|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 13:26, 31 Maj 2014 Temat postu: Nieudane oświadczyny |
|
|
Tej wiosny w Virginia City doszło do kilku poważnych zmian, które długo były dyskutowane – czy to przy filiżance herbaty, kieliszku nalewki jeżynowej, kieliszku whisky czy kuflu ciepłego piwa.
Panna Johnson, nauczycielka w szkole imienia Williama Harrisona, niezbyt urodziwa kobieta lubiana przez swoich uczniów za pobłażliwość i gołębie serce odeszła ze szkoły, przyjmując oświadczyny Franka Lovemilla. Frank Lovemill, miejscowy szuler i lokalny cud medycyny, opuścił swoje miejsce przy stoliku w salonie, gdzie zwykł przesiadywać 20 godzin na dobę.
O ile jednak miejsce Franka nadal pozostawało puste, to miejsce Joan Johnson szybko zostało zastąpione przez Indię Cole, młoda pannę, o której zaraz zaczęły krążyć oryginalne plotki.
**********************************************************************************
Jasne włosy ułożone w luźne loki powiewały wokół idealnej twarzy. Ciemne, łzawe oczy przysłonięte gęstymi czarnymi rzęsami. Idealny, mały nos, idealnie wykrojone usta. Usta o idealnym, karminowym odcieniu. Skóra barwy kości słoniowej, idealna, wręcz aksamitnie gładka...
Candy obserwował właśnie zjawisko, które wysiadło z dyliżansu. Nie wątpił, że ma przed sobą Mary Antoniett Burbock – siostrzenicę żony brata sędziego, której przyjazdem Virginia City żyło od kilu dni. Dziwne nieco się wydawało, że tak wyczekiwanego gościa nie wypatrywał nikt z rodziny, ale… - Candy uśmiechnął się radośnie – to oznacza, że pannę należy odprowadzić bezpiecznie do domu.
Candy poprawił kapelusz, strzepnął kamizelkę i poprawił kołnierz czerwonej koszuli. Wziął głęboki oddech i wciąż wpatrzony w dziewczę w ciemnozielonej sukni, zeskoczył lekko z konia.
Momentalnie jednak stracił równowagę. Co zapewne związane było z tym, że wpadł prosto na przechodząca niewinnie, drobną kobietę. Zatoczył się i upadł ciężko, pociągając ją ze sobą.
Leżeli w swoich objęciach, w kurzu i piasku, przez niewiele ponad pół minuty. Oboje skołowani, zmieszani, zawstydzeni.
Candy zerwał się na równe nogi, z trudem panując nad sobą. Ze wszystkich kobiet w Virginia City… akurat ona…
Młoda nauczycielka , o której opowiadano, że jest bodaj chrześcijanką. Że ślubowała czystość i planuję wstąpić do zakonu. Nienawidzi mężczyzn i nie ma za grosz poczucia humoru.
Candy chętnie by zaklął pod nosem, ale nie chciał pogarszać sytuacji i narażać się na umoralniające kazanie.
Dziewczyna ubrana był w jakąś szarą sukienczynę – kto wie, może już wstąpiła do tego zakonu? – jasne włosy nosiła upięte w ciasny warkocz, jasne szare oczy błyszczały na bladej twarzy. Była wyraźnie zmieszana i chyba nie bardzo wiedział co ma powiedzieć. Stała tylko, wpatrzona w sprawcę zamieszania – i milczała.
- Nie jestem pewien, jak mam to powiedzieć… ale wyjdź za mnie. – Powiedział Candy. Między nami zawsze będzie leżał odbezpieczony rewolwer… To jest nóż… - Candy umilkł, tłumiąc śmiech. Dziewczyna nie ma poczucia humoru, co ty wyprawiasz? Tylko pogarszasz sytuację! - Pomyślał.
- Co proszę? – Powiedział Ona, słabym głosem. – Każdej pannie, którą pan przewróci oferuję Pan małżeństwo? Bo potrącił Pan również konia…
Candy spojrzał na nią lekko zaskoczony.
- Jest Pani zakonnicą, więc tego rodzaju kontakt… - Candy zmieszał się umilkł ponownie, widząc w oczach dziewczyny… No właśnie, jak to nazwać?
- Zakonnicą? – Dziewczyna zabrakło tchu… - Ja nie…
- To wiele wyjaśnia…Te dziwne spojrzenia… - Stwierdziła nagle, uderzając dłonią w czoło.
Candy wybuchnął śmiechem. Dziewczyna spojrzała na niego z ukosa, lekko przegryzając wargi.
- Doceniam próbę uratowania mojego honoru, ale chyba jednak już się pożegnamy… Bo nie chce być świadkiem, jak proponuję Pan swojemu koniu ozdobny czaprak czy srebrne wędzidło. Nie wiem, jak on to przyjmie. Żegnam Pana.
Otrzepała krótko swoją sukienkę i podniosła połamaną parasolkę.
- Droga Pani… To jest klacz. – Sprostował z uśmiechem Candy.
Rzuciła przez ramie ostatnie spojrzenie – i zniknęła za rogiem.
Candy pokręcił głową z niedowierzaniem i roześmiał się raz jeszcze.
Ostrożnie wsiadł na konia i rozejrzał się. Bujna piękność w zielonej sukni zniknęła z pola widzenia. Nawet nie zauważył w którym momencie.
*****
Hop –Sing przechodził samego siebie. Od dwóch tygodni, od powrotu pana Adama, podawał najbardziej wyszukane, najsmaczniejsze dania. Radość Bena udzielała się wszystkim, podobnie jak radosny nastrój Hossa czy beztroska Joe, który znów poczuł się jak beniaminek rodziny. Jaimie był szczęśliwy, że w końcu znalazł się ktoś, kto może pomóc mu w odrabianiu lekcji – zwłaszcza w obliczu coraz trudniejszych zadań wymyślanych przez nową nauczycielkę. Adam, w swój powściągliwy, jakby majestatyczny sposób emanował radością z powodu powrotu na rodzinne łono.
Najmniej zadowolony był chyba Candy. Starał się do tego nie przyznawać, ale poczuł, że wraz z powrotem Adam stracił swoje miejsce w rodzinie. Wprawdzie niewiele się zmieniło – dalej jadał z Cartwrightami kolację czy obiady*, nikt mu nie czynił afrontów, ale miał niejasne wrażenie, że mniej pasuje do towarzystwa.
Tego wieczoru jednak, zasiadł wraz ze wszystkimi do wyśmienitej kolacji, jak zawsze szeroko uśmiechnięty.
Adam omawiał z Ojcem rozbudowę północnej części rancza, do tej pory zostawionej w stanie naturalnym. Planował również na nowo ogrodzić teren wschodni – ledwie 200 hektarów.
Mały Joe pod stołem czytał coś, co wyglądało jak liścik od dziewczyny. Jego rozpromieniona twarz zresztą wiele mówiła na ten temat.
Jaimie, przejęty, opowiadał Hossowi o ostatnich wydarzeniach w szkole. Głównie jednak wyrzekał na surowość nauczycielki i jej, jak to określił, kompletny brak poczucia humoru.
W tych okolicznościach, Candy jednym uchem łowił poszczególne słowa z obu rozmów, sam zaś zaczął rozpamiętywać ponowne spotkanie z Marie (nie jak sądził Mary) Burbock. Spotkał ją dzisiaj w sklepie, kupującą jakieś nici i koronki. Te powabne, brązowe oczy, te długie rzęsy, idealnie wykrojone usta… I ten głos… Ciepły alt, wibrujący w powietrzu…
- I ktoś chyba z nią już nie wytrzymał, ma obandażowany nadgarstek…
Candy nagle wyrwał się ze swoich rozmyślań.
- Kto ma obandażowany nadgarstek? – Zainteresował się.
- Jak to kto? Nauczycielka… - Uzupełnił Jaimie. Dziewczyny w klasie dopytywały się co się stało i dlaczego nie ma już parasolki – bo zawsze przychodziła z taką niebieska parasolką – ale nie chciała nic powiedzieć. Pewnie kogoś mocno zdenerwowała…
- Jamie, to okropne. – Wtrącił się Ben. – Naprawdę myślisz, że ktoś mógł na nią podnieść rękę? Nikt nigdy nie powinien bić kobiet – Powiedział z przyganą w głosie.
- No nie… - Jaimie zaczerwienił się mocno. – Ona po prostu jest taka okropna, wymagająca… Tak tylko powiedziałem… Pewnie o coś się uderzyła…
Candy w tym momencie poczuł, że płoną mu uszy. Do tej pory uważał, że spotkanie z młodą nauczycielką było bardzo zabawne. Przecież, ona taka drobna… mógł ją naprawdę zranić, nieumyślnie wprawdzie, ale mógł. Nawet nie spytał…
*****
* Nie jestem pewna jak wyglądała sytuacja Candy'ego w rodzinie, na pewno jadał z nimi posiłki, ale nie wiem, czy mieszkał razem z nimi. W moim opowiadaniu mieszka w osobnym baraku gościnnym
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 20:54, 31 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:09, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Niefortunne to spotkanie, ale Candy chyba się zrehabilituje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:34, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Senszen, bardzo się cieszę, że postanowiłaś swoje majowe opowiadanie kontynuować i do tego połączyłaś z tym o powrocie Adama. Świetnie.
Masz lekką rękę do pisania. Opisy osób są bardzo plastyczne i przemawiające do wyobraźni. Cierpliwie czekam na ciąg dalszy mając nadzieję, że nastąpi to szybciej niż wkrótce
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 14:39, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
dziękuję ADA
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:41, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Nie wątpił, że ma przed sobą Mary Antoniett Burbock – siostrzenicę żony brata sędziego, której przyjazdem Virginia City żyło od kilu dni. |
Lubię takie zbitki wyrazów określające stopień pokrewieństwa.
senszen napisał: | ... wpadł prosto na ... drobną kobietę. Zatoczył się i upadł ciężko, pociągając ją ze sobą. Leżeli w swoich objęciach, w kurzu i piasku... |
Uroczy obrazek. Candy przez swoją nieuwagę najprawdopodobniej przewrócił pierwszą kostkę domina...
senszen napisał: | Adam, w swój powściągliwy, jakby majestatyczny sposób emanował radością z powodu powrotu na rodzinne łono. |
Piękne zdanie.
senszen napisał: | Mały Joe pod stołem czytał coś, co wyglądało jak liścik od dziewczyny. Jego rozpromieniona twarz zresztą wiele mówiła na ten temat. |
Nie mogło być inaczej.
senszen napisał: | Do tej pory uważał, że spotkanie z młodą nauczycielką było bardzo zabawne. Przecież, ona taka drobna… mógł ją naprawdę zranić, nieumyślnie wprawdzie, ale mógł. Nawet nie spytał… |
Candy chyba będzie musiał sprezentować dziewczynie nową parasolkę i obejrzeć jej nadgarstek. W każdym razie ma okazję do kolejnego spotkania.
Dwie kobiety wkroczyły w życie bohatera. India i Marie - zupełnie od siebie odmienne. Jestem ciekawa, jak dalej potoczy się akcja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:43, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Candy będzie się głowił, którą wybrać ... to znaczy którą adorować? Indię czy Marie? Podejrzewam, że jego serce zadrży przy Indii, ale ... czy i jej też zadrży? Nie wiadomo ... w każdym razie dziewczyna ma poczucie humoru ... da sobie z Candym radę ...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:45, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: |
Między nami zawsze będzie leżał odbezpieczony rewolwer… To jest nóż… |
To zdanie bawi mnie setnie
senszen napisał: | - Kto ma obandażowany nadgarstek? – Zainteresował się.
Candy w tym momencie poczuł, że płoną mu uszy. Do tej pory uważał, że spotkanie z młodą nauczycielką było bardzo zabawne. Przecież, ona taka drobna… mógł ją naprawdę zranić, nieumyślnie wprawdzie, ale mógł. Nawet nie spytał… |
Candy wykazuje dobre objawy, zainteresowanie, wstyd, poczucie winy....to dobrze o nim świadczy....
Fajne...
*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 20:53, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Sądzę, że zarówno India jaki i Marie będą miały jeszcze kilka okazji do zaprezentowania swojego poczucia humoru, inteligencji i charakteru. Candy będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, już ja się o to postaram Zwłaszcza, że w VC jest Adam, o którym nie zamierzam zapomnieć
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lidka
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 21:06, 31 Maj 2014 Temat postu: Re: Nieudane oświadczyny |
|
|
senszen napisał: | Adam, w swój powściągliwy, jakby majestatyczny sposób emanował radością z powodu powrotu na rodzinne łono.
| No tak, kwintesencja Adamowości.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 21:47, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | Candy będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, już ja się o to postaram Zwłaszcza, że w VC jest Adam, o którym nie zamierzam zapomnieć |
Ciekawie się zapowiada. Cieszę się, że nie zapomnisz o Adamie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kola
Szeryf z Wirginia City
Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 871
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kielce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 22:08, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Candy ma nie mały orzech do zgryzienia, India i Marie, którą wybierze, bo obydwie do niego pasują.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 23:15, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
senszen napisał: | ... Zwłaszcza, że w VC jest Adam, o którym nie zamierzam zapomnieć |
Tak mi jakoś to WC z Eweliną tzn ...z wygódką ...a raczej brakiem Adama w tejże
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 23:34, 31 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 23:33, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
fragment na jutrzejszy poranek
*********
Candy od samego rana szczotkował swojego konia. Orzechowa sierść błyszczała, grzywa, o ton ciemniejsza, wyraźnie się odcinała podkreślając smukłość szyi. Położył ciepłą rękę na chrapach zwierzęcia i delikatnie ją pogłaskał.
- No i co mam teraz zrobić? – Cicho zapytał.
Wstyd mu było iść teraz do tej nauczycielki, pewnie śmiertelnie na niego obrażonej. Nie tylko nie zainteresował się, czy nic jej nie jest, to jeszcze te głupawe uwagi… Candy westchnął. Jego zasępiona twarz rozjaśniła się po chwili uśmiechem. Może jednak uda się ją rozbawić.
Nie zwlekając długo osiodłał konia i ruszył do Virginia City. Miał wolne przedpołudnie, sprawę powinien załatwić jak najszybciej. W drodze pozwolił sobie na rozpamiętywanie zdecydowanie zbyt krótkiego spotkania z Marie. Nie potrafił wybić sobie z głowy tych pięknych brązowych oczu, koloru świeżo zaparzonej kawy… miękko układających się loków na smukłych ramionach…
Trzeba przyznać, że na jego twarzy odmalowało się niemałe zdumienie, gdy wjechał na główną drogę do Virginia City. Nigdy jeszcze nie przebył tej drogi w tak krótkim czasie, jednocześnie tak bardzo nie skupiając się na trasie.
Podjechał powoli do poczty, zsiadł z konia i przywiązał klacz do barierki. Zdjął kapelusz, otrzepał go i rozejrzał się dokładnie. O tej porze niewiele osób można było spotkać na ulicy. Leniwe promienie słońca okazywały się być bezlitosne, bezchmurne niebo oślepiało bladym błękitem. Kto mógł chronił się w domu. Candy skrzywił się lekko, kapelusz nasunął głębiej na oczy. Usłyszał rżenie i tętent kopyt końskich, rozejrzał się ponownie, żeby zobaczyć co się dzieje.
Zbladł okrutnie i poderwał się do biegu.
W niemal ostatniej chwili porwał w ramiona Marie Burbock, chroniąc ją przed rozpędzonym jeźdźcem. Przez moment leżeli razem w kurzu drogi, Candy jednak szybko poderwał się i pomógł wstać przerażonej kobiecie; wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma, z zapartym tchem.
Ta scena, tak podobna, a jednocześnie tak odmienna od tego, co było przedwczoraj.
Marie nagle zatrzepotała szybko rzęsami, głęboko odetchnęła i ciężko osunęła się w ramiona swojego wybawiciela.
*********
Ratując Marie upadł wyjątkowo nieszczęśliwie. Stanowczo odmówił prośbie Bena i Adama i nie zgodził się na czas rekonwalescencji przenieść się do Ponderosy. Zwichnięty bark dalej bolał i uniemożliwiał mu pracę, ale Candy zacisnął zęby i nie tracił humoru.
Marie otworzyła te nieziemsko łagodne, brązowe oczy, uśmiechnęła się i przeciągnęła delikatną ręka po jego policzku… „ Mój rycerz na brązowym koniu” – powiedziała i słodko się uśmiechnęła.
Niby nic, ale nie mógł przestać myśleć o tych szeroko otwartych szarych oczach…
************
- Ta nauczycielka jest naprawdę dziwna. – Obwieścił Jaimie i upił porządny łyk mleka.
- Tak? Dlaczego tak uważasz? – Ben wysoko podniósł brwi i znacząco spojrzał na Adama.
- Wczoraj wymyśliła, że nauczy nas prawidłowo przechodzić przez ulicę! Jakby w tym była jakaś filozofia!
- Może i jest. – Candy roześmiał się szczerze.
- A pokazała wam jak prawidłowo przechodzić? – Zainteresował się mały Joe.
- Ale to jest głupie! Jak większość rzeczy, które nam opowiada! - Jaimie zakrztusił się mlekiem. – Każe nam uczyć się jakiś definicji i wzorów, strasznie czepia się szczegółów…
- Może to istotne szczegóły. – Adam wtrącił, lekko się uśmiechając.
- Ale ona każe nam zrobić zielnik! Z wypisaniem właściwości i nazwami łacińskimi roślin! Przecież nie będę pracować w aptece. – Pożalił się.
- Mam więc nadzieję, że się przyłożysz. – Ben powiedział łagodnie, dopijając kawę. – Dziękuję. – Otarł usta serwetkę i pośpiesznie wstał od stołu.
- Nie martw się, postaram się Ci pomóc. – Adam pocieszył zrozpaczonego chłopaka. – Zadanie jest trudne, ale nie niemożliwe.
********
Jaimie gniewnie podrzucał jabłko. Wodził za nim ponuro wzrokiem. Miał już dosyć wszelkich roślin. Zebrał chyba wszystko, co było do zebrania na ranczu, potem siedział jeszcze kilka godzin z Hossem i Adamem, próbując napisać o nich cokolwiek ważnego. Było to nudne, kompletnie bezsensowne zajęcie, którego pani Johnson nigdy by nie wymyśliła.
Nowa nauczycielka była naprawdę straszna. Nie pozwalała im na lekcjach bawić się świerszczami, myszkami czy żuć gumy. Codziennie kazała im nauczyć się czegoś na pamięć. Nic nie dawało opowiadanie jej najbardziej nawet barwnych historii, zawsze musiała sprawdzić, czy odrobili prace domową.
No, jednym słowem straszna, nie to co pani Johnson…
Oczy mu zabłysły na myśl o pewnym sprawdzonym figlu, koledzy na pewno się przyłączą z ochotą.
*******
Candy rozcierał sobie delikatnie obolały bark, zesztywniały po nocy. Dopijał właśnie poranna kawę na ganku.
Promienny uśmiech, miękkie ciemne loki, długa, alabastrowa szyja. Szare, jasne, szeroko otwarte, jakby przejrzyste oczy.
To właśnie pokazała mu wyobraźnia, gdy czytał ozdobne, imienne zaproszenie na potańcówkę urządzaną dla uświetnienia przyjazdu Marie Antoniette Burbock.
*******
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 23:38, 31 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:02, 01 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
"W niemal ostatniej chwili porwał w ramiona Marie Burbock, chroniąc ją przed rozpędzonym jeźdźcem. Przez moment leżeli razem w kurzu drogi, Candy jednak szybko poderwał się i pomógł wstać przerażonej kobiecie; wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma, z zapartym tchem. "
Candy nie oświadczył się tym razem.... czy to coś znaczy? Ale wychodzi, że rozmarzył się patrząc na zaproszenie....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 8:36, 01 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
No i proszę jaka miła niespodzianka
Candy ma wyjątkowe szczęście do "leżenia" z kobietami w kurzu i pyle. , ale widać to mu pisane i piękna Marie. Zresztą trudno, żeby o niej nie myślał zwłaszcza, że zwichnął sobie bark. Szanse nauczycielki widocznie spadają, chyba, że Adam jej pomoże
Cytat: | Podjechał powoli do poczty, zsiadł z konia i przywiązał klacz do barierki. Zdjął kapelusz, otrzepał go i rozejrzał się dokładnie. O tej porze niewiele osób można było spotkać na ulicy. Leniwe promienie słońca okazywały się być bezlitosne, bezchmurne niebo oślepiało bladym błękitem. Kto mógł chronił się w domu. Candy skrzywił się lekko, kapelusz nasunął głębiej na oczy. Usłyszał rżenie i tętent kopyt końskich, rozejrzał się ponownie, żeby zobaczyć co się dzieje. |
Bardzo spodobał mi się ten opis - taki bonanzowy. Oczami wyobraźni widzę Candego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|