|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:08, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Adaś tyle przecierpiał rozmaitych mąk w naszych fanfikach, że teraz należy go oszczędzać ... przez jakiś czas, żeby się zregenerował
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 17:08, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:34, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
***
Joe przyglądał się z zachwytem swojej żonie. Jej ociężała sylwetka nieodmiennie go wzruszała. Doreen wsparta wysoko o poduszki leżała w ich małżeńskim łożu i odpoczywała po obiedzie. Ostatnio często się męczyła i narzekała na bóle krzyża. Joe wtedy delikatnie rozmasowywał plecy żony i spełniał jej każdą zachciankę. Teraz właśnie zamarzyło jej się coś słodkiego i patrząc niewinnie na męża powiedziała:
- Joe, dzidziuś ma wielką ochotę na cukierki z melasą i fasolki. Przywieziesz mi?
- Jak to? To już wszystkie zjadłaś? Przecież nie dalej, jak przedwczoraj kupiłem prawie 3 funty cukierków?
Doreen zrobiła proszącą minkę, głaszcząc się po okazałym brzuchu. Joe pokręcił głową, uśmiechnął się z czułością i powiedział:
- Już dobrze kochanie, pojadę po te cukierki. Ale czy ty przypadkiem nie jesz ich za dużo?
- Skąd, wcale. A poza tym to nie ja, to ono.
- Oczywiście. Nasze dziecko jeszcze się nie urodziło, a już nami rządzi. No, dobrze jadę. Gdybyś czegoś potrzebowała to zawołaj Pa lub Laurę – powiedział Joe.
- Ale Laury nie ma w domu – odrzekła Doreen i dodała – pojechała do „Uśmiechu losu”.
- Często ostatnio tam jeździ – zauważył Joe.
- To prawda. Pomaga Adeline przy dzieciach. Jest nimi zachwycona. Rano opowiadała mi jak bawiła się z chłopcami i że jej zdaniem Milton jest bardzo wrażliwym i miłym dzieckiem. Wiesz, jak mówiła o nim to cała promieniała. Te wizyty u Adeline bardzo jej pomagają. Choć na chwilę może zapomnieć o swej tragedii.
- Czy ja wiem? Coś mi w niej nie daje spokoju, ale pewnie przesadzam – powiedział Joe.
- Na pewno przesadzasz kochany. To przecież dobrze, że Laura zaczęła interesować się tym, co dzieje się wokół niej. To jej szansa na powrót do równowagi.
- Skoro tak twierdzisz, kochanie – Joe pochylił się nad żoną i złożył na jej ustach długi, czuły pocałunek – jadę po te twoje cukierki – powiedział i z ociąganiem wyszedł z pokoju.
Joe uśmiechając się pod nosem szybko zbiegł ze schodów. Nie mógł się nadziwić niesamowitemu apetytowi Doreen. Wolałby, co prawda to popołudnie spędzić u boku żony, ale cóż jej zachcianki były dla niego rozkazem.
- Joe, a ty gdzie się wybierasz? – spytał Ben widząc syna zapinającego pas z bronią.
- Jadę do Wirginia City. Pa, to dziecko będzie większym obżartuchem niż Hoss – odparł Joe.
- Co, cukierki z melasą – domyślnie pokiwał głową Ben.
- Tak i fasolki. Pa, dopiero, co kupiłem cały worek … - Joe zrobił żałosną minę.
- Kobiety przy nadziei mają swoje zachcianki. Pamiętam, że twoja mama nosząc ciebie pod sercem zajadała się piklami. Stale musiały być pod ręką – odparł Ben uśmiechając się na wspomnienie zmarłej żony.
- Pa, i to tak za każdym razem? – spytał Joe.
- Raczej tak, ale kto by tam trafił za kobietami - odpowiedział Ben coraz bardziej rozbawiony miną najmłodszego syna.
- To, ja poprzestanę na jednym potomku.
- No, wiesz synu – Ben starał się przybrać poważny wyraz twarzy – gdyby każdy mężczyzna mówił tak jak ty, to ludzi na tym świecie byłoby o połowę mniej.
- Pa, jedno dziecko to prawdziwe wyzwanie – odparł Joe.
- Twój brat ma ich czworo – zauważył Ben.
- Adam lubi wyzwania – stwierdził Joe drapiąc się w głowę.
Ben spojrzał na syna, pokręcił z politowaniem głową i na koniec parsknął śmiechem. Joe popatrzył z wyrzutem na Pa i wkładając kapelusz powiedział:
- Jadę, bo widzę, że u własnego ojca nie znajdę zrozumienia.
- Joe, przy okazji zajrzyj do Eda Varo i sprawdź czy przyszedł telegram od Adama. Najdalej w sobotę powinien być w domu. Pomyślałem, że dla uczczenia naszego sukcesu dobrze byłoby wydać w Ponderosie przyjęcie – powiedział Ben.
- Niezły pomysł Pa, ale teraz to chyba nie najlepszy moment – odparł Joe, a widząc zdziwienie w oczach Bena dodał – no, wiesz ze względu na Doreen.
***
Czwartkowe popołudnie w Wirginia City było wyjątkowo senne i dziwnie spokojne. Obezwładniający upał porządnie dawał się we znaki, nie było, więc i chętnych do wszczynania awantur i bójek. Wszyscy woleli przeczekać skwar lejący się z nieba w jak najmniej męczący sposób. Joe nie zamierzał spędzać w mieście więcej czasu niż to było konieczne. Szedł właśnie w kierunku saloonu, żeby odpocząć przed powrotną drogą do domu przy kuflu zimnego piwa. Pod pachą trzymał pokaźnych rozmiarów papierową torbę wypełnioną po brzegi ulubionymi cukierkami jego żony. Tym razem Joe postanowił zrobić większe zapasy i kupił 6 funtów słodyczy obiecując sobie solennie, że będzie żonie wydzielał cukierki i nie ulegnie jej prośbom o więcej.
Zadowolony z siebie Joe pchnął drzwi saloonu i wszedł do jego wnętrza. Wszystkie stoliki były zajęte. Siedzący przy nich mężczyźni leniwie sączyli piwo i od niechcenia prowadzili zdawkowe rozmowy. Przy stoliku pod ścianą siedzieli bracia Boner, jak zwykle pijani i dodatkowo rozdrażnieni upałem, który z każdą godziną robił się coraz większy. Joe podszedł do baru i przywitał się z barmanem, który nalewając piwo spytał go, co słychać w Ponderosie, po czym zerkając w stronę Bonerów ostrzegł Małego Joe przed wyjątkowo tego dnia zaczepnymi braćmi. Joe odrzekł, że nie ma zamiaru wdawać się z kimkolwiek w dyskusję zwłaszcza z kimś pokroju Bonerów. Zaraz też dopił piwo, zostawiając zapłatę na kontuarze baru. Gdy miał już wychodzić jeden z porządnie podpitych Bonerów wstał od stołu i mamrocząc coś pod nosem chwiejnym krokiem ruszył w stronę Małego Joe. Cartwright był już w drzwiach saloonu, gdy poczuł na swoim ramieniu ciężkie i mokre od potu łapsko Franka Bonera. Mężczyzna zatoczył się. Siarczyście przeklinając mocniej oparł się o Joe i wykrztusił z siebie:
- Cartwright, przyjacielu, gorąco dziś, może postawiłbyś jednego?
- Nie Frank, nie mam czasu. Może innym razem – odparł Joe.
- Co, żonka ci nie pozwala? Ale uważaj, żeby nie skończyło się tak jak u Adama – wymamrotał Boner.
- Jesteś pijany i nie wiesz, co mówisz – odpowiedział Joe próbując zdjąć łapsko Franka ze swego ramienia.
- Ja, Frank Boner pijany i nie wiem, co mówię? To posłuchaj, wszyscy posłuchajcie, bo ja wiem, co mówię. Pięknemu Adamowi znudziło się życie statecznego męża i ojca i wybrał wolność. I powiem wam jeszcze, że wcale mu się nie dziwię, zwłaszcza po tym jak Hoss przyprawił braciszkowi rogi - zarechotał Boner, a połowa gości głośno mu zawtórowała.
- Milcz Boner, bo nie ręczę za siebie – odparł Joe uwalniając się wreszcie od łapska pijanego mężczyzny.
- A, co mi zrobisz? Może chcesz się bić? – Boner wyraźnie szukał zaczepki.
- Joe, daj spokój, nie warto – próbował załagodzić sytuację barman – lepiej już jedź do domu, a ty Frank usiądź, bo inaczej każe cię wyrzucić na zbity pysk.
Boner popatrzył przekrwionymi oczyma na barmana, a potem mówiąc do Joe: „Cartwright jeszcze z tobą nie skończyłem”, zataczając się podszedł do stolika, przy którym drzemał zamroczony alkoholem jego starszy brat. Wstrząsany pijacką czkawką opadł całym ciężarem ciała na krzesło. Tymczasem Joe do głębi wzburzony tym przykrym incydentem postanowił jak najszybciej opuścić miasto, obiecując sobie, że przy nadarzającej się okazji nauczy rozumu Franka Bonera. Minąwszy biuro szeryfa miał iść wprost do stajni starego Teda, w której zostawił konia, gdy usłyszał, że ktoś szybko za nim biegnie i woła go po imieniu. Joe obejrzał się, a rozpoznawszy w zbliżającym się mężczyźnie Eda Varo telegrafistę, przypomniał sobie, o co prosił go ojciec. Przystanął, więc i krzyknął:
- Witaj Ed! Masz coś dla mnie?
- Joe, jak dobrze, że cię widzę. Mam … ważny telegram z San Francisco – wysapał Varo, zatrzymując się gwałtownie tuż przed Cartwrightem.
- Pewnie od Adama. Ciekawe, kiedy wraca?
- Niestety to nie od Adama – odpowiedział Ed i podając Joemu depeszę, z dziwnym wyrazem twarzy dodał – ale dotyczy Adama.
Joe ważąc w dłoni telegram, spojrzał niespokojnie na Eda. Tknięty dziwnym przeczuciem, nie zważając na sprzeciwy telegrafisty otworzył depeszę i przebiegł wzrokiem rzędy liter. Z każdym wyrazem tego telegramu twarz Małego Joe stawała się coraz bledsza, a w jego spojrzeniu pojawiło się przerażenie.
***
Joe miał właśnie dosiąść konia, gdy nagle tuż przed nim stanął wściekły Frank Boner. Widać było, że mu nie odpuści. Od dawna już szukał pretekstu do bójki z którymkolwiek z młodych Cartwrightów. Teraz jego zdaniem nadarzyła się świetna okazja i nie zamierzał z niej zrezygnować zwłaszcza, że tuż za jego plecami zebrała się całkiem spora grupka gapiów. Boner nie wiele myśląc wypalił:
- Ty, Cartwright, jeśli jesteś prawdziwym mężczyzną to będziesz się ze mną bił.
- Nie dam ci tej satysfakcji pijany łotrze – wolno odpowiedział Joe, choć w jego głosie słychać było wyraźne rozdrażnienie.
- A jeśli powiem, że twoja bratowa nie jest taka święta jakby się wydawało – powiedział Frank patrząc kpiąco na Małego Joe - skoro może z Hossem, to może ze wszystkimi …
Boner nie zdążył dokończyć zdania, bowiem Joe doprowadzony do ostateczności wymierzył mu silny cios w szczękę. Dla pewności zdzielił go z całej siły w żołądek, a gdy Boner miał już upaść na ziemię Joe przytrzymał go i uderzył jeszcze raz pięścią w twarz. Wśród gapiów rozszedł się szmer niezadowolenia.
- Kto jeszcze ma coś do zarzucenia mojej rodzinie? – groźnie spytał Joe.
- Ja – usłyszał i zobaczył wymierzony w siebie rewolwer – wy Cartwrightowie zawsze uważacie się za lepszych. Poradziłeś sobie z moim bratem, ciekawe jak poradzisz sobie ze mną? Wyjmij broń.
- Nie prowokuj mnie Henry – odparł Joe groźnie patrząc na starszego z braci Bonerów, jednocześnie kładąc dłoń na rękojeści rewolweru.
I wtedy Boner pociągnął za spust. Kula ze świstem przeleciała obok lewego ramienia Małego Joe rozrywając jedynie rękaw koszuli. W tym samym momencie Joe odpowiedział ogniem. Boner zachwiał się. Z niedowierzaniem spojrzał na swego przeciwnika, a potem wypuścił rewolwer z prawej dłoni, lewą przyciskając do piersi. Zgięty w pół upadł na ziemię. Gdy Joe zbliżył się do niego Boner jeszcze żył, lecz widać było, że to jego ostatnie chwile. Henry utkwił spojrzenie w Małym Joe i wyraźnie chciał mu coś powiedzieć. Cartwright pochylił się nad umierającym, a ten z trudem, rwącym się szeptem wykrztusił:
- Ona kazała … to o twojej bratowej … zapłaciła … Joe, ona chce …
- Henry, o kim mówisz? – spytał zszokowany Joe.
Boner chciał mu odpowiedzieć, ale tylko bezgłośnie poruszył ustami. Jego oczy zaszły mgłą, ciało wyprężyło się i znieruchomiało.
***
Ash z ogromnym smutkiem patrzył na to co działo się w domu Adama Cartwrighta. Czuł, że zawiódł na całej linii. Dokonał złego wyboru. Powinien być tam w San Francisco z Adamem może wtedy Adeline nie płakałaby tak rozpaczliwie, a dzieci nie byłyby tak wystraszone. Nie wiedział co ma robić. Poczucie winy towarzyszyło mu od momentu, w którym do „Uśmiechu losu” przyjechał ojciec Adama przywożąc złą wiadomość. Ash był wtedy przy małej Lizzy. Ona go jeszcze widziała, chłopcy już nie. Nawet Milton, jego ulubieniec, odkąd pojawiła się ta dziwna kobieta przestał go dostrzegać. Ash nie ufał jej, może dlatego stracił czujność i zapomniał o Adamie. A gdy usłyszał ten przeraźliwy krzyk Adeline i ujrzał jak osuwa się omdlała w ramiona teścia, wiedział, że popełnił ogromny błąd, którego w żaden sposób nie można naprawić. Czuł wokół siebie ogromną pustkę. Już nie widział kolorów i nie słyszał śpiewu ptaków. Gdyby tylko mógł zapłakać, ale i tego nie mógł.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 18:35, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:40, 20 Maj 2014 Temat postu: W przedsionku czyśćca |
|
|
Ciekawe co z Adamem ?
Że ten ten człowiek musiał umrzeć ,nie zdążywszy wyznać ,że to wszystko wina Laury.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:53, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo dramatyczne, nareszcie ktoś zrobił porządek z Bonerami ... mam nadzieję, że Adam przeżył ... no i Laura ... jak taki wielki pająk czatuje i czyha ... brrr. aż mnie ciarki przechodzą ... a Ash jest bezradny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:00, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | - Joe, dzidziuś ma wielką ochotę na cukierki z melasą i fasolki. Przywieziesz mi?
- Jak to? To już wszystkie zjadłaś? Przecież nie dalej, jak przedwczoraj kupiłem prawie 3 funty cukierków?
Doreen zrobiła proszącą minkę, głaszcząc się po okazałym brzuchu. Joe pokręcił głową, uśmiechnął się z czułością i powiedział:
- Już dobrze kochanie, pojadę po te cukierki. Ale czy ty przypadkiem nie jesz ich za dużo?
- Skąd, wcale. A poza tym to nie ja, to ono. |
Boski fragment , ale powtórzę za Joe: Czy ona nie za dużo je tych cukierków?
ADA napisał: | - Ale Laury nie ma w domu – odrzekła Doreen i dodała – pojechała do „Uśmiechu losu”.
- Często ostatnio tam jeździ – zauważył Joe. |
Ta informacja mocno mnie zaniepokoiła, mocno....
Cała akcja z Bonerami tylko potwierdza jak łatwo manipulować ludźmi. Wystarczy, że byle pijaczek rozsieje plotki o szanowanych ludziach i już miasto wrze jak bezmyślny tłum.... Jednak jeden z braci zyje i jak wytrzeźwieje może coś powie....
ADA napisał: | - Niestety to nie od Adama – odpowiedział Ed i podając Joemu depeszę, z dziwnym wyrazem twarzy dodał – ale dotyczy Adama.
Joe ważąc w dłoni telegram, spojrzał niespokojnie na Eda. Tknięty dziwnym przeczuciem, nie zważając na sprzeciwy telegrafisty otworzył depeszę i przebiegł wzrokiem rzędy liter. Z każdym wyrazem tego telegramu twarz Małego Joe stawała się coraz bledsza, a w jego spojrzeniu pojawiło się przerażenie. (..)A gdy usłyszał ten przeraźliwy krzyk Adeline i ujrzał jak osuwa się omdlała w ramiona teścia, wiedział, że popełnił ogromny błąd, którego w żaden sposób nie można naprawić. Czuł wokół siebie ogromną pustkę. |
O my God ADA chyba nie zrobiłaś tego? Co prawda ...coś "bazgrnęłam"...ale ...jednak Adam jest na chmurce? Z tego mi wygląda, że tak....chyba nie usnę dzisiaj w nocy.... o matko....o matko...
*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 19:01, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:05, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Początkowa scena z udziałem Joe i Doreen jest urocza. Choć przyznam, że dziwnie czyta się taki fragment. Dlaczego? Trudno mi poważnie traktować Joe.
Pomysł z cukierkami – bardzo zabawny.
ADA napisał: | Tym razem Joe postanowił zrobić większe zapasy i kupił 6 funtów słodyczy obiecując sobie solennie, że będzie żonie wydzielał cukierki i nie ulegnie jej prośbom o więcej. |
Plan ma, ale wątpię, aby udało mu się go zrealizować.
ADA napisał: | - Pa, jedno dziecko to prawdziwe wyzwanie – odparł Joe.
-Twój brat ma ich czworo – zauważył Ben.
-Adam lubi wyzwania – stwierdził Joe drapiąc się w głowę. |
Tak, Adam to Adam, a Joe to ... po prostu wciąż Mały Joe.
ADA napisał: | - Ona kazała … to o twojej bratowej … zapłaciła … Joe, ona chce …
-Henry, o kim mówisz? – spytał zszokowany Joe. |
Może, gdy Joe zastanowi się nad tym, co usłyszał, połączy fragmenty układanki, nabierze podejrzeń, a przynajmniej będzie szukał osoby odpowiedzialnej za rozsiewanie plotek. Tylko, czy będzie miał do tego głowę po tych hiobowych wieściach z telegramu?
ADA napisał: | A gdy usłyszał ten przeraźliwy krzyk Adeline i ujrzał jak osuwa się omdlała w ramiona teścia, wiedział, że popełnił ogromny błąd, którego w żaden sposób nie można naprawić. |
ADA, aż boję się myśleć o tym, co stało się z Adamem. Obawiam się Twoich "chmurkowych" zapędów. Koniec jest taki smutny. Biedny Ash, biedny Adam, biedna Adeline i jej dzieci.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mada dnia Wto 19:06, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:14, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Zorino Henry Boner umarł, ale został jeszcze jego brat.
Ewelino Laura czai się już do skoku
Aga a podobno dałaś mi błogosławieństwo w pewnej kwestii. Próbuję więc zrealizować swój zamysł, ale jeśli masz przez to nie spać, to może jednak inaczej poprowadzę ten wątek
Mada starałam się, żeby Joe trochę wydoroślał, ale masz rację on pozostanie Małym Joe.
Obawiam się, ze wypadek Adama przynajmniej na jakiś czas uniemożliwi Joemu poszukiwanie osoby, która zapłaciła za rozpuszczanie plotek.
Mnie też jest szkoda Asha, bo ma związane ręce, a poza tym podjęcie przez niego jakiejkolwiek interwencji równoznaczne jest z pojawieniem się Woźnicy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:16, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Fragment początkowo bardzo miły, Doreen i mały Joe pasują do siebie
A druga część jest już dramatyczna
Cytat: | Ash z ogromnym smutkiem patrzył na to co działo się w domu Adama Cartwrighta. Czuł, że zawiódł na całej linii. Dokonał złego wyboru. Powinien być tam w San Francisco z Adamem może wtedy Adeline nie płakałaby tak rozpaczliwie, a dzieci nie byłyby tak wystraszone. Nie wiedział co ma robić. Poczucie winy towarzyszyło mu od momentu, w którym do „Uśmiechu losu” przyjechał ojciec Adama przywożąc złą wiadomość. Ash był wtedy przy małej Lizzy. Ona go jeszcze widziała, chłopcy już nie. Nawet Milton, jego ulubieniec, odkąd pojawiła się ta dziwna kobieta przestał go dostrzegać |
bardzo smutny fragment, biedny Ash... Dlaczego Milton go już nie dostrzega?
Cytat: | gdy poczuł na swoim ramieniu ciężkie i mokre od potu łapsko Franka Bonera |
bardzo plastyczne... brrr
Czekam na dalszy ciąg
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 20:17, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:39, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Senszen, jeszcze raz dziękuję, za informacje nt. pikli
senszen napisał: | biedny Ash... Dlaczego Milton go już nie dostrzega?
|
Wszystko to wina Laury
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:50, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
nie ma za co z przyjemnością pomogłam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:09, 20 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
ADA nie patrz na naszą rozpacz...odkujemy się w innych fanficach...pisz co Ci każe wena (bo nie serce i sumienie )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:25, 24 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Zorino, zgodnie z obietnicą zamieszczam kolejny odcinek i zapraszam wszystkich do lektury
***
Hoss przystanął u szczytu schodów i popatrzył na ojca i Małego Joe siedzących w salonie domu Adama i Adeline. Pomyślał, nie wiedzieć, czemu o nazwie rancza i pokręcił ze smutkiem głową. „Uśmiech losu”. Jak na ironię Adamowi zabrakło tego „uśmiechu”. Ciężko westchnął i powoli zaczął schodzić po schodach.
- Co z Adeline? – spytał Ben spostrzegłszy Hossa.
- Już lepiej, ale chce być sama.
- A dzieci?
- Są w swoim pokoju. Mały Adam zajął się chłopcami – odparł Hoss.
- Niepokoję się o Adeline. Może lepiej żeby Laura przy niej posiedziała – powiedział Ben.
- Laura usypia Lizzie.
Zapadła przejmująca cisza. Nikt nie miał odwagi odezwać się pierwszy. Słychać było tylko tykający zegar, odmierzający leniwie czas. Hoss podszedł do okna i spojrzał na słońce zachodzące w czerwonej poświacie. Przypomniał sobie krzyk Adeline na wieść o wypadku Adama i serce omal nie pękło mu z rozpaczy. Jutro nadal będzie upalnie – pomyślał i nagle nie wiadomo skąd wstąpiła w niego nadzieja granicząca z pewnością. Czuł, wiedział, że Adam będzie walczył. Ma przecież, dla kogo. Zbyt dobrze znał starszego brata i nie mógł uwierzyć w to, że on tak po prostu odejdzie.
- Pa, co dokładnie napisał Will? – spytał Hoss odwracając się od okna.
Ben spojrzał na syna nieprzytomnym wzrokiem. Myślami był daleko. Pragnął tylko jednego, aby Adam żył, reszta nie miała znaczenia. Przez chwilę zastanawiał się, o co zapytał Hoss, a potem odpowiedział zmęczonym głosem:
- Słyszałeś przecież. Adam wpadł pod nadjeżdżający powóz. Leży w szpitalu, a jego stan jest beznadziejny. Will napisał, że w każdej chwili … – tu głos Bena załamał się.
- Co zamierzasz zrobić? – spytał Hoss.
Ben ciężko westchnął i ze zdziwieniem popatrzył na syna:
- Jak to, co? Jutro jadę do San Francisco. I mam nadzieję, że zdążę na czas.
- Pa, ale to daleka droga w upale i kurzu. Może ja pojadę – odezwał się milczący do tej pory Joe.
- Chyba zapomniałeś o Doreen. Nie, Joe. Sam pojadę – powiedział ze stanowczością w głosie Ben.
- Ależ Pa, może, chociaż Hoss – nie ustępował Joe.
- Już powiedziałem i nie będę dwa razy powtarzał – odparł gniewnie Ben i zaraz dodał –muszę być przy nim.
- Ja też pojadę – stanowczy głos Adeline zabrzmiał w całym salonie.
Wszyscy ze zdziwieniem popatrzyli na żonę Adama, która wyprostowana z dumnie uniesioną głową schodziła po schodach. Ben podniósł się z fotela mówiąc:
- Adeline, chcesz jechać? A jak to sobie wyobrażasz?
- Całkiem normalnie. Dyliżans odjeżdża jutro w południe. Pojadę i nikt mnie nie zatrzyma – na twarzy kobiety malowała się determinacja.
- A dzieci? Kto się nimi zaopiekuje?
- Poproszę panią Watson. Na pewno mi nie odmówi i mam nadzieję, że Hoss też pomoże – odpowiedziała Adeline.
- To niedorzeczne – pokręcił głową Ben i dodał - twoje miejsce jest tu w domu, przy dzieciach.
- Ale mój mąż mnie potrzebuje. Pojadę i koniec – ze łzami w oczach powiedziała Adeline.
Zapadła głęboka cisza. Wszyscy utkwili wzrok w Benie, który marszcząc brwi głęboko się nad czymś zastanawiał się. Wreszcie podjąwszy decyzję powiedział:
- Zgoda pojedziesz, jeśli tylko pani Watson zechce zająć się dziećmi, bo Hoss chyba nie ma nic przeciwko temu. Prawda synu?
- Oczywiście Pa, chętnie. A może Laura zechciałaby pomóc?
- Dobra myśl, Hoss. Zapytajmy ją. Joe zawołaj Laurę – powiedział Ben.
- Nie ma potrzeby – usłyszeli głos Laury, która od jakiegoś czasu zupełnie niezauważona stała w rogu salonu i przysłuchiwała się rozmowie – ja również chętnie pomogę przy dzieciach. O nic się nie martw Adeline. Jedź do Adama. On jest teraz najważniejszy.
- Dziękuję Lauro. Nie wiesz nawet jak bardzo jestem ci wdzięczna – powiedziała Adeline.
- Zapewniam cię, że razem z Hossem świetnie damy sobie radę, nawet bez pomocy tej pani … no, jakże brzmi jej nazwisko?
- Watson – podpowiedział Hoss i wtrącił – Laura ma rację. Jedź do San Francisco, my tutaj damy sobie radę.
- Tak, więc postanowione – powiedział Ben – Hoss jutro z samego rana pojedziesz do Wirginia City po bilety na dyliżans.
***
Milton tej nocy spał niespokojnie. Przewracał się z boku na bok i coś mówił przez sen. Wreszcie z krzykiem usiadł na łóżku. Serduszko waliło mu mocno, a źrenice miał rozszerzone strachem. Szybko łapiąc powietrze, rozglądał się wokół szeroko otwartymi oczami. Jego średni brat Tommy spał w najlepsze, a Mały Adam wsparty na łokciu spoglądał zaniepokojony w jego stronę.
- Milton, co ci jest? – spytał, a nie otrzymawszy odpowiedzi dodał – zawołać mamusię?
Wciąż przerażony chłopiec kiwnął tylko główką. Ramiona matki były przecież najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. Mały Adam miał już wstać z łóżka, gdy drzwi pokoju nagle otworzyły się i stanęła w nich kobieca postać. Widząc zupełnie zagubionego i oderwanego od rzeczywistości malca podeszła do łóżka dziecka i usiadła na jego brzegu. Chcąc go uspokoić kobieta spróbowała przytulić Miltona, ale ten tylko rozpłakał się i ją odepchnął. Dopiero po paru chwilach pozwolił objąć się, ale mimo otwartych oczu nadal nie był w pełni świadomy. Wreszcie cichutko chlipiąc powiedział:
- Mamusiu śnił mi się Sam, ale krzyczał i był bardzo niedobry, i bałem się go.
- Kochanie, to nic. To tylko przykry sen. Mamusia nie da ci zrobić krzywdy. Jesteś już bezpieczny Arthurze.
- Dziękuję ci Lauro. Ja już się zajmę małym – powiedziała Adeline podchodząc do kobiety. Delikatnie wyjmując z jej ramion synka dodała – a na imię ma Milton.
- Przepraszam – odparła Laura - obudził mnie jego płacz. Chciałam tylko pomóc.
- Wiem i doceniam, ale teraz pozwól, że sama zajmę się moim synkiem.
- Ależ oczywiście. Gdybyś jednak mnie potrzebowałam jestem tuż obok – powiedziała Laura i z ociąganiem wyszła z pokoju chłopców.
Tymczasem Adeline przytuliła synka do siebie. Milton z całej siły przywarł do matki, a usłyszawszy bicie jej serca powoli uspokoił się. Długo jeszcze kołysali się w takt melodii, którą Adeline cichutko nuciła. Gdy chłopczyk wreszcie usnął ostrożnie ułożyła go na posłaniu. Odgarnęła mu z czoła kosmyk czarnych włosów, tak bardzo przypominających jej włosy Adama. Patrząc na synka nie miała już pewności czy dobrze robi wyjeżdżając do San Francisco.
***
„Wszystko układa się lepiej niż bym chciała” pomyślała Laura machając ręką za odjeżdżającą bryczką. Gdy dowiedziała się o ciężkim wypadku Adama początkowo było jej go nawet żal, ale potem pomyślała, że oto sprawiedliwości staje się zadość. Patrzyła na zrozpaczoną Adeline z nieukrywaną satysfakcją. Widząc jak krzyczy w duchu powiedziała sobie: „krzycz, krzycz - ja też krzyczałam”.
Laura opuściła rękę i spojrzała na panią Watson, która w jej ocenie nie stanowiła zbytniego wyzwania. Należało być tylko miłym. To wystarczy, żeby uśpić czujność starszej kobiety. Jeszcze parę dni, a potem Milton będzie jej i nikomu go nie odda. Zresztą, kto tak od razu zauważy jego zniknięcie, gdy wszyscy wokół pogrążeni będą w żałobie po śmierci Adama. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości. Sam sobie jest winien, bo gdyby jej wysłuchał to może nic by się nie stało, a tak ma, na co zasłużył.
W życiu nic nie jest czarne albo białe, tak jak nie ma idealnych ludzi, bo każdy ma jakieś wady. Jednak Laura przekonana była o swojej wyjątkowości. Tylko nikt nie potrafił jej zrozumieć. Najpierw Frank, który był dla niej taki okrutny i wyśmiewał się z jej lęków i obaw. Winił ją za to, że jej oziębłość pchnęła go w ramiona innych kobiet, a przecież tak nie było. Wreszcie napisała mu, że go nienawidzi i życzy mu śmierci. I tak się stało. Była na krawędzi obłędu, gdy zjawił się jej anioł stróż – Adam Cartwright. Dał jej poczucie bezpieczeństwa, był jej oparciem i świetnie dogadywał się z Peggy, ale nie kochał jej tak jakby tego chciała. Cóż z tego, że obudził w niej nieznane dotąd uczucia i żądze, że nauczył ją bliskości. Ona chciała więcej, a więcej mógł dać jej Will. Myślała, że to jest prawdziwa miłość, ale rozczarowanie przyszło szybko. Zaczęła tęsknić do pocałunków Adama, do jego dłoni wędrujących po jej ciele. Will był miły i tylko tyle. A potem okazało się, że będzie miała dziecko. Dobrze pamięta ten dzień, gdy Adam wrócił z San Francisco. Nie zdążył wtedy na ich przyjęcie zaręczynowe. Przepraszał ją długo i namiętnie. Na efekt tych przeprosin długo nie musiała czekać, ale wówczas była już żoną Willa. Wszystko tak szybko się potoczyło. Will był taki szczęśliwy, że zostanie ojcem. Głupiec. Gdyby tylko wiedział. Dzień po dniu traciła szacunek do męża, a gdy znowu okazało się, że jest w ciąży znienawidziła nie tylko Willa, ale i to dziecko, które miało się narodzić. Całym światem był dla niej jej tylko i wyłącznie syn Arthur. I choć nie znosiła jego ojca, to gdzieś głęboko w podświadomości wiedziała, że jedynym mężczyzną, który uczynił z niej prawdziwą kobietę był właśnie Adam. Gdy jej synek zginął ratując swoją małą siostrę, myślała, że oszaleje. Nie wie, na co liczyła po przyjeździe do Ponderosy. Tak bardzo cierpiała po stracie syna, a Adam nie dał jej szansy na wyznanie prawdy. A teraz jest już za późno. Gdy zobaczyła małego chłopca kryjącego się w fałdach sukni Adeline nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej synek żył. Nazwali go Milton. „Też mi imię”, pomyślała. Jeszcze parę dni i wraz z synkiem przepadną na zawsze. Już ona się oto postara, żeby nikt ich nie znalazł. Musi tylko znaleźć odpowiednich ludzi, bo ci ostatni nieszczególnie się spisali. Tym jednak nie martwiła się zbytnio, bo doskonale wiedziała, że siła jej kobiecości jest bardziej skuteczna od colta i pięści.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:34, 24 Maj 2014 Temat postu: W przedsionku czyśćca |
|
|
Napisze tylko jedno -z Laury podła harpia jest.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 15:54, 24 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Atmosfera napięcia, niepokoju i grozy zagęszcza się coraz bardziej, już mi ciarki zaczęły chodzić po plecach...
Dziwne jest, że wszyscy tak ufają Laurze; czyżby to jeszcze było powodowane współczuciem?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:55, 24 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
ADA napisał: | Adam wpadł pod nadjeżdżający powóz. Leży w szpitalu, a jego stan jest beznadziejny. (…) Czuł, wiedział, że Adam będzie walczył. Ma przecież, dla kogo. |
Mam nadzieję, że nie tak do końca beznadziejny. Adam z pewnością będzie walczył, ma wspaniałą rodzinę, dla której warto żyć.
ADA napisał: | Patrząc na synka nie miała już pewności czy dobrze robi wyjeżdżając do San Francisco. |
Niepokoi mnie ten wyjazd Adeline. Nie będzie jej w domu, gdy Laura postawi wszystko na jedną kartę.
ADA napisał: | Laura opuściła rękę i spojrzała na panią Watson, która w jej ocenie nie stanowiła zbytniego wyzwania. Należało być tylko miłym. To wystarczy, żeby uśpić czujność starszej kobiety. |
Wydaje mi się, że pani Watson okaże się godną przeciwniczką i Laurze nie pójdzie z nią tak łatwo.
ADA napisał: | Gdy dowiedziała się o ciężkim wypadku Adama początkowo było jej go nawet żal, ale potem pomyślała, że oto sprawiedliwości staje się zadość. Patrzyła na zrozpaczoną Adeline z nieukrywaną satysfakcją. Widząc jak krzyczy w duchu powiedziała sobie: „krzycz, krzycz - ja też krzyczałam”. |
Chora psychicznie osoba - co do tego nie ma wątpliwości.
ADA napisał: | Jeszcze parę dni i wraz z synkiem przepadną na zawsze. Już ona się oto postara, żeby nikt ich nie znalazł. |
Porwanie dziecka to nie przelewki. Plan szatański.
Za każdym razem, gdy w tym fragmencie padało imię Laury, czułam niepokój. Joe, Hoss i Ben nie mają bladego pojęcia, co planuje ta żmija. Nieszczęścia spadają na tę rodzinę w zastraszającym tempie. Oczywiście, bardzo martwię się o Adama i mam życzenie, aby wyzdrowiał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|