Forum www.bonanza.pl Strona Główna www.bonanza.pl
Forum miłośników serialu Bonanza
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uśmiech losu część III "Droga do nieba"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 144, 145, 146 ... 171, 172, 173  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:25, 13 Kwi 2016    Temat postu:

Ten fragment miał być zupełnie inny. Pod wpływem dociekliwych pytań Senszen musiałam zweryfikować moje plany i tak powstał dodatkowy odcinek. Miłej lektury Smile


***
Wolne sobotnie przedpołudnie spadło na Candy’ego Canaday niczym niespodziewany podarunek. Prawdę mówiąc stało się to za sprawą małego Tima, adoptowanego synka Adama i Adeline. Chłopiec, któremu Candy uratował życie, traktował go jak starszego kolegę. Gdy tylko mógł spędzał z mężczyzną wolny czas. Często widywano ich jadących razem na pastwisko. Chłopiec starał się we wszystkim naśladować Candy’ego. Ten z wyrozumiałym i pełnym ciepła uśmiechem spoglądał przez ramię na małego towarzysza. Tim był pojętnym uczniem. W lot chwytał wszelkie prace, które wykonuje się na ranczo. Wszyscy twierdzili, że w przyszłości chłopiec zostanie wspaniałym ranczerem. I im bardziej był chwalony, z tym większym zapałem uczył się nowych rzeczy. Uwielbiał konie i odkąd synowie Hossa obiecali mu, że razem założą stadninę koni wyścigowych Tim o niczym innym nie mówił. Nocami zaś śnił o zwycięskich gonitwach i trofeach, jakich będzie zdobywcą. W tych snach, jego kucyk Rasty był niepokonanym ogierem rasy Quarter Horse, który nie tylko zdobywał główne nagrody w tak popularnym w Virginia City wyścigu na ćwierć mili organizowanym na ulicach miasta, ale także startował na rodeo. W jego snach jeździec i koń tworzyli jedno i pokonywali najbardziej wymyślne przeszkody. Tłum wiwatował, a Tim na dumnym Rasty’m odbierał kolejne nagrody i gratulacje. Na koniec śnił o prawdziwym kowbojskim siodle, wytłaczanym w roślinne wzory i okutym mosiądzem, albo jeszcze lepiej srebrem, ze strzemionami okrytymi tapaderos.*)
Tim, jak to bywa u małych chłopców nie potrafił się zdecydować, kogo obrać za wzór do naśladowania. Tatę Adama uwielbiał i chciał być taki jak on, ale odstraszały go książki, które z takim zainteresowaniem czytał ojciec. Gdyby to, choć były książki o koniach, ale nie. To były książki o różnych dziwnych rzeczach, których Tim zupełnie nie mógł pojąć. Przyszywanych braci bardzo lubił, szczególnie Miltona, który zawsze miał dla niego czas i był bardzo wyrozumiały. Lubił też wesołego Tommy’ego skorego do psikusów i dobrej zabawy. Benny’ego natomiast trochę się bał. Najstarszy brat, co prawda nigdy nie podniósł na niego ręki, ani nie krzyczał mimo to Tim czuł przed nim respekt. Być może miała na to wpływ bójka Benny’ego z Tommy’m, której chłopiec był świadkiem. Faktem jest, że w obecności Benny’ego nie potrafił być zupełnie swobodny. Zmienić się to miało dopiero po latach, kiedy to Tim będąc już dorosłym mężczyzną prawdziwie zaprzyjaźni się z Benny’m.
I tak w drodze eliminacji, jego ideałem stał się Candy. Gdy chłopak dowiedział się, że jego ideał lubi łowić ryby, zapragnął tego samego. Całymi dniami niczym cień snuł się za Candy’m i z proszącą miną pytał, kiedy zabierze go na ryby. Wreszcie w sprawę wtrącił się Ben Cartwright, którego uwadze nie uszło dziwne zachowanie chłopca. Któregoś dnia widząc smutną buzię Tima zapytał go, co się stało. Gdy ten zwierzył się dziadkowi ze swego marzenia, Ben wezwał do siebie Candy’ego i mówiąc, że zauważył u niego symptomy przemęczenia, dał mu wolną sobotę. Mimochodem dodał, że jest ktoś, kto chętnie spędzi z nim czas. I tak Candy wyruszył wraz z Timem na wycieczkę.
Wczesnym rankiem dotarli nad rzekę Truckee i tam rozłożyli się małym obozem. Po śniadaniu, które Tim spałaszował z wielkim apetytem rozpoczęli wreszcie tak bardzo wyczekiwaną przez chłopca pierwszą lekcję łowienia ryb. Candy w krótkich i rzeczowych słowach wyjaśnił mu, na czym owa sztuka polega i… zapadł w sen. Nie trzeba dodawać, że w oczach Tima „wzór cnót wszelkich” stracił nieco na blasku. Tak, więc Candy spał w najlepsze, a chłopiec z mieszanymi uczuciami siedział nad brzegiem rzeki i wpatywał się smętnym wzrokiem w nieruchomą wędkę. Od godziny, oprócz pochrapywania Candy’ego nic się nie działo. Tima skręcało z nudów, ale skoro obiecał, że nie ruszy się z miejsca musiał dotrzymać słowa. Wreszcie jakaś zabłąkana ryba zlitowała się nad biednym wędkarzem i połknęła przynętę. W wodzie coś szarpnęło się raz i drugi. Tim z radosnym krzykiem zerwał się z miejsca wyrywając Candy’ego z błogiego snu. Mężczyzna miał już zamiar szpetnie zakląć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że jest w towarzystwie dziecka. Widząc, że chłopiec z trudem utrzymuje w drobnych dłoniach wędkę, ruszył mu z pomocą i wreszcie wspólnymi siłami wydobyli z wody dorodnego pstrąga ważącego tak na oko z czternaście funtów.**) Ryba była srebrna, cała nakrapiana czarnymi cętkami z zielonoszarym grzbietem. Wzdłuż boków od łba po ogon ciągnęły się różowe wstęgi.
- Piękna! – krzyknął z zachwytem Tim. – I jaka ogromna!
- No, no niezły okaz – przyznał Candy i uśmiechnął się z uznaniem. - Masz szczęście chłopcze. Pierwsza w życiu złowiona ryba i do tego taka duża.
- Myślisz, że starczy dla całej rodziny? – oczy Tima błyszczały z ekscytacji.
- To duży pstrąg, ale żeby obdzielić wszystkich musisz się jeszcze trochę postarać.
- Ale jak? Sam nie dam rady.
- Pokażę ci, jak zanęcić rybę – odparł Candy. – Złowimy tyle, że starczy dla wszystkich, a i my zjemy sobie wspaniałe drugie śniadanie.
I faktycznie szczęście im dopisało. Kilka całkiem sporych pstrągów, fachowo oprawionych przez Candy’ego i owiniętych trawą leżało sobie w koszu. Zadowoleni z siebie wędkarze siedzieli w cieniu rozłożystego drzewa i pałaszowali usmażoną nad ogniskiem rybę. Timowi nie zamykały się usta. Uśmiechnięty Candy w milczeniu przyglądał się rozgadanemu chłopcu. Przez chwilę pomyślał, że mógłby mieć takiego syna jak Timmy. Jednak jego były teść odpowiednio już zadbał, żeby wybić mu z głowy marzenia o rodzinie.
Dochodziło południe, gdy zaczęli zbierać się do powrotu. Mieli już dosiąść koni, gdy w oddali na niewielkim wzniesieniu dostrzegli samotnego jeźdźca. On również ich zauważył. Na moment wstrzymał konia, po czym ruszył jakby nigdy nic drogą w kierunku Virginia City.
- Ciekawe, co to za jeden? – spytał od niechcenia Candy.
- Szuka pracy – odparł Tim poprawiając strzemię.
- A ty skąd wiesz?
- Wczoraj, kręcił się w pobliżu zachodniego pastwiska. Spytałem, kim jest i skąd pochodzi.
- I co ci odpowiedział?
- Że na imię ma Dick i przyjechał z daleka. Jest zupełnie sam i rozgląda się za jakimś zajęciem. Powiedziałem mu, że mój tata potrzebuje ludzi do pracy na ranczo i jak chce to może z nim porozmawiać.
- Chyba nie rozmawiał, skoro nadal błąka się po okolicy.
- Pewnie masz rację - odparł chłopiec. – A wiesz Candy, ten Dick jest jakiś dziwny. Niby szuka pracy, a tak naprawdę to wcale nie chce pracować.
- Dlaczego tak uważasz?
- On chyba kogoś szuka. Najpierw spytał, kto jest naszym szeryfem, a gdy mu powiedziałem spytał jeszcze, czy znam jakiegoś młodego mężczyznę samotnie wychowującego dziecko.
- Tak spytał?
- Mhmmm – Tim kiwnął głową.
- I, co mu powiedziałeś?
- Nic, bo nie zdążyłem. Pojawił się Josh, a wtedy ten Dick po prostu odjechał. Josh był na mnie zły za to, że rozmawiałem z obcym. Musiałem mu przyrzec, że więcej tak nie zrobię.
- Josh miał rację. Nie powinieneś tak bardzo ufać nieznajomym – odparł Candy. – niektórzy ludzie potrafią skrzywdzić nawet dziecko.
- Są źli?
- Tak. Dlatego od takich ludzi trzymaj się z daleka. A jeśli już natkniesz się na kogoś takiego jak ten Dick, to powiedz o nim swojemu tacie, Josh’owi, albo mnie. Rozumiesz?
- Tak Candy – odparł Tim z przejęciem.
- Pamiętaj to bardzo ważne. Nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził – powiedział Candy mierzwiąc chłopcu włosy. – A teraz wsiadaj na Rasty’ego, bo twoja mama będzie zła, jak spóźnisz się na obiad. A i jeszcze jedno, opowiedz mi dokładnie, jak wygląda ten Dick.

***
Nabożeństwo zakończyło się psalmem odśpiewanym przez żonę pastora Melanię. Towarzyszył jej chórek dzieci z ochronki, którą pastorowa założyła przy współudziale pań z kółka parafialnego i z dużym oddaniem prowadziła. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki fisharmonii ludzie, zaczęli opuszczać kościół. Pastor żegnał w drzwiach wiernych. Każdemu z osobna dziękował za udział w niedzielnym nabożeństwie i życzył wesołej zabawy na wielkim, dorocznym festynie zorganizowanym przez radę miasta na zakończenie lata. Reedowie jako jedni z ostatnich opuścili kościół. Pastor Johnson złożył Madison i Paulowi serdeczne gratulacje, bowiem i do niego dotarła już szczęśliwa wiadomość o mającej się powiększyć rodzinie Reedów. Na końcu wyszedł Daniel z córeczką na ręku. W trakcie nabożeństwa pastor kilkakrotnie spoglądał w stronę młodego wdowca. Mężczyzna wyglądał tak, jakby był pogrążony w głębokiej modlitwie. Ożywiał się jedynie, gdy spoglądał na swoje dziecko. W jego wzroku było tyle uczucia, że pastor nie miał wątpliwości, co do tego, że malutka dziewczynka otoczona jest prawdziwą miłością. Trochę zazdrościł Danielowi ojcostwa, ale zaraz skarcił się w duchu za uczucie niegodne kapłana. Prawdę mówiąc pastor Johnson zawsze pragnął mieć własne dzieci, ale dobry Bóg nie pobłogosławił mu potomstwem. Dał mu za to miłą i dobrą żonę, która nim zrozumiała, czym jest owa dobroć przeszła nieprawdopodobną wręcz przemianę. Co złośliwsi mieszkańcy miasta przezywali ją świętą Melly, ale kobieta nic sobie z tego nie robiła. Była po prostu po raz pierwszy w życiu prawdziwie szczęśliwa. Tym szczęściem i dobrocią obdarowywała najbardziej tego potrzebujące istoty - osierocone dzieci. Z czasem stało się to misją Melanii, do której włączył się również jej małżonek.
Tymczasem Reedowie rozglądając się wokół, pomału szli w kierunku głównej ulicy miasta, na której ustawiono kolorowe stragany pełne towarów i niespodzianek. Czego tam nie było? Apetycznie wyglądające ciasta upieczone przez mieszkanki miasta i zgłoszone do wielkiego konkursu wypieków domowych, w którym sędzią i wyrocznią był sam pan Poyet. Strojne suknie uszyte przez panny na wydaniu, a oceniane przez panie z kółka parafialnego. Do tego liczne konkursy i gry zespołowe, wśród których królowała gra o nazwie „Rzut podkową”, przywieziona do Ameryki przez brytyjskich osadników. Dzieci grały w serso***), ale największą furorę robiły kręgle, w które zapamiętale grali starsi chłopcy i młodzi mężczyźni. Wokół rozstawione były stoły nakryte kraciastymi obrusami, przy których można było wygodnie usiąść i choćby obserwować jak bawią się inni.
Paul wybrał dla swojej rodziny stół ustawiony w cieniu dużego drzewa. Pomógł wygodnie usiąść Madison, a następnie podał jej córeczkę, którą niósł przez całe miasto puchnąc z dumy. Zostawiając swoje kobiety pod opieką brata poszedł po kosze z jedzeniem zostawione na czas nabożeństwa w lando. Po drodze rozglądał się za Cartwrightami, ale nigdzie ich nie dostrzegł. Trochę był tym zdziwiony, bowiem dzień wcześniej rozmawiał z Adamem o festynie i ten zapewnił go, że wszyscy wybierają się na tę tak długo wyczekiwaną imprezę. Ufał, że nic złego nie zatrzymało Cartwrightów. Wiedział, jakie nadzieje z tym dniem wiązał Danny i nie chciał, aby jego brat się rozczarował. Z uśmiechem na twarzy podszedł do stołu, przy którym siedziała jego rodzina. Postawił przed nimi kosze z jedzeniem przesadnie przy tym wzdychając i udając, jaki to ciężar zmuszony był nieść. Mała Eve na widok ojca zapiszczała radośnie i co tu kryć Paul był po prostu w siódmym niebie. Danny nie bez satysfakcji zauważył, że jego bratanica ma niezły charakterek i już okręciła sobie bezkrytycznie w nią zapatrzonego tatę wokół maleńkiego paluszka. Paul, chciał mu odpowiedzieć w podobnym duchu, ale właśnie podszedł do nich nowy szeryf Virginia City John Swift. Trochę sztywno uchylił kapelusza i przywitał się najpierw z Madison, a potem z braćmi Reed. Wiedząc od Paula, że Madison jest przy nadziei złożył jej gratulacje, a potem przepraszając za kłopot poprosił obu mężczyzn o chwilę rozmowy. Daniel, aczkolwiek niechętnie musiał jednak rozstać się z Karen zostawiając ją pod opieką bratowej.
Mężczyźni zaintrygowani podążyli za Swiftem. Dosłownie kilkadziesiąt kroków dalej siedział, racząc się zimnym piwem, Candy Canaday. Kapelusz miał zsunięty na tył głowy i spod lekko zmrużonych powiek obserwował zbliżających się mężczyzn. Gdy wreszcie przed nim stanęli w milczeniu skinął im na powitanie głową i wskazał wolne miejsca. Paul poczuł dziwny niepokój i odruchowo, tak jak to robił będąc jeszcze do niedawna stróżem prawa, czujnie rozejrzał się wokół. Podobnie uczynił Daniel. Nie dostrzegłszy niczego niepokojącego Paul spytał:
- O, co chodzi Johnny?
- Zaraz się dowiesz – odparł Swift i zwrócił się do Danny’ego: - czy znasz mężczyznę o imieniu Dick?
Daniel w ułamku sekundy pobladł, przełknął gwałtownie ślinę i posępnym głosem powiedział:
- Znam i to z jak najgorszej strony. Dick to imię brata mojej zmarłej żony.
- Tak właśnie pomyślałem, gdy wczoraj wieczorem Candy powiedział mi o obcym kręcącym się po okolicy i jakoby szukającym pracy. Rysopis zgadzał się z tym, jaki mi podałeś, Danny.
- To znaczy, że w porcie nie przewidziało mi się. To jednak był stary Tremblay. Trafili na mój ślad. – Stwierdził mężczyzna i kręcąc głową dodał - cóż trzeba przyznać im, że są całkiem nieźli.
- John, dlaczego nie powiadomiłeś nas od razu, gdy tylko dowiedziałeś się o tym podejrzanym typku? – spytał Paul.
- Było późno i nie chciałem was niepokoić, a poza tym razem z Candym i trzema chłopakami przez całą noc obserwowaliśmy twój dom. Nic wam nie groziło.
- Dziękuję przyjacielu i tobie też Candy – odparł poruszony Paul, a Danny tylko przytaknął. – Co zamierzasz teraz zrobić?
- Jak najszybciej znaleźć tego Dicka – odparł Swift. – I mam do was prośbę. Nie podejmujcie żadnych działań na własną rękę. Jeśli wpadnie wam cokolwiek do głowy, chcę o tym wiedzieć. Zresztą obaj doskonale wiecie, jak to działa. Prawda?
- Oczywiście – powiedział Paul. – Postaramy się nie wchodzić ci w paradę.
- To mi nie wystarczy. Wiem, że aż palicie się do działania, ale nie wolno wam podejmować decyzji na własną rękę. Pamiętajcie, że macie pod opieką dwójkę maleńkich dzieci i ciężarną kobietę. Jestem pewien, że nie chcecie, żeby coś złego im się stało.
- Szeryfie nie traktuj nas, jak skończonych głupków. Naprawdę myślisz, że narazilibyśmy nasze dziewczyny? – Paul zmarszczył czoło.
- Nigdy tak o was nie pomyślałbym. Wolę jednak dmuchać na zimne. Ten facet może być nieobliczalny. Sam zresztą o tym mówiłeś – odparł Swift.
- Masz rację. Przepraszam, chyba trochę mnie poniosło – przyznał Paul pocierając dłonią brodę. Przez cały ten czas Daniel prawie nie odzywał się. Wreszcie spoglądając na Candy’ego z uwagą przysłuchującego się rozmowie spytał:
- Gdzie właściwie widziałeś tego typka?
- Nad Truckee. Wczoraj byłem tam z Timem na rybach. Gdy zbieraliśmy się do powrotu ten człowiek pojawił się nagle i równie nagle znikł. To Tim powiedział mi, jak ten facet ma na imię i że szuka mężczyzny z dzieckiem.
- Co takiego? – krzyknął Daniel i jego niespokojny wzrok natychmiast powędrował w kierunku miejsca, gdzie znajdowała się Madison z dziewczynkami. Na widok kilku kobiet, które właśnie do niej podeszły zerwał się na równe nogi. A gdy jedna z nich wzięła na ręce jego córeczkę dopadł do niej i jednym szarpnięciem wydarł jej dziecko z objęć. Mała Karen zaniosła się rozpaczliwym płaczem.

***
-------------------------------------------------------------------------------------
*) Tapaderos – zakładany na strzemiona rodzaj skórzanego pokrowca, chroniący buty jeźdźca przed kolczastymi krzewami, deszczem i śniegiem. Stosowany na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych.
**) Około 6,5 kg. Dorosłe pstrągi tęczowe (tęczaki kalifornijskie) osiągają wagę do 26 kg.
***) Serso (fr. cerceau – okrąg) – gra rekreacyjna polegająca na rzucaniu i chwytaniu wiklinowego kółka na kijek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 18:40, 15 Kwi 2016, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Śro 23:32, 13 Kwi 2016    Temat postu:

Jestem bardzo wdzięczna za wyczerpująca, dokładna i oryginalną odpowiedź na moje dociekliwe pytanie Laughing Odcinek ciekawy, poruszający... i na pewno skomentuję go jak najprędzej Very Happy


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 23:33, 13 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:27, 14 Kwi 2016    Temat postu:

ADA widzę, że wena Cię opętała Shocked

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:58, 14 Kwi 2016    Temat postu:

Nawet nie wiesz jak. Laughing Ucapiła mnie i dusi Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucy
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 19 Gru 2014
Posty: 1405
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bytom, Górny Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:30, 14 Kwi 2016    Temat postu:

ADA, Twoja wena jest równie szalona, jak ja Wink (pisane w pociągu z Warszawy do Katowic)! I co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:00, 14 Kwi 2016    Temat postu:

Dalej to chyba Praga Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:44, 14 Kwi 2016    Temat postu:

A z Pragi to już droga prosta do... Nevady Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 19:36, 14 Kwi 2016    Temat postu:

Wszystkie drogi prowadzą do Nevady Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:59, 14 Kwi 2016    Temat postu:

... i do Ponderosy Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:12, 14 Kwi 2016    Temat postu:

...lub do ....Asha...Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 8:15, 15 Kwi 2016    Temat postu:

Cytat:
Wolne sobotnie przedpołudnie spadło na Candy’ego Canaday niczym niespodziewany podarunek.

Każdy potrzebuje czasem odpocząć Very Happy
Cytat:
Chłopiec, któremu Candy uratował życie, traktował go jak starszego kolegę. Gdy tylko mógł spędzał z mężczyzną wolny czas. Często widywano ich jadących razem na pastwisko. Chłopiec starał się we wszystkim naśladować Candy’ego. Ten z wyrozumiałym i pełnym ciepła uśmiechem spoglądał przez ramię na małego towarzysza. Tim był pojętnym uczniem.

Tim na pewno był zadowolony z takiego towarzystwa Very Happy
Cytat:
I im bardziej był chwalony, z tym większym zapałem uczył się nowych rzeczy.

Zwykle tak to działa Very Happy
Cytat:
Na koniec śnił o prawdziwym kowbojskim siodle, wytłaczanym w roślinne wzory i okutym mosiądzem, albo jeszcze lepiej srebrem, ze strzemionami okrytymi tapaderos.*)

Barwne marzenia Very Happy
Cytat:
Tim, jak to bywa u małych chłopców nie potrafił się zdecydować, kogo obrać za wzór do naśladowania. Tatę Adama uwielbiał i chciał być taki jak on, ale odstraszały go książki, które z takim zainteresowaniem czytał ojciec. Gdyby to, choć były książki o koniach, ale nie. To były książki o różnych dziwnych rzeczach, których Tim zupełnie nie mógł pojąć. Przyszywanych braci bardzo lubił, szczególnie Miltona, który zawsze miał dla niego czas i był bardzo wyrozumiały. Lubił też wesołego Tommy’ego skorego do psikusów i dobrej zabawy. Benny’ego natomiast trochę się bał. Najstarszy brat, co prawda nigdy nie podniósł na niego ręki, ani nie krzyczał mimo to Tim czuł przed nim respekt. Być może miała na to wpływ bójka Benny’ego z Tommy’m, której chłopiec był świadkiem. Faktem jest, że w obecności Benny’ego nie potrafił być zupełnie swobodny. Zmienić się to miało dopiero po latach, kiedy to Tim będąc już dorosłym mężczyzną prawdziwie zaprzyjaźni się z Benny’m.
I tak w drodze eliminacji, jego ideałem stał się Candy.

Musiałam zacytować całość bo te rozmyślania są świetne Very Happy A droga eliminacji… no cóż… powiodła go w całkiem niezłym kierunku Very Happy
Cytat:
Ben wezwał do siebie Candy’ego i mówiąc, że zauważył u niego symptomy przemęczenia, dał mu wolną sobotę. Mimochodem dodał, że jest ktoś, kto chętnie spędzi z nim czas. I tak Candy wyruszył wraz z Timem na wycieczkę.

Jakie dyplomatyczne rozwiązanie Very Happy
Cytat:
Candy w krótkich i rzeczowych słowach wyjaśnił mu, na czym owa sztuka polega i… zapadł w sen. Nie trzeba dodawać, że w oczach Tima „wzór cnót wszelkich” stracił nieco na blasku.

Przynajmniej rzeczowo wyjaśnił Laughing
Cytat:
Tim z radosnym krzykiem zerwał się z miejsca wyrywając Candy’ego z błogiego snu. Mężczyzna miał już zamiar szpetnie zakląć, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że jest w towarzystwie dziecka.

Samokontrola jest kluczem do sukcesu Very Happy
Cytat:
No, no niezły okaz – przyznał Candy i uśmiechnął się z uznaniem. - Masz szczęście chłopcze. Pierwsza w życiu złowiona ryba i do tego taka duża.

Mieli niezłe miejsce. Jedyna złowiona przeze mnie ryba miała chyba z pięć centymetrów długości. Najwyżej.
Cytat:
Timowi nie zamykały się usta. Uśmiechnięty Candy w milczeniu przyglądał się rozgadanemu chłopcu. Przez chwilę pomyślał, że mógłby mieć takiego syna jak Timmy. Jednak jego były teść odpowiednio już zadbał, żeby wybić mu z głowy marzenia o rodzinie.

Siła perswazji tego człowieka musiała być wielka… ale może się trafi miła dziewczyna, która zrewiduje jego poglądy…
Cytat:
Wczoraj, kręcił się w pobliżu zachodniego pastwiska. Spytałem, kim jest i skąd pochodzi.
- I co ci odpowiedział?
- Że na imię ma Dick i przyjechał z daleka. Jest zupełnie sam i rozgląda się za jakimś zajęciem. Powiedziałem mu, że mój tata potrzebuje ludzi do pracy na ranczo i jak chce to może z nim porozmawiać.
- Chyba nie rozmawiał, skoro nadal błąka się po okolicy.
- Pewnie masz rację - odparł chłopiec. – A wiesz Candy, ten Dick jest jakiś dziwny. Niby szuka pracy, a tak naprawdę to wcale nie chce pracować.

Tim być może nie powinien rozmawiać z obcymi, ale trzeba przyznać, ze jest bardzo spostrzegawczym chłopcem
Cytat:
Towarzyszył jej chórek dzieci z ochronki, którą pastorowa założyła przy współudziale pań z kółka parafialnego i z dużym oddaniem prowadziła. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki fisharmonii ludzie, zaczęli opuszczać kościół. Pastor żegnał w drzwiach wiernych. Każdemu z osobna dziękował za udział w niedzielnym nabożeństwie i życzył wesołej zabawy na wielkim, dorocznym festynie zorganizowanym przez radę miasta na zakończenie lata.

Piękny początek niedzielnego dnia Very Happy
Cytat:
Prawdę mówiąc pastor Johnson zawsze pragnął mieć własne dzieci, ale dobry Bóg nie pobłogosławił mu potomstwem. Dał mu za to miłą i dobrą żonę, która nim zrozumiała, czym jest owa dobroć przeszła nieprawdopodobną wręcz przemianę. Co złośliwsi mieszkańcy miasta przezywali ją świętą Mely, ale kobieta nic sobie z tego nie robiła. Była po prostu po raz pierwszy w życiu prawdziwie szczęśliwa. Tym szczęściem i dobrocią obdarowywała najbardziej tego potrzebujące istoty - osierocone dzieci. Z czasem stało się to misją Melanii, do której włączył się również jej małżonek.

Wszystko pięknie się układa, jak widać przemiana Melanii była całkowita i bardzo pozytywna Smile
Cytat:
Danny nie bez satysfakcji zauważył, że jego bratanica ma niezły charakterek i już okręciła sobie bezkrytycznie w nią zapatrzonego tatę wokół maleńkiego paluszka. Paul, chciał mu odpowiedzieć w podobnym duchu,

Przyganiał kocioł garnkowi…
Cytat:
Co takiego? – krzyknął Daniel i jego niespokojny wzrok natychmiast powędrował w kierunku miejsca, gdzie znajdowała się Madison z dziewczynkami. Na widok kilku kobiet, które właśnie do niej podeszły zerwał się na równe nogi. A gdy jedna z nich wzięła na ręce jego córeczkę dopadł do niej i jednym szarpnięciem wydarł jej dziecko z objęć. Mała Karen zaniosła się rozpaczliwym płaczem.

Fragment zakończony dramatyczną sceną Shocked

ADA, cały odcinek jest świetny Very Happy Wplotłaś w niego dużo humoru, optymizmu i nastrój końca lata Very Happy No i zakończyłaś dramatycznym akcentem… Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i jeszcze raz dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź na moje pytanie Very Happy

Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:37, 15 Kwi 2016    Temat postu:

Senszen nie ma za co. Pisanie o Candy'm to prawdziwa przyjemność, zwłaszcza, że niewiele o nim wiem Laughing Działam więc po omacku i w ciemno. Mimo to polubiłam Candy'ego i całkiem możliwe, że jeszcze pojawi się w tym opowiadaniu.Very Happy
Senszen napisał:
Jedyna złowiona przeze mnie ryba miała chyba z pięć centymetrów długości. Najwyżej.

To Ty wędkujesz ?Shocked Very Happy Ale czad, jakby powiedział mój mały sąsiad Very Happy
Senszen napisał:
ale może się trafi miła dziewczyna, która zrewiduje jego poglądy…

Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam Cool
Senszen dziękuje Ci bardzo za poranny komentarz. Bardzo, bardzo miły Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pią 19:26, 15 Kwi 2016    Temat postu:

brak sukcesów w tym polu sprawił, ze nie załapałam miłością do wędkowania. Kilka wypadów z piętnaście lat temu i tyle... Wink
Bardzo sie cieszę, ze polubiłaś Candy'ego a Twoja wizja bardzo mi się podoba Very Happy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:59, 16 Kwi 2016    Temat postu:

ADA napisał:
Aga, poruszona Twoimi "zmiotanymi uczuciami" Wink wklejam kolejny fragment opowiadania Smile

Jestem poruszona do głębi.
ADA napisał:
….Kochany, wiem, że proszę o zbyt wiele, ale przez wzgląd na to, co nas łączyło, (...) Ja jednak wiem, czuję to, że wszystko będzie dobrze i gdybym mogła już byłabym w drodze do Ponderosy, do Ciebie kochany.
Proszę wybacz mi najmilszy i napisz do mnie, albo wyślij telegram nawet gdyby miało to być jedno słowo „nie”. Napisz kochany.

Nie wiem jak Daniel, ale mnie ten list przekonał do próby ratowania związku….Danny wszystko w twoich rękach.
ADA napisał:
- Za późno. Na wszystko już za późno. – Wyszeptał cicho patrząc na list, który leżał przed nim na stole

Nigdy nie jest za późno…
ADA napisał:
- Kocham i co z tego? Nie cofnę czasu, a poza tym mam córkę i ona jest teraz najważniejsza.

I co z tego? I co z tego? Nie, no chyba sobie strzelę w łeb!
ADA napisał:
- Dziecko powinno mieć matkę – stwierdził stanowczo Paul.

Święte słowa, ŚWIĘTE!!!
ADA napisał:
Wielkimi krokami zbliżała się jesień. Letnie upały wreszcie odpuściły, choć nadal było bardzo ciepło. (…)Widział się także z Johnem Swiftem nowym szeryfem, ale tylko po to, żeby przekazać mu rysopisy Tremblay’ów.

Bardzo podobał mi się cały ten fragment. Był taki…..leniwy….spokojny….niby, że życie toczy się dalej….
ADA napisał:
Elizabeth widział tylko raz, gdy w towarzystwie jakiegoś młodego człowieka jechała bryczką w kierunku Virginia City. Uchylił kapelusza, a ona, widocznie speszona, skinęła mu głową. Była jeszcze piękniejsza niż dawniej. Cudownie gęste kasztanowe włosy kaskadą spadały na jej szczupłe ramiona. Nieskazitelna cera i regularne rysy twarzy, a przede wszystkim ogromne niebieskie oczy przyprawiły Daniela o szybkie bicie serca i nieznośny ból całego ciała. O jakże pragnął przytulić ją do siebie i obsypać tysiącem pocałunków. Jak bardzo chciał wyszeptać jej całą swoją tęsknotę i … nie miał siły, aby stanąć z nią twarzą w twarz.

Ach nieeee….to takie…..przygnębiające…..chlip, chlip….
ADA napisał:
Nagle czując, że zaraz eksploduje poderwał się z ławki, podbiegł do drzwi stajni i z furią kopnął stojące tam wiadro z wodą. Dopiero, gdy poczuł, jak zawartość wiadra częściowo ląduje na jego spodniach i usłyszał rżenie wystraszonych hałasem koni ochłonął nieco.

Znamy ten fragment….ale cóż mi po tym? Czy Elizabeth widziała furię na Danielu i wodę …również na nim? Czy widziała miotające jego jestestwem uczucia???
ADA napisał:
- To, na co czekasz? Aż Ruck sprzątnie ci ja sprzed nosa?

No właśnie na co?
ADA napisał:
- Spotkać się z Lizzy i wszystko sobie wytłumaczyć. Jak trzeba przeprosić – powiedział stanowczo Paul.

Paul to bardzo mądry człowiek.
ADA napisał:
- Nie wygłupiaj się! Pojedziesz tam z nami. Umyty, ogolony, elegancko ubrany z dzieckiem na ręku. Przywitasz się ze wszystkimi i będziesz bardzo, ale to bardzo miły. Rozumiesz?

Mam nadzieję, że Daniel zrobi kropka w kropkę to co mówi jego mądry brat.
ADA napisał:
Wolne sobotnie przedpołudnie spadło na Candy’ego Canaday niczym niespodziewany podarunek. (…)Na koniec śnił o prawdziwym kowbojskim siodle, wytłaczanym w roślinne wzory i okutym mosiądzem, albo jeszcze lepiej srebrem, ze strzemionami okrytymi tapaderos.*)

I znowu piękny fragment. Aż uśmiech sam wypływa na usta.
ADA napisał:
I tak w drodze eliminacji, jego ideałem stał się Candy. Gdy chłopak dowiedział się, że jego ideał lubi łowić ryby, zapragnął tego samego. (…)I tak Candy wyruszył wraz z Timem na wycieczkę.

Ben to bardzo mądry facet, skorzystał i Tim i Candy. Oby Adaś nie był zazdrosny.
ADA napisał:
Nie trzeba dodawać, że w oczach Tima „wzór cnót wszelkich” stracił nieco na blasku.

Ups…..
ADA napisał:
- Pewnie masz rację - odparł chłopiec. – A wiesz Candy, ten Dick jest jakiś dziwny. Niby szuka pracy, a tak naprawdę to wcale nie chce pracować.
- Dlaczego tak uważasz?
- On chyba kogoś szuka. Najpierw spytał, kto jest naszym szeryfem, a gdy mu powiedziałem spytał jeszcze, czy znam jakiegoś młodego mężczyznę samotnie wychowującego dziecko.

Ulala…..szykują się kłopoty…. tzn.: ulala ....kłopoty
ADA napisał:
- Zaraz się dowiesz – odparł Swift i zwrócił się do Danny’ego: - czy znasz mężczyznę o imieniu Dick?
Daniel w ułamku sekundy pobladł, przełknął gwałtownie ślinę i posępnym głosem powiedział:
- Znam i to z jak najgorszej strony. Dick to imię brata mojej zmarłej żony.
- Tak właśnie pomyślałem, gdy wczoraj wieczorem Candy powiedział mi o obcym kręcącym się po okolicy i jakoby szukającym pracy. Rysopis zgadzał się z tym, jaki mi podałeś, Danny.
- To znaczy, że w porcie nie przewidziało mi się. To jednak był stary Tremblay. Trafili na mój ślad. – Stwierdził mężczyzna i kręcąc głową dodał - cóż trzeba przyznać im, że są całkiem nieźli.

Tak, trzeba im to przyznać.
ADA napisał:
- Co takiego? – krzyknął Daniel i jego niespokojny wzrok natychmiast powędrował w kierunku miejsca gdzie była Madison z dziećmi. Na widok grupki ludzi otaczającej ich szczelnie mężczyzna zerwał się na równe nogi. Dopadł do kobiety, która trzymała na rękach jego córeczkę i jednym szarpnięciem wydarł jej dziecko z objęć. Mała Karen zaniosła się rozpaczliwym płaczem.

Daniel jest mocno zaniepokojony i słusznie. Pytanie czy konieczne było wydzieranie dziecka z rąk kobiety? I pytanie podstawowe czyich rąk skoro chyba Madison by nie wyrywał dziecka?
ADA czuję dreszcz po pleckach….chyba szykuje się spotkanie Lizz i Dann’ego, Dicka i Danny’ego a może wszystkich? Super!!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 20:00, 16 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aga
Bonanzowe forum to mój dom



Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:43, 16 Kwi 2016    Temat postu:

Senszen Ty łowiłaś ryby? Shocked łał.... Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.bonanza.pl Strona Główna -> Bonanza forum / Fanfiction / Opowiadania Ady Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 144, 145, 146 ... 171, 172, 173  Następny
Strona 145 z 173

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin