarzy Adama gdy odchodził. Gdyby się jednak oglądnął, zobaczyłby coś bardzo podobnego na małej buzi. To coś z pewnością by go zaintrygowało. Nie oglądnął się jednak, gdyż nie miał zwyczaju sprawdzania, jak wykonują jego polecenia ośmioletnie dziewczynki. A ośmioletnia dziewczynka nie miła zwyczaju poddawania się bez ostatniego słowa. To, że było to ostatnio bardzo tępione, nie oznaczało jeszcze, że ktokolwiek mógł się poszczycić sukcesem. Nadchodziła noc a to sporo czasu na myślenie.

Następnego dnia rano Eliza nie była wcale mądrzejsza niż wczoraj. Żaden pomysł nie przyszedł jej do głowy. Na dobre pomysły trzeba czasem poczekać ale Eliza cierpliwa nie była. Za to była lekko zdenerwowana bo bezradności nie cierpiała, a już własna bezradność to było coś całkiem nowego. Zeszła na dół i rozglądnęła się po salonie.

- Wujku? - Kasztanowe oczka wybrały sobie już cel. Cel siedział za stołem i samotnie jadł śniadanie.
- Co? - zapytał Mały Joe.
- Czy dziadek kazał ci kiedyś zrobić coś, czego wcale nie chciałeś?
- No, zdarzało się.
- I co wtedy robiłeś?
- W końcu i tak to, co chciał. A czemu pytasz?
- TY musiałeś mieć jakiś sposób.
- A ty masz? - zainteresował się Joe, bo cóż szkodziłoby skorzystać z cudzego doświadczenia.
- Nie. Tata jest strasznie uparty.
„Jego córce też niczego nie brakuje” - pomyślał Mały Joe. A głośno powiedział - Może lepiej powiedz mi, o co chodzi. Przede wszystkim, czy już coś zrobiłaś, czy dopiero zamierzasz?
- A pomożesz mi?
- Jeśli będę mógł. Ale nie licz, że przekonam twojego tatę. On mnie rzadko słucha.
- Mnie też.
- Twój tata mówił, że mogę cię po śniadaniu zabrać do miasta. Opowiesz mi po drodze. Chcesz?
- Pewnie. Tylko mnie nie zgub tym razem.
- To się pilnuj, tym razem. I nie odchodź ode mnie.
- Nawet jak będziesz w saloonie?
- Z tobą? Nigdy więcej!

W mieście Eliza przezornie trzymała się blisko wujka. Wujek przezornie trzymał ją za rękę. Saloon omijali szerokim łukiem. Tak udało im się załatwić wszystkie sprawy i krótko po południu byli gotowi do powrotu. Szli właśnie w stronę głównej ulicy gdy usłyszeli strzały i jakieś zamieszanie. Gdy wyłonili się zza rogu, zobaczyli źródło tego zamieszania. Na środku ulicy stał Hoss trzymając jakiegoś młodego człowieka w powietrzu. Drugi, równie młody, leżał na ziemi. Pochylał się nad nim Adam, trzymając w ręku rewolwer.
- Nie wtrącaj się, Cartwright. To nie twoja sprawa – warknął ten na ziemi.
- Moja, jeśli dwoje dzieciaków chce się pozabijać.
- Nie jestem dzieckiem.
- Jesteś. I do tego pijanym dzieckiem. Zabieram twoją broń, Matt. Przyjdź po nią do szeryfa, jak wytrzeźwiejesz.
Tym razem Adam też się nie oglądnął. Odszedł prosto do biura szeryfa. Tymczasem Hoss puścił tego, którego trzymał.

- Idź do domu, Peter. I może nie pokazuj się w mieście przez jakiś czas.
- Nie będę mu schodził z drogi.
- Tak przypuszczam. A może powinieneś. Mieliśmy tu już takiego jednego, co też tak mówił, nie wiem, czy potem nie żałował. Nawet jeśli to nie była jego wina.
- Mówisz o Edzie Poisonie?
- Tak. Posłuchaj starszych i idź do domu.
- Daj mi spokój Hoss i nie pętaj się koło mnie. Dam sobie radę.
- Tak, właśnie widziałem. Gdybym się koło ciebie nie pętał, to problem miałbyś już z głowy. Na zawsze.
- Dobra, już idę.

Hoss popatrzył jeszcze chwilę jak młody człowiek znika z jednej strony ulicy. Drugi, lekko chwiejnym krokiem oddalał się w stronę przeciwną. Czasem wystarczy jedna myśl lub jeden przykład ale w większości przypadków, to jest zbytni optymizm. Hoss wiedziałby o tym, gdyby przyjrzał się twarzom tych młodych ludzi.

W drodze powrotnej do domu Joe i Eliza znowu usłyszeli strzały. Za skałą zobaczyli Matta, który najwyraźniej odzyskał swoją broń.
- Co on robi, wujku.
- Ćwiczy strzelanie.
- Kiepsko mu idzie. Przecież tak nikogo nie trafi.
- Nie trafi tego, do którego będzie mierzył. Ale może trafić kogoś, kto się pęta koło niego.
- A kto się pęta... - Eliza urwała i zrobiło jej się zimno. Zrozumiała. - Wujku, możemy mu jakoś przeszkodzić?
- Nie teraz. Przede wszystkim muszę cię zawieźć do domu.
- Nie chcę wracać do domu. Musimy coś zrobić, żeby Matt nie strzelał do nikogo i nie trafił tego, co się będzie pętał.
- Cukiereczku, to nie są sprawy dla dzieci. Wracamy. Potem pomyślę co z tym można zrobić.

Przez następnych parę dni Elizie nie pozwolono jeździć po okolicy. Nikt też nie zabierał jej do miasta. Zaczęła się niecierpliwić, zwłaszcza, że zbywano jej pytania zdawkowymi odpowiedziami, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Wujek Hoss znikał częściej z domu a tata był bardziej milczący niż kiedykolwiek. Na nieśmiałą próbę wznowienia rozmowy o przedstawieniu, odpowiedział, że temat jest zakończony. Nie miała odwagi prosić jeszcze raz. I kiedy już czuła, że dłużej nie wytrzyma i za chwilę zrobi piekielną awanturę, bez względu na konsekwencje, usłyszała fragment rozmowy taty i wujka Hossa.

- Naprawdę chcą go wyrzucić z miasta? Przecież to jeszcze dzieciak.
- Tak, dzieciak, ale postrzelił Matta. Doktor mówi, że Matt wyzdrowieje ale jego matka strasznie krzyczy w mieście. Mówi, że Peter jest niebezpieczny bo strzela do innych. Mówi, że jeśli pozwolimy mu zostać to dojdzie do nieszczęścia. Coraz więcej rodziców domaga się wyjazdu Petera.
- Widać doświadczenie niczego ich nie nauczyło. A co na to Roy?
- Potwierdził, że Peter jest niewinny. Matt pierwszy wyciągnął broń. Ale to nikogo nie interesuje, widzą tylko, że leży poważnie ranny i to go w ich oczach usprawiedliwia. Winny jest ten drugi.
- Mówiłem jego ojcu, żeby mu zabrał broń.
- Zabrał. Znalazł się życzliwy starszy kolega i pożyczył.
- Adam, to nie zawsze musi się kończyć tak samo...
- Ale wystarczy, że jest duże prawdopodobieństwo, że się skończy tak samo.
- To co teraz? Da się ludzi jakoś przekonać? Spróbuj Adam, gadanie zawsze ci dobrze szło.
- Próbowałem, ale to nie jest dyskusja na argumenty ale na emocje. W tym nieszczęśliwa matka zawsze ma przewagę. Ja jestem szczęśliwym ojcem małej dziewczynki i mnie to nie dotyczy. Tak usłyszałem.

Mała dziewczynka tymczasem próbowała nie oddychać schowana za czerwonym dywanikiem na schodach. To, co usłyszała, wreszcie wyjaśniało sprawę.
- Może powinno się odwołać to jutrzejsze przedstawienie?
- Nie ma takiej potrzeby. Pani Meyers ma już wszystko gotowe. Dzieci byłyby zawiedzione. W końcu nie wszystkich problem Matta i Petera dotyczy.
- A Eliza?
- Co Eliza?
- Wystąpi?
- Oczywiście. Pani Meyers ma już dla niej kostium.
- Co? - Eliza nie wytrzymała. Wszyscy odwrócili się w jej stronę.
- Co ty tu robisz? Podsłuchiwałaś?
- Nie tato... ja tylko... przyszłam powiedzieć, że... zmieniłam zdanie. I wystąpię w przedstawieniu.
- Wiem. Właśnie to powiedziałem.
- Tak, ale...
- Jeśli to wszystko, to wracaj do łóżka.
Tak, najwidoczniej to było wszystko. Eliza wiedziała to, mimo swoich ośmiu lat.

Następnego dnia przedstawienie zgromadziło znaczną część mieszkańców Virginia City. Goście zaczęli się już zbierać i zajmować miejsca na widowni.
- Elizo, nie będzie żadnych głupich kawałów, prawda? - Hoss zapytał Elizę, która stała w pękatym stroju pomidora. Minę miała zamyśloną i zapewne to zaniepokoiło Hossa.
- Kawałów? Z tatą na widowni? Wujku, naprawdę myślisz, że jestem taka odważna?
- Nie, chyba nie. Ale wolałbym się upewnić. Wszystko będzie dobrze, prawda?
- Taką mam nadzieję... Nie martw się wujku. Możesz już iść na widownię.
- Jesteś pięknym pomidorkiem.

Eliza nic na to nie odpowiedziała. Każdego innego, oprócz Hossa, postawiłoby to w stan gotowości. Hoss jednak z aprobatą przyglądał się czerwonym szmatkom i zapomniał już, jak Eliza reagowała ostatnio na najmniejszą wzmiankę o pomidorach.

Przedstawienie rozpoczęło się. Gdy przebrzmiały ostatnie słowa chórku, na scenie pojawił się pomidor z czarną grzywką. Pani Meyers zaczęła grać piosenkę Elizy. Eliza nie zaczęła jednak śpiewać w odpowiednim momencie. Pani Meyers zaczęła jeszcze raz i znów to samo. Cisza. Eliza stała z zaciśniętymi piąstkami patrząc spod czarnej grzywki. Wreszcie wzięła głębszy oddech i zaczęła, wolno i wyraźnie. Nie była to jednak piosenka o pomidorze....

- Dziadek mówił, że każdy ma swoje korzenie. Im głębsze, tym lepiej rośnie. Więc każdy musi mieć miejsce, w którym te korzenie zapuści, swój dom. Jeśli ktoś musi takie miejsce opuścić, to musi też wyrwać swoje korzenie. Spróbować je zapuścić w innym miejscu. To chyba nie jest łatwe i pewnie boli. Myślę, że za drugim razem nie chciałabym już zapuszczać korzeni. Wpakowałabym się do doniczki bo a nuż znowu ktoś przyjdzie i powie, że muszę się wynosić na biegun północny albo na Alaskę. Moi rodzice na pewno chcieliby żebym miała swoje własne miejsce. Nawet jeśli zrobiłabym coś bardzo złego. Bo wujek Hoss mówi, że drzewa w doniczkach nie owocują...

Nikt nie przerywał, Eliza starannie omijała wzrokiem pierwszy rząd, w którym siedziała jej rodzina. Nie widziała uważnego spojrzenia tych czarnych oczu, zamyślonych nad zdarzeniem z przeszłości. Zdarzeniem, którego lepiej sobie nie przypominać, a o którym nie da się zapomnieć. Bała się, że jeśli tam spojrzy to cała odwaga pryśnie jak bańka mydlana. Przełknęła ślinę i kontynuowała w ciszy:

- Mój tata mówi, że każdy zasługuje na drugą szansę. Czy Państwo nie dają swoim dzieciom drugiej szansy? To co wtedy robicie? Wyrzucacie je z domu? Niemożliwe, przecież wtedy w całym Virginia City nie byłoby ani jednego dziecka. Jeśli wasze dziecko zrobi coś złego, to pewnie się za nie wstydzicie. Ale mama mówi, że zawsze, choćby nie wiem co, zostanie miłość. Przynajmniej... powinna zostać. Bo jeżeli wasze dziecko zrobi coś naprawdę złego... czy kochacie je wtedy mniej?

Czerwony pomidor rozglądnął się w zupełnej ciszy i zniknął za kurtyną. Cisza przeciągała się. Wreszcie rozległ się szloch jednej matki. Potem następne chusteczki zaczęły wycierać dorosłe nosy. Tego nie słyszała już ani Eliza, ani Adam, który też zniknął za kurtyną. Czerwonego, pękatego kubraczka nie było nigdzie widać. Wołanie też nie przyniosło żadnego rezultatu. Nikt nie zwrócił uwagi, gdzie zniknęła Eliza.

Po godzinie przeczesywania ulic Virginia City Adam odetchnął z ulgą. Czerwony pomidor siedział na stogu siana za stajniami. Łapki ciasno oplatały kolana, między którymi zmieściła się mała główka. Adam podszedł i popatrzył w górę.

- Ty schodzisz na dół, czy ja wchodzę na górę?
- Wiem, że jesteś zły tato, ale musiałam to zrobić. Nie obiecywałam, że zaśpiewam. Mówiłam, że wystąpię w przedstawieniu. Wystąpiłam. Musiałam im powiedzieć. Oni nie mogą wyrzucić Petera z miasta. Nie można wyrzucać dziecka z domu. Prawda, że nie? On nie chciał zrobić nic złego, sam tak mówiłeś. Bronił się tylko. A wujek Hoss się przy nim pętał i...i...
- Elizo, nie jestem zły.
- Nie?
- Jestem.... dumny. Możliwe, że właśnie uratowałaś ludzkie życie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rika dnia Nie 20:45, 01 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:23, 01 Lip 2012    Temat postu:

Bardzo fajne! Czy jest ciąg dalszy? Może być o żonie, jakoś przeżyję...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ania2784
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 23 Cze 2012
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:25, 01 Lip 2012    Temat postu:

brawo, naprawdę fajne Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:41, 01 Lip 2012    Temat postu:

Ewelina napisał:
Czy jest ciąg dalszy?


Ciąg dalszy dopiero będzie. Jak mi się te "króliczki" namnożą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:56, 06 Lip 2012    Temat postu:

DAMOWANIE


- Wyjdź kochanie, bo mama za chwilę zamorduje wujka.
- Którego?
- Najlepiej obu!
- To ja chętnie popatrzę. - Kasztanowe oczka zabłysły z oczekiwaniu czegoś ciekawego.
- Ruth, proszę. - Hoss zaczął łagodnym głosem. Tak mówił do narowistych ogierów. - Ty nas chcesz zamordować bo to robimy a Adam nas zamorduje, jeśli tego nie zrobimy.
- Z tym, że Adama tu nie ma! To wam daje jeszcze parę dni życia.
- Ruth, nie powinnaś się denerwować, w twoim stanie...
- W moim stanie!!! Jestem w ciąży a nie na łożu śmierci! Zgodziłam się tu przyjechać, bo Adam się uparł, żebym nie była sama w domu. Ale nie było mowy, że mam siedzieć na kanapie i robić na drutach! Tym bardziej nie było mowy o spotkaniach z paniami z towarzystwa! To wasz wymysł!
- Nikt nie mówi o drutach, tylko...
- Tylko, co?! Zwariowaliście obaj do reszty?! Nawet nie mogę wsiąść na konia! Wozicie mnie powozem, otulacie kocykiem, wyjmujecie z ręki ostre przedmioty i umawiacie z paniami na proszony obiad!
- Mieliśmy się tobą opiekować....
- Opiekować a nie niańczyć!!!
- A nie mogłabyś się zająć tym obiadem, pomóc Hop Singowi... - Tu Hoss przerwał widząc zbrodnię w zielonych oczach. - Dobra, już nic nie mówię...

Hoss czuł, że tym razem bycie szefem w Ponderosie będzie trudniejsze niż kiedykolwiek. Miał na głowie gospodarstwo, brata, proszony obiad i dwie kobiety. Nigdy nie przypuszczał, że trudniej będzie upilnować tę starszą.
- Jak on to wytrzymuje. Chyba nigdy się nie ożenię - mruknął do Małego Joe.
- Ja też jeszcze przemyślę sprawę....
- Słyszałam!!!

Ruth czuła, że ma dość. Obiecała, że poczeka tu na powrót Adama, ale nie obiecywała całkowitej bezczynności. A teraz jeszcze ten proszony obiad. Wproszony, powinna powiedzieć. Największe plotkary w Virginia City ładują się do Ponderosy właśnie wtedy, gdy Adama i Bena nie ma w domu. Ciekawe, czemu?
- Hoss, ty się w to wpakowałeś, więc ty będziesz czynił honory domu.
- Ruth, nie możesz mnie samego zostawić. Joe...
- Na mnie nie patrz!
- Na mnie też nie, wujku. Ja zostanę i będę ci pomagać, ale nie wiem co z tego wyniknie. - Eliza realnie patrzyła na sprawę. Ruth uśmiechnęła się mimo woli.
- Dobrze, Hoss. Ale sam zobacz, TY będziesz panem domu a JA, panią domu. Do tego mamy jeszcze Małego Joe i Elizę. Jesteś pewny, że nie chcesz odwołać tego obiadu?
- Kurcze... ale ten obiad się nie da odwołać. Powiedziały, że przyjadą i już. Chcą cię znowu zobaczyć. Sama jesteś sobie winna, gdybyś się nie włóczyła po całej Nevadzie tylko siedziała w domu, to nie byłyby ciebie takie ciekawe. Mogłabyś czasem wpaść na te babskie czwartki...
- Hoss, nie włóczę się po całej Nevadzie. A na babskim czwartku byłam, widziały mnie i wystarczy.
- Tak, raz.
- Dobrze, wyprawimy ten obiad i niech mnie dobrze oglądną. - Ruth poddała się widząc minę Hossa. - To ile będzie gości?
- Tylko Harvey Buford z panią Buford i pani Winifred Mahan, bez męża. One nie zrobią dużego problemu - łudził się Hoss, próbując przekonać samego siebie.
Ruth nic nie odpowiedziała. Popatrzyła na swojego szwagra, wyraźnie dając do zrozumienia, co o nim myśli.
- Chodź Elizo, zajmiemy się tym obiadem, trzeba pomóc Hop Singowi. A potem zrobimy się na bóstwa, żeby olśnić panie z towarzystwa. Żeby miały o czym opowiadać i żeby im wystarczyło NA DŁUGO.
- Tak. Będziemy wielkimi damami. Cokolwiek to znaczy. A panowie będą nam usługiwać przy stole.

Obiad właśnie się kończył. Hoss siedział jeszcze sztywno u szczytu stołu. Miał na sobie garnitur i włosy uczesane z przedziałkiem na środku. Po jego prawej stronie siedziała Ruth i rzeczywiście wyglądała olśniewająco. Zwłaszcza zostało to dostrzeżone przez męską część gości, która rzucała w jej kierunku powłóczyste spojrzenia. Mały Joe bawił się świetnie, słuchając konwersacji:
- Czy szanowna pani z małżonkiem często odwiedzają Ponderosę?
- Tak, proszę pani, to znaczy , nie proszę pani. - Hoss nie mógł się zdecydować. Co, na Boga, oznacza: „Często?” - Ruth? - Błagalne spojrzenie spoczęło na pani domu.
- Och, przyjeżdżamy, jak tylko mamy wolną chwilę. - Ruth uśmiechnęła się uroczo. - To taki wspaniały dom.
- I wspaniała rodzina. A słyszałam, że pani ciągle taka zajęta. Dziecku pewnie brakuje opieki...
- Niczego mi nie brakuje, proszę pani. – Eliza patrzyła zaskoczona. - Opieki mam w nadmiarze, a …
Eliza została zignorowana. Pani Buford popatrzyła na nią karcącym wzrokiem i zwróciła się do Ruth:
- Wiem! Chętnie pani pomożemy. Córeczka mogłaby przychodzić na spotkania dzieci w kółku parafialnym. To taka nasza „szkółka niedzielna”. Miałaby dobry przykład i wzór. Niewątpliwie potrzebny. - Pani Buford podkreśliła dobitnie ostatnie zdanie.
- Ale ja... - Eliza spróbowała troszkę głośniej. Znowu jednak została zignorowana.
- Na pewno jej się spodoba – ciągnęła pani Buford. - Przy okazji pozna jeszcze inne panie z towarzystwa.
- Nie mogę, proszę pani. - Kasztanowe oczka trochę się zwęziły. Eliza pamiętała jednak , że będąc damą, należy mówić wolno i wyraźnie. - Tata uważa, że jestem za mała na spotkania z „paniami z towarzystwa”. Zabronił mi się do nich zbliżać.
- Ach! Kochanie, źle mnie zrozumiałaś... - pani Buford zaniemówiła na chwilę. - Ja... nie mówię, o tym.... o czym ty myślisz...
- A pani myśli, że o czym ja myślę? - kasztanowe oczka wyczekująco spoczęły na ustach gościa. Brwi nad nimi uniosły się i znieruchomiały w niemym oczekiwaniu.

Pani Buford z purpurową twarzą zaczęła szukać pomocy rozglądając się wkoło. Nie doczekała się jednak. Hoss grzebał widelcem w ciastku, Ruth dziwnie długo nalewała kawę a Joe zastygł z otwartymi ustami. Był ostatnią osobą, która przerwałaby teraz tę konwersację.
Pani Buford fuknęła, nadęła się i powiedziała:
- Widzę, że niektórzy nie potrafią niczego docenić...
Ruth uznała, że należy jednak wkroczyć.
- Ale my, drogie panie, na pewno do tych nielicznych nie należymy, prawda? Potrafimy cenić to, co rzadko spotykane a co, przypadło nam w udziale. Hoss, może pokażesz gościom dom? Panie na pewno są ciekawe...

Ciekawe panie ochoczo przytaknęły. Taka okazja może się szybko nie powtórzyć. Hoss westchnął zrezygnowany i zniknął z paniami na piętrze. Wiedział, że do kuchni lepiej się nie zbliżać. Hop Sing mógłby nie być taki wyrozumiały.

Pan Buford nie przyłączył się do pań. Siedział dalej z talerzykiem i ciastkiem w ręce. Kolejne powłóczyste spojrzenie spoczęło na pani domu. A potem dołączyło wyznanie:
- Och słodziutki ten placek... pewnie słodkie rączki go piekły. - Na wspomnienie słodziutkich rączek Hop Singa, Joe o mało nie udławił się kawą. Ruth jednak była damą w każdym calu.
- Przekażę naszemu kucharzowi pańską jakże pochlebną opinię. Myślę, że będzie zadowolony. Rzadko ktoś aż tak docenia jego kuchnię.
Eliza szerzej otworzyła oczy. Pociągnęła Małego Joe za rękaw i szepnęła:
- Wujku, czy ten pan podrywa MOJĄ mamę?
- Nie... chyba... spokojnie, mama sobie poradzi.

Ruth wstała od stołu i przeszła na drugą stronę salonu. Ciągle z ujmującym uśmiechem na twarzy. Bycie damą nie było łatwe.
- Może napije się pan brandy? Joe, poczęstuj pana.
Pan Buford również wstał ale Ruth manewrowała tak, że znalazł się po drugiej stronie. Rzucił okiem na mały stolik przy schodach.
- O, widzę, że macie tu szachy? Ktoś umie w to grać?
- Nie, tak stoją, żeby stolik obciążały. - Eliza miała dość. Bycie damą zaczynało uwierać.
- Mała, nie żartuj sobie ze mnie, bo to nie ładnie. - Pan pogroził jej palcem. Eliza syknęła , bo wujek kopnął ją w kostkę. Pan jednak ciągnął dalej: - Któryś z panów może gra czasami? - zwrócił się do Joe. - Bo szachy to chyba nie na kobiecą główkę. - Powłóczyste spojrzenie znowu pobiegło w stronę pani domu.

- Mamo, może ty zagrasz z tym panem? - słodziutko zapytała młodsza dama odsuwając się na bezpieczną odległość od wujka.
- Nie, kochanie. Szachy to męska rozrywka, kobiety nie mają do tego głowy.
- Mógłbym panią troszkę poduczyć.
- Myśli pan, że dałabym radę?
- Całej partii pewnie nie zagramy, to nie na taką piękną główkę... ale może z dziesięć ruchów? Pokażę pani jak się figury ruszają.
- Jak się ruszają, mówi pan. No to zobaczmy, jak się ruszają.
- Ależ będę zaszczycony. Pani oczywiście zagra białymi.
- Oczywiście. Czuję się zaszczycona, nie wiem, czym sobie zasłużyłam...

Usiedli przy małym stoliku z szachownicą. Eliza zamierzała wskoczyć na oparcie fotela, ale w porę przypomniała sobie, że jest damą. Mały Joe przysunął jej krzesło i usiadła z boku. Partia rozpoczęła się w milczeniu. Po chwili jednak pan Buford nie wytrzymał:
- Proszę się trochę skupić. Nie może pani tak bezmyślnie tracić figur.
- Och, to taka nasza kobieca logika. Który to ruch?
- Ósmy – podpowiedziała uczynnie Eliza.
- No to jeszcze chyba mogę gońca tu postawić?
- Może pani, ale znowu go pani straci. Zbijam.
- A konik tu? Jak pan myśli?
- Dziewiąty... - Eliza odliczała nieubłaganie.
- Ja grając z taką piękną kobietą nie myślę o szachach. I konika zbijam....
- To widać, że pan nie myśli. - Ruth zamrugała i słodko się uśmiechnęła. - To ja jeszcze tego pioneczka tu postawię. Szach i mat.
- Dziesiąty!!! - krzyknęła mniejsza dama.
- Co?! Przecież ja mam większość pani figur!
- I mojego mata. Dobrze się spisałam? Jak pan myśli? A, pan jeszcze nie myśli.
- Dziesięć ruchów, tak jak pan mówił! - Eliza nie przepuściła takiej okazji. Zaraz jednak wyprostowała się i bardzo poważnie dodała: – Pan zawsze wie co mówi, prawda?
- Oszukała mnie pani. - Wyrzut w głosie pana Buforda był aż nazbyt wyraźny.
- Ależ skąd. Nawet pan nie zapytał, czy umiem grać.
- No, wie pani! Myślę, że to był przypadek. Tak, nie mogłem się skoncentrować. Bo, wie pani, szachy wymagają koncentracji.
-O, tak, z pewnością. Wymagają też... - Ruth zobaczyła zachwyconą minę córki, oczekującą dalszej części wypowiedzi i zreflektowała się. – Wymagają też... chwili spokoju, pewnie pan dziś zmęczony?

Eliza była niepocieszona, a tak się dobrze zapowiadało... Tymczasem zmęczony pan rzucił okiem na Małego Joe i Elizę, którym nie udało się tak doskonale zapanować nad twarzą. Zachwyt ciągle było widać. Eliza zmrużyła kasztanowe oczka i słodziutko powiedziała:
-Może pan jeszcze zagrać z moim TATĄ, jak już pan będzie w lepszej kondycji. On panu pokaże, jak się figury ruszają. - Kasztanowe oczka, słodki uśmiech... jednym słowem, aniołek.

Pan Buford z wyraźną ulgą powitał panie schodzące ze schodów.
- Czy, nie uważacie, że jest już późno? - rzucił się w ich stronę. - Chyba dość czasu już gospodarzom zajęliśmy.
- O tak, powinniśmy już iść. Jeśli państwo pozwolą, to się pożegnamy. - Panie też skwapliwie skorzystały z okazji. Pożegnali się kurtuazyjnie i wreszcie zamknęły się za nimi drzwi.

Dwie damy nadal stały na środku salonu.
- Ciekawe, co twój tata usłyszy w mieście na temat tego obiadu... - zastanawiała się większa dama.
- Ja byłam grzeczna - wyniośle powiedziała mniejsza dama i zadarła podbródek.
- Ja też. - Ruth tak samo zadarła podbródek i obie dumnie wmaszerowały na piętro.
Na górze trzasnęły drzwi i dało się usłyszeć ryk śmiechu. Dziki i niepohamowany.

- Już to przemyślałem, nigdy się nie ożenię. - Joe stał i patrzył na schody.
- Ja też. - Hoss nigdy w życiu nie był niczego tak pewny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:04, 06 Lip 2012    Temat postu:

Dobre. Adam chyba jest pod pantoflem a raczej pod dwoma pantoflami. Czy będzie ciąg dalszy? Chciałabym się dowiedzieć, czy następne dziecko to będzie syn, czy kolejna córeczka ustawiająca tatę do pionu...czekam niecierpliwie na kontynuację...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 22:12, 06 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ania2784
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 23 Cze 2012
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:20, 06 Lip 2012    Temat postu:

Świetnie się czytało. Z takimi kobietami Adam napewno nie ma lekko... Może więc lepiej syn... Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:22, 06 Lip 2012    Temat postu:

A myślicie, że z synem miłaby lekko? No, nie wiem...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:24, 06 Lip 2012    Temat postu:

Ja mam dwoje dzieci - z synem było i jest mniej problemów, potwierdzam...Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rika
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 20 Sty 2012
Posty: 4854
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:01, 07 Lip 2012    Temat postu:

Ja to właściwie też wiem.... Tylko tych chłopów w Bonanzie jest już tyle, że coś na odtrutkę musiałam zaaplikować.
Dziewczynki też sobie tam nieźle poradzą. Zwłaszcza dziewczyny Adama.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 2 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin