Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagubione wspomnienie
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:40, 30 Cze 2015    Temat postu: Zagubione wspomnienie

Miałam skończyć, zanim wstawię, ale niestety, ta marchewka nie działa Rolling Eyes To jest praca z kilku tygodni, zresztą, ja już dość dawno pisałam, że nad tym pracuję... No więc... Rolling Eyes

***************************************************************

To jest historyjka w zasadzie złożona z trzech części, na które składają się wspomnienia jednego z Cartwrightów Wink Konkretnie, Joseph siedzi pod choinką i opowiada swoim dzieciom o ich mamusiach.
W tym fanfiku, Joe tak, jak Ben, jest trzykrotnym wdowcem i ma prawie 55 lat. W przeciwieństwie do Bena, pozwoliłam mu jednak na większą ilość dziatwy, odpowiednią do XIX wieku.
No więc miał trzy żony. Pierwszej z nich nadałam imię "Dorothy". Pobrali się w 1862 roku. Umarła w 1867. Drugą nazwałam "Louise". Ślub przypada na 1869, pogrzeb na 1885. Trzecią ochrzciłam "Carrie". Ślub w roku 1889, pogrzeb w 1894. O tym będzie fanfik.
Dzieci jest dziesięcioro, nie wszystkie są jego. W fanfiku Matt i Chantal to pasierb i pasierbica, to jest mi bardzo potrzebne.
Matt (w fanfiku 42 lata), Jonah (30) i Jake (29), związani są z Dorothy.
Chantal (37), Lisa (28 ), Joseph Junior (26), Jane (19) i Chris (15), związani są z Louise.
Winnie (7) i John (4) związani sa z Carrie.
To jest wstęp, którego mam jeszcze jedną część, potem, już jest część pierwsza Wink

***************************************************************

Zagubione wspomnienie

1896 rok, noc przed Bożym Narodzeniem.

Łagodnie padający śnieg przynosi wspomnienia. Delikatnie i cicho przywołuje myśli o ludziach, którzy wspólnie spędzali tę noc, spędzali ją razem z tobą, a teraz ich już nie ma. Wspomnienia wszystkich minionych Wigilii, tych szczęśliwych, gdy do stołu zasiada ktoś więcej i tych spędzonych ze łzami, gdy na pustym miejscu przy stole zasiada już tylko widziana kochającymi oczami dusza najbliższej osoby. W tym domu, puste stały trzy nakrycia. Dla dusz, które pan domu nosił w sercu. Ale te święta nie były samotne. Były, jak podarte wspomnienia dawnych dni. Szczęśliwe i smutne zarazem…

Winnie wyciągnęła szczuplutką rączkę po ciasteczko zawieszone na choince. Było wielkie, ozdobione lukrem i rodzynkami. Chciała je zjeść teraz, nie mogła czekać do rana. Gdy niemal dotykała ciastka, nieopatrznie potrąciła łokciem świeczkę, ustawioną na sąsiedniej gałązce. W ostatniej chwili złapała ją, by nie upadła na podłogę.
- Winnie, nie rusz tego, bo jeszcze podpalisz cały dom – zawołała do niej klęcząca pod choinką Lisa – starsza siostra, po czym przewróciła oczami – zupełnie, jak tata. Tak wiele rzeczy Lisa robiła, jak tata, że aż Winnie samą to zastanawiało. A to dlatego, że ona była podobna do matki. A z tym niewiele mogła zrobić.
- Lisa… ja tylko chciałam polizać ciastko… - szepnęła Winnie.
- One są w kuchni – odszepnęła Lisa. – Widziałam, jak Hop Sing Junior częstował nimi Johna…
Kilka sekund później, Winnie poderwała się i rzuciła do kuchni. Lisa wybuchnęła śmiechem.
- Szkoda, że dla nas nie ma ciastek… - dotarło do niej po chwili westchnienie spod kominka. Uśmiechnęła się – Jane, jej pierwsza młodsza siostra, była w domu. Oczywiście powróci na uniwersytet, gdy przerwa świąteczna się zakończy, ale teraz jej obecność przywołuje ciepłe wspomnienia. Miła dziewięć lat, gdy Jane się urodziła, pięć lat po tym, jak doktor powiedział tacie, że mama nie będzie mieć już kolejnych dzieci. Wypełniła pustkę i pozwoliła zarówno Lisie, jak i jej rodzeństwu zapomnieć o wszelkich nieszczęściach. A tamten czas nie należał do najszczęśliwszych.
- Zobaczysz, co się stanie, kiedy wrócą chłopcy – rzuciła w kierunku kominka. – Gdybym była tobą, poszłabym zjeść chociaż dwa… potem może już ich nie być… - dodała znacząco.
- Masz rację – Jane posłała Lisie ciepły uśmiech i udała się spokojnym krokiem do kuchni.
Lisa z kolei pomyślała, że dla dwudziestoośmioletniej mężatki po studiach medycznych, rozmowa o ciastkach i niczym więcej jest w tej chwili jednocześnie zabawna i niebywale krzepiąca. Ale, w zasadzie, dla siedmioletniej Winnie, która dopiero niedawno nauczyła się czytać, mogła to być sprawa najwyższej wagi. Rzuciła przelotne spojrzenie na drzwi, przez które mieli wrócić ojciec i jej trzej bracia , którzy kolejno, wprowadzali wóz do stajni, wyprzęgali konie i karmili pozostałe zwierzęta. To w końcu było święto dla wszystkich żyjących stworzeń. Mimo całej tej ceremonii, Lisa nie do końca wierzyła jednak, że do takiej pracy potrzebni są czterej mężczyźni. Była pewna, że wymigują się zwyczajnie od porządków w domu i szykowania kolacji. Zerknęła na zamknięte drzwi kuchni. Tata i bracia uciekli. Zwłaszcza, że teraz przy kuchence pozostali tylko jej starsza siostra Chantal, jej bratowa Sherri i oczywiście ich kucharz – Hop Sing Junior, starszy syn legendarnego kucharza dziadka – Hop Singa Seniora. Lisa została w salonie, zgodnie z poleceniem męża, który wraz z jej młodszym bratem Chrisem, znosił ze strychu dekoracje. Ominęła wzrokiem schody i skoncentrowała się na płonącej złocistym światełkiem świeczce na najbliższej gałązce. Chciała pomagać, ale Bernard kazał jej odpoczywać, choć Lisa nie uważała tego za potrzebne. Mimo to została w salonie. Obie z Jane pilnowały Winnie i Johna, który to w skupieniu wycinał papierowe aniołki z zamiarem zawieszenia ich nad kominkiem. Lisa coraz rzadziej widywała swoje młodsze rodzeństwo. Pół roku temu wyszła za mąż za mężczyznę swojego życia i, podobnie, jak Chantal, zamieszkała daleko od domu. Ponderosa była wielka i mogła pomieścić kilkanaście rodzin…
- Cześć dzieciaki! – rozległo się od drzwi. Lisa oderwała wzrok od choinki, po czym wstała z klęczek i wygładziła ciemnofioletową suknię.
- Skończyliście, Pa? – zapytała, powstrzymując się od śmiechu, na widok ojca i braci zasypanych śniegiem, niczym cztery bałwanki.
- Tak – zimno się zrobiło – odparł tata jednym tchem, po czym zadrżał, strzepując śnieg z ramion.
- Cóż, jest grudzień – mruknęła Lisa, splatając dłonie za plecami. – Przynajmniej John i Winnie mają zimę.
- Masz rację – twarz ojca rozjaśnił uśmiech.
Lisa skinęła głową. Tata szanował jej zdanie. Nie dlatego, że była do niego podobna, ani dlatego, że studiowała… po prostu miał do niej zaufanie. Była szczęśliwa, że ojciec jej ufa. W końcu był właścicielem ogromnego majątku. Kiedy ma się pod opieką majątek, najważniejszą sprawą jest właśnie zaufanie.
- Jeśli chodzi o dzieciaki, w stajni jest coś, co może się im spodobać – brat puścił oko do Lisy, rzucając kapelusz na komodę, absolutnie beztroskim ruchem i biorąc się za odwiązywanie szalika.
- Wiem przecież… - westchnęła Lisa. – John jest w salonie – skinęła brodą w okolice gabinetu dziadka, gdzie siedział mały John, pochłonięty pracą. – A Winnie jest w kuchni – skinęła na kuchenne drzwi po drugiej stronie.
- No tak… - westchnął mężczyzna, trącony po chwili łokciem przez starszego brata.
Lisa przewróciła oczami, nie dostrzegając nawet, że tata właśnie robi to samo. Mimo wszystko, to z Josephem Juniorem, Lisa miała od zawsze najlepszy kontakt. Był od niej młodszy zaledwie rok i osiem miesięcy i, jako dzieci spędzali najwięcej czasu we dwójkę. Mieli to szczęście, że nigdy nie byli sami. Lisa, ku rozpaczy brata, od zawsze nazywała go „Joseph”. Kiedy była mała mówiła, że robi to dla odróżnienia od taty, który mimo, że był dorosły, wciąż nazywał siebie „Joe”.
- Pa! – usłyszeli pisk od strony kuchni, niemal równocześnie z tupotem drobnych, dziecięcych stópek. Chwilę potem, przy drzwiach pojawiła się Winnie z buzią wypełnioną rodzynkami.
- Kto dał ci ciasteczka przed kolacją? – tata zrobił surową minę.
- Chantal - odparła Winnie beztrosko.
- No tak – westchnął Joe, odpinając pas i wchodząc do salonu.
- Chantal się nudzi, bo Carl musiał pracować w święta i siedzi w domu – zaczęła Winnie, doganiając ojca.
- Tal przyjechała sama? – Joe zatrzymał się wpół kroku i odwrócił do Lisy i synów.
- Tak… miałam ci powiedzieć – zaczęła Lisa drżącym głosem. – Carl musi pilnować czterech więźniów. Będą ich sądzić dopiero po świętach a jego zastępca jest chory. No i to w zasadzie cała historia. Kazał Tal tutaj przyjechać. Więc jest.
- No dobrze… - westchnął Joe. – Ale Bernard jest tutaj? – upewnił się ostrożnie.
- Tak, Pa. Na górze. Z Chrisem. Walczą ze świąteczną girlandą – zachichotała Lisa. – Od dwudziestu minut.
- Zobaczę co tam się dzieje… - Joe postąpił krok do przodu.
Dopiero teraz, Lisa dostrzegła, że za nim pozostał jedynie Matt – jej najstarszy brat. Posłała mężczyźnie znaczące spojrzenie.
- Jonah i Joseph Junior są w kuchni. Kiedy ty tłumaczyłaś ojcu, gdzie jest Carl, Winnie ich tam zaciągnęła. Do ran pewnie nie zostanie już nic z łakoci – westchnął Matt.
- Tak myślę – Lisa posłała spojrzenie skupionemu na wycinaniu Johnowi. Pomyślała sobie, że świąteczne wieczory w towarzystwie taty, braci i sióstr są zawsze najpiękniejsze na świecie.

Joe ostrożnie wspiął się po drabinie na strych. Był naprawdę zadowolony, że pomimo, iż tej wiosny ukończy 55 lat wciąż jest sprawny, jak w wieku 20. Gdy jego głowa pokazała się już w wyciętym w podłodze strychu otworze z zaskoczeniem zorientował się, że pomieszczenie jest zupełnie puste. Zdążył rozejrzeć się tylko raz, nim nad jego głową zamajaczyła szara chmura kurzu. Nie zdążył odsunąć się gdy cały kurz opadł na jego głowę. Potrząsnął nią gwałtownie czując, że pył drapie go w oczy i w gardło. Zakaszlał kilka razy. Gdy udało mu się otrząsnąć z kurzu, dostrzegł ruch w najciemniejszym kącie strychu.
- To ty, Pa? – usłyszał chłopięcy głos, który jednak równie dobrze mógł dochodzić z drugiej strony.
- Tak, Chris, co wy tam robicie? – rzucił Joe, postanawiając jednak skierować swoje słowa w stronę kąta, gdzie dostrzegł przed chwila ruch.
- Niech tata tu przyjdzie – Joe dostrzegł ponownie ruch w kącie strychu. Tym razem, głos należał do jego zięcia, Bernarda.
Westchnął i przewrócił oczami, po czym podciągnął się na ramionach, by dostać na strych bez wchodzenia na kolejne stopnie drabiny. Nie będąc z początku pewnym, czy obiera dobry kierunek, udał się w stronę kąta, gdzie dostrzegł dwukrotnie ruch. Tym razem intuicja nie myliła ojca. Gdzieś w połowie drogi był już zupełnie pewny, że Bernard i Chris znajdują się właśnie w tym miejscu. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu dostrzegł, że obaj pochyleni są nad jedną ze skrzyń.
- Co wy tu robicie? O ile mi wiadomo, dekoracje świąteczne zawsze były tam – Joe skinął głową w kierunku przeciwnym, w stronę najjaśniejszego punktu strychu – osłoniętego zasłoną kącika obok okna.
- Wiem… - zaczął Chris. – My już w zasadzie skończyliśmy z ozdobami, Pa… Ale… Bernard, powiedz mu – trącił łokciem przykucniętego nad skrzynią szwagra.
- Potknąłem się o tę skrzynię – Bernard wskazał otwartą dłonią na wspomniany przedmiot. – Chris chciał zobaczyć, co jest w środku.
- Oczywiście, że chciałem – warknął Chris. – Tylko, że ty wysypałeś połowę tych listów na podłogę, kiedy raczyłeś się potknąć.
- Zamknij się, gówniarzu! – Bernard posłał mu kuksańca. Ponownie nachylił się nad skrzynią, kontemplując w skupieniu jej zawartość.
- Pa… jeżeli chcesz, zobacz, co jest w środku… - Chris wycofał się do tyłu, by zrobić ojcu miejsce przy skrzyni.
Joe uklęknął przed nią i wydobył z niej zakurzony album fotograficzny w skórzanej oprawie. Zdmuchnął z niego pył i przekartkował powoli.
- Byłem pewny, że ona jest zamknięta… gdyby coś się temu stało… - wymamrotał ledwie słyszalnym głosem.
- Pa? Co robią w tym kufrze nasze zdjęcia z dzieciństwa… - zaczął Chris, zaglądając ojcu przez ramię.
- Schowałem je tutaj po śmierci matki Winnie i Johna – odparł Joe zmienionym głosem. Przez jakiś czas nie chciałem jej pamiętać. To chyba nie jest zły pomysł, synu. Zabiorę go na dół – dodał.
- Ja nic nie powiedziałem, Pa… - wyjąkał Chris.
- Wiem, synu. W tym kufrze są pamiątki po waszych matkach. Nasze listy, fotografie i pozostałe… rzeczy – westchnął Joe. – Zasuszone kwiaty, które rosły wokół domu Dorothy, plakaty z występów twojej mamy, Chris i… medalion, który miała na szyi Carrie, kiedy przyjechała do Virginia City. Z bursztynem z Europejskiego morza. Pamiętasz?
- Tak, Pa – westchnął Chris. – miałem wtedy osiem lat.
- Była, jak promień słońca w naszym smutnym domu… Prawda? – westchnął Joe, wspominając delikatne, błękitnookie dziewczę, które zjawiło się w Ponderosie słonecznej jesieni 1888 roku. – Wtedy czułem się taki stary… bardziej, niż teraz. Miałem dość wszystkiego.
- Wiem, Pa… pamiętam – westchnął Chris. – Nie pomogłem ci wtedy.
- Nie… nieważne – wykrztusił Joe. – Pomóżcie mi znieść tę skrzynię na dół, chłopcy.
- Dlaczego? – spytał Bernard zaskoczony.
- Chcę, żeby Lisa i Joseph Junior zabrali to, co należy do nich – odparł Joe drżącym głosem. – Żadna pamięć nie powinna być bolesna.
- Pomogę ci – Chris chwycił za jedną z krawędzi skrzyni.
- Ja też… - skoro tak – Bernard chwycił skrzynię z drugiej strony.
- Hej, ja też dam radę! – twarz Joe rozjaśnił uśmiech. – Nie jestem jeszcze taki stary.
- No? – Bernard uniósł na niego twarz z wyrazem zaskoczenia w oczach. – Chyba ma tata rację – dodał, uśmiechając się przyjaźnie.
- Ej, Bernard – Chris trącił go łokciem w bok. – Zapomniałeś, że Joseph Cartwright ma zawsze rację? – dodał, mrugając porozumiewawczo do szwagra.
W tym momencie cała trójka wybuchnęła śmiechem.

*************************************************************
Jak coś nie tak, piszcie... chętnie poprawię... nie wiem, czy inicjatywa dobra, ale próbować nie zaszkodzi... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 16:00, 26 Gru 2015, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Wto 23:00, 30 Cze 2015    Temat postu:

Początek jest bardzo ciekawy, intrygujący a sam zamysł... imponujący Very Happy masz bardzo dużo postaci w opowiadaniu i ciekawa jestem, jak je poprowadzisz Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:44, 01 Lip 2015    Temat postu: Zagubione wspomnienie

Ładny ten klimat ,taki świąteczny ,rodzinny i pełen ciepła.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:57, 01 Lip 2015    Temat postu:

Na razie jest ciekawie opisana urocza, rodzinna atmosfera ... świąteczna. Duża rodzina. Trochę trudno połapać się w dzieciach ... bardzo dużo ich jest i nieco się mylą. Trochę skomplikowane. Dobrze, że na początku jest wyjaśnienie kto jest kim ... w każdym razie zapowiada się interesująco.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 10:01, 02 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:03, 02 Lip 2015    Temat postu:

Senszen, postacie, które są na początku wszystkie razem, we wspomnieniach będą pojawiać się stopniowo w dużej rozciągłości czasu... postaram się jakoś pogodzić trzy części, jeszcze nie wiem dokładnie, jak to będzie wyglądało... Wink
Zorina, cieszę się, że dostrzegasz w tym nastrój Świąt... ja bardzo chciałam, żeby tak było i martwiłam się, że mi nie wyszedł, bo pierwszy raz pisałam coś takiego... Rolling Eyes
Ewelina, ja właśnie pomyślałam, że muszę to wyjaśnić... gmatwanina rozplącze się za kilka fragmentów... nie byłam też pewna, czy Joe może mieć zdjęcia rodzinne w XIX wieku... w razie czego, popraw mnie Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Czw 15:04, 02 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:34, 02 Lip 2015    Temat postu:

Mógł mieć, jak najbardziej, ale takie sztywne, pozowane, raczej siedzące ... to jest starsze osoby siedziały, młodsze stały. Nawiasem mówiąc, to wychodzi mi z lat potomstwa, że pierwsza żona Joe była parę lat od niego starsza ... około 6, 7 lat co najmniej ... to rzadko się zdarzało, bo panowie raczej brali sobie młodsze roczniki ... było jednak możliwe, choć rzadko spotykane. Druga żona mogła być w jego wieku, lub o rok, dwa lub trzy starsza ... trzecia to pewnie "najnowszy model" Very Happy sądząc po wieku dzieci. Niestety, zbyt długo nie żyła Sad Joe jak widać przynosi pecha kobietom, tak jak Ben Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 15:36, 02 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:53, 02 Lip 2015    Temat postu:

Ano przynosi... Rolling Eyes Pomyślałam sobie tylko, że powinni mieć więcej dzieci... Rolling Eyes Ale, jak ty to wyliczyłaś?! Shocked Dokładnie takie są różnice wieku... Rolling Eyes Dwie pierwsze, to akurat będą wdowy i... cóż... Rolling Eyes nie wiem, czy poza The Actress Joe miał dziewczynę starszą od siebie, ale ja w zasadzie ożeniłabym go ze starszą z rozmysłem... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:12, 02 Lip 2015    Temat postu:

Miał. Julię Bulette.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:18, 02 Lip 2015    Temat postu:

No tak Laughing Byłabym zapomniała... a takich rzeczy się raczej nie zapomina Rolling Eyes Jednak nie widzę go z AŻ TYLE starszą... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:22, 02 Lip 2015    Temat postu: Zagubione wspomnienie

Domi PW.
Juliette znała chyba matkę Joe tak ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:27, 02 Lip 2015    Temat postu:

Nie jestem pewna... tam to wszystko było dziwnie wyjaśnione... ale może to przez te związane z Marie tajemnice Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:50, 12 Lip 2015    Temat postu:

Część druga wstępu. W następnej zaczyna się już opowieść... Rolling Eyes

*****

- I gwiazda doprowadziła trzech mędrców do małej chatki, gdzie mieszkał Syn Boży z mamą i Józefem. A wiesz, czym była ta gwiazda? Darem i drogowskazem. Teraz już jej nie widać, ale ty i my wszyscy mamy w sercu inne drogowskazy, które pomagają nam znaleźć Boga, wiesz? Nie można o tym zapominać – opowiadała Lisa.
- Wszyscy je mamy? – dopytywał się John.
- Wszyscy, każdy z nas. Prawda, Jane? – Lisa posłała młodszej siostrze krzepiące spojrzenie.
- Oczywiście, mały bracie. Tylko trzeba umieć korzystać z tego daru. Ale, on ci pomoże w trudnych chwilach – Jane pogłaskała chłopca po puszystych, drobno skręconych włoskach – Kiedyś się nauczysz.
- Chcę teraz… - mruknął John.
- Cicho, głupi! Niech ciocia opowiada nam dalej – warknął siedzący obok niego, ciemnowłosy chłopiec o wielkich oczkach.
- Jim! – syknęła Lisa. – Tak nie wolno! Przeproś Johna.
- Mimi, wiemy, co to rywalizacja – oczy Jane przez moment zbłądziły na twarz Lisy. – Ale John to twój wujek. Rozumiem, ile macie lat, ale musisz szanować swoją rodzinę.
- Nie rozumiem tego – prychnął Jim krzyżując rączki.
Lisa przewróciła oczami. Nie była pewna, czy jej czteroletni siostrzeniec zrozumie jakiekolwiek tłumaczenie. Ale nie potrafiło opuścić jej przekonanie, że John z kolei doskonale rozumie to wszystko. To, że w tak licznych rodzinach, jak rodzina Lisy wiek nie wyznacza stopnia pokrewieństwa. Chantal wyszła za mąż, nim urodziła się Winnie. Miała wtedy dwadzieścia pięć lat. Lisa szesnaście. To był jeden z najsmutniejszych okresów w życiu ojca. Nic nie było w stanie wypełnić pustki po pewnej stracie. O niektórych rzeczach naprawdę trudno było komukolwiek pamiętać.
- Kiedyś wszystko się wyjaśni – westchnęła Lisa. – A teraz, tak, jak chciałeś, Jim, dokończę świąteczną opowieść. Powinnam wysłać cię do kąta, ale jutro są święta. To jest nawet dobra chwila, by wyjaśnić wam coś.
- Widzisz? – prychnął John, spoglądając ze złością na siostrzeńca. – Pójdziesz do kąta.
- Nie pójdę – odgryzł się Jim. – Mama zaraz przyniesie ciasto.
- Macie rację – Lisa odgięła głowę do tyłu, by zajrzeć do kuchni. – Zaraz będą.
- Wiecie co? – odezwała się Jane. – Kiedy będziemy już wszyscy razem, powiem wam coś – zarumieniła się lekko i ukryła twarz za oparciem fotela. Czekała wciąż na braci i ojca. To, co chciała powiedzieć pozostawało tajemnicą od jesieni. Cztery miesiące czekała na odpowiedni moment, by zdradzić rodzinie, że jeden z uczniów uniwersytetu, niejaki Charles Bloomer ma co do niej poważne plany.
- Chyba domyślam się, co się dzieje… - Lisa zmierzyła ją spojrzeniem.
- Cóż, skoro Lisa Cartwright mogła wyjść za mąż po jedenastu latach staropanieństwa, to Jane Cartwright mogłaby mieć narzeczonego mając dziewiętnaście – zachichotała Jane.
- Wychodzisz za mąż? – zapytał John, podskakując w pozycji siedzącej tak, że jego złote loki zatrzęsły się, tworząc nad jego głową kształt podobny do aureoli.
- Jeszcze nie… - westchnęła Jane, ponownie chowając twarz za oparciem fotela.
- No dobrze – zachichotała Lisa. – Chłopcy, na zakończenie świątecznej historii, powiem wam tylko, że musicie zapamiętać – kogokolwiek spotkacie na swojej drodze, on nie urodził się zły. On też ma w sercu gwiazdę betlejemską, ale, choć dobrze zna jej głos, nie chce, albo nie potrafi jej posłuchać. Pamiętając o tym, możecie pomóc wielu ludziom się odnaleźć. Ale, żeby to zrobić, nie możecie się kłócić. Zgoda?
- No dobrze – westchnął Jim. – Nie będziemy.
- Ja też potwierdził John.
- Przynajmniej do końca świąt – dodał Jim.
W tym momencie, obie z Jane poczuły, że za chwilę wybuchną śmiechem.
Nie zdążyły jednak nawet drgnąć, gdy do salonu weszły Chantal wraz z Sherri, niosąc tace z ciastem. Obok tej drugiej kręcił się Joseph Junior, co chwilę zgarniając palcem lukier z ciasta, które akurat miał pod ręką.
- Zostaw! – chichotała Sherri.
- Daj spróbować! Nie poczęstujesz męża? – jęknął Joseph Junior.
- Dorosły mężczyzna a zachowuje się, jak dziecko - westchnęła Sherri, stawiając ciasto na stoliku. – Jedz! – nakazała mu surowo, wskazując nadgryzione ciasto.
- Dziękuję, pani – Joseph Junior mrugnął porozumiewawczo do żony.
- W porządku – zachichotała Sherri.
- Brawo – westchnęła Jane.
- Hej, dzieci! – rozległo się nagle u szczytu schodów, równocześnie z przeraźliwym hałasem. Lisa i Jane drgnęły ze strachu.
- Pa? – westchnęła Lisa, widząc ojca, męża i brata, taszczących ogromny kufer.
- Joseph, pomóż nam! – wrzasnął Joe, zaciskając zęby. Na ten odgłos, mężczyzna przerwał jedzenie ciasta i rzucił się w kierunku schodów.
- Nie wierzę, że trzech dorosłych mężczyzn nie zniesie na dół kuferka – jęknęła Jane. – W której staliście kolejce, jak rozdawali krzepę?
- Już wiem, po kim Jane odziedziczyła poczucie humoru – wykrztusił Joe. – Po stryju Adamie…
- A ja ostatnio doszłam do wniosku, że Brenda odziedziczyła charakter po tobie – zachichotała Lisa. – Wyszła za mąż osiem lat temu a tego lata urodziła siódme dziecko – powiodła wzrokiem po osobach ze branych w salonie. Jane zachichotała.
- Bardzo śmieszne – westchnął Joe, stawiając skrzynię na podłodze i prostując się z wysiłkiem, podobnie, jak jego pomocnicy.
- Mówię prawdę. Johnny ma dopiero drugie dziecko. Stryjek Adam też jak dotąd ma tylko troje dzieci. A Brenda… cóż – zachichotała Lisa, przewracając teatralnie oczami.
- Zapomnijmy o tym – westchnął Joe.
- Co jest w tym kufrze? – rozległo się od strony drzwi.
- Winnie, Jonah, co wy robiliście na dworze? – zapytał Joe surowo, widząc syna i córkę w drzwiach wejściowych. Oboje zasypani byli śniegiem.
- Winnie chciała ukryć prezent gwiazdkowy w stajni. Prawda? – Jonah puścił oko do siostry. – Nie mogłem odmówić – zachichotał.
- No tak – westchnął Joe.
- A tak na poważnie, Pa… co to za skrzynia? – zapytał Jonah.
- To pamiątki po waszych matkach – Joe z pomocą synów przesunął skrzynię dalej od schodów. – Po twojej mamie, Jonah, po Louise i po Carrie. Chciałem, żeby każde z was zabrało stąd to, co należy do niego.
- Tu są… - Lisa uniosła oczy na ojca.
- Tak, dziecko – Joe uklęknął obok skrzyni.
- Jane… chcesz je przejrzeć? – Lisa odwróciła twarz do siostry.
- Ja chciałbym – odezwał się Joseph Junior niepewnym głosem.
- Dobrze… - westchnął Jonah.
- Ja chcę – Winnie skinęła głową.
- I ja – zawołał John, podskakując.
- Dobrze by było – dodała Chantal.
- Więc widzisz, Pa, że przegłosowaliśmy – zaśmiał się Chris.
- W porządku – Joe położył dłoń na zamku skrzyni z zamiarem otwarcia jej, ale w ostatniej chwili podniósł głowę. – Zaraz, gdzie jest Matt? – rzucił w powietrze.
- W kuchni – odparła Lisa nieśmiało. – Dyskutuje…
- Nie zdołała dokończyć zdania, gdy ze wspomnianego pomieszczenia rozległ się podniesiony głos:
- W tej zastawie było piętnaście filiżanek. Pa zakupił piętnaście identycznych filiżanek i spodków dla piętnastu osób w święta w ubiegłym roku. A teraz, jest piętnaście spodków a czternaście filiżanek.
- Pan Carl nie przyjechał – tłumaczył się kucharz niepewnym głosem. – Piętnasta nie jest potrzebna, schowałem ją.
- GDZIE JEST? – dopytywał się Matt.
- powiedz mi, Jane… - westchnęła Lisa. – Ile Matty ma lat?
- O ile mi wiadomo, czterdzieści dwa – westchnęła Jane.
- No właśnie – Lisa powoli wstała. – Chantal, pomożesz mi z tą zastawą?
- Jasne – Chantal odłożyła na talerz widelec i udała się za siostrą do kuchni.
Chwilę później ze wspomnianego pomieszczenia rozległ się odgłos tłuczonego szkła…

Pół godziny po ww. wydarzeniach.

- Skończyłem – rozległo się od szczytu schodów.
- Jake? – Joe odwrócił się ze zszokowanym wyrazem twarzy. – Ty…
- To znaczy…? – mężczyzna zatrzymał się, równie zaskoczony.
- - Jake przyjechał, kiedy ty i Matt odbieraliście Jane ze stacji – wyjaśniła Chantal.
- On… przez cały czas był na górze? – odezwał się Jonah niepewnym głosem.
- Synu… - Joe wstał i zmierzył mężczyznę zatroskanym spojrzeniem. – Co ty tam robiłeś?
- Sprzątałem – odparł Jake beztrosko.
- Zaraz po przyjeździe? – dopytywał się Joe.
- Chciałam mu pomóc, ale Bernard zabronił mi się ruszać – westchnęła Lisa, zaciskając usta – zupełnie, jak ojciec.
- Musisz się oszczędzać – Bernard zmierzył ją surowym spojrzeniem. – To dla twojego dobra.
- Lisa? – przeszło po pokoju. Gdyby ktoś miał w planach określenie, z których ust wydostało się jej imię po raz pierwszy, nie byłby w stanie. Tymczasem, główna zainteresowana dała Bernardowi kuksańca w bok i uniosła twarz na rodzinę, wyciągając dłonie w obronnym geście.
- Lisa… Mamy rozumieć…? – wykrztusił Joseph Junior.
- Nie – Lisa wstała i podeszła do kufra. Jedną dłoń położyła na jego wieku a drugą na ramieniu ojca. – Przykro mi, ale nadal nie – spojrzała w twarz Joe, na której odmalowywały się na przemian sprzeczne emocje. – Lepiej zajmijmy się tym, Pa – dodała pocieszająco, wskazując skrzynię skinieniem głowy.
- Dobrze – westchnął Joe, jednak w westchnieniu owym pobrzmiewała nuta niepokoju o jego ukochane dziecko. Lisa była mężatką już od siedmiu miesięcy a wciąż odpowiadała na podobne pytania przecząco. Jeszcze przed dwoma laty, czuł się zupełnie pogodzony z faktem, iż nie wyszła za mąż i świadom, że córka chce realizować marzenia w klinice w Carson City. Jednak teraz, sytuacja była inna.
- Joseph, usiądź – warknęła surowo Sherri, widząc, że jej mąż ponownie wyciąga rękę w kierunku ciasta.
- Chciałem… - zaczął Joseph Junior, przerywając jednak na widok znaczącego spojrzenia żony. To był dobry moment. Zapewne, dziecko Lisy będzie młodsze, ale w tej chwili Sherri była pewna, że on, nim minie rok, zostanie ojcem.
- Tato – odezwała się Sherri. – Wiem, ile to dla was obojga znaczy. Ja… ja chyba muszę ci coś powiedzieć…
Joe na dźwięk tych słów uniósł głowę. W jego oczach odmalowało się przerażenie.
- Tato… tak – dokończyła Sherri, rumieniąc się.
- Mój dziecko… - wykrztusił Joe, wstając powoli i podchodząc do synowej. Ujął ją delikatnie za twarz. – Moje dziecko – powtórzył a w jego ciemnozielonych oczach zamajaczyły wielkie łzy. Od kiedy Sherri Baxter pojawiła się w Ponderosie miał pewność, że pokocha to prześliczne dziewczę o kasztanowych włosach i łagodnym uśmiechu, pokocha, jak własną córkę. To, co w tej chwili eksplodowało w jego sercu było uczuciem silniejszym, niż największa wiosenna wichura, piękniejszym od lipcowego poranka, słodszym od treli słowika, jaśniejszym, niż blask letniego słońca. Było przeszywającym szczęściem.
Kilka sekund później, wzruszona Sherri znalazła się w ramionach płaczącego teścia. Przez chwilę nie była pewna, co powinna zrobić, jednak po namyśle objęła mężczyznę i wykrztusiła:
- Moi rodzice już wiedzą. Wiedzą i są szczęśliwi. Jeżeli urodzę syna… nazwiemy go Sidney a córkę… Stella…
Joe oderwał się od synowej i spojrzał jej w oczy.
- Uzgadniacie takie sprawy beze mnie? – zapytał surowo. – Jeżeli to będzie dziewczynka… nazwijcie, ją Joanna – dodał, przybierając ton niewiniątka.
W tej chwili wszyscy zebrani w pokoju, łącznie z Sherri, wybuchnęli serdecznym śmiechem.

*****

Ślubuję, że w następnej wyjaśni się cała reszta... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zorina13
Administrator



Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z San Eskobar
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:06, 13 Lip 2015    Temat postu: Zagubione wspomnienie

Ciepło ,rodzinnie ,serdecznie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:17, 14 Lip 2015    Temat postu:

Ciepło i rodzinnie, do tego świątecznie ... choć przyznam się, że gubię się w tym kłębiącym się tłumie krewnych. Chyba jest ich nieco za dużo Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:52, 14 Lip 2015    Temat postu:

Oczywiście, że tak Very Happy Ale, w następnym fragmencie, wszystko wytłumaczę od początku... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin