|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:58, 11 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | ciąg dalszy postaram się napisać wcześniej niż w czerwcu |
Zabrzmiało optymistycznie... trzymam za słowo...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 11:21, 14 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Króciutkie wprowadzenie do dalszej części Wklejam teraz, bo nie wiem, kiedy uda mi się napisać coś więcej
***
Ruth zamaszyście zgarnęła materiał spódnicy i z impetem usiadła w ławce kościelnej, obok swojej ciotki. W swoim zdenerwowaniu nie była nawet w stanie powiedzieć co zaskrzypiało głośniej – stare deski ławy czy grymas niezadowolenia na twarzy ciotki.
- Spokojnie Ruth, dobrze wychowana dama porusza się spokojnie, z godnością…
- … powinna być grzeczna, cicha, serdeczna, skromna, życzliwa, odpowiedzialna, subtelna, pracowita… i coś dalej tam jeszcze było – wtrąciła poirytowanym szeptem Ruth.
- No właśnie – z naciskiem powiedziała Laura i mocno uścisnęła rękę Ruth. – Jak tam pierwsze zajęcia?
Ruth spojrzała na ciotkę roziskrzonym wzrokiem.
- Wiem, że nie mam wielu z tych cech i…
- Jak zajęcia?
Ruth westchnęła.
- Ciociu, dlaczego podkreśliłaś na liście obecności te dzieci, których ojcowie zostali wdowcami?
- Gdybym podkreśliła te, które mają macochy albo nie mają ojców, to by nie miało większego sensu, prawda?
- Ciociu…– jęknęła Ruth.
- Moja droga, nie ma co jęczeć, powinnaś się wykazać inicjatywą. – Laura spokojnie otworzyła starą książeczkę do nabożeństwa i zaczęła markować czytanie.
- Jaką inicjatywę? – zdziwiła się kobieta. – Mam zostawiać te dzieci po lekcji? I czekać aż ojcowie przyjdą się zapytać, co się dzieje?
- Może to akurat nie jest najlepszy pomysł – przyznała spokojnie pani Quintal.
- I dlaczego akurat wdowcy?- jęknęła raz jeszcze Ruth.
- No, moja droga – żachnęła się pani Quintal. – Nie radzę szukać męża tam, gdzie jest jeszcze żona.
- Śmiem twierdzić, że w niektórych przypadkach, ta żona dalej jest – niezręcznie skomentowała Ruth. Laura spojrzała na nią niepewnie.
- Nieważne – Ruth machnęła ręką.
Ludzie powoli się schodzili. Ruth zaczęła obserwować, powoli wyłuskiwała twarze dzieci, które były na jej lekcji. Z łatwością przypominała sobie ich imiona… i to, pod którymi nazwiskami zauważyła grubą, czerwona linię.
Unice Yore, drobna dziewczynka o długich włosach koloru gryczanego miodu. Towarzyszył jej chudy, niski i wyblakły mężczyzna. Ale miał ładne włosy, w takim samym kolorze jak córka.
Bracia Castle, którzy nie potrafili usiedzieć spokojnie. Pilnujący ich, pozornie flegmatyczny mężczyzna miał lekko przerażające, czarne i świdrujące oczy… oraz jeszcze bardziej przerażający kikut nosa.
To byli pierwsi adoratorzy, których wyznaczyły jej ciotka i pani Blaze.
W kościele zebrało się już wiele osób.
Rose Blaze, ładna, kolorowa dziewczyna siedziała obok swojej matki. Ławkę dalej siedział jej narzeczony, z tego co wiedziała, syn pastora. tych dwoje nie zwracało teraz na siebie większej uwagi. Pozornie stanowili ładną parę, ale w ich zachowaniu było coś sztucznego.
Adam Cartwright, wraz z żoną i synem siedzieli w drugiej ławce, po prawej stornie ambony. Ich córka stała na podwyższeniu dla chóru i… wyróżniała się. Podobnie zresztą jak cała rodzina.
A trzy ławki dalej, pod ozdobionym kolorowym witrażem oknem, siedziała July Canday. Siedziała spokojnie, wpatrując się w plamki słońca na posadzce. W pewnym momencie siedzący obok niej mężczyzna pociągnął ją lekko za warkocz, uśmiechnął się… I dopiero wtedy Ruth miała okazję przyjrzeć się owemu tajemniczemu panu Canaday.
Westchnęła w duchu. A potem raz jeszcze. Najchętniej by westchnęła raz jeszcze, ale już głośno.
Był przystojny, aż za bardzo. Miał brązowe, kręcone, półdługie włosy. Interesujący półuśmiech. Był wysoki, szczupły… I westchnęła raz jeszcze. Nawet wyglądał młodo. Z takim wyglądem…jeżeli po dwóch latach dalej jest wdowcem… to znaczy, że naprawdę kochał swoją żonę.
***
Wyszły razem na dziedziniec przed kościołem. Słońce skryło się za chmurami, ludzie pośpiesznie zbierali się do domów, chcąc zdążyć przed nadchodzącym deszczem. Wilgoć w powietrzu była aż namacalna, podobnie zresztą jak zdenerwowanie, które ogarnęło Ruth.
- Pośpiesz się moja droga – ponagliła ją ciotka – mam nowy kapelusz, nie chce go zniszczyć już dzisiaj…
- Chwileczkę ciociu – Ruth uśmiechnęła się promiennie. – Mam jeszcze jedną rzecz do załatwienie.
- Ależ, co takiego… - Laura przerwała w półsłowa, widząc jak Ruth mija ją śmiałym krokiem.
Kobieta szła szybko, uśmiechając się nerwowo. Zbliżyła się do bryczki pana Canaday’a i poprawiła włosy, wymykające się niesfornie spod upięcia. Mężczyzna stał odwrócony do niej plecami… i był jeszcze wyższy, niż się jej wydawało. Miał długie nogi.
- Przepraszam… - July odwróciła się, słysząc ją i pociągnęła ojca za rękaw. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał nań zdziwiony. Z bliska był jeszcze przystojniejszy… do tego miał piękne, niebieskie oczy.
- Panie Canaday… to, co powiem może być dla pana zaskoczeniem… - odkaszlnęła.
July otworzyła szeroko oczy, spojrzała na ojca i… wydała z siebie dziwny dźwięk.
- Cicho, córko – uciszył ją z uśmiechem mężczyzna. – Niech pani kontynuuje. - Uprzejmie się skłonił.
Dziewczynka zrobiła obrażoną minę, odwróciła się, prychnęła i spróbowała wspiąć się na kozła bryczki.
- Czekaj, porcelanowa dziewczynko, zaraz ci pomogę – zaśmiał się. – Co takiego chciała mi pani powiedzieć? – Dokończył, zwracając się do Ruth.
- Nie będę przedłużać – Ruth uśmiechnęła się. – Nazywam się Ruth Quirck… i chciałam panu zaoferować swoją rękę.
Mężczyzna stał chwilę bez słowa, z dość dziwnym wyrazem twarzy.
- Wiem, ze jest to dość nietypowa sytuacja, ale myślę, że powinien pan przemyśleć moja propozycję – uprzejmie dodała. Cookie, stojąca przy kole bryczki przegryzła koniec chusteczki, którą miała na szyi. Pan Canaday natomiast… no, wyglądał teraz na nieco rozbawionego.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli za kilka dni przedyskutujemy sprawę dokładnie. – Uśmiechnęła się i szybko wróciła do swojej ciotki, stojącej nieruchomo z osłupiałym wyrazem twarzy.
- Ciociu, myślę, że powinnyśmy wracać, prawda? Zanosi się na deszcz.
- Ale… ale…
- Wykazałam się inicjatywą, tak jak chciałaś – niewinnie dodała, kręcąc guziczkiem przy mankiecie rękawiczki.
- Ale… to jest morderca!
- Tak? – zdziwiła się kobieta. – Ale chyba nie zamordował swojej żony?
- Nie, ale…
- To dobrze – odetchnęła z ulgą. – to znaczy, że wszystko w porządku, prawda?
Przywołała na twarz promienny uśmiech, pochyliła głowę i poprawiła szpilkę od kapelusza, która niemiłosiernie drapała ją w szyję. Mając twarz zasłoniętą kapeluszem gorączkowo się pomodliła. Oby Canaday był rzeczywiście inny niż wszyscy. Oby miał poczucie humoru. Oby był naprawdę miłym człowiekiem.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 19:10, 14 Maj 2016, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:14, 14 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Fajne Ciekawe, czy i Candy był zaznaczony na liście jako wdowiec do wzięcia Poczucie humoru to on na pewno posiada Pewnie coś wymyśli. Skomentuję obszerniej odcinki później ... kiedy się sytuacja uspokoi, wyciszy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 14:24, 14 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Candy nie był zaznaczony na liście W końcu była to lista kandydatów odpowiednich dla Ruth. Panie, które układały listę nie przepuszczały, że ominięcie tego nazwiska sprawi, że Ruth zainteresuje się tym konkretnym, który z tajemniczych powodów nie został wskazany
A poczucie humoru... wielu panów w tym opowiadaniu je posiada
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:58, 14 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ruth zamaszyście zgarnęła materiał spódnicy i z impetem usiadła w ławce kościelnej, obok swojej ciotki. W swoim zdenerwowaniu nie była nawet w stanie powiedzieć co zaskrzypiało głośniej – stare deski ławy czy grymas niezadowolenia na twarzy ciotki.
- Spokojnie Ruth, dobrze wychowana dama porusza się spokojnie, z godnością… |
Cioteczka, wie jak uspokoić zdenerwowaną Ruth.
Cytat: | - Ciociu, dlaczego podkreśliłaś na liście obecności te dzieci, których ojcowie zostali wdowcami?
- Gdybym podkreśliła te, które mają macochy albo nie mają ojców, to by nie miało większego sensu, prawda?
- Ciociu…– jęknęła Ruth.
- Moja droga, nie ma co jęczeć, powinnaś się wykazać inicjatywą. |
Jak na razie to cioteczka przejęła inicjatywę i wszystko wskazuje na to, że chce Ruth jak najszybciej wydać za mąż. A tak przy okazji ile lat ma Ruth? Czy faktycznie może już tylko wybierać we wdowcach?
Cytat: | Mam zostawiać te dzieci po lekcji? I czekać aż ojcowie przyjdą się zapytać, co się dzieje?
- Może to akurat nie jest najlepszy pomysł – przyznała spokojnie pani Quintal. |
W każdym razie jest to jakiś pomysł i przejaw inicjatywy
Cytat: | Adam Cartwright, wraz z żoną i synem siedzieli w drugiej ławce, po prawej stornie ambony. Ich córka stała na podwyższeniu dla chóru i… wyróżniała się. Podobnie zresztą jak cała rodzina. |
Cóż Cartwrightowie to Cartwightowie i trudno żeby się nie wyróżniali
Cytat: | I dopiero wtedy Ruth miała okazję przyjrzeć się owemu tajemniczemu panu Canaday.
Westchnęła w duchu. A potem raz jeszcze. Najchętniej by westchnęła raz jeszcze, ale już głośno
Był przystojny, aż za bardzo. . |
Wcale nie dziwię się Ruth, że sobie westchnęła. Po kandydatach podkreślonych czerwoną kreską przystojny, sympatyczny mężczyzna, wart jest zainteresowania.
Cytat: | - Chwileczkę ciociu – Ruth uśmiechnęła się promiennie. – Mam jeszcze jedną rzecz do załatwienie. |
Ciekawe, cóż to takiego?
Cytat: | Zbliżyła się do bryczki pana Canaday’a i poprawiła włosy, wymykające się niesfornie spod upięcia. Mężczyzna stał odwrócony do niej plecami… i był jeszcze wyższy, niż się jej wydawało. Miał długie nogi.
- Przepraszam… - July odwróciła się, słysząc ją i pociągnęła ojca za rękaw. Mężczyzna odwrócił się i spojrzał nań zdziwiony. Z bliska był jeszcze przystojniejszy… do tego miał piękne, niebieskie oczy. |
Ta scena bardzo mi się spodobała. Dużo się w niej dzieje: zdeterminowana Ruth, spostrzegawcza Cookie i zdziwiony Candy. Super.
Cytat: | - Cicho, córko – uciszył ją z uśmiechem mężczyzna. – Niech pani kontynuuje. - Uprzejmie się skłonił.
Dziewczynka zrobiła obrażoną minę, odwróciła się, prychnęła i spróbowała wspiąć się na kozła bryczki.
- Czekaj, porcelanowa dziewczynko, zaraz ci pomogę – zaśmiał się. |
Porcelanowa dziewczynka ma charakterek, ale widać, że ojciec bardzo ją kocha
Cytat: | – Co takiego chciała mi pani powiedzieć? – Dokończył, zwracając się do Ruth.
- Nie będę przedłużać – Ruth uśmiechnęła się. – Nazywam się Ruth Quirck… i chciałam panu zaoferować swoją rękę.
Mężczyzna stał chwilę bez słowa, z dość dziwnym wyrazem twarzy. |
Cóż, ja też jestem zdziwiona i to bardzo
Cytat: | - Wiem, ze jest to dość nietypowa sytuacja, ale myślę, że powinien pan przemyśleć moja propozycję – uprzejmie dodała. Cookie, stojąca przy kole bryczki przegryzła koniec chusteczki, którą miała na szyi. Pan Canaday natomiast… no, wyglądał teraz na nieco rozbawionego. |
To rozbawienie to wynika zapewne z zaskoczenia otrzymaną ofertą. Candy będzie miał sporo do przemyślenia
Cytat: | Mając twarz zasłoniętą kapeluszem gorączkowo się pomodliła. Oby Canaday był rzeczywiście inny niż wszyscy. Oby miał poczucie humoru. Oby był naprawdę miłym człowiekiem. |
Skoro takie myśli chodzą Ruth po głowie to znaczy, że Candy musiał zrobić na niej naprawdę spore wrażenia.
Senszen, Twoje opowiadanie, bardzo mi się podoba. Ciekawie zawiązałaś całą intrygę. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się znajomość Candy’ego i Ruth, i czy Cookie ją zaakceptuje, o ile wcześniej oczywiście zaakceptuje ją tatuś Cookie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 10:27, 15 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
ADA serdecznie dziękuje za przemiły komentarz
Cytat: | A tak przy okazji ile lat ma Ruth? Czy faktycznie może już tylko wybierać we wdowcach? |
dokładnie? Coś pomiędzy 30 a 35 Jak na te czasy... to chyba dosyć zaawansowany
Cytat: | To rozbawienie to wynika zapewne z zaskoczenia otrzymaną ofertą. |
rozbawienie wynika z zaskoczenia ofertą... i związane jest z jeszcze jednym czynnikiem Jakim - to na razie nie powiem
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 14:24, 17 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Wklejam dokończenie poprzedniego odcinka - nie przepuszczałam, ze napiszę go w tym miesiącu Z góry przepraszam więc za to niepotrzebne poszatkowanie i obiecuję, że kolejne odcinki będą już dłuższe. W każdym razie się postaram.
***
Cookie ostentacyjnie odwróciła głowę, odrzuciła warkocz do tyłu i obserwowała drzewa rosnące przy drodze. Milczała, co nie było aż tak dziwne. Dziewczynka raczej nie była rozmowna, na ogół jednak była pogodna; teraz jednak zaciskała usta – i co najważniejsze – nie uśmiechała się.
- Cookie…. – mężczyzna uśmiechnął się i zerknął na zbuntowaną postać.
Dziewczynka nie dała po sobie poznać, że chociaż go usłyszała. Głowę dalej miała odwróconą, nawet odsunęła się od niego najdalej jak mogła i siedziała teraz na samym krańcu ławki.
- Cookie – spróbował raz jeszcze, coraz bardziej rozbawiony. Dziewczynka wzruszyła tylko ramionami i wyżej podniosła podbródek.
- Uparta jesteś, jak na tak małe stworzenie – zauważył spokojnie i pociągnął lekko za jej warkocz.
- Nie ciągnij mnie za warkocz! - prychnęła, przerzucając włosy na ramię. Obrzuciła go płomiennym, oburzonym spojrzeniem i wysunęła podbródek.
- Małe dziewczynki powinny okazywać szacunek starszym – zauważył spokojnie mężczyzn.
- Tobie nie muszę – zaprotestowała Cookie.
- Dlaczego? – Zdziwił się Griff. – Gdybym się postarał to bym mógł być Twoim ojcem, wiesz o tym, prawda?
- Nieprawda – oburzyła się Cookie. – I zresztą nie jesteś moim tatą.
- Ach, to boli – Griff udał westchnienie. – I mylisz się, mógłbym być Twoim ojcem. Musiałbym się bardzo postarać, ale dałbym radę. Musisz wiec mi okazywać szacunek…
Cookie popchnęła go lekko.
-… słuchać się mnie we wszystkim… - ciągnął dalej beznamiętnie Griff.
Cookie popchnęła go raz jeszcze, nieco mocniej.
-… i oddawać mi wszystkie rodzynki. – zakończył mężczyzna, z uśmiechem na twarzy.
- Lubię rodzynki – Cookie stwierdziła poważnie. – Ale mogę ci je oddawać – dodała po namyśle.
Griff spojrzał na nią, puścił do niej oko i otrzymał w zamian lekki uśmiech.
- To… powiesz mi dlaczego się na mnie tak obraziłaś? – Griff wziął lejce do jednej ręki i druga, wolną, przyciągnął do siebie dziewczynkę.
July pisnęła i złapała się mocno ławki.
- Oszukałeś ją – stwierdziła poważnie.
- Nie wiem o czym mówisz… - skwitował nieuważnie, starając się ominąć teraz większe dziury i kałuże, które pojawiły się po nocnej burzy.
- Chciała mówić z moim tatą… - Cookie niepewnie spojrzała na Griffa. – Nie powinieneś udawać. Skłamałeś i teraz powinieneś ją przeprosić.
- To był tylko żart, Cookie, zlituj się – jęknął Griff. – Ona nawet nie wie, jak wygląda Twój ojciec. Chyba nie uważasz, że to było na poważnie.
- No… nie… Ale… – Cookie zagryzła usta. – Ale chciała rozmawiać z tatą. To do niego miała tą sprawę.
- A co? – Zainteresował się Griff. – Żałujesz mi tej propozycji? Nie chcesz, żebym miał żonę, żebym był szczęśliwy? – spojrzał na zdezorientowaną Cookie i puścił do niej oko.
- A nie możesz być szczęśliwy bez żony? – Spytała niepewnie Cookie. – Do czego niby jest potrzebna żona? Albo mąż?
Griff westchnął i pokręcił głową.
- Miło jest mieć rodzinę – stwierdził krótko.
- Ale ty masz rodzinę – Cookie spojrzała na niego zdziwiona. – Mnie, tatę…
- To nie to samo – przerwał jej.
Cookie otworzyła usta, zamknęła i wzięła głęboki oddech.
- A w czym to się różni?
Griff spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- To skomplikowane, nie będę ci teraz tego tłumaczył.
Cookie siedziała, wpatrując się to w swoje stopy, to w mrugającą przed nią drogę.
- Myślisz, że tata wyjdzie jeszcze raz za żonę? – spytała w końcu, po dłuższym milczeniu.
Griff spojrzał na nią zaskoczony – i prychnął śmiechem.
- Jak już, to się będzie żenił… i pewnie tak. Kiedyś. Co, jemu też będziesz żałować? Tak jak mnie?
Cookie nie zareagowała. Zaczęła skubać sobie koniec warkocza.
- Cookie?
Dziewczynka w zamyśleniu zaczęła przegryzać koniec niebieskiej chusteczki.
- Cookie – Griff pogłaskał ją po głowie. – Nie masz co się nad tym zastanawiać.
- Nad czymkolwiek się teraz zastanawiasz – dodał po krótkim namyśle.
- W sumie to, jak się zastanowić, to się za dużo zastanawiasz – uzupełnił poważnym tonem. – Zdecydowanie.
Cookie poprawiła sobie chusteczkę, usiadła prosto – i pokazał Griffowi język.
- Nieprawda.
- Jak zawsze, ostatnie słowo musi należeć do Ciebie – westchnął, przewrócił oczyma i dał jej pstryczka w nos.
- Przeprosisz panią Quirck?
- Jestem prawie pewien, że jest panną. Albo jej propozycja była wyjątkowo dziwna. Choć w sumie to może być wdową – mruknął pod nosem.
- Ale ja przeprosisz, prawda?
Griff zazgrzytał zębami, spojrzał na Cookie – i ramiona mu opadły.
- Nie mam pojęcia, co ty sobie w tej głowie uroiłaś. Zgoda, przeproszę ją. Nie wiem co prawda za co ja mam ją przepraszać…
- Griff! – Cookie fuknęła. – Będę ci oddawać rodzynki przez tydzień – zaoferowała poważnym tonem.
Griff wciągnął desperacko powietrze, byle by tylko nie wybuchnąć śmiechem.
- …i po co mam ją przepraszać, ale zgoda, przeproszę ją. Bez rodzynek.
Cookie rozpromieniła się w uśmiechu, wspięła się na kolana i pocałowała Griffa w policzek. Zaśmiał się, złapał ją w talii i przymusił, żeby usiadła.
- Bez takich akrobacji. Bo spadniesz. I wtedy nie będę musiał nikogo przepraszać, bo mnie Candy ze skóry obedrze.
- I tak będziesz musiał przeprosić. Zgodziłeś się.
- Jak zawsze – Griff pokręcił głową i ponaglił konia – Jak zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:54, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wklejam dokończenie poprzedniego odcinka - nie przepuszczałam, ze napiszę go w tym miesiącu |
A widzisz, jak wena może autorkę zaskoczyć i bardzo dobrze.
Cytat: | Cookie ostentacyjnie odwróciła głowę, odrzuciła warkocz do tyłu i obserwowała drzewa rosnące przy drodze. Milczała, co nie było aż tak dziwne. Dziewczynka raczej nie była rozmowna, na ogół jednak była pogodna; teraz jednak zaciskała usta – i co najważniejsze – nie uśmiechała się. |
O poważna sprawa. Brak uśmiechu u dziecka równa się kłopot. Cookie najwyraźniej ma poważny problem.
Cytat: | - Uparta jesteś, jak na tak małe stworzenie – zauważył spokojnie i pociągnął lekko za jej warkocz.
- Nie ciągnij mnie za warkocz! - prychnęła, przerzucając włosy na ramię. Obrzuciła go płomiennym, oburzonym spojrzeniem i wysunęła podbródek. |
Małe stworzenia bywają uparte i to bardzo uparte.
Cytat: | - Małe dziewczynki powinny okazywać szacunek starszym – zauważył spokojnie mężczyzn. |
A mali chłopcy to już nie?
Cytat: | Griff spojrzał na nią, puścił do niej oko i otrzymał w zamian lekki uśmiech.
- To… powiesz mi dlaczego się na mnie tak obraziłaś? – Griff wziął lejce do jednej ręki i druga, wolną, przyciągnął do siebie dziewczynkę. |
Jak widać Giff potrafi radzić sobie z małym dzieckiem. Zobaczymy, jak dalej potoczy się rozmowa
Cytat: | - Oszukałeś ją – stwierdziła poważnie.
- Nie wiem o czym mówisz… - skwitował nieuważnie, starając się ominąć teraz większe dziury i kałuże, które pojawiły się po nocnej burzy.
- Chciała mówić z moim tatą… - Cookie niepewnie spojrzała na Griffa. – Nie powinieneś udawać. Skłamałeś i teraz powinieneś ją przeprosić. |
Zarzut poważny. Cookie jest srogim sędzią.
Cytat: | - To był tylko żart, Cookie, zlituj się – jęknął Griff. – Ona nawet nie wie, jak wygląda Twój ojciec. Chyba nie uważasz, że to było na poważnie.
- No… nie… Ale… – Cookie zagryzła usta. – Ale chciała rozmawiać z tatą. To do niego miała tą sprawę. |
Żart nie żart… dziecko ma rację. Widać, że Cookie odebrała staranne wychowanie
Cytat: | - Miło jest mieć rodzinę – stwierdził krótko.
- Ale ty masz rodzinę – Cookie spojrzała na niego zdziwiona. – Mnie, tatę…
- To nie to samo – przerwał jej. |
Niewątpliwie Giff ma rację, a Cookie pojmuje to na swój sposób.
Cytat: | Cookie siedziała, wpatrując się to w swoje stopy, to w mrugającą przed nią drogę.
- Myślisz, że tata wyjdzie jeszcze raz za żonę? – spytała w końcu, po dłuższym milczeniu. |
Prędzej czy później to pytanie musiało się pojawić. Cookie jest na tyle duża, że pamięta swoją mamę. Każda kobieta, która pojawi się w życiu jej ojca może być przyjęta przez dziecko jako potencjalne zagrożenie.
Cytat: | - …i po co mam ją przepraszać, ale zgoda, przeproszę ją. Bez rodzynek.
Cookie rozpromieniła się w uśmiechu, wspięła się na kolana i pocałowała Griffa w policzek. (…) - Jak zawsze – Griff pokręcił głową i ponaglił konia – Jak zawsze musisz mieć ostatnie słowo, prawda? |
Cookie dopięła swego. Mały z niej słodziak.
Senszen, opis relacji Cookie i Griffa wyszedł ci bardzo dobrze. Świetnie uchwyciłaś charakter małej dziewczynki. Cieszę się, że Twoja wena z wiosną nabrała… weny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 19:05, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
ADA, bardzo dziękuję za miłe przyjęcie... tego fragmentu poprzedniego fragmentu
Moja wena jak na razie myśli nad kolejnym odcinkiem, choć jak na razie zarzeka się, że będzie on dłuższy
Swoją drogą, pamiętam, że napotkałam kiedyś na stwierdzenie, ze najmądrzejsza postać opisywana nie może być mądrzejsza niż sam autor. Bolesne, ale prawdziwe Kogoś głupszego od siebie samego również bardzo ciężko stworzyć. I jakkolwiek wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi, to postać dziecka tez nie należy do prostych
Generalnie wiec pisanie jest trudne
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 19:09, 18 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:45, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Oczywiście, że pisanie jest trudne. Co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. A swoją drogą ci wszyscy, którzy zawodowo zajmują się pisaniem wybrali sobie naprawdę ciężki kawałek chleba. Niemoc twórcza, praca w samotności, często kosztem życia rodzinnego, a na koniec brak pewności, jak książka zostanie przyjęta to duże wyzwanie. Wszystko to razem tworzy jeden z najbardziej stresogennych zawodów. Jeśli jednak przyjdzie sukces to jest on wart tych wszytkich wyrzeczeń.
To było powiedziane poważnie, a teraz nieco mniej poważnie:
Senszen mam nadzieję, że Twoja wena nie będzie się zbyt długo zastanawiała. Pogoda sprzyja, niedługo baaaaardzo długi weekend... cóż Twoja wena nie ma wymówki i musi przyłożyć się do "wenowania"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 19:49, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Senszen mam nadzieję, że Twoja wena nie będzie się zbyt długo zastanawiała. Pogoda sprzyja, niedługo baaaaardzo długi weekend... cóż Twoja wena nie ma wymówki i musi przyłożyć się do "wenowania" |
Dobrze, ze to było powiedziane mniej poważnie, bo swojej wenie na długi weekend zaplanowałam zupełnie inne zajęcia. I biada jej, jeżeli będzie chciała się wyłamać spod rygoru. Albo biada mnie samej, zależy od punktu widzenia
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 19:52, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | A swoją drogą ci wszyscy, którzy zawodowo zajmują się pisaniem wybrali sobie naprawdę ciężki kawałek chleba. Niemoc twórcza, praca w samotności, często kosztem życia rodzinnego, a na koniec brak pewności, jak książka zostanie przyjęta to duże wyzwanie. |
to się odnosi do wszelkich zawodów i czynności twórczych. Jeżeli dopisać do tego niezadowolenie ze swojej pracy, frustrację twórczą... paskudna rzecz.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 19:54, 18 Maj 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:15, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Oj Senszen biedna ta Twoja wena , jak nic będzie musiała łyknąć sobie kieliszeczek Nervosolu
A, co do frustracji twórczej, to masz rację, wszystkie zawody artystyczne są nią naznaczone. Cóż taki już los artystów...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 20:18, 18 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
nie wiem kto będzie w tym biedniejszy... ale kieliszek Nervosolu zawsze się przyda Przy zmaganiach twórczych również
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:17, 13 Cze 2016 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W powietrzu wciąż drgał uporczywy upał, przez rozpalone, bladoniebieskie niebo przebijał się różowy poblask. Horyzont pociemniał wyraźnie, grafitowym konturem znacząc korony sosen. Chmury gęstniały, powoli zatracając się w szarości. |
Nie mogę powstrzymać się od wyrażenia zachwytu nad plastycznym, malarskim opisem
Cytat: | Teraz jednak, z niewinnym, nieco figlarnym uśmiechem poprawiła chusteczkę na szyi, usiadła prosto i złożyła ręce na podołku.
Adam podniósł brwi, stłumił uśmiech i sięgnął po filiżankę z kawą. Upił wolno łyk. Cookie, sięgnęła po szklankę mleka, stojącą obok niej, na deskach ganku, i również upiła łyk. Odstawiła szklankę i spojrzała wyczekująco. Oczy miała szeroko otwarte, niebieskie i bardzo rozbawione. |
Myślę, że oboje świetnie się bawią
Cytat: | … dlaczego Ty mi to oznajmiasz a nie zarządca? – Adam spytał łagodnie, unosząc w zdziwieniu brwi. – Bo taka jest rola zarządcy, nie uważasz?
- Bo zarządca się myli i za nic ma uwagi innych ludzi – niezadowolonym tonem odparł Jon. – Według niego damy sobie radę zatrudniając tylko czterech dodatkowych ludzi. – Jon nachylił się do Adama i uśmiechnął się porozumiewawczo – Zresztą dobrze jest czasem porozmawiać z bezpośrednim przełożonym, przedstawić mu swój punkt widzenia… bez żadnych zniekształceń. |
To się nazywa kopanie dołków pod Candy'm
Cytat: | - Bo wiem, ile czeka nas pracy. I wiem, ze zawsze jest za mało rąk do pracy. Zwłaszcza, że Candy ostatnio nie świeci przykładem, jest uparty… i robi błędy, które mogą nas dużo kosztować.
- Naprawdę? – lekko się zdziwił Adam.
- Uważam, że nasz zarządca ma głowę zaprzątniętą czymś zupełnie innym niż pracą – pobłażliwie dodał Jon i spojrzał wymownie na Cookie, wciąż siedzącą na ganku. – I nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Może lepiej by było, gdyby… no, wie pan, panie Cartwright. |
I jeszcze Jon winę usiłuje zwalić na Cookie
Cytat: | – Jon splunął raz jeszcze – Nawet nie wiesz jak już mam dosyć tego uśmiechniętego durnia, który cały czas mi wydaje jakieś rozkazy. Od ponad dziesięciu lat czekam tylko, aż Canaday zniknie – przygładził grzywę konia i spojrzał mu prosto w oczy. – Nawet nie wiesz, jak ja mam go już dosyć. Nic mi tak nie działa na nerwy jak ten jego uśmiech… i ten jego bachor. |
Jestem teraz pewna. Jon nie lubi Candy'ego i Cookie. Wygląda nawet, że ich nienawidzi. Dlaczego?
Cytat: | - Obowiązkiem i przywilejem ojca jest uważać, że jego dzieci są idealne – Adam zauważył sentencjonalnie. – I mam zamiar z tego przywileju korzystać. Nikomu też nie bronię uważać, że moje dzieci są idealne. |
Adam zaczyna wygłaszać sentencje? Niczym jego pa w późnym wieku?
Cytat: | - Tak, ale pamiętaj, że…
- O czym mam pamiętać, ciociu? – Ruth spytała spokojnie. – O tym, że w kościele zawsze może mnie zobaczyć jakiś porządny wdowiec, któremu przyjdzie do głowy szalony pomysł wzięcia mnie za żonę? |
Czyli przyjemne z pożytecznym – spełnienie chrześcijańskiej powinności i „złowienie” porządnego wdowca
Cytat: | Dziewczynka zachowała się nad wyraz bezczelnie.
- O tym właśnie mówię – z przygana w głosie przytaknęła Laura. – Dumna, głowę nosi wysoko. Chełpi się swoimi talentami… urodą…
- Przynajmniej ma czym… - mruknęła pod nosem Ruth.
- Nie jest to postawa godna chrześcijanki. Dlaczego panna Cartwright ma się uważać za lepszą niż Unice Yore? To taka dobra dziewczyna, skromna, pobożna…Półsierota… ojciec ja dobrze wychował, ale na pewno dziewczynce brakuje ojca…
- Chyba matki? – bąknęła Ruth. |
Cóż, Cartwrightowie nie są tu zbytnio lubiani … Laura zręcznie nawiązała do możliwości „zagospodarowania” atrakcyjnego wdowca
Cytat: | - Też to widzisz, prawda? – Laura ożywiła się. – Przy tum George Yore to taki dobry, skromy i pracowity człowiek… Słyszałam, ze rozgląda się za trzecią żoną.
- A co zrobił z pierwszymi dwiema? – Ruth zmarszczyła brwi.
- Moja droga, to nie jest temat do żartów – żachnęła się pani Blaze. – Ale podobno żony szuka również Rore Castle, również wdowiec. Bardzo sympatyczny człowiek, ma dwoje dorastających synów i piękne gospodarstwo… |
Wdowców w Wirginia City jak widać nie brakuje. Do wyboru, do koloru, jak to mówią. Brać, wybierać… a swoją drogą ciekawe, co się stalo z pierwszą i drugą żoną pana Yore? Bo może on niczym Henryk VIII kasuje zbędne, lub upierdliwe małżonki?
Cytat: | A Adam Cartwright jeszcze długo pozostawał w stanie kawalerskim. Ledwo znalazł żonę.
Ruth przywołała przed oczy obraz lekko uśmiechniętego, przystojnego mężczyzny, siedzącego obok wyjątkowo przystojnej brunetki. Towarzyszyła im ich córka i ich syn. Wszyscy byli uśmiechnięci.
- Rzeczywiście. Wygląda jak obraz nieszczęście i rozpaczy – przyznała niewinnym tonem. |
Czyżby Ruth była zwolenniczką sarkazmu, czy już nie wytrzymywała tekstów kumoszek?
Cytat: | Ruth z wysiłkiem przełknęła łyk gorącej herbaty. Z tonu glosy pani Blaze wywnioskowała, że jest w mieście przynajmniej jeden wdowiec, do którego się nie powinna zbliżać. |
To brzmi niczym wskazówka dana przez Opatrzność
Cytat: | Miał wrażenie, że zbyt wiele zmartwień miał teraz na głowie. Na pierwszym miejscu był teraz Jon, który nagle zapragnął jego pracy i gotów był zrobić… no, w każdym razie wiele był gotów zrobić, by ją uzyskać. Problem polegał na tym, że Jon był kiepskim kandydatem na to stanowisko. |
Biedny Candy. Ma rację jeśli chodzi o Jona. Musi na niego uważać
Cytat: | Ruth westchnęła.
- Ciociu, dlaczego podkreśliłaś na liście obecności te dzieci, których ojcowie zostali wdowcami?
- Gdybym podkreśliła te, które mają macochy albo nie mają ojców, to by nie miało większego sensu, prawda?
- Ciociu…– jęknęła Ruth.
- Moja droga, nie ma co jęczeć, powinnaś się wykazać inicjatywą. |
Wdowcy, lista, inicjatywa - brzmi groźnie i … obiecująco
Cytat: | July otworzyła szeroko oczy, spojrzała na ojca i… wydała z siebie dziwny dźwięk.
- Cicho, córko – uciszył ją z uśmiechem mężczyzna. – Niech pani kontynuuje. - Uprzejmie się skłonił. |
Trochę dziwny początek … Candy był zaskoczony
Cytat: | – Co takiego chciała mi pani powiedzieć? – Dokończył, zwracając się do Ruth.
- Nie będę przedłużać – Ruth uśmiechnęła się. – Nazywam się Ruth Quirck… i chciałam panu zaoferować swoją rękę.
Mężczyzna stał chwilę bez słowa, z dość dziwnym wyrazem twarzy.
- Wiem, ze jest to dość nietypowa sytuacja, ale myślę, że powinien pan przemyśleć moja propozycję – uprzejmie dodała. Cookie, stojąca przy kole bryczki przegryzła koniec chusteczki, którą miała na szyi. Pan Canaday natomiast… no, wyglądał teraz na nieco rozbawionego. |
Rozbawiony? Powinien być zdziwiony? Zaskoczony … i to bardzo
Cytat: | – Uśmiechnęła się i szybko wróciła do swojej ciotki, stojącej nieruchomo z osłupiałym wyrazem twarzy.
- Ciociu, myślę, że powinnyśmy wracać, prawda? Zanosi się na deszcz.
- Ale… ale…
- Wykazałam się inicjatywą, tak jak chciałaś – niewinnie dodała, kręcąc guziczkiem przy mankiecie rękawiczki. |
Ciocia za to była zaszokowana. Nic dziwnego. Opinia jaką się cieszył Candy nie wzbudzała zachwytu … chociaż ona go chyba nigdy nie poznała
Cytat: | - Nie ciągnij mnie za warkocz! - prychnęła, przerzucając włosy na ramię. Obrzuciła go płomiennym, oburzonym spojrzeniem i wysunęła podbródek.
- Małe dziewczynki powinny okazywać szacunek starszym – zauważył spokojnie mężczyzn.
- Tobie nie muszę – zaprotestowała Cookie.
- Dlaczego? – Zdziwił się Griff. – Gdybym się postarał to bym mógł być Twoim ojcem, wiesz o tym, prawda?
- Nieprawda – oburzyła się Cookie. – I zresztą nie jesteś moim tatą. |
A o cóż się tak obraziła na Griffa?
Cytat: | - Oszukałeś ją – stwierdziła poważnie.
- Nie wiem o czym mówisz… - skwitował nieuważnie, starając się ominąć teraz większe dziury i kałuże, które pojawiły się po nocnej burzy.
- Chciała mówić z moim tatą… - Cookie niepewnie spojrzała na Griffa. – Nie powinieneś udawać. Skłamałeś i teraz powinieneś ją przeprosić. |
Teraz wiadomo! Jednak Griff nie okłamał nikogo. Po prostu nie zaprzeczył kiedy go wzięto za ojca Cookie
Cytat: | - A co? – Zainteresował się Griff. – Żałujesz mi tej propozycji? Nie chcesz, żebym miał żonę, żebym był szczęśliwy? – spojrzał na zdezorientowaną Cookie i puścił do niej oko. |
Czyżby Griff był chętny? Dlaczego nie? Gdzie jest napisane, że nauczycielka powinna wyjść za mąż za zramolałego wdowca, ewentualnie za … przystojnego wdowca? Z dzieckiem. Przecież może jej się trafić przystojny kawaler
Cytat: | - A nie możesz być szczęśliwy bez żony? – Spytała niepewnie Cookie. – Do czego niby jest potrzebna żona? Albo mąż?
Griff westchnął i pokręcił głową. |
I jak tu wytłumaczyć małej dziewczynce, że mąż, lub żona czasem się przydają
Cytat: | - Jestem prawie pewien, że jest panną. Albo jej propozycja była wyjątkowo dziwna. Choć w sumie to może być wdową – mruknął pod nosem.
- Ale ja przeprosisz, prawda?
Griff zazgrzytał zębami, spojrzał na Cookie – i ramiona mu opadły.
- Nie mam pojęcia, co ty sobie w tej głowie uroiłaś. Zgoda, przeproszę ją. Nie wiem co prawda za co ja mam ją przepraszać… |
Jak to za co? Za … brak natychmiastowych wyjaśnień
Bardzo piękne opisy, interesująco opisane postacie – z humorem, charakterystycznymi cechami. Zachowane są typowe dla nich teksty, zwroty, przejęzyczenia. Bardzo zabawne sytuacje i wzruszające sceny rodzinne. Rozterki Candy’ego – z pewnością poradzi sobie z problemami. Nie bez trudności, ale da radę. Cookie doda mu odwagi i siły. Bardzo fajne relacje dziewczynki z Adamem i Griffem. Griff to jakby starszy brat. Przekomarza się z nią, ale rozumie i potrafi dostosować się do jej sposobu myślenia. Doskonale się porozumiewają, choć często sprzeczają. Dobrze się czyta i … ciekawa jestem jak potoczą się sprawy nowej nauczycielki. Bardzo sympatycznej i z poczuciem humoru. Do tego babka ma charakter! Ciekawie się zapowiada … w każdym razie wygląda na to, że poradzi sobie z panią Blaze, jej córką, Laurą i resztą wścibskich kumoszek … oraz z chętnymi, aczkolwiek nieatrakcyjnymi wdowcami. Nawet z tymi, którzy mają praktykę, bo pochowali już więcej niż jedną żonę. Ciekawe, doskonałe na poprawę humoru. Jedna wada – za krótkie i nie ma jeszcze dalszego ciągu
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 20:41, 13 Cze 2016, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|