|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 23:12, 26 Lut 2014 Temat postu: Sosny... |
|
|
Akcja fanfika dzieje się kilka lat po akcji ostatniego odcinka, zmieniłam naturalnie zakończenia trzech odcinków. W moim opowiadaniu Alice nie zginęła, jest żoną Joe, mają dwójkę dzieci - sześcioletnie bliźniaki Sophie i Jessiego. Hoss tak, jak planował ożenił się z Erin, która również zachowała życie, mają dziewięcioletniego syna, Bena. Adama potraktowałam z lekka okrutnie, ale tylko dlatego, że byłam na niego wściekła za wyjazd z serialu. Jego żoną jest Laura, ale ma też czternastoletnią córkę Elizabeth, która jest jego kopią pod względem charakteru. Tworząc jej postać wzorowałam się na Mary z Domku na Prerii. Wszystkie imiona dla dzieci wybrała mama. I... tak, jak podejrzewałaś, Aga, Adam jest tutaj niepełnosprawny...
*************************************************************
Sosny
R. 1.
Młode drzewa.
1879 rok, Nevada.
Jasny blask słońca oświetlał ogromne tereny Ponderosy. W tym świetle wody jeziora Tahoe mieniły się ciepłymi barwami. Minęło wiele szczęśliwych lat, odkąd samotny młody człowiek z dwójką maleńkich dzieci osiedlił się na tej pokrytej lasami sosnowymi ziemi. Niewiele pozostało po jego marzeniu, tym, którym był prowadzony przez prerie Dzikiego Zachodu. Niemal całe przemieniło się w rzeczywistość. Jego trzy wielkie miłości patrzyły z nieba na to, co osiągnął. Każda z nich strzegła swego wspaniałego syna przed śmiercią, która niemal co dzień czekała na odważnych i praworządnych mężczyzn, mogących równać się z rewolwerowcami, w tym dzikim kraju. Po całym tym czasie niedostępny świat, własność innego ludu stał się domem. Własnym i tak cennym, że każdy z nich nie byłby sobą, gdyby go opuścił…
W malutkim, żółtym domu wybudowanym na skraju sosnowego lasu, na polanie nad bystrym potokiem młoda kobieta o orzechowych oczach oczekiwała powrotu swojego męża. W tej chwili gotowała jego ulubioną potrawę w kuchni a jej sześcioletni syn – szczupły, ciemnowłosy chłopiec o łagodnym i wesołym usposobieniu siedział za stołem w salonie, bujając się na krześle i przeglądał rachunki swojego ojca.
- Mamusiu… a jakby tak zsumować wszystkie krowy taty i wujków, ile by wyszło? Więcej, niż sto? – zapytał niepewnym głosikiem.
- Więcej, ale nie wiem ile, kochanie. Musisz zapytać się taty – odpowiedziała kobieta. – To on opiekuje się rachunkami.
- Wiem. Ale David Sanders użył ostatnio słowa „zsumować”. Byłem ciekawy jak to jest – chłopiec zrobił niewinną minkę.
Matka zaśmiała się serdecznie.
- Zapytamy taty, jak wróci ze spędu. Mam przeczucie, że to nastąpi zaraz.
Chłopiec uniósł głowę. Kobieta nie powiedziała ani jemu, ani jego siostrze, że ich tata pisał w liście, że wraca dzisiaj. Chciała zrobić dzieciom niespodziankę.
- Pewnie wróci – westchnął chłopiec. – Mamo, ty chyba jesteś czarodziejką.
- Nie… Nie jestem, Jessie. Zwyczajnie kocham twojego tatę i czuję, kiedy jest blisko – kobieta nachyliła się nad garnkiem.
- To i tak jest magia – chłopiec zaszeleścił rachunkami.
- Miłość? Tak… można tak powiedzieć. Kiedy pobraliśmy się z twoim tatą obiecaliśmy coś sobie. Byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. O tej pory wiem, kiedy do nas wraca – zaśmiała się matka.
- Ciekawe, czy tak będzie ze mną… - westchnął chłopiec.
- Na pewno – kobieta uśmiechnęła się ciepło.
Gdy po tych słowach obydwoje umilkli usłyszeli plusk i tętent końskich kopyt a po chwili radosny pisk dziecka „Tatuś!”.
- A dlaczego moja księżniczka siedzi sama na ganku? – dotarł do nich delikatny, męski głos, jednak bardzo donośny.
- Tata! – chłopiec odsunął krzesło i wstał. Za chwile do domu wszedł przystojny mężczyzna w zakurzonych ubraniach z sześcioletnią dziewczynka na rękach. Dziecko śmiało się serdecznie i przyciskało twarz do niego. Kobieta popatrzyła z ciepłym uczuciem na tę dwójkę. Dziewczynka była do niego tak bardzo podobna z wyglądu i usposobienia, że sama wiele razy zastanawiała się jak to jest możliwe. Duże, szmaragdowe oczy dziecka patrzyły z mieszaniną smutku i bólu mimo, że na jej buzi malowało się szczęście. A choć oczy mężczyzny stanowiły mieszaninę brązu i zieleni także stale malował się w nich smutek. Nikt nie znał tak dobrze tego spojrzenia, jak matka i żona. Doskonale wiedziała co ono oznacza.
Chłopiec popatrzył z zazdrością na swoja siostrę. Wyszła na ganek, by pierwsza przywitać ojca. Czasem zaskakiwał go jej spryt i przebiegłość, czasem denerwował. Zazdrościł jej, że wygląda jak księżniczka i tych zapowiedzi taty, że w przyszłości będzie najpiękniejszą dziewczyną w Nevadzie. Spodziewał się jednak, ze to prawda. Miała identyczne, jak ojciec gęste, kasztanowe loki. On sam tak mówił, ponieważ teraz na jego włosach nie pozostał już ślad żadnego koloru. Były śnieżnobiałe, już bardzo rzadko przetykane srebrnymi nitkami, choć jego twarz prawie zupełnie pozbawiona zmarszczek wskazywała na jakieś trzydzieści siedem lat. Chłopiec wiedział, że ma właśnie tyle i mimo, że twierdził, że nie lubił siostry z niepokojem zastanawiał się jak ona będzie wyglądać w tym wieku.
- Tatusiu… mama wiedziała, że przyjedziesz – odezwał się szczerząc zęby w uśmiechu.
- Bo mama to czarodziejka – mężczyzna zmierzwił jego włosy i przyciągnął do siebie. – Alice – cmoknął w policzek żonę, która podeszła bliżej. Ona uśmiechnęła się ciepło. – Przywiozłem coś dla was. Zaraz to przyniosę – jest w sakwach. Zaczekajcie, rodzinko – mężczyzna zaśmiał się i posadził dziewczynkę na blacie stolika, po czym pobiegł z chłopięcą żywością do drzwi. Gdy zamknął je za sobą, kobieta pokręciła głową z rozbawieniem.
- Zaczekamy – powiedziała wesoło.
Nie minęło nawet pół minuty, gdy jej mąż przybiegł z powrotem z dwoma pudełkami w ręku. Zamienił je kilka razy i jedno z nich podał dziewczynce. Dziecko otworzyło je drżąc z zapału. Gdy dostrzegło co jest w środku pisnęło z zachwytu i wyciągnęło dwie błękitne wstążki.
- Mówiłaś, że chcesz niebieskie – mężczyzna uśmiechnął się niewinnie. – Zobaczyłem je w sklepie w Sacramento na wystawie. Pomyślałem, że zrobię zakupy. Podobają ci się, Sophie?
- Tatusiu! – dziewczynka rzuciła mu się na szyję prawie spadając ze stołu. – Są śliczne!
- Czyli się udało? – tata puścił do niej oko sadzając głębiej na stole.
Dziewczynka zaśmiała się szeroko.
- Teraz niespodzianka dla twojego brata – mężczyzna sięgnął do kieszeni i podał synowi coś w zamkniętej dłoni. Gdy chłopiec wziął to od niego zobaczył błyszczący, nowoczesny scyzoryk. Jego oczy rozbłysły i wydał z siebie westchnienie zachwytu.
- Jesteś już duży. Pomyślałem sobie, że ja bym się ucieszył – mina mężczyzny nadal wyglądała niewinnie, jak u dziecka, które coś nabroiło.
- Dzięki tato! – chłopiec przytulił się do ojca i zrobił krok do przodu, jednak zatrzymał się i popatrzył po rodzicach.
- Idź. Ja już go wypróbowałem po drodze – zaśmiał się mężczyzna i wyjął z kieszeni niewielki gwizdek z drewna. Podrzucił go w ręku i zagwizdał. Kobieta zaśmiała się lekko.
- Alice… - mężczyzna podszedł do niej i wsunął jej w rękę pudełko. – Damy w Sacramento teraz pachną różami. Chciałem… - zaczął niepewnie.
Kobieta otworzyła pudełko i dostrzegła w środku flakon z przejrzystym, różowym płynem.
- Och, Joe, ja… - jęknęła. Chciała go pocałować, ale powstrzymała się, gdy dostrzegła córeczkę patrzącą na nich wielkimi oczami. Ścisnęła go tylko za policzki.
- Dostaliśmy 2500 dolarów ze spędu. Możemy pojechać na gruntowne zakupy – mężczyzna skierował się do drzwi. – Wyprowadzę bryczkę.
- Joe... zaczęła kobieta łagodnie. – Może najpierw zjedz coś i się umyj? – zlustrowała zakurzoną twarz i ubrania męża. – A potem trochę odpocznij, hm?
Na północnym krańcu rancza dalej od Tahoe, niż żółty dom wznosiły się rozległe zabudowania – ogromna stajnia, warsztat i duży dom, pomalowane na ciemnobrązowy kolor. To miejsce najchętniej przyjmowało gości. Wewnątrz corralu wybudowanego prawie na podwórzu w cieniu rozłożystego drzewa, jasnowłosa kobieta ubrana w strój ozdobiony indiańską biżuterią przytrzymywała za pysk pięknego, karego konia, delikatnie głaszcząc go drugą ręką i szepcząc cos łagodnym głosem. Na grzbiecie zwierzęcia siedział jej dziewięcioletni syn wpatrując się w nie z radosnymi błyskami w nienaturalnie błękitnych oczach.
- Nazwę go Storm, bo przybiegł do nas w burzę – powiedział wyszczerzając zęby w uśmiechu. – Zgadzasz się, mamusiu?
- Czy ja się zgadzam? Naturalnie Storm kiedyś będzie twój – uśmiechnęła się kobieta. – Przejedź się dookoła. Teraz już powinien pozwolić się osiodłać.
Chłopiec pisnął z zachwytu i delikatnie nakazał koniowi ruszyć do przodu. Na początku jechał bardzo wolno, jednak za chwilę przeszedł w kłus. Roześmiał się głośno i zatrzymał konia po drugim okrążeniu.
- Jest piękny. Wygląda zupełnie, jak koń taty. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy razem jeździć przez Ponderosę – chłopiec poddał się rękom matki, która delikatnie zsadziła go z grzbietu wierzchowca.
- Będziecie pięknie wyglądać, Benjamin. Jesteś podobny do taty – kobieta postawiła go na ziemi.
- Wujek mówił, że tata wyglądał tak, jak ja kiedy miał dziewięć lat. To niesamowite, że go takiego pamięta – westchnął chłopiec.
- Wujek Adam jest dużo starszy od taty. Więcej, niż ty od Sophie i Jessiego. Był już dorosły, kiedy on miał tyle lat, co ty. Za to wujek Joe miał wtedy trzy latka – kobieta zaśmiała się lekko.
Chłopiec wlepił w nią oczy z niedowierzającą miną.
- Ben, Erin! – usłyszeli łagodny, gruby głos od strony drogi.
- Tatuś? – chłopiec odwrócił się gwałtownie.
- Hoss… Miałeś wrócić za dwa dni… - szepnęła kobieta. – Nie udało wam się sprzedać stada?
- Udało się. Dzięki Joe zrobiliśmy to szybciej – do płotu podszedł postawny, wysoki mężczyzna o przepięknych oczach barwy chłodnego, wiosennego nieba. Uśmiechał się z prostotą i szczerością patrząc na rodzinę. Wyglądał jednak, jakby długi czas był w napięciu i niepokoju. – Dużo ryzykował… Ale mamy więcej pieniędzy. Pojechał z całością do domu. Wieczorem pojedziemy podzielić się z Adamem.
- Dobrze, jedź. Cieszę się, że już jesteś – kobieta podeszła do płotu.
- Ja też się cieszę – mężczyzna objął ją delikatnie.
Chłopiec widząc to odwrócił się szybko plecami do rodziców, choć nikt nie powiedział mu, by to zrobił. Dopiero, gdy usłyszał, że matka idzie w jego stronę, popatrzył na nich ze szczerym uśmiechem.
- Tato! – pisnął – Zobacz, kto do nas przybiegł! – złapał stojącego wciąż obok konia za wodze i podprowadził do płotu. – Nazwałem go Storm. Pojadę z tobą do domu wujka na nim.
- Dobrze, zabiorę cię – mężczyzna uśmiechnął się do niego. – Piękny zwierzak – delikatnym, czułym ruchem dotknął końskiego pyska. – Mama ci go dała?
- Sam do nas przybiegł. Były błyskawice i pewnie się bał, że coś mu się stanie. Konie są bardzo mądre. Mama powiedziała, że musimy mu pomóc – chłopiec patrzył uważnie to na konia, to na ojca. – Myślałem, że nie dam sobie rady, ale mama powiedziała, że to wcale nie jest trudne. Storm jest dzikim koniem. Nie urodził się w naszej stajni. Musi być szybki – chłopiec przytulił się do nogi zwierzęcia.
- Na pewno. Chodź tutaj – mężczyzna złapał go ostrożnie pod ręce i podniósł nad płotem. – Za to, że poradziłeś sobie w prowadzeniu rancza bez pomocy taty zabieram cię na ryby.
- Tato! Dziękuję! – chłopiec z całych sił uściskał ojca.
I przywiozłem ci coś. Zobaczysz w domu – mężczyzna postawił go na ziemi.
- Nie było łatwo przez tę ulewę. A Axel trzy dni temu zaplątał się w sidła – kobieta popatrzyła na niego.
- Nikt nie zastawiał sideł… - zaczął mężczyzna z niepokojem.
- I ja tak myślałam. Zerwałam je, ale musisz porozmawiać z braćmi. Możliwe, że to któryś z naszych pracowników polował bez naszej wiedzy – zaczęła łagodnym tonem.
- Albo ktoś obozuje na naszej ziemi – głos mężczyzny zdradzał niepokój i zdenerwowanie.
- Nie chciałam o tym mówić – westchnęła kobieta.
- Stało się coś złego? – zapytał niepewnie chłopiec.
- Nie… - matka uśmiechnęła się do niego. – Nam nic nie grozi. To ktoś, kto mieszka niedaleko nas robi coś złego.
- Będę musiał długo zostać u wujka. Nie wiem, czy nie pojedziemy ich szukać Nie będzie ci przykro, jeśli zostaniesz w domu? – mężczyzna nachylił się do chłopca.
- Nie… zajmę się Axelem. On teraz mnie potrzebuje. Storm też – chłopiec uśmiechnął się szczerze.
- Dobrze – mężczyzna uniósł go i posadził sobie na ramionach. – Pokażę ci jaką wędkę znalazłem w mieście.
- Wędkę? – pisnął chłopiec.
Kobieta wyszła z corralu i podążyła z nimi. Nie chciała nigdy przenosić niepokoju na dziecko. Całe jej życie nie było usłane różami, dlatego pragnęła, by jej syn był szczęśliwy. Już od lat czuła sercem, że udało jej się tego dokonać. Chłopiec dostał imię po dziadku, ojcu jej męża, odważnym i nieustępliwym człowieku. Pochodzenia jego drugiego imienia zaś można się doszukiwać wśród wzgórz i śniegów dalekiej Szwecji. Gdzie urodził się przed laty człowiek, który je nosił. Wiedziała, że jej ukochany dzielił tylko jedno wspomnienie ze swoim wujem, ale znała jego szacunek do niego. Dlatego zgodziła się nazwać w ten sposób syna.
Gdy znaleźli się w domu mężczyzna wręczył chłopcu wędkę i zapowiedział, że po obiedzie pójdą razem na ryby. Kobieta skierowała się do kuchni, by ugotować obiad.
- Erin – usłyszała głos męża.
- Co się stało? – zapytała niepewnie.
- Chciałbym dać ci to przed obiadem – wykrztusił mężczyzna czerwieniąc się, jak zakochane dziecko i podał jej duże pudełko. Gdy kobieta je otworzyła, jej oczom ukazała się suknia złotej barwy uszyta z błyszczącego materiału.
- Hoss… - szepnęła. – To był majątek…
- Wcale nie… - mężczyzna spuścił głowę skruszony. – Podoba ci się?
- Nigdy nie widziałam piękniejszej – powiedziała delikatnie kładąc mu ręce na ramionach. Dopiero wtedy on uniósł głowę. Chłopiec zaśmiał się i pobiegł na podwórko. Musiał poćwiczyć zarzucanie wędki, by być w tym lepszym, gdy pójdą na ryby…
Nad starym domem w Ponderosie nadal świeciło słońce. Mimo wielu lat nie został opuszczony. Przez jakiś czas był świadkiem dramatu kobiety i mężczyzny, którzy pobrali się bez miłości. Ona cale życie będąc dzieckiem nie rozumiała świata i łudziła się, nim pokochała innego. On doceniając wartość doświadczeń czuł, że nie ma wyjścia i nieświadomie parł ku przepaści. Gdy strącony w nią, wciąż silny i pełen klasy, zaczynał zapadać się w ciemność jedna iskra rozjaśniła te mroki. By dzisiaj światło świeciło tak jasno, jak kiedyś.
Przed domem zatrzymała się czternastoletnia dziewczyna, cudownej urody. Do tej pory biegła radośnie, jednak przystanęła, by ogarnąć wzrokiem swój dom. Fascynowała ją, jego długa historia. Ale im dalej sięgały jej myśli, tym głębsze miała odczucie, że wciąż nic o tej historii nie wie. Chciała się uczyć, by zgłębiać te sekrety. Od lat już świat liczb był jej światem. Z jej projektu, tego, który ojciec pozwolił jej samej zrobić już dawno powstał dom. Teraz on sam pracuje nad nowym. Podniosła głowę. Światło w pokoju ojca się paliło. Rozumiała więc, że nadal go nie skończył. Patrzyła chwilę z nadzieją. Gdy chciała już wejść do domu dostrzegła, że owe światło ciemnieje powoli, aż całkiem gaśnie. Jej twarz rozjaśnił uśmiech. Podbiegła kawałek i weszła do domu. Miała wiele spraw do omówienia ze swoim ojcem.
- Tatusiu! Wróciłam! – zawołała na tyle głośno, by usłyszał, lecz na tyle cicho, że wypadało to damie.
- Wiedziałaś, kiedy wrócić, Elizabeth. Właśnie skończyłem projekt – usłyszała z góry łagodny i dźwięczny, męski głos, prawie równocześnie ze skrzypieniem kół specjalnego fotela ojca.
Widziałam, że zgasiłeś światło. Kiedy pan Nicholson przyjedzie go odebrać? – dziewczyna popatrzyła w kierunku schodów.
- Pojutrze. Ale pamiętasz list od wujka? – na schodach pojawił się przystojny, wysoki mężczyzna około pięćdziesiątki o głęboko czarnych, drobno poskręcanych włosach takich samych, jakie miała jego córka.
- Tak. Mieli dziś wrócić ze spędu – dziewczyna podeszła i usiadła przy niewielkim, okrągłym stoliku, naprzeciw schodów.
- Wieczorem przyjadą rozdzielić pieniądze. Powiedz… ile to jest 2500 podzielić na trzy? – mężczyzna zsunął się po podjazdach zamontowanych na schodach i zatrzymał przy stoliku obok córki.
- Osiemset trzydzieści trzy. Ale zostanie wam dolar reszty – dziewczyna popatrzyła na ojca. On uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Bardzo dobrze – powiedział. – Coraz szybciej dochodzisz do wyniku.
- Możliwe… - dziewczyna się uśmiechnęła. – Ale… co będzie, jeśli wujek nie przywiezie tych pieniędzy?
- Odbierzemy mu je siłą – mężczyzna skinął głową na ustawione na szafce strzelby. Dziewczyna zachichotała delikatnie i odwróciła się do niego. On spojrzał z radością w sercu na wpatrzone w niego wielkie oczy córki. Choć w ich niebieskiej barwie można było doszukiwać się podobieństwa do jego żony, on widział w nich oczy swojej matki. Choć znał jej dotyk tylko przez kilka chwil, gdy się urodził, wciąż przy jego łóżku stały jej fotografie. Tato opowiadał mu, że miała niebieskie oczy, tego samego rzadkiego kształtu, co on i włosy barwy dojrzałego kasztana. Tak bardzo chciał widzieć w córce cienie swojej matki. Dlatego dał jej na imię Elizabeth.
- Wiesz co… dostałam dzisiaj w szkole pochwałę. Moje wypracowanie wygrało konkurs – dziewczyna roześmiała się łagodnie.
- To o cenie marzeń? – mężczyzna przysunął się do niej i delikatnie dotknął jej ręki swoją dłonią. Dziewczyna położyła na niej druga i ścisnęła delikatnie.
- To samo. O twoich marzeniach i marzeniach dziadka. Pani Robins powiedziała, że udowodniłam, że są cenne – odpowiedziała. – Ale mam jeszcze coś ważnego – sięgnęła do swojego podręcznika, który położyła na stole. – Wracam też z poczty. Patricia napisała list – wyjęła z książki żółtą kopertę i podała ją ojcu. Mężczyzna obrócił ją w palcach i skręcił głowę w kierunku kuchni.
- Lauro! – zawołał. – Przyszedł list od Peggy…
Dziewczyna obróciła się na krześle i wpatrzyła w drzwi, z których miała wyjść matka. Czuła, że nie będzie zadowolona z treści tego listu. Osobiście lubiła starszą siostrę. Patricia miała teraz dwadzieścia dwa lata i mieszkała z mężem w San Francisco. Czasem przyjeżdżała do nich, by porozmawiać z matką i ojczymem. To ona zaprowadziła ją na grób swojego ojca i opowiadała jak bardzo ją kochał. Ona też pokazała jej nieukończony dom, który ojczym budował dla jej matki, gdy miała siedem lat. Ponoć dowiedziała się o nim przez przypadek. Wszystkie wydarzenia z tamtego okresu zrozumiała dopiero wiele lat później. Także to, co czuła jej matka do tamtego mężczyzny, który wyjechał krótko po wypadku ojca dziewczyny, w którym stracił władzę w nogach.
Upłynęła dobra chwila, nim z kuchni wyszła wysoka szczupła kobieta, wycierając ręce w szmatkę. Podeszła do stołu i zerknęła na papier, który trzymał jej mąż. On zaczął otwierać list.
- I? Co napisała? – zapytała z wyraźnym niepokojem.
- Już – mężczyzna westchnął ciężko. – Drogi Adamie… - zaczął.
- Adamie! – syknęła kobieta. – Nigdy nie napisze do matki! Była takim dobrym i wdzięcznym dzieckiem. To miasto zepsuło ją do reszty.
- Gdybyś pozwoliła jej wyjść za Petera nie musiałaby wyjeżdżać – mężczyzna popatrzył na nią wzrokiem, w którym były zawarte nieokreślone emocje.
- Uważa, że źle ją wychowałam – kobieta skrzywiła się pretensjonalnie. – A ja nie chciałam, żeby wyjeżdżała z Ponderosy. Nie wierzę, że zostałaby, gdybym pozwoliła jej wyjść za mąż.
- Nieważne. Czytać? Mężczyzna przejechał palcami wzdłuż rogu kartki a potem uniósł wzrok na żonę.
- Powiedz, co ona pisze – kobieta odwróciła się do córki. – Jak ci poszło w szkole? – zapytała.
- Dostałam nagrodę za tę pracę o marzeniach – dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie.
- Gratuluję kochanie – kobieta cmoknęła ją w czoło.
- Peggy pisze, że wyremontowali dom, kupiła meble z obiciami w niebieskie kwiaty. Peter dostał nową pracę. W banku. Pyta o twoje zdrowie. I o wyniki w nauce Elizabeth – usłyszały głos mężczyzny. Obie odwróciły się w jego stronę.
- Dobrze – kobieta przybrała grymas, z którego nie można było odczytać, czy chce się uśmiechnąć, czy zacisnąć usta. – Dobrze, że u niej wszystko w porządku. Pójdę przygotować obiad. Sama przeczytam list, wieczorem.
- Lauro? – mężczyzna zatrzymał ją, gdy chciała odejść. – Może upiekłabyś nam tort? Jako nagrodę za wygraną Elizabeth w konkursie.
- Dobrze. Zaraz coś przygotuję – kobieta uśmiechnęła się delikatnie i skierowała do kuchni. Gdy zniknęła mężczyzna odwrócił się do córki z sobie tylko właściwym uśmiechem.
- To będzie wstęp do naszego świętowania. Dostaniemy pojutrze pieniądze za projekt a dziś wieczorem wujek przywiezie naszą część pieniędzy ze spędu. Mam taki pomysł, byśmy urządzili w sobotę wieczorem potańcówkę. Zgadzasz się? – w oku mężczyzny błysnęła figlarna iskierka. Dziewczyna dostrzegła ją i poczuła, że naprawdę jest szczęśliwa.
- Oczywiście! Dziękuję, tato! – zawołała i rzuciła się ojcu na szyję.
Te same sosny patrzyły na młode osoby, nową siłę i nadzieję Ponderosy. Tak, jak zasadzone przez dziadka tej czwórki dzieci drzewa rosły co dzień ku niebu, tak szczęście tych istnień podobnych przywiązaniem do tych drzew czyniło ich coraz doroślejszymi i szykowało, by po latach wzięli w swoje ręce całą tę ziemię wywalczoną poświęceniem i nieraz bólem ich ojców. Dzień, kiedy oni zamieszkają w tym świecie, cennym, niby największy skarb, ze swoimi rodzinami nadejdzie po upływie wielu lat. Jednak sosny, jezioro i stary dom w Ponderosie pozostaną, by obserwować nowy ból i szczęście.
*************************************************************
Nie jestem pewna, czy to nie jest głupie, ale jeśli będzie się podobać napiszę dalszy ciąg. To jest wesoła historia a nie dramat!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Nie 20:49, 09 Mar 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 1:01, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
To nie jest głupie, podoba mi się, PISZ DALEJ!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 8:45, 27 Lut 2014 Temat postu: Sosny |
|
|
Domi to nie jest fanfik ,to jest powieść.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:06, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Świetne opisy, które od razu wprowadzają w klimat opowiadania. Miałam dziwne odczucia kiedy to czytałam. A wesoła nie byłam nawet widząc szczęśliwego Hoss'a i Joe. Miałam wrażenie jakbym siedziała w klimacie filmu "Dom dusz" Tak jakby wszystko już się stało i mimo, że zmierza do jakiegoś może i szczęśliwego nawet końca, jest okupione wyrzeczeniami, wybojami, krwią i blizną. Chyba fakt, że Adaś ma pod górkę jakoś mnie zdołował, ale czyta się rewelacyjnie. Mam jednak nadzieję, że medycyna idzie do przodu i Adaś będzie zdrów....bo..bo...Mike zginie na planie filmowym
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 9:07, 27 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Neth P
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 11 Sty 2014
Posty: 820
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 12:47, 27 Lut 2014 Temat postu: Re: Sosny |
|
|
zorina13 napisał: | Domi to nie jest fanfik ,to jest powieść. |
I dzięki temu czyta się fantastycznie
Też mam nadzieję na postęp medycyny, ale nie chcę nic sugerować
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Neth P dnia Czw 12:49, 27 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 15:41, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Głupie? No co Ty, oszalałaś?! To jest świetne! Dziwnie się czyta, wiedząc, że Ben już nie żyje... No i ten biedny Adam na wózku. Ale całość jest super! Czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:32, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Domi to jest super. Kiedy następny odcinek Mam nadzieję, że mimo wszystko dasz szansę Adasiowi na wstanie z wózka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:53, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Kochane moje! Jestem okropnie wdzięczna!!!! Starałam się najbardziej, jak umiałam! Chciałam utrzymac ich charaktery i chcialam, żeby się podobało! Jestem taka wdzięczna...
Mi cały plan tego fanfika przyszedł do głowy w środku nocy Do rana już wszystko było jasne Zawołałam mamę, bo kompletnie nie miałam pomysłu na imiona tych dzieci a bez tego bym nie zasnęła Tej nocy wyklarował mi się dalszy ciąg Najszybciej będzie jak to możliwe - może z motywacją wreszcie coś skończę
Dodam też, że nie zrobiłam Adasiowi nic, czego nie zrobiliby mu scenarzyści poza ożenkiem Normalnie już by dawno uciekł od Laury do San Francisco na przykład Wszystko będzie z nim dobrze Na razie sprzedaje swoje projekty, bo przecież łapki ma sprawne A co do Bena - życ by śmiało mógł, ale nie mam pomysłu gdzie go wsadzic Jeśli padną propozycje będzie i Ben
Historyjka będzie o tych dzieciach z zasady, nie przede wszystkim o ich tatusiach Już mam pomysł co dalej
Jeszcze jedno - czemu ty, Aga smucisz się, cokolwiek nie dodam Filmik smutny, opowiadanie smutne... A ja robię tylko wesołe rzeczy Ale... jak ci się podoba córka Adasia - jest taka jak byście chciały - ładna, zdolna i odważna... potem jeszcze coś zrobi I wiesz... mama też mi groziła, że skrzywdzi mi ulubieńca Ale ja sama chętnie go skrzywdzę Cierpi - chyba konkretnie opisałam fryzurkę I co to jest u licha ten Dom Dusz?!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 19:57, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam wczoraj i powiem, że naprawdę jestem pod wrażeniem - widać, że włożyłaś w opowiadanie naprawdę mnóstwo pracy i starania
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:12, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Próbowałam Ostatnio sobie przy innych bimbałam - zero wysiłku, żeby to brzmiało bardziej elegancko Chciałam, żeby taki alternatywny koniec lepiej wygladał... Od tej pory biorę sie za kontynuowanie Wiem już co będzie dalej - czeka was szok! Ale bez obaw - Adasiowi nic wiecej nie zrobię... już się nacierpiał biedaczyna...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Czw 20:13, 27 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:29, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Po takiej zapowiedzi Domi, tym bardziej nie mogę się doczekać kolejnej części
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 22:19, 27 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Domi uspokoiłam się co do dalszych losów Adasia Pisz dziewczyno pisz, bo masz do tego talent Tylko nie daj nam długo czekać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 0:28, 28 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Uuu... łał... To jest niesamowite. Domi jak na debiutantkę to jest... dziewczyno jakbyś się z piórem w ręku urodziła, masz wielki talent... Marnujesz się na tym forum, twoja jak to nazwała Zorina - powieść, powinna być na półce w księgarni oraz być jako lektura obowiązkowa w szkole. Twoje opowiadanie jest milion razy lepsze od moich, ja nie potrafiłabym czegoś tak pięknego i wyjątkowego napisać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 09 Wrz 2013
Posty: 6459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:52, 28 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Rany Bez przesady Ja to dla zabawy robię Jakoś tak samo tak zaczyna wyglądac... Już słyszałam cuda od polonistki...
Mam też w ramach koleżeńskiej pomocy pomocnicze informacje - może sie przydadzą Moja własna chronologia:
14. 09. 1872r. - ślub Joe i Alice
16. 06. 1873r. - rodzą się Jessie Alex Cartwright i Sophie Amélie Cartwright
17. 02. 1869r. - ślub Hossa i Erin
09. 03. 1870r. - rodzi się Benjamin Gunnar Cartwright
08. 06. 1864r. - ślub Adama i Laury
11. 01. 1865r. - rodzi się Elizabeth Louise Cartwright
Nie liczcie, czy mija dziewięc miesięcy Ja to wszystko tej nocy ułożyłam Brakuje mi w bonanzowej chronologii dni i miesięcy
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Pią 11:57, 26 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niki
Przyjaciel Cartwrightów
Dołączył: 14 Lut 2014
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 22:33, 28 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Ja już zdążyłam zauważyć, że na tym forum sprawdza się ludzką cierpliwość... No ale ILE MOŻNA CZEKAĆ? DALEJ PROSZĘ
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|