|
www.bonanza.pl Forum miłośników serialu Bonanza
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:17, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Aga, trafiłaś tym opowiadaniem w mój dzisiejszy nastrój. Opisy obłędnie piękne.
Aga napisał: | Zobowiązywał się wobec samego siebie, i przysięgał na wszystkie świętości, że nigdy się nie zakocha. Adam drgnął i parsknął do własnych myśli. ”Właśnie ślubowałem, że nigdy nie wezmę ślubu.” |
Tak, tak może sobie ślubować, a serce i tak zrobi co chce. Ślubu może nie brać, ale zakochać się to zupełnie inna sprawa.
Aga napisał: | Mężczyźni z rodu Cartwrightów tracili ukochane kobiety. Adam obserwował radość i szczęście ojca i widział jego ból, przygnębienie i smutek . Adam postanowił. Nie chce tak cierpieć. Nie chce tak rozpaczać. Nie chce popaść w obłęd. Cena jest wysoka bo nie wolno się zakochać. |
Pomyślałam, że Adam najzwyczajniej w świecie bał się miłości, a całą tę ideologię o cierpieniu Cartwrightów wymyślił sobie, żeby ten swój lęk jakoś wytłumaczyć. To, że postanowił się nie zakochać nijak się ma do tego co może przynieść życie ... a może ten nasz wspaniały Adam bał się zmian, bał się wyjść na przeciw przeznaczeniu?
Aga napisał: | Nauczy się. Może się uda nigdy nikogo nie pokochać, nie dać się nikomu do siebie zbliżyć, |
Nauczyć może i nauczy się, ale nie sądzę, żeby nie pokochał, a jak już pokocha to pozwoli tej jednej jedynej zbliżyć się do siebie.
Opowiadanie króciutkie, ale bardzo ładne, nostalgiczne ... taki kadr na chwileczkę zatrzymany.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:22, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
ADA widzę, że miłości bronisz zaciekle. Jestem głęboko przekonana, że gdybyś obok niego przy tym kamerdolcu stała, zrobiłabyś mu taki wykład, że w pięty by mu poszło...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:26, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
A pewnie, że zrobiłabym Co on myśli, że wystarczy postanowić sobie, że nigdy. Tchórz z Adama wychodzi i tyle
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:34, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
A tam zaraz tchórz...raczej wnikliwa obserwacja. Dodał dwa do dwóch i mu wyszło, że się nie opłaca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:46, 21 Lut 2015 Temat postu: Ćwiczenie na luty -opowiadanie walentynkowe |
|
|
Wiec to ta przysięga sprawiła ,że Adam jest taki pozornie zimny i odporny na kobiecy urok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:03, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Aga, zaskakujący fragment, zwłaszcza jak na opowiadanie walentynkowe. Od razu zaznaczam, że mnie się podoba i jakoś nie działa na mnie przygnębiająco, mimo że wiem, jak potoczyły się dalsze losy Adama Cartwrighta. Myślę, że młodzieniec podjął taką, a nie inną decyzję pod wpływem chwili, emocji, obserwacji. Chciał się zabezpieczyć w przyszłości przed bólem i cierpieniem. Gdyby jednak spotkał właściwą kobietę, to żyliby długo i szczęśliwie.
Opisy zjawiskowo piękne, nastrojowe, działające na wyobraźnię. SUPER
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 20:35, 21 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Wiesz Mada... wiem, że tak trochę z lekka naciąganie wpadłam w ten temat. ale jakoś nie mogłam sobie wbić nic innego do głowy i tak sobie zgrabnie wytłumaczyłam, że niby tyczy się rozterek sercowych.... tak na upartego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 13:43, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Walentynki w Ponderosie
Joe, bardzo z siebie zadowolony siedział przy stole. Nogi oparł wygodnie o jego blat. Dotknął kieszeni z radością wyczuwając tkwiący w niej pękaty portfel. Tak – pomyślał z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku – Tak! Ma się tę główkę do interesów. Nie tylko Adam jest tym najsprytniejszym w naszej rodzinie. A i trochę dobrych uczynków się spełniło. Bezinteresownie! To się też liczy! Adam siedzący w wygodnym niebieskim fotelu spod oka obserwował brata. Dlaczego Joe jest taki zadowolony? - zastanawiał się – zwykle usta mu się nie zamykają od narzekania, albo chce pożyczyć kilka dolarów … a dzisiaj stale dotyka kieszeni, jakby tam trzymał sporo gotówki?
Do salonu wpadł Ben. Wściekły. Zdjął kapelusz. Z włosów posypały się jakieś okruchy na które z rozpaczą popatrywał Hoss.
-co się stało? Pa – zapytał Adam
-co się stało? – zaryczał Ben –twój ojciec został dzisiaj wyzwany od lubieżnych satyrów, obleśnych starców i nieobyczajnych rozpustników
-co?!!! –
-a do tego trzy panie usiłowały mi wmówić, że ja … - sapnął Ben – JA uwodziłem je, wysyłając do nich kartki walentynkowe z miłosnymi tekstami!.
-ty?! Pa! – zgorszył się Adam
-oczywiście, że nie ja! – ryknął Ben – były podpisane inicjałami „B.C. – hentny wdowiec”, albo „B.C.- dziarski wdowiec”. Było tego więcej, ale na jednej z nich imię było zamazane kleksem i teraz Roy Coffee pewnie się ogania przed wdową Richardson.
Synowie parsknęli śmiechem. Zdecydowanie nie w porę. Benowi nie było do śmiechu na wspomnienie despektu, jaki go spotkał. Przy synu!
-to było straszne – jęknął Hoss- pani Cavendish zaczęła wyzywać pa od wyuzdanych starych lubieżników! Uderzyła go tacą na której leżał ostatni kawałek sernika. Z rodzynkami! – Hossowi nie mieściło się w głowie, jak można było zmarnować taki pyszny kawałek ciasta.
-dlaczego pani Cavendish tak się zdenerwowała – padło pytanie z niebieskiego fotela
-bo tę kartkę dostała jej córka Jenny – jęknął Hoss
-przecież Jenny jest w wieku Joe – zauważył Adam
-no właśnie, dlatego oberwało się tacie. Uznała, że jest … no! Ma za dużo lat – jęknął Hoss
-przecież to pani Cavendish powinna dostać tę kartkę – mruknął Joe.
-wiesz coś o tym? Braciszku? – łagodnie zapytał Adam
-ja? Nie … skąd mam wiedzieć? – bronił się Joe, w duchu przeklinając spostrzegawczość Adama.
Hoss wyciągnął z kieszeni Mocno pogniecioną kartkę
-o, tym też pani Cavendish rzuciła w pa – oznajmił. Adam wziął pognieciony papier do ręki. Był to dość duży kartonik z wyrysowanym wielkim czerwonym sercem. Na drugiej stronie można było odczytać tekst:
Ty i ja
To serduszka dwa
Kohaj mnie tak jak ja cie
Jesteś piękna jak rurzy kwiat
Zasłoniłaś mnie świat
Twoje okongłości
Godne som miłości
Co noc myślę o tobie
Bes ciebie czuję się jak w grobie
Tfuj Walentynkowy
Ohoczy wdowiec B.C..
-te błędy … mruknął zamyślony Adam … jakbym już gdzieś je widział … Joe poruszył się niespokojnie.
-błędy jak błędy. Każdy je może zrobić. Ważna jest treść, a nie ortografia – stwierdził
-ale to treść rozjuszyła panią Cavendish – orzekł Hoss – sam widziałem – o ortografii nic nie mówiła, wrzeszczała tylko, że taki stary cap jak pa powinien zająć się grzaniem d… no … siedzenia przy kominku, a nie uganiać się za spódniczkami … i młodymi dziewczętami …
-milcz! – ryknął Ben, w którym gotowało się na samo wspomnienie awantury – niech ja dopadnę autora tych … W tym momencie do domu w Ponderosie wpadł Roy Coffee. Przerażony, z paniką w oczach, zadyszany
-Ben, miasto zostało bez szeryfa …. Ukryj mnie … proszę …
-Roy, przyjacielu! Co się stało? – z troską zapytał Ben
-Ben! Dolores dostała kartkę walentynkową z wierszykiem podpisanym ”tfuj na wieki R.C.” Tam nawet nie wiadomo, czy to „R”, czy jakaś inna litera. Niewyraźnie napisane. Nabazgrane właściwie. Wierszyk jak wierszyk. Coś o podziwie dla jej wdzięków, górek i dołeczków i pełno błędów ortograficznych. Przyniosła mi do biura szarlotkę.
-to ładnie z jej strony – pochwalił Ben Dobrze, że jeszcze nie wie o pani Richardson
Roy spojrzał z wyrzutem na przyjaciela – ja też tak myślałem. Zjadłem szarlotkę, pochwaliłem, że dobra, a ona wyciąga tę kartkę, pokazuje mi i mówi „Roy, nie wiedziałam, że z ciebie jeszcze taki ogier” . Ben z trudem pohamował się od wybuchu śmiechu – a co potem było? – zapytał
-potem to ona schowała kartkę i powiedziała, że jak skończę pić kawę, to porozmawiamy i ona sobie obejrzy mój … rewolwer … to nie jest śmieszne – zaprotestował na widok min Cartwrightów.
W czasie rozmowy usłyszeli turkot nadjeżdżającej bryczki. Powoziła pani Dolores. Ponętna wdowa. Roy wpadł w panikę – Ben, schowaj mnie! Może u Hop Singa w spiżarni, albo w piwnicy z winami – zaproponował
-ależ Roy! Jesteś szeryfem! Dorosłym facetem! Przecież nie możesz wiecznie uciekać przed Dolores, albo się przed nią chować – stwierdził Ben
-mogę! Zapewniam cię, że mogę! – stanowczo odparł Roy – chyba, że … - zawiesił złowieszczo głos – jako szeryf urzędowo stwierdzę, że na kartce było nie „R” a „B” i wtedy to będzie twój problem – zagroził dzielny stróż prawa.
-Hop Sing! Zaprowadź pana Roy’a do piwnicy i ukryj go tam – cicho zarządził Ben. Dolores po jakimś czasie odjechała zwiedziona zapewnieniami Cartwrightów, że szeryf zostawił u nich konia, wziął innego wierzchowca, wypoczętego i ruszył w stronę Meksyku aby ścigać bandytów.
Roy wyszedł z ukrycia. Odetchnął z ulgą.
-powariowały dzisiaj te baby – stwierdził. Na ulicy rwetes, panna Abigail, Amelia, Wirginia i jeszcze jakaś kłócą się o jakieś kartki walentynkowe … wasz Hank został spoliczkowany … a ja tu siedzę i ukrywam się, niczym jakiś złoczyńca – zmartwił się Roy.
-Hank Meyers? – zdziwił się Ben – za co? Przecież on poza Abigail świata nie widzi
-zaraz nam to sam wyjaśni – powiedział Adam, który dostrzegł przez okno nadjeżdżającego Hanka.
-Joe! – rozległ się krzyk Hanka – Joe! Gdzie jesteś?
--Hank, może potem …
-nie, dlaczego potem …. Teraz wyjaśnimy o co chodzi – poprosił Adam – Hank. Co się stało?
-Joe napisał mi kartkę walentynkową. Do Abigail – opowiadał wzburzony Hank – miało być serce i wierszyk
- i był – mruknął Joe
-przecież Joe robi okropne błędy ortograficzne, a ty to wysłałeś nauczycielce? – zdziwił się Adam
-w TYM wierszyku nie było błędów – uniósł się honorem Joe
-skąd ta pewność? – cicho zapytał Adam
-Joe go przepisał, jak sam określił „z pewnego źródła” –wyjaśniał Hank – i rzeczywiście Abigail nie o błędy się wściekła …
-z jakiego źródła? – dociekał Adam – Hank, czy pamiętasz ten wierszyk?
-mam go w sercu … wyryty wręcz – dumnie odparł Hank i wyrecytował:
„Jesteś dla mnie niebem
Słońcem i Księżycem
Kocham tylko Ciebie
Jesteś moim życiem
Czekam w każdą noc i dzień
Aż we śnie lub na jawie pojawisz się
Obejmie mnie choć Twój cień
A ja Ci powiem „Kocham Cię”
Twój Hank”
-Joe! – rozdarł się Adam – grzebałeś w MOICH rzeczach! Ty! Ty!
-Adam – łagodził Ben – skąd to przypuszczenie, że Joe przeszukiwał twoje papiery?
-skąd? To wiersz, który napisałem dwa tygodnie temu dla Adaminy! Wysłałem go do Bostonu! – grzmiał Adam – a nie do Abigail. Choć nie mam nic przeciwko Abi – zastrzegł.
-Joe! – zdenerwował się Hank – to nie ty to ułożyłeś ? Jak mogłeś! Nie dość, że sprzedałeś go jeszcze paru chłopakom i teraz kobiety kłócą się, to jeszcze ukradłeś go bratu – zgorszył się Meyers
-Joe sprzedał MÓJ wiersz? – zapytał Adam głosem elegancko wychowanej pumy – komu? Kto teraz czyta te słowa?
-Abigail, Amelia, Wirginia, Lilian i Betty i jeszcze jakieś panny. One wszystkie twierdzą, że takie piękne słowa, to tylko Adam Cartwright mógł napisać – uprzejmie i z niejaką satysfakcją wyjaśnił Hank – chyba się wybierają do ciebie po wyjaśnienia – dobił przyjaciela.
Adam rzucił się w stronę Joe
-Adam! Jesteśmy braćmi! – przypomniał mu rodzinny beniaminek
-przyrodnim! Tylko przyrodnim! – syknął przez zaciśnięte zęby Adam. Gonitwa przeniosła się na podwórko, potem Joe uciekał obok corralu. Z zadowoleniem stwierdził, ze uzyskał sporą przewagę nad starszym bratem, cóż, był młodszy, lżejszy i … bardzo przestraszony. Niestety, nie miał powodu do radości. Adam zwolnił, gdy zobaczył bardzo użyteczny przedmiot. – Przyda się na pasikonika. Zobaczymy, czy nie wyszedłem z wprawy?-pomyślał. Joe rwał przed siebie niczym rączy mustang. Wtem usłyszał znajomy świst i mocna pętla zacisnęła się wokół jego ramion. Został obalony na ziemię.
-Adam! Chciałem być tak jak ten grecki … no ten o którym nam opowiadałeś – ze skrzydełkami … Amor, albo Kupido. Tak się starałem! – zakwilił
-o! Tak! Bardzo się starałeś. A teraz ja się postaram – odparł starszy brat z trudem hamując narastającą ochotę do przeciągnięcia braciszka po glebie przez całą powrotną drogę do domu. Pewnie pa byłoby przykro – pomyślał i pozwolił Joe iść na własnych, lekko uginających się nogach.
Dotarli do domu. W salonie zdjął z Joe pętlę. Rozpoczęło się przesłuchanie.
-Joe! Joe! Kiedy zmądrzejesz? – kolejny raz Ben zadał to retoryczne pytanie.
-ale pa … to był świetny interes. Wszyscy kupowali te kartki z wierszykami – tłumaczył się Joe.
-z wierszem Adama?
-nie, Adama tylko kilka razy przepisałem. Resztę sam ułożyłem – pochwalił się Joe, nie znajdując jednak aprobaty w oczach Bena.
-czyli, te kartki z sercami i wierszykami to wszystkie sprzedawałeś? – upewnił się Ben
-n … nie kilka wysłałem gratis … z własnej inicjatywy … żeby uszczęśliwić ludzi –niepewnie pisnął Joe
-komu? –
-pa … pani Cavendish, pani Richardson, pani Dolores, pastorowi …
-co! – ryknął Ben – pastorowi?!
-no tak, on jest wdowcem. Od kilku lat, to wysłałem mu kartkę z inicjałami M.G., ze niby od panny Meredith … Tej co grywa … Joe urwał widząc furię w oczach pa
-Joe! Jak ja się teraz w kościele pokażę? Mało tego … jak mnie wykończą twoje dowcipy i zejdę z tego świata, to nawet mnie nie pochowacie na cmentarzu … a już na pewno pastora na moim pogrzebie nie będzie! Nie wiem, trzeba będzie ufundować witraż … co ja mówię … witraż to za mało … dzwon raczej, żeby nam było wybaczone – jęczał zdruzgotany Ben – Joe! Miesiąc czyszczenia stajni i zakaz wyjazdów do Wirginia City – dodał.
Na drugi dzień Ben pojechał do miasta. Chciał załagodzić sprawę z pastorem. Cóż! To, że panie nie odpowiadały na jego ukłon, to jakoś mógł przeżyć. Przejdzie im, ale pastor…
Wszedł do kościoła. Obok fisharmonii, na której rozłożone były nuty stal pastor … wpatrzony w pannę Meredith, jej ręce spoczywały na klawiaturze. Kobieta nie grała. Zastygła wpatrzona w twarz pastora. Dla tych dwojga świat w tej chwili przestał istnieć. Na ich twarzach malował się zachwyt, zauroczenie, oszołomienie. Ben poczuł, że … jest tu zbędny, niepotrzebny i powinien wrócić do domu.
No tak, kto by pomyślał? Jednak jest jakaś korzyść z psot Perły Ponderosy … Meredith jest bardzo miła i nareszcie szczęście się do niej uśmiechnęło. Pastor też … jest dobrym człowiekiem. Właściwie są dla siebie stworzeni. To … wspaniała para. Jak to nigdy nie wiadomo … Są rzeczy na niebie i ziemi … – uśmiechnął się Ben.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 13:48, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Camila
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 4515
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 14:39, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Joe to ma pomysły.
Skończył na lasso i dobrze. Kara musi być
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zorina13
Administrator
Dołączył: 18 Sty 2012
Posty: 18575
Przeczytał: 3 tematy
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: z San Eskobar Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 15:19, 27 Lut 2015 Temat postu: Opowiadanie walentynkowe |
|
|
Lekki ,bardzo wesoły fragment.
A Joe jednak komuś pomógł ,pastor i Meredid są stworzeni dla siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mada
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 28 Wrz 2013
Posty: 7477
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:57, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Ewelina napisał: | Joe, bardzo z siebie zadowolony siedział przy stole. Nogi oparł wygodnie o jego blat. Dotknął kieszeni z radością wyczuwając tkwiący w niej pękaty portfel. Tak – pomyślał z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku – Tak! Ma się tę główkę do interesów. Nie tylko Adam jest tym najsprytniejszym w naszej rodzinie. A i trochę dobrych uczynków się spełniło. Bezinteresownie! To się też liczy! |
Oj, coś mam przeczucie, że te dobre uczynki nie wyjdą mu na dobre. Szybkie zdobycie gotówki też mi jakoś pachnie laniem.
Ewelina napisał: | Adam siedzący w wygodnym niebieskim fotelu spod oka obserwował brata. Dlaczego Joe jest taki zadowolony? - zastanawiał się – zwykle usta mu się nie zamykają od narzekania, albo chce pożyczyć kilka dolarów … a dzisiaj stale dotyka kieszeni, jakby tam trzymał sporo gotówki? |
Adam jest wnikliwym obserwatorem. Zachowanie brata nie uszło jego uwadze.
Ewelina napisał: | Do salonu wpadł Ben. Wściekły. |
Zaczyna się!
Ewelina napisał: | -co się stało? – zaryczał Ben –twój ojciec został dzisiaj wyzwany od lubieżnych satyrów, obleśnych starców i nieobyczajnych rozpustników |
Ben nie ma powodów do radości. Kto go wyzwał i dlaczego? Pewnie zaraz się dowiemy. Stawiam głowę, że Joe maczał w tym palce.
Ewelina napisał: | -oczywiście, że nie ja! – ryknął Ben – były podpisane inicjałami „B.C. – hentny wdowiec”, albo „B.C.- dziarski wdowiec”. |
Padłam i leżę.
Ewelina napisał: | -dlaczego pani Cavendish tak się zdenerwowała – padło pytanie z niebieskiego fotela
-bo tę kartkę dostała jej córka Jenny – jęknął Hoss |
Może panią Cavendish zdenerwowało to, że kartkę dostała córka, a nie ona.
Ewelina napisał: | Ty i ja
To serduszka dwa
Kohaj mnie tak jak ja cie
Jesteś piękna jak rurzy kwiat
Zasłoniłaś mnie świat
Twoje okongłości
Godne som miłości
Co noc myślę o tobie
Bes ciebie czuję się jak w grobie
Tfuj Walentynkowy
Ohoczy wdowiec B.C.. |
Ben pewnie pali się ze wstydu także z powodu błędów ortograficznych.
Ewelina napisał: | -te błędy … mruknął zamyślony Adam … jakbym już gdzieś je widział … |
Adam już wie.
Ewelina napisał: | -mogę! Zapewniam cię, że mogę! – stanowczo odparł Roy – chyba, że … - zawiesił złowieszczo głos – jako szeryf urzędowo stwierdzę, że na kartce było nie „R” a „B” i wtedy to będzie twój problem – zagroził dzielny stróż prawa.
-Hop Sing! Zaprowadź pana Roy’a do piwnicy i ukryj go tam – cicho zarządził Ben. Dolores po jakimś czasie odjechała zwiedziona zapewnieniami Cartwrightów, że szeryf zostawił u nich konia, wziął innego wierzchowca, wypoczętego i ruszył w stronę Meksyku aby ścigać bandytów.
Roy wyszedł z ukrycia. Odetchnął z ulgą. |
Biedaczysko. Nie chce być ogierem.
Ewelina napisał: | -w TYM wierszyku nie było błędów – uniósł się honorem Joe
-skąd ta pewność? – cicho zapytał Adam
-Joe go przepisał, jak sam określił „z pewnego źródła” –wyjaśniał |
To Joe potrafi przepisać bez błędów? To już jakiś sukces.
Ewelina napisał: | -skąd? To wiersz, który napisałem dwa tygodnie temu dla Adaminy! Wysłałem go do Bostonu! – grzmiał Adam – a nie do Abigail. Choć nie mam nic przeciwko Abi – zastrzegł.
-Joe! – zdenerwował się Hank – to nie ty to ułożyłeś ? Jak mogłeś! Nie dość, że sprzedałeś go jeszcze paru chłopakom i teraz kobiety kłócą się, to jeszcze ukradłeś go bratu – zgorszył się Meyers |
Joe ostro narozrabiał. A taki był z siebie zadowolony … Adam mu chyba nie daruje, a Ben zastosuje ostre środki wychowawcze.
Ewelina napisał: | Obok fisharmonii, na której rozłożone były nuty stal pastor … wpatrzony w pannę Meredith, jej ręce spoczywały na klawiaturze. Kobieta nie grała. Zastygła wpatrzona w twarz pastora. Dla tych dwojga świat w tej chwili przestał istnieć. Na ich twarzach malował się zachwyt, zauroczenie, oszołomienie. Ben poczuł, że … jest tu zbędny, niepotrzebny i powinien wrócić do domu. |
Piękna scenka. Choć raz psota beniaminka na coś się przydała.
Ewelino, przezabawne opowiadanie. Roy uciekający przed Dolores, Adam łapiący niesfornego braciszka na lasso, Ben wyzwany od satyrów oraz kartki walentynkowe z błędami ortograficznymi rozbawiły mnie i wprawiły w znakomity nastrój. Świetny pomysł.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 19:09, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
zaskoczenie goniło zaskoczenie... skomentuję później... Ale fragment bardzo ciekawy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aga
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 29 Paź 2013
Posty: 19929
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:20, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Ewelina napisał: |
-co się stało? – zaryczał Ben –twój ojciec został dzisiaj wyzwany od lubieżnych satyrów, obleśnych starców i nieobyczajnych rozpustników
-co?!!! –
-a do tego trzy panie usiłowały mi wmówić, że ja … - sapnął Ben – JA uwodziłem je, wysyłając do nich kartki walentynkowe z miłosnymi tekstami!.
-ty?! Pa! – zgorszył się Adam
-oczywiście, że nie ja! – ryknął Ben – były podpisane inicjałami „B.C. – hentny wdowiec”, albo „B.C.- dziarski wdowiec”. |
Od razu wiedziałam, że Joe maczał w tym palce.
Ewelina napisał: | Uderzyła go tacą na której leżał ostatni kawałek sernika. Z rodzynkami! – Hossowi nie mieściło się w głowie, jak można było zmarnować taki pyszny kawałek ciasta. |
I tu omal nie udławiłam się pieczarką.
Ewelina napisał: | ....wrzeszczała tylko, że taki stary cap jak pa powinien zająć się grzaniem d… no … siedzenia przy kominku, a nie uganiać się za spódniczkami … i młodymi dziewczętami … |
Tu już leżałam....
Ewelina napisał: | – a co potem było? – zapytał
-potem to ona schowała kartkę i powiedziała, że jak skończę pić kawę, to porozmawiamy i ona sobie obejrzy mój … rewolwer … to nie jest śmieszne – zaprotestował na widok min Cartwrightów. |
Ależ to jest śmieszne.
Ewelina napisał: |
-mogę! Zapewniam cię, że mogę! – stanowczo odparł Roy – chyba, że … - zawiesił złowieszczo głos – jako szeryf urzędowo stwierdzę, że na kartce było nie „R” a „B” i wtedy to będzie twój problem – zagroził dzielny stróż prawa. |
Desperacja Roy'a obłędna.
Ewelina napisał: | -Joe go przepisał, jak sam określił „z pewnego źródła” –wyjaśniał Hank – i rzeczywiście Abigail nie o błędy się wściekła … |
Nagłe zainteresowanie Adam bezbłędnie napisanym wierszem od razu wskazał na źródło.
Ewelina napisał: | -Adam! Jesteśmy braćmi! |
Tu omal nie udławiłam się kolejną pieczarką.
Ewelina napisał: |
[i]No tak, kto by pomyślał? Jednak jest jakaś korzyść z psot Perły Ponderosy … Meredith jest bardzo miła i nareszcie szczęście się do niej uśmiechnęło. Pastor też … jest dobrym człowiekiem. Właściwie są dla siebie stworzeni. To … wspaniała para. Jak to nigdy nie wiadomo … Są rzeczy na niebie i ziemi …– uśmiechnął się Ben. |
W morzu nieszczęść i spustoszeń jakie poczynił Joe kropla przeważyła na jego szalę.
Ewelina to było świetne. Uśmiałam się do łez.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Pią 20:21, 27 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 11 Lut 2014
Posty: 9155
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 21:02, 27 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Ewelina napisał: | Joe, bardzo z siebie zadowolony siedział przy stole. Nogi oparł wygodnie o jego blat. Dotknął kieszeni z radością wyczuwając tkwiący w niej pękaty portfel. Tak – pomyślał z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku – Tak! Ma się tę główkę do interesów. |
No, skoro Joe tak sobie pomyślał, to nie może być dobrze
Ewelina napisał: | Do salonu wpadł Ben. Wściekły. Zdjął kapelusz. Z włosów posypały się jakieś okruchy na które z rozpaczą popatrywał Hoss.
-co się stało? Pa – zapytał Adam
-co się stało? – zaryczał Ben –twój ojciec został dzisiaj wyzwany od lubieżnych satyrów, obleśnych starców i nieobyczajnych rozpustników |
Wściekły Ben potwierdza moje podejrzenia, co do Joe
Ewelina napisał: | -to było straszne – jęknął Hoss- pani Cavendish zaczęła wyzywać pa od wyuzdanych starych lubieżników! Uderzyła go tacą na której leżał ostatni kawałek sernika. Z rodzynkami! – Hossowi nie mieściło się w głowie, jak można było zmarnować taki pyszny kawałek ciasta. |
Zdaje się, że Hossowi bardziej szkoda było sernika niż Pa
Ewelina napisał: | Tfuj Walentynkowy
Ohoczy wdowiec B.C..
-te błędy … mruknął zamyślony Adam … jakbym już gdzieś je widział … Joe poruszył się niespokojnie. |
Adam już wie. Tylko Joe mógł "sadzić takie byki"
Ewelina napisał: | Zjadłem szarlotkę, pochwaliłem, że dobra, a ona wyciąga tę kartkę, pokazuje mi i mówi „Roy, nie wiedziałam, że z ciebie jeszcze taki ogier” . Ben z trudem pohamował się od wybuchu śmiechu – a co potem było? – zapytał
-potem to ona schowała kartkę i powiedziała, że jak skończę pić kawę, to porozmawiamy i ona sobie obejrzy mój … rewolwer … to nie jest śmieszne – zaprotestował na widok min Cartwrightów. |
Być może dla Roya nie była to wesoła historia, za to dla Cartwrightów i owszem
Ewelina napisał: | -Joe sprzedał MÓJ wiersz? – zapytał Adam głosem elegancko wychowanej pumy – komu? Kto teraz czyta te słowa?
-Abigail, Amelia, Wirginia, Lilian i Betty i jeszcze jakieś panny. One wszystkie twierdzą, że takie piękne słowa, to tylko Adam Cartwright mógł napisać – uprzejmie i z niejaką satysfakcją wyjaśnił Hank – chyba się wybierają do ciebie po wyjaśnienia – dobił przyjaciela.
Adam rzucił się w stronę Joe
-Adam! Jesteśmy braćmi! – przypomniał mu rodzinny beniaminek
-przyrodnim! Tylko przyrodnim! – syknął przez zaciśnięte zęby Adam. |
Ta elegancko wychowana puma obezwładniła mnie Małemu Joe nic już nie pomoże
Ewelina napisał: | No tak, kto by pomyślał? Jednak jest jakaś korzyść z psot Perły Ponderosy … Meredith jest bardzo miła i nareszcie szczęście się do niej uśmiechnęło. Pastor też … jest dobrym człowiekiem. Właściwie są dla siebie stworzeni. To … wspaniała para. Jak to nigdy nie wiadomo … Są rzeczy na niebie i ziemi … – uśmiechnął się Ben. |
I proszę, jednak psoty Joe przyniosły coś pozytywnego. Tych dwoje odnalazło się i mają szansę na piekne uczucie
Ewelino, cieszę się, że wkleiłaś kolejne opowiadanie - bardzo udane, a przy tym lekkie i niezwykle dowcipne. Prawdziwa perełka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Bonanzowe forum to mój dom
Dołączył: 03 Cze 2012
Posty: 25205
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 19:56, 28 Lut 2015 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarze. Zdaje się, że Landon w młodości miał spore problemy z ortografią. Dortort kiedyś w wywiadzie narzekał na błędy ortograficzne w jego scenariuszach
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|