|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:44, 21 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Odetchnęłam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 10:00, 22 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ta żółta.
Obróciła się i zaskoczona obejrzała zawartość szafy.
- Ja przecież nie ma żółtych sukienek.
- Jak to nie? Przynajmniej ze trzy…Wisi obok tej zielonej. Jest w niebieską kratkę.
Parsknęła śmiechem.
- Candy, to jest kremowy. A kratka jest lawendowa.
- Dla mnie to bez różnicy. Niebieski to niebieski, żółty to żółty. Ładnie w niej wyglądasz. |
Typowo męskie podejście do kolorów. Tak jakby panowie rozróżniali kilka barw … cóż, ważne, że India w każdym kolorze podoba się Candy’emu
Cytat: | Nawet pięć. – spojrzała na niego zalotnie, rozwiązała mu szybko bandanę i ściągnęła z szyi. |
Słuszna decyzja.
Cytat: | Laura, niestety, wciąż była szczupła, atrakcyjna. Bujne, jasne włosy zaczesała wysoko, upinając w wytworny kok i odsłaniając szczupłą, gładką szyję. Ubrana też była starannie, pozornie prosto. Na jej widok Marie od razu gorączkowo zaczęła się zastanawiać, czy widać, że dwie gałązki bluszczu na jej sukience zostały wyhaftowane, by ukryć małe rozdarcie. |
I co z tego? Czar pryska, kiedy Laura zaczyna mówić
Cytat: | Pozornie panował spokój. Lekki wiatr poruszał zwisającymi pędami białych kwiatów, rozsiewając dookoła ich zapach. Niebo nad nimi było bladobłękitne, słońce świeciło łagodnie. Zielone liście spływające po drewnianych belkach tworzyły piękna altanę. |
Poezja w najczystszej postaci
Cytat: | Laura siedziała z kamienną twarzą, niewiele mówiąc. Genevive siedziała niespokojnie, jakby wypatrując czegoś na podwórzu. Nieustannie poprawiała ciasno skręcone loki, kolorowe kwiatki przypięte do paska. India miała nieprzenikniona minę, ilekroć jednak spojrzała na Genevive, w jej oczach pojawiało się rozbawienie.
Naughty siedziała znudzona, zamyślona, milcząca. |
Tak jakby każdy z gości i domowników na jeżu siedział. Atmosfera raczej sztywna? Najeżona?
Cytat: | Usiądź droga przyjaciółko… POROZMAWIAJ Z NAMI. – Marie odłożyła gwałtownie wachlarz na stół i błagalnie spojrzała na zdziwioną nieco Indię.
Laura spojrzała na Marie, spojrzała na Indię… Uchyliła usta… Ale nie powiedziała nic. |
Przy jednym stole z personelem? No to sobie Maria nagrabiła u Laury … inna sprawa, czy Maria tym się przejmie
Cytat: | W końcu – zacisnął zęby i zerwał te kwiaty. Otrzepując je po drodze z nadmiaru ziemi i zbędnych zielnych liści, wszedł po schodach i wyciągnął rękę do Genevive. Spojrzała na niego zdumiona.
- Proszę, to dla Ciebie.
Nie poruszyła się, jej oczy się robiły okrągłe.
- Bierz, są dla Ciebie. – podszedł krok bliżej, grudka ziemi spadła z przybrudzonych liści na jasny materiał sukienki. |
To się nazywa zrobić coś z fantazją … niestety, zdaje się, że nie wywarł wielkiego wrażenia … Genevieve myśli cały czas o kimś innym
Cytat: | Dla Ciebie, bierz. – podał jej kwiaty po raz trzeci.
Zaczerwieniła się zmieszana, wyciągnęła ręce i nieśmiało uśmiechnęła.
- Dziękuję, są naprawdę… - uprzejmie zaczęła dziękować.
- Nie ma za co. – przerwał jej, obrócił się na pięcie i szybkim krokiem zszedł z jej pola widzenia. |
Jednak okazała wdzięczność. Nie wiadomo, czy Jon się zorientował w uczuciach dziewczyny, czy zawstydził swoim gestem. W każdym razie miło jest dostać bukiet kwiatów.
Cytat: | - Nic przecież nie robimy. – zaoponował Candy. – z kim mam flirtować jak nie z żoną? |
Oczywiście, że tylko z żoną. Li i jedynie.
Cytat: | - Postaram się Independence… Właściwie, co zrobiłaś z moją bandaną? – zainteresował się. – Czuję się bez niej nieswojo. |
A po cóż mu to paskudztwo?
Cytat: | - W takim razie musimy jej poszukać. – zaproponowała radośnie. Podała mu dziewczynkę i wsiadła na kozła, podciągając spódnicę nieco wyżej niż zwykle. Nad cholewką prawego buta wyraźnie mignęło mu coś fioletowego. Stłumił uśmiech, który wypływał mu na twarz.
- Potrzebuję jej. Chroni przed wiatrem, kurzem… - zaczął poważnie.
India oparła podbródek na ręce i spojrzała na niego figlarnie.
- W takim razie musimy ją znaleźć. |
Bardzo finezyjny flirt … niczym ze słynnej „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej
Cytat: | - A kogo Pan szuka? – dopytała się rozbawiona kobieta.
- Panny Genevieve Brown. O ile dobrze wiem, przyjechała do Ponderosy… Przysyła mnie jej Ojciec… |
Chyba telegram już doszedł
Cytat: | - To tylko pyłek. Część piękna natury… - przerwał, bo wrócił ciemnowłosy mężczyzna, niosąc kawałek papieru. |
Czyżby nasz ulubiony mesmerysta? To musi być on!
Cytat: | - Tatuś odebrał telegram? – ożywiła się widocznie.
- Owszem, dlatego mnie przesyła, bym zorientował się w sytuacji…
- W czym się tu orientować? Kochamy się! Chcemy wziąć ślub! Ale ON jest nieszczęśliwie żonaty i…. |
Większość ludzi widzi to, co chce zobaczyć. Genevieve niestety też. Bujna wyobraźnia młodej, egzaltowanej dziewczyny może przysporzyć jej kłopotów. Niestety, nie tylko jej …
Cytat: | Ale małżeństwo to związek, jaki trzeba szanować… Nie można pochopnie podejmować decyzji o rozwodzie, nawet jeżeli jest on możliwy.
Ojciec panienki prosił mnie, bym się zorientował w sytuacji, ocenił na ile afekt ten jest szczery…A na ile pan Canaday liczy na wysoki posag. |
Maurice jest bardzo rzeczowy … no i popiera nierozerwalność związku małżeńskiego … fakt, rozwód burzy ład panujący w naturze … a przynajmniej powinien burzyć.
Cytat: | - Schwartz. Maurice Schwartz. Jak już się zorientuję w sytuacji, skontaktuję się z panienki Ojcem i wtedy ustalimy dalsze kroki. Tak, żeby jak najwięcej osób było zadowolonych. |
Genevieve ma chyba rozsądnego i kochającego ją ojca.
No i pojawił się nasz ulubiony mesmerysta …
Piękne, plastyczne opisy, bardzo poetyczne i malownicze. Do tego nastrojowe. Intryga … chyba już się skończyła, ale Laura … ona pewnie coś wymyśli … chyba, że Will rządzi w tym związku … ale to mało prawdopodobne … choć możliwe ...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 10:06, 22 Gru 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 17:54, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Wyprosiłyście, jeszcze w tym roku
Naughty ma jakieś dziewięć lat. Uznałam, że jest na tyle duża, by ja potraktować jako młoda panienkę, która może tańczyć na zabawie (małe dzieci raczej nie tańczyły?).
Kari Mea to pielęgniarka, która się zajmowała Indią, kiedy ta była chora.
********************
Naughty opadła z jękiem na poduszkę.
- Ale będę mogła iść w czwartek na potańcówkę? Jak będę grzeczna? I będę leżeć, obiecuję! – poderwała się gwałtownie i spojrzała błagalnie na lekarza. Ciemne loki spływały jej falami na ramiona, brązowe, rozpalone oczy błyszczały.
Doktor Harper z trudem pohamował uśmiech.
- Niestety, ale nie. Wprawdzie nie wyglądasz w tej chwili na poważnie chorą – i mam nadzieję, że tak pozostanie…
- A jak tak będzie dalej – to będę mogła pójść? – ożywiła się.
- Chyba bardzo mi życzysz rozwoju kariery zawodowej. – zauważył, próbując ze wszystkich sił się nie roześmiać.
- Oczywiście! Ale dlaczego Pan tak uważa… Doktorze? – Naughty spojrzała nad jego ramieniem na ojca, który stał na progu.
Doktor Harper odwrócił się i lekko ukłonił. Zamknął swoja torbę i wstał.
- Ponieważ masz odrę. I jak byś poszła na potańcówkę… To byś zaraziła wszystkich tam obecnych. I wiesz ile bym miał wtedy pracy?
Spojrzała na niego lekko urażona. Po chwili jednak w jej policzkach pokazały się dołeczki.
- Więc nie pójdę na swoją pierwszą potańcówkę? – spróbowała raz jeszcze.
- Jeżeli pan Doktor tak mówi… - wtrącił Adam, wchodząc do pokoju. Położył jej rękę na czole i delikatnie odgarnął włosy z twarzy. Spojrzał pytająco na lekarza.
- Panienka powinna leżeć, nie myśleć o tańcach. Gorączka już lekko spada, niedługo powinna się pojawić wysypka. Nie wygląda to bardzo poważnie….
- Jaka wysypka? – jęknęła dziewczyna.
- … Powinna dużo leżeć, pić… Nie powinna czytać, żeby nie męczyć oczu. Radzę wiec zabrać jej lekturę spod poduszki.
- Ale tam są duże litery! – zaprotestowała. – Panie doktorze… Co ja niby mam robić? – opadła bezsilnie na poduszkę.
- Wyzdrowieć. – zaproponował rozbawiony. – Panno Carwright… Obiecuję, że kiedy panna wyzdrowieje – jakieś tańce się na pewno znajdą.
- O to możesz się nie martwić córeczko. – Wtrącił Adam. – A z czytaniem … coś wymyślimy.
- W porządku. – skapitulowała. – Będę leżeć.
- Grzeczna dziewczyna. – pochwalił ja lekarz, dusząc się niemal ze śmiechu. – Panie Cartwright, jutro jeszcze zajrzę, ale na razie nie widzę większych powodów do niepokoju.
- Dziękuję panie doktorze. – Adam podał mu rękę, którą lekarz krótko uścisnął.
- Ciekawa jestem, jak pan tańczy. – zainteresowała się Naughty.
- Rzadko. – roześmiał się lekarz.
****************************
- Genevive!
Genevive odwrócił się od lustra, w które wpatrywała się beznamiętnie. Wołała ją Margaret, wbiegająca po schodach. Drzwi otworzyły się gwałtownie i Maragret z impetem wpadła do pokoju i usiadła na łóżku.
Była lekko rozczochrana, zarumieniona, wciąż w stroju do jazdy wierzchem.
- Powinnaś się przebrać… Uczesać… - Genevive zmierzyła ją wzrokiem.
- Później. – zbyła ją machnięciem ręki. – Co tu robi pan Schwartz? Powiedział, że jest współpracownikiem Twojego ojca. Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało. Wysłałam tylko do taty telegram, on wysłał pana Schwartza, żeby ten rozwiązał pewien… problem.
- Jaki problem? Chcesz wracać? – spojrzała na nią uważnie.
- Genevive… - zaczęła łagodnie. – Stroisz się, układasz modnie włosy… Dla kogo to? Bo chyba nie dla siebie to robisz?
- Warto czasem o siebie zadbać. – Genevive sięgnęła po szczotkę do włosów i poprawiła krótkie loki przy uszach.
- Dla kogo się tak stroisz? Tu są sami kowboje… Oni nie zwracają uwagi na takie rzeczy.
- To nie znaczy, że mam chodzić obdarta i w spłowiałych sukienkach!
- Coś ty wymyśliła, Genevive? – Peggy brnęła dalej. – Komu chcesz się spodobać? Griff? – zaryzykowała.
- NIE!
- To już coś. Kogo ty jeszcze spotkałaś? Chyba nie… Chyba nie chcesz… Nie chodzi o Adama, prawda?
Genevive zaczerwieniła się.
- Jest bardzo przystojny… I ma bardzo przenikliwe spojrzenie i… uśmiech… I jest bardzo interesujący…
- Ale jest żonaty.
- To nie jest problem. – Genevive uśmiechnęła się tajemniczo.
Margaret patrzyła na koleżankę z lekkim przerażeniem. Spazmatycznie odetchnęła i przyłożyła sobie rękę do piersi.
- Coś ty wymyśliła? Przecież on jest od Ciebie starszy! Dużo starszy! I…
- Różnica wieku nie jest problem i nie chodzi o Adama.
Peggy wzięła głęboki oddech i zaczęła nieco swobodniej oddychać.
- Ale nie chodzi o Bena?
- NIE! – Genevive spojrzała na nią zaskoczona.
- To kto? Nie rób nic głupiego, Genevive…
- Candy. Zakochałam się w nim. A on we mnie.
Peggy, której przerwano w pół słowa spojrzała na swoje odbicie w lustrze – oczy miała okrągłe, usta otwarte. Szybko je zamknęła.
- Genevive, on ma żonę. I córeczkę. Małą.
- To nie może być jego dziecko. Na pewno ożenił się z tą bladą, mizerną kobietą bo ma dobre serce i chciał jej oszczędzić wstydu i…
- Genevive, to nie jest romans, to zwykłe życie. Na pewno pan Canaday jest dobrym człowiekiem… Ale nie jest rycerzem na białym koniu, ratującym bezbronne niewiasty.
- Ale on jej nie może kochać!
- Nie wiesz tego. – twardo powiedziała Margaret. – Jesteś tu ledwie od pięciu dni… A oni są małżeństwem od przynajmniej czterech, pięciu… Jeśli nie więcej.
Genevive wstała, gniewnym ruchem poprawiła fałdy sukni.
- Mylisz się. Nie wiesz czym jest prawdziwa miłość.
Wyszła, trzaskając drzwiami. Zeszła szybko po schodach i wybiegła z domu. Szła przed siebie, nie oglądając się. Stanęła dopiero, gdy kokarda przy jej sukni zaplatała się w gałęzie krzaków.
Stanęła i cierpliwie zaczęła wyplątywać czerwoną wstążkę z różowawych, elastycznych pędów. Co chwila ocierała z oczu łzy. Pociągnęła nosem i rozejrzała się – dom był dosyć daleko, skąpany w porannym słońcu. Ona stała już niemal na skraju lasu – krzak, który ją zatrzymał rósł na pograniczu. Gorąc i światło barwiły część jego liści na czerwono – różowo, głębiej schowane listki miały odcień jasnej i ciemnej zieleni.
Oderwała oczy od roślinki.
Gardło miała ściśnięte, oczy mokre.
Było jej strasznie wstyd. Przez kilka dni wymyślała sobie te sceny, kiedy ten jedyny dowie się, że ona go kocha, że mogą być razem… Wszystko było takie romantyczne, osnute mgiełką poezji. W jej głowie przynajmniej.
Bo jak już to wszystko powiedziała na głos… To powinna to była najpierw lepiej przemyśleć.
*******************************
Stałą pod oknem, oglądając pod światło materiał sukienki. Nic nie widziała – najdrobniejszej nawet plamki. Jasna popelina była w doskonałym stanie. Strzepnęła sukienkę i przyjrzała się jej dokładnie. Była bardzo ładna, delikatna. Nigdy jej nie nosiła. Miała ją na sobie raz, jeden jedyny – kiedy ją postrzelili.
Kari Mea wtedy oczyściła ją dokładnie, uznając, że szkoda zmarnować tyle dobrego materiału. Pomogła też przerobić cały gors sukni, najbardziej zniszczony. Pierwotnie, suknia była prosta, ozdobiona tylko granatowym kołnierzem. Teraz, miała okrągły dekolt a góra sukni zabudowana była misterną białą koronką, zachodzącą aż na biodra.
Mimo wszystko, kiedy na nią patrzyła czuła nieprzyjemny dreszcz, jakby ta biedna szmatka była czemuś winna. Ale zbliżała się potańcówka i miała już dosyć swojej odwiecznej, szarej, jedwabnej sukni.
- Jestem głęboko zawiedziony. – usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się i uśmiechnęła, Candy też się uśmiechał. Podszedł do niej bliżej i pocałował w szyję.
- Musimy jechać… a ty jesteś gotowa, ubrana… - mruknął. – Ja jestem ubrany. Od stóp do głów.
Roześmiała się.
- A na co liczyłeś?
- No wiesz… - przytulił ją mocniej. – Mogłaś schować moją kamizelkę.
Spłonęła rumieńcem.
- Candy, nie mam wprawy we flirtowaniu, zlituj się. Tylko to mi przyszło do głowy. Już nie będę… Śmiejesz się z tego od wczoraj.
- Nie śmieję się, to było urocze. – sprostował. – Mnie się podobało w każdym razie.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Chociaż najbardziej mi się podoba to, że po dziesięciu latach małżeństwa dalej się rumienisz na mój widok. – dokończył z szerokim uśmiechem.
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Właśnie tak… - uzupełnił.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 18:24, 30 Gru 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:04, 30 Gru 2014 Temat postu: Pióro strusia |
|
|
Dobrze ,że Peggy jest rozsądna i może coś dodarło do tej zbzikowanej pannicy ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:04, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
O rany rzucać monetą czy nie... Oto jest pytanie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:06, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | - Ale będę mogła iść w czwartek na potańcówkę? Jak będę grzeczna? I będę leżeć, obiecuję! – poderwała się gwałtownie i spojrzała błagalnie na lekarza. Ciemne loki spływały jej falami na ramiona, brązowe, rozpalone oczy błyszczały. |
Choroba i potańcówka nie idą w parze, wręcz się wykluczają.
senszen napisał: | - Panienka powinna leżeć, nie myśleć o tańcach. Gorączka już lekko spada, niedługo powinna się pojawić wysypka. Nie wygląda to bardzo poważnie….
- Jaka wysypka? – jęknęła dziewczyna. |
Oho, zaczyna się.
senszen napisał: | – Panie doktorze… Co ja niby mam robić? – opadła bezsilnie na poduszkę.
- Wyzdrowieć. – zaproponował rozbawiony. |
Jaki dowcipny!
senszen napisał: | - Ciekawa jestem, jak pan tańczy. – zainteresowała się Naughty.
- Rzadko. – roześmiał się lekarz. |
Ten lekarz ma ciekawe riposty.
senszen napisał: | Wołała ją Margaret, wbiegająca po schodach. Drzwi otworzyły się gwałtownie i Maragret z impetem wpadła do pokoju i usiadła na łóżku.
Była lekko rozczochrana, zarumieniona, wciąż w stroju do jazdy wierzchem.
- Powinnaś się przebrać… Uczesać… - Genevive zmierzyła ją wzrokiem. |
Jak widać, dziewczęta bardzo się różnią. Na szczęście!
senszen napisał: | - Genevive… - zaczęła łagodnie. – Stroisz się, układasz modnie włosy… Dla kogo to? Bo chyba nie dla siebie to robisz? |
Margaret niby opuszcza śniadanka, babskie pogaduszki, ale oczy ma wokoło głowy. Nic jej nie umknie.
senszen napisał: | - Jest bardzo przystojny… I ma bardzo przenikliwe spojrzenie i… uśmiech… I jest bardzo interesujący…
- Ale jest żonaty.
- To nie jest problem. – Genevive uśmiechnęła się tajemniczo. |
Dla normalnych ludzi, z zasadami, to jest bardzo duży problem.
senszen napisał: | - Ale nie chodzi o Bena?
- NIE! – Genevive spojrzała na nią zaskoczona. |
Tym podejrzeniem to Peggy mnie też zaskoczyła.
senszen napisał: | - Genevive, on ma żonę. I córeczkę. Małą.
- To nie może być jego dziecko. Na pewno ożenił się z tą bladą, mizerną kobietą bo ma dobre serce i chciał jej oszczędzić wstydu i… |
Aż mnie skręca.
senszen napisał: | Było jej strasznie wstyd. Przez kilka dni wymyślała sobie te sceny, kiedy ten jedyny dowie się, że ona go kocha, że mogą być razem… Wszystko było takie romantyczne, osnute mgiełką poezji. W jej głowie przynajmniej.
Bo jak już to wszystko powiedziała na głos… To powinna to była najpierw lepiej przemyśleć. |
Och, czyżby chwila opamiętania?
senszen napisał: | . Strzepnęła sukienkę i przyjrzała się jej dokładnie. Była bardzo ładna, delikatna. Nigdy jej nie nosiła. Miała ją na sobie raz, jeden jedyny – kiedy ją postrzelili. (…)
Mimo wszystko, kiedy na nią patrzyła czuła nieprzyjemny dreszcz, jakby ta biedna szmatka była czemuś winna. |
Rzeczywiście, nawet mi jakoś nieprzyjemnie się zrobiło, gdy to czytałam.
senszen napisał: | - Jestem głęboko zawiedziony. – usłyszała za sobą głos. (…)
- Musimy jechać… a ty jesteś gotowa, ubrana… - mruknął. – Ja jestem ubrany. Od stóp do głów. |
Po prostu straszne! Oboje kompletnie ubrani!
senszen napisał: | - Candy, nie mam wprawy we flirtowaniu, zlituj się. Tylko to mi przyszło do głowy. Już nie będę… Śmiejesz się z tego od wczoraj.
- Nie śmieję się, to było urocze. – sprostował. – Mnie się podobało w każdym razie. |
Naprawdę przesympatyczna para.
Senszen, cieszę się, że wena wróciła. Najbardziej podobała mi się rozmowa Genevieve i Margaret.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:37, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo nastrojowe. Trochę się wyjaśnia. Ciekawa rozmowa między Margaret a Genevieve. Przyjaciółki mają zupełnie inne poglądy na świat. Czuła relacja między Candy'm a Indią rozwiewa wszelkie wątpliwości. No i ciekawość, co dalej? Czy Genevieve znajdzie wreszcie tego jedynego?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:42, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Senszen napisał: | Wyprosiłyście, jeszcze w tym roku |
Hurra
Senszen napisał: | - Chyba bardzo mi życzysz rozwoju kariery zawodowej. – zauważył, próbując ze wszystkich sił się nie roześmiać.
- Oczywiście! Ale dlaczego Pan tak uważa… Doktorze? – Naughty spojrzała nad jego ramieniem na ojca, który stał na progu.
Doktor Harper odwrócił się i lekko ukłonił. Zamknął swoja torbę i wstał.
- Ponieważ masz odrę. I jak byś poszła na potańcówkę… To byś zaraziła wszystkich tam obecnych. I wiesz ile bym miał wtedy pracy? |
Pan doktor z poczuciem humoru i do tego bardzo sympatyczny
Senszen napisał: | Panie doktorze… Co ja niby mam robić? – opadła bezsilnie na poduszkę.
- Wyzdrowieć. – zaproponował rozbawiony. – Panno Carwright… Obiecuję, że kiedy panna wyzdrowieje – jakieś tańce się na pewno znajdą.
- O to możesz się nie martwić córeczko. – Wtrącił Adam. – A z czytaniem … coś wymyślimy. |
Wyobraziłam sobie tę scenkę. Naughty jest uroczo marudna, a Adam, jak zawsze na wszystko znajdzie radę
Senszen napisał: | Spojrzała na niego lekko urażona. Po chwili jednak w jej policzkach pokazały się dołeczki. |
Córeczka tatusia
Senszen napisał: | - Genevive… - zaczęła łagodnie. – Stroisz się, układasz modnie włosy… Dla kogo to? Bo chyba nie dla siebie to robisz?
- Warto czasem o siebie zadbać. – Genevive sięgnęła po szczotkę do włosów i poprawiła krótkie loki przy uszach.
- Dla kogo się tak stroisz? Tu są sami kowboje… Oni nie zwracają uwagi na takie rzeczy.
- To nie znaczy, że mam chodzić obdarta i w spłowiałych sukienkach! |
Niby racja, ale nikt rozsądny nie uwierzy w tłumaczenie Genevive
Senszen napisał: | Nie chodzi o Adama, prawda?
Genevive zaczerwieniła się.
- Jest bardzo przystojny… I ma bardzo przenikliwe spojrzenie i… uśmiech… I jest bardzo interesujący…
- Ale jest żonaty.
- To nie jest problem. – Genevive uśmiechnęła się tajemniczo. |
Wiem, że dziewczyna zagięła parol na Candy'ego, ale jak przeczytałam, co pomyślała sobie Peggy to trochę zaniepokoiłam się. Genevive jest nieobliczalna. Nie wiadomo, co jeszcze może jej przyjść do głowy.
Senszen napisał: | - Genevive, to nie jest romans, to zwykłe życie. Na pewno pan Canaday jest dobrym człowiekiem… Ale nie jest rycerzem na białym koniu, ratującym bezbronne niewiasty.
- Ale on jej nie może kochać!
- Nie wiesz tego. – twardo powiedziała Margaret. – Jesteś tu ledwie od pięciu dni… |
Jak dobrze, że Peggy mocno stąpa po ziemi i nie jest egzaltowaną pannicą
Senszen napisał: | Było jej strasznie wstyd. Przez kilka dni wymyślała sobie te sceny, kiedy ten jedyny dowie się, że ona go kocha, że mogą być razem… Wszystko było takie romantyczne, osnute mgiełką poezji. W jej głowie przynajmniej.
Bo jak już to wszystko powiedziała na głos… To powinna to była najpierw lepiej przemyśleć. |
Czyżby przebłysk rozsądku? Trudno uwierzyć.
Senszen napisał: | - A na co liczyłeś?
- No wiesz… - przytulił ją mocniej. – Mogłaś schować moją kamizelkę.
Spłonęła rumieńcem.
- Candy, nie mam wprawy we flirtowaniu, zlituj się. Tylko to mi przyszło do głowy. Już nie będę… Śmiejesz się z tego od wczoraj.
- Nie śmieję się, to było urocze. – sprostował. – Mnie się podobało w każdym razie. |
Prześliczna rozmowa małżonków. Candy'emu najwyraźniej to się spodobało
Senszen cieszę się, że Twoja wena powróciła. Dzięki temu mamy piękny, ciekawy fragment. Czekam na więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:55, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Ta dziewczyna jest naprawdę pokręcona.
Mam nadzieję, że Peggy jakoś odpowiednio wykorzysta swoją wiedzę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 21:14, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo wam dziękuję za miłe komentarze
Cytat: | Jak dobrze, że Peggy mocno stąpa po ziemi i nie jest egzaltowaną pannicą |
Wynika to głównie z tego, że Peggy jest dużo starsza od Genevive. Nie jest nastolatką i ma już inne spojrzenie na świat.
Ewelina
Cytat: | Czuła relacja między Candy'm a Indią rozwiewa wszelkie wątpliwości. |
czyżbyś je miała?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:26, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Wyprosiłyście, jeszcze w tym roku |
Wniosek? Trzeba prosić, prosić i jeszcze raz prosić
senszen napisał: |
- Niestety, ale nie. Wprawdzie nie wyglądasz w tej chwili na poważnie chorą – i mam nadzieję, że tak pozostanie…
- A jak tak będzie dalej – to będę mogła pójść? – ożywiła się.
- Chyba bardzo mi życzysz rozwoju kariery zawodowej. – zauważył, próbując ze wszystkich sił się nie roześmiać. |
Doktorek ripostami dorównuje Adamowi Podoba mi się.
senszen napisał: | Dla kogo to? Bo chyba nie dla siebie to robisz? |
- Warto czasem o siebie zadbać. – Genevive sięgnęła po szczotkę do włosów i poprawiła krótkie loki przy uszach.[/quote]
Aha...
senszen napisał: |
- Coś ty wymyśliła, Genevive? – Peggy brnęła dalej. – Komu chcesz się spodobać? Griff? – zaryzykowała. |
Ależ Peggu ją dobrze zna.
senszen napisał: |
- Jest bardzo przystojny… I ma bardzo przenikliwe spojrzenie i… uśmiech… I jest bardzo interesujący… |
Prawie jak Adam, ale...to jednak nie on.
senszen napisał: | - Candy. Zakochałam się w nim. A on we mnie.
Peggy, której przerwano w pół słowa spojrzała na swoje odbicie w lustrze – oczy miała okrągłe, usta otwarte. Szybko je zamknęła.
- Genevive, on ma żonę. I córeczkę. Małą.
- To nie może być jego dziecko. Na pewno ożenił się z tą bladą, mizerną kobietą bo ma dobre serce i chciał jej oszczędzić wstydu i… |
Genevive zamilknij na wszystkie świętości! Lepiej milczeć i udawać głupią niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości.
senszen napisał: | Było jej strasznie wstyd. Przez kilka dni wymyślała sobie te sceny, kiedy ten jedyny dowie się, że ona go kocha, że mogą być razem… Wszystko było takie romantyczne, osnute mgiełką poezji. W jej głowie przynajmniej.
Bo jak już to wszystko powiedziała na głos… To powinna to była najpierw lepiej przemyśleć. |
Czyżby rozumek powracał...???
senszen napisał: |
- Jestem głęboko zawiedziony. – usłyszała za sobą głos.
Odwróciła się i uśmiechnęła, Candy też się uśmiechał. Podszedł do niej bliżej i pocałował w szyję.
- Musimy jechać… a ty jesteś gotowa, ubrana… - mruknął. – Ja jestem ubrany. Od stóp do głów.
Roześmiała się.
- A na co liczyłeś?
- No wiesz… - przytulił ją mocniej. – Mogłaś schować moją kamizelkę.
Spłonęła rumieńcem.
- Candy, nie mam wprawy we flirtowaniu, zlituj się. Tylko to mi przyszło do głowy. Już nie będę… Śmiejesz się z tego od wczoraj.
- Nie śmieję się, to było urocze. – sprostował. – Mnie się podobało w każdym razie.
- Chociaż najbardziej mi się podoba to, że po dziesięciu latach małżeństwa dalej się rumienisz na mój widok. – dokończył z szerokim uśmiechem.
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Właśnie tak… - uzupełnił. |
A ta scena była obłędnie rozczulająca, pełna flirtu i miłości....mam nadzieję, że Maurice podsłuchiwał....
Świetny kawałek Senszen, Dobrze, że wzięłaś wenę w karby.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:36, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Aga, jak widzę, jednak kawałek Mady wzięłaś na rano
Cytat: | mam nadzieję, że Maurice podsłuchiwał.... |
niestety, nie miał jak... Candy i India są jeszcze u siebie w domu, Maurice jest w Ponderosie.
Bardzo się cieszę, że kawałek się spodobał
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:41, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
A tak sobie żartowałam.... mam jednak nadzieję, że Maurice gdzieś krąży, nasłuchuje i widzi to co ma zobaczyć i co najważniejsze wyciągnie odpowiednie wnioski
U Mady jednak "literków" na metr kwadratowy więcej....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Wto 22:44, 30 Gru 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:44, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | U Mady jednak "literków" na metr kwadratowy więcej.... |
no tak... U mnie jest nieco "rzadko"
Pan Schwartz jest człowiekiem spostrzegawczym, przyjaźnie nastawionym do świata
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:51, 30 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
Na całe szczęście, tylko coś o nim mało piszesz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|