|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:13, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Z chęcią przeczytałabym V część wampirzej grozy, ale niestety muszę się już kłaść - jestem padnięta.
Dziękuję Ci za te teksty i podsunięcie mi świetnego czytadła .
To była naprawdę kulturalna noc!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:48, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Przecież możesz spokojnie poczytać sobie jutro. Je teraz czytam sobie Mężczyznę w brązowym garniturze Christie, ciekawa, relaksujaca lektura...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:56, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
kamila7997 napisał: | Biedna Kicia - często niezrozumiana przez swoją rodzinę i wyśmiewana przez brata. Szczerze współczułam jej, kiedy ojciec z braciszkiem drwili z niej (kłótnia z połykaczem ognia).
Zaczyna robić się niebezpiecznie - Kicia zostaje napadnięta przez seryjnego morderce. Cudem umyka śmierci, a wszystko za sprawą malutkiego króliczka Pasztecika (swoją drogą; jak taki mały mógł zaradzić kolosowi? Zrzucam to jednak na karb jego sprytu ).
Okazuje się, że i tatuś jest dusigroszem - domaga się zwrotu kosztu za wykonanie połączenia na policję. |
Kamilko, nasz króliczek ma w zwyczaju obieganie domowników dookoła, często zmienia kierunek! Zaczyna tak obiegać w najmniej spodziewanych momentach. Zapewniam Cie, że wielokrotnie niejedno z nas by zdrowo rąbnęło o ziemie a niektorzy, mimo wiedzy o Pasztecikowym zwyczaju jednak rąbnęli. Wiesz, idziesz sobie z kuchni do pokoju, coś nieraz niesiesz a tu Ci niespodziewanie wyskakuje koło nogi...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 9:37, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Teraz to rozumiem !
W ogóle nie pomyślałam, że Ty w rzeczywistości masz swojego Pasztecika! Zapomniałam normalnie!
Przed snem sobie jeszcze raz pomyślałam, że całkiem zgrabnie Ci ta Kicia wyszła, no i ten Pasztecik.. Budujesz fajny klimat
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kamila7997 dnia Pią 9:37, 10 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:30, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Ja chcę kolejną część Pasztecika i Kiiiicii !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:42, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo o moim mieście
część 12
Mamusia korzystała intensywnie z tego, że reszta rodzinki była poza domem. Siedziała przy komputerze i przeglądała Naszą Klasę. Dzięki tej stronie internetowej udało jej się odnowić kontakt z koleżankami i kolegami jeszcze ze szkoły podstawowej i liceum. Los ich rozrzucił po całym świecie i miło było teraz dowiadywać się, że w Australii upały a w USA mocno wieje. Co prawda mniej więcej to samo mówili w telewizji, ale tu mamusia miała przekaz od naocznych świadków, z pierwszej ręki!
W mamusi czaiła się nieufność do komunikatów telewizyjnych. Zawsze podejrzewała, że są nieco zmanipulowane. Uważała, że niekiedy przedstawiają upiększoną rzeczywistość a niekiedy przejaskrawiają niektóre fakty. A mamusia lubiła mieć swoje zdanie na większość tematów, niekoniecznie zgodne z przyjętą, poprawną linią. Ciekawe też były „wejścia” do zapowiedzi wydawniczych i nowości księgarskich. Mamusia. Tak jak i prawie cała jej rodzina, uważała, że książek nigdy nie za wiele. Byli autorzy, których uwielbiała i kupowała każdą nową, napisaną przez nich książkę. Starała się skompletować Jane Austin, Daphne du Maurier, Agathę Christie. Lubiła też siostry Bronte. Przeczytała większość powieści Edgara Wallace’a, chociaż miała tylko kilka jego książek. Cóż, mieszkanko nie było z gumy a Wallace był zawsze trudny do zdobycia i drogi. Półki mamusi zdobiło prawie pełne wydanie dzieł Mary Higgins Clark i kilka jej córki Carol Higgins Clark. Kompletowała książki Chmielewskiej, Sekuły, Musierowicz, Lucyny Legut, Barbary Kosmowskiej (Bubę czytała kilka razy), Ireny Matuszkiewicz i jeszcze kilkunastu pisarek, szczególnie miłych jej sercu. Do tego dochodziły książki historyczne (uwielbiani od najmłodszych lat Gołubiew, Bunsch, Grabski ostatnio nieco zapomniani), tradycyjnie Kraszewski i Maria Rodziewiczówna (czytały je jej Mama, jej Babcia i Prababcia, więc coś w tych utworach jest! Wbrew wybrzydzającym krytykom!), książki naukowo- historyczne, zwłaszcza te o dynastii Piastowskiej i pamiętniki oraz biografie de Gaulle’a i książki techniczne. Do tego dochodziły przypadkowe, ale interesujące powieści, do których się często wracało i księgozbiór zajmował coraz więcej miejsca. Ostatnio mamusia obejrzała kilka seriali o wampirach i postanowiła poczytać coś i z tej dziedziny. Seriale nawet jej się podobały. Stanowczo nie brakowało w nich mocnych scen, napięcia, akcji, intrygi, przystojnych wampirów a nawet miłości. Tak, to nowa dziedzina, bo w dawniejszych czasach raczej rzadko prezentowano dzieła o treści „wampirzej”, preferując raczej światopogląd materialistyczny w sztuce. „Buffy postrach wampirów” jest świetnym serialem, niezłe są też „Czysta krew” i „Pod osłoną nocy”. Stanowczo trzeba wprowadzić do jadłospisu rodzinki więcej czosnku. Zdrowy i zabija zarazki. Mamusia spodziewała się ostrych protestów, bo nikt oprócz niej nie lubił czosnku. Teraz będzie miała argumenty!
Co my tu mamy na Allegro? Mamusia lubiła i tu zaglądać, bo często widywała tytuły książek, które pamiętała z dzieciństwa i młodości.
Na półkach stało też kilkanaście albumów z reprodukcjami dzieł sztuki. Miło było przeglądać je w spokoju. Najstarszy, to wyszukany kiedyś w antykwariacie, dawno, dawno temu album z niesamowitymi rysunkami Stefana Żechowskiego. Dlaczego ten artysta nie zrobił światowej kariery? Przecież miał wielki talent, a mało kto o nim słyszał. Życie jest niesprawiedliwe, zamyśliła się mamusia. Przy porządkowaniu natrafiła na kilkanaście książek z dziedziny „westernów”. Mamusia przypomniała sobie, że kiedyś były to jej ulubione powieści, które czytała „z zapartym tchem”. Karol May, Mayne Reid, Evans, George Owen Baxter, Zane Grey – kiedyś się to czytało! A teraz – króluje znakomity Wilbur Smith (też kolekcjonowany przez mamusię), Margolin, Lehane , Cussler, Forsyth, Follet i inni. Cóż, byle półek starczyło, no i miejsca na te półki. Bo książki w tym domu, oprócz sporadycznie pojawiających się moli, miały jeszcze jednego wroga – tatusia.
- po co ci Myszko tyle książek? Przeczytać i wyrzucić, albo sprzedać. Tatuś nade wszystko cenił sobie piweńko i nie rozumiał, jak można kilka razy czytać tę samą książkę, skoro wiadomo, jak się kończy! Tłumaczenie, że człowiek może się delektować czytaniem, tak jak piwem, nie trafiało do Tatusia. Mamusia się wtedy bardzo denerwowała i pytała po co ona mu gotuje i po co tatuś je, skoro też wie jak się to skończy, a nawet posiada wiedzę dotyczącą miejsca zakończenia procesu trawiennego. Tatuś się obrażał i mówił, że to nie to samo, mamusia twierdziła, że wiedza jest wiedzą i problem pozostawał nierozstrzygnięty. Tak, w życiu są jeszcze inne kłopoty! Właściwie te zabójstwa w okolicy to bardzo podejrzana sprawa! W każdym z nich jakiś element powiązany jest z ich wieżowcem, a to już jest zagrożenie dla lokatorów. Coś te zabójstwa i próby zabójstwa łączy i to coś związane jest z lokatorami naszego wieżowca. Ze starymi lokatorami pomyślała mamusia. Niepokojące jest to, że i tatuś jest starym lokatorem ich bloku! Być może i jemu coś zagraża. Jak to było u Agathy Christie? Najbardziej podejrzany był niewinny a ten, którego nikt nie podejrzewał okazywał się mordercą! Może by tak odpuścić Rybakom a pomyśleć o uwielbianych przez sąsiadki Stolarkach? No tak, ale tatuś niewiele pamiętał z dawniejszych lat a w obecnej sytuacji plotkowanie z kimkolwiek (każdy z sąsiadów mógł być mordercą!) było ryzykowne. Nigdy nie wiadomo, czy nie rozmawia się ze zbrodniarzem, żoną zbrodniarza lub jego dzieckiem! Tak, lepiej nie ryzykować. A jakby tak pośrednio, pogadać z ta zaatakowaną w piwnicy? Jak ją chciał udusić, to chyba jest niewinna? Zastanawiała się mamusia. Popatrzyła
naprowadzić tatusia na trop.
- a nie, oni nie grali w piłkę, odpowiedział tatuś
-no widzisz! To już jest coś! Nie grali w piłkę. A reszta chłopaków grała! I co mówili o Stolarkach, że nie grają, komentowali to jakoś, drążyła mamusia.
-trochę mówili, ale takich wyrazów przy dzieciach nie powtórzę. Chłopaków było dużo, to i nie brakowało ich tak bardzo. Oni chyba zajmowali się czymś innym, wspominał tatuś.
- no właśnie czym? Wrzasnęła Kicia, która ostatnio była nieco nerwowa.
--no, nie pamiętam, stękał tatuś.
W mieszkaniu zapadła cisza. Tatuś został obrzucony mało życzliwymi spojrzeniami. Nawet Pasztecik przerwał na chwilę chrupanie pysznej kukurydzianej kolby i popatrzył z wyrzutem na głowę rodziny. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. Jak na zamówienie. Może dziadkowie ze wsi, wyszeptała mamusia. Misio odbierz i od razu pytaj o Rybaków i Stolarków, bo tatuś zacznie pytać, czy był Heniek albo Regina i przegada tak kilka minut!
Misio podniósł słuchawkę.
-Słucham, o dziadek! Co słychać? Radośnie zagadał do słuchawki. Rodzina, zgromadzona przy ławie odegrała prawdziwą pantomimę, nakłaniając Misia do zadawania konkretnych pytań.
-Dziadek, pamięta dziadek Stolarków i Rybaków, tych z sąsiedniej klatki? Pytał Misio
Jakiś czas trwała cisza, Misio słuchał ze skupieniem odpowiedzi dziadka.
-To dziadek jest pewny tego o Rybaku?
Cisza i pełna skupienia mina Misia.
- a Stolarek, co z nim? Znów cisza i pobrzękiwanie głosu dziadka w słuchawce.
-dziadek sobie dobrze przypomni. To bardzo ważne! Nalegał Misio.
Cisza. Skupiona mina Misia słuchającego tego, co mówił dziadek, od czasu do czasu mrukniecie, pomrukiwanie: acha, acha, ojej!, acha, doprowadzające zaciekawiona rodzinę do białej gorączki.
-a Klewińscy? Pamięta ich dziadek? Też tam mieszkali? Zadał seniorowi rodu bardzo dziwne pytanie Misio i ze skupioną miną wysłuchał długiej odpowiedzi.
-no tak, teraz jestem w domu, mówił Misio do słuchawki. Przecież widać, że tu jest, zdenerwowała się Kicia.
-to taka przenośnia, szepnęła mamusia, też bardzo ciekawa dziadkowych wspomnień sprzed trzydziestu lat.
-no dobrze, a co tam u was słychać? Chce dziadek tatusia? Misio sadystycznie przeciągał rozmowę, doskonale wiedząc, że rodzina siedzi jak na szpilkach i znakami daje mu do zrozumienia, żeby już kończył.
-no bo tatuś chciał jeszcze posłuchać, co tam na wsi, Misio doskonale stopniował napięcie. Rodzina pokazywała na migi, co z Misiem zrobi, gdy zakała rodu odłoży słuchawkę.
-no dobra, bądźcie zdrowi i do zobaczenia! Pozdrowienia i buziaki dla wszystkich, zakończył kordialnie i rodzinnie Misio. Widzisz, dziadek nie bardzo chciał z Tobą rozmawiać – zarzucił tatusiowi.
-pytał się tylko, kiedy ja i Kicia przyjedziemy!. No dobrze, Misio rozparł się wygodnie w fotelu, popatrzył na trzy zachłannie wpatrzone w jego usta twarze i jeden zaciekawiony, ruszający się pyszczek i zaczął:
-nie jest wesoło…
-to wiemy, przerwała mu rodzinka, prawie, że chóralnie.
-wiecie, ciągnął dalej niezrażony Misio – w sąsiedniej klatce zmieniają windę i lokatorzy z wyższych pięter przechodzą górą, po jedenastym piętrze do naszej klatki do windy. Albo wchodzą do naszej klatki jadą na górę, na dziesiąte i przez jedenaste piętro idą do siebie. Na jedenastym jest pusto, tam są suszarnie, lokal po dawnej pralni i kupa pustych pomieszczeń.
-każdy może się w nich zaczaić, pisnęła ze zgrozą mamusia.
-Nasza klatka cały dzień, do dwudziestej trzeciej jest otwarta i każdy może wejść. Ci z sąsiedniej mogą cały czas tutaj łazić, bez wzbudzania podejrzeń. Każdy z nich może tu łazić i robić co mu się żywnie podoba. Jak będzie szedł po schodach, i ktoś go spotka na przykład na trzecim piętrze, to powie, że czekał na windę i mu się znudziło i postanowił iść pieszo, kontynuował Misio.
-a po drodze jakąś lokatorkę udusi różową apaszką, wtrącił przerażony tatuś.
-no właśnie, potwierdził jego obawy Misio.
-dzieci, wyrzucamy śmieci parami! Nigdy pojedynczo, poprosiła mamusia.
-dajcie mi dojść do głosu, poprosił Misio, bo nigdy nie skończę…
- powiedz wreszcie, dowiedziałeś się czegoś od dziadka, pamiętał coś? nerwowo pytał tatuś.
-oczywiście, dziadek nie ma sklerozy, aluzyjnie stwierdził Misio i dodał
-wszystko pamiętał, no, albo prawie wszystko.
- i co? I co? Nerwowo dopytywały się kobiety.
-no to już zaczynam: Misio uwielbiał skupiać na sobie uwagę, być w centrum zainteresowania, robić wrażenia, nawet, gdy to była jego własna rodzinka.
-Rybak miał taki straganik na Górniaku i tam były takie drobiazgi, paski, portmonetki, klamerki, dziadek mówi, że chustki też były. Rybakowie, zanim zamieszkali tutaj, mieszkali w tym samym domu co Stolarkowie i pani Dzionek. Klewińscy mieszkali obok, w oficynie, właściwie w takiej przybudówce do tej kamieniczki. Oni wszyscy się znali z tamtych czasów!
-O! zdołał wydusić z siebie tatuś.
-Powiem więcej, oni się znali z młodości, przyjechali do Łodzi z tej samej wsi, ciągnął swoja opowieść Misio.
-Pani Dzionek też była z tej samej wsi i potem, jak przyjechała do Łodzi do pracy, to jako panna, też mieszkała razem z nimi. Klewińscy też byli z ich stron.
-W jednym mieszkaniu, zdziwiła się Kicia
-a w jednym, kąt wynajmowała u Rybaków, a ta pierwsza uduszona, to jej koleżanka z pracy i czasem do niej przychodziła. Też znała i Rybaków i Stolarków.
-o kurczę, podsumował tatuś.
-dziadek mówił, że ktoś opowiadał, że od kogoś słyszał, że ojciec któregoś z nich wydawał ludzi Niemcom w czasie wojny i brał za to pieniądze. Takie plotki chodziły, ale nie było dowodu i świadków, to sprawa w sądzie upadła. Tylko takie słuchy, no, pogłoski chodziły. Wyroku nie dostał. Dziadek jednak nie zwrócił uwagi, czy to był stary Rybak, czy stary Stolarek. Obu pamięta, bo przyjeżdżali do synów do Łodzi.
-wzbogacił się w czasie wojny, to potem mógł otworzyć stragan na Górniaku, zamyśliła się mamusia. Chociaż raczej nie, nie chciałby za bardzo rzucać się w oczy– prywaciarzy oglądano „przez lupę” i takie wydarzenie, jak współpraca z Niemcami, nawet niedostatecznie udowodnione byłoby głośne. Zamyśliła się mamusia, która znała z opowiadań tamte czasy.
-dziadek mówił, że jeden z nich siedział za kradzieże i napady. Miał spory wyrok, ale była amnestia, czy coś, różnie o tym gadali, że donosił… ciągnął Misio
-ale który, który, gorączkowała się Kicia
-no to chyba mamy wszystkie możliwe przestępstwa. Brakuje tylko kradzieży jabłek z sadu proboszcza, podsumowała przestępczą działalność mamusia
-właśnie było cos gorszego niż jabłka. Z kościoła zginęła średniowieczna figura jakiegoś świętego i stary święty obraz! Podobnież cenne! Ludzie stamtąd przebąkiwali, że to sprawka starego Stolarka, ale nie było dowodu i sprawa przyschła.
-jak to Stolarka? Tej chodzącej doskonałości? Obłudnie zdziwiła się mamusia, która jakoś nie lubiła tej rodziny.
-no właśnie Stolarka! Kto by pomyślał? Istne gniazdo złoczyńców. A mówią, że tacy porządni? Zdziwił się tatuś.
Rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Odebrał tym razem tatuś.
-Tak, dobrze, nie ma sprawy. Za dwie godziny będę, rzucał krótkie teksty w słuchawkę. Odłożył ja. Odwrócił się do rodziny.
-koniec narady, zarządził. Tatuś jest wzywany pilnie do pracy. Mam tam, być jak najszybciej! Jestem pilnie potrzebny, dodał z dumą i pomknął do łazienki.
-rozejść się, mamusia przypomniała sobie zajęcia z przysposobienia wojskowego, które odbyła na studiach. Powstrzymała się jednak przed komendą „spocznij”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:44, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo o moim mieście
część 13
nareszcie odebrał osobiście, odetchnęła mamusia. Tak jak mówiłam przyjedzie do nas jak najszybciej, dodała.
-ojej, policjant w naszym domu! Pomyślał Pasztecik. Może jednak wstąpię do policji?. Tak jak ten słynny Cywil. Oglądałem z Misiem ten serial!. Co prawda to był pies – szczekał, tropił itd., ale co to za sztuka, jak się jest wilczurem? Ciekawe, co by zdziałał, jakby był króliczkiem angorą i to miniaturką? Ja też mam doskonały węch. Co prawda jeszcze nie umiem tropić, ale znam się na ludziach, mam zdrowy rozsądek i dobry refleks. Nieskromnie przyznam, że dziś dałem doskonały popis swoich niebanalnych umiejętności. Kicia zupełnie straciła głowę.
Policjant, nieco zdyszany już od progu pytał o Kicię.
-jest, jest, odpowiedziała mamusia
-powoli dochodzi do siebie
No dobrze, proszę opowiedzieć po kolei, jak było? Zapytał
-okropnie, szczerze odpowiedziała Kicia
- chciałbym szczegóły i po kolei, jak było, nalegał stróż prawa.
Kicia krótko opisała atak seryjnego dusiciela, policjant przeszedł do szczegółów.
-skąd się pani tam wzięła? Spytał, jakby Kicia umówiła się na randkę ze zbrodniarzem.
-poszłam na górę bo chciałam przejść korytarzem do czwartej klatki, do tamtej windy …
-a dlaczego, przerwał jej policjant.
-bo u nas ktoś zakładał nowe drzwi, wiercili wiertarką udarowa, był straszny hałas i kupa gruzu na dole,. Ja nie chciałam stresować króliczka i brudzić buty.
-co ma do tego króliczek? Zdziwił się policjant.
-ma i to sporo, bo wybierałam się do weterynarza, żeby mu przyciął pazurki. Siedział w takiej przenośnej, małej klateczce.
-czyli, jak sądzę, z powodu hałasu i nieporządku, więcej osób niż zwykle mogło korzystać z przejścia na jedenastym piętrze?
-chyba tak, myślę, że większość, tam było naprawdę mnóstwo gruzu i kurzu. Można było pobrudzić nie tylko buty, ale i ubranie. Ten kurz unosił się w powietrzu.
-kto wiedział o tym przejściu?
-wszyscy lokatorzy wieżowca i ich goście i rodzina.
-a o tym gruzie na dole i o tym, że większość kobiet chodzi górą, żeby nie ubrudzić butów?
-Też wszyscy.
- a ten napastnik, mówiła pani, że zaszedł od tyłu, to jak pani go widziała i dlaczego pani nie udusił, tak jak inne ofiary – zapytał jakby z lekką pretensją stróż prawa.
-królik go zobaczył i się przestraszył, wyskoczył z klatki, ja się schyliłam i zboczeniec nie trafił, relacjonowała Kicia.
Co? Ja się przestraszyłem? A kto stał jak wryty i nie mógł nawet wrzeszczeć? Ja go widziałem i chciałem cię ostrzec! I za to taka wdzięczność! Przestraszyłem się! – Pasztecik kipiał z oburzenia i nerwowo ruszał pyszczkiem. Poczekaj, niech ja dorwę twój kostiumik wyjściowy! Tylko powieś go na krześle a dorobię ci ażurek na rękawkach, mściwie planował urażony króliczek. A kto zaatakował tego łobuza? No kto? Ja, Pasztecik!. Ale mnie się nie docenia w tym domu, nie rozumie, nikt się ze mną nie liczy! I urażone zwierzątko pokicało na swoje sianko, nie obdarzając niewdzięczników nawet jednym spojrzeniem.
-i co dalej, co dalej, może to inny, przedtem nie ogłuszał! Podkreślił funkcjonariusz
- Ten sam. Apaszka mu wystawała z kieszeni. Innych nie ogłuszał, ale tamte panie były nieco starsze ode mnie, One były po siedemdziesiątce i schorowane a ja mam dwadzieścia lat, rzeczowo stwierdziła Kicia.
-on chciał powtórzyć atak, zrobił krok w moją stronę, może dwa kroki i się przewrócił…
-tak sam z siebie?
-nie, mój królik podciął mu nogi, z dumą stwierdziła Kicia. To mądre zwierzątko, choć malutkie i zrobił to co należało
Policjant popatrzył na Czyżyków jak na ludzi lekko upośledzonych. Wiedział, że z takimi nie można się spierać. Łagodnym tonem, spokojnie upewnił się
-pani króliczek, miniaturka angory podciął nogi i przewrócił mordercę co najmniej trzech osób?
-może zrobimy wizję lokalną, ugodowo zaproponowała mamusia, tu w domu, zobaczy pan, jak to działa - zachęciła niedowiarka.
Obrażony, lecz czujny Pasztecik uwielbiał się popisywać przed szerokim gronem wielbicieli. Nie wątpił, że i stróż prawa po jego pokazie do nich przystąpi. Dziarsko wyskoczył z sianka, w którym się zagrzebał i przykicał na środek pokoju wyraźnie gotowy i chętny do pokazu.
Chłopaki, przesuńcie ławę w stronę okna, będzie więcej miejsca i pan policjant się nie uderzy, komenderowała mamusia.
Policjant dziwnie na nią popatrzył, zerknął na maleńką puszystą kulkę i w myśli zachichotał – to maleństwo ma mnie przewrócić?. Policjant Kwiatek był słusznego wzrostu, ważył też odpowiednio i z niejednym bandziorem dał sobie radę.
Zaczynamy, wrzasnęła Kicia. Pan idzie tu, od regału z książkami, prosto, spokojnie
-Pasztet, akcja!
Dobrze, dobrze, nie jestem głuchy, mruknął po swojemu Pasztecik i pokicał do swojej roboty policyjnej. Pokaz udał się nadspodziewanie dobrze.
Policjant po trzecim kroku padł na ziemię fachowo podcięty przez pracowicie obiegającego go Pasztecika. Leżał bardzo zdziwiony, a obok Pasztet stanął słupka i zwycięsko ruszał noskiem.
-zaskoczył mnie, tłumaczył się komisarz Kwiatek
-mordercę też, podkreśliła Kicia, dlatego żyję, dodała
-faktycznie, to jest możliwe, żebym sam nie rąbnął, to bym nie uwierzył, -komisarz wyraźnie nie mógł dojść do siebie, lekko potłuczony, podnosił się z trudem.
-taka mała kuleczka? Dziwił się
Pasztecik po raz kolejny zrobił pokazowego słupka, przekicał kilka kroków, powtórnie stanął słupka, poruszał noskiem, powęszył, dając komisarzowi do zrozumienia, że tropiące psy policyjne, to przy nim Pikusie i dumnie odkicał na swoje strategiczne miejscem za szafką, czujnie jednak obserwując przebieg akcji.
Obolały komisarz Kwiatek wypytał jeszcze Kicię o zapamiętane szczegóły – sposób poruszania się napastnika, jego wzrost, sylwetkę, ubranie, cechy charakterystyczne itd.
Kicia starała się bardzo. Podawała wszystkie zapamiętane szczegóły, pomimo szoku, usiłowała jeszcze raz przemyśleć, przypomnieć sobie przebieg napadu, ponieważ – jak podkreślił komisarz Kwiatek – każdy drobiazg może mieć kolosalne znaczenie.
Pieczołowicie zapisywał te wiadomości notesiku i z niedowierzaniem kręcił głową popatrując na ruszającego pyszczkiem Pasztecika.
-Ten morderca miał jakąś dziwną sylwetkę, uświadomiła sobie dopiero teraz Kicia.
-jak to dziwną? Zapytał Tatuś, do tej pory na szczęście zachowujący milczenie
-miał wielką głowę? Czy krzywe nogi?, zaczął wypytywać Kicię. Komisarz Kwiatek uprzejmie, lecz zdecydowanie poprosił tatusia o niezabieranie głosu i sam powtórzył to samo pytanie.
- nie, właściwie nic takiego nietypowego, niewysoki, krępy, ani gruby, ani chudy, taki raczej nijaki. Zastanawiała się Kicia.
--Było jednak coś sztucznego w jego sylwetce, tak jakby chciał ją zmienić, ciągnęła dalej.
-Nie mógł być grubszy, tego się nie da zrobić!. Teraz mam wrażenie, że chyba sztucznie się pogrubił – ta kurtka, tak jakby jeszcze coś pod nią miał. Zapamiętałam tez kwadratowy podbródek. To bardzo nietypowa cecha, ale miałam zajęcia z charakteryzacji i teraz wiem, że bardzo łatwo to osiągnąć prostymi, wręcz chałupniczymi metodami. Jeżeli morderca kiedyś uczęszczał na jakiekolwiek kółko teatralne, to bez trudu zmieni sobie zarys twarzy. Malo tego, w kilka sekund pozbędzie się tej charakteryzacji i wróci do dawnego wyglądu! Niekiedy wystarczy włożyć coś między dziąsła a policzki. To się bardzo łatwo wypluwa! A tam na górze przerwali remont i leży w różnych pomieszczeniach mnóstwo rzeczy, żelastwo, waciaki, części armatury itd. Nikt nie zauważy kawałka wyplutego plastiku, albo watowanej kurtki.
-Czyli zaraz po napadzie na panią, morderca mógł wypluć , to, co mu zmieniało zarys podbródka, szczęki, zdjąć kurtkę z grubym podbiciem, zwinąć ją, lub zostawić w jakimś pomieszczeniu , zdjąć czapkę i spokojnie zejść na dół, nie zwracając na siebie uwagi? Dedukował powoli komisarz Kwiatek
-jeżeli mieszka w naszym bloku, to nawet mogłam go minąć na schodach i też bym nie skojarzyła, potwierdziła jego przypuszczenia Kicia.
-chociaż? Zmarszczone czoło świadczyło o intensywnej pracy zwojów mózgowych Kici
-przecież on się uderzył o tę baterię wannową, którą chciał mnie załatwić! Musi mieć guza na głowie! I to sporego! Guz tak prędko nie maleje, potem przechodzi w siniaka, no chyba, że włosy zakrywają… rozważała Kicia
-a, i jeszcze Pasztecik go obiegał dookoła, zmieniał kierunki biegu, podciął mu nogi
-zgadza się. Co z tego? Rzeczowo zapytał policjant.
-musiał dotknąć jego spodni! Nasz Pasztecik to angorka, mocno linieje, bo jest jeszcze ciepło. Wszędzie jest pełno jego sierści. Jeżeli miał kontakt ze spodniami mordercy, to musiały na nich zostać kłaczki Pasztecika. Można porównać w laboratorium i jest murowany dowód! Bo skąd na obcym człowieku wzięłaby się sierść naszego króliczka? Przecież to nie pies, nie biega wokół bloku. Jest tylko z nami i tylko na nas ma prawo być jego wełenka, podkreśliła Kicia.
Komisarz Kwiatek wyraźnie się ożywił. Zaczął się nerwowo poruszać i widać było, że jest przepełniony chęcią działania, złapania mordercy i udowodnienia mu jego winy.
-Dawajcie tego królika, zarządził
O kurczę, nigdy nie marzyłem, że będę robił za dowód rzeczowy. Może wystąpię w sądzie – ucieszył się Pasztecik i bez sprzeciwu pozwolił sobie zabrać dowolną ilość sierści, troskliwie zapakowanej przez komisarza Kwiatka do specjalnej torebki. Do tej pory widywanej przez Pasztecika jedynie na filmach kryminalnych.
Do widzenia. Muszę już pędzić, żegnał się obrońca prawa
-pani potem podpisze protokół przesłuchania i być może damy pani ochronę policyjną, rzucił na odchodne.
Kici opadła szczęka. Ona w otoczeniu ochroniarzy śledzących każdy jej krok. Raportujących o każdym jej kroku. Miny koleżanek, kolegów i grona pedagogicznego na uczelni oglądających ją, Kicię w asyście uzbrojonych zapewne osobników. Brak swobody, którą tak ceniła, wolności, prywatności! Miała w planach spotkanie z Januszem w kawiarni … i pójście w jego towarzystwie na wystawę …. No to będzie miała spotkanie z trzema facetami! Tłok. Jak Janusz może powiedzieć jej coś subtelnego, intymnego przy dwóch uzbrojonych, czujnie nasłuchujących osobnikach! Ale się urządziła tym przejściem na jedenastym piętrze! Zerknęła na rodzinkę. Rodzice wyglądali na uspokojonych, tylko Misio podejrzanie chichotał. Pasztecik przyglądał mu się z niesmakiem. Tak, ten króliczek rozumiał swoją panią.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:48, 10 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo o moim mieście
część 14
No, sąsiadka nareszcie poszła. Można rozpocząć kolejną rodzinną naradę. Czyżykowie zasiedli wokół ławy, ale nie dane im było porozmawiać – następny dzwonek. Tym razem sympatyczniejszy gość – Janusz, na szczęście bez pieska.
-Dzień dobry, wpadłem po Kicię, mieliśmy wyjść, zaczął mówić, ale widząc skupione miny rodzinki , urwał i popatrzył pytająco w oczekiwaniu na wyjaśnienia. Coś było nie tak!
-był napad na Kicię, obcesowo zaczął Misio. Tatuś też chciał zabłysnąć w towarzystwie i wzbudzić zainteresowanie, więc wszedł w słowo Misiowi
-seryjny morderca prawie udusił Kicię
Janusz rzucił okiem na obiekt swych westchnień. Kicia siedziała na kanapie, głaskała króliczka i nie wyglądała na uduszoną. Odetchnął z ulgą i dalej spoglądał pytająco na Czyżyków.
-chciał ją ogłuszyć i udusić, tatuś nie chciał zrezygnować z roli prowadzącego rozmowę. Na twarzy Janusza malowała się zgroza i chęć zemsty. Zachowywał jednak zimną krew i spokojnie zapytał się
Kto?
Co, kto?, tatuś nieco stracił orientację.
-kto chciał ogłuszyć i udusić Kicię, spokojnie rozwinął pytanie Janusz.
-a, udusić Kicię?, No oczywiście morderca! Wykrzyknął tatuś.
-Rozumiem, ale kto jest tym mordercą, dalej pytał Janusz.
-nie wiadomo, policja go nie złapała. Oni w ogóle jakoś wolno działają, poskarżył się tatuś. Te zwłoki w parku i tu w wieżowcu, a oni nawet o podejrzanych nie wspominają!
-bo boją się linczu, wtrąciła mamusia
-oni będą sobie otwarcie podejrzewać, a tu na ryneczku dorwą podejrzanego i pobiją albo powieszą. A potem może się okazać, że dusił ktoś inny. Młyny sprawiedliwości mielą nieubłaganie, ale powoli, zacytowała mamusia jakiś zapamiętany fragment tekstu, ale nie mogła sobie przypomnieć autora. Pogrążyła się więc w rozmyślaniach czy już ma sklerozę, czy to tylko roztargnienie i czy ona naprawdę musi pamiętać dokładnie wszystkie cytaty i ich autorów, jeśli kończyła Politechnikę a nie polonistykę.
-Kicia potrzebuje ochrony, stwierdził Janusz. Było oczywiste, że tę ochronę zapewni on, osobiście!
-nie potrzebuje, rozwiał jego nadzieje Misio. Kicia jedzie z grupą na dwa tygodnie do Rzymu. O ile wiem, nikt z bloku tam się nie wybiera, będzie więc bezpieczna. Dusiciel jej tam nie dosięgnie, zapewnił Misio.
Januszowi odebrało mowę. O tak! Łapy dusiciela nie sięgały Rzymu, Watykanu i Italii. Czyhało tam jednak na Kicię znacznie większe niebezpieczeństwo. Janusz pamiętał ze swoich podróży włoskich karabinierów. Prawie każdy mógł startować w konkursie „Mister Italia”. Doskonale pamiętał, jak znajome Polki reagowały na widok włoskich chłopaków, a na nich Polaków prawie nie zwracały uwagi. Oni przy Włochach byli niezauważalni, niewidoczni, nie liczyli się! Cóż znaczył Polak, przy smukłym Włochu o czarnych oczach, smagłej cerze, kruczych włosach i romantycznym usposobieniu! Załamany wymamrotał słowa pożegnania, obietnicę, że wpadnie później i poszedł. Mamusia zastanawiała się, co tak zasmuciło Janusza, ale temat poruszany przez rodzinę wciągnął i ją do rozmowy.
-a drogi będzie ten pobyt?, zatroszczył się oszczędny tatuś.
-tata, nie martw się, jak jej zabraknie kasy, to będzie gary zmywać, albo szyby myć na skrzyżowaniach, pocieszył go Misio.
-będziemy się stołować u zakonników, podkreśliła Kicia, więc tak drogo nie wypadnie.
-Kicia, jakbyś nie miała takich grubych nóg od jeżdżenia na rowerze, to mogłabyś dorabiać tańcem na rurze, zasugerował Misio
-ty ćwoku, ty chamie, ja ci… i głos Kici przeszedł w popiskiwanie, tak ją oburzyła ta bezceremonialna i niesprawiedliwa ocena jej osoby, możliwości i aparycji.
-jak przy rurze, to tam w klasztorze mają rury? Zdziwił się tatuś, który zwykle wszystko bral na poważnie.
Kicia chciała mu objaśnić koszarowy dowcip Misia, ale jeszcze nie odzyskała głosu i z jej gardła wydobywało się typowe dla Kici pi, pi, pi,
-piecami ogrzewają, rozumiem. To skąd rura? Zażądał wyjaśnień od Misia tatuś, który lubił być dokładnie poinformowany. Tym razem to i Misia zamurowało.
-Jakie piece? Kto mówił o piecach, lekko ogłupiały Misio nie mógł się połapać, skąd tatuś wziął te piece.
-Jak to kto mówił? Przecież Kicia robiła rozeznanie i mówi pi, pi, pi, jak ty mówiłeś o tej rurze od ogrzewania. Miała na myśli piece. Tatuś uważał, że nikt tak jak on, nie rozumie córki. Misio zrezygnował z dalszej rozmowy, stwierdził, że jest żenująca i on, Misio nie będzie rozmawiał z takimi ludźmi. Tatuś też się obraził, że lekceważy się jego słowa, Kicia była obrażona na Misia i wreszcie zrobiło się cicho i spokojnie. Mamusia podała kolację i wszyscy zajęli się posiłkiem. Awantura miała działanie oczyszczające, po kanapkach i aromatycznej herbacie nikt nie pamiętał o kłótni i rodzinka zaczęła ze sobą normalnie a nawet życzliwie rozmawiać.
Pasztecik tym razem nie brał udziału w rodzinnej dyskusji. Zmartwił go ten długi jego zdaniem wyjazd. Kto się będzie z nim, Pasztecikiem bawił? Kto będzie czesał jego futerko i kupował mu smakołyki i witaminki? Pasztecik poczuł się opuszczonym, porzuconym, biednym zwierzątkiem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ania2784
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 23 Cze 2012
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 21:26, 11 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Oficjalnie dołączam do fanklubu Pasztecika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:47, 11 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Toż to już nie zwykły królik, to celebryta całym pyszczkiem!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:49, 14 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo o moim mieście
część 15
stała przed lustrem i popatrywała na swoje odbicie. Dlaczego ten Misio ją krytykuje? No dobrze, może daleko jej do Angeliny Jolie, ale wygląda nie najgorzej. Przyjemne rysy twarzy, zadarty nosek, gęste włosy, niestety nie czarne, tylko brązowe. Mamusia twierdzi, że mają piękną barwę starego złota, szczególnie widoczną, po tych ziołowych płukankach sporządzanych według receptury babci mamusi. Figura też w porządku. Kicia nie była bardzo wysoka, ale nie była też niska. Proporcjonalnie zbudowana, zaokrąglona tam gdzie trzeba, aczkolwiek nie przesadnie. No i to wcięcie w talii! Do tego energiczne, zamaszyste ruchy… No nie, całość jest niezła! A tańczyć przy rurze pionowej nie ma zamiaru! Nawet, gdyby była szczuplejsza o 5 kilogramów. Ona, Kicia będzie zarabiać na życie intelektem, używając rozumu! Wykorzystując nabytą wiedzę! I już! Obiektywnie oceniwszy swoje warunki fizyczne i wygląd, Kicia w doskonałym humorze wyszła z łazienki. W międzyczasie wrócił Janusz, który odprowadzał ją na wieczorne zajęcia z historii rzeźby i po tychże zajęciach miał ją przywieźć do domu. Kicia złapała notatki, pomachała łapką na pożegnanie rodzince i pomknęła na Uniwersytet, troskliwie ochraniana przez wielbiciela. Nawet nie wiedziała, że z jednego z okien [patrzyła za nią osoba, która chciała ją unicestwić! Której Kicia zagrażała i która musiała Kicię zniszczyć za wszelką cenę. Tylko jak? Cały czas ktoś przy Kici był. Wychodziła albo z Misiem, który wyrósł do 1,85 m, albo z tym mięśniakiem z pieskiem. Jak ją dopaść?
Rodzinka też martwiła się o Kicię. Rodzice zdawali sobie sprawę z zagrożenia, obawiali się, że ochrona policyjna mogła zawieść. Mordercą z pewnością była osoba doskonale znana wszystkim mieszkańcom bloku, osoba wzbudzająca zaufanie, bo w winę Rybaka mamusia raczej nie wierzyła. Zbyt wiele poszlak na niego wskazywało, tak jakby ktoś chciał specjalnie odwrócić od siebie uwagę. Mamusi coś nie dawało spokoju, jakaś natrętna myśl, że coś się nie zgadza, coś przeoczyła. Ale co? Kicia miała wyjechać do Rzymu dopiero za miesiąc, może by na jakiś czas wyjechała do dziadków, do Bronisławowa. Tam z pewnością będzie bezpieczna. Nikt z bloku nie pochodził z tamtych stron, do tego dziewczynę będą otaczać dziadkowie i inni krewni. Na takiej małej wsi łatwo wypatrzą każdego obcego czającego się na Kicię! Mamusia podzieliła się tą myślą z chłopakami. Tatuś entuzjastycznie poparł projekt. Misio nieco sceptycznie stwierdził, że choć Kicia będzie tam miała ochronę przed mordercą, to kto ochroni ją, Kicię przed nią samą, przed jej pomysłami i niestety jej pechem i skłonnościami do wpadania w rozmaite perypetie. Misio został zgromiony i skrzyczany. Mruknął,
-żeby nie było, że nie ostrzegałem i poszedł do drugiego pokoju, umywając ręce, od tego, co ma nastąpić.
Postanowiono
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:51, 14 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
To i owo o moim mieście
część 16
Postanowiono. Kicia została zawieziona przez Janusza do Bronisławowa. Wieś była mała, ale pięknie położona. W pobliżu stał piękny kościół, jeden z nielicznych romańskich zabytków w Polsce, zbudowany w czasach Władysława Hermana, a może jeszcze wcześniej! Skarb dla ludzi kochających zabytki. Do tego cudowne osiemnastowieczne i dziewiętnastowieczne nagrobki na przykościelnym cmentarzu. Arcydzieła sztuki kamieniarskiej i rzeźbiarskiej. Stare i wspaniałe. Było co zwiedzać. A wokół przyroda – malownicze lasy, rzeczki, trochę bagien, zalew, po którym można było pływać nawet motorówką, łąki i legendy sprzed wieków. Kicia najbardziej lubiła tę o kościele, który zapadł się pod ziemię w ciągu jednej nocy. Była przepiękna i bardzo przemawiała do wyobraźni Kici, zwłaszcza, że okoliczni chłopi odnajdywali na bagnach cegły rzekomo pochodzące z tego kościoła . Cegły te jednak w niczym niepodobne były do współczesnych nam cegieł. Kicia oglądała je często, ponieważ nadawały się one znakomicie do ostrzenia noży i do tego właśnie były wykorzystywane. W każdej legendzie podobnież tkwi ziarenko prawdy, możliwe wiec, że istotnie przed wiekami nastąpiła tu jakaś katastrofa budowlana o której pamięć przekazana jest w tej opowieści. Może kiedyś archeolodzy dokopią się ruin kościoła, może naprawdę tu gdzieś kiedyś stał. To szalenie ciekawe i jakie interesujące, snuła swoje rozważania Kicia.
Kicia bardzo lubiła jeździć do Bronisławowa. Czasem trochę się nudziła, ale zawsze udawało jej się wymyślić jakąś rozrywkę. Była niedawno na spotkaniu literackim. Krzysztof Petek, autor jej ulubionej serii przygodowej bardzo interesująco opowiadał o obozach harcerskich, sprawnościach itd. Kicię to niesłychanie zainspirowało. Tak, z tych sprawności ona na razie poćwiczy strzelanie z łuku! Pokaże temu ćwokowi Misiowi do czego jest zdolna. Robin Hood przy niej wysiądzie. Niech tylko ona Kicia trochę poćwiczy. Sprzęt dostarczył jej Janusz, który pożyczył łuk od kolegi. Kolega posiadał kilka i ten, przeznaczony dla początkujących młodych łuczników nie był mu potrzebny. Kicia mogła więc ćwiczyć dowolnie długo , bezpieczna przed działaniami nieuchwytnego jak dotąd mordercy i równie zabójczym urokiem włoskich karabinierów.
Uff! Wreszcie na miejscu. Przywitanie, przedstawienie Janusza i Kicia mogła zrealizować swoje marzenie. Podwórko było bardzo duże. Kicia mogła spokojnie strzelać z łuku tymi kilkunastoma strzałami, dostarczonymi przez Janusza. Dziadkowie o tej porze po dworze się nie kręcili, zresztą byli zajęci gościem. Trafienie czegoś z drobiu tez nie powodowało katastrofy, gdyż oszczędzało dziadkom długiego biegania z siekierką za plecami po podwórku i fałszywych zapewnień składanych kurczakowi, że nic złego go nie spotka z ich strony. Życie na wsi było raczej spokojne, wręcz sielskie, choć dziadek, jak każdy przyzwoity chłop miał wroga. Za płotem. Nędzną gadzinę, niewartą splunięcia, knującą na każdym kroku jak mu dokuczyć i obrzydzić życie. Tatuś wspominał czasy, kiedy jako mały chłopiec dopingował dziadka goniącego z siekierą wrednego sąsiada i kiedy pędzili z bratem po pomoc do wujków, kiedy sąsiad z widłami gonił dziadka. Starcia skończyły się remisem. Nikt nie został ranny - dziadek zyskał przezwisko Boryna a sąsiad Lucyper. Można powiedzieć, że przewaga została po stronie dziadka, który zyskał lepszy przydomek. Od tamtych czasów niechęć trwała, wyzwiska trwały, ale stan równowagi był zachowany. Babcia nosiła jedzenie sąsiadom, kiedy wszyscy zachorowali na grypę a dziadek zajmował się ich zwierzętami gospodarskimi. Kiedy płonęła stodoła dziadków Lucyper z całą rodziną ofiarnie ją gasił a potem przyniósł swoje siano dla ich zwierząt. W zasadzie nic do siebie nie mieli, ale tradycji musiało stać się zadość i wróg za płotem musiał być! I już!
Kicia nie zajmowała się zresztą takimi drobiazgami. Ona będzie doskonałą łuczniczką. Tak! Trening czyni mistrza a ona tu może ćwiczyć. Ma tyle celów.. Na początek coś łatwiejszego. O! to drzewo, dość grube. Kicia przymierzyła się, wycelowała, napięła łuk, jeszcze raz wycelowała, strzał… Cóż, spróbuje jeszcze raz. Po dziewiątej próbie Kicia osiągnęła sukces – strzała musnęła drzewo! No, jestem na dobrej drodze, pomyślała Kicia i postanowiła kontynuować próby, a nawet podwyższyć stopień trudności. Wybrała cieńsze drzewko, w innej części podwórka. Tak strzelanie z łuku to wspaniała zabawa i nieźle jej idzie.
Drób, choć rozumem nie grzeszył, rozsądnie przeniósł się do innej części podwórka, być może dlatego, że tam tak słońce nie grzało. Jej Kici światło było potrzebne, by lepiej trafić do celu. Do kur strzelać nie miała zamiaru, więc nie miała do nich pretensji. Nie zależało jej na podziwie, zwłaszcza, że dopiero uczyła się tej trudnej sztuki i znaczących sukcesów nie osiągała, no może maleńkie sukcesiki. Teraz to drzewko, koło płotu. Otarła pot z czoła. Ponownie napięła łuk, wycelowała, puściła cięciwę. Z zachwytem posłuchała świstu wypuszczanej strzały. Jej zachwyt został przerwany niespodziewanym wrzaskiem O! k…wa! Zastrzeliła mnie! Nie żyję! Ło Jezu, matka ratuj! Kicia przerażona przetarła szkiełka okularów i zobaczyła, że zza drzewka wybiega nielubiany sąsiad ze strzałą w siedzeniu! Zaczął biegać po podwórku dziadków, odskakiwał i wrzeszczał, że jest zabity i pozwie Borynę do sądu. Kicia w pierwszej chwili pomyślała, że jak na nieboszczyka jest zbyt hałaśliwy i dlaczego dziadka chce ciągać po sądach, jeżeli to ona Kicia go postrzeliła? Wszak to jej strzała tkwi w jego siedzeniu! Wrzaski Lucypera wywabiły dziadków i Janusza z domu. Wywabiły też niestety rodzinę Lucypera i sąsiadów żądnych rozrywki, której brakowało w małej wiosce. Janusz po kilku okrążeniach podwórka dogonił sąsiada, przytrzymał, unieruchomił i wprawnym ruchem wyrwał mu strzałę z zadka. Wrzaski nasiliły się. Dziadek zażądał wyjaśnień. Dlaczego Lucyper przywłaszczył sobie strzałę jego wnuczki! Jak śmie tak wrzeszczeć mu pod oknami , ten złodziej. I co on robi na jego, Borynowym podwórku? Po jaką cholerę tu przylazł? Kto go prosił?
-chciał podsłuchać, kto jest u was, bo mówili, że wnusia z narzeczonym przyjechała, ciotka Gieniusia była niezawodna, cóż wyjaśniając sytuację podsyciła bojowy nastrój dziadka.
-A co go to obchodzi gównozjada p… go, dziadek aż kipiał od wściekłości.
Ło Jezu, słabo mi, umieram, wył Lucyper. Matka leć po księdza, ściszył głos, bo i tak ściągnął swoimi wrzaskami prawie całą wieś. Kicia ze zgrozą stwierdziła, że i do Bronisławowa dotarła moda na filmowanie aparatami komórkowymi ciekawych scen. Tu i ówdzie zza płotu błyskały wycelowane w nieszczęśnika komórki. Jak nic będzie dzisiaj na You tubie, pomyślała ze współczuciem Kicia.
-niemożliwe, zawyrokował Janusz. To dziecinny łuk i postrzał był lekki, nie mógł mu nic uszkodzić. Strzała płytko weszła, bez trudu wyciągnąłem, właściwie sama wyszła, dodał.
-zabili mnie, matka dzwoń po karetkę, ciągnął nieszczęsny sąsiad, nie doczekał się jednak współczucia u widzów
-Władek, a gdzie krew? Jak cię zabili, to musowo powinno być dużo krwi, nie? Jeden z sąsiadów wyraził wątpliwości dotyczących obrażeń kolegi.
-Krew? Mówisz i masz! Zaraz będzie! Jak dorwę tego s…na, dziadek, który na chwilę opuścił zgromadzenie pojawił się z kosą w dłoniach w wyraźnie bojowym nastroju. Zaraz mu puszczę tyle, że starczy i dla pogotowia i na czerninę, zagroził
-dogorywający na podwórku sąsiad zerwał się z niespotykaną u potencjalnych zwłok żywością i pomknął na swoje obejście, odgrażając się po drodze sądem, policją oraz pancerfaustem schowanym w stodole na czarną godzinę.
Przez godzinę trwała wymiana zdań wygłaszanych przez każdą ze stron po swojej stronie płotu, wyliczanie przewinień i grzeszków przodków, krewnych i wad widocznych u każdego członka rodziny. Janusz słuchał tego lekko oszołomiony. Dawno nie był na polskiej wsi. Kicia rozwój wypadków przyjmowała ze stoickim spokojem. Ona była na kilku weselach i nie takie rzeczy widziała.
-On naprawdę ma pancerfausta? Ściszonym głosem zapytał się Janusz
-chyba ma, ale nie będzie mu się chciało wykopywać, dzisiaj gorąco a jego do tego chyba boli siedzenie, uspokoiła go świetnie znająca Bronisławowskie stosunki Kicia
-ale jak odkopie? Janusz dalej był niespokojny, może i ma do niego pociski? Ty wiesz, co takie cacko może narobić? Janusz, jako były legionista był zaznajomiony z działaniem i możliwościami broni, nawet pochodzącej z tak odległych dla nich czasów jak Druga Wojna Światowa.
-jak odkopie, to musi jeszcze odkopać pociski do niego, są zakopane pod dołem z ziemniakami. To potrwa. A dziadek też będzie kopał! I wtedy zobaczymy, kto ma lepszy wykop, zuchwale odparła Kicia
-nie mów, że u dziadka w stodole jest wyrzutnia V2 , zażartował Janusz
-no V2 to może nie, ale tu każdy ma coś na czarną godzinę i ten gad o tym wie. Dlatego nie wykopie. Kicia była pewna swego. Wiesz, oni nam pancerfaustem stodołę, my im naszym ich stodołę a do tego serią z kałasza po inwentarzu. Nie zaryzykują.
Po jakimś czasie obustronne krzyki ucichły. Dziadek zadowolony wrócił do chałupy, pogładził Kicię po głowie i mruknął
-moja krew, tak trafić w gadzinę, to jest oko! Naści wnusiu, na uciechę, wetknął jej zwitek do ręki. Babcia z zadowoloną miną podtykała jej smakołyki, mrucząc, dobrze tak, temu zbójowi. Wieczorem przyleciała sąsiadka z najnowszymi wieściami. Siostrzenica jej zięcia pracowała w szpitalu i dzwoniła do niej.
-Wiecie, że Lucyper był w szpitalu i chciał obdukcję. Mówił, że jest postrzelony. Wołał lekarzy, krzyczał, że potrzebna operacja. Przyszedł nasz doktor, kazał mu ściągnąć portki, cała chirurgia się zleciała, patrzą, a tu prawie nic! Doktor tez patrzy i krzyczy na niego
-co mi pan tu d…ę zawraca, zawadził pan drzazgą przy rąbaniu drewna, albo o drabinę,
-gdzie tu rana postrzałowa?
-z łuku mnie cholera postrzeliła, z łuku! Lucyper tłumaczy a lekarz wrzeszczy, zgłupiał pan, gdzie ten łuk? Na wsi? Co pana Apacze dopadli? Westernów się po pijaku naoglądał?
-Zawadził dupą o drabinę a mówi, że go Indianie z łuku postrzelili, relacjonował zdenerwowany medyk policjantowi, którego żona Lucypera zdążyła ściągnąć do szpitala.
No to będzie mandacik za nieuzasadnione wezwanie policji, mruknął funkcjonariusz.
Dziadek wyglądał na bardzo zadowolonego. Swoją drogą mogłaś go lepiej postrzelić, nie tak powierzchownie, ale dobre i to. Będzie chociaż gada szczypało, dodał z zadowoleniem.
Wieczorem dzwonił tatuś
-Kicia, jak ci tam u dziadków?
-dobrze
- U nas też spokój. Wiesz, Misio znalazł na You tubie Lucypera, tego wroga zza płotu dziadka, ktoś walnął do niego z łuku i latał ze strzałą w siedzeniu po podwórku i podskakiwał, ale jaja i…urwał, bo sobie przypomniał, że to właśnie Kicia brała ze sobą łuk i strzały. Spełniło się proroctwo Misia pomyślał tatuś ze zgrozą.
Ranek przyniósł kolejne wieści. Dziadek wrócił ze sklepu mocno niezadowolony.
-co się stało ojciec, spytała zaniepokojona babcia
-wiesz, jak na tego gada teraz mówią, Indianin! Dostał takie dobre przezwisko.
-e, to z jego rodziny, usiłują je na siłę wprowadzić, jak byłam w kościele, to baby mówiły o nim Lucyper, albo Postrzeleniec. To tak jakby wariat, pocieszyła go babcia.
-faktycznie, jakby głupawy, ucieszył się dziadek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:32, 15 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Przez godzinę trwała wymiana zdań wygłaszanych przez każdą ze stron po swojej stronie płotu, wyliczanie przewinień i grzeszków przodków, krewnych i wad widocznych u każdego członka rodziny. |
Ło matko, rodem jak z "Samych swoich" .
Zabawna ta sytuacja, a co! Kicia i jej lekcje łucznictwa - biedny pan sąsiada oberwał w siedzisko - i to mi się podoba! Jest swojsko, sielsko, jest wieś, czego chcieć więcej?
Jestem ciekawa kim okaże się ten seryjny morderca. I jaki udział w tym będzie miał Pasztecik? Czy te jego kłaczki faktycznie się na coś zdadzą?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:40, 15 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Ta wieś istnieje naprawdę, kościół z częścią romańską mam na zdjęciach, na cegle z zaginionego kościoła? klasztoru? osobiście ostrzyłam nóż. Przepiękne nagrobki na starym cmentarzu nadal budzą podziw. Wróg za płotem, jak przystało na wieś też się czai. Przesadziłam oczywiście z uzbrojeniem. Tyle lat po wojnie to, co tam kto chował, już dawno przerdzewiało, tam jest wilgotno...I cudny zalew na którym można pływać, też bardzo blisko...
Pasztet jest przewidziany jako dowód rzeczowy w sprawie, a raczej jego sierść, nie zdecydowałam się jeszcze, bo mam kilka wersji zakończnia i nie mam weny twórczej to jest na razie nie chce mi się nad tym popracować no i nie bardzo mam czas...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 14:15, 28 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
kamila7997
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 27 Sty 2012
Posty: 548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rzeszów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:47, 15 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Zauważyłam, że większość opisywanych przez Ciebie rzeczy/miejsc/sytuacji, miało miejsce w rzeczywistości. Chociażby ten Twój zbiorek; kilkanaście nazwisk sama zapewne poczytujesz. No i oczywiście Pasztecik podcinający nogi. I pojawia się wreszcie ta miejscowość...
O Łodzi zapomnieć nie można. Budujesz klimat i zyskujesz na wiarygodności
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|