|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:23, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ekm...ekm....ktos coś obiecywał
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:33, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Aga proszę bardzo !
Tylko nie krzyczcie. To naprawdę nie jest tak jakby się wydawało.
Dla osób nerwowych zalecam Nervosol.
***
- Pa, musisz odpocząć. Nie spałeś od dwóch dni – z troską w głosie powiedział do ojca Joe.
- Odpocznę gdy znajdziemy Adama – stanowczo odpowiedział Ben Cartwright.
- Kręcimy się w kółko, tu nikogo nie ma. Wokół tylko pustynia i nic więcej. Odpocznijmy – nie dawał za wygraną Joe.
- Pa, Joe ma rację – poparł brata Hoss.
- Dobrze, ale pojedźmy jeszcze kawałek, na południe od tych skał. Potem odpoczniemy – powiedział Ben i przynaglił konia do biegu.
W koszmarnym upale i złowrogiej ciszy jechali przez zupełne pustkowie. Ben po raz pierwszy od dwóch tygodni, czyli od momentu rozpoczęcia poszukiwań, zdał sobie sprawę, że tylko cud może wrócić mu syna. W tych warunkach, jakie panowały, bez wody i jedzenia nikt nie miałby szans na przeżycie. Jednak wbrew przerażającym faktom Ben uparcie wierzył, że odnajdzie Adama. Od chwili, gdy odebrał telegram z wiadomością, że jego najstarszy syn zaginął, żył jak w gorączce. Przygotowania, konieczne do prowadzenia poszukiwań, skrócił do niezbędnego minimum i w ciągu niespełna dwóch godzin wraz z Hossem byli w drodze do East Geat. Tam miał czekać na nich Joe. Ben miał nadzieję, że gdy dotrą na miejsce, zastaną również Adama.
Jednak, gdy tuż przed East Geat zobaczył jadącego im na spotkanie Joe, wszelkie nadzieje prysły. Kolejny dzień przemierzają tę przeklętą, nieprzyjazną okolicę. Nawołują, co jakiś czas strzelają w górę, zaglądają pod każdy kamień, mając nadzieję na jakiś, choćby najmniejszy ślad Adama. Niestety bez rezultatu.
Chłopcy mają rację – pomyślał Ben – trzeba odpocząć, bo inaczej zabraknie nam sił. Już miał dać sygnał do zatrzymania się, gdy jego wzrok padł na coś czarnego, bezkształtnego, leżącego w piachu koło pobliskiej skały. Ben szybko zsiadł z konia, zrobił parę kroków i pochylił się na znaleziskiem. Przez moment pociemniało mu w oczach i lekko zachwiał się – to przecież pas Adama, pomyślał z trwogą. Jednak całą siłą woli opanował się. Wziął go do rąk, otrzepał z piachu i uważnie mu się przyjrzał. W kaburze nie było rewolweru, wewnętrzna kieszonka pasa także była pusta. Na szczęście nie było śladów krwi. Ben przyjrzał się dokładnie miejscu, w którym leżał pas. Na piachu nieopodal, zauważył ślady końskich kopyt. Przyjrzał się im uważnie. Jeźdźców było czterech, a więc i Adam musiał być z nimi. Gdy o tym pomyślał poczuł niewielką ulgę. I wtedy jego wzrok padł na jeszcze jedne ślady, które niewątpliwie należały do pieszego.
- Pa – usłyszał głos Hossa – co tam masz?
Ben powoli odwrócił się do synów i nad wyraz spokojnym głosem powiedział:
- Pas Adama. Bez broni. Znalazłem też ślady konnych i pieszego. Pieszym najprawdopodobniej był Adam, a ludzie na koniach to ci, którzy go napadli.
- Skąd masz tę pewność Pa, może …
- Nie, Hoss, ja to wiem. Ślady konnych prowadzą do tamtych skał. Adam poszedł w przeciwną stronę.
- Popełniłby głupstwo, gdyby tam poszedł – powiedział Joe – to prosta droga na pustynię.
- Miejmy nadzieję, że tego nie zrobił. Może kluczył, bojąc się, że tamci wrócą – domniemywał Ben.
- To, co robimy? – spytał Hoss.
- Rozdzielimy się. Ty i Joe pojedziecie w kierunku, w którym poszedł Adam, ja sprawdzę ślady tych bandziorów.
- Ależ, Pa nie zostawimy ciebie samego – sprzeciwił się Joe.
Ben popatrzył na syna surowym wzrokiem i tonem nie znoszącym sprzeciwu powiedział:
- Nie dyskutuj ze mną. Jedź z Hossem, gdzie kazałem i pamiętaj o bracie. Za pięć godziny spotkamy się w tym samym miejscu. Ben z ogromnym trudem wsiadł na konia. Zmęczenie dawało znać o sobie. Jeszcze przez chwile popatrzył na miejsce, w którym jego syn padł ofiarą napadu i pojechał śladem złoczyńców.
***
Po upływie pięciu godzin Hoss i Joe wrócili do miejsca, w którym rozstali się z ojcem. Ben zdążył już wrócić. Niestety jego poszukiwania spełzły na niczym i teraz z niecierpliwością czekał na relację synów. Wieści nie były napawające optymizmem. Hoss i Joe jechali tropem Adama dopóki ślady jego stóp nie urwały się wśród skał. Dalsze poszukiwania nie miały sensu.
- Sami nie damy rady – z żalem w głosie rzekł Joe – kończy się nam jedzenie
i woda. Konie ledwo się ruszają. Pa, musimy wrócić do miasta i poprosić
o pomoc.
- Joe ma rację. Wszyscy jesteśmy zmęczeni, musimy odpocząć, żeby mieć siły do dalszych poszukiwań – powiedział Hoss.
- Pa, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, być może nigdy go nie odnajdziemy – cichym, drżącym głosem powiedział Joe. Zapadła przejmująca cisza. Ben siedział ze spuszczoną głową i nie mógł nic powiedzieć. Gdy dotarła do niego z całą swoją mocą przerażająca prawda, poczuł się jak sparaliżowany. Jeszcze w odruchu samoobrony próbował zaprzeczyć faktom, ale niestety musiał przyznać, że szanse na odnalezienie żywego Adama graniczą z cudem.
***
Czerwony, zakurzony dyliżans pędził drogą biegnącą przez zupełne pustkowie. Mijany krajobraz był niezwykle monotonny. Jedynym urozmaiceniem były skały, które gdzie nie gdzie wyrastały z pustynnego piachu. Woźnica przynaglił konie do szybszego biegu. Jechał do położonego na krańcu świata miasteczka Przystań. To pierwszy od ponad dwóch tygodni kurs dyliżansu do tego dziwnego, niesamowitego miejsca. Woźnica nie zastanawiał się, co było powodem tego stanu rzeczy. Nie on podejmował decyzje. Jego rolą było jedynie przewożenie ludzi
i niezbędnych im do funkcjonowania towarów. Zresztą dyliżans jechał prawie pusty. Trzej mężczyźni, którzy wsiedli w Salt Flack nie byli wymagającymi pasażerami. Prawie w ogóle nie odzywali się do siebie, spoglądając chmurnie na mijaną okolicę.
Woźnica doskonale znał trasę i miał pewność, że do miasteczka Przystań dojedzie przed czasem. Cieszył się, że wreszcie odwiedzi starych znajomych. Prawdę mówiąc lubił tych dziwnych mieszkańców, nie noszących broni i słynących z wielkiej gościnności. Oczywiście słyszał już o ich starciu z podstępną bandą Black Jacka Brittona i bardzo im współczuł. Dla szeryfa Forresta wiózł niezwykle ważne dokumenty, które miały zaważyć na dalszych losach miasteczka.
Dyliżans zbliżał się do ostrego zakrętu i Woźnica chcąc uniknąć wypadku musiał zwolnić. Wtedy właśnie z tumanu kurzu wyłonił się mężczyzna gwałtownie wymachując rękami. Jego wygląd przedstawiał opłakany widok. Wysoki, wychudzony, może pięćdziesięcioletni osobnik w brudnym, poszarpanym ubraniu próbował rozpaczliwie zwrócić na siebie uwagę. Woźnica wstrzymał konie i gdy dyliżans się zatrzymał mężczyzna podbiegł do niego, mówiąc nieskładnie, szybkim, urywanym głosem:
- Myślałem, że … zapomniałeś. Od dwóch dni … czekam. Myślałem, że już mnie nie zbierzesz Woźnico.
- Nie potrzebnie się martwiłeś. Ja nigdy nie zapominam o swych pasażerach. Wsiadaj Gold. Czas nagli.
Mężczyzna ruszył w kierunku drzwiczek dyliżansu. Już miał je otworzyć, gdy z niepokojem spojrzał w kierunku rosnącego nieopodal drzewa, gdzie w nienaturalnej pozie, zwinięty w pół leżał człowiek. Widać było, że Gold nie wie co ma zrobić. Jego wahanie zauważył Woźnica, szybko zeskoczył z kozła i podbiegł do leżącego, by sprawdzić czy ten żyje. Gdy okazało się że nieznajomy z trudem, ale jednak oddycha uśmiechnął się z ulgą.
- Chyba nie chciałeś, go tu zostawić na pewną śmierć – zwrócił się do Golda utkwiwszy w nim przenikliwy wzrok.
Gold chciał mu odpowiedzieć, ale Woźnica uniósł dłoń do góry, jakby nie chciał słuchać jego wyjaśnień.
- Tłumaczyć się będziesz później. Teraz pomóż mi wnieść tego nieprzytomnego biedaka do dyliżansu.
Po krótkim czasie niezbędnym do wygodnego ułożenia rannego, dyliżans już bez przeszkód ruszył w dalszą podróż. Do przebycia pozostało już niewiele mil. Woźnica z zadowoleniem stwierdził, że mimo nieoczekiwanego postoju do miasteczka Przystań przyjedzie punktualnie. Zaciął konie i dyliżans rozpłynął się w tumanach kurzu.
***
W ciepłe, niedzielne przedpołudnie Virginia City, będące jednym
z najstarszych na zachód od rzeki Missisipi miastem w Nevadzie, było prawie całkowicie wyludnione. Saloon Silver dollar świecił pustkami, a na drzwiach miejscowego hotelu zawisła, po raz pierwszy w jego historii, wywieszka z dużym napisem chwilowo nieczynne i dopiskiem znacznie mniejszymi literami – jestem w kościele. Nawet obsługa telegrafu, co nigdy się nie miało miejsca, opuściła swoje biuro. Także redaktor miejscowej gazety Enterprise i cały jego zespół prasowy udali się na specjalne, nietypowe nabożeństwo. Przed kościołem zebrał się już ogromny tłum mieszkańców i okolicznych farmerów w pełnym napięcia oczekiwaniu na przyjazd Bena Cartwrighta z synami. Minął właśnie miesiąc od tragicznych wydarzeń będących udziałem powszechnie szanowanej rodziny Cartwrightów. Senior rodu był jednym z pierwszych osadników na tych ziemiach. W swoim ręku skupiał większą część Nevady, określonej nazwą Ponderosa. Ben, doświadczony życiowo, ojciec samotnie wychowujący trzech synów, hołdował zawsze niezłomnym zasadom moralnym oraz takim wartościom jak praca, rodzina, przyjaźń i uczciwość. Tego też nauczył swoich synów, którym zawsze powtarzał, że bez względu na to, co by się nie działo trzeba wierzyć i mieć nadzieję.
Długo miał tę nadzieję. Jego ojcowskie serce mówiło mu, że Adam żyje i odnajdzie się. Mimo upływu czasu, nie godząc się z okrutnymi faktami wierzył, że może kiedyś, któregoś dnia …. Jednak, gdy ostatecznie przerwano poszukiwania, a Adama uznano za zmarłego stracił wszelką nadzieję, a jego dotąd niewzruszona wiara zaczęła podupadać.
Tłum przed kościołem gęstniał z każdą chwilą. Specjalnie na tę smutną uroczystość przyjechał sławny w całej Ameryce pisarz Mark Twain, który będąc dziennikarzem Enterprise, właśnie tu w sposób nad wyraz błyskotliwy przy wydatnej pomocy Cartwrightów, rozpoczął swoją karierę literacką. Byli także Will i Laura Cartwrightowie z dziećmi oraz przyrodni brat Joego Clay Stafford. Na tę szczególną uroczystość przybył z Carson City handlarz Aaron Kaufman, który rodzinie Cartwrightów zawdzięczał życie. Towarzyszyła mu piękna córka Rebecca i jej niedawno poślubiony mąż. Byli wszyscy bliżsi i dalsi znajomi oraz przyjaciele. Szeryf Roy Cofee ukradkiem ocierał łzy, a stojący tuż obok doktor Paul Martin patrzył pod nogi, z trudem ukrywając wzruszenie.
Oczekiwanie przedłużało się. Nareszcie zza zakrętu wyłoniła się mała, czarna bryczka, powożona przez Joe Cartwrighta, obok którego siedział jego brat Hoss. Z tyłu bryczki, osłonięty przed słońcem siedział Ben, nieobecny, zatopiony w swoich myślach, z rozpaczą w sercu. Właśnie teraz, jadąc do kościoła uświadomił sobie, że nieodwracalnie stracił swego najstarszego ukochanego syna Adama. Nagle przez otaczającą go grubą zasłonę smutku przedarł się krótki, urywany szloch. Ben odruchowo uniósł głowę i ze zdziwieniem spojrzał przed siebie. To Hop Sing, kucharz i wierny druh w jednej osobie, próbował bez powodzenia opanować łzy. Cartwright, jakby nie rozumiejąc reakcji Hop Singa z troską i niepokojem popatrzył na przyjaciela. Właśnie w tej chwili bryczka zatrzymała się przed bramą kościoła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 23:39, 19 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:38, 14 Mar 2014 Temat postu: W przedsionku piekła. |
|
|
Adam żyje prawda ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:41, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
ADA obiecała, więc żyje. Pytanie: jakim cudem? Opis "pogrzebu" i tak wzbudza smutek...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 21:06, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Wzruszające i tajemnicze Podoba mi się ten fragment
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:31, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Kurczę, bardzo przygnębiający fragment.... Adam uznany za zmarłego to nie to samo co "nie żyje", pamiętam, że różne rzeczy się dzieją w "Przedsionku piekła" i wierzę, że dzięki swoim niezłomnym zasadom Adaś się kiedyś stamtąd wyrwie, bo jak rozumiem on właśnie tam zmierza.... i będzie musiał jakoś zasłużyć na .... "coś tam" co planuje ADA.... w myśl zasady.... nie wiem może "życie za życie" jakieś poświęcenie, tak mi w tym kierunku idzie.
Fragment wzruszający, lekko patetyczny, smutny, przygnębiający i świetny....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:49, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Możecie się ze mnie śmiać i ja to zrozumiem ale jeszcze ze dwie linijki tekstu i na pewno bym ryczała! Bardzo wzruszające ADA, a do tego jeszcze mój charakter i jakoś samo tak... Czekam na kolejny fragment!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:54, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Niki nie śmieję się naprawdę .
... a tak poważnie, fragment ma klimat, pogrzeb to już taka kropka nad "i" koniec, finito i Ci goście którzy przypominają różne sytuacje w życiu Cartwrightów, to jak ukształtowało się ono z mniejszym lub większym udziałem Adama, Ben teraz widzi ich wszystkich, te zlepki życia jego syna w nich i nie może na to patrzeć.... Wszystkim się udało jakoś ułożyć życie a ty chowasz część swojego życia w piach... przygnębiające.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 21:55, 14 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:56, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Dzięki za wszystkie miłe słowa Mam nadzieję, że jeśli jutro nic ani nikt nie stanie mi na drodze (szczególnie w postaci moich domowników, którzy nie mają zrozumienia dla mojej rozpasanej twórczej weny) to jakiś kawałeczek wkleję
Niki specjalnie dla Ciebie będzie jeszcze parę takich łzawych fragmentów. Na pocieszenie - ja też lubię sobie popłakać, szczególnie nad ciężkim losem naszych bohaterów.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 22:00, 14 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:59, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
kurczę dlaczego my wszystkie ześwirowane na punkcie Bonanzy nie mieszkamy razem? Nikt nie przeszkadzałby nam w rozpasywaniu się naszej twórczości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:03, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Aga! Dobry pomysł tylko aż boję się co to by byłoby. Pewnie musiałybyśmy wybudować swoją Ponderosę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:07, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Zaraz tam musiały... zrobiłybyśmy to z czystą przyjemnością
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:11, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
To byłoby wspaniałe! Wyobrażacie sobie to? Kolejny śmieszny fragment fanfiku, śmiejesz się sama do siebie, a właściwie do monitora i nikt nie patrzy na ciebie jak na wariatkę bo to jest na porządku dziennym!
Dziękuję ADA, będę z niecierpliwością czekała na te fragmenty!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:04, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Tak lubię piątkowe wieczory, a ty taki przygnębiający fragment. Biedny Adam. Biedni Cartwrightowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 23:09, 14 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo smutny fragment, ale jednak czekam co wydarzy się w przyszłości
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|